ROZDZIAŁ
PIĘTNASTY
Wieś. Każdemu słowo wieś kojarzy się
prawdopodobnie tak samo – zabita dechami dziura, oddalona o jakieś tysiące lat
świetlnych od cywilizacji, zatęchłe, błotniste bagno, gdzie jedynym środkiem
transportu są taczki (ewentualnie kombajny, ale to już tylko luksus dla
największych biznesmanów wśród poczciwych wieśniaków), a głównym hobby ponad
połowy populacji jest wyciskanie mleka z biednych krów oraz oranie pola. Cóż,
niewiele jest w tym mitu, jeśli mówimy o takiej skrajnej wsi, gorszej nawet od
SM Town, bo tam przynajmniej istnieje jakaś przedpotopowa technologia. Z kolei wieś, na którą ochoczo zabrał nas Jinki,
bardziej przypominała właśnie taką słownikową definicję wsi. Byłem na to przygotowany, więc nawet się za bardzo nie
zdziwiłem, kiedy w pewnym momencie GPS w samochodzie Jinkiego zaczął wariować,
obwieszczając wszem i wobec, że jakimś cudem wyjechaliśmy poza granice kuli
ziemskiej, a koła pojazdu zaryły w gęstym błocie i odmówiły posłuszeństwa,
mimo, że zrozpaczony Onew hyung zaczął nawet przemawiać do nich cienkim głosem
i błagać niewzruszoną deskę rozdzielczą, żeby zechciała zmusić je do
współpracy. O ile mnie zupełnie nie poruszył taki obrót spraw, reszta wręcz
oszalała. Mogłem tylko patrzeć z politowaniem, jak przekrzykują się i kłócą na
zewnątrz, próbując wypchnąć auto z rowu, będąc ściśniętym razem z Sandarą i
Amber na tylnym siedzeniu. Ta pierwsza ze stoickim spokojem dmuchała na swoje
świeżo wymalowane paznokcie, zmuszając nas do wdychania dziwnej mieszanki
chemikaliów z typowymi, wiejskimi zapachami. Z kolei ta druga wyglądała na
zirytowaną, dlatego wspaniałomyślnie postanowiłem wybaczyć jej to, że
rozpychała się jak jakaś księżniczka, tym samym przyciskając mnie do okna.
Wpatrywała się z nienawiścią w swój telefon, który nie pokazywał ani jednej
kreski zasięgu. Miałem wielką ochotę wybuchnąć jej szyderczym śmiechem prosto w
twarz, ale po chwili uświadomiłem sobie, że skoro ona nie ma kontaktu z Sulli,
to ja tym bardziej. Ten fakt trochę mnie otrzeźwił.
Zanim
zgodziłem się na ten idiotyczny wyjazd, miało miejsce tysiące skomplikowanych
formalności. Nie obyło się oczywiście bez płaczu i zgrzytania zębami, a
najbardziej histerycznie płakała Sulli, kiedy dowiedziała się o tym, że SHINee
Cafe może grozić rychły upadek. Poczuwając się do obowiązku utrzymywania swojej
reputacji kompletnego dupka, cierpliwie poczekałem, aż wypłacze z siebie
wszystkie żale i dopiero potem powiedziałem jej, że jest nadzieja na ratunek.
Teraz, kiedy tak o tym myślałem, to nie była zbyt dobra decyzja. Sulli niemal
siłą wypchnęła mnie z domu, twierdząc, że ratowanie kawiarni jest moją
powinnością i jeżeli nie zgodzę się na ten wyjazd, to ona z pewnością umrze z
rozpaczy oraz, więc całe jej życie leżało w moich rękach. Jak na mój gust,
zdrowo przesadzała.
Prawda
była taka, że bałem się zostawić ją samą z ojcem na całe dwa tygodnie. Znałem
moją siostrę i wiedziałem, że nigdy nie słynęła z rozsądku i odpowiedzialności.
W wolnym tłumaczeniu – była na to za głupia. Tak więc ostatnie dni spędziliśmy
na zażartej kłótni o to, czy miałem zostać, czy pojechać, aż wreszcie tata
rozsądził sprawę, wchodząc pewnego uroczego poranka w swoim nieśmiertelnym
szlafroczku w kaczuszki, z bardzo uroczystą i zdecydowaną miną. Zamarliśmy w
połowie sprzeczki, wpatrując się z przerażeniem w przedmiot, który dzierżył w
dłoni, niczym rycerz swój miecz. Żyletka do golenia.
- Jeśli
Taeminnie pojedzie doić krowy i orać pole, to… - Zawiesił dramatycznie głos,
badając naszą reakcję. Na widok naszych skonsternowanych min uśmiechnął się
szeroko. - …to appa pozwoli Sulli zgolić sobie brodę. Ale tylko po jednej
stronie!
Tak, to
zdecydowanie był postęp warty mojego poświęcenia.
W taki
oto sposób znalazłem się tutaj, gdzie obecnie byłem, zawalony torbami,
walizkami i innymi bambetlami, bez których Kibum absolutnie nie mógł się
obejść, z słuchawkami w uszach i muzyką nastawioną prawie na fulla, żeby nie
słyszeć, jak ci kretyni kłócą się o to, czy dalej pchać samochód, pieszo szukać
drogi, czy też lepiej po prostu rozbić namioty tutaj, na środku bajora i cierpliwie
czekać na pomoc, która i tak nie nadejdzie. Jasne, może jeszcze zrobić wielki
napis „SOS” z szyszek i wegetować tutaj do następnej zimy z nadzieją, że jakiś
miły ufoludek zauważy nas z kosmosu? W promieniu paru ładnych kilometrów nie
było najpewniej żywej duszy. Nie mogło być już gorzej.
- AAAA!
TO SIĘ RUSZA! BŁOTO SIĘ RUSZA! TU COŚ JEST, POTWÓR, RATUNKU, AAA JONGHYUN
ZABIERZ TO!
Och,
nie, jednak mogło. Z cierpiętniczym westchnięciem wyłączyłem muzykę i
otworzyłem drzwi samochodu, żeby zapobiec kolejnej tragedii. W tym samym
momencie Amber naparła na mnie mocniej, a wszystkie bagaże zwaliły mi się na
głowę i wypadłem z auta, cudem tylko unikając bliskiego spotkania z brudną,
wilgotną ziemią. Wyprostowałem się szybko, próbując zachować twarz, ale na
szczęście nikt na mnie nie patrzył. Wszyscy skupili się na Kibumie, który
podskakiwał jak opętany, trzymając zdezorientowanego Jonghyuna kurczowo za
ramiona i używając go chyba w charakterze tarczy obronnej. W panice machał ręką
w stronę drgającej lekko, brązowej grudki ziemi, którą Jinki dźgał ostrożnie
końcówką jakiegoś badyla.
Nagle
grudka poruszyła się gwałtownie i wyskoczyło z niej rechoczące paskudztwo.
- O
BOŻE, NIEEE, JONGHYUN ZABIJ TO, ZABIJ TO!
- Key,
uspokój się, przecież to tylko żaba…
- TO AŻ
ŻABA!
-
Wreszcie zrozumiałeś, co czuję za każdym razem, kiedy widzę Minho w pobliżu –
skwitowałem z rozbawieniem, przyglądając się, jak Jonghyun ostrożnie zbliża się
do zastygłego w gotowości zwierzątka, wraz z Kibumem, wciąż uczepionym jego
pleców. Dino wyglądał na zafascynowanego odkryciem, z kolei Key wciąż trząsł
się z obrzydzenia.
Przeciągnąłem
się, czując, że z niewiadomego powodu humor nagle mi się poprawił. Rozejrzałem
się dookoła, uważnie skanując wzrokiem otoczenie.
- Nie,
żeby mnie to interesowało, ale tak właściwie, gdzie jest Żabol..? Rozumiem, że
znalazł się wreszcie w swoim naturalnym środowisku i nie mógł sobie odmówić
błotnej kąpieli, ale to niezbyt kulturalnie z jego strony, że zostawił nas
tutaj z całym tym przybytkiem. – Machnąłem ręką w stronę samochodu, skąd
dotarło do mnie zirytowane fuknięcie Amber.
- Hej,
chodźcie tutaj! – Minho wyłonił się nagle z pobliskich krzaków, cały w
skowronkach i z liśćmi we włosach. – Chyba znalazłem drogę!
-
Wreszcie! – westchnęła z ulgą Sandara, wyskakując zgrabnie z samochodu,
podczas, gdy Amber wyczołgała się po drugiej stronie, klnąc pod nosem na czym
świat stoi.
- Mamy
zostawić tu samochód? – jęknął Jinki z niedowierzaniem. – Ale…
-
Spokojnie, hyung, wątpię, żeby ktoś próbował go ukraść, a nawet jeśli, to i tak
nie ruszy. Wrócimy po niego później.
Zaufanie
w przywódcze zdolności Choi Minho było równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku
samobójstwa, bo po paru godzinach bezsensownej tułaczki wśród pól falującego na
wietrze zboża miałem wrażenie, że za moment spalę się w słońcu, które jak na
złość zaczęło niemożliwe przypiekać. W dodatku Żabol radośnie udawał, że
kompletnie nie słyszy naszych jęków i marudzenia, i żwawo szedł przed siebie z
gitarą przewieszoną przez ramię. Miałem złe przeczucia co do tej gitary.
Wyglądało mi to na plan obejmujący brzdąkanie wiejskich przyśpiewek do ogniska,
przy akompaniamencie irytującego bzyczenia komarów za uszami. Raj, po prostu
raj. Dla komarów, nie dla nas, trzeba dodać.
- Ekhm,
Minho? – zagadnął w końcu Jinki, siląc się na spokój. – Jesteś pewien, że ta
umm… droga gdziekolwiek nas
zaprowadzi?!
- Za
tym zakrętem już będzie widać farmę – odparł Minho tonem znawcy, powtarzając tą
samą mądrość, co dziesięć zakrętów temu. W nagrodę niechcący przydepnąłem mu jego
odpicowane adidaski twardą podeszwą glana, na co nawet się nie skrzywił.
- To
nie jest droga, to autostrada –
powiedział Jonghyun z uśmieszkiem. Jako jedyny czuł się całkiem swobodnie,
podskakując sobie wesoło z długim kłosem jakiegoś zielska w ustach. Wyglądał
jak urodzony wieśniak, nie, żeby kiedykolwiek wcześniej prezentował się lepiej.
– Wyprzedzamy ślimaki, hyung. Szalejemy. Nie łapię, na co wy tak marudzicie,
świeże powietrze, słoneczko świeci… Nabierzecie trochę kolorków…
- NIE CHCĘ nabierać kolorków! –
fuknął Kibum, gotując się ze złości. – Wycisnąłem na siebie całą zawartość
tubki kremu z filtrem a i tak czuję, że zaraz spłynę! Moja skóra źle znosi
słońce, robi się potem czerwona i boli! I kto mnie będzie później masował?!
- Ewentualnie
mogę ja, bo mam dobre serce – stwierdził łaskawie Dino, za co został zgromiony
stalowym spojrzeniem.
- To
niech twoje dobre serce poniesie mnie do tej cholernej farmy! Minho! Daleko
jeszcze?!
- Za
następnym zakr…
- TAK,
daleko! – przerwałem mu, bardziej wkurzony ich bezsensowną paplaniną niż tym,
że włosy lepiły mi się do czoła i wchodziły do oczu, przez co szedłem
praktycznie na oślep. Spartańskie warunki.
-
Przytkajcie się! – zawołała nagle Amber, zatrzymując się gwałtownie na początku
pochodu, tak, że Żabol i ja omal na nią nie wpadliśmy. – Tam ktoś jedzie!
Jesteśmy uratowani!
Rzuciła
plecak na ziemię i zaczęła podskakiwać, machając obiega rękami jak wariatka.
Rzeczywiście, w naszym kierunku zmierzał ciągnięty przez konie wóz pełen siana.
