6.


ROZDZIAŁ SZÓSTY




                Minęło sporo czasu, odkąd zacząłem pracować w kawiarni. Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyznam się do tego, choćby sam przed sobą, ale zdążyłem się już przyzwyczaić do tych ludzi, co wcale nie znaczy, że nie mogłem bez nich żyć, o nie. Jeszcze pozostało mi sporo samokontroli i nie miałam najmniejszego zamiaru w najbliższym czasie przetransformować się w rozlazłą papkę, która nic, tylko jęczy, jakich to wspaniałych ma przyjaciół i może jeszcze, że na nich nie zasługuje. Dobre sobie. Nie zdurniałem zupełnie, po prostu tolerowałem ich na tyle, ile byłem w stanie. Pod koniec listopada wszyscy dostaliśmy miesięczną wypłatę. Sulli wyglądała, jakby miała zemdleć, po raz dziesiąty tego wieczora przeliczając plik banknotów. Paskudna, mała materialistka, byłem pewien, że obmyśla, ile z tego wydamy na podstawowe środki życiowe, a ile będzie mogła zwinąć dla siebie, na kolejne bezwartościowe ciuchy i inne tego typu pierdoły. Nikt z zewnątrz nie uwierzyłby, że ta gówniara ledwo wiąże koniec z końcem, bo tak się zawsze stroiła, jakby szła na jakiś cholerny pokaz mody, a nie, na przykład, wyrzucić śmieci. Jej fioł na punkcie własnego wyglądu pogłębił się jeszcze, od kiedy zaczęła przyjaźnić się z Amber, co było dla mnie niepojęte, biorąc pod uwagę Amber i jej oryginalny styl. Podejrzewałem, że Sull chciała jej po prostu zaimponować i chociaż to też wydawało mi się kompletnie pozbawione sensu, wolałem się nie mieszać w ich prywatne sprawy. Sulli wciąż była jeszcze dzieckiem i to bardziej infantylnym, niżby się można było spodziewać po wszystkim, co przeszła.
                Wracając do SHINee Cafe – można powiedzieć, że interes kwitł wspaniale. Wkrótce kawiarnia zyskała taką popularność, że pozostałe knajpki w SM Town zupełnie straciły klientów. To samo można powiedzieć o personelu, tyle, że w tym przypadku nie wiedziałem, czy to dobrze, czy źle, że ludzie nagle zaczęli tak bardzo się nami interesować. Nazywali nas Lśniący Chłopcy, jakbyśmy byli czymś w rodzaju mafii i to mnie trochę przerażało. Gang Świrów chyba brzmiałoby lepiej. W każdym razie Onew, Jonghyun, Key i Minho cieszyli się z tego jak idioci i nawet zaczęli zwracać się do siebie per „Wspólniku”. „Wspólniku, zanieś średnie Americano do stolika numer 37” „Tak jest, Onew hyung… To znaczy Ojcze Chrzestny.” „Pośpiesz się, psie, bo wpakuję ci kulkę w łeb!” Ekhm. Strasznie zabawne. Nasz lider świetnie się bawił, a i klienci wydawali się być zachwyceni, chociaż prawdopodobnie powinni raczej czym prędzej uciekać z tego miejsca i rozpowiadać innym, że pozornie niewinna kawiarenka SHINee Cafe to jakaś niezdrowa patologia. Dziwne miasto.
                Jednak naprawdę dziwne miało dopiero nadejść. Wiedziałem, że mogę się spodziewać wszystkiego po tych nienormalnych ludziach, ale i tak omal nie padłem z wrażenia, kiedy weszliśmy z Minho do kawiarni pewnego zimowego popołudnia w grudniu. Tego dnia Minho łaskawie zaproponował, że podrzuci mnie do pracy na swoim niezastąpionym harleyu, a ja, równie łaskawie, zgodziłem się, bo naprawdę nie miałem ochoty przedzierać się przez pół miasta w taką śnieżycę. No dobra, będąc zupełnie szczerym, ten wielkooki drań siłą wsadził mnie na swój motocykl, gadając jakieś bzdury o tym, że zachoruję na zapalenie płuc i umrę, jeśli będę szedł pieszo. Nie wiem, co ludzie ze szkoły pomyśleli sobie o nas, kiedy ten przerażający wielkolud wlókł mnie na parking, mimo, że krzyczałem, kopałem i bezskutecznie próbowałem się wyrwać. Obiecałem sobie, że nie poddam się w tej walce z Minho, o cokolwiek walczyliśmy. Nie, nie chodziło tu tylko o przejażdżkę z nim motorem, ale o całokształt, o to, żeby nie myślał sobie, że ma do mnie jakieś cholerne prawo, czy co mu się tam roiło w tym pustym łbie.
                Dojechaliśmy jednak we względnym pokoju, bo poważnie, nie można się długo gniewać na kogoś, kto ma taki genialny motocykl i umie nim tak obłędnie prowadzić. Co wcale nie znaczy, że go nie nienawidzę.
                SHINee Cafe było od zewnątrz całe przystrojone świecącymi lampkami i kiczowatymi ozdóbkami, łącznie z olbrzymim na pół drzwi wieńcem świątecznym. Obrzydliwe, przyszło mi na myśl, ale dużo gorsze czekało mnie w środku. Zamrugałem, oślepiony, bo wszystko, absolutnie wszystko błyszczało się od brokatu, jak na jakimś tanim festynie, każdy stolik był przyprószony sztucznym śniegiem, na żyrandolach wisiały dzwoneczki, małe, święte Mikołaje, plastikowe renifery i jakieś usychające badyle. Pod jednym z nich stali jak gdyby nigdy nic Dara i Onew, spleceni tak, że ciężko było dojść, które ręce były czyje, i radośnie wymieniali się śliną na oczach wszystkich gości i personelu. Myślałem, że zrzygam się tu i teraz. Gdyby tego badziewia było mało, omal nie zostaliśmy stratowani przez Jonghyuna, który przetaszczył przez drzwi wielką choinkę, jednocześnie otrzepując ją ze śniegu. Dodam, że większość tego śniegu wylądowała na mnie i na Minho, bo oboje byliśmy zbyt zszokowani i przytłoczeni tą nagłą zmianą wystroju, żeby się odsunąć.
                - Postaw to tutaj, Jjong! – zakomenderował Key, wybiegając z kuchni w długim, białym fartuchu i próbując zapiąć z tyłu dwa sztuczne skrzydła. Wyglądał jak anioł zagłady, tym razem nie przesadzam.
                - Gdzie jest tutaj?! – jęknął Dino, starając się spojrzeć na niego zza choinki, ale skończyło się na tym, że jeszcze więcej śniegu wylądowało na mnie i na Choim. Tym razem trochę nas to otrzeźwiło.
                - Piekło. Jestem w piekle – westchnąłem ciężko, patrząc na Minho z wyrzutem. Na pewno maczał w tym palce, on był zdolny do wszystkiego. Tym razem jednak tylko pokręcił głową, zapewniając mnie, że też nie ma pojęcia, co tu się dzieje i zaczął otrzepywać mnie ze śniegu oraz choinkowych igiełek, których miałem pełno we włosach i wszędzie indziej. Niewydarzony Jonghyun i jego koordynacja. Za dużo czasu spędzał z Onew. Ciekawe, czy niezdarność była zaraźliwa.
                - Och, wreszcie jesteście – stwierdziła oschle Amber, przyglądając się nam ze szczytu schodów. Wcale jej się nie dziwiłem, że nie chciała tutaj schodzić. – Świetnie, pomożecie ubierać choinkę. Minho, ty zawiesisz gwiazdę. Prawdopodobnie jako jedyny dosięgniesz czubka. Dara unni, odklej się od swojego chłopaka i pomóż mi z tym łańcuchem. Jest cholernie długi.
                - Co ty masz na sobie? – zachichotał Bambi, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. Teraz, kiedy nie miałem już śniegowej maski na twarzy, również mogłem lepiej się jej przyjrzeć i nie dałem rady powstrzymać złośliwego parsknięcia.
                - Jestem świątecznym elfem – warknęła Amber, ostrożnie schodząc po schodach na wysokich, czerwonych szpilkach. Pierwszy raz w życiu widziałem ją w dziewczęcych ciuchach i miałem złe przeczucie, że ten obrazek długo nie wyleci mi z głowy.
                - Od kiedy to świąteczne elfy noszą mini?
                - Prawdopodobnie od kiedy Lee Donghae jest Świętym Mikołajem.
                Brązowe oczy Minho zrobiły się jeszcze większe, a on cały nagle się rozpromienił, co zresztą nie było u niego niczym nowym. Przez dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu, kiedy go widziałem, wyglądał, jakby wypił za dużo i to na pewno nie kawy.
                - Donghae hyung jest tutaj?! Gdzie?
                - Skąd mam wiedzieć gdzie, dobrze, że dał nam chwilę spokoju, straszył klientów! – Amber w końcu chwiejcie dotarła na sam dół, chwyciła Darę za ramię i siłą odciągnęła ją od Onew, nie zwracając uwagi na jej jęki protestu.
                - Och, ty też masz na sobie ten strój świątecznego elfa w wersji plus osiemnaście – zauważyłem, zdegustowany. Dara przewróciła oczami, wygładzając lekko potarganą spódniczkę.
                - Proszę cię. Nie poznałeś jeszcze Donghae, przyjaciela Minho i Keya z Seulu. On nie ma zahamowań. Keya też chciał przebrać, ale wystarczyło, że nasz aniołek spojrzał na niego tym swoim morderczym wzrokiem i biedny chłopak uciekł, do tej pory go nie ma.
                - Ty lepiej też się pilnuj, Taemin! – rzucił ostrzegawczo Key, pomagając Jonghyunowi postawić choinkę w centralnej części kawiarni. – Jak wróci, to nie da ci spokoju. Ma słabość do ładnych rzeczy, nieważne -  chłopak, dziewczyna, żywe czy martwe, rusza się czy nie…
                - O Boże – skomentowałem kwaśno, kierując się na górę, do garderoby. Po prostu super. Kolejny zwariowany kretyn w mieście, w dodatku zboczeniec. Jego imię coś mi przypomniało. Chyba już gdzieś je słyszałem. No tak, kiedy pierwszego dnia zawędrowałem na otwarcie SHINee Cafe, jakiś Donghae śpiewał na koncercie powitalnym. Założyłem swój zwykły uniform, mając nadzieję, że przynamniej mnie żadna durna zasada przebierania się w obciachowe stroje nie obowiązuje. Słyszałem dochodzący z dołu gwar, rozmowy i chichoty, a po chwili dobiegł mnie również głuchy huk i zbiorowy okrzyk „Onew!”, więc mogłem się domyślić, że właśnie nasz wspaniały lider rozbił jakąś bombkę lub doprowadził do destrukcji innego ważnego przedmiotu. Przewróciłem oczami i spojrzałem w lusterko po wewnętrznej stronie mojej szafki. Odskoczyłem od niego jak oparzony, gapiąc się na swoje odbicie wielkimi oczami. Czy ja właśnie… się uśmiechałem? Niemożliwe. Ja się NIE uśmiecham. Musiało mi się wydawać, to pewnie przez światło.
