“WILL YOU…
DRINK COFFEE WITH ME…?”
typ: oneshot, dodatek do TM (akcja
rozgrywa się jakiś czas po „Colorful”)
gatunek: angsto-fluff, obyczaj, drama
paringi: 2min, JongTae (?!), pobocznie:
Taemin/Henry, Minho/Yuri
ostrzeżenia: dużo draaamyyy [*], przekleństwa + mały trolling
długość: 24 573 słów (!!!)
długość: 24 573 słów (!!!)
narrator: Taemin
uwagi: pod każdym ♥ znajduje się link z muzyką~
1.
Kolory zawsze mnie fascynowały. To była jedna z tych
rzeczy, które od lat niezmiennie kojarzyły mi się z ojcem. Czasem łapałem się
na tym, że instynktownie szukam ich ukrytego znaczenia, starając się dopasować
różne uczucia i emocje do każdego z milionów istniejących na świecie odcieni,
zastanawiając się przy tym mimo woli, jak tata nazwałby ten kolor. Trochę
głupie i sentymentalne z mojej strony, przyznaję. Na szczęście dawno już przestałem
walczyć z tą lekko kompromitującą i niejednokrotnie nieźle irytującą częścią
mojej duszy, która najwidoczniej należała do melancholijnego romantyka.
Właśnie dzięki kolorom zacząłem malować, co zresztą było
chyba dosyć oczywiste. Chociaż szare ołówki i szkicowniki były w większości
przypadków zdecydowanie wygodniejsze, to jednak ciężko było wyobrazić sobie, by
szorstkie strony zeszytu zastąpiły gładką delikatność płótna. Uczucie sunięcia
pędzlem po miękkiej strukturze, lekkie ruchy dłoni, które nie zawsze musiały
być precyzyjne, ale przede wszystkim mieszanie mozaiki barw na palecie – to
była kwintesencja tego wszystkiego, w tych kilku z pozoru prostych rzeczach
znajdowała się cała filozofia tworzenia sztuki. Nieważne, co się malowało.
Nieważne, czy były to niezidentyfikowane maziaje, czy przyszłe wielkie dzieło.
Sztuka była uczuciem, nie pracą czy zadaniem domowym do odwalenia. Najlepsze w
niej były właśnie te emocje, które wywoływała.
Okej, dobra, koniec tego filozoficznego pieprzenia o
niczym, używania wyszukanych metafor których pewnie i tak nikomu nie będzie się
nigdy chciało rozbierać na czynniki pierwsze, celem dojścia do tego, co autor
miał na myśli. Smutna prawda jest końcowo taka, że nikt i tak nie zrozumie
podniosłego uczucia towarzyszącego tworzeniu sztuki, jeśli sam nie ma w sobie
nic z artysty. Więc idąc tym tropem, moje produkowanie się w tym temacie jest
kompletnie bezsensowne.
Jeśli jednak już przy barwach jesteśmy, muszę dodać, że te
same kolory wyglądają zupełnie inaczej na różnych tworzywach i konstrukcjach.
To pewnie nie odkrycie Ameryki, ale taki właśnie był temat mojej pracy
semestralnej – odcień perspektywy.
Dosyć patetyczne, jeśli miałem być szczery, ale tak to już chyba było urządzone
na studiach, że ambitni ludzie mieli obowiązek komplikować sobie życie zamiast
walić prosto z mostu. Cóż, gdybym to ja prowadził zajęcia z malarstwa, temat
pewnie brzmiałby „namalujcie obrazek na czymś, co nie jest papierem, wy mało
kreatywni i zbyt ambitni frajerzy”, ale profesor Cha ograniczyła się do
banalnego „zaskoczcie mnie”. To prawda, parę akapitów wcześniej zapewniałem, że
w sztuce nie chodzi o odwalanie zadań domowych, ale o kreatywność, uczucia oraz
duchowe połączenie ze swoimi wewnętrznymi, artystycznymi czakrami.... I właśnie
dlatego postanowiłem bardzo kreatywnie połączyć wszystkie te uduchowione bzdety
z czymś jednocześnie miłym i przyjemnym, a przy tym wyjątkowo
satysfakcjonującym.
- Aaaauuu… Aaahhh! Taaaemin… Ahh, PRZESTAŃ! Czy ty musisz
być taki brutal-aaaaahhh…! Czekaj, haha, to akurat było przyjemne - …Zrób to
jeszcze raz. AAAA, TAE… TAEMIN! Nie to! Stop! Alarm czerwony! Parzy, do
cholery…!
- Alarm czerwony…? – powtórzyłem powoli, łaskawie na moment
zaprzestając czynności, w jakiej akurat byłem całkowicie zatracony. –
Ustaliliśmy jakiś alarm? Próg bezpieczeństwa, jak w tanim pornolu? Kiedy?
- Daj spokój, nie bądź sadystą – jęknął błagalnie Minho
głosem przytłumionym przez poduszkę, którą wciskał sobie w twarz, wiercąc się
pode mną tak gwałtownie, że musiałem oprzeć dłonie na jego nagich ramionach,
żeby nie spaść z jego bioder.
- Nie rozumiem, o jakim sadyzmie mówisz – powiedziałem ze
stoickim spokojem. Pochyliłem się ostrożnie, żeby nie dotknąć niechcący jego
pleców i zatrzymałem się w odległości kilku centymetrów od jego prawego ucha.
Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na pełen mściwej satysfakcji, okrutnego triumfu
i podwójnej dawki złośliwości uśmiech, którego on, będąc w takiej pozycji,
niestety nie mógł zobaczyć, ale byłem pewien, że sobie go idealnie wyobrażał.
Przytykając lekko usta do płatka jego ucha, wydałem z siebie złowieszczy szept:
- Ja tu tylko tworzę sztukę. – Zabrzmiało nieco drapieżnie, co zresztą było w
mojej intencji, ale jego jedyną reakcją był cierpiętniczy skowyt. Wyprostowałem
się więc, przewracając oczami. – No dobra, tworzę sztukę i odwalam zadanie
domowe. Może to się faktycznie jakoś łączy. Nieważne. Daj spokój, jesteś dużym
chłopcem, wytrzymasz. Dla sztuki?
Prychnął, nadal z twarzą zatopioną w poduszce.
- Raczej dla ciebie, bo dla sztuki nie poświęcałbym się tak
nigdy w-aaaaahhhhh, TAEMIN! BEZ UPRZEDZENIA?!
- Wybacz. Aż się zamyśliłem ze wzruszenia. Nikt nigdy
jeszcze dla mnie nie dawał się polewać gorącym woskiem, wiesz?
- Uhhh… Jak stąd wstanę, to cię zamorduję. Dlaczego nie
możesz do tego używać zwykłych farb, jak zrobiłby to każdy, normalny człowiek?
- Ponieważ to byłoby za mało kreatywne i zniszczyłoby mi
wizję. Ale nie martw się, farb też już użyłem. To była ta przyjemna część,
którą chyba przespałeś i obudziłeś się dopiero na samo wykańczanie woskiem.
Na to już nic mądrego nie odpowiedział, tylko westchnął
ciężko i ukrył twarz z powrotem w materiale poduszki. Uśmiechnąłem się do
siebie zwycięsko, myśląc z pewnym rozczuleniem, że on naprawdę dałby mi ze sobą
zrobić praktycznie wszystko, do tego stopnia był skończony dla świata. Gdybym
kazał mu skoczyć w ogień, prawdopodobnie zrobiłby to, chociaż z drugiej strony
kiedy mówiłem mu, żeby przestał wlewać w siebie hektolitry kofeiny, bo w końcu
kiedyś umrze na nadciśnienie, to mnie nie słuchał. Najwyraźniej jednak istniała
rzecz, która przeważała nad jego dozgonną miłością do mnie. Przegrać z kawą, to
naprawdę kompromitujące.
W milczeniu kontynuowałem swoją pracę, decydując się w
końcu zmienić kolorowy wosk ze stopionych świeczek na zwykłą farbę, niech ten
przewrażliwiony Żabol zna moją litość. Był spokojny poranek w Seulu, początek
jednego z tych rzadkich dni, kiedy obaj mieliśmy zajęcia w późniejszych
godzinach. Słońce już przebijało się przez zasłony, a w dole za oknem słychać
było świsty kół samochodowych, zawzięte klaksony, w które bezlitośnie walili
spóźnieni kierowcy i cały ten gwar ulicy tworzył dziwnie przyjemną atmosferę.
Zdecydowanie wolałem bezustanny hałas od monotonnego spokoju małego miasteczka.
Przypominał mi, że moje życie zmieniło się całkowicie.
Wracając jednak na ziemię i nawiązując do aktualnej
sytuacji: ledwo wybudziłem się tego ranka z ciężkiego snu, splątany w kołdrę i
rozwalony jak pan i władca na całej powierzchni leżącego na ziemi materaca –
pierwszym, co zauważyłem, była obecność Minho, którego niechcący zepchnąłem we
śnie na podłogę i do tego zabrałem mu całe okrycie. W pierwszej chwili zdziwiło
mnie to. Prawie zawsze wychodził wcześniej niż ja. Będąc super ambitnym
studentem prawa i muzyki harował jak wół, czy raczej naćpana kofeiną sarenka
Bambi, jakkolwiek ciężko sobie to zwizualizować. Nie było go od świtu do nocy,
właściwie rzadko kiedy widywaliśmy się w ciągu tygodnia, nawet pomimo wspólnego
mieszkania. Uniwerek, biblioteka, drugi uniwerek, praca w kawiarni – tak mniej
więcej kursował mój tak zwany chłopak, przerywając tę trasę przystankami na
mocne cappuccino. A ja tym czasem, artysta za dwa wony, nawet nie mogłem
dołożyć się do rachunków za nasze mieszkanie. Cóż, głównie dlatego, że
zwyczajnie mi nie pozwalał, ale sam zaczynałem źle się z tym czuć. Byłem
przyzwyczajony do radzenia sobie samemu, oszczędzania i skrupulatnego
przeliczania ile i na co mam wydać, natomiast fakt, że żyłem na czyjeś konto
niczym jakiś pasożyt, nadal był dla mnie głęboko frustrujący. Tego typu
niepotrzebne wyrzuty sumienia dopadały mnie ostatnio denerwująco często, a ja
nie wiedziałem, jak skonfrontować Żabola w tej sprawie, żeby wreszcie wziął
mnie na serio i zrozumiał, że nie chciałem pozostawać w naszej relacji
całkowicie bierny, czując się jak biedna sierota, która żeruje na kasie swojego
bogatego chłopaka.
Zakląłem pod nosem, kiedy ręka z pędzlem lekko mi drgnęła i
pejzaż na plecach Minho przecięła niewielka, ale zdecydowanie niepożądana,
niebieska krecha. Zdmuchnąłem włosy z czoła i zmieniłem pozycję, schodząc z jego
bioder na materac, żeby spojrzeć na swoje dzieło pod innym kątem. Nie było źle.
Namalowałem dość melancholijny i smutny krajobraz, ale większość moich pseudo
dzieł była utrzymana w takim kimacie, bo pesymistycznej psychiki nie dało się
niestety tak łatwo wymienić. Celem malowania na ciele Minho było pragnienie
zobaczenia, jak obraz żyje.
Połyskujący, kolory wosk miał dodać realizmu i trójwymiarowości. Przez chwilę z
pewnym podziwem obserwowałem, jak obraz porusza się delikatnie na umięśnionej,
miękkiej powierzchni, poprzecinanej dolinami zagłębień i pagórkami łopatek oraz
ramion. Wrażenie było niesamowite, aż przybiłem sobie mentalną piątkę za ten
pomysł. Profesor Cha miała rację. Wszystko zależało od perspektywy.
To nie był pierwszy raz, kiedy Minho zostawał moim modelem,
niekoniecznie z własnej woli. Najwyraźniej jemu to jednak nie przeszkadzało, co
mnie zresztą nigdy nie dziwiło.
Zmarszczyłem brwi, w myślach odnotowując, że następnym
razem będę musiał spróbować malowania na jego klacie.
- Skończyłeś? – Rzeczona żywa sztaluga uniosła lekko głowę
znad poduszki, wyczuwając, że od dłuższego czasu nie maluję. Był cały
rozczochrany, z włosami stojącymi we wszystkie strony świata i odbitym od
poduszki wzorkiem na lewym policzku. Zamrugał z dezorientacją, starając się
skupić na mnie zaspany wzrok. – Co to właściwie jest, hmm? Mona Lisa?
- Tak, Mona Lisa z wąsami i penisem, moja interpretacja –
odparłem dla świętego spokoju, przewracając oczami, za co zostałem obdarzony
szerokim, wciąż lekko nieprzytomnym uśmiechem.
- Czyli mogę już wstać i zmyć to z siebie, Leonardo…?
- NIE! Zaczekaj. Muszę zrobić temu sesję zdjęciową, żeby
mieć co pokazać na zajęciach. Poza tym, jeszcze nie wyschło. Nie ruszaj się –
poinstruowałem go cierpliwie, macając dookoła naszego niby-łóżka w poszukiwaniu
telefonu. Minho wymamrotał coś niezrozumiałego, z powrotem opadając na
poduszki, ale chyba już się całkiem rozbudził, bo jego wzrok śledził teraz
uważnie każdy mój ruch. Wielkie, sarnie oczy koloru kawy, wlepiające się we mnie
praktycznie bez mrugnięcia, ze szczenięcym oddaniem, czułością i całą resztą
tych krępujących, romantycznych bzdetów, za każdym razem, gdy tylko nadarzała
się ku temu okazja. To była przynajmniej jedna z tych rzecz, do których chcąc
nie chcąc wreszcie przywykłem. Nie ruszało mnie to już do tego stopnia, że nawet
przestałem się przez to dziewiczo rumienić. Pomijając momenty, kiedy porcja sarniej
czułości zostawała przedawkowana.
Miłość to straszna choroba.
- Okej, mam. – Wyłowiłem komórkę spod sterty porozrzucanych
na podłodze ubrań. – Teraz naprawdę się nie ruszaj. I nie patrz tak na mnie.
Muszę się skupić – dodałem z wyrzutem. Parsknął cicho, ale posłusznie wykonał
moje polecenie i wbił wzrok w przestrzeń, opierając brodę na dłoniach.
Zrobiłem parę ujęć, ustawiając się pod różnymi kątami.
Kiedy skończyłem i popatrzyłem na zrelaksowanego, rozleniwionego Minho,
przyszło mi do głowy, że to jest dobry moment na rozmowę. Z tym zwykle nadpobudliwym i w gorącej wodzie kąpanym
wariatem lepiej się konwersowało, zanim kofeina zaczynała lasować mu mózg.
- Wiesz, ostatnio tak myślałem… - zacząłem ostrożnie,
siadając na materacu ze skrzyżowanymi nogami. – Właściwie zastanawiałem się, co
nasi sąsiedzi sobie o nas myślą. Nie, żeby obchodziła mnie gówniana opinia
obcych ludzi, ale to jednak zastanawiające. Musi im się wydawać podejrzane, że
mieszkamy tu sobie razem. Jeśli spytają, to co im powiesz? Gdybym był twoim
współlokatorem, to powinienem płacić czynsz.
Powoli obrócił ku mnie twarz i uniósł pytająco brwi. Potem
wyciągnął rękę i chciał chyba przewrócić się na bok, żeby mnie do siebie
przyciągnąć, ale w porę podniosłem alarm, przypominając mu, że był teraz
częścią dzieła sztuki i jego mobilność została przez to znacznie ograniczona.
- Nie, bo nie jesteś – powiedział łagodnie, takim tonem
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Jesteś moim chłopakiem,
nie współlokatorem. Tak bym im powiedział, gdyby spytali.
Popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Taaak, to zrozumiałe, że tak byś powiedział. Bo przecież
żyjemy w Vegas, gdzie ludzie wieszają sobie w oknach tęczowe flagi zamiast
firanek, a płeć zmieniają częściej niż skarpetki.
- Cóż, nie żyjemy też w średniowieczu. Skoro Korea chce być
taka podobno do Zachodu, to powinno im zwisać, czemu ze mną mieszkasz.
Po lekkim drganiu kącików jego ust byłem w stanie
stwierdzić, że zwyczajnie się już ze mną droczył, nieudolnie starając się
zachować powagę. Nie wiedzieć czemu, zirytowało mnie to. Nieustanny problem z
Choi Minho polegał na tym, że jemu wszystko wydawało się tak cholernie proste.
- Nic nie rozumiesz! – Odsunąłem się gwałtownie, kiedy
znowu próbował mnie przyciągnąć. – To jest takie… takie nie fair. Czuję się
przez ciebie naprawdę beznadziejnie. To miało być nasze mieszkanie, tak się przecież umawialiśmy.
- I jest nasze! Mieszkamy tu razem, jest nam tu bardzo
dobrze, ja płacę czynsz, ty gotujesz…
- Nie gotuję. Sandara nam gotuje. Do tego i tak tylko w
weekendy, bo w tygodniu jemy na mieście. Wciąż za twoje pieniądze, chociaż
pewnie nie zauważyłeś, bo to takie mało ważne, jak ci banknoty uciekają z
kieszeni. Wszystko tu jest za twoje pieniądze. – Rozejrzałem się po pokoju, ze
złością obejmując wzrokiem meble i najdroższe sprzęty, które nas otaczały.
Jedynym, czego brakowało, było właśnie konkretne łóżko, a i to ledwo
wynegocjowałem, zapewniając Minho, że zepsułoby klimat. – Twierdzisz, że to
wszystko jest nasze, ale prawda jest
taka, że nie czuję się, jakbym miał do tego wszystkiego prawo. Rozumiesz? Nic
tu nie jest moje.
Zdawałem sobie sprawę, że brzmię jak rozkapryszony
dzieciak, ale nie taka była moja intencja. Naprawdę nie podobało mi się, że nie
mogłem mieć swojego wkładu w to mieszkanie. Chciałem też w tym uczestniczyć, a
do tej pory wyglądało to w ten sposób, że byłem tylko biernym obserwatorem,
który jedynie brał, nie dając niczego w zamian.
Minho przyglądał mi się spokojnie, z pewnym subtelnym
pobłażaniem, które zaczynało powoli doprowadzać mnie do szału. W takich
sytuacjach musiałem bardzo się pilnować, żeby trzymać język za zębami i nie
pozwolić Dawnemu Lee Taeminowi wybuchnąć.
- Pomalowałeś ściany. – Przysięgam, że w tamtej chwili od
zdzielenia go po głowie dzielił mnie już maleńki kroczek. Chyba to zauważył, bo
nagle całkiem spoważniał. – Taemin, ty nie musisz mi płacić za to, że tu
mieszkasz. To jest nasze mieszkanie. Nasz własny kąt. Nie mów mi, że czujesz
się tutaj obco, bo to nieprawda, wiem o tym. Ale nie możesz myśleć, że mnie
wykorzystujesz, czy coś w tym stylu, bo dla mnie teraz dawanie ci tego
wszystkiego, domu, szczęścia - to jest dla mnie najwspanialsza rzecz i jedyne,
co mogę zrobić, by wynagrodzić ci te stracone lata. CHCĘ, żebyś czuł się tutaj
swobodnie i nie musiał się niczym martwić. Proszę. Kocham cię i chcę cię
uszczęśliwiać, i mam szczerze gdzieś, co ktokolwiek sobie pomyśli. Ty masz żyć
teraz jak książę, a ja postaram się o to, żebyś tak się poczuł. Co ty na to? Proszę?
Milczałem uparcie, przetwarzając powoli jego słowa i
starając się utrzymać w stałym stanie skupienia, a nie ciekłej papki, w którą
mnie zamieniał za każdym razem, kiedy wygłaszał te swoje tandetnie
sentymentalne monologi. Wpatrywałem się w swoje dłonie, wiedząc dobrze, że
jeśli teraz spojrzę mu w oczy, będę skończony i całą moją siłę woli szlag
trafi, a poważna próba wynegocjowania sprawiedliwych warunków jak zwykle spełznie
na niczym.
W końcu Minho przerwał ciszę, najwyraźniej domyślając się,
że odgrywając obrażoną panienkę, będę się starał zachować resztki godności i
nie odezwę się pierwszy.
- Zresztą naprawdę nie musisz się przejmować czynszem –
powiedział wesoło, tonem sugerującym, że za moment zabije cały patetyczny
nastrój. – Ty mi płacisz w naturze.
Tym razem naprawdę zdzieliłem go po głowie pierwszą
poduszką, jaka wpadła mi w ręce.
- Acha, czyli to jest cennik za to mieszkanie?! Seks z
właścicielem? Wiedziałem, że jest jakiś haczyk!
- Dopóki w papierach nadal widnieje nazwisko mojego ojca
jako prawowitego właściciela, to eww,
nie. Ale łapiesz ogólną zasadę.
Nim zdążyłem się choćby oburzyć, błyskawicznie uniósł się
na łokciach i chwycił za materiał mojej umazanej farbami, roboczej koszulki, w
ciągu kilku sekund sprawnie wciągając mnie pod siebie. Wstrzymałem powietrze,
nie bardzo wiedząc, jaką minę przybrać, ale wyręczył mnie w podejmowaniu tej
decyzji, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy i całując mnie mocno,
gwałtownie, całkowicie z zaskoczenia. Czułem jego triumfalny uśmiech na swoich
własnych wargach, ale nie miałem siły się już bronić. Stało się to, czego
zawsze najbardziej obawiałem się w relacji z Minho – ten człowiek mnie
zniszczył, dosłownie i kompletnie, odbierając mi całkowicie trzeźwość umysłową
i twardy charakter, którym kiedyś się szczyciłem.
Wzdychając żałośnie, poddałem się i objąłem go za szyję,
przyciskając mocniej do siebie, aż prawie całkowicie przygniótł mnie do
materaca swoim ciepłym ciężarem, mrucząc z aprobatą, kiedy pogłębiłem
pocałunek, wślizgując język pomiędzy jego rozchylone wargi. Przeszło mi przez
myśl, że nie umył jeszcze zębów, ale podczas gdy jego poranny oddech powinien
odrzucić mnie na kilometr, w jakiś dziwny sposób wywołał we mnie tylko uczucie
kompletnego rozrzewnienia. Poczułem, jak wsunął mi jedną dłoń we włosy, a drugą
przesunął po moim nagim udzie i w górę pod koszulkę, aż zaczęło brakować mi
powietrza i lekko go od siebie odepchnąłem, oddychając ciężko.
Minho zawisł nade mną z błyszczącymi gorączkowo oczami i
rumieńcami na policzkach. Zakładałem, że wcale nie wyglądałem lepiej.
- Ja ci zaraz pokażę prawdziwą sztukę – mruknął mi do ucha,
muskając ustami moją szyję. Bezwiednie wbiłem paznokcie w jego plecy,
zamierając na moment, kiedy poczułem pod palcami wciąż mokrą farbę. Obraz
musiał być już zrujnowany, a większa jego część znajdowała się na moich
dłoniach.
- Jest za piętnaście dziewiąta – oznajmiłem, zerkając w
kierunku tykającego na szafce budzika, kiedy usta Minho zaczęły znaczyć
wilgotny ślad na mojej szyi i obojczykach, a długie palce zahaczyły o gumkę
bokserek. Doprawdy fakt, że głos mi nie zadrżał, był w tym momencie niesamowitym
cudem, bo wewnątrz wszystko we mnie gorączkowo drgało. – …Za kwadrans musisz
być na zajęciach.
Zastygł na chwilę, jakby głęboko rozważając wszystkie
możliwe opcje. A potem uniósł się nade mną i ze wzrokiem utkwionym w mojej
twarzy, jak gdyby nigdy nic, delikatnie nacisnął udem na moje podbrzusze.
Wydałem z siebie tak żenujący jęk, że do końca życia miałem
zamiar się go wypierać.
Cholera.
Minho uśmiechnął się z dziką satysfakcją, całując mnie
przelotnie w rozchylone usta.
- Zdążę.
2.
Jeśli chodzi o SHINee Cafe, to biznes rozkręcał się bardzo
dobrze. Wiadomo, Seul był wielkim miastem, a konkurencja wręcz nie do przebicia,
ale najwyraźniej wciąż istniało wąskie grono nieskomercjalizowanych, miejskich
hipsterów, którzy woleli przesiadywać w zaciszu małej, przytulnej kawiarenki,
niż w kolejnym Starbucsie na rogu ulicy. Z tego też powodu nasi klienci
stanowili zazwyczaj bardzo interesujące obiekty do obserwacji i dlatego siedząc
tutaj na drugiej zmianie, mogłem sobie do woli pooglądać różnych
ekstrawaganckich dziwolągów. Nie powiem, że nie czułem się wśród nich
niekomfortowo, bo prawda była taka, że doskonale tu pasowali, a ja doskonale
pasowałem do nich. Widocznie taki był już urok niepozornego SHINee Cafe i to odkąd
tylko powstała ta zacna nazwa - przyciągaliśmy świrów jak magnesy, sami nie
będąc całkiem normalni. W zupełności mi to odpowiadało.
Żabol próbował parę razy wyperswadować mi pomysł podjęcia
pracy w kawiarni, twierdząc, że nie powinienem się przemęczać, tylko skupiać
wyłącznie na nauce i zostawić wszystko w jego rękach, ale tutaj znowu zaczynała
się rozmowa o pieniądzach, niesprawiedliwym traktowaniu i podziale obowiązków,
aż w końcu dawał za wygraną. Te potyczki zazwyczaj nie miały najmniejszego
sensu, ale były przynajmniej zdrową odskocznią od zbyt sielankowego krajobrazu,
który czasem zaczynał grać mi na nerwach. Chyba takie było już nasze
przeznaczenie, zresztą jak to się mówi? Nie może być długo zbyt kolorowo, bo w
końcu wszystko zaczyna się pieprzyć i to nawet nie w pozytywnym tego słowa
znaczeniu.
Gdybym wtedy wiedział, jak bardzo miałem rację, może
zastanowiłbym się dwa razy, czy przesłodzona sielanka naprawdę jest taka trudna
do zniesienia…
- No WRESZCIE jesteś! – Usłyszałem czyjś poirytowany głos,
ledwo przestąpiłem próg kawiarni. Już miałem zrobić ostentacyjny w tył zwrot,
nie patrząc nawet, kto chciał mnie aktualnie zamordować, ale Sandara dorwała
mnie, zanim zdążyłem z powrotem otworzyć drzwi. – Zwariować można z wami!
Przychodzicie jak chcecie i kiedy chcecie, a klienci się sami nie obsłużą.
Wiesz, jak brzmi pierwsza zasada etykiety biznesowej?! – Nie wiedziałem.
Pokręciłem potulnie głową, nie śmiąc się odezwać, bo wściekła Sandara była tak
rzadkim okazem, że wydawała się ciekawszym obiektem do obserwacji niż siedzący
przy oknie facet z fioletowym irokezem i wytatuowanymi na twarzy cytatami z
Szekspira. Dara prychnęła z frustracją i podciągnęła na kolanie wysuwającego
się z jej objęć Soo Ha, który z mściwą radością szarpał ją za włosy. Przy tym ani
na chwilę nie rozluźniła uścisku swojej drugiej ręki na moim ramieniu, zapewne
słusznie podejrzewając, że mam ochotę czmychnąć, czekając tylko na dogodny
moment. – Przede wszystkim nigdy nie powinno się zatrudniać własnych przyjaciół
bo nigdy nie będą traktować cię poważnie i jeszcze będą sobie myśleć, że
wszystko im się należy! Popełniam tutaj prawie jawny nepotyzm, a to wszystko
dla was! To ja tu jestem szefową i ja rozkazuję. Ze mną nie ma żartów, nie to
co z tym rozmiękczonym tofu, Jinkim. Rozumiesz, Taemin-ah?!
- Taaak, całkowicie. – Przewróciłem oczami z
niecierpliwością, odbierając jej z rąk usmarowanego czekoladą Soo Ha. Stęknąłem
z wysiłku, zastanawiając się, ile ten bachor ważył, a on, wykorzystując chwilę
mojej nieuwagi, poczuł się w obowiązku odcisnąć mi na policzku upapraną
czekoladowym kremem łapę. Odpowiedź była jasna, najwięcej ważyła jego
demoniczna dusza. – Słuchaj, idź na przerwę – zwróciłem się do Sandary, która
odetchnęła z ulgą, odgarniając do tyłu spocone włosy. – Postaram się ogarnąć
ten bajzel. Jonghyun, Amber i Victoria są?
- Tak, na ladzie. Dzięki, Tae. – Spojrzała na mnie cieplej,
uśmiechając się kątem ust. – Jak tam studia? Dajesz radę?
- Nie jest trudno, jeśli robisz coś, co kochasz – odparłem
krótko, wymijając ją powoli. Stukilowy gówniarz na moich rękach prawie
przygniatał mnie do ziemi, wsadzając upaćkane łapki w moje włosy, ale z
szacunku dla Sandary nie skomentowałem tego. Faktycznie, stałem się ostatnio
zastraszająco miękki. Wszystko przez Żabola. – Hej Amber, hej Vicks. Hej Dino.
Rzucili mi przelotne spojrzenia, nie racząc odpowiedzieć na
moje rezolutne powitanie. Uwijali się gorączkowo za ladą, przyjmując zamówienia
od ustawiających się w coraz dłuższą kolejkę klientów. Odetchnąłem głęboko i
zabrałem się do roboty, starając się przy tym zignorować ciężar wariującego
dzieciaka na swoim ramieniu.
- Co słychać u Minho? – zagadnęła Amber, rzucając mi pod
nos kolejny notes z milionem oczekujących zamówień. Ktoś życzył sobie latte na
odtłuszczonym mleku i z podwójną porcją bitej śmietany, bo to przecież takie
logiczne.
- Wszystko chyba okej.
- Chyba…? Myślałam, że mieszkacie razem.
- Taaa, czasami spotykamy się na śniadaniu albo mijamy w
drzwiach od łazienki. A jeśli nie, to sprawdzam rano, czy jego część materaca
jest ciepła. Zazwyczaj jest, więc uznaję, że wciąż żyje.
Amber pokręciła głową z politowaniem.
- Ten człowiek się kiedyś wykończy. Wciąż mu się wydaje, że
nie jest wystarczająco dobry dla tego świata.
Nie mogłem się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. To było
zdanie, które opisywało Choi Minho wręcz idealnie.
- Prędzej to my się tutaj wykończymy, niż ten mocarny superman
– prychnął Jonghyun, wynurzając się spod lady z kolejną wieżą papierowych
kubków, chyboczącą się niebezpiecznie nad jego głową. – Nie ma co się nad nim litować.
Wiecie jak mówią, ropuchy mają dziewięć żyć i zawsze spadają na cztery płetwy.
- Jestem pewna, że chodziło o koty, Jjong. I dla twojej
informacji, ropuchy nie mają płetw.
Przewrócił oczami, rzucając nam pogardliwe spojrzenie, czym
wprawił nas w kompletne osłupienie. Pogardliwe spojrzenia były z reguły
zarezerwowane dla mnie.
- Wiem, geniusze.
Naprawdę czasem nie mogę uwierzyć, że macie mnie za takiego idiotę. To tylko
moje personalne poczucie humoru.
- Na tyle dziwne, że nikt go nie łapie – skomentowałem,
czując mimowolne drganie w kącikach ust. Poklepałem go niezdarnie wolną ręką,
co demoniczny Soo Ha natychmiast wykorzystał, zanurzając buzię w mojej
perfekcyjnie białej koszuli, przy okazji uwalając ją czekoladowym kremem. Potem
odsunął się, podziwiając swoje dzieło i śmiejąc się szyderczo. Przeszło mi
przez myśl, że dwuletni potworek wyrośnie na kawał złośliwego drania i byłem z
niego niemal dumny.
Piętnaście minut i dwadzieścia zamówień później poczułem,
że głowa zaczyna pulsować mi tępym bólem, jakby ktoś łupał w nią od środka,
spocone włosy przyklejały mi się do czoła, a ramiona dosłownie odpadały. Jedyny
plus był taki, że Soo Ha, widocznie przyzwyczajony do kawiarnianego zgiełku,
znacznie się w tym czasie uspokoił i przestał mnie molestować, coraz częściej
ziewając. Miałem nadzieję, że niedługo zaśnie i będę mógł zanieść go do
kawalerki na górze, którą teraz wynajmował Jonghyun.
Prawie jęknąłem z ulgi, kiedy dzwonek nad drzwiami
zadźwięczał po raz tysięczny, tym razem jednak zamiast przybycia kolejnego
klienta, obwieszczając dumne wejście Kim Kibuma.
Kibum był jedynym z moich starych przyjaciół, z którym od
naszego ponownego spotkania spędzałem niewiele czasu. Mając Amber, Jjonga, Darę
i Jinkiego zwykle na co dzień w pracy, nie mogłem narzekać na brak ich
towarzystwa, które czasami, nie oszukujmy się, bywało większym utrapieniem niż
przyjemnością, ale mimo wszystko nie sądzę, bym chciał zamienić ich na inną
ekipę. Natomiast Kibum był wiecznie zabiegany, zajęty i rozchwytywany przez
całe hordy swoich zapewne ciekawszych od nas znajomych ze studiów. Wstyd się
przyznać, ale nawet nie byłem całkiem pewien, co on studiował, jedynie obiło mi
się o uszy, że to coś związanego z prowadzeniem biznesu. Właściwie pasowało do
niego idealnie - był urodzonym kandydatem na wzorowego biznesmana. Dara czasem
patrzyła na niego krzywo, powtarzając, że kiedyś założy konkurencyjny lokal po
drugiej stronie ulicy i wystawi nas do wiatru, ale póki co nie zapowiadało się
na to. Kibum nie pracował z nami, wpadał kiedy chciał i znikał kiedy miał na to
ochotę, czasem nam pomagając, a czasem zwyczajnie przeszkadzając w pracy. Nie
mogłem dziwić się noonie, że była tym poirytowana. Tym, co niedoszły pan
biznesman od siedmiu boleści zazwyczaj ze sobą przynosił, było totalne
roztrzepanie i jeden wielki chaos, jak gdyby ten i tak już obecny w kawiarni
nie był wystarczający. Z dziwnego powodu mnie to osobiście nie przeszkadzało.