Zarośnięty facet z trawą między zębami i słomkowym kapeluszem na głowie
wyszczerzył się na nasz widok, podjeżdżając bliżej. Dara, która do tej pory
wlokła się z tyłu, co jakiś czas grobowo obwieszczając, że jeszcze trochę
słońca i dziecko urodzi się czarne, wreszcie odetchnęła z ulgą i dopadła wozu,
przedstawiają nam włochatego Yeti jako swojego wuja. No co za fantastyczny
zbieg okoliczności. Zrzygam się ze wzruszenia. Czy jej wuj nie mógł zjawić się
znikąd jakieś trzy godziny wcześniej..?
Minho
uciął moje ponure refleksje, brutalnie wrzucając mnie na wóz. Zapowietrzyłem
się, lądując z twarzą w stogu siana, który stłumił serię przekleństw, jaką z
siebie wyrzuciłem. Gdzieś nade mną rozległ się serdeczny śmiech Żabola.
Cóż,
jak to kiedyś powiedział pewien mądry filozof, „głupota jest nieuleczalna i
prawdopodobnie zakaźna, bo przybiera rozmiary epidemiczne”. Skubany miał
cholerną rację.
~*~
Farma państwa Park nie była
wielka, niemniej jednak wyglądała jak typowy, wiejski domek bez śladów
cywilizacji, z wychodkiem na zewnątrz, pozbawiony kablówki, anteny satelitarnej
czy choćby ciepłej wody. Mnie tam to zwisało i powiewało, w domu nieraz bywało
gorzej, szczególnie zanim znalazłem pracę w kawiarni, ale Kibum omal nie umarł
na zwał, kiedy Jonghyun cierpliwie tłumaczył mu, że „spanie pod namiotem” tak
naprawdę nie jest żadną metaforą określającą luksusowy pałac z darmowym spa,
ale faktycznie oznacza spanie pod cienką płachtą w towarzystwie mrówek i innych
robali. Namioty to była inna sprawa. Kiedy już zapoznaliśmy się z rodziną Dary,
w której skład wchodziła bardzo miła pani Park zasypująca nad od wejścia
wypiekami domowej roboty, wujek Yeti z niemal taką samą awersją do golenia jak
mój ojciec, lekko nawiedzona, przygłucha, stuletnia babcia oraz Jenny,
piętnastolatka z przerośniętym ego na miarę Sulli – przyszedł czas na
rozdzielenie miejsc do spania. Problem polegał na tym, że nas była siódemka, a
namioty były trzy plus jeden dziadowski, mieniący się wszystkimi kolorami tęczy
namiot Minho, prawdopodobnie zakupiony w Ikei lub stworzony przy pomocy
poradnika „Zrób to sam”. Wolałem nie wnikać.
Od początku miałem złe przeczucia
co do tej kwestii i jak widać po raz kolejny mój zmysł pesymisty mnie nie
zawiódł, co uświadomiłem sobie, lądując pod jednym „dachem” z Żabolem. A
wszystko z winy Amber, która stwierdziła, że jej największym marzeniem jest
spędzenie następnych dwóch tygodni pod lichą, tęczową płachtą i zaczęła mrugać
do mnie porozumiewawczo, co dla dobra własnego uznałem za zwykły tik nerwowy.
- Masz nie chrapać, nie sapać,
nie wiercić się i nie zabierać mi przestrzeni osobistej – wyliczyłem, wrzucając
swój plecak do środka namiotu. Minho uniósł brwi z powątpiewaniem, ledwie
maskując rozbawienie.
- Ten namiot ma dwa metry
kwadratowe, nie sądzę, żebyś mógł tutaj liczyć na wielkie pole przestrzeni
osobistej.
- …A poza tym nie molestuj mnie
ani przez sen, ani w stanie świadomości, nie zabieraj mi koca i nie próbuj
używać mnie jako swojej poduszki - przytulanki, bo będziesz spać z innymi
kijankami w jeziorku.
Chcąc nie chcąc, przystał na moje
warunki i uznałem, że dopóki miał zamiar ich przestrzegać, mogłem ewentualnie
przetrwać te dwa tygodnie dla dobra ludzkości. Miałem nadzieję, że kiedy już
odpracujemy wszystkie straty kawiarni, Onew nie pożałuje mi odszkodowania za
uszczerbek na psychice.
Nawet ja musiałem przyznać, że
nie zaczęło się źle. Pan Park pozwolił nam odpocząć po podróży, a sam pojechał
wyciągnąć z błota samochód Jinkiego, proponując nam chwilę relaksu nad
jeziorem. Jego zbyt entuzjastyczny uśmiech wzbudził we mnie podejrzenie, że po
owym „relaksie” nie będzie miał skrupułów wycisnąć z nas siódmych potów.
Jezioro wyglądało jak… jezioro. Nie miałem zamiaru bawić się w
żadne kreatywne opisy sporego zbiornika z wodą, przyglądając się sceptycznie,
jak Jonghyun wskakuje do niego na główkę i po chwili wynurza się z wielkim
guzem, mamrocząc coś o tym, że dno jest nieco wyżej, niż mu się wydawało. Kibum
prychnął z pogardą i padł na leżak, wylewając na siebie kolejną porcję kremu, a
z kolei Jinki postanowił spróbować wędkowania, bo nikt mu nie powiedział, że w
tej sadzawce chyba nie było żadnych ryb.
Kiedy Minho i Amber siłą
próbowali wciągnąć mnie do lodowatej wody, omal ich nie pogryzłem, więc końcowo
zostawili mnie w spokoju i poszli „surfować”, dając mi wreszcie czas na
ochłonięcie. Usiadłem na kamieniu i wbiłem wzrok w ekran komórki, wciąż
pokazujący zero kresek zasięgu. Znowu naszły mnie czarne myśli. Zwykle moja
wyczulona intuicja alarmowała mnie za każdym razem, kiedy miało stać się coś
nieprzewidzianego. Teraz znów dopadło mnie to uczucie. Co, jeśli Sulli nie
poradzi sobie sama z ojcem? Jeśli stanie się coś złego? Lubiłem mieć nad
wszystkim kontrolę, a oddalony kilkadziesiąt kilometrów od miasteczka czułem
się zupełnie bezużyteczny.
- Hej – podskoczyłem z
przerażenia, zwracając szeroko otwarte oczy na Darę, która nagle przysiadła na
kamieniu tuż obok mnie. Była uśmiechnięta i odprężona, gładziła swój lekko
wypukły już brzuch i przyglądała mi się uważnie, jakby mnie oceniała. Poczułem
się nieswojo. Nigdy nie byłem z nią zbyt blisko, ale dla Żabola była prawie jak
starsza siostra. Budziła we mnie coś w stylu respektu, jakkolwiek durnie to nie
brzmiało.
- Hej? – mruknąłem niepewnie.
- Chyba niezbyt dobrze się
bawisz. Od tej zaciętej miny zrobią ci się zmarszczki – oznajmiła, mierzwiąc mi
włosy. Przemilczałem to, bo i tak były już wystarczająco rozczochrane przez
wiatr.
- To chyba nie są moje klimaty.
- A jakie są twoje klimaty? – Przekrzywiła głowę z zainteresowaniem. – Daj temu
miejscu szansę. Pomyśl o tym w ten sposób – w końcu oderwałeś się od SM Town.
Sulli wspomniała kiedyś, że tylko o tym marzysz.
- Sulli jest głupia i papla co
jej ślina na język przyniesie – burknąłem z irytacją.
- Nieprawda. Chcesz być wolny,
żyć po swojemu. Nie ma w tym nic złego. A teraz proszę, masz szansę spróbować w
innym środowisku. Wiem, że nie do końca o takim miejscu marzysz, ale potraktuj
to jako element przejściowy. Wszystko może się zmienić przez te dwa tygodnie.
Rozchmurz się trochę!
Patrzyłem na nią jak na wariatkę,
zastanawiając się, czy sobie ze mnie kpi, czy też naprawdę tak słabo mnie znała.
Gdyby „rozchmurzanie się” było czymś tak łatwym… Ale nie było, nie dla mnie.
- To co według ciebie mam zrobić?
Może TO..?
Machnąłem ręką w kierunku
jeziora, gdzie Jonghyun wydzierał się w niebogłosy, twierdząc, że wciąga go pod
powierzchnię jakiś wir wodny, podczas gdy Onew zerwał się z leżaka na drugim
brzegu i zaczął energicznie naciągać żyłkę wędki, przekonany, że złowił rekina
albo nawet wieloryba. Minho i Amber pokładali się ze śmiechu, patrząc, jak
zdezorientowany Jinki wyciąga z wody kąpielówki Jonghyuna, a sam Dino stoi w
wodzie z głupią miną, nagi jak go pan Bóg stworzył. Kibum wydał z siebie pełen
zgorszenia okrzyk i zakrył oczy dłońmi.
Kretyni.
- Tak, na przykład TO możesz
zrobić – powiedziała Dara łagodnie, tłumiąc chichot. – Carpe diem. Żyj chwilą, nie myśl o tym, co będzie lub nie będzie
jutro. Czasami życie daje nam niespodziewanego kopa w tyłek i nic nie idzie
zgodnie z planem. – Wskazała wymownie na swój brzuch. Zaczerwieniłem się lekko,
bo odniosłem wrażenie, że nagle zrobiło się dla mnie zbyt intymnie.
- Nie martw się, nie zajdę w
ciążę, jeśli to masz na myśli.
- Chcę ci tylko dać dobrą radę.
Doceń to, co masz, nawet, jeśli wydaje ci się, że to żadne cuda. Mówiąc twoim
pesymistycznym językiem - nie znasz dnia ani godziny.
Po tych słowach wstała i ruszyła
w stronę Jinkiego, który nieudolnie starał się odczepić gacie Jonghyuna od
haczyka, ku uciesze Amber i Żabola i zdecydowanie mniejszemu entuzjazmowi Dino.
Hm. Dobra, to była dziwna konwersacja, ale w sumie nie
nieprzyjemna. Spojrzałem jeszcze raz w stronę jeziorka. Może ta woda
rzeczywiście nie była aż taka lodowata, jak wydawało się na pierwszy rzut oka?
Czy zmoczenie w niej czubka buta można było uznać za „chwytanie dnia”? Cóż, od
czegoś trzeba zacząć. Dźwignąłem się na nogi, podejmując decyzję. Niech stracę,
moja reputacja badboya i tak
prawdopodobnie leży na dnie, może przy okazji znajdę ją w tym bajorku.
Minho spojrzał na mnie i
wytrzeszczył oczy. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie i radość, wręcz
przerażająca kombinacja. Już miałem zrobić spektakularny w tył zwrot, kiedy
dotarło do mnie, że Bambi wcale nie gapił się na mnie, tylko na coś ponad moim
ramieniem. Trochę to trafiło w moje ego, ale i tak się odwróciłem.
Mój powstały z prochów entuzjazm
poszedł się topić.
- HEJ, LUDZIE! – zawył donośnie
Lee Donghae, bo to jego umięśniona sylwetka zbliżała się nieubłagalnie w naszym
kierunku. – Powiedzieli mi, że tu was znajdę! Nooo, chodźcie uściskać swojego
ulubionego wujaszka!
Nie. Nie, to się nie dzieje naprawdę, nie…
- Donghae hyung?! – Minho prawie
mnie stratował, rzucając się na swojego niedźwiedziowatego przyjaciela z taką
miną, jakby schlał się litrem kawy i został właścicielem największego dachu na
świecie. Niedźwiedź klepnął go w plecy po bratersku, tym razem przynajmniej
oszczędzając sobie całusów na powitanie.
- Heh, kiedy mówiłeś o tym, jaki
numer wykręcił ci twój stary, stwierdziłem, że przyda się wam dodatkowa para
rąk. Poza tym, ja też potrzebuję wakacji. Ktoś tu musi rozkręcić imprezę! O,
cześć, księżniczko Taeminnie.
…Nigdy nie mów
„może być gorzej”.