                Zszedłem na dół, uważając, żeby nie zaplątać się w zwisające ze schodów dzwonki, ale moje starania spełzły na niczym, bo ledwo postawiłem nogę na ostatnim stopniu, Jonghyun w czapce Świętego Mikołaja chwycił mnie za ramiona, uśmiechając się diabelsko i zanim zdążyłem zorientować się w sytuacji, cały byłem zawinięty w pięciometrowy łańcuch choinkowy. Miałem ochotę zdzielić go w ten radosny ryj, ale moje ręce były skutecznie unieruchomione wzdłuż ciała. Po chwili uderzyłem czołem o coś twardego, co wyrosło nagle z ziemi tuż przede mną. Zakląłem pod nosem. Horror. Sekundę zajęło mi uświadomienie sobie, że tkwię w tej sieci, przywiązany do Minho, który w najlepsze trzęsie się ze śmiechu, a moje pole widzenia ogranicza się jedynie do jego klatki piersiowej. Swoją drogą ładny zamek błyskawiczny, ale naprawdę nie byłem w nastroju, żeby go teraz podziwiać.
                - Przepraszam, Taemin – wykrztusił ten przeklęty Bambi, opierając brodę na czubku mojej głowy. – Wszyscy już wpadli w świąteczny nastrój!
                - Nie pluj mi we włosy – wysyczałem, gotując się ze złości. – Nie cierpię świąt. A teraz bądź tak dobry i odsuń się ode mnie, zanim zmasakruję ci twarz.
                - Bardzo bym chciał, ale nie mogę się ruszyć! – Poważnie, nie mam pojęcia, co w tym było takiego zabawnego. – I ty też nie, więc moja twarz jest na razie bezpieczna.
                Podniosłem głowę, uderzając go przy tym lekko w szczękę i spiorunowałem go wzrokiem, starając się nie myśleć o tym, że gapi się na nas cała kawiarnia. Policzki paliły mnie ze wstydu. Głupi Dinozaur. Mam nadzieję, że nie dostanie prezentu pod choinkę.
- Rozplączę was, ale najpierw musicie odbyć karę – oznajmił radośnie wyżej wymieniony, obsypując nas śniegiem, tym razem na szczęście sztucznym. – Stoicie pod jemiołą, więc musicie zrobić to, co ludzie zwykle robią pod jemiołą, wtedy was uwolnię!
- Brzmi logicznie – stwierdził Minho.
- Po moim trupie! – Nadeszła najwyższa pora, żeby wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety zapomniałem, że obie moje ręce są mocno związane tym idiotycznym, kiczowatym łańcuchem.
                - Tradycja mówi, że musicie się pocałować – stwierdziła Dara, wyraźnie rozbawiona, gdzieś za moimi plecami. Jak do tej pory wydawała mi się najnormalniejszą osobą w tej bandzie, ale chyba będę musiał zmienić o niej zdanie.
                - Albo możecie w ramach kary zaśpiewać kolędę – zlitował się Key. – Byle szybko, tarasujecie przejście klientom.
                - To jest absurdalna sytuacja - prychnąłem w kurtkę Minho. Pachniał kawą, choinką i czymś jeszcze, co przywołało mi dalekie wspomnienie świąt spędzanych z mamą, tatą i Sulli. Zacisnąłem zęby, odpychając od siebie tą myśl. Niedorzeczne. Już miałem dać upust swojej frustracji, obsypując Jonghyuna i jego beznadziejne pomysły stosem obelg, ale nagle rozległ się dźwięk dzwonków powieszonych nad drzwiami i do środka wpadło chłodne powietrze.
                - MINHO! STARY, KOPĘ LAT! – Jakaś postać rzuciła się w naszą stronę, jednym ruchem zrywając związujący nas łańcuch. Zostałem dosyć brutalnie odepchnięty, zakręciłem się w miejscu, chwytając kantu stolika, żeby nie stracić równowagi i spojrzałem na nowego przybysza szeroko otwartymi oczami. Zmroziło mnie całkowicie, kiedy dotarło do mnie, co właśnie robi nasz nowy gość i przez chwilę mogłem tylko stać w miejscu, gapiąc się na tą scenę w niemym szoku.
                Wysoki, dobrze zbudowany chłopak w zaśnieżonym płaszczu, o ciemnych włosach, z których każdy sterczał w inną stronę trzymał Minho za ramiona i całował go namiętnie w usta, podczas gdy sam Minho próbował nieudolnie odepchnął go od siebie. Wszyscy, włączając w to klientów i personel, wpatrywali się w nich ze skonfundowanymi minami, tylko Key, który stanął obok mnie, mruknął mi do ucha coś w stylu „a nie mówiłem”, ale byłem zbyt zdumiony, żeby głębiej przeanalizować to zdanie. Szczerze mówiąc, czułem się dziwnie nieswojo, nawet bardziej nieswojo, niż kiedy to Dara i Onew całowali się pod jemiołą. Nie do końca rozumiałem, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi. Więc Minho… Ma chłopaka? Ta myśl wydała mi się wręcz śmieszna. Mówimy o Choim Minho, który nie może opędzić się od napalonych dziewczyn! Zresztą, nie, żeby obchodziło mnie jego życie prywatne. Po prostu byłem… zaskoczony? Tak, to chyba odpowiednie słowo.
                Chłopak oderwał się w końcu od Minho, na którego policzkach pojawiły się blade rumieńce. Pierwszy raz widziałem go rumieniącego się. Spojrzał na mnie znad ramienia bruneta, ale szybko udałem, że jestem bez reszty pochłonięty wyplątywaniem się z kawałków łańcucha. Wciąż czułem się nieswojo i cholernie mnie to wkurzało.
                - Teraz tradycji stało się za dość! – zawołał nowo przybyły, odwracając się do nas przodem. Zarzucił Minho muskularną ręką na ramiona i obdarzył nas wszystkich szerokim uśmiechem. – No, co się tak gapicie, wiem, że jestem przystojny. Zajebista czapka, stary, jestem Donghae – zwrócił się do Jonghyuna, który z lekkim wahaniem potrząsnął jego dłonią. Pewnie zastanawiał się, czy jego też Donghae ma zamiar pocałować na powitanie, ale on już stracił zainteresowanie Dino. Co gorsza, przeniósł je na mnie, chociaż starałem się jak najmniej rzucać w oczy, chowając się za Keyem. – Uuu-huu, cześć, księżniczko! Sorry, że cię wcześniej tak brutalnie potraktowałem, ale musiałem szybko skorzystać z okazji, że Minhen akurat stał pod jemiołą. Wiesz, on nie jest zbyt całuśnym typem, dlatego trzeba działać szybko i z zaskoczenia. Ale nie myśl, że cię nie zauważyłem! – Mrugnął figlarnie, po czym chwycił mnie za rękę i cmoknął jej wierzch. Wytrzeszczyłem na niego oczy. – Jestem gentelmanem, księżniczko.
                Zamachnąłem się, żeby dać mu po mordzie, tak jak zasłużył, ale Key szybko stanął między nami, piorunując tego niewyżytego zwierzaka imieniem Donghae swoim przerażającym spojrzeniem.
                - Dobrze znowu cię widzieć, hyung, ale mógłbyś zachować chociaż odrobinę samokontroli, zanim przestraszysz nam gości i personel. To jest Taemin, a to Jonghyun, nasi kelnerzy. Amber już znasz.
                Donghae przeniósł pożądliwe spojrzenie na Amber, która co chwilę obciągała krótką spódniczkę, widocznie czując się w niej bardzo niekomfortowo.
                - Och, ty, cukiereczku. Lubię kobiety z charakterem.
                Amber wyglądała, jakby z trudem powstrzymywała się od pokazania mu obraźliwego gestu. Wcale się jej nie dziwiłem. Ten koleś grał mi na nerwach za każdym razem, kiedy otwierał buzię, chociaż przebywałem z nim w jednym pomieszczeniu mniej niż pięć minut. Najbardziej wkurzało mnie to, że Onew, Dara i Minho wydawali się zupełnie tym nieprzejęci, wręcz przeciwnie, chichotali, jakby wszystko, co powiedział ten niedźwiedziowaty dziwak, było nieprawdopodobnie śmieszne. Robiło mi się niedobrze na sam widok zadowolonej miny Minho. Skoro naprawdę uważał mnie za takiego swojego przyjaciela, to mógł chociaż wspomnieć, że woli chłopców. Cóż, w każdym razie miał naprawdę beznadziejny gust. Zupełnie do siebie nie pasowali. Donghae był zbyt głośny, zbyt irytujący i zbyt beztroski, chociaż może akurat ta ostatnia cecha ich łączyła. W przeciwieństwie do mnie, oboje byli lekkodusznymi wariatami, którzy przed niczym się nie wahają. Trochę mnie to dobiło. Nie wiedziałem, czemu, ale czułem się dziwnie zdradzony, chociaż jeszcze niedawno nie chciałem nawet słuchać o przyjaźnieniu się z Minho. Przerażało mnie to, że w ogóle porównuję siebie z Donghae. Taemin, weź się w garść, bo rzeczywiście zaczynasz przypominać rozpieszczoną księżniczkę.
                - No dobrze, koniec tego. – Sandara przerwała mój spanikowany, wewnętrzny monolog, wciskając mi w ręce mopa. – Taemin, proszę, ogarnij trochę to błoto. Key, potrzebuję cię w kuchni, a Dubu niech zajmie się zamówieniami. Minho, Amber, dokończcie ubierać choinkę. Uf, całe szczęście, że nie ma dzisiaj wielu klientów…
                - Skoro już tu jesteś, Dong, to mógłbyś pomóc Jonghyunowi odgarniać śnieg z podjazdu –dodał Onew.
                - Co? – Ocknął się Jjong, patrząc na niego z przerażeniem. – Od kiedy ja odgarniam śnieg z podjazdu?
                - Od kiedy mieszkasz tu za friko – odpowiedział mu spokojnie Kibum. – Od kiedy zachlapujesz całą łazienkę wodą z brodzika i chrapiesz mi za ścianą całą noc, tak, że nie mogę zmrużyć oka i rano mam potworną migrenę.
                - Dzisiaj rano to JA przeżyłem szok, kiedy wlazłeś mi do pokoju z tą swoją zieloną papką na twarzy. Myślałem, że to inwazja obcych!
                - To była maseczka przeciw zmarszczkom, ignorancie.
                - Kłócicie się jak stare małżeństwo – skomentował Donghae i tym razem nawet ja musiałem przyznać, że komentarz był trafiony.