- Cześć, frajerzy. Wow! – omiótł wzrokiem pękający w szwach
lokal i nas, wyciskających z siebie siódme poty za ladą. – Przydałaby wam się
tu jakaś pomoc.
- Co ty nie powiesz – burknęła Amber, popychając go w
stronę zaplecza. – Dara nas wystawiła, więc ty na pewno chętnie zajmiesz się
pilnowaniem ciasteczek, skoro już raczyłeś się tu przywlec.
- On ma rację, powinniście jeszcze kogoś zatrudnić –
rzuciła Victoria. Amber westchnęła.
- Właściwie też o tym myślałam, mam nawet pewnego kandydata
na oku, ale cóż, najpierw szefowa musi go zaakceptować. A jak wszyscy wiemy,
nie jest ostatnio w najlepszym nastroju.
Kiedy Amber i słabo protestujący Key zniknęli na zapleczu,
dzwonek nad drzwiami znowu się odezwał. Przetarłem spocone czoło wierzchem
dłoni, czując stróżkę śliny, którą przysypiający na moim ramieniu Soo Ha
zostawił mi na szyi, po czym przybrałem najuprzejmiejszy uśmiech, na jaki było
mnie w tak ciężkiej sytuacji stać.
- Witamy w SHINee Cafe, czego sobie pani życzy…?
Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był fakt, że
dziewczyna, która przede mną stanęła, kompletnie nie pasowała do tego miejsca.
Miała długie, idealnie proste, czarne włosy i modny płaszcz, a połowę jej
twarzy przysłaniały wielkie, ciemne okulary, których najwyraźniej nie miała w
zwyczaju zdejmować nawet w pomieszczeniu, albo po prostu wydałem się jej zbyt
pospolity, by zechciała zaszczycić mnie widokiem swoich oczu. Wyglądała jak
stała klientka Starbucsa i przez chwilę myślałem, że pomyliła sklepy. Ona
jednak chyba nie miała zamiaru odwrócić się na pięcie i odejść, bo stała przez moment
nieruchomo i, jak się mogłem domyślać – taksowała mnie wzrokiem zza ciemnych
szkieł drogich raybanów.
Typowa lalunia z wyższych sfer. Wolałbym zajmować się
dziesięcioma gówniarzami pokroju Soo Ha, niż ją obsługiwać, bo byłem świecie
przekonany, że zażyczy sobie jakiegoś kosmicznego specjału, oczekując, że jej
go przyrządzę w trzy sekundy, dodatkowo gnąc się w pokłonach. No ale może byłem
po prostu uprzedzony.
- Ehm – odchrząknąłem, całą siłą woli podtrzymując
przylutowany do twarzy, szeroki uśmiech. – Co podać?
- Och. – Tym razem bez namysłu odwzajemniła gest, unosząc
lekko kąciki czerwonych ust. Zreflektowała się i ściągnęła wreszcie okulary.
Była, musiałem przyznać, bardzo ładna. Nagle zaczęły przeszkadzać mi moje
spocone włosy, ubabrana przez Soo Ha koszula i wreszcie sam Soo Ha. – Właściwie…
szukam kogoś. Choi Minho? Znasz go może? Powiedziano mi, że tu pracuje.
Uniosłem brwi, całkowicie zbity z tropu tym niecodziennym
zamówieniem.
- Minho? Taaak, pracuje tu… czasami. Ale obecnie ma chyba
zajęcia. Studiuje.
- Wiem, że studiuje – roześmiała się dosyć nerwowo,
wprawiając mnie automatycznie w jeszcze większe zakłopotanie. – Jestem jego…
znajomą. Ze studiów właśnie. Niedawno wróciłam ze Stanów i chciałam się z nim
zobaczyć, no wiesz… Odnowić starą przyjaźń. Dobrze go znasz?
Zamrugałem.
- …Wystarczająco.
- To świetnie, masz może jego numer telefonu? – uciszyła
się, wyciągając z malutkiej torebki drogiego iPhone’a w błyszczącej obudowie. –
Pewnie zmienił numer tak jak ja po powrocie do Korei i dlatego nie mogłam go
złapać.
- Eeee, nie, właściwie chyba nie mam – wypaliłem, zanim
zdążyłem się nad tym głębiej zastanowić. – Aż tak bardzo się nie przyjaźnimy.
Ale mogę mu przekazać, że o niego pytałaś.
- Byłabym bardzo wdzięczna! – Chwyciła serwetkę i szybko
zanotowała na niej ciąg cyferek. Sulli prawdopodobnie dałaby się zabić za taki manicure,
jaki miała ta dziewczyna.
Wciąż lekko zdezorientowany, wziąłem od niej serwetkę,
zastanawiając się, dlaczego do cholery nagle cały się spiąłem. Obserwowałem w
milczeniu, jak chowała z powrotem telefon i długopis, prostując się wreszcie z
czarującym uśmiechem. Też chciałem się uśmiechnąć, ale moje mięśnie zastygły
nagle w mało przychylnym, raczej obojętnym grymasie i za nic w świecie nie
chciały się poruszyć. Kątem oka zarejestrowałem, że Jonghyun, jakby wyczuwając
ciężką atmosferę, jaka nagle zapadła, przerwał na moment pracę i zerkał teraz
na mnie pytająco, co jakiś czas przenosząc wzrok na dziewczynę, która nadal nie
wychodziła. Za lekko uchylonymi drzwiami na zaplecze też zapanowało jakieś
poruszenie. Usłyszałem głos Kibuma, który gorączkowo tłumaczył coś Amber, ale
nie byłem w stanie wyłapać poszczególnych słów. Za dziewczyną zaczęła ustawiać
się już kilkuosobowa kolejka.
- Jednak na coś się pani skusi? – wydusiłem wreszcie,
przeklinając się w duchu za to, że z niewiadomych przyczyn głos mi nieco zadrżał.
Ocknęła się wreszcie i szybko pokręciła głową, rzucając mi
przepraszający uśmiech.
- Nie, nie, w porządku. Przepraszam, że tak długo cię
trzymam… Już idę. Proszę, powiedz Minho, że byłam. – Machnęła na serwetkę,
którą bezwiednie miąłem w dłoni. – Kwon Yuri. Zapisałam na wszelki wypadek, ale
myślę, że się domyśli. Ach, i słodkie maleństwo. – Jej wzrok spoczął na sekundę
na Soo Ha w moich ramionach. – Twoje?
- …Nie.
- Uroczy. – Wyciągnęła swoje wymalowane szpony, by
delikatnie pogłaskać Soo Ha po policzku, a ja nagle poczułem ogromną chęć wykonania
błyskawicznego uniku. Potem zrobiła coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego,
mianowicie wrzuciła do słoiczka na napiwki plik banknotów i nie przestając
uśmiechać się tajemniczo, odrzuciła na plecy długie włosy. – To… do zobaczenia.
Pozdrów Minho!
Wyszła wreszcie, a ja odetchnąłem z ulgą, wracając do pracy
i starając się poukładać mętlik w głowie. Nie miałem pojęcia, skąd wzięło się
to dziwne uczucie niepokoju, ale zwaliłem je na zwykłe zaskoczenie faktem, że
Minho znał w ogóle kogoś takiego, jak ta bogata laska. Nie, żeby to do niego
nie pasowało - w końcu sam był bogaty, ale on zazwyczaj nie zaprzyjaźniał się z
takimi osobami. Jego przyjaciółmi byliśmy, cóż, my, w większości wyrzutki z problemami i ciężką przeszłością. Minho
lubił obracać się w kręgach takich ludzi, bo czuł się w obowiązku ich naprawić,
udowodnić im, że świat nie jest okrutny i brutalny, a każde przeznaczenie można
zmienić. Zrobił to ze mną, z Jonghyunem, z Sulli, z Donghae - naprawił nasze
życia. A co mógł zaoferować takiej dziewczynie, która wyglądała, jakby miała
wszystko i świetnie sobie ze sobą radziła?
Prawdopodobnie znowu oceniałem ludzi po wyglądzie, a już
dawno obiecałem sobie, że nie będę tego robił, bo to zwyczajnie chamskie i nie
fair.
Po kolejnych pięciu minutach doszedłem do wniosku, że nie
dam rady skupić się na przyrządzaniu zamówień. Wziąłem głęboki oddech i
skierowałem się w stronę schodów na piętro ze śpiącym dzieciakiem w ramionach,
bezlitośnie ignorując odprowadzające mnie, niezadowolone spojrzenie Victorii.
Amber miała rację - SHINee Cafe przydałby się jakiś pomocny dodatek w
personelu.
Ledwo udało mi rozplątać z objęć śliniącego się gówniarza,
dopadł mnie Kim Kibum. Powinienem się już prawdopodobnie przyzwyczaić do jego
widowiskowych wejść smoka i złego nawyku przypierania człowieka do muru bez
słowa wyjaśnienia (nie dosłownie oczywiście, ostatecznie była tylko jedna
osoba, której dawałem się aktualnie przypierać do czegokolwiek, a to i tak
kosztowało mnie trochę ubytków na psychice).
- Nie dałeś jej chyba jego numeru telefonu, co?!
Przycisnąłem palec do ust, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie i wskazałem na
śpiącego Soo Ha. Nie po to niańczyłem diabolicznego bobasa przez ostatnie pół
godziny, żeby zaraz zaczął męczyć mnie od nowa, a wszystko za sprawą
ultradźwięków, które wydawał z siebie ten tleniony bałwan. Key przewrócił
oczami i chwycił mnie za ramię, wyprowadzając z pokoju do mini-kuchni, którą
pamiętałem aż za dobrze z okresu, gdy Minho tutaj mieszkał i to głównie
dlatego, że nadzwyczaj często obściskiwaliśmy się na stole. Bez komentarza,
proszę.
- Kim była ta laska na dole? – zapytałem szybko, widząc, że
już powoli brał oddech, przygotowując się do jakiejś nudnej i mało zrozumiałej
przemowy. Zamarł z otwartymi ustami, wpatrując się we mnie intensywnie, jakby
nad czymś się głęboko zastanawiał. Jego stalowe spojrzenie zawsze wierciło mi
dziury w mózgu w ten lekko niepokojący i frustrujący sposób, ale tym razem
zdecydowałem się to wytrzymać. Poza tym wciąż nie mogłem wyrzucić z siebie
niepokojonego uczucia niepewności, jaki wzbudziła we mnie nieoczekiwana znajoma
Minho, skądkolwiek się znali.
- Kwon Yuri – wyrzucił w końcu Kibum, nagle spuszczając ze
mnie wzrok, jakby w zakłopotaniu. – Nie mam pojęcia, co tu robi, poważnie.
Byłem pewien, że spłonęła na stosie gdzieś w tej całej Ameryce, jak każda
czarownica.
- Studiowała z Minho? – zapytałem, siląc się na zdawkową
obojętność. – Zapisała mi swój numer, żebym mu go przekazał. To jakaś jego
koleżanka, albo…
- Czekaj. Nie mów mi, że nie wiesz, kim jest Kwon Yuri – przerwał mi Kibum,
otwierając szeroko oczy.
Zacisnąłem zęby, coraz bardziej zniecierpliwiony.
- Najwidoczniej nie jest nikim na tyle ważnym, by
zasługiwała na moją uwagę, więc nie.
- Poważnie?! Znaczy… Niemożliwe,
musiał ci o niej chociaż wspomnieć… Ona… To znaczy… - Jąkający się Kim Kibum,
należałoby to uwiecznić dla potomnych. – Uhh, na serio sobie nie przypominasz?
Yuri-tornado? Yuri-przylepa? „Yuri - gdyby nie była Azjatką, urodziłaby się jako
tleniona blondynka, żeby pasowało jej do IQ”…?
- Rozmawiacie o Yuri? – Sandara wynurzyła się z łazienki,
przyglądając nam się z pełną niedowierzania miną. – Wróciła? Była tutaj?!
- Ciszej, Soo Ha śpi. – Wyglądało na to, że tylko ja się
tym przejmowałem. – Przestańcie zachowywać się, jakby w kawiarni pojawił się
duch i powiedzcie mi wreszcie, kim jest ta laska, skoro to takie ekscytujące.
Czuję się nieco zbity z tropu, bo tylko ja się nią nie podniecam. Powinienem
zacząć…?
- Właśnie, ja też chcę wiedzieć, czy powinienem. –
Przyszedł zaintrygowany Jonghyun, który trzasnął za sobą drzwiami do kawalerki
tak głośno, że na moment wstrzymałem oddech, szykując się na rozdzierający ryk
wybudzonego bachora, ale na szczęście młody miał chyba twardszy sen niż przypuszczałem.
Prawdopodobnie po Jinkim.
- Co do diabła, Jonghyun, zostawiłeś na dole dziewczyny
same? W godzinach szczytu?! – Dara na moment wróciła do siebie. – Co jak co,
ale tego na pewno nie powinieneś robić, bo to, że tutaj teraz mieszkasz nie
znaczy jeszcze, że możesz panoszyć się bezkarnie po mojej kawiarni, albo
potrącę ci z pensji i…
- Noona, z całym szacunkiem, ale się zamknij – uciął Kibum,
wyraźnie rozgorączkowany. Na jego blade policzki wystąpiły lekki rumieńce, ale
ciężko było powiedzieć, czy to z ekscytacji czy złości. Spoglądał na mnie
nerwowo, raz po raz otwierając i zamykając usta, jak gdyby chciał coś
powiedzieć, ale nie wiedział, jak zacząć. Przez to jego idiotyczne i
niecodzienne niezdecydowanie ja też zaczynałem coraz bardziej się denerwować,
nie wiedząc, czego mam oczekiwać, ani w ogóle dlaczego cała trójka robiła z
tego taką wielką szopkę. Może moja osobista lista rzeczy, których
nienawidziłem, była już trochę za długa, ale na pewno znalazłby się na niej
jeszcze miejsce dla bezsensownych afer robionych z niczego. To była domena Kim
Kibuma, nie moja. Ja lubiłem konkretne, nie pozostawiające żadnych wątpliwości
i dobitne…
- Kwon Yuri to była dziewczyna Minho.
Uniosłem brwi, wpatrując się w Kibuma z niedowierzaniem i
wolno przetwarzając tę informację, podczas gdy on odetchnął z ulgą, bo to
wyznanie najwyraźniej kosztowało go sporo nerwów. Rozejrzałem się po twarzach
pozostałej dwójki. Wszyscy patrzyli na mnie w napięciu.
Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Obraz Choi Minho z
dziewczyną wydał mi się tak surrealistyczny i abstrakcyjny, że aż zabawny.
Etykietki etykietkami – wiedziałem, że ich nie lubił – ale sama próba
wyobrażenia sobie Żabola w związku z jakąś laską, w dodatku taką pokroju tej
całej Yuri spełzła na niczym. Nie miałem pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi,
ale jeśli Key sądził, że zacznę być zazdrosny o jakąś bogatą lalunię, studentkę
prawa z cholernego Beverly Hills, to się grubo przeliczył.
- Hej, to jest dla ciebie śmieszne? – Dara wyglądała na
wyraźnie zatroskaną. – Nie wspomniał ci o niej ani słowem, a teraz ona pojawia
się ni stąd, ni zowąd w jedynym miejscu, w którym definitywnie nie powinna się
pojawić, a ciebie to bawi? Tae, ty chyba nie rozumiesz wagi sytuacji. Kwon Yuri
to zły omen, miałam nieprzyjemność poznać ją kiedyś i mam dziwne wrażenie, że
jej obecność tutaj oraz fakt, że szukała Minho, nie wróży niczego dobrego.
Jednak dużo bardziej martwi mnie fakt, że on ci o niej nie powiedział.
- Mnie to jakoś nie boli – odparłem z uśmieszkiem. – Minho
mógł być z nią co najwyżej w poprzednim życiu, w sumie nie dziwię się, że go
rzuciła. Takie kasiaste panny zazwyczaj wolą nadzianych celebrytów. Poza tym,
nie mam zamiaru rozliczać go z każdej znajomości. Było, minęło, dawno i
nieprawda. – Chciałem uciąć temat i zręcznie wyminąć zastanawiającego drogę
Jonghyuna, by wrócić na dół, gdzie pewnie Amber i Victoria już planowały
seryjne morderstwo, obgadując nasze leniwe tyłki, ale Kibum mnie zatrzymał.
Skrępowanie całkiem zdążyło już z niego ujść, teraz wyglądał bardziej jak Key,
którego znałem – stał z założonymi na piersi rękami i hardą miną, marszcząc
brwi i mierząc mnie świdrującym spojrzeniem. Och, więc jednak nie obejdzie się
bez typowego monologu króla dramatów.
- To nie było dawno – wysyczał, nie reagując na
ostrzegawcze chrząknięcia Dary. – Taemin, nie rozumiesz. Minho i Yuri chodzili
ze sobą jeszcze w zeszłym roku. Przepraszam, że ci to mówię, bo wiem, że dotrze
to do ciebie ze sporym opóźnieniem i dopiero wtedy się nad tym zastanowisz, ale
Choi umawiał się z Yuri, kiedy ty jeszcze mieszkałeś w SM Town, pozostawiony
sam sobie i do tego bez jakiegokolwiek znaku życia od Minho.
- Kibum, przestań.
– Po raz pierwszy od dawna słyszałem tak stanowczy protest Jonghyuna, który w
dodatku zrobił się nagle przerażająco wręcz poważny. – Tae nie był sam. Ja
przecież zostałem. I Amber…
- Przepraszam, jeśli to brzmi zbyt brutalnie – kontynuował
Key, całkowicie go ignorując. – Ale nie boli cię to? Ani trochę…? Minho
umawiający się z jakąś laską niedługo po tym, jak cię zostawił i nawet teraz,
kiedy do siebie wróciliście, sprawy zaczęły się robić coraz bardziej poważne,
zamieszkaliście razem i tak dalej, a on nadal nie raczył ci wspomnieć o tym
małym incydencie…? Znam Minho i wiem, że dla niego to nic wtedy nie znaczyło i
to ta mała wiedźma się do niego lepiła, ale wciąż… Powinien ci chociaż
wspomnieć, że miał kogoś. I w dodatku ona nagle wraca, pytając o niego. Co
teraz o tym myślisz?
Zrobiło mi się dziwnie sucho w ustach, kiedy tak
wyczekująco na mnie patrzył, oczekując odpowiedzi. Przełknąłem ślinę, starając
się poukładać w głowie właśnie zasłyszane informacje. Nie miałem pojęcia, co
właściwie czułem.
- Key, wyluzuj – wtrącił znowu Jonghyun. – On ma rację, co
było, to było i nie ma co tego roztrząsać. – Poczułem, jak jego umięśnione
ramię oplata mnie w pasie i przyciąga niepewnie. Poklepał mnie niezręcznie po
plecach, co chyba miało być jakiś przejawem jego troski. Potem wydał z siebie
nerwowy chichot. – I to nie tak, że Tae żył przez te dwa lata w całkowitym
celibacie, bez przesady! Przecież chyba nie oczekiwałeś, że będzie czekać
wiernie, aż Minho ogarnie swój żabi odwłok i łaskawie się odezwie. Nikt już nie
robi takich rzeczy, więc wszystko jest rozegrane sprawiedliwie. Prawda, Tae…?
Zamrugałem, niezdolny zmusić mięśni do jakiegokolwiek
ruchu. Nagle poczułem, jak cała krew odpływa mi z twarzy i zrobiło mi się
bardzo, ale to bardzo nieswojo. Mimo woli oparłem się o Jonghyuna, próbując
zapanować nad nagłą słabością, która mnie ogarnęła.
- Tae? – Kibum patrzył na mnie w napięciu, w jego stalowych
oczach pojawiła się nagła troska. – Jjong ma rację? Nie… czekałeś, prawda?
Przez te dwa lata, ty… Spotykałeś się… z kimś… Czy może…?
Zamilkł, kiedy na
niego popatrzyłem. Mój wyraz twarzy powiedział mu wystarczająco.
3.
To nie tak, że po wizycie rzeczonej wieźmy Yuri na
kawiarnię został rzucony jakiś mroczny urok, jak usilnie utrzymywał Kibum,
który zresztą jak zawsze dramatyzował. Fakt faktem, to nie on musiał ocierać
krwawy pot z czoła w godzinach szczytu, kiedy wszystkie Starbucsy w całym Seulu
zostawały wypełnione po brzegi burżuazją, a zwykły, spragniony zwykłej kofeiny plebs
lgnął do zatłoczonego SHINee Cafe. W pewnym sensie cieszyłem się, że cały czas
było coś do roboty, bo coraz więcej wolnego czasu między zajęciami mogłem
spędzać w tym miejscu. To dziwne, ale coraz rzadziej miałem ochotę spieszyć do
mieszkania zaraz po lekcjach, bo i tak wiedziałem, że zastanę je puste. Minho
siedział do nocy na uczelniach, wieczornych wykładach, dodatkowych próbach
gitary i w bibliotekach. Gdyby ktoś spytał mnie, kiedy ostatni raz go
widziałem, musiałbym się nieźle zastanowić. Jedynym, co przypominało mi, że nie
mieszkam sam, były te momenty w środku nocy, kiedy próbując przekręcić się na
drugi bok, natrafiałem na przeszkodę w postaci ciężkiego ramienia oplatającego
mnie ciasno w pasie i wyczuwałem na karku ciepły, miarowy oddech albo
łaskotanie rozczochranych włosów. Były też smsy.
Co robisz? J – MH.
Wykład… - TM.
A potem? :D – MH.
Kawiarnia. O której
będziesz w domu? – TM.
Aaah, nie wygrzebię
się stąd szybko, przepraszam. L
L Milion dziwnych kazusów! Prawo ssie. Nie wierzę, że nadal to robię. Wiesz,
że niedługo będę musiał nosić sztywne garniturki i wsadzić sobie kij w tyłek??
L - MH.
Ha. – TM.
???? Kocham cię????
<3 Przepraszam!!! L
– MH.
Ok, kolacja bd w
lodówce. – TM.
<33333333333333333
– MH.
Tak. Patrząc na to ogólnie, można by uznać, że nasza
relacja zrobiła się dość smutna i raczej zaczęła przypominać związek na
odległość, ale nie mogłem go za to winić. Chociaż prawdopodobnie podświadomie
go winiłem, a on to dostrzegał i było mu z tego powodu przykro. Już dawno
powinienem uodpornić się na to i nie narzekać, czego jak wiadomo nigdy zresztą
nie robiłem, ale dopiero wizyta Yuri zasiała we mnie jakieś niechciane
wątpliwości w sens tego wszystkiego i to mnie niesamowicie denerwowało. Nie
wspominałem o niej Minho, bo jakiś złośliwy, jadowity głos w mojej głowie za
każdym razem mnie powstrzymywał. Możliwe, że to było upierdliwe echo Dawnego
Lee Taemina. Czasem wyłaził ze swojego zamurowanego grobu i był wielkim
dupkiem. Jak za starych, dobrych czasów.
Ciekawiło mnie tylko, czy ta wymalowana laska znalazła
sposób, by dostać się do Minho i czy się z nim spotkała. I co Minho o niej w
ogóle myślał. Czy rzeczywiście chodził z nią w czasie mojej nieobecności? Co do
cholery mu się podobało w tej maniurze?! To nie był jego typ. Znałem jego typ –
wszystko, co było biedne, pokrzywdzone, zabarykadowane we własnej świątyni
rozpaczy, niedostępne i najlepiej bardzo niemiłe. To był jego typ. Wizja Żabola
i bogatej laski była zupełnie odrealniona, nieważne, co mówili Kibum i Dara.
Chociaż w jednej kwestii mieli rację i ciężko było mi przy nich udawać, że się
nie zgadzam – ta informacja oraz fakt, że nigdy się ze mną nią nie podzielił,
sprawiły, że w głębi duszy byłem zły, zdezorientowany i czułem się zwyczajnie
oszukany. Nawet, jeśli uznał to za nic nieznaczący detal, to jednak myśl, że
podczas gdy ja kisiłem się w przeklętym SM Town, nie mając pojęcia, czy go
jeszcze kiedykolwiek zobaczę, on bawił się w najlepsze, najwyraźniej wcale nie
przeżywając rozstania tak bardzo, jak mi się wydawało. Chociaż to zupełnie nie
pasowało do jego charakteru.
Uhhh, cholera! Naprawdę aż trząsłem się w środku z
niecierpliwości, czekając na dogodną chwilę, by go o to zapytać i zmusić do
gadania. Musiałem tylko pamiętać o kontrolowaniu swoich głupich reakcji na
szczenięce spojrzenia jego krowich oczu, godnych postrzelonego jelonka Bambi.
Żabol, kiedy chciał, potrafił zamienić się w całe zoo, jeśli doda się do tego
jeszcze jego żabią twarz i mózg zatrzymany w rozwoju na etapie szympansa.
- Taemin, przestań się głupio gapić w tę filiżankę, mleko
się samo nie spieni. – Dara wyjrzała zza drzwi na zaplecze, trzymając brytfankę
pełną ciepłych ciasteczek. Uśmiechnęła się kpiąco. – Zakochałeś się, czy co?
Aaaa, no tak, wybacz -
- Skończyłaś inspekcję?! Świetnie nam idzie! – Delikatnie
acz stanowczo wepchnąłem ją z powrotem do kuchni. – O, Amber. Jak miło, że nas
zaszczyciłaś swoją obecnością, to nie tak, że umieramy z wyczerpania.
- Nie przesadzaj. – Wyżej wymieniona rzuciła mi na
powitanie radosny uśmiech, który u niej nigdy nie wróżył niczego dobrego. Stanęła
po drugiej stronie lady, najwyraźniej nie mając zamiaru dołączyć się do mnie,
Jonghyuna i Vicky w akcie zbiorowego umierania. Spojrzałem na nią podejrzliwie.
Wyglądała na zdecydowanie zbyt zadowoloną z siebie. – Zawsze przesadza. Taki
już jest, ale przyzwyczaisz się, jak chce, to potrafi stać się uuuuroczy.
Chociaż ja osobiście jeszcze nie doświadczyłam tego cudu. – Uniosłem brwi,
zastanawiając się, kiedy przegapiłem moment, w którym stała się na tyle
psychiczna, by zacząć gadać do siebie, ale zanim zdążyłem to ustalić, stojący
obok niej wysoki chłopak, którego wcześniej uznałem za jednego z tłoczących się
klientów, ukłonił się nisko, wyciągając do mnie rękę.
- Hej. – Miał kasztanowe włosy i uśmiech modela z okładki
Playboya, nie żebym coś takiego czytywał. Po prostu czasem używaliśmy tego na
uczelni jako materiału pomocniczego w rysowaniu ludzkiej anatomii. Dość
niekulturalnie otarłem ręce o fartuch i uścisnąłem jego dłoń. Amber wyglądała
na zachwyconą.
- Henry, to jest Taemin, a tamci to Jonghyun i Victoria.
Darę już poznałeś. Ludzie, to jest Henry, mój kuzyn i nasz nowy pracownik!
Liczę na to, że się zakolegujecie, Henry niedawno wynajął własne mieszkania i
potrzebował kasy, a ja pomyślałam, że skoro wy cały czas narzekacie na brak
wsparcia, to się nam tutaj przyda. – Klepnęła Henry’ego w plecy, co chyba miało
być według niej gestem braterskiej solidarności, a skończyło się na tym, że
omal biedaka nie przewróciła. Szybko się jednak wyprostował, najwidoczniej niezrażony
i przesunął wzrokiem po całej naszej trójce, w końcu zatrzymując spojrzenie na
mnie, pewnie dlatego, że stałem najbliżej. Uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Miło mi was poznać. Sporo o was słyszałem. Oczywiście
same dobre rzeczy.
Jasssne. Z całą pewnością.
Amber odchrząknęła nerwowo, potwierdzając
moje obawy.
- Idę zamienić parę słów z unnie. Wy, dzieciaczki, się
zapoznajcie i postaracie się nie pozabijać, czy coś. Mówię na wszelki wypadek,
z tym tu obecnym Lee Taeminem nigdy nic nie wiadomo!
Zniknęła na zapleczu, a ja rzuciłem temu całemu Henry’emu
pełne współczucia spojrzenie, łącząc się z nim bólu z powodu posiadania takiej
kuzynki. W odpowiedzi tylko wywrócił wymownie oczami. Wydawał się całkiem w
porządku, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Oby tylko za dużo nie gadał i nie
oddychał zbyt głośno…
- Hej, młody – odezwała się Victoria, przyglądając mu się
podejrzliwie. – A ty w ogóle umiesz parzyć kawę, hm? Bo wiesz, tutaj nie
wystarczy dobrze wyglądać. Wszyscy dobrze wyglądamy i niestety nie płacą nam za
to dodatkowo. Umiesz przyrządzić każdą pozycję z menu, czy któreś z nas musi
pobawić się w niańkę…?
Henry zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów i uśmiechnął się
kątem ust.
- O mnie się nie martw, mała. Metoda prób i błędów jeszcze
nigdy mnie nie zawiodła.
Oho, arogancki chłoptaś ze sporym ego. Nieco obniżyłem mu
punktację. Vicky też to zauważyła, bo zacisnęła wargi, piorunując go
spojrzeniem. Na ogół była miła, ale tego dnia wszyscy byliśmy zbyt zmęczeni,
żeby jeszcze tracić czas i energię na bycie miłym.
- Nie będzie czasu na żadne błędy, kiedy rzuci się na
ciebie znienacka kofeinożercza wataha klientów! Masz się zachowywać i w miarę
możliwości nic nie spieprzyć. I nie podrywaj mnie, cwaniaczku, bo znam takich
jak ty. Rozwalają związki zawodowo. Nie próbuj tego ze mną, skarbie, bo mój
chłopak zna kung fu, chociaż nigdy byś się tego po nim nie domyślił.
Henry parsknął śmiechem, zwracając się z powrotem w moim
kierunku. Mrugnął łobuzerko.
- A ciebie można podrywać? Czy twój chłopak trenuje ju-jitsu…?
Fakt, że od razu uznał, iż mam chłopaka a nie dziewczynę,
dał mi do myślenia, ale zanim wykrzesałem z siebie jakąś sarkastyczną
kontr-wypowiedź, Jonghyun nieoczekiwanie wszedł mi w słowo.
- Jego chłopak trenuje sztukę walki o dźwięcznej nazwie
„mniej gadania, więcej pracowania”, polecam, jest w tym niezły. Lepszy niż ty,
kolego.
- Tylko żartowałem. – Henry westchnął, przechodząc na naszą
stronę lady. Nie miał jeszcze uniformu baristy, ale kiedy zakasał rękawy białej
koszuli, wyglądał prawie profesjonalnie. Wyglądał mi trochę na pozera, ale z
czystej uprzejmości postanowiłem tego nie komentować. Wręczyłem mu listę
najnowszych zamówień i przystąpiliśmy do pracy już bez słowa. Jakimś cudem od
razu udało nam się zgrać i nawet Victoria nie mogła narzekać. Rzeczywiście,
wsparcie bardzo wiele nam dało. Pracowaliśmy szybciej i mniej się męczyliśmy, a
Henry był naprawdę niezły w tym, co robił. Potem wyjaśnił, że skończył kurs
baristyczny i pracował wcześniej w Starbucsie. Nie zdziwiło mnie to nawet,
grunt, że na szczęście podczas pracy faktycznie mało gadał. Tylko raz
szturchnął mnie lekko w bok, pochylając się nade mną konspiracyjnie i zniżył
głos do szeptu.
- Ale chyba nie chodzisz z tym osiłkiem? – zerknął kątem
oka na przyglądającego nam się z dezaprobatą Jjonga. – Jest strasznie
kurduplowaty, nie uważasz? Dobrze, że przynajmniej szeroki w barach. Gdyby miał
małe rączki, przypominałby miniaturowego T-Rexa.
Wybuchnąłem śmiechem, w ostatnim momencie zasłaniając usta
obiema rękami, co i tak ściągnęło uwagę kilku blisko siedzących klientów. Cóż,
Henry, witaj w załodze. Myślę, że się jakoś dogadamy.
4.
Dopóki Minho wysyłał regularnie swoje głupkowate, uśmiechnięte
buźki i jeszcze głupsze serduszka, uznawałem, że wszystko jest między nami w
porządku. Chcąc nie chcąc musiałem przyznać, że brakowało mi go i byłem coraz
bardziej zniecierpliwiony, mimo woli wracając myślami do incydentu z Yuri i
tego, co powiedziała Sandara. Potajemnie odliczałem dni do najbliższego
weekendu, kiedy będę mógł wreszcie go dopaść i przesłuchać. Nie chciałem
brzmieć jak zazdrosna nastolatka, ale chyba należały mi się wyjaśnienia. No i
miło by było jednak od czasu do czasu zobaczyć się twarzą w twarz ze swoim tak zwanym chłopakiem, zwłaszcza jeśli
hipotetycznie się z nim mieszka, prawda…?
Jednak kiedy obudziłem się w sobotę rano, z ulgą
odnotowując, że ciężki tydzień wreszcie dobiegł końca, w następnej chwili
dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Usiadłem półprzytomny na rozrzuconej
pościeli i odruchowo pomacałem lewą część materaca.