~*~
Donghae był
naprawdę najgorszym, co mogło nam się przytrafić. Albo raczej mnie, bo cała
reszta albo miała to głęboko gdzieś, albo promieniała radością i skakała
dookoła tego idioty, piejąc peany oraz wiwatując na jego cześć. No dobrze,
jeszcze nikt nie zniżył się do tego poziomu, ale Bambi widocznie był temu
bliski. Przyjaciele od siedmiu boleści. Dobrali się, nie ma co, trudno było
nawet stwierdzić, który z nich był gorszy od drugiego.
Z jakiegoś
powodu fakt, że Donghae przyczepił się do Minho jak rzep do psiego ogona
doprowadzał mnie do szału. To nie tak, że byłem zazdrosny, a już tym bardziej
nie o Żabola, nawet tak nie żartujmy. Po prostu jeden szaleniec to i tak za
dużo, dwóch to już przegięcie.
Popołudnie mieliśmy
spędzić w sadzie na fascynującym zajęciu, jakim było zbieranie jabłek, które
potem rodzina Park wywoziła do miasta. Wątpiłem, czy dało się na tym zbić
fortunę, ale nie miałem nawet komu na ten temat pomarudzić, bo Żabol uroczo
kontemplował z Donghae parę metrów przed nami. Chwyciłem więc za grabie i
zacząłem zgarniać nimi leżące na ziemi owoce w małe kupki, które potem ktoś –
na pewno nie ja – będzie miał zaszczyt zbierać.
- Chyba zbiera
się na deszcz – stwierdziłem niczym prawdziwy sadysto-masochista, zerkając ponuro
w stronę przejrzystego nieba.
- Nie ma ani
jednej chmurki. Chyba, że potrafisz wywołać deszcz samym myśleniem. - Amber
popatrzyła na mnie z powątpiewaniem, na co tylko wzruszyłem ramionami. Nigdy
nie wiadomo, znałem swojego pecha.
Jak się można
było domyślić, praca nie mogła przebiegać w świętym spokoju, bo gdyby tak było,
to byłby pierwszy poważny znak, że nadchodzi koniec świata.
- Obrzydliwe – oświadczył Kibum,
przystając na chwilę przy otoczonym misternym płotkiem kompoście. – Ktoś tu
zrobił wysypisko i jeszcze je ogrodził, zamiast jak normalny człowiek, wyrzucić
to wszystko do śmietnika.
Spojrzałem na
niego z politowaniem.
- To ma być
nawóz, mądralo.
- Och,
przepraszam, że nie jestem urodzonym wieśniakiem i nie znam podstawowych zasad
funkcjonowania wiejskich śmietników – powiedział sarkastycznie, obchodząc
kompostownik szerokim łukiem. Jak na świeżo upieczonego farmera ubrał się
raczej tak, jakby miał zaraz zacząć kroczyć po wybiegu. Ciekawe, komu chciał
się przypodobać, tutejszemu bydłu?
- Patrzcie,
mam TACZKI! – wrzasnął Jonghyun, mknąc w naszą stronę z prędkością światła.
Pchał przed sobą zardzewiałe narzędzie i pewnie wyobrażał sobie, że jedzie
najnowszym modelem harleya. Temu to niewiele potrzeba było do szczęścia. Kibum
wyprostował się i poprawił elegancką marynarkę, przybierając wyniosły wyraz
twarzy. Tak, zdecydowanie chciał zaimponować swoim stylem bydłu, o ile skurczone w praniu dinozaury można było zaliczyć do
bydła. Potem mina nieco mu zrzedła, bo Jonghyun wjechał swoją nową limuzyną
prosto w niego i obaj wpadli do kompostownika z głośnym chlupotem, któremu
towarzyszyły dzikie wrzaski Kibuma.
- NOWA
marynarka, Jonghyun, NOWA MARYNARKA!
- Przepraszam,
kupię ci nową! Naprawdę przepraszam, to były te emocje i… Poza tym nie ma tego
złego, przecież kompost jest chyba dobry na cerę, prawda?!
- Nawet mnie
nie dotykaj, ona była NOWA!
Minho i
Donghae zaczęli wyć ze śmiechu, a ja, Amber i Jenny oddaliliśmy się stamtąd,
zanim diabelskie taczki nas też postanowiły wrzucić w ten syf.
- No to co,
bierzemy się do roboty?! Te jabłka same się nie zbiorą. – Donghae zakasał
rękawy kraciastej koszuli, zacierając ręce z wyraźnym entuzjazmem. Jego
podejrzanie zadowolona mina nie wróżyła bynajmniej żadnych dobrych zamiarów, bo
po chwili trącił łokciem pochylonego nad koszykiem Minho. Kiedy Żabol spojrzał
na niego pytająco, Donghae wskazał brodą na wylegującego się w słońcu Jinkiego,
który przykrył twarz słomkowym kapeluszem i pochrapywał pod nim głośno. – Hej,
co wy na to, żeby zagrać w taką grę w ramach rozrywki – jeśli trafisz
najbardziej zgniłym jabłkiem Dubusia w nogę, to masz dziesięć punktów. Głowa
będzie za jakieś dwadzieścia, a tyłek z pięćdziesiąt plus bonus, bo leży do
góry brzuchem. Ten, kto przegra, pierze jutro ciuchy w jeziorku. To lepsze niż Monopoly!
Minho parsknął
śmiechem, a stojąca na drabinie Jenny rzuciła im z góry pogardliwe spojrzenie.
To był prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz kiedy musiałem zgodzić się ze
smarkulą jej pokroju, chociaż przypuszczałem, że wiele miała z tym wspólnego
moja niechęć do tego nadpobudliwego niedźwiedzia, który nie dość, że chyba imponował
Minho swoim idiotyzmem, to jeszcze nie miał za grosz szacunku dla starszych.
Hm, nie twierdzę, że ja go miałem, ale jeśli chodziło o Onew, robiłem wyjątek.
Dlatego też z irytacją obserwowałem, jak Donghae wprowadza w życie swój plan,
skradając się ku niczemu nieświadomemu Jinkiemu z garścią przegniłych owoców,
ku uciesze kretyna Żabola, który patrzył na niego jak na ósmy, dziewiąty i dziesiąty
cud świata w jednym. Widać niewiele mu było potrzebne do szczęścia, a taki się
sobie wydawał dojrzały.
Dziecinada i
żenada w jednym.
- Nie wiem czy
wiesz, ale zrobiłeś się nagle seledynowy – stwierdziła Amber, która stała
oparta o drzewo i przyglądała mi się ze złośliwym uśmieszkiem, leniwie
pogryzając jabłko. – Masz niestrawności po zjedzeniu ruszających się jeszcze
pstrągów, czy po prostu zieleniejesz z zazdrości..?
- Nie, po
prostu zamieniam się w UFO – odparowałem, piorunując ją spojrzeniem. Miałem
szczerą nadzieję, że udławi się tym jabłkiem i zamilknie na wieki. Nagle zabawa
w celowanie owocami wydała mi się całkiem znośna. Sto punktów za trafienie
Amber w jej pusty łeb?
- Jak sobie
chcesz, ale ja wiem swoje. Ogarnąłbyś się w końcu z tymi swoimi uczuciami, bo
jesteś gorszy niż Dara, ale jej można wybaczyć, ciąża zobowiązuje. A ty i on? –
Rzuciła znaczące spojrzenie na Minho, który zajął się wybieraniem najbardziej
miękkich jabłek, podczas gdy Donghae wisiał nad Jinkim i udawał pszczołę, próbując
sprowokować hyunga do tego, by obrócił się na brzuch. Miałem nadzieję, że
zarobi w gębę, kiedy Onew zacznie się odganiać od nieistniejących owadów.
- Nie próbuj
mną manipulować – syknąłem, ze złością potrząsając swoim koszykiem. – Jak
zwykle wydaje ci się, że wiesz nie wiadomo co, a tak naprawdę…
- Nie, to ty
nie próbuj zaprzeczać! – przerwała mi ostro. – Spójrz prawdzie w oczy, bo mam
dosyć bawienia się z tobą w wieczne podchody. Lubisz go, zależy ci na nim,
pewnie nawet coś więcej, chociaż wciąż jesteś tak cholernie uparty, że tego nie
przyznajesz. Nie, zamknij się! – dodała, kiedy już otwierałem usta. – Sam nam
powiedziałeś, nie wykręcisz się od tego. Jonghyun może potwierdzić, prawda,
Jonghyun?!
Dino był od
nas oddalony o jakieś dziesięć metrów i nadal ze skruchą otrzepywał zrzędzącego
Kibuma z resztek kompostu, więc nie mógł nas słyszeć, ale mimo to na dźwięk
swojego imienia uśmiechnął się szeroko w naszym kierunku i uniósł kciuk.
Prychnąłem, trąc zaczerwienione policzki wierzchem szorstkiej rękawicy.
- Wszyscy
jesteście popieprzeni.
- Tak, a ty
najbardziej. Nie mam zamiaru swatać cię na siłę, tak robią tylko w tanich
serialach. To twoje życie, ale czasami wydaje mi się, że jesteś strasznie nie
fair w stosunku do siebie i do Minho. Nie uciekniesz przed tym, Taemin. A nawet
jeśli, to potem będziesz żałować.
Zagryzłem
zęby, nie mogąc patrzeć na jej współczującą minę. Proszę, zachciało jej się
odgrywać rolę dobrej wróżki Kopciuszka. Miałem jej dość. Wkurzało mnie to, że
na siłę starała się mi coś udowodnić, wpychała się w nie swoje sprawy i
wszystko jeszcze bardziej komplikowała. Z furią wbiłem w ziemię grabie, omal
ich przy tym nie łamiąc. Miałem już na końcu języka stos najgorszych obelg i
przekleństw, które mogły jej raz na zawsze pokazać, że miałem w głębokim
poważaniu jej beznadziejne porady i całą jej egzystencję, ale to, co nagle
wydobyło się w z moich ust, wstrząsnęło mną do granic możliwości. Zupełnie tak,
jakby coś na ułamek sekundy zawładnęło moim mózgiem i mimowolnie wydobyło ze
mnie najgorszą deklarację z możliwych.
- Ja już nie
potrafię kochać.
Przez twarz
Amber przemknął cień zaskoczenia, ale szybko wróciła do siebie. Przyglądała mi
się bezradnie, jakby zastanawiając się, czy przytulenie mnie będzie w tym
momencie dobrym pomysłem. Spojrzałem na nią ostrzegawczo spod za długiej
grzywki, mając nadzieję, że nie zauważy moich wypieków i szeroko otwartych
oczu. Nie co dzień składałem takie deklaracje, nawet mnie to zaniepokoiło. Albo
raczej zaniepokoiło mnie to, że wreszcie powiedziałem prawdę.
Amber
wypuściła wstrzymywane powietrze, po czym jak gdyby nigdy nic przykucnęła i
zaczęła wrzucać strząśnięte przez Jenny jabłka do mojego koszyka.
- Potrafisz –
rzuciła cicho, kiedy już zaczynałem mieć nadzieję, że nie wróci do tego tematu.
– Każdy potrafi, tylko nie każdy chce.
Złote myśli
tego typu niezbyt pasowały do scenerii w jakiej się znajdowaliśmy, z uwalonymi
rękawicami i kaloszami, po kolana w błocie, błądząc wśród aromatycznych oparów
w postaci krowich odchodów i siana, które jakimś cudem zaplatało się w moje
włosy. Przez dłuższą chwilę przetwarzałem sens zdania, które wypowiedziała
Amber, ale na szczęście Jenny wybawiła mnie z tej konwersacji, zanim zdołałem
odpowiedzieć czymś równie sentymentalnym, głupim i niezręcznym.
- Znowu się
obijacie! – wrzasnęła z góry, trzęsąc drzewem tak energicznie, że kilka jabłek
spadło mi na głowę. – Ruchy, bo do jutra tego nie skończymy! Jeśli naprawdę
chcecie uratować swoją kawiarnię, palarnię, czy gdzie wy tam w końcu
pracujecie, to weźcie się do roboty!