~*~

                Jakoś mniej więcej sprawnie poszło nam obsługiwanie gości aż do osiemnastej, kiedy to Onew oznajmił, że wypuści nas godzinę wcześniej, niż zwykle. Miałem ochotę go niemal uściskać, bo nie mogłem już patrzeć na liżące się pod zwiędłymi badylami pary niewyżytych nastolatków, o których potykałem się na każdym kroku. W SM Town na pewno było dużo miejsc, gdzie porozwieszano jemiołę, ale nie, oni musieli przypałętać się akurat do naszej kawiarni. Poza tym ten cały Donghae z minuty na minutę coraz bardziej mnie irytował. Jeśli kiedykolwiek wcześniej myślałem, że to Minho ma obsesję na punkcie kontaktu fizycznego z drugą osobą, to teraz już wiedziałem, od kogo się tego nauczył. Tyle, że chyba wolałem żabola i jego niekontrolowane napady czułości w postaci nagłych przytulanek czy czochrania włosów, od lepkich rąk Donghae. Kiedy jedna z nich niespodziewania wylądowała na moim tyłku podczas wycierania stolików, Key i Jonghyun siłą mnie przytrzymali, żebym nie rzucił się na tego zboczeńca i nie wydrapał mu oczu. I to jego nazywanie mnie księżniczką. Przeklęty idiota! Skoro tak bardzo przypominałem mu dziewczynę, to dlaczego sobie żadnej nie znajdzie? A nie, przepraszam, on miał chłopaka. Minho. Wobec tego powinien się nim chyba zająć, zamiast snuć się jak najgorszy koszmar między stolikami i obmacywać wszystko, co mu się nawinie!
                - Tae, zbierasz się już do domu? – zagadnął mnie Choi, kiedy wpadłem na niego w drodze z garderoby. Rzuciłem mu wkurzone spojrzenie. Skąd ten pomysł, tak sobie chodzę w kurtce po kawiarni, bo mi wygodnie. Głupek.
                - Nieee, on idzie z nami! – Jonghyun wyrósł nagle jak spod ziemi i zarzucił mi ręką na ramiona. Jego też miałem już po dziurki w nosie, więc lepiej dla niego, żeby dał mi spokój. Nie miałem zamiaru nigdzie z nim iść.
                - Wybieramy się z Jjongiem  do parku – wyjaśnił Key, wychodząc ze swojego pokoju z jakąś wściekle różową, plastikową deską pod pachą. – Na sanki. Amber powiedziała, że odrobina rozrywki ci się przyda, a Minho ma gościa, więc nie może nam towarzyszyć.
                Minho wyglądał na rozczarowanego.
                - Sorry, ale nic z tego nie będzie. – Przepchnąłem się między nimi i czym prędzej zbiegłem na dół. – Sulli na mnie czeka…
                - Amber dzwoniła do Sulli. Twoja siostra nie miała nic przeciwko, stwierdziła, że powinieneś się odstresować.
                Spiorunowałem Keya spojrzeniem, na co odpowiedział mi tylko triumfalnym uśmieszkiem. Jonghyun dreptał za nim jak szczęśliwy szczeniak, brakowało tylko, żeby zaczął szczekać. Z kolei Minho wlókł się z tyłu ze zrezygnowaną miną. Dobrze mu tak. Cały dzień nie raczył się do mnie odezwać, od kiedy przyjechał ten jego Donghae, więc teraz nie pójdzie ze mną na żadne sanki. Z mściwą satysfakcją wyrwałem Keyowi różową deskę i wybiegłem na zewnątrz, omal nie wywracając się na zlodowaciałym podeście.
                - Zakład, że skończycie w zaspie, frajerzy?!
                Miałem ochotę chociaż raz od niepamiętnych czasów poczuć święta.

