5.


ROZDZIAŁ PIĄTY



Kiedy tylko znalazłem się poza domem, wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł. Szedłem nerwowym krokiem w stronę znajomego wieżowca i zastanawiałem się, czy gdybym tamtego poranka nie podniósł głowy, żeby spojrzeć w niebo, to wszystko potoczyłoby się tak samo. Pewnie nie. Jonghyun nie wyglądał na typa, który poszedłby na dach sam, zapewne wdychałby spokojnie swoje podróbki zioła i leżał na tym śmietniku, aż przyjechałaby śmieciara i wywiozła go na wysypisko razem z odpadkami. To był przecież mój pomysł, żeby ładować się na górę i podglądać Minho – wtedy jeszcze byłem pewien, że mamy do czynienia z chcącym popełnić samobójstwo, zdesperowanym nastolatkiem emo, a nie nadpobudliwym świrem z wiecznym uśmiechem na ryju, zbyt wyłupiastymi oczami i do tego grającym na gitarze. A więc gdybym minął ten wieżowiec bez większego zainteresowania, Dino by mnie nie zaczepił, nie poznalibyśmy Minho, który NIE musiałby ratować mi życia i wlewać we mnie swojej ulubionej, szatańskiej mikstury. Potem być może spotkalibyśmy się w szkole, ale taki popularny i zapatrzony w siebie gość jak Minho znalazłby sobie pewnie paczkę równie popularnych, bogatych dzieciaków i zatrudnił je wszystkie w SHINee Cafe. A ja żyłbym sobie w spokoju i żaden kawowy książę by mi go nie zakłócał. Pomijając fakt, że prawdopodobnie wówczas w ogóle nie znalazłbym pracy, nasz sekret wyszedłby na jaw, ojca wsadziliby w kaftan bezpieczeństwa, a mnie i Sulli do domu dziecka.
Nienawidziłem myśli, że mam u Minho dług wdzięczności. Między innymi właśnie dlatego się tak denerwowałem. Przerażała mnie możliwość otworzenia się przed kimś i dopuszczenia kogokolwiek za maskę zgorzkniałej obojętności. Przyjaciele? Przyjaciele to tylko niekończące się kłopoty. Jeśli choć trochę im zaufasz, zaraz zaczną wyciągać z ciebie wszystkie sekrety, a w końcu i tak cię zostawiają, bardziej słabym i bezbronnym niż wcześniej. Więc po co oni w ogóle?
Przemknąłem na palcach obok drzemiącego dozorcy i wjechałem windą na ostatnie piętro, a potem wspiąłem się po drabince przeciwpożarowej na dach. Pierwszym, co mnie uderzyło, był otumaniający zapach czekolady i wanilii. Co ten wariat znowu wymyślił? Wydawało mi się, że powiedziałem jasno – żadnej kawy, a ten jak zwykle swoje. Za dużo tego pił. To pewnie przez kofeinę był taki nadpobudliwy.
Minho leżał na kocu z gitarą i brzdąkał jakieś pojedyncze dźwięki. Wyglądał, jakby nie spał całą noc – miał podkrążone oczy, był blady, a jego brązowe włosy sterczały we wszystkie strony. Ciekawe, od której już tutaj siedzi. Rzecz jasna, w jakimkolwiek stanie by się nie znajdował, na mój widok uśmiechnął się szeroko i pomachał energicznie, jakbym znajdował się kilka kilometrów od niego, a nie zaledwie parę kroków. Przed nim stała przenośna kuchenka z palnikiem, parę dzbanków, dwa kubki i parujący rondelek, z którego to wydobywały się owe zapachy. Poczułem, że zaczyna burczeć mi w brzuchu. Wymamrotałem nienawistne „zamknij się” do swojego żołądka i podszedłem bliżej, zaglądając do garnka.
- Co to jest? Kupa?
- Czekolada, jeszcze się topi. Siadaj, za chwilę będzie gotowa. Dodałem trochę wanilii, moja babcia zawsze to robiła. Zobaczysz, to jest dziesiąty cud świata.
Prychnąłem, patrząc z głęboką pogardą na entuzjazmującego się Minho.
- Taa? A jaki jest ósmy i dziewiąty..?
- Ósmy to kawa, a dziewiątym jestem ja.
- Aha, to jest ten powód, dla którego obudziłeś mnie w środku nocy, żeby pokazać mi roztapiającą się czekoladę, która niestety wciąż bardziej przypomina mi odchody i oznajmić, że jesteś zajebisty?
Minho westchnął, a jego uśmiech trochę zbladł. Przykręcił nieco gaz pod rondelkiem i postukał długimi palcami w obudowę gitary.
- Właściwie, chciałem ci coś zagrać. Ostatnio to napisałem i nie wiem, komu mógłbym to pokazać, bo moja mama jest zbyt zajęta, a w kawiarence nie chcę tego robić. Onew hyung pewnie by mi pozwolił, ale wciąż za bardzo nie podoba mi się myśl o graniu przy tylu ludziach. Nie jestem na sprzedaż.
- To dobrze, bo na pewno bym cię nie kupił – mruknąłem pod nosem, starając się nie wdychać za bardzo słodkich oparów. Od kuchenki emanowało przyjemne ciepło, a mnie zaczynało robić się coraz zimniej w mojej spranej, skórzanej kurtce. Był początek października, ranki robiły się chłodne. Nie chciałem nawet myśleć, jak przetrwamy z Sulli zimę.
Uch, niedobrze, zaczynam się nad sobą użalać. To ten idiota tak na mnie wpływa.
- Ta piosenka jest na razie tylko melodią. Nie ma słów. Wiesz, ja w ogóle rzadko śpiewam. Kiedyś śpiewałem więcej.
Kiedyś. Kiedyś to ja robiłem wiele rzeczy, o których teraz nawet mi się nie śniło. Tańczyłem w szkolnym kółku tanecznym. Śmiałem się z beznadziejnych żartów taty, zanim zrobiły się zupełnie nieśmieszne i przestały w ogóle być żartami. Nosiłem Sulli na plecach, chociaż ważyła dla mnie chyba z kilka ton, gdy byliśmy dziećmi. Rysowałem. Śpiewałem. Grałem na pianinie. Chodziłem z mamą do Kościoła. Rozmawiałem z przypadkowo spotkanymi ludźmi. Żyłem. Czułem, że żyję i oddycham bez obawy, że mogąc udusić się na śmierć przy każdym głębszym oddechu.
No ale nieważne.
Obserwowałem, zrezygnowany, jak Minho dostraja gitarę, a obudzone tym dźwiękiem, drzemiące na kominie ptaki podrywają się do lotu. Czułem się strasznie dziwnie, siedząc tak, jakby wszystko było normalne i zaczynało do siebie pasować. Naprawdę niepokojące wrażenie, tym bardziej, że przez parę ostatnich lat doświadczałem wszystkiego, poza normalnością. Może to ten obrzydliwie słodki zapach kakao i wanilii mieszał mi w mózgu, albo muzyka Minho wprawiła mnie w taki stan otępienia, nie mniej jednak nie podobało mi się to. A raczej uparcie wmawiałem sobie, że mi się to nie podoba. Tak naprawdę chciało mi się spać. W końcu było mi ciepło, wygodnie i spokojnie. Spojrzałem z wyrzutem na całkowicie pochłoniętego swoim instrumentem Bambiego - kto go tam wie, może był jakimś zaklinaczem dusz? W sumie kogo to obchodzi. Ja i tak nie mam już swojej duszy, więc nawet gdyby chciał, nie miałby czego zaklinać. Pokrzepiony tą myślą, oparłem się o zabrudzony sadzą komin i zamknąłem oczy. Czasami dobrze jest zapomnieć.

