ROZDZIAŁ
OSIEMNASTY
Gdyby ktoś jeszcze około rok
temu zapytał mnie, jak wyobrażam sobie swoją przyszłość, nie musiałbym się
długo nad tym zastanawiać. Moja wizja przyszłości przedstawiała się, jak na
moje możliwości, bardzo różowo i lukrowo, zupełnie jakby ktoś wcisnął do mojego
mrocznego, szarego życia przypominającego raczej horror albo jakiś kiepski
thriller, niepasujący do niczego kadr z bajki dla naiwnych dzieciaków. Święcie
wierzyłem w to, że coś kiedyś osiągnę i tym samym okłamywałem się właśnie tak,
jak jedno z tych głupich bachorów wychowywanych w animowanym, nierealnym
świecie, gdzie wszystko ma swój happy end.
Teraz, po tych siedemnastu latach wreszcie dotarło do mnie, że mój happy end nigdy nie nadejdzie. Zostałem
skazany na to, żeby życie skopało mi tyłek, wyrwało mi szczątki mojego
zmaltretowanego serca, po czym przeżuło je i pogryzło, wypluło i zrzuciło z
dachu wieżowca, żeby nie odbiegać od ogólnego schematu totalnej abstrakcji. Ale
właśnie tak się teraz czułem i naprawdę miałem wrażenie, że jestem jakąś
cholerną, naćpaną grzybami halucynogennymi Alicją w Krainie Czarów, albo może
raczej w Krainie Beznadziei, gdzie nic nie ma sensu. Nie miałem pojęcia, co ze
sobą w takim wypadku zrobić i ta myśl przerażała mnie najbardziej.
Kiedyś miałem dużo ambicji.
Przerost formy nad treścią, można by rzec. Ułożyłem sobie w głowie calutki,
dokładny plan działania i byłem z niego niezmiernie zadowolony, nie
dopuszczałem do siebie jakże nieprawdopodobnej myśli, że coś może się spieprzyć
w trakcie i w rezultacie wszystkie moje ambicje diabli wezmą. Niee, skąd.
Przecież byłem tylko naiwnym, wierzącym we wróżki i cuda Lee Taeminem, upartym
i dążącym do celu za wszelką cenę idiotą, który myślał, że może oszukać
przeznaczenie. Chciałem wiele – utrzymać cały dom sam, zaopiekować się ojcem i
siostrą, może jeszcze psem, czemu nie, przecież byłem niepokonany, do cholery. Dodatkowo przydałoby się jeszcze to
wszystko utrzymać w tajemnicy do końca świata, trzymać ludzi na dystans i nie
dać się przejrzeć żadnemu napalonemu kretynowi, ze wszystkim radzić sobie sam,
nosić ciągle pokerową maskę, strzelać morderczymi spojrzeniami i ciętymi
ripostami na prawo i lewo… Uff, to całkiem sporo roboty, jak na
siedemnastoletniego gówniarza. Jeśli jeszcze zaliczymy w tym planie strategicznym
osiąganie najwyższych stopni w szkole i usilne pragnienie dostania się na
najlepsze studia, wyjechania do Seulu, zapewnienia ojcu nareszcie odpowiedniej
opieki klinicznej, po której mógłby cudownie wyzdrowieć, otwiera się przed nami
sielankowy obrazek prosto z raju. Świetnie, wspaniale. Kiedy teraz tak na niego
patrzę, nie mogę uwierzyć, że mogłem być aż tak beznadziejnie naiwny i tracę
ostatecznie wiarę w ludzkość, z uwzględnieniem swojej osoby na czele. Przecież
życie to nie bajka, a ja nie jestem żadnym cholernym Kopciuszkiem.
Cóż, niektórzy najwyraźniej nie
zasługują na szczęście. Jaka szkoda.
Ale pomijając moje zwyczajne marudzenie
i użalanie się nad sobą… Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Świat kręci
się dalej, jak gdyby nigdy nic się nie stało, ludzie nadal są parszywymi
dupkami bez grama uczuć, którzy śmieją się i rozmawiają ze sobą, nie mając
pojęcia, że wśród nich jest ktoś, komu bardzo nie jest do śmiechu. Nadal mijają
dni, dzień i noc, dzień i noc, i tak w kółko, panuje spokój i cisza, mimo, że w
środku chciałoby się krzyczeć, wrzeszczeć i wyć przez te rozsadzające człowieka
emocje, pragnące desperacko wyrwać się na wolność. W powietrzu nadal unosi się
zapach kruchego ciasta z wiśniami, słychać brzęki obijających się od ścianki
filiżanek łyżeczek, kawa nadal smakuje tak samo… No, może jest tylko trochę
bardziej gorzka i metaliczna niż zwykle, ale to chyba przez to, że moje wargi
zaczęły już krwawić od zbyt mocnego zagryzania.
Niesmaczna. Dlaczego ja to w
ogóle piję? Ach, no tak, żeby nie zasnąć i nie mieć znowu tysiąca
przerażających koszmarów. Jestem tchórzem, ale to akurat nic nowego, kolejna
rzecz, która się NIE zmieniła.
- Dlaczego ty to w ogóle pijesz?
– Wzdrygnąłem się, kiedy Amber zamaszyście przejechała ścierką po blacie
stolika, przy którym przysiadłem. Patrzyła na mnie z dezaprobatą i
zmarszczonymi brwiami, ale było to tak sztuczne, że niemal widziałem
współczucie wylewające się jej przez uszy i dziurki w nosie. Wspominałem już
kiedyś, że nienawidzę współczucia…? – Serio jesteś masochistą. Krzywisz się
przy tym gorzkim ohydztwie tak, że aż odstraszasz klientów. Niedługo zupełnie
ich stracimy, robisz za świetną antyreklamę.
- To tylko moja twarz –
burknąłem, przenosząc wzrok z powrotem na brązową ciecz w swojej filiżance. Mój
głos był dziwnie schrypnięty, prawdopodobnie dlatego, że od rana niewiele się
odzywałem, jeśli w ogóle. Wolałem zadręczać się wewnętrznie, co nie było do
mnie podobne, bo zazwyczaj wyładowywałem całą swoją frustrację na innych. Ha,
więc jednak coś się zmieniło. –
Powinnaś się już przyzwyczaić, to nie tak, że zwykle skaczę z radości, plując
różowymi obłoczkami i srając tęczą.
Przez chwilę trwała cisza, jakby
Amber gorączkowo zastanawiała się, co na to odpowiedzieć, żebym się czasem nie
załamał, nie pokruszył jak chińska porcelana i nie umarł z żalu. Od pewno czasu
obchodzili się ze mną jak z jajkiem i nie wiedziałem, czy bardziej mnie to
irytuje, czy bawi. Po chwili prychnęła tak sztucznie, jakby grała główną rolę w
przedstawieniu i oczekiwała za to bisu oraz gromkich braw.
- Rób co chcesz, tylko żebyś
potem nie narzekał na ból żołądka, czy coś w tym stylu. Nadmierna ilość kawy
nie służy zdrowiu, zarówno fizycznemu jak i psychicznemu. Choi to najlepszy
przykład…
Wyprostowałem się, patrząc na
nią ciekawie.
- Poobgadujemy razem Żabola? To
może poprawić mi humor. Zrób mi jeszcze jedno podwójne espresso i możemy
zaczynać.
Amber westchnęła z rezygnacją,
opierając ręce na stoliku. Chyba już dała sobie spokój z udawaniem, że ma
zamiar traktować mnie tak, jak zwykle.
- Nie mam nawet serca powiedzieć
ci, żebyś przestał się obijać i zabrał się do roboty.
- Zacznijmy od tego, że ty w
ogóle nie masz serca. Stałaś w kolejce po czyste chamstwo i złośliwość, kiedy
rozdawali serca i mózgi. I cycki.
- Chyba wracasz do formy –
zdecydowała, uśmiechając się blado. – Nieważne, pogadamy później. Kiedy
skończysz kawę, zrób coś… Albo chociaż udawaj,
że coś robisz, nie wiem… Możesz powycierać stoliki przy oknie, chociaż przed
chwilą to zrobiłam. Chciałabym tylko, żebyś wiedział… - zająknęła się na
moment, nerwowo stukając paznokciami o blat. Zerknąłem od niechcenia w kierunku
lady i barku, gdzie Minho, Kibum, Jinki i Jonghyun przyglądali się nam
nachalnie ze skupionymi minami, jakby oczekiwali ode mnie jakiejkolwiek gwałtowniejszej
reakcji. Niestety, musiałem ich zawieść, nie miałem ochoty nawet spiąć
zasłaniających mi cały świat włosów, a co dopiero kiwnąć palcem. Zupełnie
opadłem z sił, mógłbym być jedną z przybitych bohaterek nudnych komedii
romantycznych, które tylko siedzą na kanapie i jedzą lody czekoladowe prosto z
kubeczka, tylko, że zamiast lodów ja miałem moją obrzydliwą kawę bez cukru.
Tymczasem Amber nadal wysilała swoje szare komórki, próbując coś z siebie
wycisnąć. Wreszcie zebrała się w sobie i wyrzuciła na jednym wdechu: - …żebyświedziałżezawszemożesznanasliczyć.
Tyle. Uff. Trzymaj się, czy coś.
Wow, rzeczywiście się postarała.
Zalewam się łzami wzruszenia, że aż tak mnie wszyscy kochają. Nie miałem nawet
siły pogardliwie przewrócić oczami, więc tylko odprowadziłem ją beznamiętnym
wzrokiem, kiedy zniknęła w drzwiach kuchni, żeby pewnie zdać relacje zajętej
pieczeniem Darze. Pełna konspiracja, kurczę. Mogliby być tajnymi agentami
zbawiającymi świat i moją zbrukaną duszę.
Już myślałem, że będę mógł w
spokoju wrócić do zadręczania się czarnymi myślami i flegmatycznego siorbania
tej gorzkiej lury, ale jak zwykle nawet na to nie mogłem liczyć. Chyba
postanowili, że będą wysyłać co pięć minut specjalne delegacje, żeby sprawdzać
na bieżąco, czy ze mną wszystko w porządku (jakby i bez tego nie było to dosyć
oczywiste), bo nie zdążyłem nawet przełknąć jednego łyka gorącego napoju, kiedy
Jonghyun zmaterializował się na krześle przede mną z tak szerokim uśmiechem, że
zacząłem się zastanawiać, czy nie dostał szczękościsku.
- Hej – zaświergotał radośnie,
aż musiałem odstawić filiżankę, bo zrobiło mi się niedobrze od nadmiaru
szczęścia i optymizmu. – Wpadłem spytać, jak się czujesz, bo wyglądasz na
spiętego. Gdybyś był zainteresowany, to służę masażem stóp, Kibum twierdzi, że
jestem w tym całkiem dobry…
- Daruj sobie – warknąłem z
irytacją. – Nie chcę znać szczegółów. Jeśli waszym celem jest subtelne
pogonienie mnie do roboty, to powiedz im, że jeszcze nie skończyła się moja
przerwa. Mam jeszcze… - Zerknąłem teatralnie na swój nadgarstek, zupełnie jakby
było mnie stać na zegarek, haha -
…trzy minuty. Przepraszam, że nie jestem maszyną, chociaż w sumie to zaczynam
się czuć jak maszyna… zepsuta, w dodatku.