~*~

                - UŁAAAA! PATRZCIE, JESTEM KRÓLEM ŚNIEGUUUU!
                Razem z Keyem wykonaliśmy idealnie zsynchronizowane, cierpiętnicze westchnięcie. Było zimno jak na Syberii, szalejący wiatr rozdmuchiwał śnieg tak, że po chwili wszyscy wyglądaliśmy jak śniegowe bałwany. Miałem wrażenie, że twarz mi za chwilę odmarznie, a Key klął pod nosem, że od mrozu popęka mu jego idealna cera. Jedynie Jonghyun zachowywał się jak przystało na nadpobudliwego dinozaura z kompleksem wzrostu – stał na najwyższym pagórku w parku i wydzierał się w niebogłosy, manifestując swoją radość na pół miasteczka. Kiedy już doszedł do wniosku, że nie ma sensu ogłaszać światu swojej pozycji w nieistniejącej hierarchii, bo i tak nikt nie przyjdzie, żeby złożyć mu pokłon, poddał się i zjechał na różowej desce, obsypując nas przy tym kolejną toną lodowatego, białego puchu.
                - Chyba Królową Śniegu – wychrypiał Key, który widocznie uważał za swój obowiązek poprawianie każdej wypowiedzi Jjonga.
                - Niee, Król Śniegu brzmi lepiej – oświadczył Dino. – Ale jak chcesz, to ty możesz być Królową Śniegu. Taeś będzie Księżniczką, już mu to przylgnęło, hehe.
                Przestał się cieszyć, kiedy wrzuciłem mu za kołnierz spory sopel. Zaczął mnie gonić wykrzykując coś w stylu „Król Śniegu cię dopadnie!”, ale skończył na tyłku w oblodzonym jeziorku, skąd musieliśmy go wyciągać we dwójkę.
                - Hej, Jjong, jak tam twoje rodzeństwo? – spytał Key, przerywając ciszę, jaka zapadła, gdy Jonghyun postanowił się na nas obrazić. Na wzmiankę o swoim rodzeństwie natychmiast się rozpromienił.
                - Świetnie, cieszą się, że już święta. Sodam jutro przyjeżdża, więc oboje są wniebowzięci. Pewnie przywiezie im z Seulu jakieś prezenty. Hej, poznacie moją starszą siostrę! Pokochacie ją, nawet ty, Taemin. Jest urocza. Moja noona jest miła, śliczna i…
                - Widziałem twoją siostrę – przerwał mu Kibum z lekkim wyrzutem. – Pokazywałeś mi zdjęcie.
                Jonghyun spojrzał na niego groźnie.
                - No i co z tego? Moja noona JEST piękna. Najpiękniejsza.
                Przeszło mi przez myśl, że mógłby być bardziej taktowny i nie podkreślać tak tego faktu. Kibum spiął się cały, wsadził ręce w kieszenie swojego płaszcza i dalej szedł z bardzo niewyraźną miną. Zrobiło mi się go niespodziewanie żal. Hm, zwykle nie bywam miły dla ludzi, już nie mówiąc o pocieszaniu ich, ale jeśli chodziło o Keya, to czułem z nim pewną więź. Byliśmy do siebie trochę podobni, może pomijając obsesję na punkcie swojego wyglądu, której ja zdecydowanie nie podzielałem. Nawiasem mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatni raz patrzyłem w lustro, ale zakładam, że za wiele nie straciłem. Kibum wyglądał naprawdę żałośnie. Gdyby chciał, mógłby cisnąć jakimś sarkastycznym komentarzem, ale widocznie nie miał na to ochoty. Kiedy Jonghyun zobaczył kolejną górkę i poszedł z niej zjechać, zebrałem całą swoją odwagę i postanowiłem, że zrobię jeden, malutki, dobry uczynek. W ramach świąt.
                - Powiedział tak, bo to jego siostra.
                - Hmm?
                - Nawet ja mogę znaleźć na Sulli tysiąc negatywnych epitetów, ale nigdy nie powiedziałbym, że jest brzydka. Poza tym, to tylko jego siostra.
                - A mówisz mi to, bo..? – Pożałowałem swoich dobrych uczynków, kiedy Key zmierzył mnie wzrokiem chłodniejszym niż lód. Jak widać, w tym świecie po prostu nie opłaca się być miłym.
                - Um… Nie wiem. Uznałem, że powinienem ci to uświadomić, zanim wywołasz lawinę śnieżną samym swoim nastrojem.
                - W porządku, nie musisz się o to martwić – wysyczał, świdrując mnie spojrzeniem tych swoich kocich oczu. – Nie używam moich złych mocy w święta. A tak w ogóle, ciekawe co Minho i Donghae robią razem tak długo. Powinieneś chyba zadzwonić do niego i sprawdzić, czy nie utknęli w jakieś zaspie.
                No dobra, to przestawało być zabawne.
                - Mam wrażenie, że chcesz mnie zdenerwować, tylko nie wiem, jaki masz w tym cel i czemu myślisz, że to najlepszy sposób. Głęboko gdzieś mam Minho i jego romanse.
                - Tak, jak wszystko inne, zdaje się. Sprawiasz wrażenie, że nic cię nie obchodzi, podczas, gdy wszystko obchodzi cię za bardzo i boisz się pokazać, że tak naprawdę czujesz więcej, niż robot kuchenny.
                Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz po całym ciele i to wcale nie z zimna. Zatrzymałem się, przyglądając mu się w milczeniu. Nie spodziewałem się, że nagle w jednym zdaniu mnie rozgryzie, pozostawiając mnie w stanie kompletnej bezbronności. Nienawidziłem go za to. Najgorsze, że miał, kretyn, cholerną rację we wszystkim, co właśnie powiedział.
                - A Donghae i Minho nie łączy nic oprócz wyjątkowo chorej przyjaźni – rzucił jeszcze, zanim ruszył żywo do przodu, zostawiając mnie, osłupiałego, wciąż w tym samym miejscu. – Uznałem, że powinienem ci to uświadomić!
                - HEEEJ! – Krzyk Jonghyuna dotarł do mnie z parosekundowym opóźnieniem. – Lepimy tego bałwana, czy zbieramy się na chatę?! Zimno jak na Antarktydzie, za chwilę odmarzną mi ręce, nogi i parę innych zasadniczych części ciała, które wolałbym jednak zachować!