(Wersja instrumentalna melodii Minho - http://www.youtube.com/watch?v=OfqcHsnGXco)

~*~

W kawiarni było tego dnia wyjątkowo tłocznie. Co prawda zawsze popołudnia przyciągały hordy ludzi, którzy chcieli zrelaksować się po pracy czy szkole, ale miałem wrażenie, że dzisiaj przylazło ich więcej niż zwykle. W dodatku bolała mnie głowa i miałem paskudny humor, dlatego plączący się pod nogami klienci jeszcze bardziej mnie irytowali. Raz nawet miałem ochotę wylać gorącą latte na głowę jakiejś smarkuli, która rozwaliła się na dwóch krzesłach przy barku, prawie leżała na ladzie i paplała jakieś bezsensowne bzdury do biednego Minho, który patrzył na nią, lekko zdezorientowany, jednocześnie starając się skupić na przygotowywaniu następnego zamówienia. Co za wkurzająca, niewyżyta gówniara. Zwrócę Onew uwagę, że powinien wywiesić na drzwiach tabliczkę z napisem „napalonym nastolatkom wstęp wzbroniony”. Już przygotowałem się do brutalnego odepchnięcia tej pokraki, żeby móc przecisnąć się do barku, kiedy zamarłem w pół kroku. Skądś znałem te brązowe włosy, spięte na czubku wielką kokardą, nie wspominając już o hałaśliwym chichocie i trajkotaniu o pierdołach bez zaczerpywania powietrza. Chwyciłem Sulli za kołnierz i postawiłem ją do pionu, nie zwracając uwagi na jej jęki protestu.
                - Co ty tu znowu robisz, głupia kretynko?! – wysyczałem, prowokując tym przechodzącą obok babcię w moherowym berecie do wyrażenia swojego wielkiego ubolewania nad brakiem kultury u współczesnej młodzieży.
                - Czekam na swoje zamówienie, nie widać, idioto? – warknęła moja siostra, równie miło i kulturalnie. – Jesteś ślepy czy z dnia na dzień coraz bardziej durniejesz?!
                Minho gapił się na nas wielkimi ze zdziwienia oczami. Miałem wrażenie, że te dwie, brązowe gały za chwilę wyskoczą mu z orbit. Naprawdę wyglądał w tym momencie jak zdumiona żaba, ale tym razem postanowiłem pozostawić dla siebie to spostrzeżenie. Miałem inne problemy, na przykład moją własną, nieodpowiedzialną siostrę, która zamiast zaraz po szkole lecieć do domu i zajmować się tatą, przyszła sobie jak gdyby nigdy nic do SHINee Cafe i jeszcze rozpraszała głównego baristę. Nie miałem już do niej nerwów. Najwidoczniej znudziło jej się bycie przykładną siostrzyczką i postanowiła znowu zająć się swoim hobby, polegającym na doprowadzanie mnie do szału. W dodatku będąc w swoim własnym miejscu pracy, gdzie obserwowało nas pół miasta, nie mogłem nawet porządnie się na nią wydrzeć. Cholernie irytujące.
                - Albo zaraz się stąd wyniesiesz, albo wyrzucę cię siłą – zagroziłem, rozważając na poważnie tą opcję. Nieważne, że pewnie znienawidzą mnie wszystkie staruszki w SM Town, a moje zdjęcie pojawi się w gazetach z podpisem „przemoc w rodzinie”. Mogłem to wszystko zaryzykować, nie zależało mi. Sulli tylko pokazała mi język i już miałem przejść do czynów, kiedy ktoś nieoczekiwanie zdzielił mnie w głowę zwiniętą ścierką do wycierania naczyń.
                - Zachowuj się! – Oczywiście jak zwykle Amber musiała wtrącić się w nie swoje sprawy. Bez trudu przecisnęła się miedzy mną a Sulli i stanęła za barkiem obok nieudolnie próbującego ukryć rozbawienie Minho. – Nie przejmuj się, on zawsze jest taki – zwróciła się do mojej siostry z ciężkim westchnięciem.
                - Mnie to mówisz? – prychnęła Sulli, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość. Stłumiłem przekleństwo, którym miałem ochotę określić całą tą sytuację i odwróciłem się napięcie, udając, że bardzo zainteresowały mnie chichoczące noony przy sąsiednim stoliku. Policzę się z Sulli później, więc niech lepiej już się boi. Chyba jednak było wręcz przeciwnie, bo po chwili dotarło do mnie jej radosne szczebiotanie, od którego słuchania aż uszy człowiekowi puchły.
                - Unni, bardzo podoba mi się twoja fryzura! Jest taka dojrzała, kiedyś też się tak obetnę!
                - Uch, dzięki – speszyła się Amber. Kątem oka zauważyłem, jak poprawia swoją długą grzywkę, której część wystawała spod czapki z daszkiem. Kto normalny nosi czapkę z daszkiem w pomieszczeniu? – To właściwie trochę zaskakujące… Mam na myśli, że nazwałaś mnie „unni”. Wszyscy zawsze na początku biorą mnie za chłopaka.
                Sulli z przerażeniem zaczerpnęła powietrza i zaczęła energicznie machać rękami.
                - O mój Boże, unni, zdradziłam twój największy sekret, prawda?! Jesteś jak Go Eun Chan?! O nieee, przepraszam, wybacz mi, obiecuję, że twoja tajemnica będzie ze mną bezpieczna!
                - Co..? – Amber gapiła się na nią, zdezorientowana. Ludzie zawsze patrzyli na Sulli jak na wariatkę, ilekroć się odzywała, więc w sumie to nawet mnie to nie dziwiło.
                - Nie oglądałaś „Coffee Prince”, unni?! Omo, teraz naprawdę czuję się jak w dramie!