Jonghyun pochylił się w moim
kierunku, spoglądając niepewnie na wpatrujących się w nas nachalnie idiotów
przy barku. Nie byłem pewien, ale chyba używali w ten sposób jakiegoś tajemnego
szyfru, bo jak na zawołanie wszyscy zaczęli uwijać się z zamówieniami i
rozmawiać o tym, jaka piękna dziś pogoda, mimo, że za oknem znowu lało jak z
cebra. Prychnąłem pogardliwie i podciągnąłem nogi na krześle, opierając brodę
na kolanach, żeby już wyglądać całkowicie jak żałosna sierota, którą zresztą
dosłownie się stałem. Jonghyun zniżył głos do szeptu, porzucając swój szeroki
uśmiech na rzecz zmartwionego grymasu.
- Słuchaj… Wszyscy martwią się o
ciebie, widzisz przecież. Wiem, że… to wszystko… To nie jest łatwe, a ty chyba
wiesz, że w moich ustach „rozumiem” to nie jest tylko puste słowo. Uwierz mi,
przeszedłem przez to wszystko i byłem w takim dołku, że w życiu byś mnie wtedy
nie poznał. Ale patrz teraz, zmieniłem się. Staram się we wszystkim dostrzec
lepszą stronę i mimo, że czasami robię z siebie idiotę… Dobra, częściej niż
„czasami”… Ale dzięki temu czuję, że potrafię jeszcze żyć. I ty też powinieneś…
- Nawet nie próbuj mi dawać
żadnych rad, możesz je sobie od razu wsadzić sam wiesz gdzie – syknąłem,
patrząc na niego spode łba. Nienawidziłem, kiedy ktoś raczył mnie taką gadką
szmatką, a już po Jonghyunie na pewno bym się tego nie spodziewał. Byłem też
zły, bo ta jego pseudo inteligentna przemowa wywarła na mnie piorunujące
wrażenie. Nie, przecież miałem grać niedostępnego i obojętnego na wszystko,
zimnego drania, czyli jak zawsze, tylko teraz dwa razy bardziej, bo dodatkowo
naprawdę tak się czułem. A ten mi tu bezceremonialnie wyjeżdża z czymś takim,
budując we mnie maleńki zalążek poczucia winy i aż mam ochotę wstać z krzesła,
po czym mu nim przywalić w ten wiecznie zadowolony, dinozaurzy ryj.
- Nas wszystkich naprawdę boli
to, że się tak izolujesz, szczególnie teraz, kiedy najbardziej potrzebne jest
ci właśnie nasze wsparcie. – Patrzył na mnie z ojcowską miną, całkiem opanowany
mimo moich wyraźnych prób wyprowadzenia go z równowagi. Idioci, wszędzie
idioci. Za jakie grzechy…
- Czy to Bambi cię tu przysłał?
– spojrzałem na niego z pretensją, na co tylko przewrócił wymownie oczami.
- Nie, tym razem to była
Calineczka, ale podobne klimaty. Skoro my się tak martwimy, to wyobraź sobie,
jak on musi teraz wariować, widząc
cię w takim stanie. To go przerasta, nie wie już, jak ci pomóc, żebyś znowu nie
odepchnął go dziesięć razy brutalniej niż zwykle to robiłeś.
Spojrzałem na Minho, który
mielił świeże ziarenka kawy wiedeńskiej, trajkocząc przy tym jak gdyby nigdy
nic z długonogą klientką, która wypinała tyłek w wyjątkowo skąpej miniówce,
opierając się o blat barku. Zacisnąłem usta w wąską linijkę. Na specjalnie
przybitego to on mi nie wyglądał, wariować też raczej nie wariował,
przynajmniej na pewno nie bardziej, niż zazwyczaj. To prawda, w jego ruchach i
śmiechu było coś zbyt gwałtownego i jakby wyćwiczonego, ale wolałem zwalić to
na efekt późnej pory, beznadziejnej pogody i może nadmiaru spożytej od rana
kofeiny, żeby nie czuć się jeszcze bardziej winnym.
Odwróciłem się z powrotem do
Jonghyuna z najsłodszym uśmieszkiem, na jaki było mnie w tej chwili stać.
- Powiedz mu… - zacząłem,
wyraźnie akcentując każde słowo. – Że może się… iść… pieprzyć. Najlepiej z tamtą długonogą sarenką, stworzą parę idealną.
I och, pozdrów go ode mnie.
- Taemin… - Dino jęknął
cierpiętniczo, przecierając oczy wierzchem dłoni. Wyglądał na zmęczonego. – Ja
mówię poważnie. Minęły już trzy tygodnie, odkąd… um. Amber twierdzi, że twoje stopnie strasznie się pogorszyły w
szkole. Sulli płakała, że prawie nic nie jesz, nie śpisz… Jak myślisz, co my
możemy sobie w takiej sytuacji myśleć…?
- Że próbuję się wykończyć? –
Przerwałem mu, uśmiechając się kpiąco. – Nie, sorry, jeśli was zawiodę, ale nie
próbuję. Gdybym tego chciał, znalazłbym tysiąc lepszych sposobów na popełnienie
porządnego samobójstwa.
- Gadasz takie bzdury, że aż
mnie uszy bolą. Nie wymagamy od ciebie, żebyś nagle zaczął nam się zwierzać,
ale coraz bardziej się oddalasz. Czy w liście, który ojciec Minho dał Sulli
było coś… coś strasznego? Co z wami teraz będzie, wiadomo już coś? Nie wiemy,
na czym stoimy.
Zacisnąłem mocniej palce na
filiżance, nie odczuwając prawie w ogóle tego, jak oparzyła mi dłonie. Hm.
Jonghyunowi łatwo było mówić, ale ja też nie wiedziałem, na czym tak naprawdę
stoję. Ostatnie parę tygodni minęło tak szybko, że nawet nie wiedziałem, jaki
dzień był dzisiaj. Wstawałem po paru godzinach niespokojnego snu, szedłem z
psem na spacer, potem do szkoły, potem do kawiarni i z powrotem do domu, i tak
w kółko. Niby żadna różnica od tego, jak było zawsze, ale tym razem naprawdę
czułem się cholernie samotny, mimo, że na każdym kroku spotykałem ludzi. Byłem
sam w wielkim tłumie i przytłaczało mnie to. Niepokojący był też fakt, że od
pogrzebu taty żadna policja ani opieka społeczna nie zainteresowała się jeszcze
mną i Sulli chociaż byliśmy przekonani, że każdego dnia mogą zabrać nas z domu
i wsadzić do sierocińca. Czasami nawet miałem nadzieję, że stanie się to jak
najszybciej, bo to czekanie jeszcze bardziej mnie wykańczało. Co do listu… Nie
przeczytaliśmy go jeszcze i o dziwo, żadne z nas nie czuło ciekawości na myśl o
tym, co mógł zawierać. Wręcz przeciwnie, mieliśmy to gdzieś. Sulli oddała mi
pomiętą kopertę zaraz po pogrzebie, mówiąc, że mogę zrobić z listem co będę
chciał. Chyba za bardzo się bała znać prawdę, której i tak już wszyscy się domyślali.
Póki co, nie rozmawialiśmy o tym. W ogóle, o mało czym teraz rozmawialiśmy.
- Nie czuję się na siłach urządzania
sobie z tobą pogawędki przy kawce, może kiedy indziej – uciąłem, biorąc solidny
łyk tego okropnego, gorzkiego napoju. Miałem chyba nadzieję, że wrzątek wypali
mi struny głosowe i będę miał pretekst, żeby już nie musieć odpowiadać na żadne
z jego durnych pytań. Jonghyun natomiast wyglądał, jakby dopiero co się
rozkręcał, natrętny głupek. Już otwierał usta, by uraczyć mnie kolejną porcją swoich
przebłysków inteligencji, ale przerwał mu brzęczący nad drzwiami dzwoneczek,
który poinformował o przybyciu kolejnego klienta, oraz dłoń Kibuma, która
pociągnęła go za kołnierz do góry, a jej właściciel skarcił go groźnym
wzrokiem.
- Rusz tyłek, Jonghyun i idź do
kuchni po tackę z muffinkami, bo w gablotce już ich zabrakło. Taemin… -
Popatrzył na mnie i jego surowa mina nieco złagodniała. - …Dopij sobie
spokojnie, masz jeszcze kilka minut przerwy.
Jak widać, ta cała głęboka
depresja, otchłań rozpaczy i ogólna beznadzieja miała jednak swoje dobre
strony.
Odprężyłem się więc na tyle, na
ile pozwalały mi moje zszargane już i tak do granic możliwości nerwy i
odchyliłem się na krześle, biorąc do ust kolejny spory łyk, który oczywiście
poparzył mi język. Amber miała rację, byłem niezłym masochistą, ale taki ból
odrywał na chwilę moje myśli od tego gorszego, wewnętrznego, którego nie
potrafiłem się pozbyć i wątpiłem, czy kiedykolwiek będę potrafił.
W następnej chwili omal nie
przewróciłem się na tym szatańskim stołku i nie wylałem na siebie gorącego
espresso, bo mój wzrok padł na klientkę, która właśnie podeszła do lady,
chybocząc się na boki w swoich wysokich szpilkach i pochyliła się nad gablotką,
w skupieniu oglądając porozkładane na wystawie ciastka. Dosłownie mnie zatkało,
Kibuma, Jjonga, Minho i Jinkiego chyba też, bo wszyscy zaniemówiliśmy, gapiąc
się z niedowierzaniem na tą, um… kobietę,
która właśnie zaszczyciła nasz lokal swoją obecnością.
Kobieta przemierzała właśnie odległość
dzielącą ją od lady do barku, stąpając bardzo ostrożnie na swoich połyskujących
szczudłach, bo nawet wysokimi szpilkami nie dało się tego nazwać. Rozglądała
się przy tym ukradkiem na wszystkie strony, ze śmiertelnie zażenowaną miną i
rozbieganym wzrokiem. Na twarzy miała chyba z toną makijażu, ale nawet to nie
mogło ukryć pokaźnych rumieńców wstydu, które przebijały się przez grubą
warstwę pudru. Poza tym była całkiem niezła,
jeśli zignoruje się jej mocno zarysowane bicepsy, które praktycznie rozrywały
rękawy zwiewnej sukienki, nie całkiem ogolone nogi i przekrzywioną perukę. Och
i jeszcze ten niewiele znaczący detal, że kobieta była niezaprzeczalnie facetem.
