15.


ROZDZIAŁ PIĘTNASTY





                Wieś. Każdemu słowo wieś kojarzy się prawdopodobnie tak samo – zabita dechami dziura, oddalona o jakieś tysiące lat świetlnych od cywilizacji, zatęchłe, błotniste bagno, gdzie jedynym środkiem transportu są taczki (ewentualnie kombajny, ale to już tylko luksus dla największych biznesmanów wśród poczciwych wieśniaków), a głównym hobby ponad połowy populacji jest wyciskanie mleka z biednych krów oraz oranie pola. Cóż, niewiele jest w tym mitu, jeśli mówimy o takiej skrajnej wsi, gorszej nawet od SM Town, bo tam przynajmniej istnieje jakaś przedpotopowa technologia. Z kolei wieś, na którą ochoczo zabrał nas Jinki, bardziej przypominała właśnie taką słownikową definicję wsi. Byłem na to przygotowany, więc nawet się za bardzo nie zdziwiłem, kiedy w pewnym momencie GPS w samochodzie Jinkiego zaczął wariować, obwieszczając wszem i wobec, że jakimś cudem wyjechaliśmy poza granice kuli ziemskiej, a koła pojazdu zaryły w gęstym błocie i odmówiły posłuszeństwa, mimo, że zrozpaczony Onew hyung zaczął nawet przemawiać do nich cienkim głosem i błagać niewzruszoną deskę rozdzielczą, żeby zechciała zmusić je do współpracy. O ile mnie zupełnie nie poruszył taki obrót spraw, reszta wręcz oszalała. Mogłem tylko patrzeć z politowaniem, jak przekrzykują się i kłócą na zewnątrz, próbując wypchnąć auto z rowu, będąc ściśniętym razem z Sandarą i Amber na tylnym siedzeniu. Ta pierwsza ze stoickim spokojem dmuchała na swoje świeżo wymalowane paznokcie, zmuszając nas do wdychania dziwnej mieszanki chemikaliów z typowymi, wiejskimi zapachami. Z kolei ta druga wyglądała na zirytowaną, dlatego wspaniałomyślnie postanowiłem wybaczyć jej to, że rozpychała się jak jakaś księżniczka, tym samym przyciskając mnie do okna. Wpatrywała się z nienawiścią w swój telefon, który nie pokazywał ani jednej kreski zasięgu. Miałem wielką ochotę wybuchnąć jej szyderczym śmiechem prosto w twarz, ale po chwili uświadomiłem sobie, że skoro ona nie ma kontaktu z Sulli, to ja tym bardziej. Ten fakt trochę mnie otrzeźwił.
                Zanim zgodziłem się na ten idiotyczny wyjazd, miało miejsce tysiące skomplikowanych formalności. Nie obyło się oczywiście bez płaczu i zgrzytania zębami, a najbardziej histerycznie płakała Sulli, kiedy dowiedziała się o tym, że SHINee Cafe może grozić rychły upadek. Poczuwając się do obowiązku utrzymywania swojej reputacji kompletnego dupka, cierpliwie poczekałem, aż wypłacze z siebie wszystkie żale i dopiero potem powiedziałem jej, że jest nadzieja na ratunek. Teraz, kiedy tak o tym myślałem, to nie była zbyt dobra decyzja. Sulli niemal siłą wypchnęła mnie z domu, twierdząc, że ratowanie kawiarni jest moją powinnością i jeżeli nie zgodzę się na ten wyjazd, to ona z pewnością umrze z rozpaczy oraz, więc całe jej życie leżało w moich rękach. Jak na mój gust, zdrowo przesadzała.
                Prawda była taka, że bałem się zostawić ją samą z ojcem na całe dwa tygodnie. Znałem moją siostrę i wiedziałem, że nigdy nie słynęła z rozsądku i odpowiedzialności. W wolnym tłumaczeniu – była na to za głupia. Tak więc ostatnie dni spędziliśmy na zażartej kłótni o to, czy miałem zostać, czy pojechać, aż wreszcie tata rozsądził sprawę, wchodząc pewnego uroczego poranka w swoim nieśmiertelnym szlafroczku w kaczuszki, z bardzo uroczystą i zdecydowaną miną. Zamarliśmy w połowie sprzeczki, wpatrując się z przerażeniem w przedmiot, który dzierżył w dłoni, niczym rycerz swój miecz. Żyletka do golenia.
                - Jeśli Taeminnie pojedzie doić krowy i orać pole, to… - Zawiesił dramatycznie głos, badając naszą reakcję. Na widok naszych skonsternowanych min uśmiechnął się szeroko. - …to appa pozwoli Sulli zgolić sobie brodę. Ale tylko po jednej stronie!
                Tak, to zdecydowanie był postęp warty mojego poświęcenia.
                W taki oto sposób znalazłem się tutaj, gdzie obecnie byłem, zawalony torbami, walizkami i innymi bambetlami, bez których Kibum absolutnie nie mógł się obejść, z słuchawkami w uszach i muzyką nastawioną prawie na fulla, żeby nie słyszeć, jak ci kretyni kłócą się o to, czy dalej pchać samochód, pieszo szukać drogi, czy też lepiej po prostu rozbić namioty tutaj, na środku bajora i cierpliwie czekać na pomoc, która i tak nie nadejdzie. Jasne, może jeszcze zrobić wielki napis „SOS” z szyszek i wegetować tutaj do następnej zimy z nadzieją, że jakiś miły ufoludek zauważy nas z kosmosu? W promieniu paru ładnych kilometrów nie było najpewniej żywej duszy. Nie mogło być już gorzej.
                - AAAA! TO SIĘ RUSZA! BŁOTO SIĘ RUSZA! TU COŚ JEST, POTWÓR, RATUNKU, AAA JONGHYUN ZABIERZ TO!
                Och, nie, jednak mogło. Z cierpiętniczym westchnięciem wyłączyłem muzykę i otworzyłem drzwi samochodu, żeby zapobiec kolejnej tragedii. W tym samym momencie Amber naparła na mnie mocniej, a wszystkie bagaże zwaliły mi się na głowę i wypadłem z auta, cudem tylko unikając bliskiego spotkania z brudną, wilgotną ziemią. Wyprostowałem się szybko, próbując zachować twarz, ale na szczęście nikt na mnie nie patrzył. Wszyscy skupili się na Kibumie, który podskakiwał jak opętany, trzymając zdezorientowanego Jonghyuna kurczowo za ramiona i używając go chyba w charakterze tarczy obronnej. W panice machał ręką w stronę drgającej lekko, brązowej grudki ziemi, którą Jinki dźgał ostrożnie końcówką jakiegoś badyla.
                Nagle grudka poruszyła się gwałtownie i wyskoczyło z niej rechoczące paskudztwo.
                - O BOŻE, NIEEE, JONGHYUN ZABIJ TO, ZABIJ TO!
                - Key, uspokój się, przecież to tylko żaba…
                - TO AŻ ŻABA!
                - Wreszcie zrozumiałeś, co czuję za każdym razem, kiedy widzę Minho w pobliżu – skwitowałem z rozbawieniem, przyglądając się, jak Jonghyun ostrożnie zbliża się do zastygłego w gotowości zwierzątka, wraz z Kibumem, wciąż uczepionym jego pleców. Dino wyglądał na zafascynowanego odkryciem, z kolei Key wciąż trząsł się z obrzydzenia.
                Przeciągnąłem się, czując, że z niewiadomego powodu humor nagle mi się poprawił. Rozejrzałem się dookoła, uważnie skanując wzrokiem otoczenie.
                - Nie, żeby mnie to interesowało, ale tak właściwie, gdzie jest Żabol..? Rozumiem, że znalazł się wreszcie w swoim naturalnym środowisku i nie mógł sobie odmówić błotnej kąpieli, ale to niezbyt kulturalnie z jego strony, że zostawił nas tutaj z całym tym przybytkiem. – Machnąłem ręką w stronę samochodu, skąd dotarło do mnie zirytowane fuknięcie Amber.
                - Hej, chodźcie tutaj! – Minho wyłonił się nagle z pobliskich krzaków, cały w skowronkach i z liśćmi we włosach. – Chyba znalazłem drogę!
                - Wreszcie! – westchnęła z ulgą Sandara, wyskakując zgrabnie z samochodu, podczas, gdy Amber wyczołgała się po drugiej stronie, klnąc pod nosem na czym świat stoi.
                - Mamy zostawić tu samochód? – jęknął Jinki z niedowierzaniem. – Ale…
                - Spokojnie, hyung, wątpię, żeby ktoś próbował go ukraść, a nawet jeśli, to i tak nie ruszy. Wrócimy po niego później.
                Zaufanie w przywódcze zdolności Choi Minho było równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku samobójstwa, bo po paru godzinach bezsensownej tułaczki wśród pól falującego na wietrze zboża miałem wrażenie, że za moment spalę się w słońcu, które jak na złość zaczęło niemożliwe przypiekać. W dodatku Żabol radośnie udawał, że kompletnie nie słyszy naszych jęków i marudzenia, i żwawo szedł przed siebie z gitarą przewieszoną przez ramię. Miałem złe przeczucia co do tej gitary. Wyglądało mi to na plan obejmujący brzdąkanie wiejskich przyśpiewek do ogniska, przy akompaniamencie irytującego bzyczenia komarów za uszami. Raj, po prostu raj. Dla komarów, nie dla nas, trzeba dodać.
                - Ekhm, Minho? – zagadnął w końcu Jinki, siląc się na spokój. – Jesteś pewien, że ta umm… droga gdziekolwiek nas zaprowadzi?!
                - Za tym zakrętem już będzie widać farmę – odparł Minho tonem znawcy, powtarzając tą samą mądrość, co dziesięć zakrętów temu. W nagrodę niechcący przydepnąłem mu jego odpicowane adidaski twardą podeszwą glana, na co nawet się nie skrzywił.
                - To nie jest droga, to autostrada – powiedział Jonghyun z uśmieszkiem. Jako jedyny czuł się całkiem swobodnie, podskakując sobie wesoło z długim kłosem jakiegoś zielska w ustach. Wyglądał jak urodzony wieśniak, nie, żeby kiedykolwiek wcześniej prezentował się lepiej. – Wyprzedzamy ślimaki, hyung. Szalejemy. Nie łapię, na co wy tak marudzicie, świeże powietrze, słoneczko świeci… Nabierzecie trochę kolorków…
- NIE CHCĘ nabierać kolorków! – fuknął Kibum, gotując się ze złości. – Wycisnąłem na siebie całą zawartość tubki kremu z filtrem a i tak czuję, że zaraz spłynę! Moja skóra źle znosi słońce, robi się potem czerwona i boli! I kto mnie będzie później masował?!
                - Ewentualnie mogę ja, bo mam dobre serce – stwierdził łaskawie Dino, za co został zgromiony stalowym spojrzeniem.
                - To niech twoje dobre serce poniesie mnie do tej cholernej farmy! Minho! Daleko jeszcze?!
                - Za następnym zakr…
                - TAK, daleko! – przerwałem mu, bardziej wkurzony ich bezsensowną paplaniną niż tym, że włosy lepiły mi się do czoła i wchodziły do oczu, przez co szedłem praktycznie na oślep. Spartańskie warunki.
                - Przytkajcie się! – zawołała nagle Amber, zatrzymując się gwałtownie na początku pochodu, tak, że Żabol i ja omal na nią nie wpadliśmy. – Tam ktoś jedzie! Jesteśmy uratowani!
                Rzuciła plecak na ziemię i zaczęła podskakiwać, machając obiega rękami jak wariatka. Rzeczywiście, w naszym kierunku zmierzał ciągnięty przez konie wóz pełen siana. Zarośnięty facet z trawą między zębami i słomkowym kapeluszem na głowie wyszczerzył się na nasz widok, podjeżdżając bliżej. Dara, która do tej pory wlokła się z tyłu, co jakiś czas grobowo obwieszczając, że jeszcze trochę słońca i dziecko urodzi się czarne, wreszcie odetchnęła z ulgą i dopadła wozu, przedstawiają nam włochatego Yeti jako swojego wuja. No co za fantastyczny zbieg okoliczności. Zrzygam się ze wzruszenia. Czy jej wuj nie mógł zjawić się znikąd jakieś trzy godziny wcześniej..?
                Minho uciął moje ponure refleksje, brutalnie wrzucając mnie na wóz. Zapowietrzyłem się, lądując z twarzą w stogu siana, który stłumił serię przekleństw, jaką z siebie wyrzuciłem. Gdzieś nade mną rozległ się serdeczny śmiech Żabola.
                Cóż, jak to kiedyś powiedział pewien mądry filozof, „głupota jest nieuleczalna i prawdopodobnie zakaźna, bo przybiera rozmiary epidemiczne”. Skubany miał cholerną rację.