Była zimna, a poduszka wygładzona. Pod nią spoczywała
starannie poskładana w kostkę piżama Minho, którą osobiście prasowałem
poprzedniego wieczora.
W jednej chwili się ocknąłem, czując się tak, jakby ktoś
wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody. Zerwałem się i pobiegłem do kuchni, nie
bardzo chcąc przyjąć do wiadomości to, co powoli zaczynało wydawać się
oczywiste. Naczynia leżały poukładane w rządku na suszarce, zlew był pusty, a
na stole walały się tylko moje przybory do malowania i dwa brudne kubki, z
napisami „paint water” i „not paint water”, które Minho kupił mi kiedyś, żeby
mnie zirytować. Wszystko tak, jak wczoraj pozostawiłem.
Przekaz był jasny i sprawił, że nogi się pode mną ugięły.
Usiadłem ciężko na poręczy fotela, wpatrując się intensywnie w pustą kuchnię z
chorą nadzieją, że zaraz w jakiś magiczny sposób pojawi się w niej Minho w
swoim różowym fartuszku, kapciach z króliczkami i rozczochranymi włosami,
nieudolnie próbujący usmażyć bekon z tak skupioną miną, jak gdyby to była jego
życiowa misja, do której zawsze podchodził rozbrajająco poważnie.
Nie wrócił na noc do mieszkania. Nigdy wcześniej mu się to
nie zdarzało, nawet wtedy, kiedy był tak pochłonięty nauką, że wychodził zanim
ja się obudziłem – zawsze pozostawały jakieś ślady jego obecności. Brudne po
kawie kubki w zlewie, pozostawione na blacie kuchennym pałeczki po szybkim
śniadaniu, mokry ręcznik na fotelu, włączony telewizor. Czasami tuż przed wyjściem
wpadał jeszcze do pokoju i całował mnie w policzek, co zawsze komentowałem
niezadowolonym prychnięciem, naciągając kołdrę na głowę, a on wybiegał w
pośpiechu, paplając jeszcze jakieś czułe bzdury, których na szczęście nie
przyswajałem, wciąż głęboko uśpiony.
Ale teraz panowała cisza i przytłaczający wręcz porządek, a
mieszkanie było puste, jak gdybym mieszkał tutaj sam.
Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć, ale kiedy już
otrząsnąłem się z szoku, błyskawicznie wezbrała we mnie zwyczajna złość. Gdzie
do cholery podziewał się ten nieodpowiedzialny kretyn?! Dlaczego nie zostawił
żadnej wiadomości, że nie ma zamiaru wrócić na noc…? Sprawdziłem telefon, ale
nie było żadnych nieprzeczytanych smsów. Zadzwoniłem i przywitała mnie
przeklęta automatyczna sekretarka.
Czy on sobie kpił, do diabła?! Kompletnie mu się pomieszało
w tym mózgu wielkości orzeszka? Nigdy nie należał do specjalnie inteligentnych,
ale tym razem przeszedł samego siebie. Co niby miałem o tym wszystkim myśleć?
Szukać go? Ale gdzie?! Nagle poczułem
niechciane, niekontrolowane ukłucie strachu. To było dla mnie nowe i kompletnie
zaskakujące. Nigdy wcześniej nie musiałem martwić się o Żabola, bo wiedziałem,
że sobie poradzi. Potrafił wybrnąć z każdej sytuacji. Ale co, jeśli coś mu się
stało?...
Wziąłem głęboki oddech, próbując uspokoić szalejące myśli.
Na pewno jak zawsze dramatyzowałem. Amber miała rację, moje skłonności do
przesady gotowe były mnie kiedyś wykończyć. Jeszcze raz wybrałem numer Minho i
zostawiłem mu wiadomość na skrzynce, a potem dla pewności wysłałem smsa.
Szkoda, że nie znałem za bardzo jego kolegów z roku, bo przecież możliwe, że
zwyczajnie zasnął u któregoś z nich, ucząc się do późna. Taki już był z niego
nadgorliwy szaleniec, nie posiadający żadnych zahamowań. Pieprzony gnojek z
wygórowaną ambicją. Dlaczego jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem?!
Doprowadziłem się do porządku w błyskawicznym tempie i z
popędziłem do SHINee Cafe, pierwszego miejsca, jakie przyszło mi do głowy. To w
sumie zastanawiające, że kawiarnia zawsze nasuwała mi się na myśl jako
pierwsza, kiedy potrzebowałem jakiejś bezpiecznej przystani i stabilności.
Ruch był zdecydowanie mniejszy niż w tygodniu, co
zauważyłem już od progu. Nie było się co dziwić, sobota rano to pora, kiedy
zmęczonym po całym tygodniu ludziom nie chce się wychodzić nawet po kawę, bo
mogą ją nieśpiesznie wypić we własnym mieszkaniu. Kiedy ruszyłem w stronę lady,
uderzył mnie zapach świeżych wypieków i mój pusty żołądek odpowiedział serią
niezbyt melodyjnych dźwięków.
- No proszę, kogo my tu mamy! – Victoria ucieszyła się na
mój widok. – Nie spodziewaliśmy się tutaj ciebie dzisiaj. Amber mówiła, że
pewnie będziecie z Minho nadrabiać stracony czas. Urocze z nich gołąbeczki,
prawda, Tao?
Była o wiele bardziej zrelaksowana i mniej nerwowa. Na wysokim
stołku przy barku siedział wysoki Chińczyk o podkrążonych oczach, sączący
powoli waniliową latte, która tak bardzo nie pasowała do jego mrocznego
wizerunku. Chłopak Victorii skinął posłusznie głową, patrząc na mnie nieśmiało.
Wzmianka o Minho nieco wytrąciła mnie z równowagi.
Przypomniałem sobie, po co tu przyszedłem i już miałem zadać najważniejsze,
dręczące mnie pytanie, ale zastygłem z na wpół otwartymi ustami.
Zaraz. Skoro Victoria i Amber sądziły, że Minho spędzał ten
dzień ze mną, to znaczy, że go tutaj nie było. Targający mną od środka niepokój
jeszcze się nasilił, a moje serce zaczęło pompować krew dwa razy szybciej.
- Cześć, Taemin! – Zza ekspresu do kawy wyłonił się
najnowszy nabytek SHINee Cafe, gwiazdorsko uśmiechnięty jak zawsze. Z tego co
zdążyłem zauważyć, Henry zyskał już sobie swój osobisty fanclub, bo grupka
czekających na swoje zamówienia nastolatek nieustannie chichotała, zerkając na
niego niezbyt ukradkowo. Wyprostowałem się, za wszelką cenę próbując skupić się
na tym, co działo się wokół mnie.
- Hej. Muszę… Pogadać z Darą nooną. Jest na zapleczu…?
- Nie, z tego co wiem, wzięła dzisiaj urlop. Powiedziała,
że damy sobie radę bez niej, więc napakowany karzełek zajmuje dzisiaj jej
stanowisko. Chyba wczuł się w rolę, nawet muszę przyznać, że nieźle się
prezentuje w rękawicach kuchennych na swoich małych łapkach. – Henry mrugnął do
mnie porozumiewawczo, na co udało mi się wykrzesać z siebie krzywy uśmiech. Jak
wiadomo, niektóre żarty są śmieszne tylko raz, a najnowszym hobby Henry’ego oficjalnie
stało się dogryzanie Jonghyunowi. Podejrzewałem, że robił to, bo za pierwszym
razem udało mu się rozbawić mnie w ten sposób, ale im częściej Jonghyun posyłał
mu poirytowane spojrzenia albo odburkiwał półsłówkami na jego zaczepki, tym
mniej mi się to podobało. Zresztą jeśli ktoś tu miał być nadwornym złośliwcem,
to chyba tylko ja i nie zamierzałem nikomu oddawać tej pozycji.
Jeszcze raz sprawdziłem telefon, ale Minho nie odpisał ani
nie oddzwonił. To było tak bardzo do niego niepodobne, że z sekundy na sekundę
coraz bardziej się denerwowałem. Napisałem do Dary i Jinkiego i zacząłem
żałować, że nie miałem numeru do Donghae, za którym w dalszym ciągu nie
przepadałem, ale był jedną z najbardziej prawdopodobnych osób, które mogły
wiedzieć, gdzie ten przeklęty Ropuch się podziewał.
Wreszcie dla zabicia czasu zacząłem segregować szklanki i
papierowe kubeczki, ustawiając je na półce według rozmiaru. Cholera jasna, że
też wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałem jakiegoś zajęcia, to prawie w ogóle
nie było klientów.
- Hej… - Wzdrygnąłem się, słysząc przyciszony głos
Henry’ego tuż nad swoim uchem. Oparł się plecami o ladę, krzyżując szerokie
ramiona i posyłając mi jedno ze swoich firmowych spojrzeń. – Dobrze się
czujesz, Tae? Wyglądasz na zmęczonego.
Skrzywiłem się lekko. Bardzo nie lubiłem, kiedy ktoś
zdrabniał moje imię. No dobra, konkretniej nie lubiłem, kiedy zdrabniał je
ktokolwiek poza Minho, miejcie już tę satysfakcję. W ustach Henry’ego brzmiało
jakoś nienaturalnie.
- Wszystko gra. – Wysiliłem się na spokojny ton. – Ciężki
tydzień.
- Wow, rozmowny jesteś dzisiaj. – Henry przechylił głowę,
przyglądając mi się z rozbawieniem. – Hm, każdy byłby zmęczony po takim
tygodniu. Pomyślałem, że może powinniśmy gdzieś wyskoczyć po pracy? Zamykamy
dzisiaj wcześniej, prawda?
- Hmm? – Zmarszczyłem brwi, nie bardzo wiedząc, o co mu
chodzi. Prawdę mówiąc jego kpiąca mina zaczynała działać mi na nerwy, a jego
gadanie przeszkadzało mi w zamartwianiu się. – No tak, zamykamy dzisiaj o
piętnastej. Harmonogram pracy kawiarni wisi na zapleczu, jakbyś potrzebował, to
możesz…
- Więc zgadasz się?
- Na co?
- No… Żebyśmy gdzieś dzisiaj wyskoczyli. Skoro już mamy
razem pracować, to chyba powinniśmy się trochę lepiej poznać, co ty na to?
Zamrugałem powoli.
- Po co…?
Pewny siebie uśmieszek Henry’ego trochę zbladł, a on są
zaczął patrzeć na mnie niepewnie, jak gdyby zastanawiał się, czy nie jestem
czasem lekko opóźniony w rozwoju.
- Nooo… Żeby spędzić razem trochę czasu, poza pracą?
Zrelaksować się? Pogadać… Postawię ci piwo…
- Dlaczego? – wyrwało mi się, ale na widok jego miny szybko
się zreflektowałem. – To znaczy, eee, jasne, dobry pomysł. Nie lubię piwa, ale
Jonghyun na pewno będzie zachwycony. Może dzięki temu poprawią się wasze
relacje.
- Taemin. – Teraz naprawdę przyglądał mi się z politowaniem
i rozbawieniem jednocześnie, a ja, coraz bardziej tym zdenerwowany, zacząłem
zastanawiać się, jak wyglądałyby jego lalusiowata buźka i śnieżnobiała koszula,
gdybym niechcący wylał na nie wrzątek. – Miałem na myśli tylko ciebie i mnie. Naszą
dwójkę. No wiesz, randka? Mówi ci to
coś…?
Szklanka nieomal wypadła mi z rąk z wrażenia.
…Aha. Okeeej. To było dziwne. I zdecydowanie niecodzienne.
Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, jak się w takiej sytuacji zachować, co
tylko dodatkowo mnie rozproszyło i lekko spanikowałem.
- Słuchaj, Henry… - zacząłem, wpatrując się w niego szeroko
otwartymi oczami, nie do końca pewien, czy się nie przesłyszałem. – Um. Nie
zrozum mnie źle, ale… To nie tak, że jest z tobą coś nie tak… - To zdanie tak
bardzo nie miało sensu, że aż zaczerwieniłem się na myśl o własnej głupocie, a
on chyba pomyślał, że poczułem się skrępowany jego propozycją, bo jeszcze
bezczelnie przysunął się do mnie, żeby położyć mi dłoń na ramieniu.
- Nie daj się prosić dwa razy, Tae. Dobrze ci to zrobi,
obiecuję. Przyda ci się takie rozluźnienie, już ja zadbam, żebyś zapomniał o
problemach! – Wziął chyba moje niezręczne milczenie za oznakę nieśmiałości, bo
rozkręcał się z jeszcze większym entuzjazmem, nie omieszkając przesunąć swojej
łapy z ramienia na moje plecy. – Może
wcześniej pójdziemy do kina? Albo lepiej, do teatru! Amber wspomniała
mi, że jesteś artystą…
Ale najwyraźniej nie wspomniała już, że mam chłopaka. Który
notabene szlaja się nie wiadomo gdzie.
Ta myśl podziałała na mnie na tyle otrzeźwiająco, że
odzyskałem wreszcie język i zręcznie wywinąłem się pod jego ręki.
- Rozważę to, ale dzisiaj nie mam czasu – powiedziałem już
całkiem obojętnie. Rozważę może w przyszłym życiu. Trochę zrobiło mi się go
żal, kiedy zrobił zszokowaną minę, bo byłem prawdopodobnie pierwszą osobą w
całym jego życiu, która ośmieliła się mu odmówić, ale szybko wyłączyłem
mechanizm odpowiedzialny za empatię i wyminąłem go bez dalszych ceregieli,
kierując się do łazienki. Tam dopiero wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do
Minho po raz kolejny, zgrzytając zębami z frustracji przy każdym kolejnym głuchym
sygnale.
Już miałem się rozłączyć, ale nagle coś po drugiej stronie
kliknęło i przeciągły sygnał się urwał. Zalała mnie fala ulgi i już nabrałem
powietrza w płuca, szykując się do udzielenia mu porządnego ochrzanu, ale
przerwał mi wysoki, melodyjny głos, który z całą pewnością nie przypominał
ciepłego tonu Żabola.
- Słucham?
Zabrało mi kilka sekund dopasowanie głosu do osoby.
Ścisnąłem mocno telefon i przylgnąłem plecami do zimnej, wykafelkowanej ściany,
bo nagle zrobiło mi się dziwnie słabo.
- Yuri…? – Zabrzmiałem tak piskliwie i nienaturalnie, że
przynajmniej nie musiałem się martwić, że mnie rozpozna.
- Taaak, po tej stronie Kwon Yuri. A kto mówi? …Halo?
- Jesteś… Min… ho…? – wydusiłem nieskładnie, coraz bardziej
zdezorientowany. Przez chwilę po drugiej stronie słychać było jakieś szuranie i
szelest. Potem rozległ się jej cichy śmiech.
- Tak, jestem tu z Minho. On śpi, był tak wyczerpany, że
nie mam serca go jeszcze budzić. A z kim rozmawiam? Czy mam mu coś przekazać?
Patrzyłem na swoje odbicie w prostokątnym lustrze. Byłem
tak blady, że wyglądałem, jakbym miał zaraz zemdleć. Nawet moje usta stały się
prawie sine i drżały lekko. Prawdopodobnie dlatego nie potrafiłem wykrztusić z
siebie logicznego zdania.
- Halo? Jest pan tam jeszcze…?
- Nie. Proszę… Nic mu nie przekazywać. Nieważne.
Rozłączyłem się mechanicznie, bo nie mogłem dłużej znieść
jej spokojnego, cichego głosu i myśli, że szeptała, by go nie obudzić.
Spuściłem głowę, mając dość nawet swojego własnego odbicia.
Kurwa.
Co to miało znaczyć?! Minho spędził noc poza domem, nie
dawał znaku życia, a jego telefon z samego rana odbierała jego rzeczona była
dziewczyna.
Powoli zsunąłem się na podłogę, próbując złapać oddech.
Podwinąłem nogi i oparłem brodę na kolanach, czując ze zgrozą, że moje oczy
zaczynają podejrzanie szczypać, a w gardle formuje się kłująca blokada, która
nie pozwalała mi normalnie przełknąć śliny.
Byłem idiotą. Wiedziałem przecież, co to znaczyło.
5.
Była sobota. Kawiarnia zamykała się o szesnastej. Mój
telefon milczał.
Spędziłem tam praktycznie cały dzień, przyjmując i
wykonując zamówienia, roznosząc tace, zanosząc brudne naczynia do zmywarki,
uśmiechając się mechanicznie do klientów, czując się jak ostatnie gówno. To
chyba nie powinno być zaskakujące, że właśnie tak się czułem. Przygnębiony,
zdezorientowany, wściekły, o s z u k a n y. Jednocześnie miałem wrażenie, że
jestem w tym wszystkim do tego stopnia zatopiony, że te wszystkie negatywne
emocje wywołały we mnie stan całkowitego zobojętnienia. Było tak, jakby nic
mnie nie obchodziło, a jednocześnie wszystko. Właściwie ciężko było określić,
które z tych skumulowanych uczuć przeważało, ale razem tworzyły najbardziej
depresyjną mieszankę z możliwych i nawet moi współpracownicy musieli zauważyć
unoszącą się wokół mnie aurę kompletnego marazmu, chociaż kto jak kto, oni
powinni być już przyzwyczajeni do tego, że często emanowałem tego typu
ekspresjami.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, więc pracowałem z
zapałem dobrze zaprogramowanego robota. Byleby tylko nie myśleć. Byle tylko nie
roztrząsać, nie wnikać, nie analizować. Nie, nie, nie. Nie teraz. Jeszcze nie.
Nie, dopóki nie będę całkowicie pewien…
Mój telefon nadal milczał, choć wcale go nie wyłączyłem.
Miałem ochotę to zrobić, ale jakaś wewnętrzna siła za każdym razem wstrzymywała
mój palec od naciśnięcia odpowiedniego przycisku. Może to wszystko było tylko
jednym wielkim nieporozumieniem. Może jest jakieś logiczne wyjaśnienie.
Jakiekolwiek
cholerne wyjaśnienie. Przecież on nie mógłby… Zwyczajnie nie mógłby.
- Taemin. Taemin! – Drgnąłem, czując mocny uścisk na
przegubie. Mała, ale silna dłoń chwyciła stanowczo moją rękę tuż przy
podwiniętym rękawie koszuli. Nie miałem ochoty podnosić wzroku. – Zasnąłeś?
Wołam cię od kilku minut. Zaraz zamykamy, więc pomyślałam… eee… że moglibyśmy
pójść gdzieś dzisiaj wszyscy razem? Dawno nie robiliśmy takich wypadów, a
teraz, skoro Henry jest w załodze… Chce nas wszystkich poznać… Taemin? Dobrze
się czujesz?
Nie odpowiedziałem, wzruszając jedynie ramionami. Nie
chodziło o to, że nie chciałem z nią rozmawiać, po prostu wytłumaczenie tego
wszystkiego, tego jak się w tamtej chwili czułem, przerastało moje możliwości.
Uścisk Amber nieco zelżał, aż w końcu, z lekkim wahaniem,
opuściła rękę i odsunęła się o krok. Nie widziałem jej twarzy, ale mogłem się
domyślić, że była zaskoczona moim brakiem odzewu i poirytowana.
- Dobra, jak tam sobie chcesz. Wiedz tylko, że z reguły nie
mieszam się w sprawy innych, bo to dziedzina Kibuma, ale lepiej szybko pogódź
się z Minho, cokolwiek znowu zrobiłeś. Nie chcemy kolejnej dramy i uwierz mi,
ty też nie chcesz. Cześć.
Odeszła, w nagłym przypływie furii, rzuciłem młynkiem do
kawy o stół, dysząc ciężko z powstrzymywanej złości i patrząc, jak drobne
ziarenka rozpryskują się po blacie i podłodze.
Oczywiście. Co JA znowu zrobiłem. To przecież zawsze byłem ja, tylko ja mogłem być źródłem
wszelkiego zła i powodem wszelkich spięć, dram, kłótni i zgrzytów. Nigdy on. On
był przecież taki dobry, miły, czysty jak łza i w ogóle bez skazy. Święty,
kurwa, Choi Minho. Zawsze tak było. Wspaniałomyślny i pełen empatii dla
biednych, zagubionych owieczek, troskliwy anioł z wiecznie wyszczerzonym ryjem,
a ja tylko sprawiałem mu kłopoty, raniłem go i wykorzystywałem. To właśnie
wszyscy myśleli, a ja nigdy nie robiłem nic, żeby to sprostować. Być może
dlatego, że sam w to wierzyłem.
Cóż, wasz ukochany, cudowny książę Minho okazał się podłym,
zdradliwym sukinsynem, mającym gdzieś wszystko i wszystkich. Jaka szkoda.
Odwróciłem się napięcie, tocząc po sali wściekłym wzrokiem.
Wszystkie potencjalne ofiary, na których mógłbym wyładować swoją kipiącą złość
i frustrację, rozpłynęły się w powietrzu. Byłem tak zajęty staraniem się, by
nie myśleć, że nie zauważyłem nawet, kiedy kawiarnia opustoszała. Światła były
powyłączane, okna zasłonięte. Puste stoliki lśniły w półmroku, świeżo
wypolerowane, w powietrzu unosił się chemiczny zapach płynu do mycia i jakiegoś
lawendowego odświeżacza powietrza.
Poczułem, jak wszystko ze mnie w jednej chwili ulatuje. Nie
miałem po co się wściekać. Pod koniec i tak zostałem całkiem sam, roztrzęsiony,
bez żądnych odpowiedzi.
Okrążyłem barek i ladę, drżącymi rękami rozwiązując
fartuch. Wspiąłem się na jedno z wysokich, obrotowych krzeseł, to najbliżej
ściany, na którym wcześniej siedział chłopak Victorii. Minho też zawsze je
wybierał. Był z niego najlepszy widok na całą salę i na ścianę ze zdjęciami.
Było ich może w sumie z dwadzieścia. Pomysł Dary, Minho i
Kibuma. Czysty sentyment. Wszystkie były starannie oprawione w kolorowe ramki,
a zza szybek patrzyły znajome, roześmiane twarze, które jednocześnie wydawały
się tak odległe. Klienci też często je oglądali. W napadach artystycznej
melancholii zastanawiałem się czasem, co może o nich myśleć postronny
obserwator. Co właściwie widzi, nie znając widniejących na nich osób ani ich
przeszłości. Obserwując te same, może tylko trochę bardziej wydoroślałe twarze,
uśmiechające się też po drugiej stronie ekspresu do kawy. Nie znając historii.
Tylko nic nieznacząca grupa ludzi, całkowicie dla niego bezimienna.
To byliśmy my, prawie wszystkie fotografie pochodziły z SM
Town, sprzed lat, kiedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia, gdzie zaprowadzi nas
życie i gdzie te zdjęcia się potem znajdą.
Długowłosy chłopak w wytartej, skórzanej kurtce
przyglądający się z krzywą miną, jak brzydki, łaciaty pies usilnie starał się
wskoczyć mu na kolana.
Brązowowłosa kobieta w sukni ślubnej i mężczyzna o
nieśmiałym uśmiechu, trzymający ją w objęciach przed jakąś starą farmą na wsi,
stojący pod dorodną jabłonką. Bardzo młodzi.
Dwie dziewczyny, szeroko uśmiechnięte, pozujące do zdjęcia
z mrożonymi napojami w dłoniach, jedna z nich ostrzyżona na chłopaka, druga
nieco zbyt umalowana jak na swój wiek.
Blondyn o stalowym spojrzeniu, w uniformie kelnera,
patrzący w obiektyw z lekkim niezadowoleniem, ale nie robiący nic, by przerwać
sesję.
Cała ekipa przed maleńką kawiarenką, o wiele skromniejszą
od tej w Seulu. Wszyscy trzymający papierowe kubki z firmowym logo,
uśmiechnięci, beztroscy, prawie całkiem szczęśliwi. To zdjęcie zostało wykonane
dzień przed spłonięciem SHINee Cafe.
Kolejne przedstawiało dwie osoby i to na nim zatrzymałem
wzrok, czując narastające kłucie w klatce piersiowej. Wziąłem ostrożny oddech,
zaciskając palce na plastikowym krzesełku. Długowłosy chłopak znów miał na
swojej delikatnej twarzy niewyraźny grymas, tym razem przypominający jednak coś
na kształt uśmiechu. Osobą, która miażdżyła go w niedźwiedzim uścisku, był
roześmiany brunet o dużych, brązowych, błyszczących czystym szczęściem oczach.
Przytulał go do siebie zdecydowanie zbyt mocno, jakby obawiał się, że gdy tylko
rozluźni uścisk, tamten natychmiast ucieknie, odejdzie, rozpłynie się w
powietrzu. Mimo wyraźnego dyskomfortu długowłosy się jednak nie bronił. Stał
spokojnie, w dość neutralnej pozie, pozwalając, by gruby, odgradzający go od
ludzkich uczuć mur powoli walił się pod wpływem ciepła drugiej osoby. Tej
osoby, którą podświadomie kochał od samego początku, której ufał najbardziej na
świecie, której był gotowy oddać wszystko.
Która go zdradziła.
Zeskoczyłem z krzesełka, wycierając spocone dłonie o
materiał spodni. Zrobiło mi się przeraźliwie duszno. Chciałem znaleźć się jak
najdalej od tego miejsca, od tego zdjęcia i wspomnień, które teraz stały się
jeszcze bardziej nie do zniesienia, ale jednocześnie chciałem zostać tam na zawsze.
Wiedziałem, że jeśli teraz odejdę, stanie się coś strasznego. Być może cały ten
kruchy obrazek rozsypie się po podłodze, jak ziarenka kawy z zepsutego młynka.
Nagle poczułem, że się duszę. Potrzebowałem powietrza. Nie mogłem znieść tej
samotności. Potrzebowałem… kogoś.
Zamiast do drzwi wyjściowych, rzuciłem się w stronę tych
prowadzących na zaplecze. Wiedziałem, że on jeszcze mnie nie zostawił. Jedyna
osoba, przy której nigdy nie czułem się w żaden sposób gorszy, która nauczyła
mnie więcej, niż mogłoby się wydawać. Nie myliłem się, stał nadal przy
olbrzymim piekarniku, czyszcząc go skrupulatnie od środka, nucił coś pod nosem.
Moje nieoczekiwane nadejście trochę go wystraszyło, bo podskoczył lekko,
upuszczając namoczoną gąbkę.
- Taeminnie? – Jonghyun popatrzył na mnie z zaskoczeniem. –
Mówiłem Amber, żebyście na mnie nie czekali. Chętnie bym z wami gdzieś
wyskoczył, ale nie lubię tego typa, Henry’ego. Typowy cwaniaczek z Seulu.
Wkurza mnie, bo… Ej, coś się stało?
- Jjong – wychrypiałem, nie rozpoznając własnego głosu.
Gula w moim gardle stała się tak twarda, że nie potrafiłem przełknąć już śliny.
Ruszyłem w jego stronę, gryząc nerwowo dolną wargę. – Ja… Ja muszę… Przepraszam
jeśli… Po prostu… Nic nie mów okej? Obiecaj, że… Po prostu stój i się nie odzywaj.
Nawet jeśli to, co teraz zrobię, będzie dziwne i nienaturalne.
Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki, co w innej
sytuacji wydałoby mi się komiczne. Opuścił ramiona, wpatrując się we mnie z
niepokojem. Zbliżyłem się do niego ostrożnie, wypuszczając z płuc wstrzymywane
powietrze. Jezu, Henry miał rację. Dino naprawdę kurczył się chyba z roku na
rok.
- Ale czekaj, co…
Nie pozwoliłem mu dokończyć. Ostatnie, czego chciałem, to
jego głupie gadanie. Potrzebowałem tego,
chociaż myśl o tym, że tego potrzebuję, napawała mnie idiotycznym wstydem. Nie
wahając się już dłużej, jednym susem znalazłem się przy nim i objąłem go
niezdarnie, chowając twarz w pachnącym czekoladą materiale jego bluzy.
Moje zachowanie musiało go kompletnie ogłupić, bo przez
kilka sekund stał jak wmurowany, nawet chyba nie oddychając. Jedynym dźwiękiem,
jaki odbijał się echem po pomieszczeniu, było czyjeś żałosne pociąganie nosem.
Kiedy uświadomiłem sobie, że najprawdopodobniej należało ono do mnie, całą moją
ledwo trzymającą się samokontrolę diabli wzięli.
Jonghyun ocknął się z transu, czując chyba, jak jego bluza
robi się coraz bardziej wilgotna i zasmarkana. Wydał z siebie jakiś
niezidentyfikowany okrzyk i złapał mnie wpół, z całej siły przyciskając do
siebie. Położył mi brodę na ramieniu, mamrotając pod nosem jakieś uspokajające
słówka, których znaczenia nie rozumiałem. Kiedy zaczął głaskać mnie po włosach,
kompletnie się rozkleiłem.
- Ciii, już dobrze… No już, już w porządku… Możesz to
wszystko z siebie wyrzucić… Wszystko. Nie krępuj się. No, stary… Jesteś
twardzielem, tak jak ja. Twardziele zawsze trzymają się razem. I czasami muszą
sobie ulżyć. Już, spokojnie, mały… Eeej, ciii…
Gadał jakieś totalne bzdury, ale uznałem, że to nawet
lepiej, bo nie miałem nastroju na doświadczanie jego przebłysków geniuszu.
Potrzebowałem tylko, żeby ktoś mnie trzymał i pozwolił mi na chwilę zapomnieć,
że powinienem być silny i nieporuszony jak skała.
Przez głowę przeszła mi myśl, jak prosty i nieskomplikowany
byłby związek z Kim Jonghyunem. Nie musiałbym czuć cały czas, że nie jestem
wystarczająco dobry. Nie musiałbym cały czas się starać, żeby brał mnie na
poważnie. Byliśmy do siebie bardzo podobni, mieliśmy za sobą podobną
przeszłość. Obaj byliśmy wyrzutkami społeczeństwa, którym ledwo udało się
podnieść. Cholera, przecież poznaliśmy się właśnie w ten sposób. To on był
pierwszą osobą, która zwróciła na mnie uwagę. Dla której nie byłem tylko
cieniem, przemykającym przez życie cicho i niepostrzeżenie, by nikt nie odkrył
moich problemów.
Jonghyun zawsze był na swoim miejscu. Zawsze, kiedy go
potrzebowałem. Był jedyną osobą, z którą nie straciłem kontaktu, kiedy wszyscy
inni wyjechali. Zawsze był podporą, na której mogłem się wesprzeć, nawet, jeśli
o to nie prosiłem.
Kiedy wreszcie względnie się uspokoiłem, dotarło do mnie,
że jakimś cudem udało mu się posadzić mnie na krześle i otrzeć twarz
ściereczką. Poczułem się jak ostatni palant. Musiałem go zupełnie przerazić tym
niecodziennym wybuchem. Dziwne, że nie zwiał w popłochu, dzwoniąc po drodze po
egzorcystę.
- Dzięki – wybąkałem cicho, chowając zarumienioną ze wstydu
twarz z szorstkim materiale. Boże, ale byłem żałosny. Płakać z powodu jakiegoś
faceta.
No dobrze, nie jakiegoś
faceta. Z powodu Minho. Ale wciąż.
- Nie ma problemu. Zawsze i wszędzie, do usług. – Głos
Jonghyuna brzmiał nieco zbyt entuzjastycznie, ale tym razem postanowiłem mu to
wybaczyć. Klepał mnie delikatnie po plecach, jakby się bał, że się rozlecę.
Albo znowu zacznę ryczeć jak jakaś miękka ciotka. Właściwie wcale by mnie to
nie zdziwiło, bo nadal pozostała we mnie całkiem spora porcja frustracji. – Um.
Czy… Albo nie. Sorry. Miałem się nie odzywać. Poza tym nie musisz nic
tłumaczyć, to całkowicie normalne, że czasem czujemy potrzebuję wyrzucenia z
siebie negatywnych emocji. Typowy ludzki odruch. Ty jesteś człowiekiem, Taemin.
Nie zapominaj o tym, co…?
Pociągnąłem nosem, czując się jak żałosna sierota.
- Myślę, że Minho mnie zdradza.
Byłem tak zaskoczony, że to zdanie wyślizgnęło się z moich
ust całkowicie gładko, że aż przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. Samo
wypowiedzenie tego na głos nie było takie trudne, jak wcześniej myślałem. To co
było trudne, to przyjęcie tego do wiadomości, bo mimo usłyszenia tych słów
wciąż w nie nie wierzyłem.
Poklepująca mnie dłoń Jonghyuna zawisła w powietrzu. Cisza
nigdy jeszcze nie była tak przeszywająca.
- Z tą… Tą całą… Tą, co tu była?
- Tak, z Yuri. Nie wrócił na noc. W ogóle nie pamiętam,
kiedy go ostatnio widziałem. Nie odpisuje, a dziś rano jego telefon odebrała
ona. Powiedziała, że jeszcze śpi.
- Taemin… Wiesz, że Minho by nigdy… nigdy… - Brakowało mu
słów. – To jest… Znaczy… To jest po prostu do niego niepodobne.
- Wiem. – Oparłem się o niego, wbijając wzrok w przestrzeń.
– Ja już nic z tego nie rozumiem. I szczerze nie mam pojęcia, co teraz robić.
Czy to znaczy, że on już mnie w ogóle… W ogóle nie… - W ogóle mnie nie kocha…? To akurat było ciężkie nawet do
wypowiedzenia.
Jonghyun objął mnie mocniej ramieniem.
- Daj spokój. To jakiś cholerny, totalny absurd! WIESZ, że
to absurd! Jakieś fatalne nieporozumienie. Wszystko się wyjaśni. Zobaczysz.