                Amber wyglądała, jakby zastanawiała się, co na to odpowiedzieć i czy w ogóle powinna zadawać sobie ten trud, ale wybawiło ją skrzypnięcie drzwi na zaplecze. W progu stanął Key, roztaczający wokół siebie aurę niepokojącej tajemniczości pomieszanej z zapachem czekoladowych babeczek z wiśniowym nadzieniem, które piekli razem z Darą. Zapewne gdyby nie ślad po czekoladzie na bladym policzku, wyglądałby jeszcze bardziej przerażająco. Minho też to zauważył i parsknął śmiechem, za co został zasztyletowany spojrzeniem kocich oczu bruneta.
                - Czy ktoś wie, gdzie podziewa się ten niechlujny wieśniak?
                - Kto? – nie zrozumiał Minho.
                - Jonghyun – prychnąłem pod nosem. Wyglądało na to, że ja i Key rzeczywiście mieliśmy ze sobą coś wspólnego, skoro potrafiliśmy porozumieć się na zasadzie szyfru. Ciekawe, czy on też wymyślał przezwiska dla wszystkich nowo poznanych ludzi, a jeśli tak, to jak nazywał Minho? Wielkooki Bambi, Wkurzający Ropuch, Żabi Książę, Wampir z Problemami… Wydawało mi się, że użyłem już wszystkich możliwych epitetów o ironicznym wydźwięku, ale chętnie posłuchałbym nowych.
                - Spóźnia się już jakieś dwie godziny – kontynuował tym czasem Key, marszcząc brwi. – Nie, żebym nie błogosławił każdej chwili, kiedy nie ma go w pobliżu, przynajmniej żaden klient nie zieje ogniem przez wypicie łyka macchiato z nutką chili, ale przydałby się ktoś, żeby ogarnąć ten burdel w kuchni. Ani ja, ani Dara nie mamy na to czasu, bo tak się składa, że oboje zostaliśmy stworzeni do wyższych celów, dlatego też Onew hyung zatrudnia hołotę do brudnej roboty i co się potem okazuje? A tak, że GO nie ma.
                - Wyluzuj, pewnie coś mu wypadło. Na razie świetnie sobie radzimy z Taeminem i Amber – rzucił Minho, nie przerywając delikatnego mieszania karmelowej latte. Robił to bardzo precyzyjnie, żeby pianka nie opadła. Zagapiłem się na jego zręczne ręce i prawie przewróciłem się, kiedy Onew hyung wpadł na mnie z rozpędem. Wszyscy natychmiast rzucili się mnie ratować, pozostawiając biednego właściciela kawiarni leżącego na podłodze, gdzie ze zbolałą miną rozmasowywał sobie tyłek. Nie, żeby mi nie schlebiała ich troska, ale jednak lider chyba ucierpiał bardziej.
                - Ma ktoś numer do tego włóczęgi? – spytał ze znudzeniem Key, kiedy już zapewniłem wszystkich, że nic mi nie jest. – Jeśli nie stawi się tu za pięć minut, może już w ogóle nie wracać.
                - Jonghyun nie ma telefonu – powiedział Onew, przeglądając jakieś upaćkane tłustymi plamami papiery. – Kiedy wypełniał formularz, zaznaczył to w „uwagach”. O nie, myślicie, że coś mu się stało?
                Amber, Key i ja prychnęliśmy prawie jednocześnie. Telepatia?
                - Pewnie leży gdzieś w rowie, w narkotykowym amoku – wyraził swoje przypuszczenia Kibum. – Trudno, jego strata. Jest sporo chętnych na jego miejsce.
                - Mam złe przeczucia – stwierdził nagle Minho, najwyraźniej rezygnując ze swojej postawy luzaka, którą jeszcze chwilę temu prezentował przed spanikowanym Keyem. Odsunął od siebie filiżanki i dzbanek z mlekiem, i oparł łokcie na lśniącym blacie. Rzuciłem mu powątpiewające spojrzenie. On i te jego przeczucia. Cygańska wróżka się znalazła. Huhu, całkiem niezłe nowe przezwisko. – Myślę, że powinniśmy to sprawdzić, bo dzisiaj w szkole też go nie widziałem, a Chanyeol wspomniał mi przed matmą, że nie było go na treningu. Jonghyun nigdy nie opuszcza treningów piłki nożnej.
                - Może jest chory? – Amber nie wydawała się specjalnie zainteresowana losem Dino, bo wpatrywała się z wyraźną fascynacją w Sulli, która wysypała na stół trochę cukru i układała z niego jakieś znaczki. Spojrzałem podejrzliwie na tą pierwszą. Chyba rzeczywiście musiała być lekko niepoczytalna, skoro podobała jej się moja siostra. Nie chodzi mi o jej skłonności, tylko o wyraźnie spaczony gust. Nie interesuje mnie jej orientacja. Ani płeć, której nadal nie jestem do końca pewien.
                - Hyung, w formularzu powinien być przynajmniej adres.
                - Jest, tylko… Ekhm… - Onew przygryzł wargę. – Chyba zawinąłem w ten jego formularz kawałek udka z zeszłego tygodnia. Miałem zamiar je później zjeść, ale teraz wydaje mi się już trochę nieświeże i…
                - Daj mi to. – Key wyrwał mu papier i zbliżył go do twarzy. – Ulica Gumisiowa 666? Taemin, ty tu mieszkasz najdłużej, gdzie to jest?
                - Prawdopodobnie w alternatywnej rzeczywistości Jonghyuna – westchnąłem, poirytowany. Ten zwariowany Dinozaur kpił sobie z nas w żywe oczy.
                - Nie podoba mi się to. Bądź co bądź on jest naszym przyjacielem i wygląda na to, że ma kłopoty. Nikt nie wie, gdzie może znajdować się jego dom? – Minho spojrzał na mnie błagalnie tymi swoimi kawowymi oczami. Co to ma być, nie jestem żadną pieprzoną alfą i omegą! Przecież to on kumpluje się z tym niedoszłym narkomanem, więc chyba tyle powinien wiedzieć.