~*~

                Święta mijały… spokojnie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo byłem zmęczony tym wszystkim, dopóki pierwszego dnia świąt Sulli obudziła mnie około południa, pytając zrzędliwie, czy zapadłem w sen zimowy. Nie wiem, czy istnieje coś takiego, jak świąteczna depresja, ale chyba właśnie ją złapałem. Zwykle nie tryskałem energią, ale tym razem po prostu nic mi się nie chciało. Dostałem kataru i przeleżałem w łóżku następne parę godzin z obśliniającym mi poduszkę Satanem pod pachą. Pies był ciepły, nabrał trochę masy, odkąd u nas zamieszkał i teraz mógł służyć za wygodny termofor, wiec nawet przestała mi przeszkadzać jego obecność. W przypływie wyjątkowo paskudnego nastroju postanowiłem, że wytresuję go na rasowego zabójcę i kiedyś każę mu zagryźć wszystkich pracowników SHINee Cafe, ze szczególnym uwzględnieniem Minho i  Keya. Może oszczędzę Darę i Onewa. Bądź co bądź ona piekła przepyszne babeczki, a on mi płacił, więc miałem wobec nich pewien dług. Ale reszta niech nie spodziewa się mojej łaski. Wystarczająco mnie wkurzyli. Swoje mroczne plany podsumowałem głośnym kichnięciem, wiec Sulli zmusiła mnie do wypicia jakiejś obrzydliwej mikstury, która niby miała mi pomóc. Dzięki niej przynajmniej usnąłem mocnym snem i nie śniły mi się koszmary.
                Obudziłem się jakiś czas później i omal nie spadłem z łóżka, bo tuż nade mną wisiała postać o potarganych, czarnych włosach, smutnych oczach i kilkudniowym zaroście. Tata chciał kimchi z grzybami. Koniecznie na talerzu w kaczuszki. Uff.
                - Dobrze, że wstałeś – powitała mnie Sulli, kiedy wszedłem do kuchni. Siedziała przy stole i malowała paznokcie, więc chyba znudziła jej się rola troskliwej siostry. – Minho dzwonił i pytał o nasz adres, bo chciał wpaść i się z tobą zobaczyć.
                Zamarłem przy szafce z naczyniami.
                - Chyba mu nie powiedziałaś?! Sull, on nie może tutaj przyleźć, jeśli zobaczy tatę…
                - W porządku, mogę stać się niewidzialny, jeśli zechcę – zapewnił mnie ojciec, wyjadając resztkę dżemu ze słoiczka, podczas gdy Satan skakał dookoła niego, domagając się uwagi. Moja siostra przewróciła oczami.
                - Masz mnie za aż taką kretynkę? Nie odpowiadaj. Zaczęłam wciskać mu jakiś kit, że chcesz spędzić święta tylko z rodziną w miłej, radosnej atmosferze, bla, bla, bla, ale chyba nie dał się na to nabrać. Chce, żebyś przyszedł do SHINee Cafe chociaż na chwilę, więc obawiam się, że nie masz wyboru. Pamiętaj, że on zawsze może sprawdzić sobie nasz adres w twoich papierach.
                - Jest do tego zdolny – musiałem przyznać ponuro, przypominając sobie, jak cała ekipa przetrząsała dokumenty w celu znalezienia Jonghyuna, jeszcze nie tak dawno temu. I cała ta akcja poszukiwawcza później, z Minho jako głównym tropicielem na swoim motocyklu. Zagryzłem wargę. Rzeczywiście, mogłoby być niefajnie, gdyby ten przebiegły Żabi Książę jednak zdecydował się poszukać mojego domu na własną rękę. Zerknąłem na tatę kątem oka. Nucił pod nosem melodię z jakieś kreskówki, karmiąc psa konfiturą. Satan wydawał się być tym zachwycony. – Dobra, pójdę tam. – Poddałem się. – Miej na wszystko oko.
                Widziałem, że nie jest zbyt zadowolona i przez sekundę jej współczułem. No tak, siedzenie w domu i pilnowanie, żeby tata nie wykręcił żadnego szalonego numeru weszło już w jej obowiązki, a ona zdecydowanie nie była typem domatorki. Cóż. Ktoś musiał zarabiać na życie i ten przywilej przypadał mnie, więc byliśmy kwita.
                Na zewnątrz było zimniej, niż parę dni temu. Miałem wrażenie, że zamieniam się w sopel lodu, co wcale nie było tak odległe od rzeczywistości. Byłem soplem lodu. W środku. Migoczące lampki kawiarenki rzuciły mi się w oczy już z daleka, a zapach pierniczków mogłem wyczuć nawet mając zatkany nos. Kichnąłem cicho, wchodząc do środka i przeklinając tego, kto wymyślił katar.
                - Jesteś! – Już w drzwiach zostałem stratowany przez… Keya, ostatnią osobę, po której spodziewałbym się tak wylewnych emocji. Stałem sztywno, powstrzymując kolejne kichnięcie, dopóki nie wypuścił mnie z objęć, z lekko zawstydzoną miną. Jego kocie oczy były zadziwiająco ciepłe, kiedy pomagał mi zdjąć kurtkę. Poważnie, ten chłopak zmieniał nastroje częściej, niż kobieta w ciąży. – Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz, Tae!
                - Do mnie mówisz? – spytałem wyniośle, odsuwając się od niego jak najdalej. – Jeśli tak, to zapomniałeś drugiej części. Jestem TAE – MIN. Bez kretyńskich zdrobnień poproszę.
                - Taemin. Przepraszam.
                - Nienawidzę, kiedy ludzie tak zdrabniają moje imię. „Tae” kojarzy mi się z ksywką prostytutki, jeśli mam być szczery. Dobrze przynamniej, że nie wyskoczyłeś z „Minnie”, bo do myszki z Disneya też mi raczej daleko…
                - Nie, przepraszam za to wcześniej. – Popatrzyłem na niego, zdezorientowany. Ach, tamto. Natychmiast pożałowałem, że w ogóle tu przychodziłem. Kibum odchrząknął, nerwowo przeczesując swoje czarne włosy. – Za to, że tak na ciebie… Że tak sukowato zachowałem się w stosunku do ciebie, kiedy tylko chciałeś być miły. Wiem, że musiałeś włożyć w to wiele wysiłku, mnie też niełatwo przychodzi bycie miłym. Sorry.
                - Um… Okay? – Nie miałem pojęcia, co powinienem na to odpowiedzieć. W innym przypadku nie wahałbym się zbyć go ciętym tekstem, ale Key to Key. Nadal trochę mnie przerażał.
                - Poza tym, już dawno miałem ci powiedzieć, że podoba mi się twoja fryzura. Wprawdzie masz trochę nierówno obcięte końcówki i wciąż zastanawiam się, jakim cudem jeszcze coś widzisz przez tą grzywkę, ale cała reszta jest bardzo stylowa. Jeśli chcesz, mogę ci kiedyś gdzieniegdzie wycieniować, będziesz jeszcze śliczniejszy.