- Spokojnie,
wyluzuj, młoda! – odkrzyknął Donghae, budząc tym samym Jinkiego, który z
wrażenia spadł ze swojego leżaka i w nagrodę dostał jabłkiem prosto w zacną
tylną część ciała. – Bez zabawy nie ma życia! To twoje motto, Min, dobrze pamiętam?!
- Bez ryzyka
nie ma zabawy – poprawił Minho, biorąc koszyk i idąc w naszą stronę z szerokim
uśmiechem. Wbiłem wzrok w kępkę trawy, udając, że mnie niezmiernie
zainteresowała. Z chaotyczną zawziętością zacząłem wrzucać owoce do koszyka,
przy okazji trafiając nimi w stopy Amber, która syknęła coś o niewyżytych
gówniarzach i buzujących hormonach, ale ją zignorowałem. Kiedy padł na mnie
cień, nawet nie musiałem podnosić głowy, żeby sprawdzić, kim jest intruz.
Zamiast tego podniosłem duże, dorodne jabłko, doszedłem do wniosku, że jest
wystarczająco twarde, po czym cisnąłem nim na oślep do góry, modląc się, żeby
trafiło tam, gdzie trzeba. Niestety, skubany zręcznie uchylił się przed
pociskiem.
- Widzę, że
nieźle wam idzie – zauważył z irytującym rozbawieniem. – Widać ten entuzjazm.
- To akurat
tylko sfrustrowany Taemin, nic nowego – odparła Amber bez emocji. – Ale swoją
drogą, to Jenny ma rację. Zamiast bawić się z drugim Kubusiem Puchatkiem w
dwóch zboczeńców napastujących biednego Jinkiego, raczej zrobilibyście coś
pożytecznego, na przykład trochę nam pomogli.
- Już niewiele
zostało – stwierdził ten przeklęty optymista, lustrując wzrokiem kilogramy
jabłek walających się po wilgotnej trawie. Na mój gust mogliśmy to zbierać całą
wieczność a i tak jakimś cudem by się mnożyły.
Minho
przykucnął obok mnie i z werwą zabrał się do pracy, podczas gdy Donghae
pokładał się ze śmiechu, bo Onew, bynajmniej niewzruszony bombardowaniem,
zasnął z powrotem, tym razem na ziemi. Gdzie podziali się Jonghyun i Kibum,
tego nie wiedziałem i nawet niezbyt chciałem wiedzieć. Grunt, że już nie
próbowali wepchnąć się nawzajem do kompostu, przy okazji rozchlapując jego
zawartość na każdego, kto się zbliżył.
- Wszystko w
porządku? – mruknął cicho Żabol, wyrywając mnie z zamyślenia. – Jesteś
strasznie milczący.
Zmarszczyłem
brwi, nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Bo zwykle
jestem niby taki wygadany?
- Nie, ale
dziwnie się czuję, kiedy nie rzucasz złośliwymi komentarzami na prawo i lewo,
nie mordujesz mnie wzrokiem za to, że oddycham i właściwie zachowujesz się prawie sympatycznie. Z naciskiem na prawie, biorąc pod uwagę, że chwilę temu
chciałeś wykastrować mnie z pomocą jabłka.
- Nie
przyzwyczajaj się – warknąłem agresywnie. W panice uświadomiłem sobie, że
faktycznie, zamiast obrażać się jak rozpuszczona nastolatka o to, że jakiś
niedźwiedzio-podobny gnojek od rana zabiera mi cel moich najlepszych słownych
ataków, powinienem raczej zemścić się na nich obu w jakiś bardziej kreatywny
sposób. Na przykład, za pomocą jabłkowej ofensywy.
- To przez
Donghae, prawda? Denerwuje cię.
Zaskoczony,
gwałtownie uniosłem głowę, zastanawiając się, skąd ten wariat nagle posiadł
sztukę czytania mi w myślach, po czym zamarłem w szoku, zdając sobie sprawę,
jak bardzo blisko nasze twarze nagle się znalazły. Niewiele brakowało i
zderzylibyśmy się czołami, co może byłoby nawet mniejszym złem, bo zamiast tego
miałem całkiem dobry widok na jego wielkie, wyłupiaste, błyszczące, obrzydliwe
oczy, przepełnione jakąś chorą łagodnością i niepewny uśmiech na pełnych ustach.
Poczułem, jak krew przestaje spokojnie krążyć mi w żyłach i uderza do głowy, a
ja nagle oblewam się potem. Minho uniósł brwi, wpatrując się intensywnie w moją
twarz, a gdzieś z tyłu doszło do mnie stłumione chrząknięcie Amber.
Nie
wiedziałem, ile sekund upłynęło, ale przez dłuższą chwilę nie potrafiłem się
ruszyć ani o milimetr mimo tego, że prawdopodobnie powinienem, bo przesycone
wiejskimi zapachami powietrze nagle zgęstniało i zrobiło się tak napięte, że aż
nie do wytrzymania.
- HEJ,
KSIĘŻNICZKO TAEMINNIE! – Wydałem z siebie jakiś kompromitujący, podobno do
kwiku dźwięk i wylądowałem na plecach w trawie, wyrwany z tego dziwnego transu.
Nad nami stał jak gdyby nigdy nic Donghae i uśmiechał się wrednie, machając
wielkim jabłkiem tuż nad naszymi głowami. – Przepraszam, że przerywam słodką
kulminację, ale tu są dzieci, które czują się zgorszone waszym gruchaniem.
- Mam piętnaście
lat, staruchu! – krzyknęła z drabiny Jenny, wciąż maltretując jabłoń. – Na
razie czuję się zgorszona tylko twoim nieróbstwem!
- Aż mi się
przypomniał świąteczny incydent z jemiołą, szkoda, że tutaj macie do dyspozycji
tylko przegniłe owoce – kontynuował ze złośliwym uśmieszkiem, nie zawracając na
nią uwagi. Minho poderwał się do góry, otrzepując ogrodniczki z zażenowaną miną
i wyciągnął do mnie rękę. Odepchnąłem go i wstałem o własnych siłach, wciąż
lekko oszołomiony i zdezorientowany swoją idiotyczną reakcją. Przecież nic się nie stało.
- W każdym
razie, przyszedłem tutaj, żeby zaproponować wam jeszcze trochę rozrywki, bo
zamulacie dzisiaj niemożliwie. Wujek Dongi zaraz rozkręci imprezę. Księżniczko?
Popatrzyłem na
niego z niechęcią. Podwinął rękawy kraciastej koszuli do łokci i wyciągnął w
moją stronę dłoń, w której trzymał lekko poobijane już, nieco przegniłe jabłko.
Skrzywiłem się, zniesmaczony.
- No, nie daj
się prosić, rzucisz w Dubusia tylko raz, zobaczysz, jak to rozładowuje emocje,
a hyung nawet się nie poruszy. Trzęsienie ziemi by go nie obudziło. No dajesz,
ciekawy jestem, gdzie trafisz.
Zacisnąłem
zęby, myśląc intensywnie. Równie dobrze mógłbym wziąć do cholerne jabłko i
wycelować nim w niego, wtedy by się przekonał, jak dobrego miałem cela. Hej, to
nie był taki zły pomysł. Jednocześnie poczułby moją słodką zemstę i może
wreszcie dałby mi spokój, a ja wtedy śmiałbym się szyderczo z poczuciem dobrze
wypełnionego obowiązku. Uniosłem lekko kąciki ust, próbując wyglądać
najbardziej niewinnie, na ile mnie było stać i wyciągnąłem rękę, chcąc wziąć od
niego owoc. A potem niechcący zawędrowałem wzrokiem trochę wyżej.
Nieoczekiwany
chód przeszył całe moje ciało, a szok zmroził mi krew w żyłach. Nagle zrobiło
mi się słabo, zupełnie tak, jakby uszło ze mnie całe powietrze. Czas stanął w
miejscu.
- Hmm?
Księżniczko, żyjesz jeszcze? Wiem, że kręcą cię moje mięśnie, ale możesz
popodziwiać je później, teraz lepiej…
- Co. To.
Jest. – Wykrztusiłem z siebie ochryple i trochę niewyraźnie, bo moje posiniałe
wargi odmówiły mi posłuszeństwa.
- To..? Um, to
jest jabłko, a przynajmniej było jabłkiem, kiedy ostatni raz sprawdzałem. –
Uśmiech Donghae nieco przybladł. Teraz przenosił zdezorientowane spojrzenie ze
swojej wciąż wyciągniętej dłoni na moją zastygłą twarz i z powrotem.
- Nie… Nie to…
- Och, to. – Potarł drugą dłonią nadgarstek,
wciąż przyglądając mi się z zaskoczeniem. – To tylko tatuaż. Mój stary ma świra
na punkcie tatuaży. Kiedyś miał własne studio, zanim zupełnie się stoczył… To…
Zrobił mi to na pamiątkę, sam ma identyczny. Wąż podobno symbolizuje spryt,
przebiegłość, coś tam jeszcze… Co jest, księżniczko, nie lubisz węży?
Minho dotknął
mojego ramienia, zaglądając mi w oczy, zaniepokojony.
- Taemin? Hej,
Taemin… - Chwycił mnie delikatnie za brodę i starał się obrócić moją twarz w
swoją stronę, ale jakimś cudem udało mi się odzyskać panowanie nad swoim ciałem
i cofnąć się o kilka kroków. Nie spuszczałem wzroku z wciąż wyciągniętej w moją
stronę dłoni Donghae, czując obracający się szybko w mojej głowie kalejdoskop
emocji. Nie wiedziałem już, co się dookoła mnie dzieje, istniała tylko ta ręka,
opuszczana w zwolnionym tempie wzdłuż jego ciała. Jabłko spadło z cichym
plaskiem na ziemię.
- Taemin?!
Tae, co…
Ktoś chwycił
mnie za ramiona, prawdopodobnie Amber, ale nie byłem tego pewien. „Co się
dzieje tam na dole?!” – zawołała z góry Jenny, ale jej cienki głos całkowicie
zatonął w szumie krwi, jaki nagle uderzył w moje uszy. Czułem się jak odurzony,
jak w jakimś amoku, nie mogłem się zdecydować, czy jestem przerażony, wściekły
czy zamrożony.
Donghae
również się cofnął, rzucając Minho rozpaczliwe spojrzenia. Musiałem naprawdę
wyglądać tak, jakbym w każdej chwili chciał się na niego rzucić. Chyba chciałem.
- Taemin-ah,
uspokój się, jesteś zmęczony, powinieneś odpocząć…
Łagodny głos
Minho był ostatnim, co do mnie dotarło, zanim odwróciłem się napięcie i rzuciłem
się przed siebie, tracąc kontrolę nad tym, co robię i myślę. Chciałem
zapomnieć, wymazać to z pamięci, a tym czasem widok przysłoniły mi całkowicie
widma przeszłości, rozpryskujące się na podłodze krople krwi, wirujące w
powietrzu, czarne włosy i olbrzymia dłoń dzierżąca nóż, zamiast zwykłego jabłka.
Dłoń, której nadgarstek okalał tatuaż w kształcie węża. Znienawidzona dłoń. Chciałem rzucić się na jej właściciela, pobić
go do nieprzytomności, mimo, że brzydziłem się przemocą. Chciałem uciec.
Potem moje
uszy wypełniły już tylko rozpaczliwe krzyki, błagalne jęki i dziecięcy płacz.
~*~
Niemal biegłem
przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię i w swoje szybko poruszające się na
niej glany. Jakimś cudem udawało mi się nie wpadać na co drugie drzewo, chociaż
w całym tym amoku pewnie nawet nie poczułbym zderzenia z żadnym z nich. Byłem
tak wściekły, że nic mnie już nie obchodziło, zupełnie nic. Kurczowo zaciskałem
pięści w kieszeniach, wbijając paznokcie w wewnętrze strony dłoni tak mocno, że
po jakimś czasie zupełnie przestałem odczuwać ból. W ogóle go nie czułem, nie
skupiałem się na nim. Fizyczny ból dla mnie nie istniał, nigdy się go nie
bałem. To ten inny, wewnętrzny, przerażał mnie najbardziej. A teraz, kiedy
wszystko, co kumulowało się we mnie od tak długiego czasu, wreszcie
eksplodowało, zalewając mnie od stóp do głów falą goryczy i bezradności, czułem
się tak, jakbym mógł w każdej chwili zwariować. Bolało, tak cholernie bolało. Myślałem, że tak silna fala bólu i
wspomnień już nigdy nie wróci, ale myliłem się, bo teraz było mi jeszcze
gorzej, niż na samym początku. Myślałem, że przyzwyczaiłem się do bólu. Byłem
przekonany, że podobnie jak z wbijaniem paznokci w skórę, po pewnym czasie
pozostaje tylko lekkie mrowienie, pamiątka po czymś, co już dawno przeminęło.