                Nagle coś mnie uderzyło. Zanim zacząłem pracować w SHINee Cafe spotkałem Jonghyuna podczas mojego porannego spaceru z Satanem. To było chyba w ten sam dzień, kiedy dostałem pracę. Siedział na śmietniku i pił kawę, jakby to było całkowicie normalne zachowanie przeciętnego nastolatka o godzinie piątej rano. „Co ty tu robisz, tak w ogóle? Nie masz własnego domu..?” „Um… Przyszedłem się przewietrzyć.” Coś mi tutaj już wtedy bardzo nie pasowało. W dodatku już dwa razy spotkałem go na tym samym śmietniku, jakby faktycznie w SM Town nie było lepszych miejsc na odpoczynek. Potem chyba powiedział, że gdzieś się spieszy i musi już iść, a ja nie zapytałem, gdzie, bo szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodziło. Wydawał się wtedy trochę zdenerwowany. Zresztą, zawsze taki był. Udawał wielkiego luzaka i „spoko gościa”, a tak naprawdę cały się spinał, kiedy ktoś pytał o jego życie prywatne. Wiedziałem to, bo sam robiłem tak samo.
                Popatrzyłem na zaniepokojoną minę Minho i powoli pokręciłem głową.
                - Nikt nie wie, gdzie znajduje się jego dom, bo on się nigdzie nie znajduje. Jego dom… nie istnieje.
                Ledwo to powiedziałem, zacząłem żałować, że nie ująłem tego w trochę mniej drastyczny sposób. Wszyscy gapili się na mnie, jakby nagle wyrosła mi para czułek na głowie. Key zaczął energicznie wachlować się formularzem Jonghyuna, jakby nagle zrobiło mu się duszno. Pierwszy raz widziałem go z taką dziwną miną. Zdecydowanie nie przerażającą, tylko zagubioną. Chyba było mu trochę głupio, że wcześniej tak wyśmiewał się z Jonghyuna. Zresztą, mnie też. Nie, żebym zaczynał współczuć temu wkurzającemu Dinozaurowi, ale wiedziałem, że moje komentarze musiały go trochę zaboleć. Mnie również bolało, gdy jeszcze w podstawówce pewien głupi dzieciak rzucił jakimś suchym tekstem w stylu „twój ojciec musi być nienormalny, skoro nigdy nie przychodzi po ciebie do szkoły”. Ironia losu, czy jak to się tam nazywa.
                Amber, Minho i Onew patrzyli na mnie bezradnie, jakby nie do końca rozumieli, co mam na myśli. Nawet Sulli oderwała się od pasjonującego zajęcia, jakim było układanie serduszek z ziarenek cukru i wyglądała na zaaferowaną. Pewnie znowu wyobrażała sobie, że gra w jakiejś dramie.
                - Bezdomny..? – Dobiegł nas przerażony głos Sandary Park. Stała w drzwiach na zaplecze, wciąż w pobrudzonym mąką fartuchu i kuchennych rękawiczkach, trzymając brytfankę pełną wiśniowych babeczek. Zemdliło mnie od ich zapachu i pierwszy raz nie miałem ochoty ich spróbować. Reszta chyba odczuwała podobnie. – Jonghyun nie wygląda na kogoś, kto żyje w ten sposób. Jest odrobinę ekscentryczny, ale nigdy nie… Ten jego optymizm… Dubu, wspomniał ci coś o tym? Taemin?
                Onew pokręcił głową, wciąż lekko zdezorientowany całą sytuacją, a ja wydałem z siebie długie westchnięcie. Czas wziąć sprawę w swoje ręce, bo inaczej do jutra będziemy tak stać i przyjmować to do wiadomości.
                - Myślę, że… - zacząłem, ale Minho mnie uprzedził.
                - Myślę, że trzeba jak najszybciej to sprawdzić. Jonghyun często dziwnie się zachowywał, kiedy ktoś pytał, czy choćby wspominał o jego miejscu zamieszkania. Zawsze zmieniał temat, wiec Taemin może mieć rację.
                - Co robimy? – Key w końcu odzyskał głos. – Jest środek dnia, nie możemy zostawić kawiarni.
                - Ja i Taemin objedziemy miasto, a ty, Onew hyung, Amber i Dara zajmiecie się klientami.
                - Ja pomogę! – Zapaliła się Sulli, na co zgromiłem ją spojrzeniem, ale Minho tylko pokiwał głową.
                - Możesz przyjmować zamówienia. Amber ci wszystko wyjaśni. Poradzicie sobie? Postaramy się jak najszybciej wrócić, a jeśli go nie znajdziemy, zawiadomimy policję.
                Jak widać, nie miałem tu nic do gadania, bo genialny plan genialnego żabola był po prostu genialny. Tak, wiem, że się powtarzam, ale to jest sarkazm, gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości. Byłem zły, że tak się rządzi, ale z drugiej strony czułem, że nie ma sensu się z nim kłócić. Wyglądało na to, że wszystkim im brakowało wrażeń i uznali tą sprawę za jakąś mega tajną misję, w której Choi Minho był agentem 007 i właśnie miał ocalić ostatniego dinozaura przed wyginięciem. Szlachetnie.
                Zanim zdążyłem zapytać, jaką rolę ja mam odegrać w tym przedstawieniu, zostałem mocno złapany za ramię i brutalnie wyprowadzony z kawiarni ku zdziwieniu siedzących przy stolikach gości. Otworzyłem szeroko oczy na widok zaparkowanego na tyle budynku lśniącego harleya.
                - Jedziemy MOTOCYKLEM?
                - Tak będzie szybciej. – Rzucił mi kask.
                - Taa? A mnie się wydaje, że po prostu się popisujesz – prychnąłem, ale bez wahania założyłem kask. Zawsze chciałem przejechać się czymś takim. Nie mogłem zmarnować takiej okazji, nawet, jeśli to Minho miał prowadzić.
                - Jak będę chciał ci zaimponować, przylecę na tęczowym pegazie. Wskakuj. Coś mi mówi, że nasz Dino ma jakieś kłopoty.