                Zarumieniłem się wściekle, przeklinając Kim Kibuma i jego idiotyczne sposoby przepraszania ludzi. Tylko on mógł od tak poważnych tematów w ciągu sekundy przechodzić do konwersacji o włosach.
                - Dzięki – mruknąłem ostatecznie. – Twoja fryzura też nie jest najgorsza.
                - Tak uważasz? – Sądząc po jego usatysfakcjonowanej minie, właśnie takiego komentarza ode mnie oczekiwał. - Szczerze mówiąc, znudził mi się imidż badboya, myślałem, żeby przefarbować się na blond. Czarny mnie postarza, a Jonghyun twierdzi…
                - TAEMIN! – Nie zdążyłem się dowiedzieć, co takiego Jonghyun twierdził o czarnym kolorze, bo zostałem brutalnie ściśnięty przez silne ramiona, które tym razem naprawdę należały do Minho. Uderzył mnie zapach cappuccino i… owczej wełny? Tak, Bambi miał na sobie wełnianą kamizelkę, która zajeżdżała owcami na kilometr. Skąd on to w ogóle wytrzasnął i dlaczego Kibum jeszcze mu tego nie skonfiskował..? Wełniane kamizelki na pewno nie były ostatnim krzykiem mody, nawet ja to wiedziałem.
                - Odwal się ode mnie, obleśny żabolu! Wiesz, ile trudu zadało mi przywleczenie się tutaj, zamiast spokojnie umierać w domu na katar?!
                - To ja was zostawię – zdecydował wspaniałomyślnie Key, nie oszczędzając nam swojego złośliwego uśmieszku i wspiął się z powrotem na górę, skąd dochodziły radosne okrzyki i śmiech. Zostaliśmy sami w ciemnej części należącej do kawiarni, gdzie wciąż pachniało pierniczkami i kawą, a śmierdziało wełnianym wdziankiem Minho. Założyłem ręce na piersi, gapiąc się intensywnie w swoje buty. Gdzieś nade mną Minho westchnął, rozanielony.
                - Uwielbiam święta. Aż się czuje w powietrzu, że przyszły rok przyniesie coś dobrego.
                - Cholernie mnie to wszystko interesuje. Dlaczego chciałeś, żebym tutaj przyszedł? Aż się zdziwiłem, że przynamniej zaproponowałeś jakieś ludzkie miejsce. Widzę, że ten cały dachowy fetysz już ci przeszedł.
                - Dach jest oblodzony, mógłbyś się pośliznąć, księżniczko – wyjaśnił z rozbawieniem. Podniosłem głowę i spiorunowałem go wzrokiem.
                - Mógłbym cię teraz zabić, ale nie mogę się skupić przez twoją obrzydliwą kamizelkę. Nikt nie zasługuje, żeby umierać w owczej wełnie. Lepiej szybko mów, czego chcesz i skończmy ten cyrk.
                W oczach Minho skakały radosne ogniki, które zdawały się topić osiadły na moich włosach śnieg. Czułem, jak ziemne strumyczki spływają mi po karku i zadrżałem lekko. Te jego przerażająco wielkie oczy, kretyński uśmiech i cała ekspresja szczęśliwego, pięcioletniego dzieciaka wprawiały mnie w zakłopotanie. Już wolałbym, gdyby zaczął wygłaszać te swoje filozoficzne sentencje bez sensu, jak to miał w zwyczaju. Milczenie było o wiele bardziej męczące. Kichnąłem, po raz tysięczny tego dnia. To w końcu sprowadziło go na ziemię i zrobił wystraszoną minę.
                - Zmarzłeś? Chodź na górę, Dara noona pożyczy ci jakiś koc…
                - Daj sobie spokój i powiedz w końcu, o co ta cała szopka.
                - Ach tak. Przepraszam. Już, chwileczkę. – Zaczął gorączkowo przetrząsać obszerne kieszenie swojej idiotycznej kamizelki i po chwili wyciągnął stamtąd jakieś małe pudełko. Podał mi je z lekkim wahaniem i niecierpliwie przyglądał się, jak je otwieram. Wolałem zachować ostrożność, nie wiadomo, co ten wariat znowu wymyślił. Uniosłem brwi, wyciągając z pudełka prostokątny, mniejszy od telefonu komórkowego przedmiot, oraz parę słuchawek. Spojrzałem na Minho, zdezorientowany.
                - Co to jest?
                - Mój prezent dla ciebie. – Jeszcze nigdy nie widziałem go tak zakłopotanego. W ogóle Choi Minho i wstyd? Nie mieściło mi się to w głowie. Szkoda, że nie mogłem zrobić zdjęcia. – To… Odtwarzacz mp3. Pomyślałem, że powinieneś mieć coś takiego. Życie bez muzyki jest smutne. Być może to dlatego zawsze jesteś taki… smutny.
                Gapiłem się chwilę na ten sprzęt, zastanawiając się, co do cholery się właśnie działo. Cóż, na pewno miał za dużo kasy i po prostu postanowił w ramach świąt wydać trochę dla biednych. Chojna jałmużna.
                - Miło z twojej strony – powiedziałem powoli, zachowując swoje myśli dla siebie. – Ale ja nie mam komputera. Nie mógłbym nawet ściągnąć żadnej muzyki, więc to chyba niezbyt trafiony…
                - Już nagrałem ci wszystkie moje ulubione piosenki – przerwał mi, nerwowo pocierając kark. No dobra, teraz naprawdę zrobiło się dziwnie. Mierzyłem go zszokowanym spojrzeniem, próbując rozgryźć jego intencje, ale jak zwykle mi się nie udało. Kto normalny daje w prezencie mp3 ze wszystkimi swoimi ulubionymi piosenkami? Nie wiedziałem, dlaczego, ale wydało mi się to nagle niekomfortowo intymne. Poczułem, jak krew napływa mi do policzków i cieszyłem się, że przynajmniej w kawiarni było ciemno.
                - Um… Dzięki w takim razie. Dzięki. Dzięki, hyung.
                Wytrzeszczył na mnie oczy.
                - Nazwałeś mnie hyung. Ty nigdy nie nazywasz mnie hyung.
                Och i zabił cały nastrój. Prychnąłem, rozdrażniony i przepchnąłem się obok niego w kierunku schodów. Miałem nadzieję, że Sulli nie obrazi się, jeśli zostanę chociaż chwilę dużej, żeby spróbować pierniczków Dary. Może nawet przyniosę jej kilka w ramach odszkodowania.
                - Taemin? – Dobiegł mnie cichy głos Minho, który nadal stał przy drzwiach.
                - Czego znowu?
                - Możesz zrobić to jeszcze raz..?
                - Co?
                - Nazwać mnie hyung? Proooszę?
                Litościwie postanowiłem udawać, że to pytanie nigdy nie opuściło jego ust.
~*~
DODATEK SPECJALNY - DONGHAE
                Na życzenie Caroline (wiem, że miało być Minho POV, ale nic z tego nie wyszło, bo chyba nawet ja nie mogę rozgryźć jego charakteru. Sorry ^^)
                Akcja rozgrywa się podczas gdy Key, Jonghyun i Taemin są na sankach.