Żyłem w kłamstwie.
Nie
wiedziałem, co robić. Nagle wszystko zaczęło do siebie przeraźliwie pasować i
chociaż dowody, które miałem, nie musiały znaczyć zupełnie nic, to jednak
podświadomie wiedziałem, że coś znaczą. To prawda, wielu ludzi mogło mieć
tatuaż w kształcie wężowej bransolety na nadgarstku. To nie musiało nic
znaczyć. Jednak nie chodziło nawet o to, czy to coś znaczyło, czy nie. Sam
widok tego tatuażu obudził we mnie tysiące wspomnień, strach i to najgorsze,
ból.
Zabił ją.
Kimkolwiek był mężczyzna z tatuażem, zabił mój matkę, wbił jej nóż w pierś,
pozwolił krwi skapywać na moich i Sulli oczach. Byliśmy wtedy tylko niewinnymi
dzieciakami, niedoświadczonymi jeszcze przez życie, słodkimi i beztroskimi.
Kimkolwiek on był, odebrał nam to na zawsze. Odebrał nam nie tylko matkę, ale i
ojca, zniszczył nas. Oto, czym się staliśmy.
Ojciec Donghae
równie dobrze mógł nie mieć z tym nic wspólnego, to mógł być tylko jeden,
wielki, przerażający zbieg okoliczności. Przed oczami stanęła mi roześmiana
twarz mamy, kiedy energicznie popychała karuzelę, na której siedzieliśmy ja i
Sulli. Jej czuła twarz i delikatny dotyk gładkich dłoni, kiedy odgarniała mi z
czoła moje wiecznie rozczochrane włosy. Jej drewniana spinka w kształcie
kwiatu, taka sama, jaką znalazłem w mieszkaniu ojca Minho w Seulu.
Ojciec Minho.
Jaką rolę on tu odgrywał? Czy to wszystko w ogóle miało sens, czy znowu
próbowałem pisać nieistniejące historie, oskarżając ludzi bez żadnych podstaw?
Zdjęcie w jego sypialni przedstawiające jego nienaturalnie szczęśliwą twarz
oraz odwróconą tyłem kobietę o długich czarnych włosach i charakterystycznej
fryzurze.
Zacząłem się
trząść, kiedy kolejne przebłyski pojawiały się w mojej głowie, jakbym oglądał
jakiś stary film ze zdeformowanym dźwiękiem, klatka po klatce. Dopiero teraz
zorientowałem się, że zaczęło padać, a huki w mojej głowie nie były tylko
efektami specjalnymi wytwarzanymi przez moje zszargane nerwy. Grzmiało. Deszcz
zacinał tak mocno, że cała moja koszulka przykleiła się do ciała, chociaż do
tej pory byłem przekonany, że to przez pot. Tymczasem gęste strumienie deszczu
spływały mi po rozpalonej twarzy i dostawały się do oczu oraz ust. Dziwne, że
miały taki słony posmak.
- Staremu Lee było was żal, dlatego wyświadczył
wam przysługę, a teraz za to odpokutowuje. I na co mu to było? Okazał ci trochę
łaski, ale ty wolałeś swojego uroczego tatuśka i jego pękające w szwach konto
bankowe – mówił zjadliwie Heechul w mojej wyobraźni. Słyszałem go tak
wyraźnie, jakby stał tuż za mną i szeptał mi do ucha. Dreszcz rozszedł się po
całym moim ciele. Zrobiło się nagle tak ciemno, a ja nie wiedziałem nawet, jak
daleko od sadu się znajdowałem. Rozejrzałem się w panice. Wszędzie były tylko…
drzewa. Mnóstwo drzew, ciemność i coraz mocniej zacinający deszcz.
- Mówiłem ci, tu chodzi o jakąś grubszą
sprawę z przeszłości, ale nie znam szczegółów. Mój tata i rodzina Donghae
nienawidzą się, dlatego od początku był przeciwny naszej przyjaźni.
- Nie dostrzegasz wagi sytuacji, Minho.
Człowiek, którego ścigamy, jest mordercą, a ty uważasz potencjalnego szpiega za
swojego przyjaciela!- Zmora wykrzywionej ze złości twarzy Choi seniora na
chwilę odebrała mi oddech.
- Nie możecie trzymać Donghae tylko dlatego,
że jest synem faceta, którego ty nienawidzisz! NIC go z nim już nie łączy, a
to, że ty od trzech lat nie potrafisz złapać jednego przestępcy, świadczy tylko
o tym, jak beznadziejną gliną jesteś!
Od trzech lat.
Trzy lata temu zginęła moja matka. Grubsza sprawa z przeszłości… To brzmiało
tak znajomo.
Czy to ojciec
Donghae zabił moją matkę? Czy tak naprawdę we wszystkim się pomyliłem? Ojciec
Minho był… dobry? Coś go łączyło z moją matką? Czy to możliwe, że aż tak bardzo
zmienił się przez jedno wydarzenie..?
Możliwe. Przecież dokładnie to samo
spotkało mnie. Kurwa, byłem przez cały czas takim hipokrytą, mieszając go z
błotem i będąc pewnym, że jest złem wcielonym. Minho nie wiedział, nie mógł
wiedzieć. Ja wciąż tego nie rozumiałem. Świadomość, że znalazłem się o krok od
poznania prawdy uderzyła mnie nagle z siłą bomby atomowej i odrzucił do tyłu,
odbierając mi wszelką zdolność do racjonalnego myślenia.
Było mi na
przemian zimno i gorąco, kiedy opadłem na mokre liście i zwinąłem się w kłębek,
chowając twarz w dłoniach. Wciąż drżałem, trochę z przeszywającego chłodu,
który nagle mnie ogarnął, a trochę ze strachu. Byłem sam w środku lasu, gdzieś
bardzo daleko od farmy państwa Park. Byłem sam. Bałem się być sam podczas burzy
– to była jedna z tych bezsensownych fobii z dzieciństwa, tak samo idiotyczna
jak przekonanie, że pod łóżkiem czai się głodny potwór, gotowy wyjść w nocy i
zjeść cię za to, że byłeś niegrzeczny. A jednak istniała, głęboko ukryta we
mnie i teraz postanowiła się ujawnić. Trząsłem się, mokre włosy przekleiły mi
się do twarzy i szyi. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może uderzyć we mnie
piorun i wtedy nastąpi koniec. W
prawdziwym życiu nie ma happy endów. Dopiero teraz to zrozumiałem na własnej
skórze przekonując się, co miała na myśli Amber, mówiąc, że będę żałować.
Żałowałem.
Żałowałem, że nie dałem Minho szansy, że nie dałem sobie nadziei na coś
dobrego. „Każdy potrafi kochać, nie każdy tego chce”. Chciałem chcieć, chciałem
kochać, chciałem podziękować temu oślizgłemu Żabolowi za to, że dzięki niemu
ostatnie miesiące mojego życia nie były kompletną porażką. Za to, że był przy
mnie, że znosił mnie, że mnie kochał… Za wszystko, co dla mnie zrobił.
I tak miałem
niedługo umrzeć. Pioruny z każdą sekundą coraz jaśniej odcinały się na tle
zachmurzonego nieba. Grzmoty przypominały wystrzały z karabinów. Nie martw się,
Sulli, poradzisz sobie beze mnie. Przepraszam.
Zacisnąłem
mocno powieki i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem, czując tępy ból po
lewej stronie klatki piersiowej.
~*~
- TAEMIN!
TAAEEEMIIN! TAEMIN, ODEZWIJ SIĘ! TAEMIN-AH!
Poruszyłem się
gwałtownie, wyrwany ze snu. Nie byłem nawet pewien, czy spałem, ale kiedy powiodłem
wzrokiem dookoła, była noc. Z wciąż zachmurzonego nieba skapywały jeszcze
pojedyncze krople deszczu, ale burza już się skończyła. Zmarszczyłem brwi i
spróbowałem się odezwać, ale usta miałem tak wysuszone, że zacząłem tylko
kaszleć. Moja twarz musiała być zapuchnięta i obrzydliwa, a głowa pulsowała od
migreny. Nie miałem nawet siły unieść się na łokciach.
- TAEMIN,
JESTEŚ TUTAJ?! ODEZWIJ SIĘ! TAEMIN-AH!
Znałem ten
głos, tak cholernie dobrze go znałem. Wszędzie bym go poznał, w końcu tyle razy
przewracałam z irytacją oczami, słysząc jego rozentuzjazmowany, pogodny ton.
Należał do Minho.
- TAEMIN-AH!!!
Tym razem nie
brzmiał radośnie. Raczej był przepełniony zmartwieniem i błagalną prośbą, lekko
histeryczny.
- Tae, jeśli
się nie odezwiesz, to znaczy, że cię tutaj nie ma!
Jasne, idioto,
odkryłeś Amerykę. Gdybym mógł, przewróciłbym oczami i tym razem, ale wolałem
tego nie robić, bo już i tak cały świat skakał mi przed oczami, kiedy tylko
próbowałem się poruszyć. Słysząc szybkie kroki na chrzęszczących liściach,
lekko spanikowałem. Nie mógł teraz odejść, co ten kretyn sobie myślał?! Nie
będę tu przecież zdychać w nieskończoność. Skoro żadna łaskawa błyskawica nie
postanowiła mnie porazić, to miałem zamiar poświecić swoje darowane życie na dalsze
dręczeniu tego glonojada.
Otworzyłem
usta, ale po raz kolejny wydostał się z nich tylko przytłumiony kaszel. Moje
gardło było wyschnięte na wióry.
Szuranie
gałęzi zamarło w jednej sekundzie. Spróbowałem więc kaszleć głośniej, mając
nadzieję, że to przyniesie jakieś efekty.
- TAEMIN-AH?!
TO TY?!
Zebrałem całą
silną wolę i wychrypiałem żałosne „tak”, a potem przewróciłem się na bok w
stronę, z której dochodził głos. Po chwili gęste krzaki rozchyliły się i
pobrudzone błotem, całkowicie zdewastowane adidasy Minho, które kiedyś chyba
były białe, znalazły się na poziomie mojego wzroku. Chciałem odetchnąć z ulgą,
ale skończyło się to tylko marnym chrząknięciem.
Bambi opadł na
kolana, rzucając na ziemię rozłożoną parasolkę i złapał mnie pod ramionami, by
w następnej chwili unieść mnie do pionu. Przez sekundę rzeczywistość wokół mnie
zawirowała i miałem straszne przeczucie, że zwymiotuję dzisiejszym pstrągiem
prosto na jego absurdalne ogrodniczki, ale udało mi się powstrzymać.
- Jesteś
wreszcie – westchnął Minho, odgarniając mi z twarzy wilgotne włosy. Musiałem
wyglądać jak dziecko wojny z całym lewym policzkiem umorusanym ziemią i
zapuchniętymi oczami. Żabol wpatrywał
się we mnie z niedowierzaniem, a ja nie mogłem się zdecydować, czy jest tak
wkurzony, czy tak zachwyca go mój mało wyjściowy wygląd, a dodatkowo czy chce
mnie przytulić, czy też dać mi z całej siły w ryj. Naprawdę, nigdy nie
widziałem go tak niezdecydowanego, ale szczerze mówiąc zwisało mi już, co ze
mną zrobi. Niewiarygodne, jak pesymistyczne myśli o śmierci i sensie życia
potrafią zmęczyć człowieka.