~*~

                Zawsze byłem przekonany, że przejażdżka motocyklem byłaby genialnym, ekscytującym, niezapomnianym przeżyciem, ale dla mnie nieosiągalnym, bo niby skąd miałbym wziąć motocykl? W każdym razie w moich marzeniach wyglądało to wspaniale. Adrenalina, świst wiatru i wszechogarniające szczęście, coś, co wzbudza emocje nawet w takiej twardej skorupie jak ja.
                Myliłem się. BYŁO STO RAZY LEPIEJ. Jakby ktoś na tą krótką chwilę wyrwał mnie z ciężkiego snu. Nagle poczułem, że faktycznie żyję. Huczący w uszach wiatr, dudnienie silnika i wirujące dookoła kolory – chyba już wiedziałem, dlaczego Jonghyun miał takiego świra na punkcie dragów. Co prawda nigdy nie brałem narkotyków, ale mogłem się założyć, że wywoływały podobne działanie. Ekscytacja, euforia i spokój jednocześnie. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Albo bardzo dawno. Już pomijając fakt, że musiałem mocno objąć Minho, żeby nie spaść z tylnego siedzenia jego harleya. Nawet to za bardzo mi nie przeszkadzało, chociaż oczywiście gdybym to ja siedział na jego miejscu, frajda byłaby dwa razy większa.
                Przez ten nieoczekiwany i trochę szokujący natłok emocji zupełnie zapomniałem, dokąd i w jakim celu jedziemy, więc kiedy Minho gwałtownie zaparkował, przez sekundę nie mogłem sobie przypomnieć, jak się nazywam.
                - Objechaliśmy całe miasto i nigdzie ani śladu. Zaczyna robić się ciemno – powiedział Bambi odkrywczo, spoglądając w niebo. No tak, rzeczywiście, za bardzo skupiłem się na sobie i kompletnie wyleciało mi z głowy szukanie pewnego menela o dwukolorowych włosach. Westchnąłem ciężko i z żalem zeskoczyłem z motocyklu, omal się przy tym nie wywalając niczym Onew na prostej. Kręciło mi się w głowie, ale z dziwnych przyczyn było to miłe uczucie. Ja mi miłe uczucia. Lee Taemin i miłe uczucia. To się nie łączy ze sobą w naturze.
                - Mam pomysł – stwierdziłem wspaniałomyślnie. – Co ty na to, żebyśmy pochodzili trochę po mieście i pozaglądali do pobliskich koszów na śmieci? Założę się, że tak będzie szybciej.
                - Mam lepszy pomysł. – Oczywiście, wredny ropuch nie byłby wrednym ropuchem, gdyby nie miał lepszego pomysłu, najlepiej zupełnie innego, niż mój. Rzuciłem mu poirytowane spojrzenie, ale udał, że tego nie widzi. – Tutaj w pobliżu jest chyba jakiś sierociniec, nie?
                Dobra, większej bzdury już nie mógł wymyślić.
                - Jonghyun i dom dziecka? Proszę cię, może lepiej poszukajmy w tych śmietnikach. Albo w zoo, to też do niego pasuje. Wszystko jest bardziej prawdopodobne niż sierociniec.
                Rzecz jasna, jak zwykle mnie zignorował i ruszył w stronę centrum miasta, a ja stałem w miejscu, gapiąc się z niedowierzaniem na motocykl, który zostawił jak gdyby nigdy nic na przydrożnym parkingu. Pogięło go do reszty? W SM Town znalazłoby się sporo chętnych na to cudo. Na przykład ja. Powinienem ukraść to już teraz, czy poczekać, aż żabi książę całkiem zniknie mi z oczu? Z moich przebiegłych planów nic jednak nie wyszło, bo Minho odwrócił się i pomachał na mnie niecierpliwie z drugiego końca ulicy.
                - Pospiesz się, Tae! Key pewnie odchodzi tam od zmysłów. Nie pokazuje tego, ale wydaje mi się, że naprawdę przejął się Jonghyunem. Bardzo się zbliżyli do siebie ostatnio.
                Odnotowałem w pamięci, że mam w najbliższym czasie zabić go za to „Tae”, bo nie jestem jego psem, żeby wymyślał mi słodkie ksywki. Resztę postanowiłem zignorować, życie prywatne innych ludzi nie za bardzo mnie interesowało. Skoro Key tak strasznie kochał Dinozaura, to mógł sam trochę polatać po mieście w celu znalezienia go, a nie siedzieć na tyłku w kawiarni. Inna sprawa, że to (jak zwykle) wina Minho, bo to przecież on wydawał tu polecenia i wszyscy słuchali go z nabożną czcią. Żałosne.
                Pogrążony w ponurych myślach, nawet nie zauważyłem, kiedy dotarliśmy do nieoświetlonego ani jedną latarnią placyku na tyłach starego teatru, który odkąd pamiętam był w stanie remontu. Zatrzymałem się gwałtownie, czując, jak po plecach przechodzi mi nieprzyjemny dreszcz. Mimo woli przysunąłem się do Minho, bo bądź co bądź był jedynym widocznym puntem w promieniu tego makabrycznego miejsca, a poza tym jeśli z krzaków nagle wyskoczyłby szalony morderca, to istniała nadzieja, że dorwie tylko jego. Zawsze to jakaś deska ratunku.
                - To tutaj, prawda? Przechodziłem tędy z mamą tego dnia, kiedy się wprowadziliśmy do SM. Dość ponure miejsce jak na dom dziecka, co?
                Moja „deska ratunku” chyba za bardzo wczuła się w swoją rolę, bo złapała mnie za rękę, jakby to było totalnie normalnie i ruszyliśmy w kierunku budynku. Nie miałem nawet siły się sprzeciwiać. Nagle dopadła mnie straszna myśl, że ja i Sulli w każdej chwili możemy tutaj wylądować. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o tym, że nasz prawny opiekun jest psychicznie chory…
                Minho nacisnął dzwonek do drzwi, ale domofon nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Chyba był zepsuty. Obserwowałem, jak Bambi wzdycha z rezygnacją, odgarnia brązowe włosy, które opadały mu na czoło i po prostu naciska klamkę. Zaczynałem czuć się jak w prawdziwym horrorze. Ten dom przerażał mnie i gdybym miał tu mieszkać, chyba tak jak Jonghyun wolałbym śmietnik.
W środku dotarł do nas gwar dziecięcych głosów i śmiechów. Z jednej sali sączyło się światło, więc automatycznie skierowaliśmy się w tamtą stronę, kiedy dobiegł nas głos z przeciwnej strony korytarza.
                - …i pamiętajcie o mleku. Jeśli będziecie pić dużo mleka, staniecie się tak samo silni jak ja.
                - Ale oppa, normalne mleko jest niedobre. Następnym razem przynieś nam bananowe.
                - Poproszę Sodam, żeby trochę wam wysłała. I czekoladowe też. Jest teraz dosyć zajęta, więc pewnie przyjedzie dopiero na święta, ale ja wpadnę do was w przyszłym tygodniu.
                - Przyrzekasz, hyung?
                - Przyrzekam.
                - Jonghyun?! – zawołałem w ciemność, zanim Minho zdążył zasłonić mi usta ręką. Podsłuchiwać mu się zachciało. Powinien się raczej cieszyć, że znaleźliśmy tego głupiego Dinozaura, a nie, jeszcze z takim wyrzutem sztyletować mnie spojrzeniem. Nie mam pojęcia, o co mu chodziło.
                Głosy gwałtownie umilkły i po chwili rozbłysło światło. Jonghyun klęczał na podłodze, a przed nim stała dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka, chyba w wieku przedszkolnym. Oboje byli podobni do Dino i oboje patrzyli na mnie i Minho z takim samym przerażeniem, jak on.
                - Co wy tu robicie?! – Jego wyraz twarzy momentalnie zmienił się z wystraszonego na wściekły. Wstał i wbił w nas groźne spojrzenie. – Jak mnie znaleźliście?
                - Martwiliśmy się o ciebie – powiedział cicho Minho, podczas gdy ja próbowałem ogarnąć, co tu się, do cholery, dzieje. – Nie przyszedłeś do kawiarni. Key się denerwował. Myśleliśmy, że stało się coś złego.
                - Yoona jest chora. Musiałem przyjść i z nią posiedzieć. – Machnął ręką na dziewczynkę, która w tym momencie potężnie kichnęła. – Wracaj do łóżka, młoda. Shin, idź z nią. Mam sprawę do załatwienia.
                Popatrzyli na niego smutno, po czym oboje pobiegli na górę, po skrzypiących schodach. Jonghyun wciąż stał w miejscu, tym razem gapiąc się w ziemię. Poczułem, jak Minho lekko ściska moją rękę. No tak, zapomniałem, że wciąż ją trzyma. To musiało wyglądać co najmniej dziwnie dla postronnego obserwatora, dlatego też szybko odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość.
                - Jjong, o co tu chodzi? To twoje rodzeństwo? Dlaczego tu mieszkają? – Nie mogłem powstrzymać ciekawości.
                Jonghyun nerwowo odgarnął mokre od potu włosy z czoła i pokręcił głową.
                - Chodźmy stąd. Opowiem wam w kawiarni.