~*~

Farma państwa Park nie była wielka, niemniej jednak wyglądała jak typowy, wiejski domek bez śladów cywilizacji, z wychodkiem na zewnątrz, pozbawiony kablówki, anteny satelitarnej czy choćby ciepłej wody. Mnie tam to zwisało i powiewało, w domu nieraz bywało gorzej, szczególnie zanim znalazłem pracę w kawiarni, ale Kibum omal nie umarł na zwał, kiedy Jonghyun cierpliwie tłumaczył mu, że „spanie pod namiotem” tak naprawdę nie jest żadną metaforą określającą luksusowy pałac z darmowym spa, ale faktycznie oznacza spanie pod cienką płachtą w towarzystwie mrówek i innych robali. Namioty to była inna sprawa. Kiedy już zapoznaliśmy się z rodziną Dary, w której skład wchodziła bardzo miła pani Park zasypująca nad od wejścia wypiekami domowej roboty, wujek Yeti z niemal taką samą awersją do golenia jak mój ojciec, lekko nawiedzona, przygłucha, stuletnia babcia oraz Jenny, piętnastolatka z przerośniętym ego na miarę Sulli – przyszedł czas na rozdzielenie miejsc do spania. Problem polegał na tym, że nas była siódemka, a namioty były trzy plus jeden dziadowski, mieniący się wszystkimi kolorami tęczy namiot Minho, prawdopodobnie zakupiony w Ikei lub stworzony przy pomocy poradnika „Zrób to sam”. Wolałem nie wnikać.
Od początku miałem złe przeczucia co do tej kwestii i jak widać po raz kolejny mój zmysł pesymisty mnie nie zawiódł, co uświadomiłem sobie, lądując pod jednym „dachem” z Żabolem. A wszystko z winy Amber, która stwierdziła, że jej największym marzeniem jest spędzenie następnych dwóch tygodni pod lichą, tęczową płachtą i zaczęła mrugać do mnie porozumiewawczo, co dla dobra własnego uznałem za zwykły tik nerwowy.
- Masz nie chrapać, nie sapać, nie wiercić się i nie zabierać mi przestrzeni osobistej – wyliczyłem, wrzucając swój plecak do środka namiotu. Minho uniósł brwi z powątpiewaniem, ledwie maskując rozbawienie.
- Ten namiot ma dwa metry kwadratowe, nie sądzę, żebyś mógł tutaj liczyć na wielkie pole przestrzeni osobistej.
- …A poza tym nie molestuj mnie ani przez sen, ani w stanie świadomości, nie zabieraj mi koca i nie próbuj używać mnie jako swojej poduszki - przytulanki, bo będziesz spać z innymi kijankami w jeziorku.
Chcąc nie chcąc, przystał na moje warunki i uznałem, że dopóki miał zamiar ich przestrzegać, mogłem ewentualnie przetrwać te dwa tygodnie dla dobra ludzkości. Miałem nadzieję, że kiedy już odpracujemy wszystkie straty kawiarni, Onew nie pożałuje mi odszkodowania za uszczerbek na psychice.
Nawet ja musiałem przyznać, że nie zaczęło się źle. Pan Park pozwolił nam odpocząć po podróży, a sam pojechał wyciągnąć z błota samochód Jinkiego, proponując nam chwilę relaksu nad jeziorem. Jego zbyt entuzjastyczny uśmiech wzbudził we mnie podejrzenie, że po owym „relaksie” nie będzie miał skrupułów wycisnąć z nas siódmych potów.
Jezioro wyglądało jak… jezioro. Nie miałem zamiaru bawić się w żadne kreatywne opisy sporego zbiornika z wodą, przyglądając się sceptycznie, jak Jonghyun wskakuje do niego na główkę i po chwili wynurza się z wielkim guzem, mamrocząc coś o tym, że dno jest nieco wyżej, niż mu się wydawało. Kibum prychnął z pogardą i padł na leżak, wylewając na siebie kolejną porcję kremu, a z kolei Jinki postanowił spróbować wędkowania, bo nikt mu nie powiedział, że w tej sadzawce chyba nie było żadnych ryb.
Kiedy Minho i Amber siłą próbowali wciągnąć mnie do lodowatej wody, omal ich nie pogryzłem, więc końcowo zostawili mnie w spokoju i poszli „surfować”, dając mi wreszcie czas na ochłonięcie. Usiadłem na kamieniu i wbiłem wzrok w ekran komórki, wciąż pokazujący zero kresek zasięgu. Znowu naszły mnie czarne myśli. Zwykle moja wyczulona intuicja alarmowała mnie za każdym razem, kiedy miało stać się coś nieprzewidzianego. Teraz znów dopadło mnie to uczucie. Co, jeśli Sulli nie poradzi sobie sama z ojcem? Jeśli stanie się coś złego? Lubiłem mieć nad wszystkim kontrolę, a oddalony kilkadziesiąt kilometrów od miasteczka czułem się zupełnie bezużyteczny.
- Hej – podskoczyłem z przerażenia, zwracając szeroko otwarte oczy na Darę, która nagle przysiadła na kamieniu tuż obok mnie. Była uśmiechnięta i odprężona, gładziła swój lekko wypukły już brzuch i przyglądała mi się uważnie, jakby mnie oceniała. Poczułem się nieswojo. Nigdy nie byłem z nią zbyt blisko, ale dla Żabola była prawie jak starsza siostra. Budziła we mnie coś w stylu respektu, jakkolwiek durnie to nie brzmiało.
- Hej? – mruknąłem niepewnie.
- Chyba niezbyt dobrze się bawisz. Od tej zaciętej miny zrobią ci się zmarszczki – oznajmiła, mierzwiąc mi włosy. Przemilczałem to, bo i tak były już wystarczająco rozczochrane przez wiatr.
- To chyba nie są moje klimaty.
- A jakie są twoje klimaty? – Przekrzywiła głowę z zainteresowaniem. – Daj temu miejscu szansę. Pomyśl o tym w ten sposób – w końcu oderwałeś się od SM Town. Sulli wspomniała kiedyś, że tylko o tym marzysz.
- Sulli jest głupia i papla co jej ślina na język przyniesie – burknąłem z irytacją.
- Nieprawda. Chcesz być wolny, żyć po swojemu. Nie ma w tym nic złego. A teraz proszę, masz szansę spróbować w innym środowisku. Wiem, że nie do końca o takim miejscu marzysz, ale potraktuj to jako element przejściowy. Wszystko może się zmienić przez te dwa tygodnie. Rozchmurz się trochę!
Patrzyłem na nią jak na wariatkę, zastanawiając się, czy sobie ze mnie kpi, czy też naprawdę tak słabo mnie znała. Gdyby „rozchmurzanie się” było czymś tak łatwym… Ale nie było, nie dla mnie.
- To co według ciebie mam zrobić? Może TO..?
Machnąłem ręką w kierunku jeziora, gdzie Jonghyun wydzierał się w niebogłosy, twierdząc, że wciąga go pod powierzchnię jakiś wir wodny, podczas gdy Onew zerwał się z leżaka na drugim brzegu i zaczął energicznie naciągać żyłkę wędki, przekonany, że złowił rekina albo nawet wieloryba. Minho i Amber pokładali się ze śmiechu, patrząc, jak zdezorientowany Jinki wyciąga z wody kąpielówki Jonghyuna, a sam Dino stoi w wodzie z głupią miną, nagi jak go pan Bóg stworzył. Kibum wydał z siebie pełen zgorszenia okrzyk i zakrył oczy dłońmi.
Kretyni.
- Tak, na przykład TO możesz zrobić – powiedziała Dara łagodnie, tłumiąc chichot. – Carpe diem. Żyj chwilą, nie myśl o tym, co będzie lub nie będzie jutro. Czasami życie daje nam niespodziewanego kopa w tyłek i nic nie idzie zgodnie z planem. – Wskazała wymownie na swój brzuch. Zaczerwieniłem się lekko, bo odniosłem wrażenie, że nagle zrobiło się dla mnie zbyt intymnie.
- Nie martw się, nie zajdę w ciążę, jeśli to masz na myśli.
- Chcę ci tylko dać dobrą radę. Doceń to, co masz, nawet, jeśli wydaje ci się, że to żadne cuda. Mówiąc twoim pesymistycznym językiem - nie znasz dnia ani godziny.
Po tych słowach wstała i ruszyła w stronę Jinkiego, który nieudolnie starał się odczepić gacie Jonghyuna od haczyka, ku uciesze Amber i Żabola i zdecydowanie mniejszemu entuzjazmowi Dino.
Hm. Dobra, to była dziwna konwersacja, ale w sumie nie nieprzyjemna. Spojrzałem jeszcze raz w stronę jeziorka. Może ta woda rzeczywiście nie była aż taka lodowata, jak wydawało się na pierwszy rzut oka? Czy zmoczenie w niej czubka buta można było uznać za „chwytanie dnia”? Cóż, od czegoś trzeba zacząć. Dźwignąłem się na nogi, podejmując decyzję. Niech stracę, moja reputacja badboya i tak prawdopodobnie leży na dnie, może przy okazji znajdę ją w tym bajorku.
Minho spojrzał na mnie i wytrzeszczył oczy. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie i radość, wręcz przerażająca kombinacja. Już miałem zrobić spektakularny w tył zwrot, kiedy dotarło do mnie, że Bambi wcale nie gapił się na mnie, tylko na coś ponad moim ramieniem. Trochę to trafiło w moje ego, ale i tak się odwróciłem.
Mój powstały z prochów entuzjazm poszedł się topić.
- HEJ, LUDZIE! – zawył donośnie Lee Donghae, bo to jego umięśniona sylwetka zbliżała się nieubłagalnie w naszym kierunku. – Powiedzieli mi, że tu was znajdę! Nooo, chodźcie uściskać swojego ulubionego wujaszka!
Nie. Nie, to się nie dzieje naprawdę, nie…
- Donghae hyung?! – Minho prawie mnie stratował, rzucając się na swojego niedźwiedziowatego przyjaciela z taką miną, jakby schlał się litrem kawy i został właścicielem największego dachu na świecie. Niedźwiedź klepnął go w plecy po bratersku, tym razem przynajmniej oszczędzając sobie całusów na powitanie.
- Heh, kiedy mówiłeś o tym, jaki numer wykręcił ci twój stary, stwierdziłem, że przyda się wam dodatkowa para rąk. Poza tym, ja też potrzebuję wakacji. Ktoś tu musi rozkręcić imprezę! O, cześć, księżniczko Taeminnie.
…Nigdy nie mów „może być gorzej”.