Taaa, chciałem w to wierzyć bardziej niż w cokolwiek
innego. Siedzieliśmy chwilę w ciszy i ciepło bijące od Jonghyuna z wolna mnie
uspokajało. Nawet fakt, że jego bluza była nieco przepocona działał raczej
kojąco, niż odpychająco, bo widziałem, że jest obok mnie i jest znajomy. I że
jest po mojej stronie nieważne co się stanie. Bo dla niego to nie była moja
wina.
Jeśli coś takiego jak ta przereklamowana przyjaźń
faktycznie istniało, to nazywało się Kim Jonghyun, miało ledwo metr siedemdziesiąt
i przepoconą bluzę. Nie najgorzej.
Siedzieliśmy w komfortowej ciszy. Tak bardzo nie chciało mi
się jej przerywać, czułem się zupełnie wypruty z chęci do czegokolwiek.
Myślałem o nim, o nim z nią, aż
zrobiło mi się niedobrze i musiałem zgiąć się w pół, żeby powstrzymać mdłości.
To było przecież chore, nienaturalne i niemożliwe. Znałem Minho lepiej, niż on
siebie. A przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Czy to możliwe, że istniała
jakaś jego głęboko ukrywana strona, której nigdy mi nie pokazał? Potarłem
skronie, czując, że mózg za moment eksploduje mi z nadmiaru tych wszystkich
pytań. Od popadnięcia w całkowity obłęd wybawiło mnie na szczęście zdawkowe
chrząknięcie Jonghyuna, który wstał powoli, rozprostowując kończyny z głośnym
chrupnięciem. Wyszczerzył zęby na widok mojej pytającej miny.
- Hej, wiesz, co jest najlepsze na takie rzeczy? Gorąca
czekolada. Zapamiętaj, bo kiedy zostanę prezydentem, tak właśnie będzie brzmiał
pierwszy punkt konstytucji. Gorąca czekolada to lekarstwo na wszystko. Zrobię
ci zaraz porządną, gorącą czekoladę.
Uśmiechnąłem się słabo. Odbicie mojej twarzy w drzwiczkach
piekarnika przypominało mordkę spuchniętego królika.
- Ale ja nie lubię słodkich rzeczy.
- To ją posolę.
6.
Skończyło się na tym, że Jonghyun dosłownie wywlókł mnie z
kawiarni, a niestety to, co tracił wzrostem, zdecydowanie nadrabiał siłą.
Doszedł do wniosku, że skoro mam się teraz pogrążać w czarnej depresji, co
zresztą miałem w planach, to lepiej będzie, jeśli zacznę się w niej pogrążać
między ludźmi, a nie samotnie, co już mniej mi odpowiadało. W pięć minut bo
moim nieoczekiwanym wybuchu słabości zacząłem żałować, że w ogóle pozwoliłem
sobie na podobne zachowanie, bo to sprawiło, że Jonghyun widocznie uznał, iż
jestem nieszkodliwy i może jeszcze, co gorsza, że jestem normalnym człowiekiem z ludzkimi
potrzebami, a do tego nigdy nie powinienem był dopuścić. Zanim obmyśliłem plan,
jakby tu przekonać go, że cały ten cyrk, łącznie z feralnym, zainicjowanym
przeze mnie kontaktem cielesnym był tylko wytworem jego zboczonej wyobraźni,
wywołanym przez nawdychanie się końskiej dawki kofeiny, ten wariat już ciągnął
mnie w stronę wyjścia z kawiarni, nawijając o głupotach jak to tylko on
potrafił (poważnie, w tej dziedzinie mógł konkurować tylko z moją siostrą, a i
tak prawdopodobnie by przegrała).
- Dokąd idziemy?! Masz mi powiedzieć, skurczony
pterodaktylu. Słyszysz mnie? Gadaj w tej chwili – marudziłem, kiedy wciągał
mnie do zatłoczonego, seulskiego metra, gdzie spocone ciała przedstawicieli
ludzkiej rasy o różnym wieku i płci naparły na mnie, prawie całkiem odcinając
mi dopływ tlenu do płuc. Musiałem bardzo się starać, żeby nie zemdleć z
nadmiaru czuciowo-zapachowych bodźców. Ew, ludzie. Może i czarodziej Minho
zmienił mnie w płaczącą z byle powodu, miękką gąbkę, ale nad wzbudzeniem we
mnie zapału do obcowania z ludźmi wciąż jeszcze pracował.
Minho.
Wzdrygnąłem się lekko, chcąc jakby otrzepać się z
dotyczących go myśli, które wciąż mnie bombardowały. Nie powinienem w ogóle
zaprzątać sobie głowy tym dupkiem, a zwłaszcza nie wtedy, kiedy byłem wśród
ludzi i nie mogłem pozwolić sobie na to, by całkiem pogrążyć się w rozpaczy. A
jednak jakimś cholernym zrządzeniem losu wszystko naokoło mi go przypominało.
Każdy, najdrobniejszy szczegół wywoływał szereg skojarzeń z nim, a ja wciąż
odruchowo zaczynałem myśleć o tym, co by zrobił, gdyby był obok mnie, co by
powiedział i jak by na mnie patrzył. Widziałem go w podobnie zbudowanych
przechodniach, w witrynach sklepów muzycznych i kawiarni, w zmieniających się
ciągle, kolorowych reklamach na wielkich billboardach, prezentujących jak na
złość jego ulubione produkty. Ze zgrozą zaczynałem uświadamiać sobie, w jak
wielką paranoję powoli wpadałem. Ukradkowo spojrzałem na wyświetlacz telefonu,
ale był czarny. No tak, wyłączyłem go, zanim jeszcze wyszliśmy na miasto. Samo
czekanie aż oddzwoni stało się dla mnie w pewnym momencie wręcz nie do
zniesienia.
Nie, nie powinienem o nim myśleć. Nie teraz, nie tutaj, nie
dzisiaj i nawet, chociaż może to zabrzmi melodramatycznie i irracjonalnie –
może nawet nigdy. Nieważne. Miałem
teraz na głowie poważniejsze problemy. Na przykład jak by tu nie dać się
zmiażdżyć przez falę wylewających się z metra, człekopodobnych kreatur i nie
zgubić w tej szarej masie miniaturowego dinozaura, który lubił kakao i
przytulanie. Pomyślcie, jak kretyńsko brzmiałoby zawiadomienie o jego zaginięciu.
- Jonghyuuun, zaczynam się martwić! – jęknąłem, drepcząc za
nim przez zaludniony dworzec. – Mógłbym teraz siedzieć w łóżku i w spokoju
obmyślać plany opanowania świata, ale muszę się z tobą szlajać nie wiadomo
gdzie. Jak niby chcesz mi poprawić humor, co? Ej… Ale chyba nie idziemy na dziwki…? To znaczy, znam cię dość
długo i na tyle dobrze, by wiedzieć, że miewasz jednak normalniejsze pomysły
niż Kibum, ale twoje nieoczekiwane przebłyski geniuszu czasami lekko mnie
konfundują… Jonghyun?! Nie idziemy na dziwki, prawda?! Błagam, powiedz, że nie
idziemy!
Banda mijających nas staruszek, z których każda dzierżyła
wypchane siatki z supermarketu, popatrzyła na mnie z niemą dezaprobatą.
Jonghyun parsknął i wyszczerzył zęby, co w neonowym świetle budzącego się na
noc miasta upodobniało go do szaleńca.
- Sorry, że muszę cię rozczarować, ale nie, nie idziemy.
Właściwie zanim wyszliśmy, Amber napisała mi, żebym cię jednak wyciągnął na ten
przyjacielski wypad, który sobie zorganizowali, bo byłeś dzisiaj nie w sosie –
wyznał, patrząc na mnie z lekką skruchą. – Serio przepraszam, że ci wcześniej
nie powiedziałem, ale wiem, że byś nie poszedł. Ja też normalnie kazałbym się
jej odwalić, ale wiesz, jaka jest Amber. Poza tym, teraz już rozumiem, co cię…
gryzie. I niechętnie muszę przyznać Amber rację. Musisz się rozerwać.
- Och, no tak, mogłem się domyślić, że na tym się skończy.
– Westchnąłem ciężko, wbijając wzrok w ulicę, po której przejeżdżały ze świstem
setki samochodów. To miasto nigdy nie spało – okna wysokich budynków wciąż były
jasno rozświetlone, a kolorowe szyldy klubów i restauracji zapraszały do środka
głośną muzyką. Urywane kawałki piosenek przeplatały się z klaksonami aut i
gwarem rozmów. Prawdę mówiąc nie pamiętałem już, kiedy ostatnim razem
wychodziłem się rozerwać. Wcześniej
czasem bywaliśmy gdzieś z Jią i Jiyongiem w weekendy, ale zwykle odwiedzaliśmy
tylko hipsterskie, awangardowe knajpki na obrzeżach miasta, a z wiecznie
zapracowanym Minho dość ciężko było imprezować. Zresztą nigdy mi to nie
przeszkadzało. Lubiłem spędzać z nim czas w domu. Kiedy jeszcze raczył wracać
do domu.
- Oho, znowu masz tę swoją minę. – Jjong przyglądał mi się
krytycznie. – Już prawie zapomniałem, jak wyglądasz, kiedy ją robisz. Ale ups,
wróciła.
- Jaką minę?
- Minę mówiącą „nie przeszkadzać, zamartwiam się życiem”.
Lepiej wyglądasz, kiedy się uśmiechasz. Dobra, koniec filozofowania, bo jeszcze
pomyślisz, że cię podrywam. Albo i nie, bo w tej kwestii jesteś dosyć
ograniczony.
- W jakiej kwestii? – burknąłem, podążając za nim
niechętnie, kiedy zapaliło się zielone światło. Nie podobało mi się, kiedy nie
kojarzyłem, o co chodzi, a Jonghyun tego wieczora chyba postanowił bawić się w
zagadki.
- Uważaj na tego typa, Henry’ego. Wyraźnie na ciebie leci.
- Aaa, to. Tak, zauważyłem. Chociaż trochę mnie zaskoczył,
nawet myślałem, że coś mu się może pomyliło i bierze mnie za laskę, albo…
- Taemin, błagam cię. – Jonghyun przewrócił wymownie
oczami. – Żyjemy w XXI wieku, bądź co bądź. Facet lubi najwidoczniej
urozmaicenie. Ale uważaj na niego, tak czy inaczej. Nie podoba mi się on i NIE,
to nie ma nic wspólnego z faktem, że jest irytująco wysoki, wyobraź sobie. O,
jesteśmy na miejscu, właź.
Wszedłem za nim do niewielkiego baru, krzywiąc się na
dźwięk głośnego dudnienia jakiejś mało wyrafinowanej muzyki. Nie lubiłem takich
miejsc, chociaż na szczęście nie był to typowy klub. Zostaliśmy prześwietleni groźnym
wzrokiem zwalistego ochroniarza, a potem znaleźliśmy się w średniej wielkości
pomieszczeniu, gdzie jedynym oświetleniem były krążące po ścianach i podłodze,
rzucane przez dyskotekową kulę refleksy i porozmieszczane gdzieniegdzie,
kolorowe lampy wodne. Na parkiecie wywijało już kilkoro wstawionych
delikwentów, przez których mieliśmy nieprzyjemność się przeciskać, bo torowali
przejście. Poza tym śmierdziało papierosami i tanim alkoholem.
Wow. Wiedziałem, że Amber lubiła imprezować, ale nigdy nie
sądziłem, że ma tak koszmarny gust do wybierania miejscówek. W tym momencie
cieszyłem się, że Sulli jednak się z nią nie spotykała, a jej obecna
dziewczyna, Soojung, wolała raczej wykwintne restauracje i bankiety dla
sztywniaków z kupą kasy.
Resztę ekipy znaleźliśmy przy barze i już na pierwszy rzut
oka można było rozpoznać, kto wychlał za dużo soju. Victoria i jej chłopak
radośnie lizali się w kącie, co z mojego punktu widzenia wyglądało dość
obleśnie, a z kolei Kibum leżał prawie na Henry’m, rozczochrany i zaczerwieniony,
w dodatku z do połowy rozpiętą koszulą, i obaj chichotali z czegoś jak idioci,
chwiejąc się niebezpiecznie na wysokich stołkach. Zerknąłem na Jonghyuna, który
przypatrywał się temu z miną wygłodzonego triceratopsa, który miał ochotę
rozszarpać Henry’ego pazurami, a potem pożreć go na surowo razem z kośćmi i
mózgiem, o ile ten w ogóle coś takiego posiadał. Świetnie. Jeszcze więcej dram,
wręcz cudownie, tego mi właśnie było trzeba.
Na szczęście lub na nieszczęście, zauważyła nas Amber. Podbiegła
i uwiesiła mi się na szyi, a ja pomyślałem, że to zdecydowanie za wiele
skinszipu, jak na jeden dzień.
- Taeeeemiiiin. – Trochę bredziła, ale była jeszcze
względnie trzeźwa, dzięki Bogu. – Dobrze, że jesteście! Bardzo się cieszę! Dara
i Jinki w ogóle nie chcieli przyjść! Są tacy nuuudni, od kiedy urodził się Soo
Ha. Nie, żeby wcześniej nie byli. Nie znoszę ludzi w związkach, a ty? A, no tak
– czknęła lekko, dźgając mnie palcem w policzek. – TY też jesteś związku. Dość
żałosnym na dodatek, bo twój super sexy chłopak w ogóle nie ma dla ciebie
czasu! Uważam, że to nie faaaair!
Spiąłem się mimo woli na tę wzmiankę i odepchnąłem ją od
siebie. Nagle doszedłem do wniosku, że w ogóle mi się tu nie podoba i cierpienie
z samotności, bez zrzędzącej za uchem bandy nietaktownych świrów to o wiele
bardziej pociągająca perspektywa.
Jonghyun złapał mnie za kołnierz, zanim zdążyłem się
obrócić i ruszyć do wyjścia.
- Może pobawimy się w „kto szybciej ukradnie Kibumowi
alkohol”?! Z tego co widzę, to miał już tego zdecydowanie za dużo!
- Wolę zabawę w „kto szybciej dopadnie drzwi wyjściowych”
albo „zabierajmy się stąd póki jeszcze mamy szare komórki”! – odparowałem, ale
popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Zazwyczaj jego psie spojrzenie nie robiło
na mnie większego wrażenia, bo tak naprawdę spojrzenie tylko jednej osoby było
w stanie mnie zmiękczyć, ale tym razem dałem za wygraną, bo Key jednak
przeginał. Zapowiadało się na to, że miał zamiar zacząć publicznie molestować
Henry’ego, a nie byłem nawet pewien, czy choćby znał jego imię. Ten człowiek
naprawdę nie miał oporów, a cholerny Henry wcale nie wyglądał, jakby miał coś
przeciwko. Szlag by ich wszystkich trafił. Dlaczego miałem wrażenie, że
ostatnio tylko ja posiadałem tu jeszcze jakiś rozum?
Jednak kiedy ruszyliśmy z Jonghyunem w ich kierunku, Nowy
Nabytek Kawiarni bez naszej pomocy zdołał wyplątać się z macek pijanego Kibuma
i pomachał do mnie entuzjastycznie, wykrzykując coś z szerokim uśmiechem,
chociaż dudniąca muzyka całkiem zagłuszała jego głos. Chciałem wymienić z Jonghyunem
pełne politowania spojrzenie, ale on już poleciał do Kibuma, który, pozbawiony
podpory w postaci Henry’ego, omal nie spadł ze stołka. No tak, czego niby
mogłem się spodziewać po tym pokurczonym ośle? Koniec przebłysków geniuszu i
przyjacielskiego porozumienia na ten wieczór.
- Tae, nie sądziłem, że się jednak pojawisz! – powitał mnie
entuzjastycznie Henry. O dziwo pomimo sporej dawki alkoholu, całkiem nieźle
trzymał się na nogach i wyglądał też nienagannie. Odwzajemniłem uśmiech krzywym
grymasem, z niechęcią odnotowując obecność jego dłoni, która chyba miała
wbudowany jakiś magiczny czip z GPS-em, bo zawsze w niesamowity sposób
znajdowała drogę na moje plecy. Popchnął mnie lekko w kierunku długich sof,
gdzie już obściskiwało się kilka uroczych do porzygania parek tak ciasno ze
sobą splecionych, że ciężko było określić, gdzie ręka, a gdzie noga. Neonowa,
czerwona lampka miała zapewne nadać tej części sali intymnego klimatu, tym
czasem przywodziła na myśl raczej burdelowe oświetlenie. – Siadaj tutaj! Jest
miękko. Stawiam ci drinka!
Nie bardzo wiedząc, jak zaprotestować, dałem się posadzić
na sofie i starałem się nie myśleć o tym, że wcześniej ktoś na nią chyba
zwymiotował. Równie dobrze mógłbym teraz skorzystać z nieuwagi Henry’ego i
całej reszty, i cichcem stąd zwiać, ale kiedy już miałem wziąć rozbieg, coś
mnie nagle zatrzymało. Dlaczego nie
mogłem się wyluzować? Co mnie tak ciągle blokowało, skoro ktoś inny nie miał
takich skrupułów i potrafił świetnie bawić się beze mnie…?
Minho. Co się teraz z nim działo? Wrócił już do mieszkania,
czy dalej tam był, z nią,
gdziekolwiek tak właściwie byli? Czy on naprawdę u niej spał? Jeśli tak, to co
do cholery robili?! Pisali super poważną pracę licencjacką z prawa, której i
tak bym nie zrozumiał? Uczyli się? Grali w pieprzone szachy?!
Idiotyczne. Nie byłem głupi. Kurwa, przecież gdyby to było
tylko tyle, to przynajmniej by do mnie zadzwonił, powiedział, że nie wróci,
wyjaśnił to jakoś. Napisałby pieprzonego smsa, wysłał list w butelce, nie wiem,
cokolwiek?! Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, więc coś musiało być na
rzeczy, coś musiało się stać. Sprawa wydawała się oczywista i świadomość tego
rozrywała mnie od środka na drobne kawałeczki. Nie chciałem brzmieć
patetycznie, ale nagle zacząłem się zastanawiać, dlaczego mi to zrobił. Znudziłem mu się? Stwierdził, że jednak nie
jestem go warty, bo byłem sierotą, bez kasy, na studiach artystycznych, po
których prawdopodobnie będę bezrobotny, a do tego byłem chłopakiem, więc nie
mogłem mu nigdy dać rodziny, jak ona…? Może po prostu zrozumiał, że staranie
się o mnie przez tak długi czas było największym błędem jego młodości i dotarło
do niego, że woli żyć w normalnym związku, z dziewczyną, z normalnym
człowiekiem, który nie odrzuca go uparcie na każdym kroku od lat, nie mogąc się
wyzbyć resztek pierdolonej dumy.
Ze zgrozą uświadomiłem sobie, że tak naprawdę orientacja
Minho była dla mnie zawsze zagadką. On wciąż gadał te bzdury o tym, że nie chce
być szufladkowany, że nic go ta kwestia nie obchodzi, a jednak nigdy wcześniej
nie widziałem go, zainteresowanego kimś innym niż ja. Nie mógł być Taeminoseksualny,
bez przesady. „Facet lubi najwidoczniej
urozmaicenie.” Więc po prostu zatęsknił za możliwością bycia z dziewczyną?
Czy to mogło być tak proste? Czy też problem rzeczywiście znowu, niezmienni
tkwił we mnie…?!
- Sex on the beach. – Oznajmił wesoło jakiś głos nade mną.
Spojrzałem do góry z rosnącym przerażeniem.
- Że co?!
- Drink. – Henry parsknął śmiechem, siadając obok mnie i
wciskając mi do ręki jakiś różowopomarańczowy specyfik ze słomką i kolorową
parasoleczką. Przyglądałem się tej miksturze podejrzliwie, co jeszcze bardziej go
rozbawiło. – Nie martw się, nie zatrujesz się. Nie jest mocne. Amber mówiła, że
nie przepadasz za alkoholem.
- No proszę, Amber najwyraźniej sprawiła, że mógłbyś
napisać moją biografię – prychnąłem, ostrożnie maczając usta w tym czymś.
Skrzywiłem się. Słodkie cholerstwo.
Henry pokiwał głową z uśmieszkiem, wyciągając swoje ramię
na oparciu sofy tuż za moją głową. Poważnie, wyszłoby mu subtelniej, gdyby udał,
że się przeciąga, ale on jak widać nie lubił bawić się w subtelności.
- Sporo o tobie mówiła. O was wszystkich, ale o tobie
najwięcej. Głównie to były ostrzeżenia i rady, jak mam się z tobą obchodzić,
żebyś mnie nie zabił.
- Aaa… No to niezła reklama, nie powiem. Ale miała rację.
Ode mnie lepiej jest się trzymać z daleka, szybko się irytuję – przyznałem, sam
siebie zaskakując tym momentem szczerości przy prawie całkiem obcej osobie.
Czyżbym był już tak żałośnie wykończony samotnością, że zaczynałem otwierać się
na ludzi? Niedopuszczalne.
- Ja z kolei lubię wyzwania. – Mrugnął do mnie łobuzersko.
– No i myślę, że jednak trochę przesadziła, spodziewałem się spotkać wielkiego,
wytatuowanego potwora w typie metalowca, warczącego na ludzi z kilometra, a tu taka
niespodzianka. Ty jesteś naprawdę milutki.
O jezu. Nie.
- A co jeszcze ci o mnie mówiła? – Wyprostowałem się, żeby
niechcący nie dotknąć plecami jego ramienia. – Wspomniała, że cierpię na
zaawansowaną ludziofobię? Że nie lubię pomarańczowego? Że mam chłopaka…?
- Coś chyba mówiła. – Przysunął się jeszcze bardziej,
zapędzając mnie praktycznie na sam skraj sofy razem z moim obrzydliwie słodkim
Seksem w kieliszku. – Ale uznałem, że się pomyliła? No wiesz, gdybyś faktycznie
miał chłopaka, to byłby tutaj teraz, prawda? Albo, no nie wiem, odwiedzałby cię
w kawiarni, jak chłopak Victorii… Może czasem by dzwonił, żeby zapytać co
słychać, powtórzyć milion razy, że cię kocha, takie tam duperele, które chyba
powinno się robić, będąc czyimś chłopakiem. Więc jak? Powiedz szczerze, on jest
prawdziwy, czy to tylko taka zasłona, żeby nikt się do ciebie nie zbliżał, hmm?
Patent na zgrywanie niedostępnego, czy toksyczny związek? Jestem zwyczajnie
ciekawy.
Naparł na mnie nagle całym ciałem, aż zacząłem zsuwać się
na podłogę. W ostatniej chwili złapałem się oparcia i z wrażenia wylałem na
siebie połowę drinka, ale nawet nie zwróciłem na to uwagi. Patrzyłem na niego
szeroko otwartymi oczami, czując, jak każde jego słowo rani mnie głęboko, bo
prawda była taka, że trafił w dziesiątkę. Jego zmrużone, ciemne oczy śledziły
uważnie moją zmieniającą się minę, a kąciki wąskich warg powędrowały do góry w
triumfalnym uśmieszku. Pochylił się, owiewając mi twarz alkoholowym oddechem.
- Daj spokój, Tae. Przecież nic się nie stanie, jeśli raz
się trochę wyluzujesz…
Już miał mnie pocałować, ale wtedy wydarzyło się bardzo
szybko kilka kompletnie nieoczekiwanych rzeczy.
Henry nagle wrzasnął, odrywając się ode mnie gwałtownie i
upadł na podłogę. Ktoś pociągnął go mocno za włosy, a potem chwycił za przód
koszuli i postawił do pionu. Kilka najbliżej znajdujących się osób wydało z
siebie przestraszone piski, które zagłuszyła dudniąca muzyka.
BANG.
Henry zatoczył się do tyłu z jękiem, zasłaniając dłońmi rozkrwawiony
nos.
Gdzieś dalej rozległy się zaskoczone okrzyki Amber i
Victorii.
Skoczyłem na równe nogi, czując, jak moje serce nagle
zaczyna przyspieszać. Ledwo zarejestrowałem dźwięk rozbijającego się na
podłodze kieliszka z niedopitym drinkiem.
- MINHO?!...
BANG.
Henry upadł na kolana, trzymając się kurczowo za żebra.
Cholera. Rzuciłem się pomiędzy nich, w dalszym ciągu
otępiały z niedowierzania, jakie mną zawładnęło. Klubowe oświetlenia nie
pozwalało mi na wiele, ale wiedziałem, że jeśli chodziło o Minho, nigdy bym się
nie pomylił. Wysoka sylwetka wyraźnie rysowała się na tle innych, a w jego
ruchach wszystko było znajome. Chciałem chwycić go za ramię i odciągnąć od
zdezorientowanego Henry’ego, ale ktoś mnie ubiegł.
PLASK. Minho krzyknął, chwytając się za lewą część twarzy,
w którą został mu wymierzony siarczysty policzek. Usłyszałem przytłumione
przeleństwo.
- ZA CO?!
- ZA SPRAWIENIE, ŻE MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL PRZEZ CIEBIE
CIERPIAŁ, TY DUPKU! – Jonghyun napiął mięśnie, jakby szykował się do kolejnego
ciosu. Minho wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, dysząc ciężko, a
Henry usiadł powoli, próbując zatamować krwotok z nosa. Amber podbiegła do
niego, a chłopak Victorii złapał Jjonga w pół, kiedy ten chciał znowu rzucić
się na Minho.
Poczułem, że dłużej tego nie wytrzymam. W mojej głowie
kotłowało się tysiąc pytań, emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, a ja nie
potrafiłem zdecydować się, czy mam ochotę zacząć wrzeszczeć, ryczeć, wtulić się
w niego i nigdy nie puścić, czy pobić na kwaśne jabłko za to wszystko. Co on
tutaj robił? Skąd się wziął? Gdzie ta jego długowłosa wywłoka?! Dlaczego mi to
zrobił, do cholery?!
- Co tu się dzieje?! – Zwalisty ochroniarz przybiegł w
towarzystwie barmana, obrzucając podejrzliwym wzrokiem całą scenę. – Podobno
była jakaś szamotanina. Proszę o natychmiastowe opuszczenie lokalu!
Minho odwrócił się z zaskoczeniem i dopiero wtedy jego
wzrok po raz pierwszy padł na mnie. Napięty wyraz twarzy całkowicie złagodniał.
Jego lewy policzek zaczął robić się krwistoczerwony.
- Taemin…
- Nie. Koniec. – Mój głos brzmiał nienaturalnie wysoko. W
dwóch susach znalazłem się przy nim i ze wzrokiem wbitym w ziemię pociągnąłem
go za rękę w kierunku wyjścia. – Właśnie wychodziliśmy. Przepraszamy.
Poszedł za mną bez słowa protestu, jak zawsze zresztą.
Czasami wydawało mi się to wręcz niebezpieczne, a myśl, że poszedłby za mną
właściwie wszędzie, napawała mnie bardziej strachem niż dumą. Ufanie mi nie
było nigdy jego najlepszym pomysłem. Tak, jak ufanie jemu nie było chyba moim
najlepszym pomysł.
Nie wiedziałem, jak reszta ekipy wypląta się z awantury z
ochroniarzami, ani w jakim stanie jest Henry i w najmniejszym stopniu mnie to
nie obchodziło. Powoli mętlik w mojej głowie zaczął się przekształcać w czystą
złość. Na nich, na siebie, na Minho. Wręcz czułem tykający zegar, który tylko
odlicza sekundy do wybuchu bomby. Ale wystarczyło, że na niego spojrzałem i w
jednej chwili wszystko to straciło znaczenie.
- Nie odbierasz telefonu! – Chwycił mnie za ramiona, jak
tylko znaleźliśmy się na ulicy. W jego dużych oczach odbijały się światła
migających neonów, desperacja i kompletne wyczerpanie. Wyglądał na
poirytowanego i już samo to sprawiło, że tykająca bomba w mojej głowie zatrzymała
się nagle, zaalarmowana. – Dzwoniłem do ciebie setki razy. Dopiero Amber
powiedziała mi, gdzie jesteście. Taemin, co ty sobie wyobrażasz?! I co to za
cholerny, wypacykowany zboczeniec cię tam obłapiał?! Rany, na sekundę cię nie
można z oka spuścić! I Amber, czy jej całkowicie odbiło, zabierać cię do
takiego miejsca, bez mojej wiedzy, zostawiając cię na pastwę losu jakiegoś
pieprzonego…
- Ej, ej, czekaj… CZEKAJ! – przerwałem mu, odzyskując
wreszcie głos. Pierwszy szok wywołany jego nagłym pojawieniem się w końcu
minął, tak samo jak i ukłucie troski, spowodowane widokiem jego zapadniętych
policzków i sińców pod oczami. Miałem wrażenie, że minęły wieki odkąd ostatni
raz patrzyłem na niego z tak bliska i dlatego nie dostrzegłem tych rażących
symptomów skrajnego zmęczenia w jego twarzy. Tęskniłem za nim cholernie, ale wciąż
posiadałem resztki przyzwoitości, które powstrzymały mnie od natychmiastowego
rzucenia mu się na szyję. Początkowo słuchałem jego słów w otępieniu, ale w
końcu coś zaczęło mi wyraźnie nie grać i wtedy przypomniałem sobie o tym, co
właściwie doprowadziło nas do znalezienia się w obecnym położeniu.
Wyrwałem mu się, robiąc krok do tyłu.
- Nie odbierałem telefonów… JA nie odbierałem…? Próbowałem
się z tobą skontaktować od wczoraj, Minho! Nie wróciłeś do domu na noc.
Dlaczego?! – Tylko na tyle było mnie póki co stać, bo już przy ostatnim pytaniu
poczułem ze zgrozą, że głos zaczyna mi się niebezpiecznie załamywać.
Opuścił ręce, wpatrując się we mnie ze skruchą.
- Przepraszam. Zasnąłem wczoraj u znajomego. Wiem, że się
martwiłeś i nie wyobrażasz sobie, jak źle się czuję z tą świadomością… Chciałem
zadzwonić jak tylko się obudziłem, ale ty…
- Nie zwalaj tego na mnie. – Mój głos zabrzmiał tak
lodowato, że na jego dźwięk aż przeszył mnie zimny dreszcz. Minho też lekko się
wzdrygnął, po czym spuścił pokornie głowę. Ale ja już nie potrafiłem się
powstrzymać. – Dlaczego to zrobiłeś, Minho…? Czy ty… pamiętasz w ogóle, kiedy
ostatni raz rozmawialiśmy?
- Pisaliśmy do siebie…
- Smsy się nie liczą, dobrze o tym wiesz! – Teraz już
musiałem podnieść głos, czując, że lada chwila eksploduję. Miałem ochotę nim
potrząsnąć, dać mu w twarz jeszcze mocniej, niż zrobił to Jonghyun. Krew
napłynęła mi do głowy. – Wiem, że się uczysz, że jesteś na elitarnej uczelni,
na prestiżowym kierunku, że jesteś wybrańcem i nadzieją narodu, diabli wiedzą
co jeszcze! Nie masz czasu, rozumiem to. Zawsze to rozumiałem! Zawsze
wiedziałem, że należymy do dwóch różnych światów i że nie dorównam ci nawet,
jeśli będę próbował, ALE – przycisnąłem mu dłoń do ust, kiedy zobaczyłem, że
zamierza mi przerwać - …ALE TO CIĘ NIE USPRAWIEDLIWIA! Cholera, czy ty uważasz,
że jestem… byłem, jakimś twoim, nie wiem, wyzwaniem, czy co?! A teraz, kiedy
już się ze mną uporałeś, możesz sobie robić co chcesz? Tym właśnie jestem,
Minho…? Kłopotem? Jeden problem z głowy, bo już jestem odhaczony na twojej
liście owieczek do zbawienia?
Głos mi się trząsł, ale łykałem łzy gniewu i upokorzenia,
które nagle mnie zalało. Dopiero teraz, widząc, jak patrzył na mnie z
przerażeniem i niedowierzaniem, poczułem się naprawdę podle.
- Taemin?! Zwariowałeś?! O czym ty…
- Mogłeś mi chociaż powiedzieć, że tak to będzie wyglądać,
ja… Wiem, jaki jestem. Wiem, że nie jest ci ze mną łatwo, nigdy nie było. Ale…
Ale… Wydawało mi się, że ty… Że tobie to pasuje. Umiałeś sobie z tym poradzić…
Ze mną. KURWA, MINHO, TY PIEPRZONY IDIOTO! EGOISTO! – Zacisnąłem dłonie w
pięści, czując, jak zaczyna kręcić mi się w głowie, a cały świat zamienia się w
karuzelę chaotycznych barw i kształtów. Zamknąłem oczy, mając wrażenie, że
zaraz zwymiotuję. – Mogłeś mnie chociaż uprzedzić, że tak będzie, zamiast
pozwolić mi się w tobie zakochać!
Jego ciepłe ramiona zamknęły się wokół mnie, a ja nie
miałem siły się poruszyć, czy choćby zmusić się, by na niego spojrzeć. Twarz
paliła mnie ze wstydu i bezsilnej złości.
- Tae, tak strasznie przepraszam… - Jego głos też się
załamywał, ale choć brzmiał łagodnie i czule jak zawsze, tym razem nie
potrafiłem zdobyć się na to, żeby mu uwierzyć. – Ja… Nie wiedziałem, że to tak
bardzo cię zmartwi! Przysięgam, że już nigdy cię nie zostawię, nawet… nawet
zrezygnuję z tych studiów i nie obchodzi mnie zdanie mojego ojca, zrobię
wszystko, żebyś…
- Nie gadaj głupot. Dlaczego Kwon Yuri odebrała twój
telefon dzisiaj rano? – Mój głos był przytłumiony przez materiał jego koszuli,
ale wiedziałem, że usłyszał, bo nagle zesztywniał, a jego mięśnie napięły się
lekko.