~*~

                Siedząc w jasno oświetlonym, przytulnym pomieszczeniu, nareszcie mogłem się odprężyć. Sierociniec wzbudzał we mnie niepokój, a myśl o tym, jak blisko byliśmy z Sulli, żeby znaleźć się tam w przyszłość, wcale mi nie pomagała. Dara noona podsunęła mi pod nos kubek z parującą, gorącą czekoladą o zapachu wanilii, co natychmiast przypomniało mi o Minho i jego idiotycznych piknikach na naszym dachu. Naszym dachu. Zaczynałem popadać w paranoję. Nie ma żadnego naszego dachu.
                Było już po dziewiętnastej, więc Onew hyung wywiesił na drzwiach tabliczkę z napisem „zamknięte” i wszyscy zasiedli przy jednym z większych stolików w stali, wbijając wyczekujące spojrzenia w Jonghyuna. Dino nie wyglądał za dobrze. Chyba pierwszy raz widziałem go bez radosnego banana na ryju. Unikał kontaktu wzrokowego ze mną i z Minho, i nawet nie ugryzł podsuniętej mu przez Keya wiśniowej babeczki. Zsunąłem się lekko na krześle, podzielając jego zakłopotanie. Parę minut wcześniej zadzwoniłem do Sulli, którą podwiozła do domu Amber. Kazałem jej wyjść z psem i zająć czymś tatę, dopóki nie wrócę. Chciałem po prostu sprawdzić, czy u niej wszystko w porządku. To chyba przez rodzeństwo Jonghyuna nagle zacząłem martwić się o własną siostrę. Głupi Dino.
                - No więc to prawda, jestem bezdomny – wykrztusił po długiej chwili wahania sam zainteresowany. Ścisnął w rękach duży kubek z chilli cappuccino, które zrobił mu Key, tym razem z odpowiednią ilością składników. – Mój młodszy brat i siostra mieszkają w domu dziecka, a rodzice nie żyją. Udało mi się oszukać trochę władze, podrabiając akt urodzenia. Oni myślą, że jestem pełnoletni. Moja starsza siostra, Sodam, studiuje w Seulu, więc rzadko nas odwiedza. Zresztą, ona myśli, że mieszkam w akademiku, ale nie mam nawet kasy, żeby wynająć sobie tam pokój, więc muszę radzić sobie inaczej. Do dupy, wiem. Sorry, że wcześniej wam nie powiedziałem. Czy coś.
                - Mogłeś nam powiedzieć – powiedziała łagodnie Dara, dotykając jego dłoni. – Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
                - Czy coś – dodał Key sarkastycznie. Jonghyun tylko prychnął pod nosem, omal nie rozlewając przy tym swojej kawy.
                - Myślicie, że jestem aż takim świrem, żeby biegać do każdej nowo poznanej osoby, obwieszczając radośnie, jaki jestem żałosny? Dzięki za danie mi szansy w tej pracy, szczególnie tobie, Minho, jestem wam wszystkim bardzo wdzięczny, ludzie. Zrozumiem, jeśli teraz każecie mi spadać. Też nie chciałbym przebywać w jednym miejscu z bezdomnym.        
                - Drama queen – skomentował Kibum.
                - Jjong, nie mów tak. – Onew wyglądał na zmartwionego i bezradnego. – Wiem, że niełatwo jest zaufać komuś, kogo zna się tak krótko, ale właśnie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
                - Tylko nie mów, że to zbiórka charytatywna dla bezdomnych.
                - Eee… No, mam jeszcze plan B. Możesz po prostu wprowadzić się tutaj.
                Jonghyun wytrzeszczył na niego oczy i rozejrzał się dookoła, nie do końca pewien, co lider ma na myśli przez określenie „tutaj”.
                - Znaczy… do twojej kawiarni?
                - Na górze jest kilka wolnych pomieszczeń, których jeszcze nie urządziliśmy – wyjaśniła Dara, uśmiechając się szeroko do swojego narzeczonego. – W jednym mieszkamy my, drugi zajął na jakiś czas Key, ale wciąż pozostaje ta mała sypialnia na poddaszu i magazynek.  Wiesz co, Dubu, ty jednak miewasz dobre pomysły.
                - Zawsze mam dobre pomysły. Oświadczyłem ci się, wkładając pierścionek do bezy – zaznaczył Onew, lekko urażony.
                - Prawie się nim udławiłam.
                - Jakie to romantyczne – podsumowała złośliwie Amber. – Czyli co, Jjong będzie teraz tutaj mieszkał? Pasuje ci to, czy potrzebujesz specjalnego zaproszenia?
                - Ludzie, nie wiem, co powiedzieć – jęknął Dino, przenosząc wzrok z Onew na Darę i z powrotem. Wyglądał, jakby miał zamiar się zaraz rozpłakać, co właściwie wyglądało całkiem zabawnie. Ryczący mały dinozaur. – Ale mówicie poważnie? Nie chcecie w tym magazynku zrobić jakiegoś pokoju dla dziecka, albo…
                - Jakiego dziecka? – Przeraził się lider.
                - Jesteś tutaj zawsze mile widziany. Przyjaciele, czy coś, pamiętasz? – Minho poklepał go po plecach. Odezwał się po raz pierwszy, odkąd przyszliśmy, wcześniej nie zabierał głosu w rozmowie. Dziwne, to było do niego aż niepodobne. Może przypomniał sobie, że zostawił swój piękny motocykl na pastwę złodziei? Jeśli o mnie chodzi, to robiło mi się coraz bardziej niezręcznie. Czułem się dziwnie w towarzystwie tych szczęśliwych ludzi, którzy takim oto magicznym sposobem rozwiązywali swoje problemy, jakby to było wszystko takie proste. To sprawiło, że zamiast poczuć się swobodnie, odniosłem wrażenie, jakbym był najbardziej samotną osobą na świecie.