~*~

Donghae był naprawdę najgorszym, co mogło nam się przytrafić. Albo raczej mnie, bo cała reszta albo miała to głęboko gdzieś, albo promieniała radością i skakała dookoła tego idioty, piejąc peany oraz wiwatując na jego cześć. No dobrze, jeszcze nikt nie zniżył się do tego poziomu, ale Bambi widocznie był temu bliski. Przyjaciele od siedmiu boleści. Dobrali się, nie ma co, trudno było nawet stwierdzić, który z nich był gorszy od drugiego.
Z jakiegoś powodu fakt, że Donghae przyczepił się do Minho jak rzep do psiego ogona doprowadzał mnie do szału. To nie tak, że byłem zazdrosny, a już tym bardziej nie o Żabola, nawet tak nie żartujmy. Po prostu jeden szaleniec to i tak za dużo, dwóch to już przegięcie.
Popołudnie mieliśmy spędzić w sadzie na fascynującym zajęciu, jakim było zbieranie jabłek, które potem rodzina Park wywoziła do miasta. Wątpiłem, czy dało się na tym zbić fortunę, ale nie miałem nawet komu na ten temat pomarudzić, bo Żabol uroczo kontemplował z Donghae parę metrów przed nami. Chwyciłem więc za grabie i zacząłem zgarniać nimi leżące na ziemi owoce w małe kupki, które potem ktoś – na pewno nie ja – będzie miał zaszczyt zbierać.
- Chyba zbiera się na deszcz – stwierdziłem niczym prawdziwy sadysto-masochista, zerkając ponuro w stronę przejrzystego nieba.
- Nie ma ani jednej chmurki. Chyba, że potrafisz wywołać deszcz samym myśleniem. - Amber popatrzyła na mnie z powątpiewaniem, na co tylko wzruszyłem ramionami. Nigdy nie wiadomo, znałem swojego pecha.
Jak się można było domyślić, praca nie mogła przebiegać w świętym spokoju, bo gdyby tak było, to byłby pierwszy poważny znak, że nadchodzi koniec świata.
- Obrzydliwe – oświadczył Kibum, przystając na chwilę przy otoczonym misternym płotkiem kompoście. – Ktoś tu zrobił wysypisko i jeszcze je ogrodził, zamiast jak normalny człowiek, wyrzucić to wszystko do śmietnika.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
- To ma być nawóz, mądralo.
- Och, przepraszam, że nie jestem urodzonym wieśniakiem i nie znam podstawowych zasad funkcjonowania wiejskich śmietników – powiedział sarkastycznie, obchodząc kompostownik szerokim łukiem. Jak na świeżo upieczonego farmera ubrał się raczej tak, jakby miał zaraz zacząć kroczyć po wybiegu. Ciekawe, komu chciał się przypodobać, tutejszemu bydłu?
- Patrzcie, mam TACZKI! – wrzasnął Jonghyun, mknąc w naszą stronę z prędkością światła. Pchał przed sobą zardzewiałe narzędzie i pewnie wyobrażał sobie, że jedzie najnowszym modelem harleya. Temu to niewiele potrzeba było do szczęścia. Kibum wyprostował się i poprawił elegancką marynarkę, przybierając wyniosły wyraz twarzy. Tak, zdecydowanie chciał zaimponować swoim stylem bydłu, o ile skurczone w praniu dinozaury można było zaliczyć do bydła. Potem mina nieco mu zrzedła, bo Jonghyun wjechał swoją nową limuzyną prosto w niego i obaj wpadli do kompostownika z głośnym chlupotem, któremu towarzyszyły dzikie wrzaski Kibuma.
- NOWA marynarka, Jonghyun, NOWA MARYNARKA!
- Przepraszam, kupię ci nową! Naprawdę przepraszam, to były te emocje i… Poza tym nie ma tego złego, przecież kompost jest chyba dobry na cerę, prawda?!
- Nawet mnie nie dotykaj, ona była NOWA!
Minho i Donghae zaczęli wyć ze śmiechu, a ja, Amber i Jenny oddaliliśmy się stamtąd, zanim diabelskie taczki nas też postanowiły wrzucić w ten syf.
- No to co, bierzemy się do roboty?! Te jabłka same się nie zbiorą. – Donghae zakasał rękawy kraciastej koszuli, zacierając ręce z wyraźnym entuzjazmem. Jego podejrzanie zadowolona mina nie wróżyła bynajmniej żadnych dobrych zamiarów, bo po chwili trącił łokciem pochylonego nad koszykiem Minho. Kiedy Żabol spojrzał na niego pytająco, Donghae wskazał brodą na wylegującego się w słońcu Jinkiego, który przykrył twarz słomkowym kapeluszem i pochrapywał pod nim głośno. – Hej, co wy na to, żeby zagrać w taką grę w ramach rozrywki – jeśli trafisz najbardziej zgniłym jabłkiem Dubusia w nogę, to masz dziesięć punktów. Głowa będzie za jakieś dwadzieścia, a tyłek z pięćdziesiąt plus bonus, bo leży do góry brzuchem. Ten, kto przegra, pierze jutro ciuchy w jeziorku. To lepsze niż Monopoly!
Minho parsknął śmiechem, a stojąca na drabinie Jenny rzuciła im z góry pogardliwe spojrzenie. To był prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz kiedy musiałem zgodzić się ze smarkulą jej pokroju, chociaż przypuszczałem, że wiele miała z tym wspólnego moja niechęć do tego nadpobudliwego niedźwiedzia, który nie dość, że chyba imponował Minho swoim idiotyzmem, to jeszcze nie miał za grosz szacunku dla starszych. Hm, nie twierdzę, że ja go miałem, ale jeśli chodziło o Onew, robiłem wyjątek. Dlatego też z irytacją obserwowałem, jak Donghae wprowadza w życie swój plan, skradając się ku niczemu nieświadomemu Jinkiemu z garścią przegniłych owoców, ku uciesze kretyna Żabola, który patrzył na niego jak na ósmy, dziewiąty i dziesiąty cud świata w jednym. Widać niewiele mu było potrzebne do szczęścia, a taki się sobie wydawał dojrzały.
Dziecinada i żenada w jednym.
- Nie wiem czy wiesz, ale zrobiłeś się nagle seledynowy – stwierdziła Amber, która stała oparta o drzewo i przyglądała mi się ze złośliwym uśmieszkiem, leniwie pogryzając jabłko. – Masz niestrawności po zjedzeniu ruszających się jeszcze pstrągów, czy po prostu zieleniejesz z zazdrości..?
- Nie, po prostu zamieniam się w UFO – odparowałem, piorunując ją spojrzeniem. Miałem szczerą nadzieję, że udławi się tym jabłkiem i zamilknie na wieki. Nagle zabawa w celowanie owocami wydała mi się całkiem znośna. Sto punktów za trafienie Amber w jej pusty łeb?
- Jak sobie chcesz, ale ja wiem swoje. Ogarnąłbyś się w końcu z tymi swoimi uczuciami, bo jesteś gorszy niż Dara, ale jej można wybaczyć, ciąża zobowiązuje. A ty i on? – Rzuciła znaczące spojrzenie na Minho, który zajął się wybieraniem najbardziej miękkich jabłek, podczas gdy Donghae wisiał nad Jinkim i udawał pszczołę, próbując sprowokować hyunga do tego, by obrócił się na brzuch. Miałem nadzieję, że zarobi w gębę, kiedy Onew zacznie się odganiać od nieistniejących owadów.
- Nie próbuj mną manipulować – syknąłem, ze złością potrząsając swoim koszykiem. – Jak zwykle wydaje ci się, że wiesz nie wiadomo co, a tak naprawdę…
- Nie, to ty nie próbuj zaprzeczać! – przerwała mi ostro. – Spójrz prawdzie w oczy, bo mam dosyć bawienia się z tobą w wieczne podchody. Lubisz go, zależy ci na nim, pewnie nawet coś więcej, chociaż wciąż jesteś tak cholernie uparty, że tego nie przyznajesz. Nie, zamknij się! – dodała, kiedy już otwierałem usta. – Sam nam powiedziałeś, nie wykręcisz się od tego. Jonghyun może potwierdzić, prawda, Jonghyun?!
Dino był od nas oddalony o jakieś dziesięć metrów i nadal ze skruchą otrzepywał zrzędzącego Kibuma z resztek kompostu, więc nie mógł nas słyszeć, ale mimo to na dźwięk swojego imienia uśmiechnął się szeroko w naszym kierunku i uniósł kciuk. Prychnąłem, trąc zaczerwienione policzki wierzchem szorstkiej rękawicy.
- Wszyscy jesteście popieprzeni.
- Tak, a ty najbardziej. Nie mam zamiaru swatać cię na siłę, tak robią tylko w tanich serialach. To twoje życie, ale czasami wydaje mi się, że jesteś strasznie nie fair w stosunku do siebie i do Minho. Nie uciekniesz przed tym, Taemin. A nawet jeśli, to potem będziesz żałować.
Zagryzłem zęby, nie mogąc patrzeć na jej współczującą minę. Proszę, zachciało jej się odgrywać rolę dobrej wróżki Kopciuszka. Miałem jej dość. Wkurzało mnie to, że na siłę starała się mi coś udowodnić, wpychała się w nie swoje sprawy i wszystko jeszcze bardziej komplikowała. Z furią wbiłem w ziemię grabie, omal ich przy tym nie łamiąc. Miałem już na końcu języka stos najgorszych obelg i przekleństw, które mogły jej raz na zawsze pokazać, że miałem w głębokim poważaniu jej beznadziejne porady i całą jej egzystencję, ale to, co nagle wydobyło się w z moich ust, wstrząsnęło mną do granic możliwości. Zupełnie tak, jakby coś na ułamek sekundy zawładnęło moim mózgiem i mimowolnie wydobyło ze mnie najgorszą deklarację z możliwych.
- Ja już nie potrafię kochać.
Przez twarz Amber przemknął cień zaskoczenia, ale szybko wróciła do siebie. Przyglądała mi się bezradnie, jakby zastanawiając się, czy przytulenie mnie będzie w tym momencie dobrym pomysłem. Spojrzałem na nią ostrzegawczo spod za długiej grzywki, mając nadzieję, że nie zauważy moich wypieków i szeroko otwartych oczu. Nie co dzień składałem takie deklaracje, nawet mnie to zaniepokoiło. Albo raczej zaniepokoiło mnie to, że wreszcie powiedziałem prawdę.
Amber wypuściła wstrzymywane powietrze, po czym jak gdyby nigdy nic przykucnęła i zaczęła wrzucać strząśnięte przez Jenny jabłka do mojego koszyka.
- Potrafisz – rzuciła cicho, kiedy już zaczynałem mieć nadzieję, że nie wróci do tego tematu. – Każdy potrafi, tylko nie każdy chce.
Złote myśli tego typu niezbyt pasowały do scenerii w jakiej się znajdowaliśmy, z uwalonymi rękawicami i kaloszami, po kolana w błocie, błądząc wśród aromatycznych oparów w postaci krowich odchodów i siana, które jakimś cudem zaplatało się w moje włosy. Przez dłuższą chwilę przetwarzałem sens zdania, które wypowiedziała Amber, ale na szczęście Jenny wybawiła mnie z tej konwersacji, zanim zdołałem odpowiedzieć czymś równie sentymentalnym, głupim i niezręcznym.