- Co? Skąd ty… Jaki…
- Nie udawaj, że nie wiesz. Zasnąłeś u znajomego, tak?
Dlaczego nie znam twoich znajomych? – Wreszcie zebrałem w sobie dość siły, by
wyplątać się z jego objęć, ale wciąż nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy,
niepewny, co w nich zobaczę ani co on mógłby zobaczyć w moich. – Wiem o Yuri.
Poznałem ją. Wiem, kim dla ciebie była. Na początku to wszystko wydawało mi się
kompletnie absurdalne, ale potem zacząłem się zastanawiać. Dlaczego nie
powiedziałeś mi, że byłeś z kimś, kiedy się rozstaliśmy…?
Zmusiłem się, by unieść głowę. Minho wpatrywał się we mnie
szeroko otwartymi oczami, chłonąc każde moje słowo z taką miną, jakby było
ostrzem, które w niego bezlitośnie wbijałem, ale paradoksalnie ja czułem się
podobnie. Pobladł – widziałem to nawet w mdłym, kolorowym blasku klubowych
neonów.
- Nie… Nigdy nie uważałem tego za… ważne – powiedział w
końcu, jąkając się nieco. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby się jąkał. Jego
usta drżały. – Powinienem ci powiedzieć, ale… Taemin, ty… Chyba nie myślisz, że
cię zdradziłem?!
Zacisnąłem zęby tak mocno, że aż zabolały mnie dziąsła.
- Spałeś u niej? – Brak odpowiedzi. Wpatrywałem się w niego
w napięciu, a on wyglądał na coraz bardziej zszokowanego. – Dobrze. Przejdę do
konkretów. Spałeś Z NIĄ?...
- NIE! – No proszę, nagle odzyskał głos. Wyciągnął do mnie
ręce, ale się cofnąłem. Był zdesperowany, a ja zbyt zajęty wznoszeniem wokół
siebie grubego muru zimnej niedostępności. – NIGDY nie zrobiłbym ci czegoś
takiego! Czy ty nie rozumiesz?! Kocham cię, zawsze…
- Co z nią robiłeś?
- Przepraszam. – Teraz w jego sarnich oczach lśniły
najprawdziwsze łzy i przez chwilę miałem ochotę zburzyć liche fundamenty
obronnej fortecy. – Nie mogę… Chcę, ale nie mogę ci powiedzieć. Jeszcze. To nie
ma nic wspólnego z nią, to… Ona tylko mi pomagała…
- Z czym? – Zabrnęliśmy w to już a daleko. – Z czym ci niby
pomagała?! Chociaż nie, wiesz co? Właściwie nie chcę wiedzieć.
- Nie rozumiesz! Nigdy nic nie zrobiliśmy! To był bardzo
krótki epizod w moim życiu, coś, czym chciałem udowodnić sobie, że mogę żyć bez
ciebie, ale nie udało mi się. Ona jest tylko moją przyjaciółką… Wczoraj pomogła
mi podjąć ważną dla mnie decyzję, o której nie mogę ci na razie powiedzieć, ale
proszę, błagam, zaufaj mi jeszcze ten jeden raz…
- Sądzę, że powinniśmy dać sobie trochę czasu na odzyskanie
tego zaufania – wyrzuciłem z siebie, zanim dotarło do mnie, co właśnie zamierzałem
zrobić. – Dać sobie przerwę.
Zamilkł wpół zdania, otwierając oczy jeszcze szerzej.
- Co… Co masz na myśli…? Tae…
- Nie zrywamy. – Mój głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie i
zwyczajnie, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Korzystając z tego nagłego
przypływu odwagi, zbliżyłem się, kładąc dłonie na jego policzkach. – Nie wiem,
o co w tym wszystkim chodzi, ale… Chcę wierzyć, że nie jesteś taki. Chociaż kompletnie cię już nie
rozumiem. Chyba obaj potrzebujemy… przestrzeni. Na jakiś czas. Rozumiesz?
Wyglądał, jakby miał ochotę naprawdę się rozpłakać. Chwycił
mnie kurczowo za ręce.
- Przysięgam, że cię nie zdradziłem. Nigdy, nawet kiedy nie
byliśmy razem, nie zrobiłbym tego, nie umiem… Musisz mi uwierzyć…
- Nie chodzi tylko o to. Chodzi o to, że już od dawna nie
jest między nami tak, jak powinno być. – Czułem się tak, jakbym tłumaczył coś
małemu dziecku. Nie umiałem obchodzić się z dziećmi, a co dopiero z Żabolem. – Musimy
to przemyśleć. Cały ten… związek i tak dalej. Nie szukaj mnie. Nigdzie się stąd
nie ruszam, ale wrócimy do tego wszystkiego dopiero, kiedy uznam, że jestem
gotowy. I kiedy ty będziesz mógł mi powiedzieć o tym, o czym w tej chwili nie
możesz. – Patrzenie na niego mnie bolało. Przez jego przystojną twarz
przemykały całe gamy emocji, od głębokiego smutku, przez desperację, po
całkowite przerażenie.
Przełknąłem ślinę, wysuwając powoli dłonie z jego uścisku. Stanąłem
na palcach i lekko musnąłem ustami jego gorący, zaczerwieniony po uderzeniu policzek.
A potem odwróciłem się i odszedłem, nie oglądając się za
siebie ani razu.
7.
Blefowałem.
Tak naprawdę nie miałem pojęcia, dokąd pójść i uświadomiłem
sobie to dopiero po przejściu kilku ruchliwych ulic i prawie całego parku.
Zatrzymałem się dopiero tam, kiedy szum samochodów i gwar miasta zostały nieco
zagłuszone przez szelest liści na drzewach, plusk fontanny i krzyki jakichś
pijanych gości, którzy rozbili się kilka metrów dalej, wznosząc toasty puszkami
z piwem i wyjąc jakieś ordynarne piosenki. Obudziłem się jakby z jakiegoś
transu i dopiero po chwili zorientowałem się, gdzie jestem. Ogarnęła mnie nagła
słabość, jak gdyby cała trzymająca mnie na nogach adrenalina nagle uszła ze
mnie niczym powietrze z przebitego balona i poczułem się dziwnie pusty w
środku. Osunąłem się na najbliższą ławkę, bezwiednie masując pulsujące skronie.
Rozbolała mnie głowa. Pewnie z emocji. Zawsze tak się działo, kiedy zbyt długo
tłumiłem coś w sobie, ukrywając prawdziwe uczucia pod maską fałszywego
opanowania. Nienawidziłem tego. Wolałem się wykrzyczeć, pozłościć, ulżyłoby mi
nawet, gdybym to ja uderzył Minho… Ale nie, do końca pozostałem otumaniony
jakimś potwornym spokojem i odszedłem tak po prostu, bez krzyku, trzaskania
drzwiami, całując go tylko na pożegnanie w policzek, jak gdyby nigdy nic. To do
mnie nie pasowało i on też o tym wiedział – dlatego sam był tak przerażony.
Wolałby, gdybym go zwyzywał, zranił ostrymi słowami, do tego był przecież
przyzwyczajony, po tylu latach cierpliwego wytrzymywania ze mną nie mogło go to
zaskoczyć. Natomiast teraz… Teraz był inaczej. Przed oczami stanęła mi jego
przestraszona, zszokowana twarz i szeroko otwarte w niemym proteście oczy,
kiedy mijałem go bez słowa, zachowując zimną powłokę nieczułego drania, co mi
przecież tak cholernie dobrze zawsze wychodziło.
Zagryzłem wargi aż do krwi, czując budującą mi się w
gardle, niebezpieczną gulę, której nie potrafiłem przełknąć. Zeskoczyłem z
ławki, wsuwając dłonie do kieszeni i zaciskając je w pięści tak mocno, że aż
poczułem ból od wbijających się w skórę paznokci. Ruszyłem szybko przed siebie,
pragnąc znaleźć się jak najdalej, uciec od własnych myśli i poczucia winy,
które już zaczynało mnie wysysać od środka.
Wiedziałem, że nie mogę pójść schronić się do Jii ani
Jiyonga, ani tym bardziej do nikogo ze starej ekipy. Byłem pewien, że Minho nie
wytrwa długo w obietnicy pozostawienia mi tymczasowej przestrzeni. Przychodziło
mi do głowy tylko jedno miejsce, w którym mogłem liczyć na względny spokój,
przynajmniej dopóki nikt nie wpadnie na to, by mnie tam szukać.
Pół godziny później stałem przed jednym z odnowionych
bloków w centrum miasta, trzy przecznice od salonu fryzjerskiego. Było mi zimno
i bolała mnie głowa, wkurzał mnie już nawet szum samochodów na ulicy. Zrobiło
się już całkiem ciemno, ale Seul dopiero odżywał. Ja nie chciałem być tej nocy
częścią tego denerwująco radosnego życia. Wbiegłem po schodach budynku, zbyt
nabuzowany wciąż kipiącymi emocjami, by czekać na windę. Drzwi do mieszkania
otworzyły się prawie natychmiast, jak tylko nacisnąłem dzwonek.
Kobieta, która stanęła w progu, wydała z siebie okrzyk
zaskoczenia.
- Taemin?! Co ty tu… Och. – Lee Chaerin szybko otaksowała
mnie wzrokiem, a potem otworzyła drzwi szerzej. – Wchodź. Masz szczęście, bo
akurat uzupełniłam moją kolekcję kiczowatych telenoweli i chusteczek
higienicznych. Rozgość się w salonie, a ja sprawdzę, czy mam jeszcze lody
czekoladowe. Ostatecznie Nutella też da radę.
Powoli wszedłem do środka, lekko zszokowany.
- Skąd wiedziałaś, że…?
Posłała mi zatroskane spojrzenie i uśmiechnęła się słabo,
co w jednym momencie wywołało we mnie dziwne, mgliste wspomnienie innej
kobiety, która pewnie tak samo by teraz na mnie patrzyła, gdyby nadal żyła i
była przy mnie.
- Intuicja. Możesz tutaj zostać, jak długo zechcesz. –
Położyła mi dłoń na ramieniu i popchnęła lekko w głąb mieszkania. Musiałem pewnie
wyglądać zupełnie żałośnie, jeśli domyśliła się, w jakim jestem stanie po
jednym, krótkim spojrzeniu. Nawet nie poczułem skrępowania. I tak byłem na
przegranej pozycji. Siedząc na wygodnej sofie Chaerin, z poduszką przyciśniętą
do siebie, poczułem, jak wszystkie duszące się wewnątrz mnie uczucia nie są w
stanie dłużej się powstrzymać. Cała złość na Minho, Yuri, Henry’ego i w końcu
na siebie – wszystko to we mnie eksplodowało, wywołując w moim organizmie taki
szok, że aż zacząłem drżeć na całym ciele. Schowałem twarz w poduszce,
wdychając zapach jakiegoś lakieru do włosów, który trochę mnie uspokoił, bo
skojarzył mi się z kojącym zapachem pracowni malarskiej. Emocje wylewały się ze
mnie bezdźwięcznymi strumieniami. Po chwili poduszka zaczęła coraz bardziej
nimi nasiąkać, ale nie potrafiłem ich już zatrzymać.
Chaerin siedziała ze mną, na początku nieśmiało poklepując
mnie po plecach, aż w końcu pochyliła się i objęła mnie, kołysząc uspokajająco.
Świetnie, dzisiejszy dzień był dniem, w którym zebrało mi się na
uzewnętrznianie przed wszystkimi naokoło. Nie ma co, robiłem sobie wśród
znajomych opinię prawdziwego macho. Myślałem, że po wybuchu w kawiarni nie
zostało już we mnie więcej łez, ale najwidoczniej się pomyliłem, bo teraz
hektolitry wody tryskały ze mnie jak z zepsutej fontanny. Ciekawe, czy da się w
ten sposób odwodnić.
Kiedy siła strumienia nieco zelżała, odważyłem się otworzyć
oczy. Czułem się pusty w środku, jakby nic już tam nie zostało. Nie wiedziałem,
czy to była oznaka ulgi, czy jeszcze większego przygnębienia.
- No już, dobrze. – Chaerin odsunęła się lekko i posłała mi
łagodny uśmiech. Przejechała dłonią po moich czarnych włosach i śmiesznie
zmarszczyła nos. – Pójdę sprawdzić, czy został mi jeszcze rozjaśniacz. Nic tak
nie podnosi na duchu, jak nowa fryzura! Muszą być jasne. W czarnych wyglądasz
jak jakiś zdołowany dzieciak ze złamanym sercem, czy coś w tym stylu.
8.
„- …Hej.
Taemin? To ja… Przepraszam, że dzwonię, wiem, że nie powinienem. Miałem
dać ci przestrzeń na przemyślenie tego wszystkiego i… Ale ja tak nie mogę,
zrozum, po prostu nie potrafię. Nie masz pojęcia, jak bardzo mi przykro, że cię
zraniłem. Przepraszam. Boże, błagam, nie nienawidź mnie. Proszę, umrę, jeśli
mnie znienawidzisz, ja… Porozmawiajmy o tym, błagam. Wszystko ci wyja-”
*WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„Taeminnie?! Jak tam, trzymasz się? Obiecałeś, że będziesz
na siebie uważać, ale i tak wariuję, bo nie mam pojęcia gdzie jesteś i co
robisz. Wszyscy wariujemy, serio. Nie to, że ci nie ufam, bo nie wątpię, że sobie
poradzisz, ale… No wiesz, czułbym się o wiele bardziej komfortowo, jeśli
oddzwoniłbyś do mnie, albo chociaż odpisał na któryś z moich smsów… Nie musisz
się rozwlekać, wiesz… Wystarczy coś krótkiego, jakieś szybkie info, że z tobą
wszystko w porządku. Całkowicie by mnie to usatysfakcjonowało i dałbym ci
spokój. Przysięgam. Uhh… Co do Min… Tego przeklętego, obrzydliwego ropucha, o
którym pewnie w ogóle nie chcesz słuchać… Um. Mam nadzieję, że masz to zupełnie
gdzieś, ale jakby coś, to jemu nic nie jest. Ma siniaka i tyle, żadnej
tragedii. Nie złamałem mu nawet nosa. Cholera, wypadłem z wprawy, chyba będę
musiał znowu zacząć chodzić na siłkę… Nieważne. Wiesz dobrze, że mu się
należało, prawda? Chociaż akurat wątpię, czy dostał wystarczająco mocno, żeby
jego zaginiona w akcji piąta klepka wróciła na swoje miejsce, ale nie martw
się, popracuję nad swoim lewym sierpowym i może wtedy jeszcze trochę poprawię
mu tę uroczą buźkę. Rozumiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć, Taeminnie?
Prawda? Napisz, czy wszystko z tobą okej i-” *WYKORZYSTAŁEŚ CZAS PRZEZNACZONY
NA TĘ WIADOMOŚĆ GŁOSOWĄ. NAGRAJ KOLEJNA WIADOMOŚĆ, WYBIERAJĄC…*
„Tae… To znowu ja… Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać,
ale proszę, wysłuchaj mnie, ja muszę-” *WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„Cześć, braciszku. Jak tam się ma mój ulubiony brat, hmm…?
Dzwoniłam parę razy, ale nie odbierałeś. …I bardzo dobrze, bo chyba nie
zniosłabym dźwięku twojego ohydnego głosu! Wcale nie chciałam z tobą gadać i
wcale się o ciebie nie martwię. Wiesz co?! Właściwie to rób sobie co chcesz,
nic mnie to nie obchodzi! Jestem tylko twoją głupią młodszą siostrą, która i
tak cię nigdy nie zrozumie, bla, bla, bla… O nie, prawie słyszę ten twój ohydny
głos w swojej głowie, jak to powtarzasz, świdrując mnie tym swoim
pseudo-morderczym spojrzeniem, którego już i tak nikt się nie boi! Arghh,
naprawdę mnie wkurzasz, Lee Taemin! Czy mógłbyś wreszcie odebrać ten pieprzony
po stokroć telefon?!”
„Gdzie jesteś?! Powiedz mi tylko tyle, chcę tylko wiedzieć,
czy jesteś bezpieczny. Przysięgam na własne życie, że nie będę cię szukał.
Powiedz tylko, gdzie jesteś… Tęsknię za tob-” *WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„Taeminnie! ODPISAŁEŚ! Aaaa, czuję się taki wyróżniony, bo
tylko mnie odpowiedziałeś! Wprawdzie twoja wiadomość nie była zbyt, eee,
kwiecista i bogata w refleksje, ale mnie całkowicie zadowoliła, też zawsze
byłem zwolennikiem konkretnego wyrażania uczuć! Twoje zbawienne „OK” napawało
mnie nadzieją i jakąś błogością. Przez to jedno słowo przemówiła cała twoja
powściągliwa natura! Ledwie odczytałem tę wiadomość i już wiedziałem – to jest
mój Taeminnie, żyje i ma się dobrze, bo jest twardym facetem, a my, twardzi
faceci, zawsze trzymamy się razem, nie?! Naprawdę jestem szczęśliwy, że z tobą
wszystko w porządku, od razu spadł mi kamień z serca, bo już miałem wizje
ciebie, umierającego w jakimś rynsztoku, z dala od cywilizacji, bez jedzenia i
wody… Widzisz, do czego mnie doprowadziłeś?! Od zeszłego tygodnia chodzę cały
rozdygotany, dzisiaj niechcący wylałem odrobinkę americano na spódnicę jakiejś
babki… Prawie nie było widać, ale paniusia podniosła taki ryk, że drzemiący na
górze Soo Ha się obudził i mieliśmy dwie wojny światowe na raz. Dara się
wściekła i powiedziała, że potrąci mi z pensji, tylko nie wiem, czy z powodu
tamtej dzikiej klientki, czy dlatego, że zakłóciłem nienaruszalny spokój jej demonicznego
bachora… Mniejsza z tym, wiedz tylko, że twoje krótkie „OK” zadziałało jak
balsam na moją niespokojną duszę i mam nadzieję, że niedługo znowu do mnie-” *WYKORZYSTAŁEŚ
CZAS PRZEZNACZONY NA TĘ WIADOMOŚĆ GŁOSOWĄ. NAGRAJ KOLEJNA WIADOMOŚĆ,
WYBIERAJĄC…*
„-napiszesz. Cholera, powinienem nagrywać krótsze
wiadomości. Naprawdę przydałyby mi się lekcje streszczania swoich myśli.
Myślisz, że mógłbyś mi ich udzielić? Hahaha, oczywiście nie teraz, to nie tak,
że chciałem subtelnie wyciągnąć z ciebie twoje aktualne miejsce zamieszkania…
Uhm. Kończę, trzymaj się i wysypiaj! Nie zapominaj o tym, żeby dużo jeść!
Musisz być silny, żeby wrócić i wtłuc Min… To znaczy ropuchowatemu draniowi
osobiście!”
„Wróć… Proszę… Odezwij się… Cokolwiek… Kocham c-”
*WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„Tylko ciebie. Zawsze. Nie potrafię żyć bez ciebie…. Czuję
się podle.” *WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„Kochamciękochamciękoch-” *WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„To znowu ja, ty głupi, nieczuły daniu! ZAWSZE sobie
wszystko mówiliśmy. ZAWSZE. Przez te wszystkie lata mogłeś na mnie polegać.
Dlaczego teraz nie chcesz ze mną porozmawiać?! Obiecuję, że cię wysłucham.
Umiem słuchać. Możemy razem nawrzucać Żabolowi ile wlezie. Kłamałam mówiąc, że
się nie martwię. Prawda jest taka, że martwię się jak cholera, a ty nadal
jesteś idiotą bez serca. Tak, przesłuchałam wszystkich twoich znajomych, żeby
cię znaleźć, dupku. Jia powiedziała mi, że przynajmniej nadal chodzisz na
uczelnię i trochę mnie to uspokoiło. Co nie zmienia faktu, że jak już się
ogarniesz i wrócisz do żywych, to będziesz mieć przechlapane. …Dbaj o siebie,
okej?”
„Hej, tu Amber. Jak widać jeszcze tylko ja cię nie
napastowałam… Cóż. Chyba domyślasz się, co chcę powiedzieć. Wracaj i pogódź się
z Minho. Albo chociaż daj znać Sulli, gdzie się zatrzymałeś, bo ona odchodzi od
zmysłów. Wszyscy się martwimy.”
„Minnie, błag-”*WIADOMOŚĆ ZOSTAŁA USUNIĘTA*
„Cześć, tu Kibum. Załatwię to szybko i dam ci spokój, a ty
i tak zrobisz co zechcesz, niczym uparta, egoistyczna świnia, którą w tym
momencie jesteś. Nie mam zamiaru głaskać cię po główce i z namaszczeniem lizać
ci podeszwy butów jak Jonghyun, zapewniając cię przy tym, że dobrze zrobiłeś,
mszcząc się na Minho w tak okrutny sposób. Prawda jest taka, że właśnie
popełniasz największy błąd w swoim zasranym życiu, ty psychopatyczny idioto!
Mało się wycierpiałeś?! Nagle wszystko ci się układa, a ty zaczynasz panikować,
bo to nie jest życie, do którego byłeś przyzwyczajony i nie potrafisz sobie z
tym poradzić, więc wymyślasz sztuczne problemy, by jeszcze bardziej wszystko
spieprzyć…? Taemin, przestań zachowywać się jak drama queen i skończ z tym
żałosnym cyrkiem, który właśnie odstawiasz. Mówię poważnie. Nigdzie cię to nie
zaprowadzi i ty dobrze zdajesz sobie z tego sprawę. Czy ty nie widzisz, co
właśnie robisz? Zamykasz się. Znowu. Odcinasz się od nas, swoich przyjaciół, którzy
wypruwają sobie dla ciebie żyły, odcinasz się od Minho, który kocha cię jak
szalony i nigdy, powtarzam, NIGDY by cię nie zdradził. Za długo pracował sobie
na twoją miłość, żeby cię teraz tak potraktować, ale ty jak widać nie masz
nadal żadnych skrupułów, jeśli chodzi o bezlitosne torturowanie go. Szczerze mu
współczuję takiego beznadziejnego chłopaka, jak ty. To najlepszy człowiek na
świecie. Nie wiem, co zaszło między nim a Yuri, ale to na pewno nie jest to, co
myślisz. Więc weź się w garść, przestań zachowywać się jak skrzywdzona królewna
i porozmawiaj z nim, do diabła! Dorośnij wreszcie. Może wtedy w końcu
zobaczysz, ile masz do stracenia i jakim jesteś niewdzięcznym szczęściarzem.”
„…Wybacz mi tamtą wiadomość. Może brzmiałem zbyt ostro, ale
tobą po prostu trzeba porządnie potrząsnąć, żebyś się opamiętał. Nadskakiwanie
ci i cackanie się z tobą nic nigdy nie dawało. Wiem to, bo pod pewnymi
względami jesteśmy bardziej podobni niż ci się wydaje. W każdym razie przemyśl
to i daj mu szansę. On usycha.”
„Przepraszamprzepraszamprzepraszamprzepra…”*WIADOMOŚĆ
ZOSTAŁA USUNIĘTA*
Według idei dziewiętnastowiecznych romantyków przyroda
powinna odzwierciedlać nastrój bohatera. Cierpieć z nim i przeżywać razem z nim
jego radości, smutki, gwałtowne emocje i spokojne dni. Cóż, gdyby ta zasada
nadal obowiązywała, w ciągu ostatnich dwóch tygodni powinna była towarzyszyć mi
cmentarna pogoda, z ponurymi chmurami, siekącym bezlitośnie deszczem i
okazjonalnie przeszywającą czarne jak moja dusza niebo błyskawicą czystej furii.
No dobrze, jeśli przesadzałem i to rzeczywiście były za wysokie wymagania,
zasługiwałem przynajmniej na małą, kreskówkową chmurkę, ciskającą mi na głowę
bezustannym gradem.
Niestety, wyglądało na to, że nawet pogoda buntowała się
przeciwko mnie, a siły wyższe dawały mi tym samym do zrozumienia, że mają
gdzieś mój pogrzebowy nastrój i przypływy mrocznych uczuć, które miksowały się
we mnie dzień i noc, tworząc śmiercionośną mieszankę smutku, bezsilnej złości i
zalążków żałosnej depresji, która była gotowa eksplodować w każdej chwili.
Bywały też momenty, kiedy coraz bardziej miękłem i dopadały
mnie gryzące wyrzuty sumienia. Wydawało mi się wtedy, że to wszystko wina moja
i mojego beznadziejnego, trudnego charakteru, przeklętej upartości, której
nigdy się do końca nie pozbyłem. Może faktycznie to ja byłem źródłem wszelkich
problemów. Może tworzyłem je sam, bo nie mogłem po prostu wytrzymać z myślą, że
choć raz coś mogło się dla mnie układać w życiu. Musiałem to skutecznie
spieprzyć, żeby… no nie wiem, podnieść poziom adrenaliny, rozdrapać stare rany
i raz jeszcze udowodnić sobie brutalnie, że nie ma czegoś takiego jak happy
endy. Wyimaginowane kłopoty, które kolekcjonowałem, przyciągając je jak magnes
i napawając się nimi, raniąc siebie i najważniejsze dla mnie osoby, bo nie
umiałem docenić tego, co miałem. Minho miał rację, nazywając mnie sprawiaczem kłopotów. Może gdybym
wreszcie przestał grać takie biedne, doświadczone przez życie dziecko, którego
nikt nie kocha i w końcu dojrzał, znormalniał…
Ale im dłużej myślałem w ten sposób, biczując sam siebie za
całą tę chorą sytuację, przychodziło mi do głowy, że – chwila! – przecież to
nie ja tu najbardziej zawiniłem. Miałem całe mnóstwo najgorszych wad, ale tego,
że byłem nieszczerym dupkiem, nie można było mi za nic zarzucić. Nigdy nie
byłbym w stanie zdradzić kogoś bliskiego, nie mówiąc już o bezwstydnym
okłamywaniu go. Czekałem na niego,
żyjąc w celibacie przez prawie dwa lata, bo nie chciałem nikogo innego, niż on.
Więc jak on mógł nawet nie wspomnieć mi o tej głupiej lali?! Okej, mógł
zapomnieć po tym, jak do siebie wróciliśmy, ale jego parszywym obowiązkiem było
poinformowanie mnie, kim ona w ogóle dla niego była, kiedy znowu pojawiła się
na horyzoncie. Albo kiedy zaczęła wyciągać go gdzieś na całe dnie. Pewnie nawet
noce, bo czemu nie, takie zwodnicze jędze przed niczym się nie cofną. A już
zdecydowanie powinien wyjaśnić mi, dlaczego ta pusta kretynka zarządzała jego
telefonem, jak jakaś jego pieprzona sekretarka. Ale nie, dlaczego miałbym
zasługiwać na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia…? Przecież byłem tylko jego
chłopakiem. Przecież tylko cały czas powtarzał, jak bardzo mnie kocha i jak
bardzo mu na mnie zależy. Dlaczego więc tylko on mógł być nieszczery w tym
związku?!
Tego typu dramatyczne przemyślenia dopadały mnie w najmniej
odpowiednich momentach, kiedy zdecydowanie nie powinienem przeżywać swoich
problemów sercowych jak jakaś dwunastolatka, tylko, chociażby, skupiać się na
wykładzie. Efekt był taki, że przez beznadziejnego Choi Minho i jeszcze
bardziej beznadziejną Yuri-Jakąś-Tam wychodziłem z uczelni z mętlikiem w
głowie, nie mając pojęcia, co właściwie działo się przez ostatnie parę godzin.
Wracając jednak do kwestii pogodowej, która tak bardzo mnie
rozdrażniła, kiedy po skończonych zajęciach razem z Jiyongiem i Jią
przekroczyliśmy próg Akademii. Wszędzie wokół było irytująco jasno i zielono, i
wyglądało na to, że cały świat robił mi na złość, ciesząc się z mojej porażki.
Po kampusie łaziło całe mnóstwo obrzydliwie radosnych ludzi, słychać było gwary
rozmów, śmiechy i gdyby tej ironii było mało, nawet beztroski trel ptaszków,
które ukryły się na gałęziach kwitnących na różowo wiśni, i miały szczęście, że
nie posiadałem kuszy lub jakiejś innej broni masowego rażenia, którą mógłbym je
równie beztrosko wymordować.
To nie tak, że żal i rozczarowanie rozbudziły we mnie
jakieś mordercze zapędy. Po prostu wkurzało mnie to, że kiedy ja czułem się
tak, jakby cały mój świat się rozpadał, wokół tak naprawdę wszystko nadal
spokojnie egzystowało. To było niesprawiedliwe.
- Hej, Taemin? Taemin! – Jia szturchnęła mnie łokciem w
bok, przez co o mało nie spadłem ze schodów przed głównym wejściem do Akademii.
Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie, na co nawet się nie skrzywiła. Sulli miała
rację, moje mordercze spojrzenia chyba straciły swoją piorunującą moc, bo
zdawały się od pewnego czasu nikogo już nie ruszać.
- Musisz się tak drzeć? Próbuję mentalnie użalać się nad
sobą i swoim popieprzonym życiem. To mi sprawia ulgę i niezwykłą frajdę, więc
nie przejmujcie się mną, tylko po prostu dajcie mi spokój.
- Och, przepraszam, w takim razie czy mógłbyś na chwilę
zaprzestać mentalnego terroryzowania się, drogi masochisto i posłuchać mojego
pomysłu? – Zagrodziła mi drogę, kiedy już chciałem ją wyminąć. Jiyong
zignorował moje błagalne spojrzenie i chyba miał zamiar współpracować z Jią, bo
stanął po drugiej stronie, tym samym odcinając mi drogę ucieczki. Byłem
otoczony. Musiałem wdawać się w interakcje z ludźmi. Boże, nieee. – Wymyśliłam,
że powinniśmy zrobić dzisiaj coś niecodziennego – kontynuowała z zadowoleniem
różowowłosa wiedźma. – Właściwie ty mnie do tego zainspirowałeś. Powinniśmy się
wyluzować, zapomnieć o głupich problemach i zacieśnić więzy prawdziwej
przyjaźni między sobą, czyli słowem, iść się dzisiaj wieczorem porządnie
schlać. No wiecie, uwalić się tak, jak ci frajerzy, którymi zawsze gardziliśmy.
Mamy być tak pijani, żebyśmy nie pamiętali nawet własnych imion. Brzmi jak
zabawa, co?
- To… - zamilkłem na moment, szukając odpowiedniego
określenia na te brednie, ale nic kreatywnego nie przychodziło mi nawet do
głowy. – To najdurniejszy twój pomysł ze wszystkich twoich durnych pomysłów.
Nawet nie wiem, czy jestem w stanie się nie zgodzić.
Klasnęła w dłonie, podskakując, jak na mój gust zbyt
entuzjastycznie.
- Prawidłowo! Już ja ci nie pozwolę się dzisiaj zadręczać.
Wiesz jak mówią, smutki najlepiej topić w alkoholu. Możemy nawet zainwestować w
absynt, jeśli zwykła wódka jest dla was za mało hipsterska…
- Okej, dobra, jak sobie chcecie – westchnąłem ciężko,
opierając się o marmurową poręcz. – Ostatecznie wszystko lepsze niż
przesłodzone, lepkie drinki. I kawa. Z jakiegoś powodu mdli mnie na sam jej
widok.
- Oo-o, melduję alarm. Kod tęczowy. – Jiyong złapał mnie
kurczowo za ramię, robiąc ostrzegawczą minę. Popatrzyłem na niego jak na
idiotę, nie próbując nawet domyślić się, w jakim języku teraz gadał.
- O co ci chodzi?
- Twój chłopak na dwunastej. Czy już ex-chłopak…? – Dłuższą
chwilę zajęło mi przyjęcie sensu tych słów do wiadomości. Poczułem, jak w
jednej chwili oblewa mnie nieprzyjemny, zimny pot, a mój puls w ciągu kilku
sekund gwałtownie przyspieszył. Rozejrzałem się w panice, mając nadzieję, że to
tylko głupi żart, mający na celu jeszcze bardziej mnie zirytować. Jiyong
prychnął, chwycił mnie za ramiona i siłą ustawił przodem do dziedzińca. –
Widzisz? Tam. Czeka na ciebie pod schodami niczym grzeczny piesek i jak na moje
wyczulone, artystyczne oko, to wygląda nawet na bardziej zmaltretowanego, niż
ty. O, chyba nas zauważył. Lepiej do niego… Hej, przestań się za mną chować!
Nie tchórzyłem, to była instynktowna reakcja. Nie chodzi o
to, że bałem się konfrontacji z Minho. Ja po prostu nie byłem jeszcze na nią
gotowy. Chciałem wcześniej przygotować sobie scenariusz tej rozmowy, rozważyć
różne kierunki, w które może ona pójść i przede wszystkim zdecydować, co w
ogóle chciałem powiedzieć. Jego niezapowiedziane pojawienie się na uczelni
kompletnie wytrąciło mnie z równowagi, którą nieudolnie starałem się
zachowywać. Uzgodniliśmy przecież, że damy sobie czas, czego więc ten drań
tutaj chciał?! Minęły dopiero dwa tygodnie, a ja, chociaż musiałem niechętnie
przyznać, że cholernie za nim tęskniłem, to nadal nie potrafiłem zdobyć się na
odwagę, by wrócić i dać mu się wytłumaczyć. Zdawałem sobie sprawę, że zachowuję
się dziecinnie, nie odpowiadając na żadne wiadomości i telefony przyjaciół,
izolując się od nich dobrowolnie i sam siebie tym najbardziej krzywdząc. Ale
naprawdę potrzebowałem przerwy, oddechu na to, żeby ogarnąć jakoś swoje życie.