                - Jest pewien problem! – Key przeszył Jonghyuna lodowatym spojrzeniem. – Wspólna łazienka. Jeśli zobaczę, że zniknie chociaż jeden z moich licznych kremów do codziennej pielęgnacji, szampon, odżywka, albo cokolwiek innego, wylatujesz. Nie jedz niczego, co znajduje się w buteleczkach na półce obok lustra i nie prasuj swoich ubrań moją prostownicą, rozumiemy się..?
                - Oblejemy to – przerwała mu Amber. – Macie tutaj coś mocniejszego niż kawa?
                - Przepraszam, ale ja już muszę lecieć – mruknąłem cicho, kiedy Onew i Kibum rzucili się otwierać barek na zapleczu. Czułem, że nie zniosę tej atmosfery ani minuty dużej. Minho w końcu zwrócił na mnie uwagę i zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem tych cholernych, brązowych oczu sarenki Bambi.
                - Gdzie?
                Zagryzłem dolną wargę, czując smak krwi w ustach.
                - Nie. Twoja. Sprawa!
                Odwróciłem się, zanim zdążyłem zobaczyć jego minę. Oto jestem, odpychając od siebie ludzi, jak zwykle. Bo tak jest łatwiej.
 _________________________________
BARDZO PRZEPRASZAM ZA OPÓŹNIENIE :< Rozdział miał być już dawno, ale miałam ostatnio takie urwanie głowy, że kompletnie nie mogłam tego dokończyć. Mam nadzieję, że choć trochę nadrobiłam długością~
Przepraszam również za zaległości w czytaniu Waszych opowiadań. Bardzo przepraszam. Strasznie się zaniedbałam, jeśli chodzi o blogi ogólnie. Przyrzekam poprawę. Czekam już tylko na święta i odrobinę wytchnienia :D yay już coraz bliżej *.*
Aha, o ile dobrze pamiętam, miałam odpowiedzieć na pytania z nominacji Libster Award, do której nominowały mnie Gomili i Shimi. Jesteście kochane, ale ja niestety jestem leniem z postępującą demencją starczą i oczywiście zupełnie zapomniałam. Ale dziękuję, skarby Wy moje <3
Yui - Wiesz, z tym ich "zejściem się" to będzie lekko pokomplikowane, ale już mniej więcej mam wizję, jak to wszystko rozegram :D Na pewno skończy się happy endem (mniej lub bardziej happy), bo ja uwielbiam szczęśliwe zakończenia. Ale kiedy, to nie wiem. Co do późniejszych planów, to mam pewien pomysł na nowe opowiadanie o SHINee, tym razem całkiem inne niż moje dotychczasowe. Ale na wszystko przyjdzie czas. No i wypadałoby mi jeszcze ruszyć "Saranghae Boysów" bo zaczynam za nimi tęsknić. Wezmę się za to wszystko na poważnie w święta, jak wreszcie będzie trochę spokoju ^^
TRZYMAJCIE SIĘ CIEPŁO :*

7 komentarzy:

  1. Ahh..."Becasue I Miss You" jest przeboskie xD
    Najlepszy. Rozdział. EVER! Nie mogę ci nawet wypisać z czego śmiałam się najbardziej bo było tego za dużo ale genialne pomysły Onew i reakcja jego narzyczonej. Oh...Dubu xD Na początku myślałam że Jonghyun ma tam swoje dzieci jak napisałaś że są do niego podobne O.o Ale później coś tam z Sodam i się uspokoiłam. Biedny Dinuś. Ja już coś podejrzewałam z tym śmietnikiem coś mi nie grało. Kto by nie zabrał takiego ciacha ze śmietnika?! xD Ty leniwcu...xD Czekam do świąt aż się ogarniesz a tym czasem mam nadzieję że jakoś tam sobie radzisz nie? Saranghae <3!
    G.G
    love-is-still-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Emm...od czego by tu zacząć?
    Twoje opowiadanie znalazłam nie dawno i z wielką ochotą przeczytałam wszystkie rozdziały^^
    Najbardziej podoba mi się pomysł i charakter TaeMin'a. Charakterek, dlatego że w końcu TaeMin nie jest takim słodkim maknae jak zwykle.
    No i jeszcze twój sposób pisania,który się tak gładko czyta no i można się pośmiać.
    Bosko!
    Czekam z niecierpliwością na 6 rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Miss.Alice ~.
    Kolejny rozdział, tyle szczęścia! Będąc szczerą - przeczytałam go już zaraz po dodaniu, jednak nie miałam ani weny ani czasu na napisanie jakiegoś godnego komentarza. Także pozwól, że zacznę.
    Myślałam, że Minho zaprosił Taemina na dach, żeby mu coś wyznać, albo zrobić coś innego, a ten się chciał piosenką pochwalić, no proszę Cię, Minho. Co z Ciebie za Żabi Książę? Zadufany w sobie ósmy cud świata. Całkiem słusznie okrzyknięty tym przydomkiem, nie powiem.
    Jonghyun kojarzy mi się z takim tępym dresem xD Może to przez jego wypowiedzi, nie wiem, ale tak jest. Key się martwił Q.Q To było tak urocze, że po prostu... No. Na miejscu Minho szkoda byłoby mi zostawiać taką maszynę na pastwę złodziei T__T *słabość Kei do motorów*.
    Szczęście, że Dino się znalazł.
    Dalej czekam, aż Minho uwiedzie Taemina, przyjeżdżając na tęczowym jednorożcu, jak już zapowiedział xD
    Końcówka bardzo fascynująca.
    Racja. Tak jest łatwiej.