- Znowu się obijacie! – wrzasnęła z góry, trzęsąc drzewem tak energicznie, że kilka jabłek spadło mi na głowę. – Ruchy, bo do jutra tego nie skończymy! Jeśli naprawdę chcecie uratować swoją kawiarnię, palarnię, czy gdzie wy tam w końcu pracujecie, to weźcie się do roboty!
- Spokojnie, wyluzuj, młoda! – odkrzyknął Donghae, budząc tym samym Jinkiego, który z wrażenia spadł ze swojego leżaka i w nagrodę dostał jabłkiem prosto w zacną tylną część ciała. – Bez zabawy nie ma życia! To twoje motto, Min, dobrze pamiętam?!
- Bez ryzyka nie ma zabawy – poprawił Minho, biorąc koszyk i idąc w naszą stronę z szerokim uśmiechem. Wbiłem wzrok w kępkę trawy, udając, że mnie niezmiernie zainteresowała. Z chaotyczną zawziętością zacząłem wrzucać owoce do koszyka, przy okazji trafiając nimi w stopy Amber, która syknęła coś o niewyżytych gówniarzach i buzujących hormonach, ale ją zignorowałem. Kiedy padł na mnie cień, nawet nie musiałem podnosić głowy, żeby sprawdzić, kim jest intruz. Zamiast tego podniosłem duże, dorodne jabłko, doszedłem do wniosku, że jest wystarczająco twarde, po czym cisnąłem nim na oślep do góry, modląc się, żeby trafiło tam, gdzie trzeba. Niestety, skubany zręcznie uchylił się przed pociskiem.
- Widzę, że nieźle wam idzie – zauważył z irytującym rozbawieniem. – Widać ten entuzjazm.
- To akurat tylko sfrustrowany Taemin, nic nowego – odparła Amber bez emocji. – Ale swoją drogą, to Jenny ma rację. Zamiast bawić się z drugim Kubusiem Puchatkiem w dwóch zboczeńców napastujących biednego Jinkiego, raczej zrobilibyście coś pożytecznego, na przykład trochę nam pomogli.
- Już niewiele zostało – stwierdził ten przeklęty optymista, lustrując wzrokiem kilogramy jabłek walających się po wilgotnej trawie. Na mój gust mogliśmy to zbierać całą wieczność a i tak jakimś cudem by się mnożyły.
Minho przykucnął obok mnie i z werwą zabrał się do pracy, podczas gdy Donghae pokładał się ze śmiechu, bo Onew, bynajmniej niewzruszony bombardowaniem, zasnął z powrotem, tym razem na ziemi. Gdzie podziali się Jonghyun i Kibum, tego nie wiedziałem i nawet niezbyt chciałem wiedzieć. Grunt, że już nie próbowali wepchnąć się nawzajem do kompostu, przy okazji rozchlapując jego zawartość na każdego, kto się zbliżył.
- Wszystko w porządku? – mruknął cicho Żabol, wyrywając mnie z zamyślenia. – Jesteś strasznie milczący.
Zmarszczyłem brwi, nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Bo zwykle jestem niby taki wygadany?
- Nie, ale dziwnie się czuję, kiedy nie rzucasz złośliwymi komentarzami na prawo i lewo, nie mordujesz mnie wzrokiem za to, że oddycham i właściwie zachowujesz się prawie sympatycznie. Z naciskiem na prawie, biorąc pod uwagę, że chwilę temu chciałeś wykastrować mnie z pomocą jabłka.
- Nie przyzwyczajaj się – warknąłem agresywnie. W panice uświadomiłem sobie, że faktycznie, zamiast obrażać się jak rozpuszczona nastolatka o to, że jakiś niedźwiedzio-podobny gnojek od rana zabiera mi cel moich najlepszych słownych ataków, powinienem raczej zemścić się na nich obu w jakiś bardziej kreatywny sposób. Na przykład, za pomocą jabłkowej ofensywy.
- To przez Donghae, prawda? Denerwuje cię.
Zaskoczony, gwałtownie uniosłem głowę, zastanawiając się, skąd ten wariat nagle posiadł sztukę czytania mi w myślach, po czym zamarłem w szoku, zdając sobie sprawę, jak bardzo blisko nasze twarze nagle się znalazły. Niewiele brakowało i zderzylibyśmy się czołami, co może byłoby nawet mniejszym złem, bo zamiast tego miałem całkiem dobry widok na jego wielkie, wyłupiaste, błyszczące, obrzydliwe oczy, przepełnione jakąś chorą łagodnością i niepewny uśmiech na pełnych ustach. Poczułem, jak krew przestaje spokojnie krążyć mi w żyłach i uderza do głowy, a ja nagle oblewam się potem. Minho uniósł brwi, wpatrując się intensywnie w moją twarz, a gdzieś z tyłu doszło do mnie stłumione chrząknięcie Amber.
Nie wiedziałem, ile sekund upłynęło, ale przez dłuższą chwilę nie potrafiłem się ruszyć ani o milimetr mimo tego, że prawdopodobnie powinienem, bo przesycone wiejskimi zapachami powietrze nagle zgęstniało i zrobiło się tak napięte, że aż nie do wytrzymania.
- HEJ, KSIĘŻNICZKO TAEMINNIE! – Wydałem z siebie jakiś kompromitujący, podobno do kwiku dźwięk i wylądowałem na plecach w trawie, wyrwany z tego dziwnego transu. Nad nami stał jak gdyby nigdy nic Donghae i uśmiechał się wrednie, machając wielkim jabłkiem tuż nad naszymi głowami. – Przepraszam, że przerywam słodką kulminację, ale tu są dzieci, które czują się zgorszone waszym gruchaniem.
- Mam piętnaście lat, staruchu! – krzyknęła z drabiny Jenny, wciąż maltretując jabłoń. – Na razie czuję się zgorszona tylko twoim nieróbstwem!
- Aż mi się przypomniał świąteczny incydent z jemiołą, szkoda, że tutaj macie do dyspozycji tylko przegniłe owoce – kontynuował ze złośliwym uśmieszkiem, nie zawracając na nią uwagi. Minho poderwał się do góry, otrzepując ogrodniczki z zażenowaną miną i wyciągnął do mnie rękę. Odepchnąłem go i wstałem o własnych siłach, wciąż lekko oszołomiony i zdezorientowany swoją idiotyczną reakcją. Przecież nic się nie stało.
- W każdym razie, przyszedłem tutaj, żeby zaproponować wam jeszcze trochę rozrywki, bo zamulacie dzisiaj niemożliwie. Wujek Dongi zaraz rozkręci imprezę. Księżniczko?
Popatrzyłem na niego z niechęcią. Podwinął rękawy kraciastej koszuli do łokci i wyciągnął w moją stronę dłoń, w której trzymał lekko poobijane już, nieco przegniłe jabłko. Skrzywiłem się, zniesmaczony.
- No, nie daj się prosić, rzucisz w Dubusia tylko raz, zobaczysz, jak to rozładowuje emocje, a hyung nawet się nie poruszy. Trzęsienie ziemi by go nie obudziło. No dajesz, ciekawy jestem, gdzie trafisz.
Zacisnąłem zęby, myśląc intensywnie. Równie dobrze mógłbym wziąć do cholerne jabłko i wycelować nim w niego, wtedy by się przekonał, jak dobrego miałem cela. Hej, to nie był taki zły pomysł. Jednocześnie poczułby moją słodką zemstę i może wreszcie dałby mi spokój, a ja wtedy śmiałbym się szyderczo z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Uniosłem lekko kąciki ust, próbując wyglądać najbardziej niewinnie, na ile mnie było stać i wyciągnąłem rękę, chcąc wziąć od niego owoc. A potem niechcący zawędrowałem wzrokiem trochę wyżej.
Nieoczekiwany chód przeszył całe moje ciało, a szok zmroził mi krew w żyłach. Nagle zrobiło mi się słabo, zupełnie tak, jakby uszło ze mnie całe powietrze. Czas stanął w miejscu.
- Hmm? Księżniczko, żyjesz jeszcze? Wiem, że kręcą cię moje mięśnie, ale możesz popodziwiać je później, teraz lepiej…
- Co. To. Jest. – Wykrztusiłem z siebie ochryple i trochę niewyraźnie, bo moje posiniałe wargi odmówiły mi posłuszeństwa.
- To..? Um, to jest jabłko, a przynajmniej było jabłkiem, kiedy ostatni raz sprawdzałem. – Uśmiech Donghae nieco przybladł. Teraz przenosił zdezorientowane spojrzenie ze swojej wciąż wyciągniętej dłoni na moją zastygłą twarz i z powrotem.
- Nie… Nie to…
- Och, to. – Potarł drugą dłonią nadgarstek, wciąż przyglądając mi się z zaskoczeniem. – To tylko tatuaż. Mój stary ma świra na punkcie tatuaży. Kiedyś miał własne studio, zanim zupełnie się stoczył… To… Zrobił mi to na pamiątkę, sam ma identyczny. Wąż podobno symbolizuje spryt, przebiegłość, coś tam jeszcze… Co jest, księżniczko, nie lubisz węży?
Minho dotknął mojego ramienia, zaglądając mi w oczy, zaniepokojony.
- Taemin? Hej, Taemin… - Chwycił mnie delikatnie za brodę i starał się obrócić moją twarz w swoją stronę, ale jakimś cudem udało mi się odzyskać panowanie nad swoim ciałem i cofnąć się o kilka kroków. Nie spuszczałem wzroku z wciąż wyciągniętej w moją stronę dłoni Donghae, czując obracający się szybko w mojej głowie kalejdoskop emocji. Nie wiedziałem już, co się dookoła mnie dzieje, istniała tylko ta ręka, opuszczana w zwolnionym tempie wzdłuż jego ciała. Jabłko spadło z cichym plaskiem na ziemię.
- Taemin?! Tae, co…
Ktoś chwycił mnie za ramiona, prawdopodobnie Amber, ale nie byłem tego pewien. „Co się dzieje tam na dole?!” – zawołała z góry Jenny, ale jej cienki głos całkowicie zatonął w szumie krwi, jaki nagle uderzył w moje uszy. Czułem się jak odurzony, jak w jakimś amoku, nie mogłem się zdecydować, czy jestem przerażony, wściekły czy zamrożony.
Donghae również się cofnął, rzucając Minho rozpaczliwe spojrzenia. Musiałem naprawdę wyglądać tak, jakbym w każdej chwili chciał się na niego rzucić. Chyba chciałem.
- Taemin-ah, uspokój się, jesteś zmęczony, powinieneś odpocząć…
Łagodny głos Minho był ostatnim, co do mnie dotarło, zanim odwróciłem się napięcie i rzuciłem się przed siebie, tracąc kontrolę nad tym, co robię i myślę. Chciałem zapomnieć, wymazać to z pamięci, a tym czasem widok przysłoniły mi całkowicie widma przeszłości, rozpryskujące się na podłodze krople krwi, wirujące w powietrzu, czarne włosy i olbrzymia dłoń dzierżąca nóż, zamiast zwykłego jabłka. Dłoń, której nadgarstek okalał tatuaż w kształcie węża. Znienawidzona dłoń. Chciałem rzucić się na jej właściciela, pobić go do nieprzytomności, mimo, że brzydziłem się przemocą. Chciałem uciec.
Potem moje uszy wypełniły już tylko rozpaczliwe krzyki, błagalne jęki i dziecięcy płacz.