Przekrzywiłem głowę w bok i
zlustrowałem ją, albo raczej jego, pod innym kątem, nie wiedząc już, czy śmiać
się czy płakać. Tak beznadziejnym kamuflażem nawet ja nie mogłem się poszczycić
w swojej kwitnącej karierze udawania laski. Zarówno klienci jak i pracownicy
gapili się na niego ze współczuciem pomieszanym z niedowierzaniem. Kibum zaczął
powoli osuwać się pod ladę, ale Jonghyun jak zwykle zareagował wystarczająco
szybko, by potrzymać go i zacząć wachlować kartą menu. Chłopak napotkał mój
pełen pożałowania dla ludzkości wzrok, wytrzeszczył oczy i przystanął, nie do
końca wiedząc, co zrobić. W końcu uśmiechnął się nieśmiało, przez co wyglądał
jeszcze bardziej idiotycznie niż sekundę temu, o ile to możliwe.
Znałem ten uśmiech i nagle
zrobiło mi się jeszcze bardziej żal. Poza tym poczułem niepohamowaną ochotę
przywalenia głową w blat stołu. Naprawdę, Kim Jongin? Serio…?
Kim Jongin przebrany za
dziewczynę na szczęście stracił już zainteresowanie moją osobą i czym prędzej
powrócił do odgrywania swojej roli życia. Wykonał w kierunku wciąż osłupiałego
Minho dziwny grymas, który chyba miał zostać uznany za zalotne mrugnięcie, po
czym pochylił się nad gablotką z ciastkami, w skupieniu lustrując wzrokiem
każde z nich. Kibum robił się na przemian czerwony, zielony i całkiem biały,
wciąż nie mogąc wyjść z szoku, więc Bambi w porę się zreflektował i
odchrząknął, przybierając pozę profesjonalnego baristy.
- Czym mogę służyć?
- Uh… A co… co polecacie? – Głos
Jongina brzmiał tak piskliwie, że chyba tylko wrażliwe na ultradźwięki delfiny
mogłyby się z nim porozumieć. Minho zerknął na mnie ponad ramieniem nietypowego
gościa, próbując przywołać mnie błagalnym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się do
niego cierpko. O nie, ja tu sobie posiedzę, porozkoszuję się moją obrzydliwą
kawą i pośmieję się z tego absurdu, który właśnie rozgrywał się na moich
oczach. Zdążyłem się już od tego odzwyczaić, powinienem był pamiętać, że
nieważne, jak głęboką depresję mogę mieć, świat zawsze wyskoczy z jakąś
tragiczną parodią, żeby mnie jeszcze bardziej dobić.
- Może… może latte waniliowe z
bitą śmietaną… odtłuszczone… albo… mrożona truskawkowa…
- Mogę zobaczyć kartę menu?
Minho podał mu tekturkę nieco
zbyt gwałtownie, nadal z tak dziwną miną, jakby dostał skurczu mięśni twarzy.
Podczas, gdy Kai studiował z zapałem spis różnych rodzajów napojów, Kibum
wyrwał się Jonghyunowi i pociągnął go za sobą, histerycznie machając rękami w
kierunku zaplecza. Jinki rzucił się za nimi i nawet ja, wiedziony tylko i
wyłącznie siłą ciekawości zdołałem podnieść się ze swojego niewygodnego krzesła
i podreptać za nimi.
Zapowiadał się niezły kabaret.
Takie rzeczy tylko w SHINee Cafe.
Ledwo zamknęły się za nami
drzwi, już pożałowałem, że jednak nie zostałem w moim kąciku rozpaczy.
- CO TE ZAPCHLONE DRANIE SOBIE
WYOBRAŻAJĄ?! – ryknął Kibum, chwytając za pierwszą rzecz, jaka wpadła mu w ręce
i którą okazał się wyjątkowo wielki wałek do ciasta. Przerażona Sandara omal
nie upuściła na podłogę gorącej brytfanki.
- Co się…
- GNOJKI! MAŁE GNIDY BEZ
WYOBRAŹNI…! Zniżają się już do takiego poziomu… Upadają tak nisko, topią się
wręcz we własnej żałosności, toną w Rowie Marjańskim, przysięgam wam, że ich
wszystkich powyciągam stamtąd i pozabijam!
Oparłem się leniwie o blat
kuchenny, słuchając jego dzikich okrzyków z największą obojętnością. Trzasnęły
drzwi i do środka wpadła Amber, wodząc po naszych twarzach skonfundowanym
wzrokiem.
- Dlaczego Kim Jongin z tej
wieśniackiej kawiarni dla kotów radośnie ucina sobie teraz pogaduszki z Minho?
– spytała niepewnie, odsuwając się mimo woli na widok wściekłego Kibuma, wciąż
dzierżącego w dłoni śmiercionośny wałek do ciasta. – Albo może inaczej.
Dlaczego Kim Jongin w sukience, koleś z tej konkurencyjnej kawiarni dla kotów,
której rzekomo nienawidzimy, konwersuje sobie jak gdyby nigdy nic z Minho?!
- Teraz to brzmi nawet jeszcze
bardziej absurdalnie – stwierdził Jinki z niedowierzaniem. – Rany, czuję się
jak w jakiejś parodii… To na pewno nie sen?
Na chwilę zapadła cisza,
przerywana tylko postukiwaniem mojego ubłoconego glana o czyściutką,
wypolerowaną wykładzinę. A potem…
- PRZEKLĘCI IDIOCI I TCHÓRZE!
WSZYSTKICH ICH PONABIJAM NA PAL! – Key rzucił się z dzikim wyrazem twarzy w
kierunku drzwi, trzymając swoje narzędzie zbrodni niczym miecz, ale Jonghyun
chwycił go wpół i unieszkodliwił, ignorując jego piski oraz wszelkie próby
wyswobodzenia się. – SZPIEDZY! SZPIEDZY… NASYŁAJĄ SZPIEGÓW… ROBIĄ Z NAS DEBILI
PRZED KLIENTAMI… PRÓBUJĄ WYKRAŚĆ OD NAS NASZE PRZEPISY…!
- A już myślałam, że Kim Jongin
w sukience to tylko moja halucynacja z przemęczenia – jęknęła Amber
cierpiętniczo. – Albo to, albo ktoś miał bardzo czarne poczucie humoru.
Wychodzi na to, że jednak druga opcja jest trafna.
- Co robimy? –Jinki aż się
spocił. – Jeśli Key ma rację i tamci naprawdę nasłali na nas szpiegów, a ten
chłopak jest tu po to, żeby… no nie wiem… odwrócić naszą uwagę, albo… Podejrzeć
nasz sposób pracy żeby zdobyć więcej klientów…
- Oni coś planują. – Odezwałem
się wypranym z emocji tonem, na co wszyscy podskoczyli, ze zdumieniem
przypominając sobie o mojej obecności wśród żywych. – Nie wiem co, ale jestem
pewien, że ten cały kabaret ma jakieś głębsze dno. Kim Jongin nie jest totalnym
kretynem, chociaż fakt faktem, sprawia takie wrażenie.
- Znasz go bliżej? – Amber
zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem.
Prychnąłem pogardliwie.
- Był moim mężem w przedszkolu.
- Boże, tylko nie mów tego przy
Minho, bo będziemy mieć kolejną dramę – westchnął błagalnie rozbawiony Jonghyun.
– Poważnie, to może tragicznie śmieszne, co teraz powiem, ale nasze życie
zaczyna przypominać jedną wielką, brazylijską telenowelę. Za chwilę okaże się,
że dziecko Dary nie jest dzieckiem Jinkiego, tylko stryjecznego kuzyna jego
przyszywanego wuja, który w dodatku jest jego pradziadkiem.
- Zamknij się i nic już nie mów.
To jest naprawdę poważniejsze, niż wam się wydaje. – Nachmurzył się Onew hyung,
pocierając czoło. – Taemin ma rację. Ta nieudolna próba wyprowadzenia nas z
równowagi to jakiś podstęp Wu Yifana i całej reszty z Exotic Flowers. Pytanie,
co zrobić z tym tam. – Machnął bezradnie ręką w kierunku wyjścia na salę, gdzie
Kai pewnie nadal węszył i starannie notował w głowie przepisy na poszczególne
rodzaje kaw, które ten naiwny idiota Minho mu prawdopodobnie chętnie dyktował.
- Ja wiem, co zrobić z tym
kiciusiem. – Spojrzałem sceptycznie na Kibuma, który wreszcie przestał wyrywać
się Jonghyunowi i to był pierwszy znak, że za moment będzie jeszcze gorzej.
Jego diaboliczny uśmieszek nie wróżył zresztą niczego dobrego, ale przynajmniej
pozbył się już ciężkiego wałka do ciasta. – Damy tej wyjątkowo brzydkiej
panience to, czego chce. Zaserwujemy jej taką kawusię, że do końca życia ją
zapamięta. O ile to przeżyje.
- Co zamierzasz zrobić? –
zainteresował się Dino. – Naplujesz mu do filiżanki? Nie rób tego, to takie
dziecinne. Mam dużo lepsze pomysły. Niektóre z nich są dosyć obrzydliwe…
- Nie trzeba. – Niepokojący
uśmiech Kibuma poszerzył się i nagle w pomieszczeniu zrobiło się jakby nieco
chłodniej. – Myślę, że sobie poradzę z moją wrodzoną kreatywnością i talentem
do tworzenia szatańskich planów.
~*~
Pięć minut później cała mafia
wyszła z kuchni w żałobnym korowodzie, co już powinno wzbudzić pierwsze
podejrzenia w naszej przyszłej ofierze, ale ta (lub ten) była w dalszym ciągu zbyt zaaprobowana podglądaniem Minho w
akcji mieszania kawowej pianki. Ukradkiem robiła też zdjęcia, jak na
prawdziwego szpiega incognito przystało, zachowując oczywiście pełną
konspirację, czyli bynajmniej się z tym nie kryła. Kibum zazgrzytał zębami, ale
na szczęście tym razem na tym się skończyło. Odchrząknął i uśmiechnął się
przesadnie słodko, wypinając dumnie pierś. Na tacy niósł kilka filiżanek
parującej kawy w naszej najlepszej zastawie, którą wyjmowaliśmy tylko na
specjalne uroczystości. Jinki i Jonghyun wymienili między sobą niepewnie
spojrzenia i podreptali za nim, kiedy ruszył w stronę intruza, a ja, Amber i
Dara zostaliśmy nieco z tyłu, żeby mieć dobry widok na wszystko, co się miało
za chwilę rozegrać. Zerknąłem w przelocie na zegarek i złapałem się na tym, że
po raz pierwszy od wielu beznadziejnych, szarych dni, nie zauważyłem, kiedy
minęło tyle czasu. To mnie trochę przeraziło, więc szybko znów popadłem w
ponury nastrój. Moja żałoba była zbyt wielka, żeby jakieś bzdury mogły ją
zakłócić. Nie miałem zamiaru dawać Kibumowi i reszcie takiej satysfakcji.
Jeszcze nie czas.
Ale w takim razie
kiedy będzie czas…? I tak już wystarczająco dużo go zmarnowałem…
Amber trąciła mnie w żebra,
ściągając moją uwagę z powrotem na Kibuma i jego właśnie wchodzący w życie,
przesiąknięty czystym złem plan od siedmiu boleści.
- Przepraszam, specjalna oferta!