- Co ty sobie
wyobrażałeś, do diabła?! – Potrząsnął mną nieco brutalnie, na co skrzywiłem się
lekko, bo jak po długim znieczuleniu, teraz wszystkie bodźce zacząłem odczuwać
podwójnie. – Wiesz, jak się wszyscy cholernie martwiliśmy?! Zniknąłeś nie
wiadomo gdzie i dlaczego, Donghae miał straszne wyrzuty sumienia, jest pewien,
że to przez niego! Co w ciebie wstąpiło?!
Zrobiło mi się
głupio. Chciałem się od niego odsunąć, ale mi nie wyszło, bo widząc, że się
odpycham, wzmocnił uścisk i praktycznie wciągnął mnie na swoje kolana. Zaryłem
nosem w jego wilgotne włosy i z braku pomysłu, co ze sobą zrobić, oparłem
policzek w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem, gdzie zapach kawy okazał
się najintensywniejszy i tylko zrobiło mi się przez to jeszcze bardziej
niedobrze.
Czułem się
taki bezsilny, że aż było mi się siebie żal. Taemin, ty idioto. Nie jesteś
jakąś lalą, którą wszyscy mogą sobie pomiatać. Nigdy nią nie byłeś. Co ty teraz
wyprawiasz? Poddajesz się? Wywieszasz białą flagę? Trochę strachu wystarczyło,
żebyś całkowicie wymięknął, ty śmierdzący tchórzu..?
Minho zamarł,
równie zaskoczony moim dziwnym zachowaniem, ale nie skomentował tego, wciąż
chyba z bardzo zdenerwowany.
- W dodatku
świetny moment sobie wybrałeś na skoki nastrojów, wiesz! Nie zanosiło się na
burzę, wywołałeś ją samą swoją wolą, czy co?! Kibum prawie ześwirował, spisując
cię już na straty, bo on zawsze przesadza! Ja sam zaczynałem już przez niego
wariować, a Dara twierdziła, że wody jej odchodzą i Jinki zaczął płakać, rozumiesz?!
Płakać. Dom wariatów, a to wszystko
przez ciebie!
Wdychałem i
wydychałem uspokajającą woń kawy pomieszanej z cynamonem, wciąż niezdolny się
odezwać, albo chociaż poruszyć. Minho to chyba zresztą nie przeszkadzało, był
zbyt zajęty prawieniem mi monologu moralnego, jakby był jakąś moją cholerną
ciotką, czy co innego.
- Jesteś
rozpuszczonym smarkaczem bez litości – zakończył dramatycznie swoją tyradę, a
ja czułem, jak jego długie palce zaciskają się na mojej przemokniętej koszulce.
Pociągnąłem nosem niczym kompletna sierota. Bambi westchnął cierpiętniczo. –
Chodź, powoli, trzymam cię. Dasz radę wstać? Jeśli masz siłę trzymać parasol,
wezmę cię na plecy.
- Jak w tych
durnych dramach, których tak nienawidzę – wychrypiałem nieswoim głosem.
- Przykro mi,
jakoś to przeżyjesz. No chodź, wszyscy cię szukają.
Oparłem się na
nim i powoli stanąłem na zdrętwiałych nogach, trzęsąc się z zimna. Mogłem się
założyć, że w najlepszym wypadku nabawię się kataru, a w najgorszym zapalenia
płuc i umrę. Jak dobrze, że deszcz nie zmysł ze mnie mojego ulubionego
pesymizmu.
- Wszyscy? –
powtórzyłem bez przekonania, gapiąc się na niego jak idiota. – To dlaczego
tylko ty mnie znalazłeś?
Tym razem to
on przewrócił oczami, obejmując mnie mocniej w pasie i schylając się po porzucony
na ziemi parasol.
- Nie wiem,
może szukałem cię szczególnie wytrwale. Zamknij się już, przeziębisz się
jeszcze. Trzymasz się, czy mam… Taemin..?
Pochyliłem się
do przodu i naparłem na niego całym ciałem, patrząc mu przy tym w oczy niczym
żałosny szczeniak wykopany na deszcz. Kij z tym, że potem będę się tłumaczył
utratą równowagi spowodowaną odurzeniem grzybami halucynogennymi lub
oszołomieniem pozawałowym, lub znajdę jakąkolwiek inną, beznadziejną wymówkę.
Coś wymyślę.
Zbliżyłem się
do niego jeszcze bardziej, o ile to było możliwe i zamknąłem oczy, wciągając
jeszcze więcej cynamonowego zapachu do płuc. Potem na dobre pokonałem dzielącą
nas, paromilimetrową odległość i przycisnąłem usta do jego lekko rozchylonych z
zaskoczenia warg, całując go tak mocno, jak tylko mogłem. Cała moja desperacja
przełożyła się na ten intymny gest. Zachwialiśmy się lekko w tył i w przód, od
intensywności pocałunku albo przez falę emocji, która zalała mnie od stóp do
głów. Wplotłem dłoń w jego włosy, złośliwie odnotowując, że moje ręce wciąż
były całe w ziemi. Drugą błądziłem po jego twarzy, brodzie, policzkach i karku,
badając wszystko to, co od dawna miałem ochotę dotknąć, ale zawsze odrzucało
mnie z powrotem na mur z kolczastego drutu, którym tak szczelnie byłem
owinięty. Teraz miałem to gdzieś, kolczasty mur poszedł się walić.
Minho wreszcie
ocknął się z szoku, w jakim stał przez ostatnie parę sekund, skupiając się
tylko na tym, żeby mnie nie upuścić i w sumie byłem mu za to wdzięczny, bo moje
nogi na pewno odmówiłyby mi posłuszeństwa. Zakręciło mi się w głowie, kiedy
objął mnie mocniej, praktycznie zabierając mi cały tlen i przestrzeń osobistą,
gorącym językiem rozchylając mi do tej pory mocno zaciskane usta. Jęknąłem,
pozwalając mu pogłębić pocałunek. Rozjechana papka, w którą się zamieniłem,
poddała się całkowicie.
Brawo, Taemin,
jesteś oficjalnie skończony dla tego świata.
~*~
W
drodze powrotnej milczeliśmy. To była naprawdę niezręczna cisza, przerywana
tylko bębnieniem pojedynczych kropli o liście i zdecydowanymi krokami Minho na
szeleszczącej trawie. Trzymałem go za szyję, z czołem przyciśniętym do jego
ramienia i pozwoliłem się nieść na plecach. Scena wyjęta żywcem z pseudo
inteligentnych seriali. Myśl, że przypominam teraz rozmiażdżoną uczuciowo
bohaterkę taniej dramy trochę ostudziła cały mój zapał, a poczucie lekkości i
ulgi, że udało mi się zrzucić z siebie wielki ciężar zastąpił jeden wielki
WSTYD.
Co teraz
będzie? Wyrośnie mi aureola i pierzaste skrzydełka, po czym wzlecę na różowej
chmurce w kształcie serduszka prosto do kiczowatego paradajsu? Zacznę
zachowywać się jak zadurzona nastolatka, albo, co gorsza, jak KIBUM?! Moja
relacja z Minho już raczej nie będzie wyglądać tak samo jak zwykle, choćbym go
zahipnotyzował i starał się mu wmówić, że wszystko to mu się tylko przyśniło.
Właściwie, czym teraz byliśmy?
Przeskoczyliśmy na jakiś wyższy level pseudo przyjaźni, czy byliśmy parą, czy…
Łe, nie. To ostatnie wydało mi się za bardzo normalne. Przecież się umówiliśmy, że normalność jest do bani. Co
właściwie robią normalne pary? Liżą się po kątach jak Onew i Dara, a potem
wpadają w panikę po odkryciu niezaplanowanej ciąży? Uf, dobrze, że przynajmniej
to nam nie groziło.
Światła farmy
państwa Park oślepiały już z odległości kilkudziesięciu metrów. Policzki paliły
mnie żywym ogniem, kiedy Minho przystanął i ostrożnie rozplątał moje ręce,
pozwalając mi zsunąć się z jego pleców. Stanąłem już o własnych siłach,
koszmarnie zażenowany i skonfundowany. Oblizałem usta, uświadamiając sobie ze
zgrozą, że smakują kawą. Nie chciałem nawet na niego patrzeć.
- Tu jest nasz
namiot. – Żabol odchrząknął, również omijając mnie wzrokiem, co zrejestrowałem
katem oka z pewną ulgą. – W środku są już śpiwory i koce, więc… Połóż się,
pójdę powiedzieć reszcie, że alarm odwołany. Przyniosę ci coś ciepłego do picia…
- Nie musisz.
- …i może
jeszcze jakiś dodatkowe przykrycie, w nocy jest zimno. Gdyby śledzie puściły,
to... to krzycz.
Wpatrywałem
się tępo w jego plecy, kiedy oddalał się szybko w stronę farmy. Ta cała
niezręczność mnie rozwalała. Nie sądziłem, czy uda mi się wytrzymać długo bez
obrażania go na wszelkie możliwe sposoby, ale teraz czułem tylko zmęczenie i
pewną nieśmiałą wdzięczność. Mój atak paniki przeszedł mi już całkowicie i
poczułem się zmęczony, słaby, wyzuty z emocji. Wczołgałem się do naszego
namiotu, rzucając przelotne spojrzenie na pozostałe, które wydawały się wciąż puste.
Czekałem kilka
minut, przykryty kocem po uszy i wbijałem wzrok w jeden punkt na powiewającym
lekko materiale namiotu. Nie mogłem się zmusić do myślenia. Było mi zbyt
przyjemnie, zbyt ciepło i wygodnie, poza tym nadal byłem zbyt zamroczony tym
wszystkim, co spotkało mnie w przeciągu ostatnich paru godzin. Postanowiłem, że
pomyślę kiedy indziej. Jutro, na przykład. Tak, jutro będzie dobre.
Suwak w
namiocie został energicznie rozpięty i Minho wślizgnął się do środka, dmuchając
na zawartość kubka, który podał mi z wahaniem.
Zajrzałem do
niego, parząc sobie palce o gorące ścianki.
- Herbata?
- Kawa nie
jest dobra na sen.
Wziąłem kilka
łyków, krzywiąc się z powodu nierozpuszczonych kostek cukru, których ktoś
zdecydowanie nadużył. Czyżby ten kretyn naprawdę myślał, że tak nisko przez
niego upadłem..? Przykro mi, nie zamieniłem się jeszcze w gustującą w
przesłodzonych lurach ciotę. Dla świętego spokoju wypiłem trochę, mając
nadzieję, że wreszcie się odczepi i pozwoli mi spać. Fakt, że wciąż wpatrywał
się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, trochę mnie rozpraszał i w pewnym
momencie omal się nie zakrztusiłem.
- Tak,
porozmawiamy – wyrzuciłem z siebie, opadając na poduszkę. W śpiworze było
ciepło i bezpiecznie. – Jutro. Albo kiedyś. Dobranoc. I dziękuję. Czy coś.
Zasnąłem,
wyczerpany, czując delikatne dłonie odgarniające mi splątane włosy z twarzy i
ciepły oddech na policzku, kiedy przykrywał mnie dodatkowo swoim kocem.
Tej nocy, o
dziwo, nie miałem koszmarów.
___________________________
Z dedykacją
dla Koczi. Ten rozdział mnie wykończył x.x
mam. dedykację. o matko.