~*~

Niemal biegłem przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię i w swoje szybko poruszające się na niej glany. Jakimś cudem udawało mi się nie wpadać na co drugie drzewo, chociaż w całym tym amoku pewnie nawet nie poczułbym zderzenia z żadnym z nich. Byłem tak wściekły, że nic mnie już nie obchodziło, zupełnie nic. Kurczowo zaciskałem pięści w kieszeniach, wbijając paznokcie w wewnętrze strony dłoni tak mocno, że po jakimś czasie zupełnie przestałem odczuwać ból. W ogóle go nie czułem, nie skupiałem się na nim. Fizyczny ból dla mnie nie istniał, nigdy się go nie bałem. To ten inny, wewnętrzny, przerażał mnie najbardziej. A teraz, kiedy wszystko, co kumulowało się we mnie od tak długiego czasu, wreszcie eksplodowało, zalewając mnie od stóp do głów falą goryczy i bezradności, czułem się tak, jakbym mógł w każdej chwili zwariować. Bolało, tak cholernie bolało. Myślałem, że tak silna fala bólu i wspomnień już nigdy nie wróci, ale myliłem się, bo teraz było mi jeszcze gorzej, niż na samym początku. Myślałem, że przyzwyczaiłem się do bólu. Byłem przekonany, że podobnie jak z wbijaniem paznokci w skórę, po pewnym czasie pozostaje tylko lekkie mrowienie, pamiątka po czymś, co już dawno przeminęło. Żyłem w kłamstwie.
Nie wiedziałem, co robić. Nagle wszystko zaczęło do siebie przeraźliwie pasować i chociaż dowody, które miałem, nie musiały znaczyć zupełnie nic, to jednak podświadomie wiedziałem, że coś znaczą. To prawda, wielu ludzi mogło mieć tatuaż w kształcie wężowej bransolety na nadgarstku. To nie musiało nic znaczyć. Jednak nie chodziło nawet o to, czy to coś znaczyło, czy nie. Sam widok tego tatuażu obudził we mnie tysiące wspomnień, strach i to najgorsze, ból.
Zabił ją. Kimkolwiek był mężczyzna z tatuażem, zabił mój matkę, wbił jej nóż w pierś, pozwolił krwi skapywać na moich i Sulli oczach. Byliśmy wtedy tylko niewinnymi dzieciakami, niedoświadczonymi jeszcze przez życie, słodkimi i beztroskimi. Kimkolwiek on był, odebrał nam to na zawsze. Odebrał nam nie tylko matkę, ale i ojca, zniszczył nas. Oto, czym się staliśmy.
Ojciec Donghae równie dobrze mógł nie mieć z tym nic wspólnego, to mógł być tylko jeden, wielki, przerażający zbieg okoliczności. Przed oczami stanęła mi roześmiana twarz mamy, kiedy energicznie popychała karuzelę, na której siedzieliśmy ja i Sulli. Jej czuła twarz i delikatny dotyk gładkich dłoni, kiedy odgarniała mi z czoła moje wiecznie rozczochrane włosy. Jej drewniana spinka w kształcie kwiatu, taka sama, jaką znalazłem w mieszkaniu ojca Minho w Seulu.
Ojciec Minho. Jaką rolę on tu odgrywał? Czy to wszystko w ogóle miało sens, czy znowu próbowałem pisać nieistniejące historie, oskarżając ludzi bez żadnych podstaw? Zdjęcie w jego sypialni przedstawiające jego nienaturalnie szczęśliwą twarz oraz odwróconą tyłem kobietę o długich czarnych włosach i charakterystycznej fryzurze.
Zacząłem się trząść, kiedy kolejne przebłyski pojawiały się w mojej głowie, jakbym oglądał jakiś stary film ze zdeformowanym dźwiękiem, klatka po klatce. Dopiero teraz zorientowałem się, że zaczęło padać, a huki w mojej głowie nie były tylko efektami specjalnymi wytwarzanymi przez moje zszargane nerwy. Grzmiało. Deszcz zacinał tak mocno, że cała moja koszulka przykleiła się do ciała, chociaż do tej pory byłem przekonany, że to przez pot. Tymczasem gęste strumienie deszczu spływały mi po rozpalonej twarzy i dostawały się do oczu oraz ust. Dziwne, że miały taki słony posmak.
-  Staremu Lee było was żal, dlatego wyświadczył wam przysługę, a teraz za to odpokutowuje. I na co mu to było? Okazał ci trochę łaski, ale ty wolałeś swojego uroczego tatuśka i jego pękające w szwach konto bankowe – mówił zjadliwie Heechul w mojej wyobraźni. Słyszałem go tak wyraźnie, jakby stał tuż za mną i szeptał mi do ucha. Dreszcz rozszedł się po całym moim ciele. Zrobiło się nagle tak ciemno, a ja nie wiedziałem nawet, jak daleko od sadu się znajdowałem. Rozejrzałem się w panice. Wszędzie były tylko… drzewa. Mnóstwo drzew, ciemność i coraz mocniej zacinający deszcz.
- Mówiłem ci, tu chodzi o jakąś grubszą sprawę z przeszłości, ale nie znam szczegółów. Mój tata i rodzina Donghae nienawidzą się, dlatego od początku był przeciwny naszej przyjaźni.
- Nie dostrzegasz wagi sytuacji, Minho. Człowiek, którego ścigamy, jest mordercą, a ty uważasz potencjalnego szpiega za swojego przyjaciela!- Zmora wykrzywionej ze złości twarzy Choi seniora na chwilę odebrała mi oddech.
- Nie możecie trzymać Donghae tylko dlatego, że jest synem faceta, którego ty nienawidzisz! NIC go z nim już nie łączy, a to, że ty od trzech lat nie potrafisz złapać jednego przestępcy, świadczy tylko o tym, jak beznadziejną gliną jesteś!
Od trzech lat. Trzy lata temu zginęła moja matka. Grubsza sprawa z przeszłości… To brzmiało tak znajomo.
Czy to ojciec Donghae zabił moją matkę? Czy tak naprawdę we wszystkim się pomyliłem? Ojciec Minho był… dobry? Coś go łączyło z moją matką? Czy to możliwe, że aż tak bardzo zmienił się przez jedno wydarzenie..?
Możliwe. Przecież dokładnie to samo spotkało mnie. Kurwa, byłem przez cały czas takim hipokrytą, mieszając go z błotem i będąc pewnym, że jest złem wcielonym. Minho nie wiedział, nie mógł wiedzieć. Ja wciąż tego nie rozumiałem. Świadomość, że znalazłem się o krok od poznania prawdy uderzyła mnie nagle z siłą bomby atomowej i odrzucił do tyłu, odbierając mi wszelką zdolność do racjonalnego myślenia.
Było mi na przemian zimno i gorąco, kiedy opadłem na mokre liście i zwinąłem się w kłębek, chowając twarz w dłoniach. Wciąż drżałem, trochę z przeszywającego chłodu, który nagle mnie ogarnął, a trochę ze strachu. Byłem sam w środku lasu, gdzieś bardzo daleko od farmy państwa Park. Byłem sam. Bałem się być sam podczas burzy – to była jedna z tych bezsensownych fobii z dzieciństwa, tak samo idiotyczna jak przekonanie, że pod łóżkiem czai się głodny potwór, gotowy wyjść w nocy i zjeść cię za to, że byłeś niegrzeczny. A jednak istniała, głęboko ukryta we mnie i teraz postanowiła się ujawnić. Trząsłem się, mokre włosy przekleiły mi się do twarzy i szyi. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może uderzyć we mnie piorun i wtedy nastąpi koniec. W prawdziwym życiu nie ma happy endów. Dopiero teraz to zrozumiałem na własnej skórze przekonując się, co miała na myśli Amber, mówiąc, że będę żałować.
Żałowałem. Żałowałem, że nie dałem Minho szansy, że nie dałem sobie nadziei na coś dobrego. „Każdy potrafi kochać, nie każdy tego chce”. Chciałem chcieć, chciałem kochać, chciałem podziękować temu oślizgłemu Żabolowi za to, że dzięki niemu ostatnie miesiące mojego życia nie były kompletną porażką. Za to, że był przy mnie, że znosił mnie, że mnie kochał… Za wszystko, co dla mnie zrobił.
I tak miałem niedługo umrzeć. Pioruny z każdą sekundą coraz jaśniej odcinały się na tle zachmurzonego nieba. Grzmoty przypominały wystrzały z karabinów. Nie martw się, Sulli, poradzisz sobie beze mnie. Przepraszam.
Zacisnąłem mocno powieki i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem, czując tępy ból po lewej stronie klatki piersiowej.