– Key stanął centralnie przed Kim Jonginem, szczerząc zęby w lekko
psychodelicznym uśmiechu. Wystraszony tym nagłym atakiem Kai omal się nie
przewrócił i aż zrobiło mi się go żal. – Próbujemy właśnie czegoś nowego. Wie
pani, zupełna nowość, testujemy różne smaki, techniki… To tajna receptura,
specjalność naszego mistrza baristy – trajkotał z przesadnym entuzjazmem. Żabol
zerknął na niego znad lady, zastanawiając się pewnie, czy określenie „mistrz
barista” odnosiło się do niego, czy nie. Na twarzy Jongina odmalowało się
zaciekawienie, kiedy padły słowa „tajna receptura” i zmierzył uważnym wzrokiem
niewinnie wyglądające filiżanki. Wszyscy w napięciu czekali na jego reakcję.
- Jaka to kawa?
- Nie możemy powiedzieć! –
zaświergotał Kibum. – To część tajemnicy, proszę pani. Proszę się poczęstować,
oczywiście na koszt firmy! Jeśli przypadnie pani do gustu, zdradzimy to i owo…
Co prawda mistrz barista kategorycznie zakazał przekazywania tego przepisu
komukolwiek, ale takiej pięknej damie jak pani…
Tu już zdecydowanie przegiął,
ale Kim Jongin chyba rzeczywiście był takim idiotą, na jakiego wyglądał, bo
nadal nie zwęszył podstępu. Jinki hyung, który do tej pory tylko skwapliwie
potakiwał, chwycił jedną z filiżanek i upił łyk z błogą miną, co miało być
chyba jakimś chwytem marketingowym, ale w jego wykonaniu wypadło raczej
żałośnie. Jednak Jonginowi – albo Jonginie,
zależy z której strony patrzeć – wystarczyło. Ten kretyn jak gdyby nigdy nic
złapał rozgrzany uchwyt i wypił wszystko duszkiem, nawet się przy tym nie
krzywiąc. Wow, był lepszy niż Minho, chyba tak jak on dostawał takie specyfiki
razem z mlekiem matki, czy coś.
Wyciągnąłem szyję, napawając się
tą straszną chwilą, ale ku naszemu rozczarowaniu nic się nie stało. Kim Jongin
odstawił pustą filiżankę, oblizał się i wzruszył lekceważąco ramionami.
- Jak dla mnie to nic
specjalnego. Musicie jeszcze popracować, jeśli chcecie pobić tą nowo otwartą
kawiarnię pełną przystojniaków, bo jak na razie wypadacie przy nich dość blado.
– Mrugnął figlarnie, po czym skierował się ku drzwiom, w progu omal nie
skręcając sobie nogi. Przez moment trwała cisza. A potem Kibum ryknął.
- CO DO CHOLERY POSZŁO NIE TAK…!
- Uspokój się, może to działa z
opóźnieniem?! Jeszcze nie zdążył przetrawić i dopiero za kilka minut się
zacznie – łagodził spanikowany Jonghyun, bojąc się, że wałek do ciasta znowu
może wkroczyć do akcji. Westchnąłem ze znudzeniem, tracąc nadzieję na dobre
show. Ci to zawsze potrafią coś spieprzyć.
- Dlaczego chcieliście zatruć tą
miłą dziewczynę…? – Bambi zamrugał, całkowicie zbity z tropu. Miałem ochotę
przywalić głową w najbliższą ścianę z żalu nad jego zacofaniem, ale gdybym miał
robić to za każdym razem, gdy Minho popisywał się swoją inteligencją, w końcu
dostałbym wstrząsu mózgu. – Co dosypaliście do tej kawy?
- ARSZENIK – powiedział Key
grobowym tonem.
- Nie, tylko błyskawicznie
działający środek przeczyszczający – prychnęła Amber. – Najwyraźniej ten środek
był do dupy i w przenośni, i dosłownie.
- No cóż, nie pozostało nam nic
innego jak tylko mieć oko na tych małych krętaczy. Chcą nas wygryźć, co do tego
nie ma wątpliwości. Powinniśmy się mieć na baczności, bo nie wiadomo co im może
strzelić… co może strzelić im do… do… - Onew zmarszczył brwi, wpatrując się z
dziwnym wyrazem twarzy w jakiś bliżej nieokreślony punkt na ścianie.
- Dubu? – Dara zmierzyła go
wzrokiem. – Wszystko w porządku?
Wtedy nasz menadżer kawiarni
zrobił się zielonoczerwony na twarzy, co stworzyło bardzo ciekawy efekt w
połączeniu z jego zdezorientowaną miną. Na jego czole pojawiły się kropelki
potu, a następnie bez słowa rzucił się w kierunku toalety, tratując po drodze
stoliki, krzesła, klientów i nie pytajcie jakim cudem, siebie samego.
- Tak – stwierdził Jonghyun po
chwili wymownej ciszy. – Zdecydowanie arszenik.
~*~
Nie miałem pojęcia, jakim cudem
wiecznie nieruchoma wskazówka zegara zaczęła wskazywać godzinę dwudziestą
drugą, a za oknami kawiarni nareszcie zrobiło się ciemno. Czas płynął dla mnie
tak cholernie wolno, wlókł się jak stado żółwi i czasami nawet miałem wrażenie,
że wręcz się cofał, żeby tylko zrobić mi na złość. Na szczęście wszyscy klienci
już dawno się ewakuowali i na drzwiach zawisła tabliczka z napisem „zamknięte”,
dzięki czemu mogłem wreszcie pozwolić sobie na głębszy oddech, który
wstrzymywałem praktycznie przez cały dzień.
Po raz kolejny spryskałem blat
stolika płynem odkażającym, mimo, że jego powierzchnia błyszczała już wręcz
oślepiająco i śmierdziała duszącymi chemikaliami. Przynajmniej nikt teraz nie
może powiedzieć, że wykonałem swoją pracę na odwal się. Mój nowo nabyty,
absurdalny pedantyzm miał oczywiście podłoże w mojej całkowicie zdruzgotanej
psychice, bowiem wychodziłem z założenia, że im później wrócę do domu, tym
lepiej dla mnie. I tak nikt tam na mnie już nie czekał, nie miałem po co się
spieszyć. Sulli pewnie znowu nocowała u Amber albo jakiejś innej
przyjaciółeczki, pozostawało więc lekkie zmartwienie w postaci Satana, który
pewnie w panice wyczekiwał wieczornego spaceru, ale jego też nie miałem ochoty
widzieć na oczy, nawet, jeśli to podchodziło pod znęcanie się nad zwierzętami.
I tak nie potrwa to długo. Wiedziałem, że w najbliższym czasie będę musiał
oddać go do azylu, bo przecież nigdy nie pozwolą zabrać nam do sierocińca
jeszcze jakiegoś obrzydliwego, zapchlonego kundla, nawet o tak niewinnych i
pełnych smutku, przekrwionych oczach, jak Satan.
Ludzie są okrutni i nic tego nie
zmieni. Już się do tego przyzwyczaiłem.
Pochyliłem się nad blatem,
przelewając całą wściekłość i bezsilność na Bogu ducha winną ścierkę,
gwałtownie trąc nią skrzypiącą już błagalnie powierzchnię stolika. Aż sam byłem
zaskoczony, skąd we mnie nagle tyle siły, skoro cały dzień snułem się tylko
bezczynnie jak cień człowieka, nie mając ochoty na nic. Wizja kolejnej
bezsennej nocy nie była zbyt zachwycająca, dlatego wolałem zostać tu dopóki
Dara, Onew czy ktokolwiek inny nie zejdzie z góry, żeby sprawdzić, czemu
światło w kawiarni jest niezgaszone. Wtedy zapewne zostanę wyrzucony na zbity pysk
i odprowadzony pseudo troskliwymi tekstami w stylu „idź się wyspać!”, „musisz
się przespać!”, „sen to zdrowie!”, od których robiło mi się prawie tak samo
niedobrze, jak od chemicznego zapachu płynu do czyszczenia. Czy oni naprawdę
byli tak tępi, że nie docierało do nich słowo BEZZSENNOŚĆ? Wbrew pozorom nie
tak trudno było domyślić się jego znaczenia. Nie potrafiłem spać i tyle.
Spojrzałem niechętnie na swoją zdeformowaną twarz odbijającą się w
wypolerowanym na błysk blacie. Pff, wcale nie wyglądałem aż tak koszmarnie…
- Wyglądasz koszmarnie.
Opanowując pisk przerażenia czy
jakikolwiek odruch mogący w jakiś sposób zmienić moją wypraną z emocji,
pokerową minę, spojrzałem przez ramię na zmartwionego Żabola, który opierał się
o barek z założonymi na piersi rękami. Nie miałem pojęcia, jak długo już tam
stał, ale pewnie wystarczająco długo, żeby się napatrzeć na mój atak dzikiej
furii skierowany przeciwko biednej ścierce i stolikowi. Zmierzyłem go
krytycznym spojrzeniem i prychnąłem z pogardą. Jeśli ktoś tu wyglądał
„koszmarnie” to chyba on. Jego uniform wyglądał jak wyciągnięty psu z gardła,
brązowe włosy sterczały na wszystkie strony, a sińce pod oczami świadczyły o
tym, że chyba też raczej nie śnił w nocy o tęczowych kucykach Pony. Mógłbym
powiedzieć, że jechaliśmy na tym samym wózku, gdyby nie to, że nie miałem
najmniejszej ochoty się z nim w żaden sposób solidaryzować.
- Co ty tu jeszcze robisz? –
burknąłem, wracając do przerwanej czynności. Nie było sensu nawet się na niego
wściekać za jawne prześladowanie, przecież zawsze był upartym osłem, który
robił to, na co miał ochotę.
- O to samo powinienem zapytać
ciebie. Myjesz jeden stolik dwadzieścia razy, mam przeczucie, że starłeś już z
niego cały lakier.
Nie odpowiedziałem, mając
mikroskopijną nadzieję, że to go zniechęci i pójdzie sobie. Niestety, mieliśmy
przecież do czynienia z Choi Minho, z nim nie było tak łatwo jak z Amber czy z Jonghyunem.
Za moimi plecami rozległo się
ciężkie wetchnięcie.
- A jak ty się czujesz…?
- Świetnie. Wspaniale.
Niesamowicie – wyrecytowałem ponuro swoją stałą kwestię. – Przecież to widać,
no nie? Tryskam energią i optymizmem.
- Chyba dobrze się stało, że Kai
przyszedł do nas dzisiaj na przeszpiegi – zauważył Bambi, jak zwykle ignorując
mój ociekający sarkazmem ton. – Patrzyłem na ciebie. Przez moment wydawało mi
się, że się rozluźniłeś. Nadal byłeś… sobą,
ale to było tak, jakbyś przez sekundę… zapomniał, że…
- To dość przerażające, że
gapisz się na mnie kiedy powinieneś skupić się na czym innym, ale nawet już
mnie to nie niepokoi. Zawsze byłeś dziwny – przerwałem mu w porę, nie chcąc
dłużej słuchać tych bzdur. – Poza tym, to ty tu jesteś wszystkiemu winny. Powinieneś
wywalić tego żałosnego gnojka jak tylko tutaj wlazł, a nie pozwalać mu
bezkarnie podglądać nasze przepisy. Założę się, że zaraz poleciał do swojego
szefunia, tego wielkiego chinola o wyglądzie terrorysty i jutro wszystkie nasze
ciastka będą leżały u nich na wystawie, wyglądając dwa razy atrakcyjniej, żeby
ostatecznie nikt już nawet nie spojrzał na naszą dziadowską kanciapkę.