Już nawet nie chodziło tylko o sprawę z Yuri, raczej o samego Minho i moje
wieczne wątpliwości co do tego, czy nasz tak zwany związek miał w ogóle jakiś
sens. Kochałem go, a on kochał mnie, a przynajmniej tak wciąż zapewniał. Ale
wciąż czułem się przy nim kompletnym zerem, kulą u nogi, problematycznym
dzieciakiem, nawet, jeśli teoretycznie już byłem dorosły. Nie umiałem się
zmienić, nie umiałem dać mu szczęścia. Nie w ten sposób, jaki byłby dla niego
najlepszy.
- Idź do niego – syknęła Jia, popychając mnie w stronę
dziedzińca. – W końcu i tak musiałbyś stanąć z nim twarzą w twarz, więc
przestań być cholernym tchórzem, Taemin. Nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Idź
i mu nawrzucaj do woli, a potem pocałujcie się na zgodę. To nie tak, że to
pierwszy raz, kiedy się kłócicie, prawda…?
Miała rację, to nie był pierwszy raz, a jednocześnie tym
razem było jakoś inaczej. Czułem gryzące wyrzuty sumienia. Nie byłem pewien,
czy teraz zwykły pocałunek na zgodę załatwi sprawę.
Zszedłem chwiejnie po schodach, ociągając się jak tylko to
było możliwe, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Dłonie wsunąłem do kieszeni
marynarki i zacisnąłem je tam w pięści, mając nadzieję, że jedyna oznaka mojego
zdenerwowania pozostanie niewidoczna.
- TAE! – Oczywiście mój plan z miejsca dał plamę, bo nagle
moje ręce zostały gwałtownie wyszarpnięte, a nadgarstki zakleszczone w stalowym
uścisku, który lada moment mógł odciąć mi krążenie. Wytrącony z równowagi, na
którą tak usilnie pracowałem, poderwałem głowę i spojrzałem na niego, wydając
przy tym mimowolne westchnięcie.
Jiyong miał rację. Minho wyglądał strasznie, jeszcze
gorzej, niż po nieprzespanych nocach, kiedy uczył się do egzaminów. Teraz
prezentował się tak, jakby przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie zmrużył oka
i zapominał o jedzeniu. Jego twarz była bardzo blada, wręcz sina, kompletnie
wyczerpana, a kości policzkowe zrobiły się nagle o wiele bardziej uwydatnione,
niż zwykle. Pod oczami widniały wielkie sińce, a jego zazwyczaj lekko kręcone,
brązowe włosy straciły połysk i wyglądały tak, jakby od dawna nie widziały grzebienia.
Do tego dochodziły jeszcze ubrania, założone tak niechlujnie, jak gdyby ich
właściciel narzucił na siebie to, co akurat miał pod ręką nie patrząc, gdzie
tył a gdzie przód. Ale najgorsze były w tym wszystkim jego oczy. Z Minho było
tak, że nie zawsze musiał uśmiechać się otwarcie, choć zazwyczaj wręcz tryskał
energią i entuzjazmem. Jednak nawet jeśli sytuacja wymagała powagi, jego oczy
były jedynym, co zawsze zdradzało jego prawdziwą naturę. Błyszczące, wielkie,
sarnie oczy o barwie kawy z mlekiem, okalane kurtyną rzęs, których łagodne
spojrzenie potrafiło rozmiękczyć nawet MNIE, teraz były matowe jak otchłań,
wyrażały tylko całkowitą rozpacz. To było tak bardzo niepodobne do Żabola,
którego znałem od lat, że przez chwilę nie widziałem, czy to na pewno on przede
mną stoi.
Boże, Minho, co ja ci zrobiłem.
Zszokowany, instynktownie chciałem mu się wyrwać, ale tym
razem mi na to nie pozwolił. Ścisnął moje nadgarstki tak mocno, że aż jęknąłem
z bólu.
- Musisz mnie wysłuchać! – zawołał z desperacją. – Nie
pozwolę ci uciec, dopóki mnie nie wysłuchasz. Tu i teraz. Ja już tak dłużej nie
mogę, Taemin, ta cała przerwa, szanuję to, że chciałeś przestrzeni, ale to musi
się skończyć, w tej chwili…
- Dobrze. Dobrze! – wyksztusiłem, ciągnąc go w stronę
najbliższej ławki, z dala od wścibskich spojrzeń, jakie już zaczęto nam rzucać.
Kątem oka zauważyłem, że Jia i Jiyong wciąż stoją na schodach, przyglądając się
nam z fascynacją. Pewnie zdążyli się już założyć, czy wybuchnę, czy nie.
Zacisnąłem usta w wąską linijkę. Bałem się, bałem się jak diabli tego, co zaraz
miałem usłyszeć, a jednocześnie nie miałem zamiaru uciekać, bo chciałem
wiedzieć, co miał do powiedzenia. I on też na to zasługiwał – tyle przynajmniej
mogłem mu dać.
Usiadłem na brzegu ławki, pociągając go za sobą, bo wciąż
nie wypuszczał moich nadgarstków z uścisku. Czułem, że później pojawią się tam
siniaki, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi. Kiedyś pewnie zrobiłbym z
takiej pierdoły niezłą aferę, ale to już należało do przeszłości. Kolejna
niepodobna do mnie rzecz. Obaj tak bardzo się zmieniliśmy.
- Yuri to tylko przyjaciółka – zaczął, przechodząc od razu
do sedna. Drgnąłem lekko, słysząc to imię, co nie umknęło jego uwadze, bo
jeszcze bardziej się do mnie przysunął, sprawiając, że nasze uda stykały się
teraz ze sobą i czułem wręcz niemożliwe ciepło bijące od jego ciała, którego
tak bardzo mi brakowało. Spuściłem głowę, podczas gdy on usilnie starał się zajrzeć
mi w oczy. – Wiem, co mówili ci Kibum i Sandara. Tak, ja… spotykałem się z nią, jakiś czas po tym, jak się
rozstaliśmy. Podczas studiów w Waszyngtonie, gdzie ją poznałem. To było… Nie
jestem z tego dumny. Do tej pory nie wiem, dlaczego w ogóle zgodziłem się na
coś takiego. – Zamilkł na moment, najwyraźniej oczekując, że zaraz zacznę
krzyczeć. Musiał się nieźle zdziwić, kiedy nie wydałem z siebie nawet
najmniejszego dźwięku, wciąż uporczywie wbijając wzrok w przestrzeń.
Odchrząknął nerwowo. – To moja wina. Nie wiem co sobie myślałem, ale sądzę, że…
Chciałem się sprawdzić. Nie wiedziałem, czy cię jeszcze kiedykolwiek zobaczę, a
fakt, że byliśmy tak daleko, że musiałem dla twojego własnego dobra zrezygnować
z jakiegokolwiek kontaktu z tobą, kompletnie mnie dobijał. Rzuciłem się w wir
nauki i obowiązków, ale niewiele to dawało, myślenie o tobie wciąż mnie
rozpraszało. Więc zacząłem się zastanawiać, czy potrafię o tobie zapomnieć.
Przynajmniej na jakiś czas. Byłem tam całkiem sam, nikogo nie znałem. Zacząłem
szukać kogoś, kto mógłby chociaż w jednej dziesiątej mi ciebie zastąpić,
chociaż wiedziałem, że to nie w porządku wobec ciebie, wobec tego kogoś i wobec
mnie samego. Poznałem Yuri na zajęciach. Czułem się winny, kiedy dawałem jej
nadzieję, wiedząc, że wykorzystuję ją tylko do zapełnienia pustki. To jest
prawdopodobnie najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem. Dlatego właśnie nie
powiedziałem ci o tym, kiedy znów się zeszliśmy. Był mi cholernie, całkowicie,
okropnie wstyd. Nie chciałem, żebyś widział mnie w takim świetle. To było z
mojej strony złe i egoistyczne. To, co zrobiłem, jak ją potraktowałem i to, że
nie powiedziałem ci o tym. Nie oczekuję, że natychmiast mi wybaczysz, bo ja sam
nadal nie potrafię sobie tego wybaczyć, ale błagam, uwierz w jedną rzecz – ona
nigdy nic dla mnie nie znaczyła. Umawiając się z nią, czułem się jeszcze gorzej
i wszędzie widziałem tylko ciebie. Nie umiem się z ciebie wyleczyć, Taemin-ah.
Nigdy przedtem nikogo nie kochałem w ten sposób i nie sądzę, żebym kiedykolwiek
potrafił.
- Skąd ona nagle się tutaj wzięła? – Nie chciałem, by to
pytanie zabrzmiał tak agresywnie, ale nie mogłem się powstrzymać. – Przylazła
do kawiarni i zachowywała się, jakby dobrze wiedziała, kim jestem. Wyglądała,
jakby świetnie się bawiła, kiedy już mnie sobie dokładnie obejrzała i zrozumiała,
jakim jestem frajerem. Może wydawała się trochę zdziwiona, że tracisz czas na
coś takiego, podczas, gdy…
Urwałem w pół słowa, kiedy nagle złapał mnie mocno za brodę
i obrócił w swoją stronę. Wzdrygnąłem się. Jego zmęczone oczy płonęły czystą
złością.
- Nigdy. Nie Mów. Czegoś. Takiego – wypowiedział dobitnie
każde słowo, wpatrując się we mnie ognistym wzrokiem. Nie wiedziałem, czy
cieszyć się, że jego oczy znów zaczęły znajomo błyszczeć, czy zacząć bać się
tego twardego tonu, którego prawie nigdy w stosunku do mnie nie używał. Nie
wiedzieć czemu zaczerwieniłem się mocno pod wpływem jego spojrzenia. – Tamtego
wieczoru, w piątek, spotkałem się z nią pierwszy raz, odkąd wróciła do Seulu i
nigdy nic między nami nie zaszło. Nic z tych rzeczy. NIGDY. Rozumiesz?!
- Rozumiem… - wyjąkałem, nie poznając własnej uległości.
- To dobrze. Nie okłamałem cię, mówiąc, że spotkaliśmy się
w mieszkaniu znajomego. Kojarzysz Eunhyuka, prawda? On i Donghae są w tym samym
wieku. Zanim przeprowadziłem się do SM Town, przyjaźniłem się z nim, a później
kontakt się urwał. Tamtego wieczoru Eunhyuk robił małą imprezę dla starych
znajomych, Donghae też tam był, więc możesz go zapytać, jeśli wciąż mi nie
wierzysz. Yuri bardzo chciała się ze mną zobaczyć, a ja pomyślałem, że to
idealna okazja, by poprosić ją o pomoc w pewnej… kwestii, która męczyła mnie od
dłuższego czasu. Więc napisałem jej adres Eunhyuka z prośbą, by wpadła.
- I nie raczyłeś napisać też do mnie? Bo to nie tak, że
jestem twoim chłopakiem i ty znasz moich znajomych, ale ja twoich nie i…
- Taemin. Poczekaj. Chciałem też cię zabrać, ale ta…
kwestia, którą musiałem uzgodnić z Yuri, dotyczyła ciebie. NIE, CHWILA, NIE
PRZERYWAJ! Zaraz do tego dojdę, po kolei. Wtedy postanowiłem, że zostanę tylko
chwilę, załatwię to, co powinienem i wrócę do domu. Ale byłem totalnie
padnięty. Nie wiem, jak to się stało, wiesz, że nie lubię alkoholu. Nic wtedy
nie piłem. Po prostu… Rozmawialiśmy, a wtedy zasnąłem. Spałem prawie do
południa następnego dnia. Kiedy się obudziłem, byli już tylko Eunhyuk i
Donghae. Powiedzieli mi, że wszyscy już się zmyli i że mój telefon nie
przestawał dzwonić, więc Yuri w końcu go odebrała.
- Tak, odebrała – warknąłem, przypominając sobie jej słodki
głosik po drugiej stronie linii, który sprawiał, że miałem ochotę udusić ją na
odległość. – Twoja była dziewczyna jest mistrzynią aluzji, niedopowiedzeń i
nieprecyzyjnego wyrażania się.
Minho jęknął z rezygnacją, masując palcami powieki. Drugą
ręką wciąż trzymał mnie za nadgarstek, ale jego uścisk znacznie zelżał.
- Boże, niedobrze mi się robi, kiedy pomyślę, co musiała ci
nagadać. Chyba chciała się zemścić na mnie za to, jak ją potraktowałem.
Właściwie wcale nie powinienem być na nią o to zły, ale jestem tylko
człowiekiem. Prawie zniszczyła coś, co jest dla mnie najważniejsze na świecie.
- Wyłączyłem później telefon – wyznałem, zmieniając temat.
Nie mogłem mu pozwolić na popadanie w sentymenty i ckliwe gadki, dopóki
wszystkiego mi nie wyjaśni. – Szczerze mówiąc kompletnie nie wiedziałem, co o
tym wszystkim myśleć. Ryczałem Jonghyunowi
w ramię, dasz wiarę?! To najlepiej pokazuje, jak bardzo mi odbiło.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, kładąc brodę na
mojej głowie. Przez moment czułem się niekomfortowo, że robimy coś takiego
publicznie, ale nie mogłem się zmusić do odepchnięcia go. Jednak dwa tygodnie
to zdecydowanie za długo, a on wciąż posiadał nade mną zbyt dużą władzę.
- Amber napisała mi w końcu, gdzie jesteście. Pobiegłem tam
natychmiast i zobaczyłem, że ten facet się do ciebie przystawia. O Jezu, miałem
ochotę urwać mu w tamtej chwili głowię, albo coś innego, bo tacy nigdy nie
myślą głową…
- Tak, resztę historii znam – westchnąłem ciężko. – Uwierz
mi, nigdy nie pozwoliłbym mu się pocałować, ani nic. Chociaż nie przeczę, byłem
wtedy na ciebie tak wściekły, że najchętniej tobie bym coś wyrwał. Ja… -
przełknąłem nerwowo ślinę, nie wiedząc, co właściwie chcę powiedzieć. – Też
przepraszam. Powinienem pozwolić ci się wtedy wytłumaczyć, ale znowu dała o
sobie znać moja pieprzona duma.
- Czyli mi wybaczasz?! – wyprostował się nagle, sprawiając,
że prawie na niego poleciałem. Rzuciłem mu niechętne spojrzenie, odnotowując,
że na jego twarz znów powrócił ten naćpany szczęściem uśmiech, choć na razie
dość ostrożny, prawie nieśmiały.
Przewróciłem oczami.
- Nie, musisz jeszcze błagać mnie o wybaczenie na kolanach.
Tak, wybaczam ci. O ile ty mi wybaczysz, bo obaj zachowaliśmy się bezsensownie
i dziecinnie. Prawie jak za starych, dobrych czasów. – Na szczęście zdążyłem
nabrać powietrza, zanim zatopił mnie w niedźwiedzim uścisku, wplatając palce w
moje włosy. Całował mnie w czubek głowy, mamrotając jakieś banalne, kiczowate
nonsensy, jak to tylko Żabol potrafił, a ja nie miałem serca mu przerwać, zbyt
zajęty napawaniem się jego ciepłem, znajomym zapachem i bliskością. Ocknąłem się
dopiero, kiedy zaczął kończyć mi się zapas tlenu. – Hej, jest jeszcze jedna
rzecz, której mi nie wyjaśniłeś – stwierdziłem, z trudem mu się wyślizgując. –
W czym, do licha jasnego, miała pomóc ci ta wredna lala?! Bo szczerze mówiąc
nie mam pojęcia, jakie specjalne usługi może proponować ktoś taki, jak ona,
oprócz tych oczywistych, rzecz jasna…
- A. – Minho nagle spoważniał i wziął głęboki oddech. Z
zaskoczeniem zauważyłem, że jego dłonie zaczęły lekko trząść się w moich. O
cholera, czyżby Choi-Żabol-Minho-Pewna-Siebie-Sarenka-Bambi czymś się
stresowała…? Żaden logiczny powód jego zdenerwowania nie mógł przyjść mi do
głowy, poza zagrożeniem wyczerpującymi się zasobami drzewek kawowca w Etopii. –
Um… Tak. Chodziło o coś… Wręcz żałośnie banalnego. Od pewno czasu, ja… Musiałem
podjąć pewną ważną dla mnie decyzję. Nie mogłem poradzić się nikogo z naszych
wspólnych przyjaciół, bo wiesz, jakie oni wszyscy mają długie języki. To
musiało pozostać w tajemnicy, dopóki… Dopóki sobie tego dokładnie nie…
przygotuję.
- Okej – powiedziałem z zaskoczeniem. – I co, już sobie
przygotowałeś?
Zaczął podejrzanie wiercić się na ławce.
- Właściwie to… tak. Ten pomysł… Uh, właściwie nie pomysł,
nie można tego tak trywialnie traktować… Zrobienie tego chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu, ale dopiero
nasza ostatnia rozmowa na temat dzielenia pieniędzy i mieszkania mnie do tego
całkowicie przekonała. Taemin… - Oblizał nerwowo usta, po czym zaśmiał się
cicho. – Właściwie miałem poukładaną w głowie całkiem długą przemowę, która powinna
nastąpić w tym momencie, ale wiem, jak bardzo nienawidzisz sentymentalnych
monologów i czułych wywodów, które musisz przeze mnie znosić dość często, więc…
eee… Po prostu przejdę do rzeczy.
- Wow, naprawdę stało się z tobą coś niesamowitego, skoro
nagle dobrowolnie rezygnujesz z przynudzającego gadania o uczuciach – rzuciłem
i już w następnej chwili byłem zmuszony spojrzeć na niego jak na wariata. –
Heeej, daj spokój… Minho… - Rozejrzałem się szybko dookoła, ale o dziwo nikt
nie zwracał na nas uwagi. – Ej, poważnie. Żartowałem z tym klękaniem, nie
musisz błagać mnie o wybaczenie na kolanach. Już ci wybaczyłem. Serio. Nie
musisz…
Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że natychmiast się
zamknąłem. Przyglądałem się z dezorientacją, jak wsuwa rękę do kieszeni
marynarki, by wydobyć z niej jakieś małe pudełeczko.
- Owszem, muszę klęknąć, żeby to zrobić odpowiednio.
- Żeby co zrobić odpow… Czekaj, CO TY WYPRAWIASZ?! –
Cholera?!
Ręce tak mu się trzęsły, kiedy otwierał pudełko, że omal go
nie upuścił, a na widok tego, co znajdowało się w środku, moje serce zrobiło
obrót o sto osiemdziesiąt stopni i pogalopowało z prędkością światła, tłukąc
się o żebra jak szalone. Nagle zaczęło dzwonić mi w uszach i poczułem, jak
powoli oblewa mnie pot. On chyba nie…?
- Lee Taemin. – Przysięgam, że jeszcze nigdy nie słyszałem
Żabola mówiącego z taką powagą i gdyby nie docierało do mnie z wolna, co
właśnie miało nastąpić, zapewne parsknąłbym śmiechem na widok jego przesadnie
oficjalnej miny. Jednak w obecnej sytuacji mogłem tylko nerwowo mrugać oczami,
zastanawiając się, czy aby na pewno jestem przytomny. – Taemin-ah, kochanie,
wyjdziesz za mnie?
Daleko od strony schodów dobiegł mnie pisk Jii. Jiyong i
kilku innych chłopaków z naszego roku zaczęło skandować „POWIEDZ TAK, POWIEDZ
TAK!”, tak głośno, że kilka spacerujących po dziedzińcu osób przystanęło,
wyraźnie zaciekawionych. Rozejrzałem się w panice, uświadamiając sobie, że
wokół nas zbierał się powoli coraz większy tłum gapiów, z których większość
podłapała od Jiyonga to magiczne hasło, jak gdyby mojego przerażenia i
oszołomienia było jeszcze mało.
Bałem się poruszyć, wciąż słysząc w głowie to pytanie,
które uderzyło we mnie jak rozpędzona ciężarówka, pozostawiając mnie na wpół
przytomnym.
Dlaczego to nie mogło być takie proste i banalne, jak mi
się zawsze wydawało?! Przecież miałem tylko dwie opcje. No dobra, trzy, jeśli
się uprzeć. Tak, nie i może. Nic trudnego, nic, co by wymagało specjalnych
zdolności manualnych. Więc dlaczego nie potrafiłem wykrztusić z siebie jednego,
pieprzonego słowa…? Minho wpatrywał się we mnie w napięciu, blady z emocji.
Zdawało mi się, że utonę w jego oczach, jak w morzu płynnej czekolady. Całe
moje ciało mrowiło jak naelektryzowane.
Ludzie nadal skandowali „powiedz tak!” w zaskakująco równym
tempie, a Jiyong stał na przodzie i dumnie nimi dyrygował. Zdałem sobie sprawę,
że nie krępowało mnie to ani trochę i nagle poczułem nieoczekiwany przypływ
sympatii do tych ludzi. Oni wszyscy byli inni, wszyscy mnie akceptowali i
scena, która rozgrywała się właśnie na ich oczach, była dla nich czymś
naturalnym, nieodbiegającym od normy. W środowisku artystów nawet fakt, że
oświadczał mi się mężczyzna, nie był niczym niezwykłym, odrzucającym,
nienormalnym. Po raz pierwszy w życiu poczułem się tak komfortowo w tłumie
praktycznie obcych mi ludzi.
Przeniosłem wzrok z powrotem na pudełeczko z błyszczącym w
słońcu pierścionkiem, a potem na Niego i odetchnąłem płytko. No tak, miałem
przecież jeszcze do udzielenia pewną ważną odpowiedź.
Powoli zsunąłem się z ławki, by uklęknąć na trawie tuż
przed nim. Ostrożnie położyłem mu dłonie na ramionach, starając się, by moja
twarz wyrażała jak najmniej emocji, choć wewnątrz cały drżałem konwulsyjnie.
Minho nie spuszczał ze mnie wzroku pełnego nadziei, niepewności i nieumiejętnie
maskowanego przerażenia. Wyobraziłem sobie, jakie musiał cierpieć właśnie
katusze i stłumiłem triumfalny uśmiech. Musiałem pozwolić sobie na odrobinę
złośliwej satysfakcji, ten ostatni raz.
- Nie możesz klęczeć sam – oznajmiłem zaskakująco
stabilnym, jak na mój obecny stan, tonem. – Gdybyś zapomniał, ja też jestem
mężczyzną. Więc nie pozwalaj sobie, Żabolu. Jak już, to klęczmy razem.
Wrzaski dookoła nas się nasiliły. Być może przybyło więcej
ciekawskich studentów, albo nasi widzowie zaczynali niecierpliwić się brakiem
mojej reakcji. Wziąłem głęboki oddech i pochyliłem się ku niemu, tak, że moje
usta znalazły się tuż nad jego uchem. Słowo, które nieśmiało wyszeptałem, było
przeznaczone tylko dla niego i dla nikogo więcej.
- Tak.
W następnej chwili znalazłem się w powietrzu, z nogami
zwisającymi nad ziemią i cały świat wokół mnie zaczął wirować jak szalony.
Jedynym punktem zaczepienia stały się ramiona Minho, które obejmowałem
kurczowo, czując się tak, jakby siły grawitacji zupełnie przestały na mnie oddziaływać.
- Zgodził się! ZGODZIŁ SIĘ! – Jego głos był schrypnięty i
podejrzanie drżący, ale byłem pewien, że wszyscy w promieniu kilometra
zrozumieli ogólny przekaz, bo nagle wokół nas wybuchła dzika wrzawa, krzyki,
gwizdy i brawa, od których moja twarz zrobiła się czerwona jak papryczka
chilli.
Naprawdę byłem zaręczony? Z Choi Minho?! Gdyby ktoś
powiedział mi coś takiego kilka lat temu, miałbym niezły ubaw, a teraz mogłem
tylko uśmiechać się jak kompletny kretyn i rumienić niczym typowa dziewica z
dramy, na samą myśl o tym, co się właśnie wydarzyło. Byłem zaręczony. Nic
innego nie miało znaczenia. Może faktycznie zamieniłem się w rozmiękły budyń,
dla którego nie było już ratunku, wybaczając mu wszystko i wymazując z pamięci
ostatnie dwa tygodnie, ale każda komórka mojego ciała krzyczała, że podjąłem
właściwą decyzję. Może nawet najlepszą w całym moim życiu.
10.
Następnego dnia rano obudził mnie dzwoniący telefon.
Jęknąłem cierpiętniczo w poduszkę, przeklinając tego, kto w ogóle wymyślił
telefony, bo ostatnio ta dziedzina technologii nieźle grała mi na nerwach,
tylko niepotrzebnie mnie stresując. Przeszło mi przez myśl, że chyba powinienem
wyrzucić komórkę. Może wtedy stałbym się nawet tru hipsterem, bo to podobno
ostatnio na topie, szczególnie wśród zbzikowanych pseudo artystów, do których
prawdopodobnie zaliczało mnie społeczeństwo.
Przekręciłem się leniwie na bok, przy okazji odsuwając się
subtelnie od Minho, którego klatka piersiowa grzała jak kaloryfer, czemu
zresztą nie było co się dziwić, kaloryfer to kaloryfer (haha, moje poczucie
humoru o szóstej rano w sobotę było naprawdę wyszukane - w tym momencie powinniście
się zaśmiać, gdyby ktoś nie załapał). Niestety Żabol miał wbudowany w mózg
jakiś specjalny czujnik wykrywający moją obecność, bo natychmiast przykleił się
z powrotem, tym razem napierając swoim nagim torsem na moje plecy i poczułem
się tak, jakby ktoś przyłożył mi tam rozgrzaną patelnię, co może było przydatne
podczas zimy, ale w gorące poranki jak ten funkcja Minho jako etatowego
grzejnika nie miała racji bytu. Spróbowałem delikatnie go przesunąć, ale
natychmiast wrócił do tej samej pozycji, tym razem jeszcze zarzucając na moją
talię równie rozgrzane ramię i zachrapał głośno, sygnalizując mi, że śpi jak
zabity i potrzebowałbym dźwigu, żeby go ruszyć. Dałem więc za wygraną, z
ociąganiem splatając swoje palce z jego.
Mój telefon znowu się odezwał. Ktokolwiek dzwonił, miał już
u mnie przerąbane po całości i nie mógł liczyć na moją łaskawość, chyba, że coś
się paliło, waliło albo umierało. Mrucząc pod nosem najkreatywniejsze
przekleństwa, jakie tylko mogły przyjść mi do głowy podczas gdy jeszcze na wpół
spałem, a moje mięśnie krzyczały z bólu przy każdym gwałtowniejszym ruchu.
Uniosłem się na łokciu, zezując nieprzytomnie na wyświetlacz.
No jasne, mogłem się tego spodziewać. Oczywiście dzwonił
mój samozwańczy BFF od siedmiu boleści, którego nowym celem życiowym stało się
ostatnio gnębienie mnie, czytaj - okazywanie niepotrzebnej troski i
nadopiekuńczości, która wychodziła mi już bokiem, uszami i nie powiem, którędy
jeszcze.
Odebrałem wreszcie, czując, że jeśli jeszcze raz usłyszę tę
wkurzająca melodyjkę, uszkodzę coś lub kogoś, a niestety Bambi był najbliższą
rzeczą, jaką miałem pod ręką. Oto dlaczego zawsze jemu się obrywało.
- Czego chcesz?! – zachrypiałem, wkładając w to tyle jadu,
ile byłem w stanie z siebie wykrzesać.
- Cześć Taeminnie, też się cieszę, że słyszę twój słodki
głosik o tak pięknej porze! Prawie jakbym miał deja vu…
- Właśnie zauważyłem, że twoje telefony o nieludzkich
godzinach zaczynają stawać się naszą tradycją – przerwałem mu burkliwie,
opadając z powrotem na poduszki. – Powinieneś chyba zacząć brać prochy na sen,
a nie ćpać cukier puder, udając, że to kokaina. Serio, gadaj czego chcesz,
Jonghyun, póki jeszcze się do końca nie obudziłem i jestem zbyt nieprzytomny,
by potem pamiętać tę rozmowę.
- Aish, ale jesteś niemiły… Wolałem, jak moczyłeś mi bluzę
swoimi słonymi łzami, a…
- JONGHYUN. Streszczaj się. Mówię poważnie.
- Dobra, doobraa, już… Przede wszystkim pewne urocze,
różowiutkie ptaszki o dźwięcznych imionach Jia i Jiyong poinformowały mnie o
bardzo ważnej sprawie, o której ty nie raczyłeś mnie poinformować. Dobrze, że
ja mam głowę na karku i wyręczyłem cię w zawiadomieniu o tym całej kawiarni. –
Wydałem z siebie zbolały dźwięk, postanawiając, że oskalpuję Jonghyuna, jak
tylko go zobaczę, a potem zrobię sobie płaszcz z dinozaurzej skóry i sprzedam,
zbijając na nim fortunę. Teraz cała ta zgraja wariatów nie da mi spokoju i nikt
nie będzie żyć niczym innym. Znając ich durne pomysły, możliwe nawet, że
wyprawią dla nas specjalne przyjęcie w ramach gratulacji, a Dara upiecze
tęczowy tort i… Dobry Boże, tylko nie to. – Rozumiem, że powiedziałeś „tak” i
będę drużbą?! – Jonghyun nie wydawał się niestety przerażony faktem, że właśnie
obmyślałem w głowie plan, jakby go tu wolno i boleśnie pozbawić życia.
Prychnąłem, krzywiąc się na to pytanie.
- Tego jeszcze nie ustaliliśmy, więc nie napalaj się za
bardzo. Być może będziemy woleli poprosić o to Kibuma albo Jinkiego hyunga…?
Albo Donghae…
- Pfff, akurat! Z całym szacunkiem, ale obaj wiemy, że ja
jestem jedyną sensowną opcją! – W jego głosie zabrzmiało autentyczne oburzenie.
– Kibum zajmie się wystrojem, poza tym będzie ryczeć przez całą ceremonię, wiec
proponuję postawić go gdzieś z tyłu, bo brzydko wyjdzie na zdjęciach i będzie
potem robił z tego aferę. Jinki wywali się przed ołtarzem, a Donghae to ty
przecież nadal nie lubisz. Więc kto ci zostaje? JA! No dobra, jest jeszcze twój
dziwny kumpel Jiyong, ale nie oszukujmy się – mnie lubisz bardziej. W końcu
gdyby nie ja, to wiesz, że prawdopodobnie nie wszedłbyś wtedy na ten dach i…
- Dobra, nie schlebiaj sobie! – przerwałem mu szybko. –
Jeżeli wydaje ci się, że twoja marna egzystencja nadała sens mojemu życiu, to
puknij się w swój pusty łeb.
- Ha! Jak miło usłyszeć, że jeszcze nie całkiem
znormalniałeś i wciąż jesteś małą, wredną żmijką. Okay, rozważ sobie spokojnie
moją kandydaturę, a ja tym czasem zacznę pisać przemowę drużby. Porozmawiajmy o
ciekawszych kwestiach. Co się stało po tym, jak się zgodziłeś i oficjalnie się
pogodziliście, hmm? Pewnie byliście potem bardzo, hm, hm, zmęczeni. Po której padliście?
- A, wcześnie. Jakoś po dwudziestej drugiej.
Przez moment panowała cisza.
- …RUNDZIE?! Jezu, jak ty żyjesz?! Co ten Minho, zwariował?
Czy kofeina ma jakieś właściwości wzmagające potencję, czy…
- GODZINIE, TY ZBOCZEŃCU! – Podniosłem się gwałtownie do
pozycji siedzącej, czym niechcący obudziłem Żabola. Przeciągnął się, ziewnął
szeroko i zamrugał, starając się skupić na mnie zaspany wzrok i ogarnąć, czemu
nagle zacząłem się wściekać i rumienić o szóstej rano. – Ty… Zginiesz,
Jonghyun, przysięgam – oświadczyłem grobowo. – Powinieneś… Nie wiem, napisać
opowiadanie, w którym wyżyjesz się seksualnie. Minho, przywitaj się z nim.
Bambi posłusznie przejął ode mnie telefon.
- Cześć Jonghyun. Pa Jonghyun – rzucił, po czym rozłączył
się bezlitośnie. Zalała mnie czysta duma. Dobrze go wychowałem.
Westchnąłem błogo i rzuciłem się z powrotem na łóżko,
przylegając do jego gorącego jak diabli ciała (wszelkie dwuznaczności
całkowicie zamierzone).
- Czemu on zawsze dzwoni tak wcześnie?
- Nie wiem. Może chce z nami trójkącik.
- …No nie, TY TEŻ?! Dla twojego własnego dobra udam, że
tego nie powiedziałeś.
Uśmiech Minho oślepiał mnie bardziej niż przebijające się
przez zasłony promienie słońca. Pocałował mnie w nos, cmokając przy tym przesadnie
głośno. Chciałem skrzywić się teatralnie, ale moje mięśnie twarzy kompletnie mnie
zdradziły. Wtuliłem się w niego mocniej, niczym zawodowy masochista, czując, że
się zaraz ugotuję.
Leżeliśmy w ciszy, trochę przysypiając, trochę
przytomniejąc. Moje usta dotykały jego obojczyka, a ufarbowane na jasny blond włosy
łaskotały go po twarzy, ale nie wydawał się w ogóle tym przejmować, co jakiś
czas przesuwając po nich palcami. Byłem całkowicie odprężony, spokojny. Stabilność. Brakowało mi jej od dawna,
bo wciąż bałem się tego, co przyniesie jutro. Dopiero teraz zrozumiałem, że mój
strach zawsze był nieuzasadniony. To był Minho, to byłem ja. Byliśmy Taeminem i
Minho, którzy przetrwali razem tyle burz i huraganów, że nic nie było w stanie
już nas ruszyć. Stabilnie. Może i się zmieniliśmy, przede wszystkim dorośliśmy,
zaczynając lepiej rozumieć świat i siebie nawzajem. Ludzie przecież dojrzewają.