~*~

- TAEMIN! TAAEEEMIIN! TAEMIN, ODEZWIJ SIĘ! TAEMIN-AH!
Poruszyłem się gwałtownie, wyrwany ze snu. Nie byłem nawet pewien, czy spałem, ale kiedy powiodłem wzrokiem dookoła, była noc. Z wciąż zachmurzonego nieba skapywały jeszcze pojedyncze krople deszczu, ale burza już się skończyła. Zmarszczyłem brwi i spróbowałem się odezwać, ale usta miałem tak wysuszone, że zacząłem tylko kaszleć. Moja twarz musiała być zapuchnięta i obrzydliwa, a głowa pulsowała od migreny. Nie miałem nawet siły unieść się na łokciach.
- TAEMIN, JESTEŚ TUTAJ?! ODEZWIJ SIĘ! TAEMIN-AH!
Znałem ten głos, tak cholernie dobrze go znałem. Wszędzie bym go poznał, w końcu tyle razy przewracałam z irytacją oczami, słysząc jego rozentuzjazmowany, pogodny ton. Należał do Minho.
 - TAEMIN-AH!!!
Tym razem nie brzmiał radośnie. Raczej był przepełniony zmartwieniem i błagalną prośbą, lekko histeryczny.
- Tae, jeśli się nie odezwiesz, to znaczy, że cię tutaj nie ma!
Jasne, idioto, odkryłeś Amerykę. Gdybym mógł, przewróciłbym oczami i tym razem, ale wolałem tego nie robić, bo już i tak cały świat skakał mi przed oczami, kiedy tylko próbowałem się poruszyć. Słysząc szybkie kroki na chrzęszczących liściach, lekko spanikowałem. Nie mógł teraz odejść, co ten kretyn sobie myślał?! Nie będę tu przecież zdychać w nieskończoność. Skoro żadna łaskawa błyskawica nie postanowiła mnie porazić, to miałem zamiar poświecić swoje darowane życie na dalsze dręczeniu tego glonojada.
Otworzyłem usta, ale po raz kolejny wydostał się z nich tylko przytłumiony kaszel. Moje gardło było wyschnięte na wióry.
Szuranie gałęzi zamarło w jednej sekundzie. Spróbowałem więc kaszleć głośniej, mając nadzieję, że to przyniesie jakieś efekty.
- TAEMIN-AH?! TO TY?!
Zebrałem całą silną wolę i wychrypiałem żałosne „tak”, a potem przewróciłem się na bok w stronę, z której dochodził głos. Po chwili gęste krzaki rozchyliły się i pobrudzone błotem, całkowicie zdewastowane adidasy Minho, które kiedyś chyba były białe, znalazły się na poziomie mojego wzroku. Chciałem odetchnąć z ulgą, ale skończyło się to tylko marnym chrząknięciem.
Bambi opadł na kolana, rzucając na ziemię rozłożoną parasolkę i złapał mnie pod ramionami, by w następnej chwili unieść mnie do pionu. Przez sekundę rzeczywistość wokół mnie zawirowała i miałem straszne przeczucie, że zwymiotuję dzisiejszym pstrągiem prosto na jego absurdalne ogrodniczki, ale udało mi się powstrzymać.
- Jesteś wreszcie – westchnął Minho, odgarniając mi z twarzy wilgotne włosy. Musiałem wyglądać jak dziecko wojny z całym lewym policzkiem umorusanym ziemią i zapuchniętymi oczami.  Żabol wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, a ja nie mogłem się zdecydować, czy jest tak wkurzony, czy tak zachwyca go mój mało wyjściowy wygląd, a dodatkowo czy chce mnie przytulić, czy też dać mi z całej siły w ryj. Naprawdę, nigdy nie widziałem go tak niezdecydowanego, ale szczerze mówiąc zwisało mi już, co ze mną zrobi. Niewiarygodne, jak pesymistyczne myśli o śmierci i sensie życia potrafią zmęczyć człowieka.
- Co ty sobie wyobrażałeś, do diabła?! – Potrząsnął mną nieco brutalnie, na co skrzywiłem się lekko, bo jak po długim znieczuleniu, teraz wszystkie bodźce zacząłem odczuwać podwójnie. – Wiesz, jak się wszyscy cholernie martwiliśmy?! Zniknąłeś nie wiadomo gdzie i dlaczego, Donghae miał straszne wyrzuty sumienia, jest pewien, że to przez niego! Co w ciebie wstąpiło?!
Zrobiło mi się głupio. Chciałem się od niego odsunąć, ale mi nie wyszło, bo widząc, że się odpycham, wzmocnił uścisk i praktycznie wciągnął mnie na swoje kolana. Zaryłem nosem w jego wilgotne włosy i z braku pomysłu, co ze sobą zrobić, oparłem policzek w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem, gdzie zapach kawy okazał się najintensywniejszy i tylko zrobiło mi się przez to jeszcze bardziej niedobrze.
Czułem się taki bezsilny, że aż było mi się siebie żal. Taemin, ty idioto. Nie jesteś jakąś lalą, którą wszyscy mogą sobie pomiatać. Nigdy nią nie byłeś. Co ty teraz wyprawiasz? Poddajesz się? Wywieszasz białą flagę? Trochę strachu wystarczyło, żebyś całkowicie wymięknął, ty śmierdzący tchórzu..?
Minho zamarł, równie zaskoczony moim dziwnym zachowaniem, ale nie skomentował tego, wciąż chyba z bardzo zdenerwowany.
- W dodatku świetny moment sobie wybrałeś na skoki nastrojów, wiesz! Nie zanosiło się na burzę, wywołałeś ją samą swoją wolą, czy co?! Kibum prawie ześwirował, spisując cię już na straty, bo on zawsze przesadza! Ja sam zaczynałem już przez niego wariować, a Dara twierdziła, że wody jej odchodzą i Jinki zaczął płakać, rozumiesz?! Płakać. Dom wariatów, a to wszystko przez ciebie!
Wdychałem i wydychałem uspokajającą woń kawy pomieszanej z cynamonem, wciąż niezdolny się odezwać, albo chociaż poruszyć. Minho to chyba zresztą nie przeszkadzało, był zbyt zajęty prawieniem mi monologu moralnego, jakby był jakąś moją cholerną ciotką, czy co innego.
- Jesteś rozpuszczonym smarkaczem bez litości – zakończył dramatycznie swoją tyradę, a ja czułem, jak jego długie palce zaciskają się na mojej przemokniętej koszulce. Pociągnąłem nosem niczym kompletna sierota. Bambi westchnął cierpiętniczo. – Chodź, powoli, trzymam cię. Dasz radę wstać? Jeśli masz siłę trzymać parasol, wezmę cię na plecy.
- Jak w tych durnych dramach, których tak nienawidzę – wychrypiałem nieswoim głosem.
- Przykro mi, jakoś to przeżyjesz. No chodź, wszyscy cię szukają.
Oparłem się na nim i powoli stanąłem na zdrętwiałych nogach, trzęsąc się z zimna. Mogłem się założyć, że w najlepszym wypadku nabawię się kataru, a w najgorszym zapalenia płuc i umrę. Jak dobrze, że deszcz nie zmysł ze mnie mojego ulubionego pesymizmu.
- Wszyscy? – powtórzyłem bez przekonania, gapiąc się na niego jak idiota. – To dlaczego tylko ty mnie znalazłeś?
Tym razem to on przewrócił oczami, obejmując mnie mocniej w pasie i schylając się po porzucony na ziemi parasol.
- Nie wiem, może szukałem cię szczególnie wytrwale. Zamknij się już, przeziębisz się jeszcze. Trzymasz się, czy mam… Taemin..?
Pochyliłem się do przodu i naparłem na niego całym ciałem, patrząc mu przy tym w oczy niczym żałosny szczeniak wykopany na deszcz. Kij z tym, że potem będę się tłumaczył utratą równowagi spowodowaną odurzeniem grzybami halucynogennymi lub oszołomieniem pozawałowym, lub znajdę jakąkolwiek inną, beznadziejną wymówkę. Coś wymyślę.
Zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej, o ile to było możliwe i zamknąłem oczy, wciągając jeszcze więcej cynamonowego zapachu do płuc. Potem na dobre pokonałem dzielącą nas, paromilimetrową odległość i przycisnąłem usta do jego lekko rozchylonych z zaskoczenia warg, całując go tak mocno, jak tylko mogłem. Cała moja desperacja przełożyła się na ten intymny gest. Zachwialiśmy się lekko w tył i w przód, od intensywności pocałunku albo przez falę emocji, która zalała mnie od stóp do głów. Wplotłem dłoń w jego włosy, złośliwie odnotowując, że moje ręce wciąż były całe w ziemi. Drugą błądziłem po jego twarzy, brodzie, policzkach i karku, badając wszystko to, co od dawna miałem ochotę dotknąć, ale zawsze odrzucało mnie z powrotem na mur z kolczastego drutu, którym tak szczelnie byłem owinięty. Teraz miałem to gdzieś, kolczasty mur poszedł się walić.
Minho wreszcie ocknął się z szoku, w jakim stał przez ostatnie parę sekund, skupiając się tylko na tym, żeby mnie nie upuścić i w sumie byłem mu za to wdzięczny, bo moje nogi na pewno odmówiłyby mi posłuszeństwa. Zakręciło mi się w głowie, kiedy objął mnie mocniej, praktycznie zabierając mi cały tlen i przestrzeń osobistą, gorącym językiem rozchylając mi do tej pory mocno zaciskane usta. Jęknąłem, pozwalając mu pogłębić pocałunek. Rozjechana papka, w którą się zamieniłem, poddała się całkowicie.
Brawo, Taemin, jesteś oficjalnie skończony dla tego świata.

~*~

                W drodze powrotnej milczeliśmy. To była naprawdę niezręczna cisza, przerywana tylko bębnieniem pojedynczych kropli o liście i zdecydowanymi krokami Minho na szeleszczącej trawie. Trzymałem go za szyję, z czołem przyciśniętym do jego ramienia i pozwoliłem się nieść na plecach. Scena wyjęta żywcem z pseudo inteligentnych seriali. Myśl, że przypominam teraz rozmiażdżoną uczuciowo bohaterkę taniej dramy trochę ostudziła cały mój zapał, a poczucie lekkości i ulgi, że udało mi się zrzucić z siebie wielki ciężar zastąpił jeden wielki WSTYD.
Co teraz będzie? Wyrośnie mi aureola i pierzaste skrzydełka, po czym wzlecę na różowej chmurce w kształcie serduszka prosto do kiczowatego paradajsu? Zacznę zachowywać się jak zadurzona nastolatka, albo, co gorsza, jak KIBUM?! Moja relacja z Minho już raczej nie będzie wyglądać tak samo jak zwykle, choćbym go zahipnotyzował i starał się mu wmówić, że wszystko to mu się tylko przyśniło. Właściwie, czym teraz byliśmy? Przeskoczyliśmy na jakiś wyższy level pseudo przyjaźni, czy byliśmy parą, czy… Łe, nie. To ostatnie wydało mi się za bardzo normalne. Przecież się umówiliśmy, że normalność jest do bani. Co właściwie robią normalne pary? Liżą się po kątach jak Onew i Dara, a potem wpadają w panikę po odkryciu niezaplanowanej ciąży? Uf, dobrze, że przynajmniej to nam nie groziło.
Światła farmy państwa Park oślepiały już z odległości kilkudziesięciu metrów. Policzki paliły mnie żywym ogniem, kiedy Minho przystanął i ostrożnie rozplątał moje ręce, pozwalając mi zsunąć się z jego pleców. Stanąłem już o własnych siłach, koszmarnie zażenowany i skonfundowany. Oblizałem usta, uświadamiając sobie ze zgrozą, że smakują kawą. Nie chciałem nawet na niego patrzeć.
- Tu jest nasz namiot. – Żabol odchrząknął, również omijając mnie wzrokiem, co zrejestrowałem katem oka z pewną ulgą. – W środku są już śpiwory i koce, więc… Połóż się, pójdę powiedzieć reszcie, że alarm odwołany. Przyniosę ci coś ciepłego do picia…
- Nie musisz.
- …i może jeszcze jakiś dodatkowe przykrycie, w nocy jest zimno. Gdyby śledzie puściły, to... to krzycz.
Wpatrywałem się tępo w jego plecy, kiedy oddalał się szybko w stronę farmy. Ta cała niezręczność mnie rozwalała. Nie sądziłem, czy uda mi się wytrzymać długo bez obrażania go na wszelkie możliwe sposoby, ale teraz czułem tylko zmęczenie i pewną nieśmiałą wdzięczność. Mój atak paniki przeszedł mi już całkowicie i poczułem się zmęczony, słaby, wyzuty z emocji. Wczołgałem się do naszego namiotu, rzucając przelotne spojrzenie na pozostałe, które wydawały się wciąż puste.
Czekałem kilka minut, przykryty kocem po uszy i wbijałem wzrok w jeden punkt na powiewającym lekko materiale namiotu. Nie mogłem się zmusić do myślenia. Było mi zbyt przyjemnie, zbyt ciepło i wygodnie, poza tym nadal byłem zbyt zamroczony tym wszystkim, co spotkało mnie w przeciągu ostatnich paru godzin. Postanowiłem, że pomyślę kiedy indziej. Jutro, na przykład. Tak, jutro będzie dobre.
Suwak w namiocie został energicznie rozpięty i Minho wślizgnął się do środka, dmuchając na zawartość kubka, który podał mi z wahaniem.
Zajrzałem do niego, parząc sobie palce o gorące ścianki.
- Herbata?
- Kawa nie jest dobra na sen.
Wziąłem kilka łyków, krzywiąc się z powodu nierozpuszczonych kostek cukru, których ktoś zdecydowanie nadużył. Czyżby ten kretyn naprawdę myślał, że tak nisko przez niego upadłem..? Przykro mi, nie zamieniłem się jeszcze w gustującą w przesłodzonych lurach ciotę. Dla świętego spokoju wypiłem trochę, mając nadzieję, że wreszcie się odczepi i pozwoli mi spać. Fakt, że wciąż wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, trochę mnie rozpraszał i w pewnym momencie omal się nie zakrztusiłem.
- Tak, porozmawiamy – wyrzuciłem z siebie, opadając na poduszkę. W śpiworze było ciepło i bezpiecznie. – Jutro. Albo kiedyś. Dobranoc. I dziękuję. Czy coś.
Zasnąłem, wyczerpany, czując delikatne dłonie odgarniające mi splątane włosy z twarzy i ciepły oddech na policzku, kiedy przykrywał mnie dodatkowo swoim kocem.
Tej nocy, o dziwo, nie miałem koszmarów.
___________________________

Z dedykacją dla Koczi. Ten rozdział mnie wykończył x.x

30 komentarzy:

  1. mam. dedykację. o matko.

    na początku zapowiadało się całkiem "normalnie", o ile to, że komuś grzęźnie samochód w błocie i wędruje przez milion kilometrów polami można uznać za normalne... xD
    omg Kibum w kompoście... spodziewałam się tego, albo i nie... stawiałam na to, ze Dino niefortunnie na niego skoczy i wylądują twarzami w krowim placku xDDDDDD ale biedna, nowa marynarka, hahaha, odstawił się do obory! chociaż... krowy to ponoć bardzo uczuciowe zwierzęta są :3
    zbieranie jabłek w sadzie w słońcu - sama bym kwiczała mając swój nieśmiertelny filtr 50 ;_; to nieludzkie warunki xD
    rozmowa Amber i Taemina już mną wzdrygnęła, a potem ten ehum, ehu... bliski moment z Minho... ale wydało mi się to zbyt absurdalne, by mogło zakończyć się sukcesem, więc biegłam wzrokiem dalej po literkach, no i się stało.