- Nie mów tak o kawiarni. – Oho,
sądząc po intonacji trafiłem w jego czuły punkt, czyli dokładnie tam, gdzie
zamierzałem. – Oni nigdy nas nie pobiją, tego akurat możesz być pewien.
Czegokolwiek by nie wymyślili, SHINee Cafe zawsze będzie jedyne w swoim
rodzaju. To tutaj będą wracać klienci i nie obchodzi mnie, czy tamci mają
diamentową fontannę czekolady, czy nie. Są tylko naszą marną podróbką i wiesz o
tym tak samo dobrze, jak ja. Gdyby było inaczej, nie uciekaliby się do czegoś
takiego. Oni się zwyczajnie obawiają, ale my nie mamy takiej potrzeby.
- Ty naprawdę nie rozumiesz?! –
warknąłem, coraz bardziej zirytowany. Czułem, że nagle zawładnęła mną
nieodparta chęć wyrzucenia z siebie wszystkiego, co się we mnie kumulowało
przez parę ostatnich dni. Znajome uczucie nadchodzącego wybuchu wywołało ból i
nagłe napięcie w mojej klatce piersiowej. Oparłem ręce na blacie stolika, chowając
głowę w ramionach. – Ty i ten twój wieczny OPTYMIZM. To się robi powoli chore!
Wszystko się wali, nie widzisz tego?! WSZYSTKO! Jedna katastrofa pociąga za
sobą następne, jak w jakimś pieprzonym dramacie Szekspira. A wiesz, jaki będzie
końcowy efekt…? SAMI SIEBEI WYKOŃCZYMY. Nie ma po co być szczęśliwym na tym
beznadziejnym świecie i dlatego tak cholernie wkurzasz mnie z tym swoim
bezsensownym podejściem w stylu: „Och, wow, świat jest piękny! Nieważne, że sytuacja
jest bez wyjścia, wszyscy nas nienawidzą, że i tak wszyscy umrzemy, przecież
mamy kawiarnię! ” Nie mogę tego znieść! – Zaczerpnąłem łapczywie powietrza,
czując zbierające mi się w kącikach oczu łzy złości. Żabol posiadał ten
przeklęty dar doprowadzania mnie do szału swoją naiwnością i idiotyzmem za
każdym razem, kiedy się odzywał i najgorsze, że postanowił to robić nawet
teraz, kiedy ja zupełnie nie miałem siły na wybijanie mu z tego pustego łba kolejnych
pokładów szaleńczego optymizmu. Może trochę mu zazdrościłem, bo ja tak nigdy
nie potrafiłem. Albo po prostu jego podejście do świata wywoływało we mnie
jednocześnie współczucie, politowanie i wściekłość. – Nie potrafię… nie umiem
zrozumieć, jak można być tak durnym, tak…
Zamarłem, gubiąc nagle wątek,
mimo, że mógłbym tak jeszcze długo wylewać z siebie wstrzymywane żale. Silne
ramiona owinęły się wokół mojego pasa i twardy tors przylgnął do moich pleców,
przerywając mój nagły atak szału. Mocniejszy niż zazwyczaj zapach kawy stłumił
smród chemikaliów i Minho oparł czoło o czubek mojej głowy, mamrocząc pod nosem
uspokajające „ciii”, które docierało do mnie słabo przez jakiś dziwny dźwięk
zachłystywania oraz szybko wciąganego powietrza. Dopiero po kilku sekundach
zorientowałem się, że ten dźwięk wydostaje się ze mnie i wtedy zakręciło mi się
w głowie z niedowierzania. Zacząłem mrugać w panice, próbując rozwiać mętną
mgiełkę, która przysłoniła mi widok, ale to tylko pogorszyło sprawę, mgiełka
stała się gęstsza, a dźwięki coraz donośniejsze.
Trząsłem się od płaczu. Moje łzy
skapywały na lśniący stolik, tworząc na nim wypukłe kropelki. To było takie
dziwne, nieznajome uczucie, jakby wreszcie coś we mnie pękło i zdjęło z moich
ramion jakiś ogromny ciężar. Z każdą kolejną kroplą robiło mi się lżej, ale
jednocześnie miałem wrażenie, że nie dam rady już przestać. Nigdy.
Nie wiem, ile czasu upłynęło,
czy w ogóle minął jakiś czas, czy też całkiem już się zatrzymał, ale Minho w
końcu odwrócił mnie delikatnie przodem do siebie i podsunął krzesło, zmuszając
mnie do bezsilnego opadnięcia na nie. Moje nogi były jak z waty, w uszach mi
szumiało i wciąż nie mogłem złapać powietrza przez spazmatyczny szloch, który mną
zawładnął i nie chciał mnie puścić. Boże, tak nienawidziłem ryczeć. Płacz był
zarezerwowany dla kompletnych mięczaków i nieradzących sobie z własnymi emocjami
łajz, a teraz wychodziło na to, że sam siebie musiałem zaliczyć do tej
haniebnej kategorii. I to jeszcze na jego oczach stoczyłem się tak nisko. Nie
mogłem sobie tego wybaczyć.
- No już, spokojnie, oddychaj
przez nos… głęboko, powoli… - Minho kucnął naprzeciwko mnie, wciąż ściskając
moje zimne dłonie w swoich. Obserwował mnie wielkimi, wystraszonymi oczami, w
których malował się niewysłowiony smutek, ale też i jakaś ulga. Jedną ręką
dotknął lekko mojej twarzy, kiedy starałem się pójść za jego instrukcjami i
chociaż trochę się opanować. Krew zaczęła szumieć mi w uszach. – Chcesz się
czegoś napić? Przynieść ci coś?
Pokręciłem głową, wzmagając tym
samym mdłości, które mnie ogarnęły. Miałem ochotę zwymiotować albo zwinąć się w
kłębek i umrzeć. Obie opcje były kuszące. Żabol wypuścił ze świstem
wstrzymywane powietrze, mocniej splatając nasze dłonie na moich kolanach.
- Oj Taeminnie… Już dawno
powinieneś to zrobić. To lepsze niż duszenie wszystkiego w sobie… Teraz będzie
lepiej, zobaczysz. Może być już tylko lepiej. Oddychaj.
- Boli… - wychrypiałem nieswoim
głosem i aby mojej kompromitacji stało się zadość, dostałem przy okazji
niekontrolowanej czkawki. – To tak koszmarnie… boli. Nie wiem… Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, to potworne,
najpotworniejsze… najpotworniejsze co kiedykolwiek czułem. Nie umiem nawet tego
opisać…
- To normalna, ludzka reakcja. –
Wciąż gładził delikatnie moją mokrą i napuchniętą od płaczu twarz. Teraz
dopiero musiałem wyglądać koszmarnie
ale jakimś cudem nie przeszkadzało mu to. Pierwszy raz cieszyłem się z tego, że
jego wrodzona upartość nie pozwoli mu zostawić mnie w spokoju. Nie chciałem
spokoju. Chciałem poczuć się ludzko.
– Przepraszam, że cię sprowokowałem. Mówienie o błahostkach jest łatwiejsze,
ale ty chyba tego nie potrzebujesz, nigdy tego nie potrzebowałeś. Jesteś silny,
nie znam chyba silniejszej osoby, niż ty i podziwiam cię za to. To wszystko, co
się teraz dzieje… Problemy z kawiarnią, twój ojciec, Sulli, wasz dom… Wiem, że
cię to boli, ale mnie boli prawie tak samo bardzo, kiedy widzę, jak bronisz się
przed naszą pomocą. Nie, nie będę ci tutaj robił kolejnej pogadanki o tym, jaka
ważna jest przyjaźń, bla bla bla… - dodał szybko, widząc, że już otwieram usta.
– Może powtórzę stu tysięczny raz tą samą, patetyczną gadkę, ale jesteśmy tu
dla ciebie i nie pozwolimy cię nigdzie, nikomu zabrać. Ja nie pozwolę. Kocham
cię, zostajesz ze mną na zawsze, czy tego chcesz, czy nie.
Nie mogłem powstrzymać
prychnięcia, chociaż wyszedł mi z tego raczej jakiś żałosny jęk.
- Co jeśli nie chcę? Co z
prawami człowieka?
- Nie obowiązują w tym przypadku
– powiedział śmiertelnie poważnie. Jego zacięta mina sprawiła, że nagle do tych
wszystkich targających mną, nowych emocji doszło jeszcze zażenowanie i zupełnie
straciłem ochotę na kłócenie się z nim. – Jesteśmy sobie przeznaczeni. Jak dwie
połówki pomarańczy, jabłka, ziarenka kawy czy czego tam chcesz, mnie to
obojętne. I jeśli już koniecznie ma to być „dramat Szekspira”, to w porządku,
ale umrzemy razem i to dopiero za jakieś milion szczęśliwych lat, jak Romeo i
Julia tylko w bardziej optymistycznej odsłonie, co ty na to?
- Nie jestem żadną pieprzoną
Julią, nie jestem laską – wymamrotałem, czując, że twarz pali mnie od płaczu i
skrępowania. W innym przypadku chyba bym go pobił za wygadywania takich herezji,
ale teraz nie miałem na to wystarczająco dużo siły.
Minho uśmiechnął się z
czułością, opierając ramiona na moich kolanach.
- Masz rację. Nie jesteś. Jesteś
bardzo odważnym, dobrym, dojrzałym, wytrwałym chłopakiem o silnym charakterze,
który przeszedł w swoim siedemnastoletnim życiu dużo więcej, niż niejeden
dorosły człowiek. Jesteś piękny, idealny ze wszystkimi swoimi wadami. – Nabrał
więcej powietrza, nie spuszczając ze mnie uważnego wzroku. – A teraz proszę
bardzo, możesz mnie pobić albo zgasić jedną ze swoich ciętych ripost na każdą
okazję. Spodziewam się tego.
Po raz kolejny postanowiłem
zrobić mu na złość i udowodnić mu, że wcale tak dobrze mnie nie zna, jak mu się
wydaje. Przełknąłem ślinę, zaciskając wciąż piekące powieki i pochyliłem się,
ujmując w dłonie jego twarz. Dość marnowania czasu. Skoro i tak to wszystko
mogło skończyć się w każdej chwili, nie miałem już nawet po co z tym walczyć.
Wszystko się posypało, runęły mury i moja silna wola. Co do jednego Żabol nie
miał racji. Nic nie trwa wiecznie. Co jak co, ale w bajeczki nigdy nie miałem
zamiaru uwierzyć, dlatego musiałem się spieszyć, żeby nie zaprzepaścić
ostatniej, nikłej szansy na odbudowanie tego wszystkiego, co straciłem.