                Na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno, kiedy ostatni goście opuścili kawiarenkę. Swoją drogą, całkiem fajna miejscówka, nie sądziłem, że tak się tu ładnie urządzą, ale jak widać Key i Dara zrobili swoje. Kiedy Onew wywiesił w końcu tabliczkę z napisem Zamknięte i sięgnął po odkurzacz, żeby sprzątnąć z podłogi choinkowe igiełki, skrycie oczekiwałem, że mój słodki kurczaczek za chwilę wyciągnie porządną flaszkę i zacznie się w końcu prawdziwa impreza w starym gronie, ale Minho powiedział mi, że nie mam na co liczyć. Ech. Ci ludzie zrobili się kompletnie nie zabawni, odkąd przeprowadzili się do tej zabitej dechami dziury. W Seulu to były balangi! Nawet Minho od czasu do czasu dawał nam się wyciągnąć do klubu. To znaczy, kiedy akurat nie siedział na dachu swojej rezydencji i nie brzdąkał na tej swojej gitarce. Zawsze miał coś ze sztywniaka, ale myślałem, że przynamniej Key dba o to, żeby rozruszać go od czasu do czasu, kiedy mnie nie ma w pobliżu. Niestety, słodka diva też już przepadła dla tego świata. Poszła sobie na sanki z tym dinozauropodobnym kolesiem i z księżniczką, i do tej pory ich nie było. Nuda.
                - Dongi, kochanie, zrób coś pożytecznego i pomóż Minho zanieść do pralni kosz z bielizną – rozkazała mi Dara, która właśnie uwijała się przy kuchence. Znowu piekła jakieś smakołyki, które tylko czekały na to, żeby je zjeść. Eunhyuk powiedziałby pewnie, że są zbyt kaloryczne, ale i tak miałem zamiar spakować dla niego parę świątecznych pierniczków.
                - Minho nie pękną mięśnie, jak sam zaniesie swoje gacie do pralni – rzuciłem, ale tylko spojrzała na mnie ostro. Nie miała co prawda magicznych zdolności zabijania wzrokiem, jak Key, ale umiała człowieka do czegoś zmusić. Pewnie dlatego trzymała Onew pod pantoflem od tylu lat. Hehe.
                - Hej, Min – przywitałem się, kiedy zszedłem do pralni z kolejnym koszykiem brudnych ubrań. Minho machnął ręką, żebym postawił je na podłodze i zaczął wsypywać proszek do pralki. Nigdy nie był zbyt wygadany, ale miałem wrażenie, że teraz już zupełnie przestał się odzywać. Zamienił ze mną może z dwa słowa, odkąd przyjechałem, bezduszny drań. Ale z księżniczką to pewnie chętnie by sobie pogadał. A propos, to mi przypomniało, że miałem z nim o czymś porozmawiać.
                - A więc… - zacząłem uroczyście, rozwalając się na odrapanej kanapie. Minho zerknął na mnie z uniesionymi brwiami, wciąż całkiem zaabsorbowany instrukcją działania pralki.
                - Już nie podoba mi się twój ton. Ty i powaga, to się nie łączy w naturze. O co chodzi?
                - Wyluzuj, stary! – Uniosłem ręce w poddańczym geście. – Strasznie się spinasz, kiedyś byłeś zabawniejszy. A mówiąc o spinaniu się, chciałem pogadać trochę o twojej księżniczce. Prosto i zwięźle. Co cię tak do niej ciągnie, poza tym oczywiście, że jest śliczna i urocza niczym porcelanowa lala? Dodam, że wyjątkowo ponura porcelanowa lala, ale nie można mieć wszystkiego.
                Minho wbił we mnie spojrzenie tych swoich olbrzymich ślepi i stwierdziłem, że chyba popełniłem gafę. Był wkurzony. Niełatwo jest wkurzyć tego dzieciaka, jeden zero dla ciebie, Lee Donghae!
                - Możesz przestać tak o nim mówić?! Jest chłopcem, jeśli jeszcze się nie zorientowałeś!
                - Zorientowałem się, spokojnie. – Bawiła mnie ta jego urażona mina. – Sprawdzałem tylko, czy ty się zorientowałeś.
                - Co masz na myśli?
                - Jakby ci to delikatnie powiedzieć… Ach, pal licho, nie jestem dobry w subtelnościach. Nigdy nie leciałeś na chłopców, oto cała historia, Minho.
                Teraz chyba rzeczywiście zbiłem go z tropu, bo zostawił w końcu tą pralkę i oparł się o nią, mierząc mnie niepewnym spojrzeniem.
                -  Nie mam zielonego pojęcia, o czym ty gadasz, hyung, poważnie. Nie… „lecę” na Taemina, jeśli o to ci chodzi. Chcę być jego przyjacielem, wspierać go i sprawić, żeby otworzył się przede mną. Chcę zobaczyć jego uśmiech. On mnie potrzebuje.
                - Aw, słodko – westchnąłem ciężko, myśląc, że Eunhyuk lepiej by sobie poradził w tej konwersacji. – Jest gorzej, niż zakładałem. Ale nie, masz rację, ty na niego nie lecisz. Ty JUŻ odleciałeś. Miłego lotu, mam nadzieję, że zlatując z powrotem do rzeczywistości nie uderzysz się zbyt mocno w głowę.
                - Jesteś pijany? – spytał podejrzliwie.
                - Nie, to ty masz roztopiony śnieg zamiast mózgu, stary. A teraz poważnie – widzę, co się dzieje i jako twój najlepszy przyjaciel muszę się z tobą tym podzielić, zanim ktoś zostanie zraniony. Zależy mi na tobie Min, znam cię, odkąd oboje biegaliśmy w pieluchach. A jak długo ty znasz tego chłopaka? Jeden miesiąc? Nie zabraniam ci szwendać się z nim po dachach, jeździć z nim na motorze i grać mu ballady na gitarze w świetlne księżyca. Ale ty nic o nim nie wiesz, Min! Nie wiesz nawet, gdzie on mieszka, kim są jego rodzice i jaki jest jego ulubiony kolor, nie wspominając już o tym, że nie masz pojęcia, co tak wpłynęło na jego charakter, że teraz jest zamknięty w sobie jak księżniczka na zamkowej wieży! Nie patrz tak na mnie, twoje dziewicze spojrzenie nie robi na mnie wrażenia. Mówię tylko, co myślę, jako postronny obserwator.
                Uf, prawie się zapowietrzyłem. Chyba nigdy w życiu nie wygłosiłem lepszej mowy, Eunhyuk byłby ze mnie dumny, szkoda, że tego nie słyszał. Co do Minho, nie wydawał się niestety dogłębnie poruszony, jak się spodziewałem. Patrzył na mnie z tym swoim półuśmiechem godnym wszechwiedzącej, płonącej charyzmy i kręcił głową z politowaniem. Nigdy nie rozgryzę tego kolesia. Znałem go dłużej, niżbym sobie tego życzył, był dla mnie jak młodszy brat, jeśli już muszę dopuszczać się sentymentów, a mimo tego wszystkiego wciąż nie miałem pojęcia, co chodziło mu po głowie. Jednego byłem pewien – to dobry dzieciak, poza tym i tak już sporo przeszedł, a nikt nie jest niezniszczalny.
                - Dong, nie wiem, czym ty się przejmujesz. Jestem odpowiedzialny za siebie i za milion innych rzeczy. Może nie znam Taemina zbyt długo, ale pracuję nad tym. Wiesz, co pomyślałem, kiedy pierwszy raz go zobaczyłem? Przypominał skrzywdzone, dzikie zwierzątko. Zabolało mnie to.
                - Właśnie to mnie martwi. Nie zrań tego dzieciaka jeszcze bardziej, niż już jest zraniony. Biorąc pod uwagę, jak sztyletował mnie dzisiaj wzrokiem za każdym razem, kiedy cię dotknąłem, to on już gdzieś głęboko w sobie się do ciebie przywiązuje. Po drugie, mam nadzieję, że on nie zrani ciebie. Wiesz, jak mówią. Bierzesz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś. Im więcej uczuć przybywa, tym bardziej wszystko robi się skomplikowane. Dlatego ja nigdy nie sypiam dwie noce z tą samą osobą. – Zakończyłem uroczyście i wsadziłem ręce pod głowę, zastanawiając się, czy Dara wyczułaby, gdybym zapalił sobie jednego papieroska. Ta mądra gadka kompletnie mnie wykończyła.
                - Jezu, Donghae. Zabiłeś cały filozoficzny nastrój jednym zdaniem – westchnął Minho, rzucając we mnie jakąś niezidentyfikowaną częścią garderoby.
                - Heh. Ja to ja. Znasz mnie. Ale rozumiesz, co chcę ci przekazać?
                - Chyba tak. Nikt nikogo nie skrzywdzi. Taemin potrzebuje przyjaciela. Postaram się dowiedzieć o nim więcej w najbliższym czasie. Uważać na uczucia. Nie sypiać z nikim dwa razy. Jeszcze jakieś złote rady..?
                Uśmiechnąłem się, zadowolony z siebie.
                - Nie, na dzisiaj to wystarczy.
                - Uf, to dobrze.
                - A z tym sypianiem to był taki żart.
                - Domyśliłem się.
                - Tak naprawdę możesz sypiać z kim chcesz i ile razy chcesz. Bierzmy wszyscy przykład z Dary i Onewa. Jeśli oni tam na serio dalej tylko odkurzają, to ja jestem Święty Mikołaj.
____________________________
Chyba pobiłam jakiś swój rekord, czy coś O.o Nigdy nie napisałam tak długiego rozdziału. NIGDY. Po prostu świąteczny cud. Mam nadzieję, że nie usnęliście. Ech, kocham Donghae. Taki misiek. Aż nie wierzę, że zrobiłam z niego takiego potwora w swoim innym opowiadaniu.
Wesołych Świąt, kochani. Mam nadzieję, że wczorajszą Wigilię spędziliście w ciepłej, rodzinnej atmosferze, prezenty się podobały a śnieg sypał za oknem (u mnie niestety śniegu brak :<). Rozkoszujcie się wolnym, życzę miłego odpoczynku i wspaniałego Sylwestra. Trzymajcie się ciepło! :*