    Życzę Ci dużo weny i miłych przygotowań świątecznych, o ile takie czynisz, Hubae <3

    Kei-chan ~.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak poza tym, kocham Cię całkowicie za piosenkę Hadley - Perfect. Słucham jej na okrągło od jakiegoś miesiąca i niezmiennie mnie zachwyca *^*
      ... Poza tym liczę, że dodasz coś w okresie świątecznym <3 Niecierpliwie czekam ~.

      Usuń
  4. Dzień Dobry ^^

    Ech.. Nie nadążam za nimi wszystkimi. Poważnie! Kiedy myślę, że już rozgryzłam bohaterów, oni zmieniają nastawienie, a mnie zostawiają z rozdziawioną ze zdziwienia buzią. Ale to świetnie! Uwielbiam poznawać bohaterów *-*..
    Jezus Maryja i Bóg wie jeszcze, co zadufana w sobie Sulli mnie rozwala.. Dosłownie. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że jej postawa się zmieni po tym jak zostawiła samotnie ojca, lecz zadufana nastolatka pozostanie zadufaną nastolatką chodź, zapewne się mylę. Emm, poczułam się troszkę dziwnie przy wątku jej i Amber aczkolwiek nie mam nic przeciwko temu.
    Mój Dinuś ocalony! Z początku Jonghyun został opisany jako osoba mająca na wszystko wyjebane, taki dres XD .. A teraz jego historia delikatnie poruszyła moje serduszko i teraz liczę na śmieszne, ale za razem urocze akcje JongKey rankiem..
    Cóż, o co mogłaby wyniknąć kłótnia pomiędzy nimi? Zły kolor skarpetek Dino do ułożenia włosów? Czy ja wiem?. Nie umiem wymyślić żadnej boskiej riposty jak ty.. *Kłania się*.
    Onew jest osobą taką jak praktycznie w każdym opowiadaniu - niezdarny, ale uroczy fajtłapa i cóż tu więcej o nim mówić..
    Key wydawał mi się z początku straszną osobą, aczkolwiek z tego rozdziału wynikło, że jest szczery do bólu i częściowo przypomina mi charakterem Taemina, więc nie wątpię, że oni się dogadają.. Teraz uważam, że on jest po prostu twardą Divą..
    Ayya! Ale Kibum ma już coś do Dino *Skacze z radości wyrzucając rączki ku górze*
    Płacze gdyż Taemin wciąż jest źle nastawiony do Minho.. Ech, mimo, że kocham ich rzucanie w siebie ciętymi ripostami chciałabym, aby Taemin czuł się przy Żabolu naprawdę szczęśliwy jak i bezpieczny..
    Uważam, że ten rozdział jest niezwykle ważny gdyż Minie uświadomił sobie, co by było gdyby nie ukrywał ojca wraz z młodszą siostrą.. Ach serce mi się krajało, kiedy stali przed tym sierocińcem, nie wątpię, że ciężkie serce Taemina wtedy się poruszyło.. W ogóle Tae to dla mnie jedna wielka zagadka, taki niby oschły, ale ma swoje uczucia i to jest zawsze to, co sprawia, że zaczynam lubić danego bohatera. Jestem strasznie ciekawa reakcji Minho gdyby dowiedział się o stanie taty głównego bohatera. Z pewnością chciałby pomóc ale jak?..
    Co do błędów to tak:
    " Mimo woli przysunąłem się do Minho, bo bądź, co bądź był jedynym widocznym PUNTEM w promieniu tego makabrycznego miejsca, a poza tym, jeśli z krzaków nagle wyskoczyłby szalony morderca, to istniała nadzieja, że dorwie tylko jego." - Punktem.
    "- Bezdomny..? – Dobiegł nas przerażony głos SANDARY Park. Stała w drzwiach na zaplecze, wciąż w pobrudzonym mąką fartuchu i kuchennych rękawiczkach, trzymając brytfankę pełną wiśniowych babeczek. - Tu raczej chodziło ci o Dara, racja? Czy to ujmuje role jej pełnego imienia?
    Ale pomimo tych naprawdę drobniusieńkich niedociągnięć uwielbiam cię! Za wszystko, co masz zawarte w tych opowiadaniach... Za emocje, przyjemność, jaką mi dajesz i radość, którą odczuwam, kiedy rozdział się pojawia. Dziękuję ci za to! C:
    Teraz wiem, że to zdecydowanie moje ulubione opowiadanie, wiesz? KOCHAM JE NAD ŻYCIE *___________*. FANGIRLING FOREVER!<3
    Czekam z utęsknieniem na nowość <3
    Pewnie znowu nie rozumiesz moich roztrzepanych myśli..
    Więc życzę ci spokojnych i miłych Świąt, Yui^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz z Darą, Sandara to jej pełne imię.. Aish, nie znam 2ne1. Przepraszam T.T .. Powinnam znać postacie i w tedy dopiero pouczać..

      Usuń
  5. Omo świetny rozdział .!
    Uwielbiam twojego bloga ^^
    Normalnie mogłabyś wydać książkę bo długość rozdziałów jest zachwycająca i jestem jak najbardziej na tak ;*
    Mam jakieś przeczucia, że nasz Bambi będzie śledził Tae ;)
    Ale to tylko przypuszczenia xD
    Czytam dalej ;**

    OdpowiedzUsuń