Przycisnąłem swoje usta do jego miękkich warg, lekko uchylonych i jakby tylko
na to czekających. Znowu się zapowietrzyłem, mając ochotę rozryczeć się jak
ostatni mięczak, na nowo.
To było przerażające i
nieprawdopodobne. Cholernie go kochałem. Zawsze, zawsze, zawsze, od początku
tego całego wariackiego kalejdoskopu wydarzeń i dram, bo jako jedyny uparcie
dążył do tego, żeby wyciągnąć mnie z tego okropnego czegoś, w czym się znajdowałem od ładnych paru lat, żeby poznać
prawdziwego Lee Taemina i w końcu mu się to udało, mimo, że starałem się przez
cały ten czas zrujnować mu życie.
Jeśli to, co teraz czułem, to
nie była ta cała kiczowata, przereklamowana i pozbawiona jakiegokolwiek
logicznego sensu miłość, to ja już
nie wiem, co nią było i czy w ogóle istniała.
Tego zdecydowanie się nie
spodziewał. Albo może, wnioskując po tym, jak jego wargi ułożyły się na moich w
delikatny uśmiech, jednak właśnie tego najbardziej się spodziewał.
~*~
- Jesteś najobrzydliwszym psem,
jakiego w życiu widziałem.
Satan patrzył na mnie swoimi
przekrwionymi ślepiami, dysząc ciężko z wywieszonym jęzorem i zamiatał podłogę
swoim szczurzym ogonem, bynajmniej nie zrażony takim komplementem. Postronna
osoba mogłaby uznać za dziwny fakt, że całkowicie normalny człowiek siedzi na
podłodze i gada do psa z tak poważną miną, a pies leżący naprzeciwko niego z uwagą
tego wysłuchuje. Satan chyba nie uważał tego za dziwne, był w końcu
przyzwyczajony. Tata często ucinał sobie z nim takie pogawędki, zazwyczaj nie
do końca logiczne i sensowne, ale dla ich dwójki najwyraźniej bardzo ważne.
Westchnąłem z irytacją, zmieniając pozycję, bo moje skrzyżowane nogi zaczęły
już cierpnąć od tego siedzenia. Co ja właściwie robiłem? Próbowałem udawać
tatę…? Sprawić, żeby ten głupi kundel jeszcze raz poczuł się tak, jakby jego
prawdziwy i jedyny właściciel żył?
Pożegnać się z nim?
Przez przebywanie z Minho
zdecydowanie mi odbiło i zrobiłem się żałośnie sentymentalny. Może też
zwariowałem? W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie myślał przecież, że jakiś
zwykły pies o wyglądzie brzydkiego bydlaka może go zrozumieć, albo, co już
kompletnie niedorzeczne – odpowiedzieć. A jednak uparcie nie poddawałem się.
- Domyślasz się, gdzie niedługo wylądujesz,
prawda? – kontynuowałem więc swój monolog, mierząc go groźnym spojrzeniem. – W
schronisku dla bezpańskich psów. Trafiają tam psy, których właściciel już nie
chce, albo takie, których właściciel odszedł. W obu przypadkach zostają
bezpańskie i nie ma już dla nich miejsca, nigdzie. Smutne, prawda? No cóż,
życie jest brutalne.
Satan poniósł łeb, przypatrując
mi się z dzikim uwielbieniem, przy czym dziwnie skojarzył mi się z Żabolem.
Różnica polegała na tym, że ten drugi się tak nie ślinił, chociaż czasem miałem
wrażenie, że zaraz zacznie.
- Zastanawiasz się pewnie, czy
nie jest mi przykro, że muszę cię oddać. Wiesz, na pewno czuję jakiś tam żal,
ale pamiętaj, że robię to też dla twojego dobra. I tak musielibyśmy się
niedługo rozstać. Pewnie wyrzuciliby cię na ulicę i nigdy już nikt by się tobą
nie zainteresował. Zdechłbyś w jakimś rowie, potrącony przez ciężarówkę, albo
umarłbyś z głodu… Nie ma mowy, by ktokolwiek cię przygarnął, bo, nie obraź się,
ale nie wyglądasz zachęcająco. Kolejny brzydki, niezbyt bystry, zagubiony psiak
na ulicy, w którym nie ma nic ciekawego i który tylko marzy o tym, by znaleźć
dom. Gorsza jakoś. Dlaczego trzymać takiego bydlaka, skoro można mieć pięknego
pudla, jakiegoś championa, albo porządnego psa obronnego, zamiast takiej pipki…
Pfff… - przerwałem na moment, zerkając na telefon, bo właśnie dostałem esemesa
od Minho. „ Cappuccino na wynos? Będę za 5 minut J ” Nie wiedzieć czemu poczułem
nieprzyjemny dreszcz na plecach i odrzuciłem komórkę, pochylając się nad
Satanem, żeby lepiej słyszał wszystko, co miałem mu do powiedzenia na sam
koniec.
- Czasami przypominasz mi mnie i
chyba dlatego właśnie nigdy za tobą nie przepadałem. Zagubiony, smutny,
domagający się uwagi, rozpaczliwie szukający czegoś, w sumie nawet nie wiadomo czego… A z drugiej strony jesteś
moim totalnym przeciwieństwem. Myślę, że tata bardziej ci ufał niż mi.
Chciałbym widzieć, o czym ci opowiadał… - Ostrożnie wyciągnąłem rękę, by
podrapać go za uchem. Nie robiłem tego często, więc wyszło mi raczej
niezręcznie, ale Satan i tak ożywił się i zaczął wyciągać szyję, by polizać
mnie po twarzy. – On nie żyje, nie wiem, czy zauważyłeś. Wcale nie wyjechał, on
już nie wróci. Już nigdy z tobą nie „porozmawia”. Przykro mi.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek
i poderwałem się gwałtownie, omal nie potykając się o wielkie cielsko psa,
kiedy w panice pognałem przez korytarz, żeby otworzyć drzwi. Niby wiedziałem,
że to tylko Minho, ale wciąż jeszcze serce waliło mi za każdym razem, kiedy
ktoś przychodził. Natychmiast w mojej głowie pojawiała się wizja bandy
umundurowanych kolesi, którzy ze sztywniackimi minami przyszli zabrać nas do
„lepszego miejsca” bo ten dom nie był przecież naszą własnością. Cieszyłem się
w sumie, że Sulli nie ma, byłem pewien, że wpadłaby w histerię i za nic w
świecie nie pozwoliłaby mi oddać psa do azylu, mimo, że wiedziała przecież, że
to nieuniknione. Nie miałbym siły znosić i jej.
- Hej! – Minho szczerzył zęby w
tak szerokim uśmiechu, że zacząłem się zastanawiać, jakim cudem nie pękła mu
jeszcze szczęka. Trzymał w obu dłoniach plastikowe kubeczki z parującą
zawartością i właściwie nie wyglądał wcale inaczej niż zwykle, a mimo to
speszyłem się i cofnąłem o krok, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Jak powinno
wyglądać teraz nasze powitanie? Nie, nawet nie odpowiadajcie. Nie miałem
zamiaru popadać w schemat szczęśliwej zakochanej pary, to zupełnie nie w moim
stylu. Może wystarczy, jeśli nie będę warczeć ani syczeć w odpowiedzi? To
zawsze jakiś początek.
- Hej.
Wow, nagle temat do rozmowy
wyczerpał się, zanim jakikolwiek się zaczął. To naprawdę było najdurniejsze, co
kiedykolwiek czułem, bo nawet patrzenie na niego było jakieś niezręczne, a
wszystko przez to, co się stało zeszłego wieczora w kawiarni. Na szczęście
wybawił mnie Satan, który przecisnął się obok mnie i zaczął obwąchiwać Minho z
zaciekawieniem. Bambi podał mi kubki i wziął go na ręce, krzywiąc się przy tym
z wysiłku.
- Albo przypakował odkąd go
ostatnio widziałem, albo ty i Sulli oddajecie mu swoje porcje. Osobiście
stawiam na to drugie.
- Przynajmniej będzie miał na zapas,
bo tam dokąd jedzie, nie ma luksusów – mruknąłem, mijając go w drzwiach. – To
chyba jedziemy, nie?
Przez chwilę patrzył na mnie z
troską.
- Na pewno chcesz go oddać?
- A mam jakieś inne wyjście?
Poradzi sobie. Jedźmy już. – Mój wzrok padł na sporego vana, coś w stylu
samochodu campingowego, który zaparkował przy wjeździe i aż gwizdnąłem. – Skąd wytrzasnąłeś
takie limo…? Ukradłeś?
- Nie. Pożyczyłem bez zgody
właściciela.
- Oooch, to mnie uspokoiło, już
cię wziąłem za kryminalistę…
- Ale zwrócę. – Mrugnął do mnie
porozumiewawczo, otwierając tylne drzwi, gdzie po chwili wpakował
zdezorientowanego Satana. – Kiedyś… Ja, mama, tata i Minseok jeździliśmy nim na
wakacje. Teraz już tylko stoi i kurzy się w garażu, więc nikt się nawet nie
zorientuje, że go nie ma.
Zająłem miejsce na przednim
siedzeniu obok kierowcy i podkuliłem nogi, od razu wbijając wzrok w widok za
oknem, mimo, że nawet jeszcze nie ruszyliśmy. Satan, wystraszony i
nieprzyzwyczajony do jazdy samochodem, zaczął piszczeć, skacząc po fotelach z
tyłu, dopóki nie zmęczył się i nie położył, zawodząc cicho. Nie chciałem go
słyszeć. Kiedy jechaliśmy, Minho chwycił moją rękę i splótł nasze palce jakby
to nie było nic nadzwyczajnego, ani na moment nie odrywając wzroku od ulicy. Co
naprawdę dziwne, nawet mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało.
Potem wszystko poszło bardzo
szybko. Wysiedliśmy przed ponurym budynkiem schroniska, gdzie musiałem podpisać
jakiś nic niewarty papier i Satana zabrał nieprzyjemnie wyglądający facet,
wcześniej zakładając mu łańcuch. Ten głupi kundel oczywiście posłusznie
podreptał za nim, jak zwykle naiwny i ufny do bólu, zapewne myśląc, że to tylko
jakiś nowy rodzaj spaceru. Patrzyłem za nimi, dopóki Minho nie pociągnął mnie w
stronę wyjścia, z powrotem do samochodu.
Po paru minutach jazdy w
całkowitym milczeniu zaczął morzyć mnie sen. Dziwne. Ostatnio prawie całkiem zapomniałem, jak to jest spać i
szczerze mówiąc nie byłem pewien, czy jeszcze bym to umiał. Może to brzmi
niedorzecznie, ale bałem się spać. Bałem się koszmarów i tego, co może
przynieść ranek. Ale ciche nucenie przez Minho jakiejś nieznanej mi melodii
sprawiło, że po prostu się uspokoiłem. Przycisnąłem czoło do zimnej szyby i
zamknąłem oczy, próbując tym razem nie myśleć o niczym.