Zmieniają się, czasem na lepsze, czasem na gorsze. Ale uczucia, te prawdziwe,
nigdy nie poddają się tym zmianom. I to jest właśnie ta stabilność, której
powinniśmy się trzymać.
Mieliśmy przed sobą całą przyszłość. Miesiące, lata,
podczas których będziemy uczyć się zaufania i szczerości, bo na miłość składa
się przecież wiele czynników. Ale dopóki będziemy brnąć przez to razem, to
nigdy nie przestanie mieć sensu.
Uniosłem nieco głowę, napotykając czułe spojrzenie jego
błyszczących oczu. Nadzieja. To właśnie w nich widziałem.
- Kocham cię. – Rozbawiło mnie wręcz to, jak łagodnie i
spokojnie to powiedziałem. Teraz te słowa przechodziły mi przez gardło bez
najmniejszej trudności. – Nie wiem właściwie za co, bo jesteś czasem całkowitym
idiotą, ale chyba właśnie dlatego do siebie pasujemy. W jakiś chory sposób, ale
pasujemy. Kocham cię. Żabciu.
END
___________________________________________________
* Gdyby
ktoś się nie domyślił, Yuri pomagała Minho z wyborem pierścionka, bo jako
dziewczyna z wyższych sfer najlepiej zna się na takich rzeczach. Chciałam
gdzieś o tym wspomnieć, ale nie mogłam już znaleźć na to miejsca, więc uznajmy,
że to oczywiste? x'D
NOTKA AUTORSKA jest dosyć obszerna i nie chcę już zaśmiecać nią tego i tak zbyt długiego posta, więc można przeczytać ją TUTAJ. Zapraszam.
+ Dziękuję
bardzo Julianowi za udzielenie mi
pomocy w moim researchu dotyczącym malowania woskiem po ciele (pierwszy
fragment oneshota – musiałam się upewnić, czy nie zabiję niechcący Minho x.x) i
Uszati za śliczny, nowy szablon,
który możecie podziwiać.
A
cały oneshot dedykowany jest Ayo, za
to, że mnie niesamowicie motywowała, dawała sobie bezlitośnie spoilerować, wysłuchiwała cierpliwie
mojego marudzenia i przeżywała to wszystko razem ze mną. Dziękuję. <3
No
to… Do napisania? :D
Aliss~
P.S. Opcja komentowania tym razem na górze, nad postem i pod nagłówkiem, po lewej stronie~ Komentarze jak zawsze mile widziane i tak, hm, hm, idę się schować w czarnej dziurze i sobie cichutko tam płakać. Kocham Was bardzo.
P.S. Opcja komentowania tym razem na górze, nad postem i pod nagłówkiem, po lewej stronie~ Komentarze jak zawsze mile widziane i tak, hm, hm, idę się schować w czarnej dziurze i sobie cichutko tam płakać. Kocham Was bardzo.
EDIT:
♥♥♥
- Ale ja nie lubię cukru.
OdpowiedzUsuń- To ją posolę.
Była drama, w jednej chwili czar prysł, no dziękuje XD
Ale Henry? O Boże. TAEMIN! Ha sobie kiedyś z tobą pogadam, a raczej moje pieści.
W tym dodatku trochę wrócił mi Tae z pierwszego rozdziału. Ale taki mi się podobał xD
Jonghyun tutaj mi się bardzo podoba. Moim zdaniem jest twardzielem i nie wygadywał bzdur (Tae masz jakąś dziwna filozofie)
Nie ma Minho, Taemin znów staje się zimny i oschły. Eh… Tak, pisze to w trakcie czytania XD
„Sex on the beach” O Boże. HENRY?! Skąd on tam?!
Minho. Rly. Minho. Skąd on tam? (powtarzam się, cicho xD) Ale dobrze, Żaba wraca do akcji~!
Hahaha, Boże, nie Jonhyun, musiałeś uderzyć? A myślałam, że to Henry dalej obrywa XDD
Kocham gdy główni bohaterowie się wyzywają. To takie prawdziwe :’)
Nutella~! Lee, mogłabym u ciebie zamieszkać na stałe! XD
Mamo, tyle wiadomości głosowych O_o Tak się o niego martwią, a ten ma ich w dupie. No nawet Amber!
Tak, Kibum, jesteś geniuszem, masz racje. Taemin znów się w sobie zamyka. Gąbka zmienia się znowu z lód. Jeśli tak się skończy to ff to się zabije ;__;
Minho, wyobraziłam go sobie takiego, masakrycznego. Te wory pod oczami… Zachciało mi się płakać. Kobieto, co ty ze mną robisz xc
„Ryczałem Jonghyunowi w ramię, dasz wiarę?!” Taemin, ty się tego wstydzisz? Przecież to jest norma społeczna.
OMG. „Wyjdziesz za mnie?” O. Mój. Boże. Chyba dołączam się do tych ze szkoły krzycząc „Powiedz tak!”
Powiedział! O Boże, otwieram szampana (o ile jakiegoś mam w domu). Wyobraziłam sobie Jonghyuna jako drużbę. Pasowałby mu w tym ubierze jakiś różowy xD „Powinieneś… Nie wiem, napisać opowiadanie, w którym wyżyjesz się seksualnie. Minho, przywitaj się z nim.” Wystarczy ,że Ty je piszesz, Aliss XDD
Skończyłam. Uf.
Piękny koniec to „Kocham Cię” wypowiedziane przez Taemina. Znów stal się moją kochaną gąbeczką~!
Matko, przeczytałam 24 tys słów w tak krótkim tempie, pisząc co chwile komentarz. Uff, jestem z siebie dumna… O czym ja plotę?
Jestem z Ciebie dumna! Nareszcie „wróciłaś” (dla mnie wróciłaś już w czerwcu xd). Co do notki… DA, matko, moje ukochane ff, na które czekam od kiedy je zawiesiłaś *o*. Mówię temu tak!
Dobra, nie wiem co jeszcze napisać, plotę głupoty. Chyba wole już to skończyć, bo się jeszcze upokorzę. Nawet nie będę sprawdzać błędów w tym komentarzu, za bardzo jestem no, taka fezhfuzaqhffhgswujgudse.
No, właśnie.
Cieszę się, że to opublikowałaś, Aliss. Tego mi było potrzeba ^^
Cieszę się, że nie zawiodłam~ :D Obawiałam się tego, szczerze mówiąc, ale najwidoczniej trochę bezpodstawnie. ;~; Dziękuję za taki kochany komentarz, do tego pisany na bieżąco podczas czytania! *^* Czułam się, jakbyś siedziała obok i to czytała, przerywając co jakiś czas, żeby powiedzieć mi co myślisz o jakiejś konkretnej scenie czy postaci. Niesamowite! Uwielbiam takie komentarze.
UsuńCo do opowiadań, to uwierz mi, Jonghyunowi to wyżywanie się poszłoby o wiele lepiej. xD
Cieszę się, że to przeczytałaś ;D
Nie mam odwagi zacząć czytać, bo to mnie rozłoży i nie podniosę się przez najbliższe bardzo długo i poważnie się boję, że będzie ze mną źle... zaraz mi się zdechnie z feelsów, boże. Musisz mi dać chwilę na ochłonięcie, wybacz, nie panuję teraz nad sobą bo aiksdhggjfkdn *-*
OdpowiedzUsuńMiło, miło, miło, baaardzo miło widzieć cię tu z powrotem, tęskniłam<3
Raczej wątpię, czy Cię aż tak rozłoży, ale radzę sobie to jednak czytać etapami, bo nie odpowiadam za urazy na psychice, które mogą się pojawić po przeczytaniu tej dzikiej ilości tekstu na raz! xD
UsuńTeż się cieszę, że tu wróciłam. ;; Zawsze czuję się tu tak swobodnie, swojsko~
Uh-huh, chyba udało mi się zebrać w sobie i dam radę napisać w komentarzu coś kreatywnego oraz z sensem... chyba, w razie co ostrzegam, że może ze mną teraz być różnie.
Usuń1:
Pierwsze dwa akapity i mam, oczywiście, wielkie "co się z nim stało, to nie on, on tak nie bredzi" oraz "omójbożetosiędziejenaprawdęnowydodatekdotm", trochę mi się zaszalało, nie wiedziałam, czy płakać, krzyczeć czy zamknąć się w szafie... czy może wszystko na raz. Urocza scena z malowaniem na plecach, szczególnie "alarm czerwony", błagam, dlaczego mam skojarzenie z "50 Shades"? Taemin odnalazłby się w roli psychopatycznego mordercy, mam to normalnie przed oczami, woaah, słodko, mordowanie ludzi woskiem i delikatnymi pędzelkami. Za to Minho mi zaimponował, teoretycznie mogłabym skończyć czytanie właśnie tu, bo rzygam cukrem i wystarczy mi na kilka dni, ale, co widać, dotrwałam do końca, a zęby mi nie wyleciały, także... Cieszę się, że Taemin nadal chce stawiać na swoim, ale też miło widzieć w nim zmianę, to uleganie urokowi Żabci to takie cuteness overload, że nie mogę.
"Ja ci zaraz pokażę prawdziwą sztukę" - MUSIAŁAŚ??? OMOJBOŻE, WYOBRAŹNIA MI POLECIAŁA TROCHĘ NIE W TĘ STRONĘ???
2:
SHINee Cafe, tęskniłam<333
Ogółem ten fragment, do momentu, w którym pojawiła się Yuri (lol, to zawsze jest Yuri - nie żebym miała coś przeciwko!), czyta się tak automatycznie, to wszystko jest tu takie naturalne i leciutkie, że mimowolnie się roztapiam. I Taemin z dzieckiem, nienawidzę dzieci, ale to mnie rozwaliło, myślałaś, żeby może razem z Minho zaadoptowali takiego małego stwora? Zdechłabym z feelsów</3 Jooonghyuuun, zaczęłam piszczeć, kiedy doszłam do wzmianki o nim, błagam, kocham tu tego człowieka, kahkjsgndfm, tak samo Key, w ogóle tworzysz bohaterów takimi dziełami sztuki *-*
Coś mnie zakuło w środku, kiedy czytałam rozmowę TM z Yuri, tak... mocno, wiesz? I na serio się przeraziłam, musiałam aż na chwilę przerwać, żeby się pozbierać z podłogi. Boże, tysiąc myśli na sekundę, co ona tu robi, zabierzcie ją, nienienie, ale też miałam takie uczucie, że chodzi właśnie o zaręczyny (i byłam mega zaskoczona, kiedy okazało się, że zgadłam, pls, zwykle mi się nie udaje).
Końcówka mnie w ogóle dobiła i zebrało mi się na płacz, wszystko mi się przypomniało, to ich rozstanie na lotnisku i wreszcie spotkanie po dwóch latach, i teraz to mnie nie zakuło, tylko uderzyło niczym ciężarówka na autostradzie, aua?
"Zamilkł, kiedy na niego popatrzyłem. Mój wyraz twarzy powiedział mu wystarczająco." *minuta ciszy dla mnie*
3:
Błaaagam, ta ilość serduszek w smsach Minho jest zabójcza, współczuję Taeminowi, jak on to wszystko wytrzymuje... oczekiwałabym, że bardziej mu się psychika skrzywi niż wyprostuje przez związek z tym idiotą, serio, ale to taki cuuukier, że nie da się nie kochać<3 Smutno mi się zrobiło, że Taemin zamartwiał/wkurzał się na Yuri, chociaż to całkowicie normalne i mimo że lubię, kiedy bohater cierpi, to jednak coś mnie boli w serduszku, komora czy coś.
HENRY<333
Wiesz, co ja przeżywałam, kiedy zobaczyłam to "Taemin/Henry" w pairingach?! To była apokalipsa, pls, mam do nich taką słabość, że aż się wstyd przyznać, razem wyglądają tak askjhdnmf *-*
"A ciebie można podrywać?" - masz mnie, już go kocham<3
4:
UsuńPadłam na zawał i bardziej, niż martwić się, czy przypadkiem Yuri nie maczała w tym palców, zaczęłam panikować, że Minho mogło się stać coś poważnego, wiesz, wypadek albo coś... idiota, boże, błagam, niech nie robi takich rzeczy nigdy więcej. nienienie, NIE.
Randka z Henrym? Randka... z tym Henrym? OMÓJBOŻE RANDKA Z HENRYM. Moje serce sie zatrzymało i nie wróciłoby do życia, gdyby Taemin się na to zgodził, poważnie mówię. Ta jego pewność siebie mnie zabija, to takie słodkie i tak do niego tu pasuje<3 I nierozgarnięcie Taemina, no teoretycznie się nie dziwię, ale to i tak zabawnie wyszło.
I znowu Yuri. I TO MI SIĘ SPODOBAŁO, OKEJ. Mimo że znowu mnie zakuło i zabolało i w ogóle, to aż miałam ochotę rzucić wrednym uśmieszkiem w stronę ekranu laptopa<3
5:
Przepraszam, ale najpierw spędziłam trochę czasu na wpatrywaniu się w ten cudowny gif, zanim zaczęłam czytać, kdsajhngmfkgf *-*
Nie mam słów. To mnie rozbiło, naprawdę, nie wiem, co powiedzieć. Fakt, że, jak zauważył Taemin, każdy od razu zakłada, że to jego wina, w ogóle pobił tu wszystko, słyszysz, jak moje serce się łamie? I ten moment ze zdjęciami, błagam, czy ty chcesz, żebym się utopiła we łzach, zanim dojdę do końca oneshota? Znowu mi to wszystko stanęło przed oczami, całe TM, tak bardzo nie mogę oddychać, bo chyba przebiłam sobie płuco, albo od razu dwa. I ten zwrot akcji z Jonghyunem, mówiłam, że go kocham tego człowieka? Kocham tego człowieka<333 (Wybacz, mam ostatnio takie Blinger feelings, że nie panuję nad sobą, kiedy widzę gdzieś chociażby jego imię...) To było cudowne, w ogóle tak bardzo mi się podoba, że w odróżnieniu od niektórych bohaterów Taemin potrafi dostrzec te wszystkie normalnie niewidoczne oblicza Jonghyuna oraz że mu ufa na tyle, żeby po prostu pójść i ryczeć, chociaż myślę, że "na trzeźwo" czegoś takiego nigdy by nie zrobił, cóż... to w końcu Taemin.
"Jeśli coś takiego jak ta przereklamowana przyjaźń faktycznie istniało, to nazywało się Kim Jonghyun, miało ledwo metr siedemdziesiąt i przepoconą bluzę. Nie najgorzej." - dlaczego to jest takie idealne *płacze* ;_______;
"Ale ja nie lubię słodkich rzeczy." - chwilę, co? nie lubisz słodkich rzeczy? a minho?
6:
"Jonghyun?! Nie idziemy na dziwki, prawda?! Błagam, powiedz, że nie idziemy!" - to wygrało życie, okej?
Mimo że uwielbiam Hentae, to nie, nie teraz, to był naprawdę zły moment na podryw, boże. I to, że Taemin zastanawiał się, dlaczego Minho go teoretycznie zdradził/whatever, on naprawdę się czasami nie docenia i to serio boli, chociaż bez tego nie byłby sobą, tym "troubles maker-owym" emo dzieciakiem, to trzeba przyznać.
I DLACZEGO TEN DEBIL CHCIAŁ GO POCAŁOWAĆ, JA ZABRANIAM, BOZE, TRZYMAJ ŁAPSKA PRZY SOBIE, ZBOCZEŃCU, LEE TAEMIN TO WŁASNOŚĆ CHOI MINHO, CZYŻBYŚ SERIO MIAŁ TO TAK GŁĘBOKO W DUPIE ALBO ZAPOMNIAŁ?
Minho, debilu, idioto, to było cudowne, chociaż wszystko przebił Jonghyun, +983259 do fangirl feelings, dzięki<3
Rozmowa Taemina z Minho, boże, było mi na przemian zimno i gorąco i wcale nie zaczęłam ryczeć, nie, to tylko... musiałaś to zrobić? Ciesz się, że za bardzo cię kocham i uwielbiam, żeby nienawidzić. Minho na granicy łez, TY SADYSTKO, DLACZEGO MI TO ROBISZ T________T I to spokojnie odejście Taemina, nienienie, BŁAGAM WRAAAACAJ. Umarłam, ok? To wszystko takie... ughhh, mimo że po części chciałam, żeby całkowicie się rozstali, żeby serio się okazało, że Minho zdradzał Taemina z Yuri, to to naprawdę mnie rozbiło... taaak, moja miłość do tragicznych zakończeń gdzieś na chwilkę uciekła (ale to by było cudowne, angst, w którym się rozstają tak ever forever i znowu sobie układają życie i wcale nie sugeruję hentae</3)
7:
UsuńWiem, że się powtarzam, ale twoi bohaterowie to naprawdę dzieła szutki, Chaerin jest idealna<3
"Posłała mi zatroskane spojrzenie i uśmiechnęła się słabo, co w jednym momencie wywołało we mnie dziwne, mgliste wspomnienie innej kobiety, która pewnie tak samo by teraz na mnie patrzyła, gdyby nadal żyła i była przy mnie." - kiedy wreszcie skończysz mi to robić? zdycham przez takie rzeczy, mówię poważnie, to za dużo dla mojego serca ;___;
Może teraz zagłębię się w to wszystko trochę za daleko, ale podoba mi się, że Chaerin stała się bliska Taeminowi, teoretycznie rzecz biorąc, obcinając mu włosy, farbując i w ogóle, pomogła mu zacząć nowe życie, tym razem w dużym mieście i cieszę się, że w tym "nowym życiu" została, a nie okazała się robić za łatwy do zapomnienia epizod, pustą twarz.
8:
Błagam, nie dostałabym tylu wiadomości na skrzynce pocztowej nawet gdybym miała wypadek samochodowy albo zdechła w rowie... woah.
Serce mi się łamie, kiedy widzę, jak Minho to wszystko przeżywa. Nie biorę niczych stron ani nie życzę żadnemu z nich źle, załamuje mnie to tak samo w przypadku zarówno Taemina, jak i właśnie Minho (czy coś, to zdanie wyszło tak dziwnie chaotycznie, lol) Wiem, że nie da się tak od razu wszystkiego naprawić, a w przypadku człowieka takiego jak Taemin samo wyjście z "kryjówki" zajęłoby dużo, dużo czasu, więc rozumiem i desperację Minho, i niepewność Taemina, i, tak, wiem, mówiłam to już, ale serce mi się łamie.
Jonghyun jak zwykle mi się podoba (wszystko mi się w tym oneshocie podoba, to aż... przerażające), w pewnym momencie zaczęłam się śmiać, czytając to, bo wyszło tak cudownie<3
"[...] też zawsze byłem zwolennikiem konkretnego wyrażania uczuć! Twoje zbawienne „OK” napawało mnie nadzieją i jakąś błogością. Przez to jedno słowo przemówiła cała twoja powściągliwa natura! Ledwie odczytałem tę wiadomość i już wiedziałem – to jest mój Taeminnie, żyje i ma się dobrze, bo jest twardym facetem" - kochamkochamkocham, idealne, błagam ;_______;
Za to wiadomość Kibuma... to tak bardzo w jego stylu, ale przez kilka sekund miałam takie "staph, nie rań go jeszcze bardziej, on przecież cierpi", cóż, i we mnie czasami się odezwie jakieś współczucie do bohaterów... chociaż nadal nie obraziłabym się za całkiem inne zakończenie, to z tym rozstaniem się i w ogóle. Anyways, Kibum ma dobry tok myślenia, z Taeminem trzeba stanowczo i konkretnie, żeby coś mu wbić do głowy i mimo że ta wiadomość zabrzmiała trochę bez serca, to czuć, że chłopak się martwi.
Ogółem strasznie mi się spodobał ten fragment, świetny pomysł z wiadomościami<3
9:
ZANIM ZACZNĘ, MAM POWAŻNE PYTANIE: CZY MOGĘ CAŁY TEN FRAGMENT WYDRUKOWAĆ, ROZDAĆ LUDZIOM NA MIEŚCIE I OBKLEIĆ NIM DOM? ALBO W OGÓLE WYTATUOWAĆ NA OCZACH?
Ughh, widać, że Taemin już wariuje przez całą tę sytuację, musi mieć w głowie taki bałagan... naprawdę go podziwiam za to, że nie zrzucił się jeszcze z mostu albo nie wpadł pod samochód ;___; miło, że Jia i Jiyong próbują mu pomóc, taaak, wódka wyleczy wszystkie sercowe problemy, lol, czemu nie, powinnaś napisać coś z meeega upitym Taeminem<3
Nareszcie ze sobą rozmawiają, co za ulga, omg, mogę odetchnąć... ijskdfsodjkg tu chyba nie dam rady napisać nic sensownego, wybaczwybaczwybacz, piszę ten komentarz prawie dwie godziny i padam ;_____;
Rozryczałam się na całego i wcale teraz też nie ryczę. Pierwszy raz ryczałam na scenie oświadczyn, to normalnie jak ograbienie mnie z dziewictwa, lol. I OMOJBOZE ON SIE ZGODZIŁ TAEMIN SIĘ ZGODZIŁ ON POWIEDZIAŁ "TAK" OMÓJBOŻE ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
" Ej, poważnie. Żartowałem z tym klękaniem, nie musisz błagać mnie o wybaczenie na kolanach. Już ci wybaczyłem. Serio. Nie musisz…" - to był moment, w którym zaczęłam aż piszczeć i krzyczeć i gryźć się w rękę (no comment, pls?) i świat dobiegł końca</333
idealneidealneidealne. idealne tak bardzo. aż boli. auć.
10:
Usuń" - A, wcześnie. Jakoś po dwudziestej drugiej.
Przez moment panowała cisza.
- …RUNDZIE?!"
.
.
.
kocham cię za te cztery zdania.
Ogółem ten fragment... rozpłynęłam się na czwartym akapicie od końca i potem mnie teoretycznie nie było, zdechłam czy coś, wciągnęła mnie czarna dziura, błagam, chwalę ten geniusz, który tkwi w twojej głowie<3
"Kocham cię. Żabciu." GDZIE. MOJA. TRUMNA. ???.
Ogółem mówiąc:
“WYDCWM" to świetny dodatek. Przeżyłam tyle feelsów, że trudno mi się teraz pozbierać, szczególnie, że pisząc ten komentarz, znowu czytałam niektóre fragmenty i znowu wszystko się we mnie przewracało, umierało i zmartwychwstawało. Cudownie widać wszystkie zmiany w bohaterach starych, a w nowych nie ma nic "starego" właśnie - chodzi mi o to, że każda postać jest wykreowana inaczej, na swój oryginalny sposób i nie ma w nich tego przesadnego idealizmu, różowych kwiatków, tęczy i jednorożców. Nie skupiałam się na błędach, no w sumie zwróciłam uwagę na trzy przecinki, do których mogłabym się nieco przyczepić, ale teraz wątpię, czy byłabym w stanie je nawet znaleźć, bo całkiem mi wyleciały z głowy (kojarzę tylko "podczas, gdy" w 10., wybacz ;__;) Stęskniłam się ogromnie za TM i naprawdę cudownie znowu coś tu przeczytać. TDWG i DA także nie mogę się doczekać.
Gratuluję dostania się na prawo i dziękuję za taki cudowny dodatek, Aliss<3
PS. Nie myśl, że zapomniałam o Satanie, nadal na niego czekam.
Yah, po raz pierwszy dochodzę do wniosku, że cierpliwość i czekanie popłaca nawet, jeśli czekać trzeba długo, bo oczekiwanie jest tego zdecydowanie warte. Kocham Cię normalnie, styl pisania i sposób bycia Tae, jesteś moim guru, choć zwykle 2mina nie czytam. Serio, nie lubię, ale Twoje łykam jak kawę, dożylnie bym wstrzykiwała. I em... Nadal nie wiem co jest w końcu między JongKey, czy oni są razem czy nie. Błagam, wyjaśnij to, bo czuję się taka tępa. XD
OdpowiedzUsuńZe mną niestety zawsze trzeba czekać bardzo długo... xD Moi czytelnicy już się chyba do tego przyzwyczaili, ale mnie jest zawsze wciąż głupio, kiedy tak znikam. ;; Teraz jednak miałam powód i cieszę się, że ten rok szkolny dobiegł końca!
UsuńSerio nie lubisz 2mina? To takie słodkie głupki, a do pasują prawie do każdej fabuły. Polecam! :D
Nie czuj się tępa, bo ja się czuję jeszcze bardziej tępa, a to wszystko wina Kibuma, który nie może się ogarnąć tak gdzieś od początku opowiadania... Skupię się na nich tym razem bo mnie samą ciekawi, jak ich wątek się potoczy...
Ale to żaden problem! Nadrabiasz to talentem, zdecydowanie, więc naprawdę warto. Co innego, jakby trzeba było czekać do usranej śmierci na jednostronny shot i to pisany tak, jakby pisał to przedszkolak. Dlatego niech Ci głupio nie będzie, czytelnicy poczekają, bo jest na co. :D
UsuńZnaczy przeczytać przeczytam, ale jak mam do wyboru coś innego to wolę to coś innego. Szczerze to Twoje opowiadanie zaczęłam czytać, bo JongKey tu jest. XD Ale nie żałuję i dla 2mina teraz też czytam, bo charakter Tae nareszcie pokrywa się z moimi wyobrażeniami. ~
Taa, racja... Przefarbował włosy na blond, bo JJong lubi blond, ale podwala się do Henry'ego. To było zaskakujące, nie powiem. Tak jakby chcieli a nie mogli? Nie wiem, jak to inaczej określić, bo niby się mają ku sobie, ale wygląda, jakby było coś, co ich blokuje... No i jestem ciekawa co! Niecierpliwie będę czekała na ciąg dalszy, kochana.
Dotrwałam do końca, czekam na bubble tea, bo robię detoks wakacyjny po hektolitrach kawy w roku akademickim XD
OdpowiedzUsuńWhoaaa, przyznam szczerze, długo mi zajęło czytanie, ale jest 2:26 i w końcu dotarłam do ENDu. Miło widzieć Cię tutaj z powrotem, nawet po takim czasie ^^ Fajnie, że pomimo swojego rzucania wszystkim na twitterze w końcu jednak to opublikowałaś xD
Jestem trochę zamroczona godziną i już niezbyt pamiętam co się działo, jednak jeżeli odłożę komentarz na później, to zapomnę o nim, ale.. Dlaczego Henry, przecież to jakiś chinol z twarzą przyjemniackiej pizdeczki, gdzieżby on podbijał tak agresywnie i z jakimś seksem XD
Okej, stawiam jak tylko przyjedziesz do Krk, ewentualnie jak ja się w końcu wybiorę do wawy XD
UsuńMoje rzucanie wszystkim... Taaak, to już norma. x'D Jestem większą drama queen niż Taemin!
Ja wieeem, że Henry jest cudowny i go kocham, ale to MUSIAŁ być on! Nie wiem why, ale czasem po prostu na niego patrzę i widzę takiego cwaniaczka z Seulu. Nic na to nie poradzę xDD
Ahh, uwielbiam ich historię. Jest słodko-gorzka, co jest wspaniałe. Mogłabym czytać miliard innych dodatków do tego opowiadania. I słyszałam, że się zastanawiałaś nad tym czy dodawać, czy nie. Następnym razem się nie zastanawiaj tylko od razu dodawaj!
OdpowiedzUsuńPostacie jak zawsze są świetnie zbudowane. Tylko ten Henry mi tu nie pasuje. Mogłaś Jongina dać. On jest takim typowym fuckboy'em więc by się nadawał XD No i TaeKai to piękny ship hahaha~
Tak czy siak - napisane pięknie, jak zawsze ♥ Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała ich historię... bo sama widzisz ile ludzi ucieszyłaś nowym postem :3
yehetasshole.blogspot.com
Słodko-gorzka to chyba idealne określenie na TM. Też tak zawsze myślałam o tym opowiadniu, taka typowa drama z elementami komedii i angstu. Chyba najbardziej lubię ten gatunek. ^^
UsuńHenry... xD Nie, to jednak musiał być on. Jeśli czytałaś poprzednie rozdziały TM, to wiesz, że Kai był wcześniej pracownikiem Exotic Flowers i przyjacielem Tae z dzieciństwa. Zostawiłam go już w spokoju, teraz czas poznęcać się nad kimś innym, a że Henry'ego uwielbiam... (Tak właśnie wyglądają moje love-hejt relacje z własnymi bohaterami! Im bardziej kogoś lubię, tym bardziej się na nim wyżywam...)
Dziękuję, że to przeczytałaś <3
OMG nie wiem co napisać. Ten dodatek był świetny. Mega długi ale mi to pasuje xD bo wreszcie miałam co czytać. Tak bardzo czekałam na Twój powrót i cieszę się bardzo że to w końcu nastąpiło :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się motyw z malowaniem woskiem po ciele Minho :) to było takie inne. I te reakcje Choi! Boskie!
W SHINee Cafe ekipa bez zmian, fajnie, brakowało mi tylko Jinkiego bo same wzmianki o nim to za mało. Pojawienie się Yuri wróżyło same kłopoty i faktycznie. Nie spodziewałam się tylko że Minho zupełnie nic nie wspomni o jego "byłej". To był mega szok. Dobrze, że Kibum wszystko mu wyłożył co i jak. To się nazywa chłodne podejście do całej sprawy :P Nikt tak doskonale jak on, z niewzruszoną miną, nie potrafi przekazać Tae nawet najgorszej prawdy. Szczerość przede wszystkim. Chociaż z początku się zdziwiłam jego lekką i radosną reakcją, ale było wiadome, że później się zaczną wątpliwości i niepotrzebna burza, że te błahostki przybiorą na sile i dadzą o sobie znać. Przez to Tae wysnuwał dziwne domysły i podejrzenia. Zresztą kto by tak nie zrobił? Skoro Żabol ukrywał to przed nim to pewnie miał coś za uszami. No ale gdyby wszystko z początku było jasne to ominęła by nas ta cała drama xD. Taemin mnie czasami wkurza a raczej ten jego charakterek i pieprzona duma, przez którą nie da sobie wcześniej nic wyjaśnić. Musi się nacierpieć, a co! Głupek jeden. Tylko szkoda, że przez to cierpią też inni. No ale chyba nikt inny nie lubi sobie tak komplikować życia jak on.
Co do Henrego to jego przystojna buźka pasowała doskonale do takiego typowego żigolaka który zdobywa wszystko co się rusza xD. Dobrze że Tae mu się nie dał :P chociaż trzeba przyznać że miał trochę racji a propos posiadania chłopaka. Super, że Jonghyun stał się takim obrońcą Minniego (jak dla mnie mógł jeszcze z raz przywalić Choi xD tak na zapas). To jak go wcześniej pocieszał, przutulał i głaskał było takie milutkie :) Wspierał go jak i był przy nim przedtem, po wyjeździe Minho. Zgrywa takiego głupiutkiego ale to mu pasuje xD. Tae zaskoczył sam siebie, nie przypuszczał, że totalnie go to załamie i rozklei się jak baba, a tu proszę, jednak nie jest maszyną zaprogramowaną na wieczną obojętność. Kłótnia z Minho znowu wywlekła jego upartość i wredotę ale danie sobie przerwy było słusznym rozwiązaniem. Chociaż i tak zakopywał się w swoich myślach i żaden z nich nie potrafił normalnie funkcjonować. Wszyscy przyjaciele się o niego martwili a ten włączył całkowitego ignora i miał to w dupie czy martwią się i odchodzą od zmysłów. Rozumiem, że do Minho mógł się nie odzywać, izolować, ale żeby reszcie nie dać znać co się z nim dzieje? Uciekanie przed światem i zamykanie się w swojej skorupie nie niosło ze sobą nic dobrego. Oczywiście musiał wkroczyć Kibum ze swoją gadką. Uwielbiam jego cięty język, jest dla mnie mistrzem.
Ciekawe jak długo Tae miał zamiar stosować wszelkie uniki? Gdyby nie Choi to dalej by chodził przybity i bez życia (choć z drugiej strony gdyby powiedział mu już dawno o tym związku nie-związku z Yuri to nie doszłoby do tego wszystkiego) No ale to Minho jest tym który zawsze pierwszy wyciąga rękę i dobrze. Taemin to tchórz i już, chociaż cholernie tęsknił za Minho i chciał zapomnieć wszystko co złe, to i tak był oporny. Dobrze że w końcu zdał sobie sprawę, że ciągłe uciekanie nie polepszy nic do póki szczerze nie porozmawiają i nie wyjaśnią sobie wszystkiego. Gdyby pozwolił wytłumaczyć się Minho już wtedy pod klubem nie byłoby tyle cierpienia, bólu i rozpaczy. Chociaż podobno odrobinę bólu jeszcze nikomu nie zaszkodziło :P Za to godzenie się było niezłe. A całe zaręczyny c u d o w n e!!!
UsuńI jeszcze to wyznanie <3 Teraz już mam nadzieję że Taemin będzie bardziej ufał swojemu narzeczonemu i wyzbyje się paralizującego strachu bo przecież tak bardzo się kochają <3 <3 <3
Wiesz że jesteś niesamowita? To co piszesz jest strasznie wciągające i wydaje się takie realne i poruszające. U w i e l b i a m~ Jesteś najlepsza! <3
Czekam na dodatek o Kibumie i jego historii (na resztę też ale na ten najbardziej!) Powodzenia przy pisaniu :) Oby zdrowie, wena i chęci nigdy Cię nie opuszczały! Pozdrawiam A.