OdpowiedzUsuńna początku zapowiadało się całkiem "normalnie", o ile to, że komuś grzęźnie samochód w błocie i wędruje przez milion kilometrów polami można uznać za normalne... xD
omg Kibum w kompoście... spodziewałam się tego, albo i nie... stawiałam na to, ze Dino niefortunnie na niego skoczy i wylądują twarzami w krowim placku xDDDDDD ale biedna, nowa marynarka, hahaha, odstawił się do obory! chociaż... krowy to ponoć bardzo uczuciowe zwierzęta są :3
zbieranie jabłek w sadzie w słońcu - sama bym kwiczała mając swój nieśmiertelny filtr 50 ;_; to nieludzkie warunki xD
rozmowa Amber i Taemina już mną wzdrygnęła, a potem ten ehum, ehu... bliski moment z Minho... ale wydało mi się to zbyt absurdalne, by mogło zakończyć się sukcesem, więc biegłam wzrokiem dalej po literkach, no i się stało.
jakoś mną odrzuciło w momencie, gdy przeczytałam, że przybył Donghae, zwęszyłam coś hmm... średnio przyjemnego wraz z jego przybyciem.
straszne jest to, że jeden tatuaż może wywołać taką falę emocji, ale jestem w stanie zrozumieć Taemina, nawet nie wiesz jak bardzo.
ucieczka Taemina przed siebie trochę mnie przeraziła, ale miałam gdzieś z tyłu głowy, ze DOBRA OSOBA go w końcu odnajdzie, ale nie spodziewałam się u chłopaka takich... szczerych autorefleksji na temat miłości i dania szansy Żabolowi.
no i jest, w końcu go znalazł, urocza scena, gdy Taemin się wtula w szyję... już ze mnie tryska cukier, konam, a potem ten... pocałunek... o matko, kwiczałam wewnętrznie, bo w rzeczywistości nie wydobył się ze mnie żaden odgłos, bo byłam pod takim wrażeniem O_O
teraz może być tylko lepiej.
a tak serio, to przepraszam za chaos i ogólnie swoją beznadziejność, za to, że dręczyłam tak mocno te kilka dni o napisanie tego rozdziału, dziękuję za dedykację, wzruszyła mnie straszliwie, bo w tym momencie czuję się kolejny raz wyróżniona, ze dostałam ją od jednej z moich ukochanych autorek.
prywaty a propo opowiadania tu ci nie napiszę, bo ściany, komentarze i inne takie mają uszy, ale jak jeszcze raz napiszesz, że jakieś sceny są cheesy i jak ludzie mogą to czytać, to... to... ;_;
i tym samym zakończę swój żałosny wywód, bo już nie pamiętam, co chciałam napisać dalej, amen ;_;
Jak czytałam, to dosłownie miałam motyle w brzuchu. Tak długo czekałam na rozdział, że jak zobaczyłam nr15 to prawie się posikałam ze szczęścia. Kurcze tak bardzo kocham twoje opowiadanie. Tak genialnie opisujesz myśli Taemina. Tak trochę się akcja rozwinęła. :P Biedny Taemin. Być tak zagubionym w tym co się czuje, nie móc się określić i w sumie okłamywać. A ten pocałunek to już wgl mnie zabił :) Przepraszam za taki dziwny, nieskładny komentarz, ale to wina późnej pory. ;p Jacie dziewczyno, ty tak genialnie piszesz. Całą fabuła tego opowiadanie jest cudowna tak jak i styl pisania. rozpływam się też nad twoim innym opowiadaniem http://www.deflowered-angel.blogspot.co.uk/p/spis-tresci.html chociaż są tylko dwa rozdziały to to opowiadanie wprawia mnie w taki nastrój... nie potrafię go nazwać, ale jest niesamowity. całe dobranie muzyki zgrane z bohaterami to coś niesamowitego. powiem ci że mało jest takiej literatury gdzie tworzy się bohaterów w taki sposób że wydają się oni zwykli ale jednocześnie niezwykli wyróżniający się. gdzie bohater wtapia się w czytelnika a czytelnik w bohatera i stają się jednością. ty mi to dajesz tworząc takiego Taemin czy Luhana. W momęcie kiedy czytam "upływające...." świat dla mnie nie istnieje jest tylko wyimaginowany świat w którym mam rudą grzywę i jestem mocno poturbowanym przez życie 16-latkiem. dziękuje ci za to. dziękuje za to że z taką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział wchodząc na bloga kilka razy każdego dnia. dziękuje że mogłam się uzależnić od twojej wyobraźni bo jest prze smacznym narkotykiem.
OdpowiedzUsuńChciałam jeszcze przeprosić że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale nie umiałam dobrać słów tak by były odpowiednie.
OdpowiedzUsuńJakie to było genialne *.* zawsze po przeczytaniu twojego rozdziału zastanawiam się czy ja powinnam dalej pisać bo wszystkie te moje opowiadania wydają mi się potem takie marne i bez sensu... Aha, chyba udziela mi się pesymizm Taemina :( a wracają do rozdziału to wiedziałam że obecność Donghae nieźle namiesza.. Dobrze że Minho znalazł Taemina, to było urocze gdy niósł go na plecach, ale oczywiście nic nie może równać się z ich pocałunkiem zainicjowanym przez Tae! Omo wciąż nie wierzę że go pocałował! Kibum w kompostowniku mnie zabił, tak samo akcja z gaciami Jjonga i łowienie ryb przez Onew. Nie wiem co chciałam jeszcze napisać... Jest dopiero 7 i nie do końca się obudziłam ale obawiam się że później zapomniałabym skomentować a nie lubię nic po sobie nie zostawić :) czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńWa.. kocham to <3 Mimo, że przez wcześniejszą przerwę postanowiłam mieć focha... To jednak to skomentuje <3
OdpowiedzUsuńJej, jaki ja przeżyłam szok! Byłam pewna, że będzie napastował Onew, bo będzie chciał żyć chwilą, a tu taki szok... Chodz wciąż nie wiem co do tego ma ojciec Minho.. Może jakimś kochankiem był? x3 To mój jedyny pomysł..
Jej, teraz wyjeżdzam na tydzień za granice :< Nie będe miała zasięgu, bo to tacy "surowi rodzice" -Brak internetu, brak zasięgu i nauka dyscypliny T3T
Pozatym , jestem załamana, że tak mało zostało do końca... Może zrobisz drugą serie? x3
Śmiesznie, jednak nie zabrakło poważnej nutki *.*
OdpowiedzUsuńI pocałuneeeek <3
Jeju, cudowny rozdział :)
Czekam na kolejny, weny ^^
Justus
...Dobra całkowicie nie wiem co napisać... PUSTA GŁOWA ... jak ja się przez ciebie teraz na nauce z biologii na sprawdzian skupie przez twój ff ?! TT_TT Omo ...
OdpowiedzUsuń1. Onew wędkujący ... Amber i Minho rozwalających i Jjong w jeziorze xDD
2. Tae zazdrosny
3. Zabawa jabłkami
4. Tatuaż (przypomina mi się ,,Salamander Guru and the gang'' tylko teraz za Minho jest Taemin a zamiast Ojca zabita Matka xD)
5. Przerażenie ... płacz rozmyślanie, przypomnienie, zrozumienie całej sytuacji z mamą
6. Myślenie czego nie zrobił
7. Burza, płacz, emocje, zemdlenie
8. Minho wytrwały w poszukiwaniach znalazł swój skarb
9. Taemin ... pocałunek ... Minho
OMO, OMG O.o znów emocje .. ogromna ilość ^o^ akcja (dziękuję ^.^ ale i tak mało xDD [wybredna ja ... wybacz x.x] to było naprawdę .... naprawdę .... kurde i co ja mam powiedzieć ?! TT_TT xD Rozczula mnie postawa Minho. Najpierw krzyczy a na koniec to współczucie w oczach <3 i Minnie z pocałunkiem o_O ciesze się że nareszcie coś zrobił ^ ^ ciekawe kto tak dosłodził Tae tą herbatę xD może to Donghae chcąc go przeprosić ? xD
Hwaiting w pisaniu kolejnej części ! ^o^
Matko, orientacja w terenie jest cudowna. Ja po kilku godzinach to na pewno padlabym nieżywa ;D Rozmowa z Darą mną wstrząsnęła i to bardzo, ale naszego Tae chyba bardziej. Szczerze nie spodziewałam się takich słów. Ma tyle emocji w sobie, ze kiedyś musiał je wyrzucić z siebie ;) cieszę się, ze to zrobił.
OdpowiedzUsuńAkcja z Donghae do dupy. Minho obserwuje Taemina, ja tu myślę co on kombinuje, a tu czytam i nagle wyskakuje mi niedźwiadek O.o Heh, moment z Onew i jednostronna bitwa na jabłka, był wg mnie jak i Tae bardzo dziecinny, a kiedy Jinki nie reagował, śmiałam się z ich głupoty do ekranu komórki ;p
Nie mogę nie wspomnieć o genialnym zachowaniu Key'a. Uwielbiam jego nowe marynarki itp, choć liczyłam na różowe gumiaki i rękawiczki ;* ale i tak miałam banana na twarzy, kiedy oboje z Jjongiem wylądowali w kompostowniku >.< Kiedy doszło do akcji z tatuażem, przerazilam się i myślałam, ze zaraz nie będę mogła juz powszyrzymac łez na wspomnienie śmierci matki makane ;( Później jednak ta cala romantyczna scena z Minho.. Omo, to bylo takie slodkie <3<3<3 Ciesze sie ze Minnie zrozumiał choć trochę swoje uczucia i daje szanse naszej zabci ;> ogólnie jakby zebrać te w/w linijki w jednym wielkim skrócie to byłoby tak : Kocham twego bloga, każde słowo jest cudowne, pisz dalej takie tasiemce, bo są cuuuuuudowne i juz nie mogę sie doczekać rozdziału numer 16 ^.^ tak wiec życzę weny, czasu na pisanie i w ogóle HWAITING.!!! ^.^ <3 <3 <3
Na początku napiszę, że
OdpowiedzUsuńKOCHAM TWOJE OPOWIADANIE, KOCHAM TO JAK PISZESZ I W OGÓLE CIĘ KOCHAM.
Przepraszam za to, ale emocje mną targają już tak jakoś od niedzieli, czyli na początku oczekiwania na ten rozdział, mimo tego, że czytałam go wczoraj, to wciąż czuje to podekscytowanie xD (przepraszam też, że dopiero dzisiaj komentuje, ale brak czasu ciągle :c)
Komentuje po raz pierwszy, choć czytam od dawna. A to przez to, że zawsze po przeczytaniu nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, a łącząc to z moim brakiem talentu do pisania komentarzy, nic z tego nie wychodziło.
Teraz chcę to zmienić i dlatego zdecydowałam się napisać, choć marny, ale zawsze komentarz ^^
Zacznę od tego, że masz niesamowity talent! *o* Twój styl pisania, poczucie humoru, charaktery postaci, opisywanie przeżyć, fabuła i ogólnie wszystko, jest na tak wysokim poziomie, że nieraz zastanawiam się jak można tak wspaniale pisać. Tylko pozazdrościć *.*
Przechodząc do rozdziału, był cudowny. Na początku co chwila chichrałam się, z bohaterów, jak to musieli zmierzyć się z matką naturą w postaci "zabitej dechami wsi", Kibum wepchnięty do kompostu, rzucanie podgniłymi jabłkami w biednego Jinkiego, zazdrosny Taemin itd.
Potem już zaczyna się groza. Tatuaż w kształcie węża, wspomnienia, ucieczka, aż w końcu zgubienie się. Muszę przyznać, że sama nie wiem o co może chodzić, bo to na pewno nie jest zbieg okoliczności. To że ojciec Minho może mieć coś wspólnego z mamą Taemina.
Na szczęście Żabol przybył w porę i dopomógł xD A ten pocałunek.... myślałam, że się wetrę w dywan i rozpłynę T_T
Przepraszam za zupełną nieskładność i bezsens tego komentarza, ale uznałam, że muszę w końcu coś napisać, bo tak cudnego opowiadania aż żal nie skomentować :)
Tradycyjnie: weny, czasu, pomysłów i sił do pisania ^_^
Teraz zostaje tylko wyczekiwać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam~ <3
Layla
Trzeba przyznać, że wyszedł na prawdę spory ten rozdział. :P To porównanie Minho do żaby na początku, jednak doskonale utkwiło w mojej pamięci.^^ Świetny fragment. Osobiście postać Amber mnie trochę irytuje. :P No ale coraz bliżej poznania prawdy, która mnie okropnie nurtuje. Już mi sie tworzą w główce jakieś pomysły z romansem taty Minho i mamy Tae. :P Ciekawe co się wtedy stało. To takie trochę kryminalne, ale szczerze uwielbiam kryminały i zagadki, więc nie mogę się doczekać poznania prawdy.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowiutkiego bBLOGA z fikami SHINee: http://borntobewildyaoi.blogspot.com/ :D
W tym rozdziale pokazałaś swoje zamiłowanie do kryminałów. W sumie dobrze, bo jest coraz ciekawiej ;D. Masz niesamowity talent i nie możesz go zmarnować. Liczę, że napiszesz dobry kryminał znany na całym świecie:*
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału... jest genialny ( tak jak każdy z resztą ;D.