13 komentarzy:

  1. Hohoho! Jakie to było mega! EunHae! O Boże najlepszy prezent świata! xD Donghae,Donghae...kocham go no kocham to jest mocarz nad mocarzami! On i jego przebieranki...boskie. Nie wiem co na pisać wiec życzę tylko udanego sylwestra i mam nadzieję że prezenty się udały! Hawaiting! ;*
    G.G

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak ja lubię ten charakter TaeMin'a^^
    Świetnie i genialnie napisany rozdział *.*
    A jaki był mój zaciesz kiedy zobaczyłam, że dodałaś nowy post!
    No i przede wszystkim długi!!
    Czekam na next i życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Taemin. Kocham Cię. Kocham Twój humor, Twoje zacięcie i wszystko co związane z Twoim charakterem! Po prostu odpływam, jak o nim czytam. Może to dlatego, że bardzo lubię wrednych ludzi? Zawsze są dość nieprzewidywalni i trochę psychiczni. To swoją drogą całkiem ciekawe.
    *Kei czyta o Donghae, całującym Minho* ... WTF?! Dobra, dobra, Kei. Oddychaj. Minho przecież tak naprawdę jest hetero, nie? Znaczy nie, bo podświadomie jestem pewna, że czuje coś do Taemina, jednak no... No przecież nie może być z nim, bo to niemożliwe, bo... Bo po prostu do siebie nie pasują i tyle, o. No.
    Wystrój SHINee Cafe mnie zachwycił. Jestem dość dziwną osobą, jeśli chodzi o dekorowanie wnętrz, więc jestem pewna, że ani trochę nie przeszkadzałby mi wystrój knajpki. No, oprócz par liżących się na każdym kroku, bo od tego czasami mnie mdli. Mniejsza z tym.
    Minho był taki uroczy z tym odtwarzaczem mp3 i z tym tekstem o smutku... Naprawdę, Bambi, jesteś obłędny <3 . A ta odpowiedź Taemina! Nie umiem ogarnąć swoich myśli, wybacz, skoro jest to trochę nieskładne, ale nie potrafię inaczej ^^
    Kibum trochę mnie zaskoczył. Najpierw ten przewidywalny chłód, a później to "przepraszam" do Taemina po prostu mnie zabiło. A gadka o włosach tak bardzo pasuje do divy, że nie mogłam przestać się szczerzyć.
    Zastanawiam się, kiedy Minho zorientuje się w tym, że czuje coś mocniejszego do Taemina. Mam nadzieję, że przed tym, jak go zrani T__T.
    W każdym razie notka jak zwykle obłędna. Kocham Cię za każde napisane tutaj słowo i za to, że mogę to czytać i w ogóle... Za wszystko! Pałam wielką miłością, naprawdę, naprawdę <3 ! ... xD
    Mogę Ci teraz złożyć tylko, jako że już po północy, powodzenia w nowym roku 2013, dużo zdrowia, ochoty oraz weny do pisania, wielu ciekawych przygód i wytrwałości.
    Ślę mocne uściski przez laptopa ! <3.
    Kei-chan.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku... Znalazłam dzisiaj twoje opowiadanie i już po pierwszym rozdzale wiedziałam, że mi się spodoba :D Uwielbiem zachwanie Taemin'a i Key. Oni są boscy !! Czekam na next :p

    OdpowiedzUsuń
  5. O jak widzę nie jestem sama ^ ^ ja również wczoraj znalazłam to opowiadanie tylko nie miałam czasu dodać komentarza. Genialne opowiadanie ! Czekam na następny rozdział ^__^

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebster Award^^
    Więcej na: http://life-is-full-of-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Łaaa w parę godzin(?) przeczytałam wszystkie rozdziały, i oficjalnie zostaję twoją fanką.:P Opowiadanie jest mega! Czekam na kolejny rozdział.
    Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. AYOOOOO WHASSUP.
    To chyba najbardziej 2minowy rozdział w tym opowiadaniu. Tak bardzo się do siebie zbliżają. Geez, Juvenowe łzy szczęścia. TToTT
    Uwielbiam ten pomysł z kawiarnią. Barista Minho, ah so sexay.~ Nevermind. Oni wszyscy tak pasują do stanowisk które im przydzieliłaś. Ich charaktery. Szczególnie Taemina, jak dla mnie idealnie dopasowany. Niecierpliwie czekam aż w końcu 2miny się do siebie zbliżą, ale to tak trochę łączy się ze zmianą charakteru księżniczki, a ja tak bardzo lubię go takiego wrednego... ;___;
    Cudownie piszesz. Chyba tylko to jestem w stanie powiedzieć o tej godzinie. Cudownie, cudownie.
    Melduję się jako nowy czytelnik i przepraszam za tak chaotyczny i głupi komentarz, wybaczysz?
    Juven~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co ze mną zrobiłaś? Normalnie co chwilę sprawdzam czy nie dodałaś nowego rozdziału. A to wszystko przez to, że tak cudownie piszesz! ;__;
      Schnę. Czekam. Hwaiting! :DDD

      Usuń
  9. Chyba przeszukałam cały internet i do tej pory znalazłam tylko kilka odpowiadających mi opowiadań o kpopie - yaoi, w którym głównym parringiem byłby 2MIN. Większośc niestety była do siebie podobna; dosyc nudna, gdzie Tae był do posrania kochanym i słodkim chłoptasiem, a Minho jego 'gangsterem'. Boże, jak to brzmi *o*
    A teraz jaram się, bo natknęłam się na twój blog, gdzie główny bohater ma niezły charakterek, za który niemal od razu go pokochałam. Naprawdę muszę cię pochwalic bo bardzo fajnie piszesz, kreujesz postacie, a twoje opisy powalają na kolana. Nawet nie wiesz jak się usmiałam, kiedy Taemin opisywał po raz pierwszy Jongyuna, czy też wymyślał przezwiska na Minho, mistrzostwo! :3
    Rozdziały są długie - czyli to, co lubię najbardziej. Wcale nimi nie nudzisz, wręcz przeciwnie - zachwycasz! Uwielbiam ten blog, tą historię i mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział, na który czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mi sie podoba twoje opowiadanie. Trafilam tu może przedwczoraj i przeczytalam wszystko jednym tchem! Masz super pomysły a Taeminowa narracja po prostu powala, nie raz brechtałam sie do ekranu z jego przemyslen ^^ mimo wszystko sa tez momenty powazniejsze i dobrze, jest przynajmniej ciekawie, akcja z IU mistrzowska, a prezent od Minho - prosze prosze... robi się ciekawie ;P (To jest chyba najdluzszy komentarz jaki w. zyciu napisalam haha)
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  11. Omo świetnie piszesz.
    Jestem pod wrażeniem długości.!
    Tylko ty potrafisz pisać takie cudne rozdziały;)
    Nie mogę się oderwać jak juz zaczynam czytać <3
    Czekam na więcej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  12. Jutro Już 2 lata tego rozdziału :') takie piękne. bardzo wciągające opowiadanie. Idę czytać dalej ~~

    OdpowiedzUsuń