Jej, jaki długi komentarz! Dziękuję za niego. <333
UsuńMotyw z malowaniem po ciele zaczerpnęłam z tego obrazka, który można zobaczyć pod cyferką 1 w Inspiracjach. Kiedy go znalazłam, od razu pomyślałam o moim 2minie. Jinkiego i Sulli faktycznie zaniedbałam w tym oneshocie, bo były tylko o nich wzmianki, ale postaram się to nadrobić w następnych. I tak cieszę się, że dałam większą rolę Darze, bo ją uwielbiam, a zawsze robiła tutaj za tło.
No i wreszcie ktoś, kto ma takie samo zdanie na temat Henry'ego jak ja! XD Pasuje na podrywacza i cwaniaczka! Chociaż jest też uroczy <3
Taemin pewnie długo by nie wytrzymał bez Minho, ale tak to już chyba jest w ich związku - jego duma nie pozwala mu do końca ujawnić swoich uczuć, więc Minho zwykle musi przejąć inicjatywę i zrobić pierwszy krok. Uzupełniają się. :D
Dziękuję, dziękuję jeszcze raz i postaram się szybko coś naskrobać~
Moje myśli to jedno wielkie 'asdfghjkl', ale przez większość mojego życia z TM byłam świnią i prawie wcale nie komentowałam, za co Cię ogromnie przepraszam ;--; Także nic to, że jest po trzeciej w nocy, niniejszym KOMENTUJĘ i to tak dosyć prawilnie, bo rozbudziłaś we mnie dawne uczucia. Niby nic, ale te subtelne wspomnienia o SM Town, spalonej kawiarni, wyjeździe Minho, czy samym początku na dachu... Nie wiem, czy to było zamierzone, jeśli tak, to kawał dobrej roboty, a jeśli nie to... no jesteś mistrzem i nawet jak coś robisz przypadkiem to wychodzi świetnie ;D
OdpowiedzUsuńNo, na początek Jonghyun. Jak zawsze, po prostu boski xD Samozwańczy BFF, skurczony pterodaktyl i jak go tam jeszcze Tae określał, jejciu, jest taki kochany, w ogóle JongTae moments były przeurocze! *-* A to jak dał Żabolowi po mordzie... no taki przyjaciel to skarb <3 I jego bycie drużbą i te wiadomości (o tym później), nie ma co, Dino to od samego początku mój faworyt w TM i to wcale nie dlatego, że UB... nie, na serio, świetna postać ^^
SHINee Cafe team jest najlepszy!! Wielbię ich! Szkoda trochę, że nie było praktycznie nic o Jinkim, ale w końcu to dodatek, no i niepotrzebnie by było mieszać 375828481 bohaterów ;D
Amber trochę mnie zaskoczyła, w sumie nie wiem dlaczego... Była tak jakby bardziej oschła, niż ją zapamiętałam, ale to w końcu nic złego :)
Wkurzający Henry był wkurzający, tyle Ci powiem xD
Chaerin taka... inna o.O Nie spodziewałam się, że Tae do niej pójdzie. I że Chaerin się tak zachowa. Ale GENIALNY fragment z kiczowatymi telenowelami, kolekcją chusteczek i lodami czekoladowymi, ostatecznie Nutellą xD
Taeminowaty Taemin. Podziwiam Cię za to, jak lekko piszesz z jego wredno-chamsko-sarkastycznej perspektywy, naprawdę. Chociaż tutaj już bardzo widocznie topnieje i zamienia się w rozgotowany budyń, miękką gąbkę, czy po prostu nabiera trochę człowiekowatości xD
A Żabol... w sumie to w pewnym momencie byłam jak: 'ew', kiedy się tak narzucał... no dobra, nie tyle narzucał, co martwił. Ale z drugiej strony to było całkiem urocze, czy coś. No i oświadczyny >>>>>> *-* Ale o tym zaraz. A jak Minho zniknął na noc to na serio myślałam, że coś się stało ;_; No i smutno, że taki zapracowany i praktycznie nie rozmawiali z Taeminem... Buu :c
Jeszcze o tych wiadomościach - naprawdę ŚWIETNIE to zrobiłaś, ciekawy pomysł i idealnie oddawało to sytuację, zamiast przydługich opisów, jak to się coffe team zamartwia. A Jonghyun oczywiście najlepszy xD
Nie wspomniałam chyba o Yuri... Cóż, wkurza mnie, jak każda taka lala. Na miejscu Tae też bym sobie pewnie ubzdurała milion rzeczy. Już na samym początku, w kawiarni... Myśli Taemina nakierowywały negatywnie, ale starałam się nie ulec, bo czy jego myśli mogą nakierowywać pozytywnie? Jednak gest wrzucenia pliku banknotów do słoiczka na napiwki przeważył. Ugh, nie znoszę czegoś takiego ;-; W rozmowie przez telefon z Taeminem też pokazała, że jest wredna. Tyle że to inny rodzaj wredności, niż ten taeminowaty.
Opowiem Ci, co mi wpadło do głowy, jak Minho knuł niecne plany z Yuri... Tylko ostrzegam, że to będzie dziwne xD Na samym początku, od pierwszego 'nie mogę ci powiedzieć', bardzo mądra ja uroiłam sobie, iż Choi Minho i Kwon Yuri zamierzają udawać małżeństwo, żeby adoptować dzieciaka dla Państwa 2min'ów. Tak, wiem, jestem głupia xD Ale czytałam to w środku nocy! xD Bo wybieranie pierścionka byłoby zbyt proste B|
A teraz czas na OŚWIADCZYNY! Jejku, to było takie uroooooocze i totalnie się tego nie spodziewałam, naprawdę. I to, że Tae wyszeptał 'tak', żeby tylko Minho słyszał, i skandowanie freaków z taeminowej szkoły, i Jia z Jiyongiem... Jak dla mnie perfect! *-*
Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które chcę napisać i pewnie wiele takich, o których zapomniałam, ale jest już czwarta nad ranem, poza tym nie chcę Cię zanudzić xD
Nie ma co, jak zawsze odwaliłaś kawał dobrej roboty i należą Ci się ogromne podziękowania! <3 Po prostu jak dla mnie jesteś najlepsza, ZAWSZE potrafisz czymś zaskoczyć, kocham Twój styl pisania i liczę na więcej dodatków tutaj ^^
~ @aldzixx
Już mówiłam Ci na tt, jak bardzo ucieszył mnie Twój komentarz, ale podziękuję jeszcze raz, żeby było oficjalnie~
UsuńWiesz, właściwie te wzmianki o przeszłości i SM Town nie były do końca zamierzone, jak tak teraz o tym myślę... Raczej samo tak wyszło, bo chcąc nie chcąc pisząc tego oneshota, wracałam myślami do starego, dobrego TM i wspominałam.
Jinki będzie mieć swoje 5 minut w następnym dodatku, obiecuję. xD
O kurcze, nie pomyślałabym o Minho i Yuri w ten sposób. o.o jak tak teraz myślę, to by miało sens... Nie, dobra, koniec, bo jeszcze coś głupiego przyjdzie mi do głowy, a ja zwykle nie panuję nad tym, co wymyślam i potem w moich opowiadaniach pojawiają się dziwne rzeczy. XD
Cieszę się, że nie zawiodłam tym dodatkiem. :D
Okej. Chciałam skomentować to już wczoraj, ale byłam już padnięta. Nie wiem jak to się stało, że nie obserwowałam na bloggerze tego bloga, i dowiedziałam się o dodatku z fb /blogger ma ode mnie w dupę/ w każdym razie.
OdpowiedzUsuńJAK JA CHOLERNIE TĘSKNIŁAM ZA TWOIMI ROZDZIAŁAMI, KÓRE NIGDY NIE MAJĄ KOŃCA. To jest piękne. Czytasz i z przyzwyczajenia myślisz, że za chwilę koniec, ale nie, bo to nawet nie jest 1/5 tekstu. Kocham Cię za to.
Jeju, ale tutaj dało się czuć Taemina z poprzednich lat, ja go uwielbiam. Jedna z najlepiej wykreowanych postaci w całym świecie ff moim zdaniem i mam do niego cholernie wielki sentyment! *^*
Początek był taki kochany jak Tae malował na jego plecach (swoją drogą mega kreatywne, sama bym tak chciała hahaha) Kocham ich relację, bo nie ma takich drugich.
A potem zaczęło się jebać.
Mimo, ża sama wierzyłam w MInho od samego początku, to nie dziwię się, że Minnie pomyślał o najgorszym, bo tak to jest w związkach, że zakłada się najgorsze. No przepraszam bardzo, ale przychodzi sobie jakaś wypindrzona cizia, stara ci się przekazać całą osobą, że przy niej jesteś nikim pyta o twojego faceta, po czym dowiadujesz się od ludzi, którzy za bardzo dramatyzują, że to przecież ex jego bojfenda, który zasnął i za niego odebrała telefon, lala, o którą tyle zamieszania. Z osobowością Taemina dziwię się, że ta kobieta jeszcze żyła, bo mnie niezmiernie irytowała, mimo że w gruncie rzeczy nie zrobiła nic złego, to praktycznie prawie rozwaliła im miłość. KUŹWA, MAŁO O SIEBIE WALCZYLI W SM TOWN. SUCZ. Ok lepiej mi. HENRY. Zrobiłaś z niego taką personę, że choćbym się starała i nie wiem, co robiła, moje wewnętrzne ja broniłoby się rękami i nogami przed polubieniem tego zdradzieckiego frajera. Jak on w ogóle mógł tam w tym barze tak rzucić na Tae, nie widział, że był w szoku? Że nie wiedział co zrobić? SZUJA. Dobrze, że Minho się pojawił. I dobrze, że Jjong mu przypierdolił, bo zasługiwał. Niewątpliwie. A właśnie jak Henry w ogóle śmiał tak jeździć po Dino. :<< Szkoda mi go było, bo go uwielbiam jako postać, jest taki kochany i żaden wysoki plastik nie ma prawa tego podważać, tylko dlatego, że jest troszeczkę niższy. Aż miałam szklanki w oczach jak wtedy pocieszał Tae i tylko jemu się to udało, więc no. " To ja posolę" To wygrało hahahah xDD
Jak mam być szczera, to trochę nie zrozumiałam Tae z tą separacją. To faktycznie było trochę dziecinne z jego strony. Ale dobrze, że skończyło się tak jak się skończyło. Te oświadczyny, to życie. Ludzie z uczelni też. O matko, tak cudownie opisałaś to wszystko, że nie potrafiłam się przestać uśmiechać. Po tym wszystkim w końcu mogli być pewni, że już nic się nie zepsuje. Czysta perfekcja. <3 Jak zawsze.
Jestem ciekawa o, co chodzi z Key, będę zdecydowanie najbardziej czekać na dodatek z JongKey, bo na prawdę zaczęło mnie to męczyć, hahah. XD Btw Minho pisze strasznie żałosne SMSy, serio, nie dziwię się, że Tae wszystko usuwał. Jeju oni faktycznie wszyscy dojrzali i to mnie przeraża, ale to normalne.
A teraz trochę posłodzę ;;;;;;;;;;;;;;;;;
Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam za twoim stylem pisania. To znaczy i tak co jakiś czas czytałam twoje opowiadania i oneshoty, bo na prawdę je kocham i jestem do nich w jakiś sposób przywiązana, bo były jednymi z pierwszych ff jakie czytałam. ;;;; Dlatego dziękuję, że wróciłaś. ;;;; Na prawdę. Nie dość, że przyszłaś tutaj z dodatkiem do ficzka, który jest życiem, to jeszcze mówisz, że możliwe, że będziesz kontynuować DA. Zapisłam, przysięgam. Ja nonstop oglądam zwiastuny i co jakiś czas odświeżam sobie fabułę, bo klimat w jakim to napisałaś wygrywa. Serio ;-; I przepraszam, że odbiegam o TM. Tak samo TDWG, chcę w końcu rozkminić kim jest Gucci. Tzn ja dalej uważam, że to Sehun, bo ten plasterek, ale potrzebuję ciągu dalszego. ;;;;
Po raz drugi, dziękuję, że wróciłaś i witaj z powrotem i nie ważne jak długo miałabym czekać na coś następnego, będę czekać!
Hwaiting! :D
KIMIKO!
UsuńOmg, nie masz pojęcia, jak mi Ciebie brakowało. ;; Naprawdę! Stęskniłam się za Twoimi komentarzami, tak się cieszę, że nie przestałaś czekać na moje twory... ;; <3 Twoje komentarze zawsze są takie wnikliwe, pełne domysłów i głębszych analiz i aksjdhsj aaa, to chyba najlepsze, na co autor może liczyć, serio, bo dzięki temu wiem, że dokładnie przeczytałaś. To jest cudowne, baaaaaardzo dziękuję, uwielbiam Cię za to! <3
Tae z tą swoją separacją rzeczywiście zachował się dość dziecinnie, ale ja chyba go rozumiem, bo znam aż za dobrze to uciekanie od własnych problemów z nadzieją, ze same miną i to właśnie próbował zrobić. Haha, smsy Minho to jeden wielki żałosny kicz, ale za to chyba właśnie lubię jego postać XDD
Myślę, że od sierpnia wezmę się już za DA i TDWG. Przysięgam. Co do DA, to myślałam o czymś takim, żeby napisać te 4 ostatnie rozdziały i opublikować je jednocześnie, żeby już nie było, że znowu odejdę. tak chyba zrobię, tylko muszę sobie przypomnieć, co w ogóle było w tym opowiadaniu, bo już sama nie pamiętam x'D
Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz, Kimiko! ;;
Na prawdę nie masz za co dziękować, mi pisanie takich komentarzy sprawia frajdę, serio! Mogę gdzieś wypisać swoje przemyślenia i feelsy. :D Poza tym te kilka zdań, które napisałam w porównaniu do tego, co Ty napisałaś tam na górze, to... to jest nic. xDD
UsuńJeżeli uda Ci się zrobić z DA tak jak mówisz, to o matko. ;;; Będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. *^*
I nie dziwię się, bo fabuła jest bardzo pogmatwana, dlatego wielki podziw, że to wymyśliłaś. :D
Jest mi strasznie żal samej siebie.
OdpowiedzUsuńPowinnam być pierwszą która skomentuje, aa komentuje to jak jakiś żałosny niewdzięczny człowiek, który nie potrafi docenić nie dość że dedykacji (na którą zupełnie nie zasługuję), to jeszcze tego, że przeczytałam to jako PIERWSZA z całego świata i jestem najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie ;;;;;;;;;;;;;;;;;;
Ale po prostu wymiękam psychicznie.
Coś, na co czekałam rok, okazuje się przekraczać wszelkie, najbardziej wygórowane oczekiwania.
To wcale nie tak, że właśnie siedzę w pracy, na środku wielkiej galerii handlowej i usilnie staram się nie rozryczeć jak dziecko z wszystkich uczuć, jakie żywię do TM, i z własnej żałosności.
I znowu pokazuję jak bardzo beznadziejna jestem, pisząc w komentarzu o wszystkim tylko nie o dodatku.
Istnieje proste wyjaśnienie mojego zachowania. Ja NAPRAWDĘ nie chcę się tu całkiem rozpłakać.
Dobrze wiesz, co o tym wszystkim sądzę. Nie potrafię tego napisać, jeśli będziesz chciała posłuchać mojego żałosnego kwiczenia, mogę Ci to wszystko skomentować fragment po fragmencie na żywo na niuconie.
Ale nie tu, nie teraz. Po prostu tak się nie da.
Po prostu nie ma słów na dodatek, tak jak na całe TM.
Mam nadzieję, że nigdy nie zwątpisz w siebie i w TM, bo powinnaś się tym szczycić na każdym kroku. Cholera, i can`t.
No i masz.
Brawo, ryczę.
Herre I am, troszkę późno, za co przepraszam, ale nie mogłam się w sobie zebrać. ;-;
OdpowiedzUsuńNiesamowicie cieszyłam się na ten dodatek (i nadal cieszę), bo, hej, jesteś Ali, to jest TM, a ja jestem kochającą to opowiadanie Hikari. I zawsze będę, nieważne, ile lat minie. ♡
Pamiętam, jak mi troszkę spoilerowałaś, że niby 2min, ale będą komplikacje i ja już szykowałam się na najgorsze, wiesz? Ale miałam nadzieję, że Ty nie rozwalisz swojego (i mojego) ukochanego 2mina. No i cóż, miałam rację, bo... ach, to w późniejszej części komentarza!
Uwielbiam tego Taemina-artystę, którego tutaj wykreowałaś, więc pierwsza scena była bezbłędna, nadal się rozpływam. ;~;
I, kurczę, UWIELBIAM YURI, okej? Ale... tutaj miałam ochotę ją zamordować na jakieś 1000 sposobów, każdy coraz bardziej brutalny. Pamiętam, ile się natrudzili w SMTOWN, żeby się razem zejść, a tutaj taka przelotna lasia i wszystko się prawie posypało. Niedomówienia najgorszą zmorą kłótni. I.. Tae, serio? SEPARACJA? Jakbyś istniał (w sensie wiem, że żyje sobie taki 22 letni Lee Taemin w Korei, ale przecież nie wpadnę do niego do domu, nie krzyknę "TO ZA TO FRAJERSTWO, KTÓRE ODWALAŁEŚ W TM" i dam mu w twarz.... i to nawet nie dlatego, że nie wiem, gdzie mieszka... xD) to byłoby po Tobie. Serio, gościu? Tyle się wycierpiałeś i Twoją praktycznie jedyną nadzieją był Minho, a Ty tu takie rzeczy odwalasz?? Eh. Brak słów.
KOCHAM, ABSOLUTNIE UWIELBIAM WĄTEK JONGTAE TUTAJ. Postawię Ci pomnik, tak. Chcesz ze srebra czy ze złota? Ostatnio tak ich polubiłam i to ff jeszcze bardziej mnie rozczuliło z tym pobocznym bromance. ;-;
Za to Henry i Taemin... god, no. Lubię ich razem na scenie i tak dalej, ale TM (DOPIERO TERAZ ZAUWAŻYŁAM, ŻE TROUBLES MAKER MA TAKI SKRÓT JAK INICJAŁY TAEMINA I MINHO, brawo) to tylko Taemin i Minho, jego wyrośnięta, do bólu słodka żabcia, i tak ma być.
TE OŚWIADCZYNY, KOPCIE MI GRÓB. Jeśli ja nie miałam łez w oczach to nie wiem, kto je miał. Byĺy takie proste i idealne, dokładnie idealne. Wolę takie niż jakieś przesadzone, gdzie Kibum nagi leży na stole, Jonghyun tańczy na rurze, a Jinki trzyma tort w kształcie penisa z napisem "will you marry me?". Chociaż takim widokiem chyba też bym nie pogardziła.
Coś, czego brakowało mi chyba najbardziej to SHINee Cafe. To tam właśnie walczyli o swoje uczucia, poznawali się i pnęli się do przodu. O rany, jak ja bym chciała odwiedzić taką kawiarenkę. Co przypomina mi, że my też miałyśmy iść na kawę/bubble tea/sushi po twojej zdanej maturze i dostaniu się na studia. Także wiesz, ja czekam na spotkanie! :D
Podsumowując - TM to opowiadanie, którego nie zapomnę nigdy, wrócę do niego nawet za 10 lat, bo man do niego sentyment. Czytałam TM zanim poznałam Cię na żywo i wtedy to było dla mnie takie wow, znam taką cudowną osobę jak Ali.
Cieszę się bardzo, że powróciłaś z tym dodatkiem i przepraszam, że tyle zwlekałam z tym komentarzem. Dziś spięłam się w sobie, żeby coś tu po sobie zostawić, gdyż poczułam się zwyczajnie niefajnie, skoro sama nalegałam, żebyś pisała, a potem nic.. Przepraszam raz jeszcze. Kocham TM, kocham twoje dodatki i kocham Ciebie. Czy tego chcesz, czy nie. I jesteś najlepsza, naprawdę. Nie mogłam mieć lepszej przyjaciółki/cioci/za niedługo (mam nadzieję) współpasażerki w podróży do Giz. Trzymam za Ciebie kciuki i liczę, że wszystko się uda.
Ściskam mocno i hwaitinguję,
Hikari, aka Twoja Adi.
(Przepraszam za beznadziejność tego komentarza, pisanego na szybko na telefonie z zamiarem poprawienia Ci humoru po spojrzeniu na Twoje tweety. Jest okropny, ale prosto z serca, pisany dwa razy, bo mi się usunął i cierpię bardzo.
Jeszcze raz - uwielbiam Cię i keep going, zawsze dla Ciebie będę. ;-;)
♡
Yey, w końcu znalazłam wolna godzinkę i przypomniało mi się, że TY coś NAPISAŁAŚ znów wiec wow, trzeba szybko lecieć żeby czasem nie zablokowała (sorry troszkę muszę być wredna lol XD kochaj mnie dalej ;;)
OdpowiedzUsuńJEZU AKWHLEFHJHBF
Ogólnie to taka jestem teraz. Cały czas się uśmiecham i jest mi tak przyjemnie cieplutko w brzuszku (może przez kawę...hehehe) i na serduszku i ah... tęskniłam za Żabolem i TaeTae jejku na serio. I za twoim stylem pisania też. Jezu nie wiem co mam ci tu napisać prócz tego że to było fenomenalne. Nie byłam się w stanie by skupić na tym czy są błędy czy nie a tak w ogóle moim skromny zdaniem to whatever ważna jest fabuła nie? A FABUŁA BYŁA ZAJEBISTA. Jest w sumie. WHATEVER. Nie wiem dawno nie komentowałam niczego po polsku wybacz, chaos tu będzie. A wiec.
Jonghyun bo go kocham tutaj najbardziej. Sorry Minho i Tae, JONGHYUN (to nie ma nic w spólnego z jego statusem mojego biasa przysięgam)
Nie wiem, oddam wszystko za takiego przyjaciela nawet mój tak zwany "talent" pisarski. Jest świetny, jego postać jest po prostu niesamowita.
Teraz kiedy skończyłam czytać nie bardzo wiem co chce napisać. Po prostu te 20k słów były idealne, nie mogę sobie wyobrazić lepszego dodatku ( no chyba że ze smutem hehehe) do TM. Jestem z ciebie niesamowicie, niewyobrażalnie dumna (mam nadzieje że to coś znaczy) i strasznie się ciesze że masz pod tym shotem tak dużo długich i zapewne pełnych pochwał komentarz (no wybacz ale wszystkich czytać nie będę xD)
Nie wiem co ci jeszcze tu napisać. Przyjedziesz, to poczujesz co zrobił ze mną ten ff (Przysięgam zaboli tylko troszkę xD)
Mam nadzieje że wena cie nie opuści, że czas pozostanie (mimo tych morderczych studiów) i że zainteresowanie do pisania nie uleci.
Powodzenia Luce, to była przyjemność być w stanie przeczytać ten dodatek.
Do zobaczenia niedługo! ♥
G.G
PS mój komentarz taki marny w porównaniu z pozostałymi ;;
Aliss, mam szczerze gdzieś Twoją zaniżoną opinię o Swoim pisaniu.
OdpowiedzUsuńJ E S T E Ś B O G I N I Ą P I Ó R A.
Serio, Sienkiewicz powinien się od Ciebie uczyć.
Naprawdę długo zbierałam się do skomentowania tego, bo jako typowy człowiek, nie chciałam zostawić przypadkowego remiksu słownika pod... Boże, wszystkie słowa jakie teraz znam są tak strasznie nie wystarczające, boję się, że słowo "cud", "dzieło nad dziełami", "coś, co przewyższa całą wartość mojego życia" są zdecydowanie nie wystarczające. Zresztą, niby czemu mam kłamać, w i e m, że te nędzne literki nigdy nie będą w stanie określić moją wielką miłość do TM.
Tak, płakałam.
Lub ryczałam.
Zamieniłam się w uczuciową papkę.
Kocham Twój styl, kocham to jak cudownie opisujesz uczucia, to jak potrafiłaś pokazać całego Taemina z innej strony, nie jako wieczne dziecko. Kocham kawiarenkę, kocham malowanie po ciele, kocham artystów. Jak powiem, że kocham Ciebie, to wyjdzie, że moja opinia jest subiektywna :<?
"Musiałem wdawać się w interakcje z ludźmi. Boże, nieee."
Czy to zdanie opisuje moje życie :/?
Końcówka mnie zabiła. Po prostu, moje emocje się skumulowały i to cud, że mam tak mocne serce, bo po prostu bym nie wytrzymała. Po prostu mentalnie byłam w tłumie tych ludzi, jako ta mała wkurzająca, ruda i nikomu nie potrzebna dziewczynka, która krzyczała "POWIEDZ: TAK!" najgłośniej zaraz po innej rudej i starej dziewczynce.
Jonghyun... Aha, znalazłam nowego męża (srr stary, ale Leo Valdez dalej jest na wyższej pozycji :|). Aha, zabiłaś mnie nim. Aha, kocham go. Aha, Key plz podziel się.
A i chcę tylko dodać, że masz mnie nauczyć mówić. Bo teraz kiedy chcę powiedzieć "cześć", boje się, że moje "cześć", nie będzie tak dobre jak Twoja "cześć", Aliss.
Kocham TM, Jasia.
P.S. Wspominałam o tym, że stworzyłaś Biblię mojego życia? Nie? To wspominam
Asdfhjllausvxysjbz /fangirling mode on/
OdpowiedzUsuń💙💙💙
Hej, Aliss :D
OdpowiedzUsuńTo może na początek przeproszę, że tyle czasu zbierałam się do przeczytania tego dodatku. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że dopiero co wygrzebałam się z doła (w który i tak znowu wpadłam, ale mniejsza) i nie chciałam się dodatkowo dobić, czytając twoje opowiadanie, które i tak zawsze wywoływało u mnie poczucie niższości i to się nigdy nie zmieni. Ale dzisiaj już tu jestem, przeczytałam i piszę ten marny komentarz, zanim pójdę popełnić jakieś twórcze harakiri. Taemin byłby ze mnie w tym momencie dumny ^^
Ale wracając do dodatku, którego jeszcze nie zaczęłam komentować. Oczywiście się nie zawiodłam. Język jak zawsze stoi na tak wysokim poziomie, że mam ochotę zacząć czytać wszystkie poradniki pisania, jakie istnieją, techniczna strona sprawiła, że jest mi wstyd, że ja tak nie umiem, wszechobecne ironią i sarkazm przypominają mi, że to FF jest moim kodeksem postępowania divy, z którego uczę się być chamska, a jednak zachować klasę... Ogólnie rzecz biorąc, mam ochotę iść i usunąć mojego bloga xDD Po co ja mam cokolwiek publikować, kiedy innego bloga prowadzi tak uzdolniona autorka, której przysięgam, że zaserwuję ukłon 90 stopni, jeśli ją kiedyś zobaczę. Nie żartuję, naprawdę to zrobię!
Cała sytuacja że zdradą Minho wprawiła mnie w osłupienie. Po pierwsze, że Minho byłby w stanie to zrobić, a po drugie reakcja Taemina. Nie spodziewałam się, że zacznie wyć Jonghyunowi! A potem CL! Niemniej miał prawo się martwić. A ta akcja z Henrym... Jejku, uwielbiam go, a tu jest taki... Nooo ;-;
Łamał mi serce fragment z urywkami rozmów telefonicznych. To było takie smutne i prawdziwe, że sama się zaczęłam zastanawiać, co bym zrobiła, gdyby to mnie coś takiego spotkało.
SCENA Z ZARĘCZYNAMI BYŁA TAKA SŁODKA, ŻE NA SAMO JEJ WSPOMNIENIE CIESZĘ SIĘ JAK DZIECKO <3333
I słowa Taemina na koniec były jak wisienka na torcie. Minho pewnie miał większego banana na twarzy ode mnie xD
Chyba nie muszę mówić, że 22 rundy totalnie mnie rozwaliły? XDD
Tak czy owak, moja droga Aliss, zanim pójdę wyczyścić swój dysk i wypieprzyć lapka przez okno. Masz ode mnie wieeeelki szacun, czapki z głów, ukłon 90 stopni, bo jesteś jedną z najbardziej fantastycznych autorek, na jakie się natknęłam. Jesteś dla mnie zarówno inspiracją i wzorem do naśladowania, jak i powodem do rzucenia pióra, bo chyba nigdy nie będę ani w połowie tak dobra jak ty.
Okej, to ja idę skoczyć z dywanu, powiesić się na klamce i utopić pod prysznicem. Pomódl się w niedzielę za moją duszę ~
Przyznaję się, że ten dodatek przeczytałam już dawno, a komentuję dopiero teraz.. ale to dlatego bo tak genialnie piszesz, że nigdy nie wiem co mam w komentarzach.. ale dostałam motywację na komentarz to komentuję :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to te 2Minowe kłótnie mi normalnie ciśnienie podniosły! Tak mi było smuto tak Taemiś tak wszystko przeżywał, że nie ma Minho i wgl, aż mi się normalnie żal go zrobiło :<
Ale te oświadczyny pod koniec!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy2minowefeelsy
oooo tak ;3
A Yuri dla mnie od zawsze była jakaś podejrzana..
Wgl te momenty JongTae takie wzruszające :'D
a Henry jaki podrywać xxD nie spodziewałam się po nim.. :D
Ogólnie to nie umiem pisać długich komentarzy :/
chyba, że ktoś nie umie pisać hehe to wtedy są mega długaśne.. a że Ty piszesz po prostu idealnie to komentarz będzie, a taki sobie ni to długi, ni to krótki x'D
Ale wiedź, że postarałam się specjalnie dla mojej ulubionej autorki napisać coś w miarę długiego ^^
FIIIIIIGHTINGGGGG!
Cokolwiek następne napiszesz wiedź, że tego wyczekuję i będę czytała zawsze i wszędzie!
Pozdrowionka \^^/
Oh cmon. Jak ja nie lubię stukać w klawiaturę >.>
OdpowiedzUsuńNo, ale wypadałoby, autorka się nastukała i nawet zrobiła tylko jeden błąd (raz zamykają w sobotę o 15, a raz o 16). To było takie super. Nawet bez "sexów". Emocje opisane lepiej, niż przez moją nauczycielkę polaka i Sienkiewicza. Jak patrzę na te inne komentarze, to czuję, że mój będzie gównem w porównaniu z nimi :X Cierpliwość popłaca. Będzie opis ślubu i nocy poślubnej? Powiedz, że będzie xD Każda część tego opowiadania wywołuje we mnie tyle emocji, że nie sposób tego opisać... Tylko kim była ta babka, u której chował się Taemin? Nie pamiętam jej xD
To jest po prostu piękne! *_* Jesteś niesamowita sadhgasuykfg
OdpowiedzUsuńGenialne, jesteś naprawdę genialna. Dawno już nie czytałam coś tak świetnego (a może wcale?). Kocham 2min'a i to moje OTP, więc do szczęścia potrzeba mi tylko jeszcze więcej takich opowiadań (choć na razie żyje jeszcze tym shotem. Emocje są tak bardzo zmienne i piękne. Czułam się jakbym to ja była Tae. Masz talent, i mam nadzieję, że go wykorzystasz. 2min'y są piękne, szczególnie te z happy endem. Naprawdę cieszę się, że przeczytałam całe opowiadanie oraz shoty. Mam nadzieję, że wydasz coś jeszcze 2min'owego (wiem, dużo razy wspomniałam o 2min'ie, ale to nie ja wybrałam sobie OTP, to OTP wybrało mnie). Życzę powodzenia w dalszym pisaniu jak i w codziennych błahostkach życiowych. :)
OdpowiedzUsuńWiedziałem, że mnie rozwalisz. Wiedziałem. To już któryś raz gdy ryczę przez to opowiadanie. A ja nie płaczę.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co jeszcze powiedzieć. Wielokrotnie mówiłem Ci o moich odczuciach do TM, jesteś moją najulubieńszą autorką, bo żadne ff dotychczas nie wywołało we mnie takich emocji, jak TM i NS.
Chyba tyle. Nie jestem w stanie wydobyć z siebie teraz nic więcej. Będę czekał na następne dodatki, jeślibyś miała zanik weny albo problem z opisaniem czegoś, to...odezwij się, czy coś. Choćby na tt.
Powodzenia, Aliss. I dziękuje.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam. :) Już od bardzo dawna chciałam skomentować Twojego bloga. Urzekła mnie twoja wyobraźnia, poczucie humoru i umiejętne wykorzystanie słów. Opowiadanie troubles-maker przeczytałam co najmniej trzy razy. zawsze działa na mnie pozytywnie gdy mam "gorsze dni". Gratulacje. Czytałam również inne opowiadania Twojego autorstwa i urzekło mnie deflover angel (nie jestem pewna czy dobrze napisałam). Trafiłaś do mnie z tematyką. Kocham motyw anioła. Mam nadzieję, że stworzysz coś niepowtarzalnego i kreatywnego. Tego Ci życzę i wierzę, że osiągniesz wiele. :)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić jesteś wspaniała!1!!one! Życzę dużo weny ��
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńPojawi się coś jeszcze na blogu? c;
Mam taką nadzieję!
Trzymam kciuki i życzę weny, jeśli nadal prowadzisz bloga ^^
Dodatek epicki, tylko Yuri nie pasuje mi do roli pustej lali :P Wygląda zdecydowanie najinteligentniej spośród dziewczyn z SNSD. :D Cały czas byłam w Teamie Tae. :D
OdpowiedzUsuń