Weny ^*^
Cho Shia :*
Ajhasfdjhafehj! W końcu jestem! Więc przechodzę do rzeczy i niestety ostrzegam iż nie będzie to długi komentarz które tak uwielbiasz ;( Jedziem! JEZU DONGHAE! <3 XD On jest mistrzem mistrzów i z jednej strony żałowałam że znów nie pocałował Minho to by na pewno mega wkurzyło Taeminnie XD Co do tego tatuażu to tak myślałam przez jakiś czas że to ojciec Donghae zabił mamę Tae. Kurde....te wszystkie uczucia co opisałaś O.o Gomili lubić xD Fragmentu z nad jeziora nie opisze bo...OMFG WHAT THE HELL?! xD Biedny skurczony w praniu Jonghyun...xD I ten pocałunek (ha! ja go czytałam wcześniej :p) Boski, cudowny tak pasujący do Taemina i jego wrednej osobowości. I później było tak niezręcznie że nie mogłam przestać się uśmiechać. Wredna ja. Ah...kurde teraz nie mogę sobie wyobrazić jak oni się będą zachowywać O_o Nie zmuszaj czekać, dawaj kolejny! xD Dużo weny i czasu! Hwaiting! ;*
OdpowiedzUsuńG.G
TAAAK~! Taemin w końcu go pocałował sam z siebie >D
OdpowiedzUsuńAle nie zaczynajmy od końca...
śmiałam się jak głupia przy początku. To jak utknęli w tym płodzie, Minho prowadzący ich przez jakieś pola... Wręcz widziałam ten jego szeroki uśmiech i brakowało do tego tylko grania na gitarze. Jak w harcerstwie xD
hsakjh aż nie wiem co opisać i jak. Tak wiele uczuć, tak mało słów je opisujących D:
Fajnie, ze wrócił Donghae. Przynajmniej Taemin mógł być dla odmiany zazdrosny, co swoją drogą jest zajebiste >D
A ta akcja z tatuażem... Okey, nie tego sie spodziewałam. Znaczy okey, wiedziałam że coś było między mamą Taemina a ojcem Minho, jednak nie podejrzewałam że ten miły facet jakim jest ojciec Donghae może być mordercą... Współczuje Taeminowi, to co wtedy przeżywał było okropne [ uwielbiam to jak opisałaś jego przeżycia wewnętrzne ] Rozczuliło mnie to, kiedy Tae był już taki zmęczony i pogodzony ze śmiercią i przepraszał i żałował, że nie dał szansy Minho... A potem nasz Żabol wkroczył niczym rycerz na białym koniu uratować swoją księżniczkę Taeminnie.
I teraz przechodzimy do tego o czym marzyłam od 15 rozdziałów... Pocałunek <3 oczywiście wcześniej Choi musiał go porządnie opieprzyć. A to jaki bezsilny był Taemin obudziło we mnie instynkty macierzyńskie i chciałam tylko go przytulić ;< No ale tak.. pocałunek... djhsakjadsadas to było cholernie słodkie a za razem zajebiste >< Tae w końcu sie pogodził z tym, że Choi mu się podoba >D I niech nie marudzi, że jest skończony dla świata... teraz dopiero się zacznie jego życie <3 I dobrze, że potem było między nimi niezręcznie, jeśli byś napisała to inaczej byłoby nienaturalnie, ale za to lubię twoje opowiadanie, ze wszystko jest jak należy o:
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Aż mnie ciekawość zżera jak minie im rozmowa...
Jedyne na co mogę sobie pomarudzic to wiecej JongKey <3
Weny, czasu i ogólnie chęci~!
Teraz juz wogole poplatane, myslalam ze ojciec Minho i matka Tae mogli miec romans a tu wychodzi ze prawdopodobnie ojciec Donghae jestb winien smierci matki Tae? Choc tutaj nic niewiadomo lubie jak niewszystko jest odrazu wyjasniane i zamiast byc powoli byc wyjasniane to coraz wiecej zagadek. Kto tu jest wkoncu tym złym a kto tym dobrym? No i KISS to przelom w 2minie tylko czy aby na dobre, czy sprawi ze wreszcie sie otworzy czy natyle sie skomplikuje ze niebedzie odwrotu? Bo skoro Minho jest posrednio uwiklany w tajemnice Tae to czy aby bedzie w stanie mu sie zwierzyc czy wrecz przeciwnie zeby niezranic Minho odsunie sie od niego?
OdpowiedzUsuńJestem złym człowiekiem, że komentuję dopiero teraz, i bardzo Cię za to przepraszam T__T. Ale komentuję, to się chyba liczy! I to z czystym sumieniem, nie na siłę *.* Dobra, do roboty *podwija swoje krótkie rękawki i odchrząkuje*.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że wyjazd na wieś będzie dla nich wielką atrakcją! xD Najbardziej ucieszony oczywiście Kibum! Dobra, koniec sarkazmu. Rozwalały mnie te sytuacje przy zbieraniu jabłek, czy kiedy Jonghyun wrzucił Kibuma w kompost... Biedna diva, osobiście chyba zabiłabym Dinozaura, gdyby mnie tam wpakował. Nie oszukujmy się, kto chciałby leżeć w ... odchodach? xD Wykluczając oczywiście Jonga.
Nie wiem, ale mam mieszane uczucia do Donghae w tym opowiadaniu. Jako członka Super Junior go uwielbiam, ale tutaj... Sama nie wiem. Niby jest kochany, przytulny i tak dalej, w końcu przyjaźni się z Minho, a z drugiej strony ma ten swój tatuaż na nadgarstku, jego ojciec jest kim jest... A ojciec Choi ma jedno zdanie na jego temat i jak widać wcale nie musi się mylić... Cholernie mnie to martwi. O co chodzi ze śmiercią mamy Taemina? Czy wplątany jest w to ojciec Donghae? A może sam Donghae? Namieszałaś mi w głowie, Aliss, teraz kompletnie nie wiem, co się stanie.
Ale przejdę do najprzyjemniejszej części, którą miałam okazję przeczytać. Albowiem...
Taemin pobiegł do lasu, co było nawet... Zaskakujące. Strasznie uderzyło we mnie to jego zdziwienie i zdezorientowanie, gdy zobaczył tatuaż Donghae. Późniejszy strach, kiedy się zgubił i ta burza. Co prawda nigdy jakoś specjalnie nie bałam się wyładowań atmosferycznych, jednak chyba umiem sobie to wyobrazić. W przeciwieństwie do Taemina przysłowiowo "sikałabym w gacie", gdybym zobaczyła jakieś robale, o co w lesie nie trudno. Dlatego trochę się dziwiłam, że potrafił tam nawet zasnąć Q.Q Byłam z niego dumna, ot co.
Minho wkurzony heros *.* To było urocze, kiedy się na niego złościł i zamartwiał w jednym. I ten dezorient Taemina. Też był uroczy. Mówiłaś, że spieprzyłaś scenę w lesie, robiąc z Lee rozmiękłą papkę, ale szczerze - ile czasu można być kamieniem? Trzeba też trochę się roztopić, a w tym momencie idealnie to ujęłaś i wydaje mi się, że była to idealna chwila właśnie na coś takiego. Kiedy Tae już nie ma siły, jest wyczerpany i jednocześnie pewnie mu ulżyło, że ktoś go znalazł. Idealnie, tyle Ci powiem. I powiem też, że nie zabrakło u mnie motyli w brzuchu. Ale to chyba norma, że jak czytam coś Twojego - takie reakcje się mnie łapią.
Dziękuję za świetny rozdział i za to, że zmusiłaś się trochę do napisania tej sceny, mimo swoich wątpliwości. Bardzo mi się podobało.
Życzę Ci duuużo weny na skończenie tego opowiadania. I chęci. I czasu, bo o to teraz trudno.
Całusy! <3
Kei.
To jest takie... Iflucfsajdkdyvssdk~~~, że nie mam pojęcia, co napisać. Lałam ze śmiechu, potem czytałam w napięciu o tym tatuażu, potem rozpływałam się przy pocałunku. To takie... Och. To niewiarygodne, jak dużo emocji potrafisz wywołać w człowieku jednym rozdziałem. To takie piękne *^* jedyne, co mnie uderzyło, to to, że Tae się nie umył po powrocie do namiotu... XD Ale nieważne, czepiam się szczegółów.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, czekam teraz z niecierpliwością na kolejny! ;3
Zostałaś nominowana^^
OdpowiedzUsuńWięcej na: http://world--satori.blogspot.com/2013/06/wczorajszy-konkurs-xoxo-0.html
Wybacz o pani za opóźnione komentowanie ;_;
OdpowiedzUsuńNieogarnięta Sryja-Shia przeczyta, ale nie skomentowała, więc robię to dopiero teraz.
Nic dodać, nic ująć. Jak zawsze genialnie. Jednak ten rozdział bardziej trzymał w napięciu. Już się nie mogę doczekać jak sprawa się wyjaśni i co dalej z 2min'em *-*.
Weny~
Cho Shia :*
Zostałaś nominowana przeze mnie do The Versatile Blogger ^^
OdpowiedzUsuńhttp://smileisalwayssimply.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html
Zapraszam na mój nowy graficzny blog:
OdpowiedzUsuńhttp://lovinginlive.blogspot.com/
Może Ci się spodoba :)
Nie wiem co napisać ♥____♥ genialnie ! *O* już czekam na kolejny rozdział~
OdpowiedzUsuń~Kamichigo (www.herbatka-tanaki.blog.pl)
Jezu jakie fajne *.*
OdpowiedzUsuńPoplątałam się już w tym wszystkim xD
Podoba mi się że ten rozdział trzymał mnie w napięciu
Weny życze :)/Rin
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie <3
Przeczytałam je już jakiś czas temu i teraz mi jakoś tak głupio, że nie komentowałam >.<
W każdym razie czytając pierwszy rozdział już wiedziałam, że będzie należało to do moich ulubionych ff (Chyba nawet mogę stwierdzić, że jest to moje ulubione opo ;D).
Cholernie zazdroszczę Ci talentu do pisania i ogólnie pomysłu ;3
Dziękuję Ci za to, że piszesz i muszę przyznać, że czytając tego bloga trochę się zmieniłam, chociaż nie potrafię tego wytłumaczyć ^.^"
No i strasznie martwi mnie to, że jeszcze tylko 5 rozdziałów i epilog .<
Weeeny~
Ps. Nominowałam Cię <3 Szczegóły ---> http://shineeopowiadania.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger-po-raz-drugi-d.html
Och, jeszcze tylko kilka dni do kolejnego rozdziału <3 Tak bardzo się cieszę :3
OdpowiedzUsuńNo i nominowałam się do The Versatile Blogger. [więcej na: http://namroznymbiegunie.blogspot.com/]
Nominowałam cię do The Versatile Blogger:)
OdpowiedzUsuńhttp://shinee-dream-girl.blogspot.com/
Nominuję Cię do Liebster Blog Awards i The Versatile Blogger Award <3 Więcej informacji na http://k-popowe-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń18 lipca, a rozdziału jak nie było tak nie ma... *chlip*
OdpowiedzUsuńDokładnie, a czytelnicy czekają ;___;
OdpowiedzUsuńCudowne opo :D czekam na następny rozdział i mam nadzieje ze się pojawi bo widzę że ten dawno napisany :(
OdpowiedzUsuń