~*~
Dni mijały tak wolno, że czasami
zastanawiałem się, czy nie zaczynam wariować przez to wszystko. Z jednej strony
moja głęboka depresja przestała się pogłębiać jeszcze bardziej, głównie dzięki
Minho, który chyba wziął sobie za punkt honoru zapewnianie mi rozrywki i wciąż
wyczyniał jakieś durne rzeczy, żeby oderwać mnie od ponurego smęcenia na temat
bezsensowności życia w mojej własnej głowie. Teraz, kiedy byliśmy… sobie bliscy
(słowo razem nie mogło mi nadal
przejść przez świadomość a co dopiero przez gardło) właściwie zmieniło się
tyle, że trochę mniej mnie irytował, albo przynajmniej starałem się
minimalizować jakoś swoją irytację. Wciąż targał mną niepokój i strach za
każdym razem, kiedy ktoś pukał do drzwi, więc nie wydało mi się to specjalnie
słodkie czy romantyczne, kiedy wypadłem na zewnątrz, tratując przy tym ogromny
kosz róż stojący na podeście i zacząłem rozglądać się w panice za członkami
opieki społecznej czy komornikami. Ale cóż, to nie jego wina, ostatecznie
przecież chciał dobrze, więc mogłem tylko odetchnąć z ulgą, pozbierać
nieszczęsne kwiatki i poprzeklinać sobie na niego w duchu. No proszę, nawet
potrafiłem go usprawiedliwić za doprowadzenie mnie do stanu przedzawałowego, to
musiało coś znaczyć.
Pomijając jednak Minho i jego
żałosne próby uszczęśliwienia mnie, podczas gdy czułem się wewnątrz tak, jak
gdyby nigdy już nikt i nic nie było w stanie mnie uszczęśliwić – problemy
mnożyły się jak grzyby po deszczu, nie pomagał nawet szaleńczy optymizm Żabola
i całej reszty jego świty. Kawiarnia traciła klientów z przerażającą
prędkością, dupki z Exotic Flowers triumfowały, Jinki hyung był na granicy
załamania nerwowego. To wszystko mnie jeszcze dobijało, chociaż przecież nie raz
wmawiałem sobie, że losy kawiarni nic a nic mnie nie obchodzą. Chyba jednak nie
była to do końca prawda. Za nic nie przyznałbym się do tego głośno, ale nie
chciałem stracić następnej rzeczy, na której mi zależało, miejsca, które,
chociaż to brzmi nieco patetycznie – w chwilach słabości ośmielałem się nazywać
domem.
Nieważne, nie miałem ochoty
teraz o tym myśleć. Właściwie straciłem ostatnio ochotę na myślenie o
czymkolwiek, ale jak na złość tych złośliwych myśli przybywało. Kolejny dzień
pracy mijał spokojnie. Minho złapał mnie za nadgarstek, kiedy podawałem mu
kartkę z nowym zamówieniem i zatrzymał, kiedy już chciałem oddalić się z
powrotem w głąb sali.
- Wpadnij do mnie wieczorem,
dobrze? Muszę ci coś pokazać. – Uśmiechnął się tajemniczo, na co przewróciłem
oczami ze znudzeniem.
- Cokolwiek to jest, nie wiem,
czy chcę to widzieć.
- Zaufaj mi. To niespodzianka.
Zgodziłem się do niego przyjść
tylko dlatego, że nie chciałem kolejnego wieczora spędzić na snuciu się
bezczynnie po pustym domu, a mogłem się założyć, że Sulli, nawet jeśli wróci na
noc, w co wątpiłem, od razu zaszyje się w swoim pokoju, nie zawracając sobie
nawet głowy moim tragicznym stanem ducha. Za to akurat nie mogłem się na nią
złościć, bo sama była w jeszcze gorszym. Od pogrzebu nie rozmawiała praktycznie
z nikim poza Amber, a tej jakoś nie miałem ochoty o nic pytać. Więc z dwojga
złego wolałem przejść się do tej opływającej w luksusy willi, która aż raziła z
daleka po oczach hajsem i ogólnym bogactwem. Byłem tu wcześniej tylko raz i nie
należało to do moich najpiękniejszych wspomnień, więc kiedy ostrożnie i
niechętnie zadzwoniłem do drzwi, nie spodziewałem się, że wypadnie z nich Żabol
i rzuci się na mnie w dzikiej radości, chociaż przecież nie powinno mnie to aż
tak zdziwić.
- Przyszedłeś! – Popatrzył na
mnie błyszczącymi oczami i bez żadnego ostrzeżenia pocałował mnie w policzek.
- Naprawdę? Nie zauważyłem… -
Wyswobodziłem się z jego uścisku, wciąż idiotycznie skrępowany tego typu
wyrazami czułości. – To co to za niespodzianka? Niech to lepiej będzie coś
dobrego, bo zaczynam mieć wrażenie, że zaprosiłeś mnie podstępnie tylko po to,
żeby mnie pomolestować.
Pokręcił głową, mierzwiąc mi
włosy. Ledwo powstrzymałem się od brutalnego odepchnięcia go. A potem wyciągnął
jakąś chustkę i zaczął zakładać mi ją na głowę, więc mój instynkt zareagował
samoistnie i otrąciłem jego ręce, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem.
- Niby co masz zamiar z tym
zrobić?
- To niespodzianka. Muszę
zawiązać ci oczy – wyjaśnił cierpliwie. – Tak, taak, wiem, co teraz powiesz.
Kicz, banał, scena wyciągnięta prosto z tandetnej komedii romantycznej ale
proszę cię, zaufaj mi. Może tym razem uda mi się ciebie zaskoczyć?
Szczerze w to wątpiłem, ale
chcąc nie chcąc dałem sobie zasłonić oczy tą durną chustką. Miałem nadzieję, że
nie zabiję się gdzieś po drodze, bo dokądkolwiek zmierzaliśmy, mając Minho za
przewodnika nie czułem się zbyt pewnie. Jakimś cudem udało nam się w ten sposób
powoli pokonać schody na górę i długi korytarz, aż Żabol otworzył jakieś drzwi
na lewo i lekko wepchnął mnie do środka.
- I już? – spytałem z
rezygnacją. – Mogę już zdjąć to cholerstwo?
- Jeszcze chwilka. Usiądź tu i
nie podglądaj… - Najwidoczniej bawił się sto razy lepiej niż ja. Usiadłem na
miękkim materacu, wyczuwając pod palcami puszysty kocyk i stwierdziłem, że to
chyba łóżko. Ha, jeśli zaciągnął mnie tu w nieczystym celu i teraz zamierzał
mnie zgwałcić, to trzeba mu przyznać, że nieźle to obmyślił. Nawet pewnie bym
się specjalnie nie bronił…
A potem moje przemyślenia
przerwało donośne, schrypnięte szczeknięcie i coś ciężkiego, śliniącego się
wylądowało na moich kolanach, przewracając mnie na plecy. Zdarłem z głowy
przepaskę, wbijając zdezorientowane i niedowierzające spojrzenie w znajomą
mordę Satana, który zawisł nade mną z wywalonym językiem, próbując zalizać mnie
na śmierć. Z góry dobiegł mnie śmiech zadowolonego z siebie Żabola.
- Jesteś zaskoczony, prawda?
Cieszysz się?!
- Zaadoptowałeś go?! Ty chyba…
ty… - Przekręciłem się na bok, uciekając od napastującego mnie psa - wariata. –
Ty jesteś nienormalny!
- Ale przyznaj, że nie
spodziewałeś się tego! – Minho wskoczył na łóżko, ściągając ze mnie tego
oślinionego bydlaka. Usiadłem z powrotem, gapiąc się na tą dziwaczną dwójkę
wielkimi oczami, wciąż nie będąc w stanie wykrztusić słowa. To prawda, zatkało mnie.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze zobaczę tą tępą mordę Satana, do której
tak się przywiązałem. Tym czasem Żabol śmiał się w najlepsze z mojej
skonfundowanej miny, trzymając mocno wyrywającego się, zachwyconego moją
obecnością psa.
- To naprawdę… to naprawdę
najobrzydliwszy pies na świecie – wykrztusiłem słabo. – Naprawdę go chcesz…?
Poważnie… Mógłbyś mieć rasowego pudla, który reaguje na każdą komendę, potrafi
żonglować, wyszczekuje alfabet i robi na złoto…
- Ale ja nie chcę pudla. –
Przyglądał mi się łagodnym wzrokiem. – Nie zamieniłbym go na żadnego genialnego
pudla, bo uważam, że jeśli kogoś kochasz, to nie patrzysz na jego wady, widzisz
same zalety. Nie możesz wymienić go na lepszy model, to po prostu niemożliwe.
Prychnąłem z niedowierzaniem, dochodząc
już do siebie.
- Aha, więc teraz już kochasz
mojego psa?! Wow, to dopiero jest romans wszechczasów. Muszę przyznać, że twój
gust jest jednak dużo gorszy, niż myślałem.
- Jesteś o niego zazdrosny,
Taemin…?
- O psa?! Myśl czasem zanim coś powiesz…
- Ale cieszysz się, że go
stamtąd zabrałem, prawda? To niby nic wielkiego, ale nie zaprzeczysz, że jesteś
chociaż troszeczkę, odrobinkę, dosłownie troszkę szczęśliwy…
- Tak… - wymamrotałem zupełnie
bezsilnie. W tym starciu już dawno przegrałem, nie było po co walczyć. - Jestem
troszeczkę, odrobinkę, troszkę szczęśliwy. – A potem to, co we mnie siedziało,
wybuchło jak z armaty. – A TY JESTEŚ NAJWIĘKSZYM DEBILEM NA ŚWIECIE I CIĘ
NIENAWIDZĘ!
Po tym wyznaniu rzuciłem się na
niego w celu zamordowania go tam na miejscu, przy okazji strącając biednego,
wystraszonego Satana na podłogę. Minho wytrzeszczył oczy, zastanawiając się
prawdopodobnie, w którą stronę powinien uciekać, ale zanim się zdecydował,
pocałowałem go gwałtownie i mocno, sprawiając, że stracił równowagę i runął na
poduszki, a ja razem z nim. Miałem wrażenie, że eksploduję, umrę, jeśli nie
znajdę się tak blisko niego, jak tylko się da. To było gorsze niż głód, niż
pragnienie, niż potrzeba snu, który nigdy nie nadchodził. Jego usta smakowały
gorzką kawą i przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl, kiedy Minho przestał
słodzić swój ulubiony napój, ale uleciała tak szybko, jak się pojawiła. Nie
było czasu na rozwiązywanie zagadek, chciałem skupić się tylko na tych miękkich
ustach, gorących dłoniach błądzących po moim karku i wsuwających mi się we
włosy, twardej klatce piersiowej, która unosiła się i opadała. Westchnąłem,
kiedy jego język badał powoli moje podniebienie, błądził wewnątrz moich ust i
sprawiał, że w głowie zaczęło mi wirować. Nie wiadomo czemu przypomniał mi się
nasz pierwszy pocałunek. To było tak dawno, a jednak potrafiłem odtworzyć każdy
jego szczegół. Ciekawe, czy już wtedy go kochałem? Ehh, Taemin, jesteś naprawdę
skomplikowaną osobą, sam siebie nie rozumiesz. O ile łatwiej by ci było, gdybyś
już na początku mu na to pozwolił, na otworzenie tej nudnej, ponurej skorupy i
wyciągnięcie cię stamtąd? Tyle czasu byś zaoszczędził…
Nasza pozycja się zmieniła.