    jakoś mną odrzuciło w momencie, gdy przeczytałam, że przybył Donghae, zwęszyłam coś hmm... średnio przyjemnego wraz z jego przybyciem.
    straszne jest to, że jeden tatuaż może wywołać taką falę emocji, ale jestem w stanie zrozumieć Taemina, nawet nie wiesz jak bardzo.
    ucieczka Taemina przed siebie trochę mnie przeraziła, ale miałam gdzieś z tyłu głowy, ze DOBRA OSOBA go w końcu odnajdzie, ale nie spodziewałam się u chłopaka takich... szczerych autorefleksji na temat miłości i dania szansy Żabolowi.
    no i jest, w końcu go znalazł, urocza scena, gdy Taemin się wtula w szyję... już ze mnie tryska cukier, konam, a potem ten... pocałunek... o matko, kwiczałam wewnętrznie, bo w rzeczywistości nie wydobył się ze mnie żaden odgłos, bo byłam pod takim wrażeniem O_O
    teraz może być tylko lepiej.

    a tak serio, to przepraszam za chaos i ogólnie swoją beznadziejność, za to, że dręczyłam tak mocno te kilka dni o napisanie tego rozdziału, dziękuję za dedykację, wzruszyła mnie straszliwie, bo w tym momencie czuję się kolejny raz wyróżniona, ze dostałam ją od jednej z moich ukochanych autorek.

    prywaty a propo opowiadania tu ci nie napiszę, bo ściany, komentarze i inne takie mają uszy, ale jak jeszcze raz napiszesz, że jakieś sceny są cheesy i jak ludzie mogą to czytać, to... to... ;_;

    i tym samym zakończę swój żałosny wywód, bo już nie pamiętam, co chciałam napisać dalej, amen ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytałam, to dosłownie miałam motyle w brzuchu. Tak długo czekałam na rozdział, że jak zobaczyłam nr15 to prawie się posikałam ze szczęścia. Kurcze tak bardzo kocham twoje opowiadanie. Tak genialnie opisujesz myśli Taemina. Tak trochę się akcja rozwinęła. :P Biedny Taemin. Być tak zagubionym w tym co się czuje, nie móc się określić i w sumie okłamywać. A ten pocałunek to już wgl mnie zabił :) Przepraszam za taki dziwny, nieskładny komentarz, ale to wina późnej pory. ;p Jacie dziewczyno, ty tak genialnie piszesz. Całą fabuła tego opowiadanie jest cudowna tak jak i styl pisania. rozpływam się też nad twoim innym opowiadaniem http://www.deflowered-angel.blogspot.co.uk/p/spis-tresci.html chociaż są tylko dwa rozdziały to to opowiadanie wprawia mnie w taki nastrój... nie potrafię go nazwać, ale jest niesamowity. całe dobranie muzyki zgrane z bohaterami to coś niesamowitego. powiem ci że mało jest takiej literatury gdzie tworzy się bohaterów w taki sposób że wydają się oni zwykli ale jednocześnie niezwykli wyróżniający się. gdzie bohater wtapia się w czytelnika a czytelnik w bohatera i stają się jednością. ty mi to dajesz tworząc takiego Taemin czy Luhana. W momęcie kiedy czytam "upływające...." świat dla mnie nie istnieje jest tylko wyimaginowany świat w którym mam rudą grzywę i jestem mocno poturbowanym przez życie 16-latkiem. dziękuje ci za to. dziękuje za to że z taką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział wchodząc na bloga kilka razy każdego dnia. dziękuje że mogłam się uzależnić od twojej wyobraźni bo jest prze smacznym narkotykiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałam jeszcze przeprosić że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale nie umiałam dobrać słów tak by były odpowiednie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie to było genialne *.* zawsze po przeczytaniu twojego rozdziału zastanawiam się czy ja powinnam dalej pisać bo wszystkie te moje opowiadania wydają mi się potem takie marne i bez sensu... Aha, chyba udziela mi się pesymizm Taemina :( a wracają do rozdziału to wiedziałam że obecność Donghae nieźle namiesza.. Dobrze że Minho znalazł Taemina, to było urocze gdy niósł go na plecach, ale oczywiście nic nie może równać się z ich pocałunkiem zainicjowanym przez Tae! Omo wciąż nie wierzę że go pocałował! Kibum w kompostowniku mnie zabił, tak samo akcja z gaciami Jjonga i łowienie ryb przez Onew. Nie wiem co chciałam jeszcze napisać... Jest dopiero 7 i nie do końca się obudziłam ale obawiam się że później zapomniałabym skomentować a nie lubię nic po sobie nie zostawić :) czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wa.. kocham to <3 Mimo, że przez wcześniejszą przerwę postanowiłam mieć focha... To jednak to skomentuje <3
    Jej, jaki ja przeżyłam szok! Byłam pewna, że będzie napastował Onew, bo będzie chciał żyć chwilą, a tu taki szok... Chodz wciąż nie wiem co do tego ma ojciec Minho.. Może jakimś kochankiem był? x3 To mój jedyny pomysł..
    Jej, teraz wyjeżdzam na tydzień za granice :< Nie będe miała zasięgu, bo to tacy "surowi rodzice" -Brak internetu, brak zasięgu i nauka dyscypliny T3T
    Pozatym , jestem załamana, że tak mało zostało do końca... Może zrobisz drugą serie? x3

    OdpowiedzUsuń
  6. Śmiesznie, jednak nie zabrakło poważnej nutki *.*
    I pocałuneeeek <3
    Jeju, cudowny rozdział :)
    Czekam na kolejny, weny ^^

    Justus

    OdpowiedzUsuń
  7. ...Dobra całkowicie nie wiem co napisać... PUSTA GŁOWA ... jak ja się przez ciebie teraz na nauce z biologii na sprawdzian skupie przez twój ff ?! TT_TT Omo ...
    1. Onew wędkujący ... Amber i Minho rozwalających i Jjong w jeziorze xDD
    2. Tae zazdrosny
    3. Zabawa jabłkami
    4. Tatuaż (przypomina mi się ,,Salamander Guru and the gang'' tylko teraz za Minho jest Taemin a zamiast Ojca zabita Matka xD)
    5. Przerażenie ... płacz rozmyślanie, przypomnienie, zrozumienie całej sytuacji z mamą
    6. Myślenie czego nie zrobił
    7. Burza, płacz, emocje, zemdlenie
    8. Minho wytrwały w poszukiwaniach znalazł swój skarb
    9. Taemin ... pocałunek ... Minho
    OMO, OMG O.o znów emocje .. ogromna ilość ^o^ akcja (dziękuję ^.^ ale i tak mało xDD [wybredna ja ... wybacz x.x] to było naprawdę .... naprawdę .... kurde i co ja mam powiedzieć ?! TT_TT xD Rozczula mnie postawa Minho. Najpierw krzyczy a na koniec to współczucie w oczach <3 i Minnie z pocałunkiem o_O ciesze się że nareszcie coś zrobił ^ ^ ciekawe kto tak dosłodził Tae tą herbatę xD może to Donghae chcąc go przeprosić ? xD
    Hwaiting w pisaniu kolejnej części ! ^o^

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko, orientacja w terenie jest cudowna. Ja po kilku godzinach to na pewno padlabym nieżywa ;D Rozmowa z Darą mną wstrząsnęła i to bardzo, ale naszego Tae chyba bardziej. Szczerze nie spodziewałam się takich słów. Ma tyle emocji w sobie, ze kiedyś musiał je wyrzucić z siebie ;) cieszę się, ze to zrobił.
    Akcja z Donghae do dupy. Minho obserwuje Taemina, ja tu myślę co on kombinuje, a tu czytam i nagle wyskakuje mi niedźwiadek O.o Heh, moment z Onew i jednostronna bitwa na jabłka, był wg mnie jak i Tae bardzo dziecinny, a kiedy Jinki nie reagował, śmiałam się z ich głupoty do ekranu komórki ;p
    Nie mogę nie wspomnieć o genialnym zachowaniu Key'a. Uwielbiam jego nowe marynarki itp, choć liczyłam na różowe gumiaki i rękawiczki ;* ale i tak miałam banana na twarzy, kiedy oboje z Jjongiem wylądowali w kompostowniku >.< Kiedy doszło do akcji z tatuażem, przerazilam się i myślałam, ze zaraz nie będę mogła juz powszyrzymac łez na wspomnienie śmierci matki makane ;( Później jednak ta cala romantyczna scena z Minho.. Omo, to bylo takie slodkie <3<3<3 Ciesze sie ze Minnie zrozumiał choć trochę swoje uczucia i daje szanse naszej zabci ;> ogólnie jakby zebrać te w/w linijki w jednym wielkim skrócie to byłoby tak : Kocham twego bloga, każde słowo jest cudowne, pisz dalej takie tasiemce, bo są cuuuuuudowne i juz nie mogę sie doczekać rozdziału numer 16 ^.^ tak wiec życzę weny, czasu na pisanie i w ogóle HWAITING.!!! ^.^ <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku napiszę, że
    KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE, KOCHAM TO JAK PISZESZ I W OGÓLE CIĘ KOCHAM.
    Przepraszam za to, ale emocje mną targają już tak jakoś od niedzieli, czyli na początku oczekiwania na ten rozdział, mimo tego, że czytałam go wczoraj, to wciąż czuje to podekscytowanie xD (przepraszam też, że dopiero dzisiaj komentuje, ale brak czasu ciągle :c)

    Komentuje po raz pierwszy, choć czytam od dawna. A to przez to, że zawsze po przeczytaniu nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, a łącząc to z moim brakiem talentu do pisania komentarzy, nic z tego nie wychodziło.
    Teraz chcę to zmienić i dlatego zdecydowałam się napisać, choć marny, ale zawsze komentarz ^^

    Zacznę od tego, że masz niesamowity talent! *o* Twój styl pisania, poczucie humoru, charaktery postaci, opisywanie przeżyć, fabuła i ogólnie wszystko, jest na tak wysokim poziomie, że nieraz zastanawiam się jak można tak wspaniale pisać. Tylko pozazdrościć *.*

    Przechodząc do rozdziału, był cudowny. Na początku co chwila chichrałam się, z bohaterów, jak to musieli zmierzyć się z matką naturą w postaci "zabitej dechami wsi", Kibum wepchnięty do kompostu, rzucanie podgniłymi jabłkami w biednego Jinkiego, zazdrosny Taemin itd.
    Potem już zaczyna się groza. Tatuaż w kształcie węża, wspomnienia, ucieczka, aż w końcu zgubienie się. Muszę przyznać, że sama nie wiem o co może chodzić, bo to na pewno nie jest zbieg okoliczności. To że ojciec Minho może mieć coś wspólnego z mamą Taemina.
    Na szczęście Żabol przybył w porę i dopomógł xD A ten pocałunek.... myślałam, że się wetrę w dywan i rozpłynę T_T

    Przepraszam za zupełną nieskładność i bezsens tego komentarza, ale uznałam, że muszę w końcu coś napisać, bo tak cudnego opowiadania aż żal nie skomentować :)
    Tradycyjnie: weny, czasu, pomysłów i sił do pisania ^_^
    Teraz zostaje tylko wyczekiwać kolejnego rozdziału.

    Pozdrawiam~ <3
    Layla

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzeba przyznać, że wyszedł na prawdę spory ten rozdział. :P To porównanie Minho do żaby na początku, jednak doskonale utkwiło w mojej pamięci.^^ Świetny fragment. Osobiście postać Amber mnie trochę irytuje. :P No ale coraz bliżej poznania prawdy, która mnie okropnie nurtuje. Już mi sie tworzą w główce jakieś pomysły z romansem taty Minho i mamy Tae. :P Ciekawe co się wtedy stało. To takie trochę kryminalne, ale szczerze uwielbiam kryminały i zagadki, więc nie mogę się doczekać poznania prawdy.

    Zapraszam na mojego nowiutkiego bBLOGA z fikami SHINee: http://borntobewildyaoi.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  11. W tym rozdziale pokazałaś swoje zamiłowanie do kryminałów. W sumie dobrze, bo jest coraz ciekawiej ;D. Masz niesamowity talent i nie możesz go zmarnować. Liczę, że napiszesz dobry kryminał znany na całym świecie:*
    Wracając do rozdziału... jest genialny ( tak jak każdy z resztą ;D.
    Weny ^*^

    Cho Shia :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ajhasfdjhafehj! W końcu jestem! Więc przechodzę do rzeczy i niestety ostrzegam iż nie będzie to długi komentarz które tak uwielbiasz ;( Jedziem! JEZU DONGHAE! <3 XD On jest mistrzem mistrzów i z jednej strony żałowałam że znów nie pocałował Minho to by na pewno mega wkurzyło Taeminnie XD Co do tego tatuażu to tak myślałam przez jakiś czas że to ojciec Donghae zabił mamę Tae. Kurde....te wszystkie uczucia co opisałaś O.o Gomili lubić xD Fragmentu z nad jeziora nie opisze bo...OMFG WHAT THE HELL?! xD Biedny skurczony w praniu Jonghyun...xD I ten pocałunek (ha! ja go czytałam wcześniej :p) Boski, cudowny tak pasujący do Taemina i jego wrednej osobowości. I później było tak niezręcznie że nie mogłam przestać się uśmiechać. Wredna ja. Ah...kurde teraz nie mogę sobie wyobrazić jak oni się będą zachowywać O_o Nie zmuszaj czekać, dawaj kolejny! xD Dużo weny i czasu! Hwaiting! ;*
    G.G

    OdpowiedzUsuń
  13. TAAAK~! Taemin w końcu go pocałował sam z siebie >D
    Ale nie zaczynajmy od końca...
    śmiałam się jak głupia przy początku. To jak utknęli w tym płodzie, Minho prowadzący ich przez jakieś pola... Wręcz widziałam ten jego szeroki uśmiech i brakowało do tego tylko grania na gitarze. Jak w harcerstwie xD
    hsakjh aż nie wiem co opisać i jak. Tak wiele uczuć, tak mało słów je opisujących D:
    Fajnie, ze wrócił Donghae. Przynajmniej Taemin mógł być dla odmiany zazdrosny, co swoją drogą jest zajebiste >D
    A ta akcja z tatuażem... Okey, nie tego sie spodziewałam. Znaczy okey, wiedziałam że coś było między mamą Taemina a ojcem Minho, jednak nie podejrzewałam że ten miły facet jakim jest ojciec Donghae może być mordercą... Współczuje Taeminowi, to co wtedy przeżywał było okropne [ uwielbiam to jak opisałaś jego przeżycia wewnętrzne ] Rozczuliło mnie to, kiedy Tae był już taki zmęczony i pogodzony ze śmiercią i przepraszał i żałował, że nie dał szansy Minho... A potem nasz Żabol wkroczył niczym rycerz na białym koniu uratować swoją księżniczkę Taeminnie.
    I teraz przechodzimy do tego o czym marzyłam od 15 rozdziałów... Pocałunek <3 oczywiście wcześniej Choi musiał go porządnie opieprzyć. A to jaki bezsilny był Taemin obudziło we mnie instynkty macierzyńskie i chciałam tylko go przytulić ;< No ale tak.. pocałunek... djhsakjadsadas to było cholernie słodkie a za razem zajebiste >< Tae w końcu sie pogodził z tym, że Choi mu się podoba >D I niech nie marudzi, że jest skończony dla świata... teraz dopiero się zacznie jego życie <3 I dobrze, że potem było między nimi niezręcznie, jeśli byś napisała to inaczej byłoby nienaturalnie, ale za to lubię twoje opowiadanie, ze wszystko jest jak należy o:
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Aż mnie ciekawość zżera jak minie im rozmowa...
    Jedyne na co mogę sobie pomarudzic to wiecej JongKey <3
    Weny, czasu i ogólnie chęci~!

    OdpowiedzUsuń
  14. Teraz juz wogole poplatane, myslalam ze ojciec Minho i matka Tae mogli miec romans a tu wychodzi ze prawdopodobnie ojciec Donghae jestb winien smierci matki Tae? Choc tutaj nic niewiadomo lubie jak niewszystko jest odrazu wyjasniane i zamiast byc powoli byc wyjasniane to coraz wiecej zagadek. Kto tu jest wkoncu tym złym a kto tym dobrym? No i KISS to przelom w 2minie tylko czy aby na dobre, czy sprawi ze wreszcie sie otworzy czy natyle sie skomplikuje ze niebedzie odwrotu? Bo skoro Minho jest posrednio uwiklany w tajemnice Tae to czy aby bedzie w stanie mu sie zwierzyc czy wrecz przeciwnie zeby niezranic Minho odsunie sie od niego?

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem złym człowiekiem, że komentuję dopiero teraz, i bardzo Cię za to przepraszam T__T. Ale komentuję, to się chyba liczy! I to z czystym sumieniem, nie na siłę *.* Dobra, do roboty *podwija swoje krótkie rękawki i odchrząkuje*.
    Tak myślałam, że wyjazd na wieś będzie dla nich wielką atrakcją! xD Najbardziej ucieszony oczywiście Kibum! Dobra, koniec sarkazmu. Rozwalały mnie te sytuacje przy zbieraniu jabłek, czy kiedy Jonghyun wrzucił Kibuma w kompost... Biedna diva, osobiście chyba zabiłabym Dinozaura, gdyby mnie tam wpakował. Nie oszukujmy się, kto chciałby leżeć w ... odchodach? xD Wykluczając oczywiście Jonga.
    Nie wiem, ale mam mieszane uczucia do Donghae w tym opowiadaniu. Jako członka Super Junior go uwielbiam, ale tutaj... Sama nie wiem. Niby jest kochany, przytulny i tak dalej, w końcu przyjaźni się z Minho, a z drugiej strony ma ten swój tatuaż na nadgarstku, jego ojciec jest kim jest... A ojciec Choi ma jedno zdanie na jego temat i jak widać wcale nie musi się mylić... Cholernie mnie to martwi. O co chodzi ze śmiercią mamy Taemina? Czy wplątany jest w to ojciec Donghae? A może sam Donghae? Namieszałaś mi w głowie, Aliss, teraz kompletnie nie wiem, co się stanie.
    Ale przejdę do najprzyjemniejszej części, którą miałam okazję przeczytać. Albowiem...
    Taemin pobiegł do lasu, co było nawet... Zaskakujące. Strasznie uderzyło we mnie to jego zdziwienie i zdezorientowanie, gdy zobaczył tatuaż Donghae. Późniejszy strach, kiedy się zgubił i ta burza. Co prawda nigdy jakoś specjalnie nie bałam się wyładowań atmosferycznych, jednak chyba umiem sobie to wyobrazić. W przeciwieństwie do Taemina przysłowiowo "sikałabym w gacie", gdybym zobaczyła jakieś robale, o co w lesie nie trudno. Dlatego trochę się dziwiłam, że potrafił tam nawet zasnąć Q.Q Byłam z niego dumna, ot co.
    Minho wkurzony heros *.* To było urocze, kiedy się na niego złościł i zamartwiał w jednym. I ten dezorient Taemina. Też był uroczy. Mówiłaś, że spieprzyłaś scenę w lesie, robiąc z Lee rozmiękłą papkę, ale szczerze - ile czasu można być kamieniem? Trzeba też trochę się roztopić, a w tym momencie idealnie to ujęłaś i wydaje mi się, że była to idealna chwila właśnie na coś takiego. Kiedy Tae już nie ma siły, jest wyczerpany i jednocześnie pewnie mu ulżyło, że ktoś go znalazł. Idealnie, tyle Ci powiem. I powiem też, że nie zabrakło u mnie motyli w brzuchu. Ale to chyba norma, że jak czytam coś Twojego - takie reakcje się mnie łapią.
    Dziękuję za świetny rozdział i za to, że zmusiłaś się trochę do napisania tej sceny, mimo swoich wątpliwości. Bardzo mi się podobało.
    Życzę Ci duuużo weny na skończenie tego opowiadania. I chęci. I czasu, bo o to teraz trudno.
    Całusy! <3
    Kei.

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest takie... Iflucfsajdkdyvssdk~~~, że nie mam pojęcia, co napisać. Lałam ze śmiechu, potem czytałam w napięciu o tym tatuażu, potem rozpływałam się przy pocałunku. To takie... Och. To niewiarygodne, jak dużo emocji potrafisz wywołać w człowieku jednym rozdziałem. To takie piękne *^* jedyne, co mnie uderzyło, to to, że Tae się nie umył po powrocie do namiotu... XD Ale nieważne, czepiam się szczegółów.
    Rozdział wspaniały, czekam teraz z niecierpliwością na kolejny! ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Zostałaś nominowana^^
    Więcej na: http://world--satori.blogspot.com/2013/06/wczorajszy-konkurs-xoxo-0.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Wybacz o pani za opóźnione komentowanie ;_;
    Nieogarnięta Sryja-Shia przeczyta, ale nie skomentowała, więc robię to dopiero teraz.
    Nic dodać, nic ująć. Jak zawsze genialnie. Jednak ten rozdział bardziej trzymał w napięciu. Już się nie mogę doczekać jak sprawa się wyjaśni i co dalej z 2min'em *-*.
    Weny~
    Cho Shia :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Zostałaś nominowana przeze mnie do The Versatile Blogger ^^
    http://smileisalwayssimply.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam na mój nowy graficzny blog:
    http://lovinginlive.blogspot.com/

    Może Ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie wiem co napisać ♥____♥ genialnie ! *O* już czekam na kolejny rozdział~
    ~Kamichigo (www.herbatka-tanaki.blog.pl)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jezu jakie fajne *.*
    Poplątałam się już w tym wszystkim xD
    Podoba mi się że ten rozdział trzymał mnie w napięciu
    Weny życze :)/Rin

    OdpowiedzUsuń
  23. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  24. Świetny rozdział <3
    Świetne opowiadanie <3
    Przeczytałam je już jakiś czas temu i teraz mi jakoś tak głupio, że nie komentowałam >.<
    W każdym razie czytając pierwszy rozdział już wiedziałam, że będzie należało to do moich ulubionych ff (Chyba nawet mogę stwierdzić, że jest to moje ulubione opo ;D).
    Cholernie zazdroszczę Ci talentu do pisania i ogólnie pomysłu ;3
    Dziękuję Ci za to, że piszesz i muszę przyznać, że czytając tego bloga trochę się zmieniłam, chociaż nie potrafię tego wytłumaczyć ^.^"
    No i strasznie martwi mnie to, że jeszcze tylko 5 rozdziałów i epilog .<
    Weeeny~

    Ps. Nominowałam Cię <3 Szczegóły ---> http://shineeopowiadania.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger-po-raz-drugi-d.html

    OdpowiedzUsuń
  25. Och, jeszcze tylko kilka dni do kolejnego rozdziału <3 Tak bardzo się cieszę :3
    No i nominowałam się do The Versatile Blogger. [więcej na: http://namroznymbiegunie.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  26. Nominowałam cię do The Versatile Blogger:)
    http://shinee-dream-girl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Nominuję Cię do Liebster Blog Awards i The Versatile Blogger Award <3 Więcej informacji na http://k-popowe-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  28. 18 lipca, a rozdziału jak nie było tak nie ma... *chlip*

    OdpowiedzUsuń
  29. Dokładnie, a czytelnicy czekają ;___;

    OdpowiedzUsuń
  30. Cudowne opo :D czekam na następny rozdział i mam nadzieje ze się pojawi bo widzę że ten dawno napisany :(

    OdpowiedzUsuń