Minho znalazł się nade mną, przyciskając mnie mocniej do materaca, ani na
chwilę nie przestając mnie całować. To było zupełnie coś innego niż wtedy, w
kawiarni. Gdyby tak policzyć wszystkie nasze interakcje tego typu, to o dziwo
jak na razie ja wygrywałem. Pocałowałem go już trzy razy – w lesie, w kawiarni
i teraz tutaj. No nie do wiary...
Odchyliłem głowę do tyłu,
zaciskając powieki, kiedy jego usta powędrowały wzdłuż mojej szyi, znacząc na
niej wilgotną ścieżkę. Zagryzłem wargi z całej siły, żeby nie wydać z siebie
żadnego kompromitującego dźwięku i uchyliłem lekko jedną powiekę, tylko po to,
żeby spotkać się oko w oko z dyszącym mi w twarz Satanem i tym samym rujnującym
cały nastrój.
- Pies… - wyjąkałem dziwnie
zmienionym głosem, próbując odepchnąć Minho, który w ogóle nie zwracał na mnie
uwagi, przygryzając wrażliwą skórę na moim karku. – Uhh… Pies… się gapi.
Chwyciłem go za włosy i
pociągnąłem do góry. Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Zignoruj go.
- Powariowałeś?! – Podparłem się
na łokciach, wciąż nie mogąc zebrać się do kupy. Cholerny Satan, kundel przybłęda, mały drań, szlag by to, niech go
pchły zeżrą w ciemnym kanale. – Nie mogę tego robić, kiedy pies się gapi!
Żabol jęknął cierpiętniczo,
zwalając się na poduszki, z zamiarem chyba uduszenia się nimi.
- Zaczynam żałować, że go
zabrałem z tego schroniska. Myślisz, że można jeszcze zwrócić?
- Nie wiem, ale nie rób tego. –
Pochyliłem się, żeby złapać zachwyconego Satana za jego sterczące, małe uszka.
Uśmiechnąłem się lekko, nagle w ogóle nie odczuwając napięcia w klatce
piersiowej, które utrzymywało się tam przez kilka ostatnich tygodni. Byłem
zmęczony tym wszystkim i myślałem, że jeśli teraz się położę, to sen zawładnie
mną natychmiast i może nawet zaoszczędzi mi koszmarów.
- Hej, co to? – Dłoń Minho
znalazła się nagle na moim tyłku. Spojrzałem przez ramię z zamiarem rzucenia mu
najbardziej zdegustowanego spojrzenia, na jakie było mnie jeszcze stać, ale
zamarłem, widząc, że wyciągnął z tylnej kieszeni moich dżinsów zabrudzoną,
wymiętą i lekko naddartą z jednej strony kopertę. Rozleniwiony wyraz jego
twarzy się zmienił, a ja znowu poczułem ukłucie tego pieprzonego bólu, nie
mogąc uwierzyć, że wrócił tak szybko. – To… To ten list? – spytał niepewnie Bambi, siadając obok mnie.
- Taaak… - Z trudem przełknąłem
ślinę. W moim gardle powstała nagle wielka gula. Minho popatrzył na mnie
uważnie.
- Naprawdę nie chcesz go
otworzyć? Myślę, że możesz poczuć ulgę, jeśli w końcu to zrobisz. To znaczy, do
niczego cię nie namawiam, ale…
- Chcę go otworzyć –
stwierdziłem stanowczo, zadziwiając tym samego siebie. Sztywna sierść Satana
pod moim palcami napinała się lekko z każdym kolejnym ruchem moim palców. –
Chcę go przeczytać, ale… - Wziąłem głęboki oddech, wbijając spojrzenie w brązowe
oczy Minho. – Zrobisz to dla mnie? Otworzysz go?
- Nie chcesz zrobić tego sam?
Mogę wyjść, albo…
- Nie! – Złapałem go za ramię,
czując wzbierającą panikę. – Zostań. Otwórz kopertę. Nie musisz czytać, po
prostu siedź tutaj, okej?
Pokiwał głową nieco zbyt
energicznie, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzorku.
- Okej.
Moje serce waliło jak oszalałe,
kiedy powoli rozrywał biały papier, starając się nie uszkodzić tego, co
znajdowało się w środku. Panowała cisza przerywana tylko tym jednym szelestem,
nawet dyszenie Satana prawie zupełnie przestało do mnie docierać. Nie
wiedziałem, czego mam się spodziewać, ani czego tak bardzo się boję. To tylko
list… Tylko jeden, głupi list, który może zmienić wszystko.
W końcu Minho wydobył z koperty
pomiętą, zapisaną rozmazanym gdzieniegdzie, czarnym atramentem kartkę papieru i
zmarszczył brwi, przyglądając się jej ze zdumieniem.
- To nie jest pismo mojego ojca.
Zajrzałem mu przez ramię,
starając się nie trząść zbyt zauważalnie.
- To prawda. To pismo mojej
mamy.
_____________________________________________
Ehm. Jestem, a to, co możecie przeczytać powyżej, to osiemnasty rozdział Troubles Makera. Wreszcie. Ja... Właściwie nie bardzo wiem, od czego zacząć przepraszanie Was za tak długą przerwę, która przerodziła się w końcu w oficjalne ZAWIESZENIE. Możecie tylko uwierzyć mi na słowo, że jest mi bardzo przykro i wstyd z tego powodu, bo obiecywałam sobie i Wam, że teraz, przy samym końcu, wezmę się za to porządnie, nie zawalę, dociągnę do epilogu... Ale zawaliłam i okropnie się z tym czuję. Wiem, że czekaliście. Wiem, że mnie poganialiście - niektórzy bardziej subtelnie, niektórzy mniej i mimo, że czasami irytowało mnie czytanie kolejnego komentarza o treści "kiedy nowy rozdział?!", to chciałam Wam za to podziękować, bo dzięki temu wzięłam się do roboty. Już trochę mnie znacie i myślę, że macie jakiś zarys mojej osoby, więc chyba wiecie, że ja nigdy nie porzuciłabym TM, gdybym nie miała jakiegoś ważnego powodu, bo mimo wszystko jestem związana z tym opowiadaniem. Powodem był głównie brak tej cholernej, małej, wrednej istotki o wiele mówiącej nazwie Wena. Sama nie wiem dlaczego, ale ostatnio przerzuciłam się z moim pisaniem na nieco mroczniejsze, poważniejsze tematy i zupełnie nie mogłam przez to z powrotem wbić się w specyficzny klimat Troubles Makera. TU i TU możecie podziwiać to, co stworzyłam podczas swojej nieobecności tutaj (tak, to opowiadania o EXO. Tak, zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią. Przepraszam...?).
Cóż, pozostaje mi jeszcze raz Wam podziękować za tak wytrwałe czekanie. Niejeden autor marzy o takich czytelnikach i jest w stanie zrobić dla nich wszystko, dlatego cieszę się, że jesteście i kocham was za to ♥ Nie będę pisać, komu za co dziękuję indywidualnie, bo postanowiłam, że przy okazji epilogu napiszę taką właśnie notkę z podziękowaniami i tam każdy otrzyma kilka ciepłych słów dla siebie~ Jesteście najlepsi, przepraszam, że ciągle Was zawodzę.
A rozdział z dedykacją dla Layli. Nie jestem w stanie napisać, jak wiele Ci zawdzięczam podczas tworzenia tego opowiadania i jak bardzo zawsze zależy mi na Twojej opinii, więc powiem tylko jedno - wszystkiego najlepszego! Masz dzisiaj urodziny, spędź je jak najlepiej. Wszystkiego, co tylko sobie zamarzysz <3 Jeśli się kiedyś spotkamy, może postaram się o lepszy prezent dla Ciebie niż ten rozdział, póki co jeszcze raz najlepsze życzenia, Layluś ;__; ♥
Witaj, Alice.
OdpowiedzUsuńUh, od czego by tu zacząć. Może od tego, że... strasznie się cieszę, iż dodałaś rozdział! Byłam poniekąd świadkiem Twoich zmagań z nim i niekiedy nerwów na wszystko i na wszystkich dookoła. Świetnie sobie poradziłaś, wiesz? Pomimo tych naglących komentarzy, natarczywych ludzi i wszystkich innych rzeczy dałaś sobie radę i dodałaś taki świetny rozdział. Co prawda niekiedy takie "Pisz szybciej" itd denerwuje, ale czasem dodaje siły, bo KTOŚ CZEKA, prawda?
Kontynuując - Nie wiedziałam, co się tutaj szykuje i przez dobre pięć minut patrzyłam na pierwsze słowa i bałam się przewinąć stronę w dół. Kłębiło się w moim małym mózgu od myśli i wyglądało to prawie jak jakaś karuzela, po której zawsze chodzę jak narąbana. Cóż, całkiem podobnie jest i teraz - czuję się jak nieźle wstawiona i sama nie wiem, co mam tutaj napisać, od czego zacząć, żebyś się nie pogubiła... Przepraszam, jeśli pomimo starań czasem tekst będzie zbyt zawiły.
Początkowy gif jest taki cudowny, że w połączeniu z moim wahaniem na samej górze strony spędziłam sporo czasu... Po prostu tak świetnie dobrany, że nic tylko zapisać na dysku i wpatrywać się przez godziny.
Opisy, opisy i jeszcze raz opisy. U Ciebie zawsze trudno mi się je komentuje, nie wiem czego mam się uczepić, żeby napisać coś do komentarza i wychodzi, jak wychodzi.. ;;; Są takie cudowne, że naprawdę czyta się je z taką wielką przyjemnością, geniusz.
Rozumiem Taemina tak bardzo... Stracił jedną z najważniejszych osób w swoim życiu i tak cholernie trudno jest mu się odnaleźć w świecie, gdzie (jak sądził) może liczyć na samego siebie i ewentualnie Sulli. Ma świetnych przyjaciół, którzy nie dadzą mu się załamać kompletnie i zawsze będą go wspierać - czy nie o takich przyjaciołach zawsze marzymy? To właśnie taki obraz mamy przed oczami mówiąc "przyjaciele", Taemin właśnie ich znalazł.
Scena, gdzie opisywałaś panią, która do nich zawitała... uśmiałam się tak strasznie, a głośnym śmiechem parsknęłam gdy tak planowali co by tutaj jej (a właściwie jemu, huh) wykręcić. Niegrzeczni, niegrzeczni. Widok Jongini w sukience pewnie był zabójczy... nie dalej jak wczoraj dyskutowałam z Gomi o EXO w sukienkach, spełniłaś nasze marzenia, Alice. xD
Skąd ja mogłam się domyślać, że to Onew tak pięknie wypije... udoskonalony prezencik. Mogłam to przewidzieć, a i tak trzęsłam się ze śmiechu pod koniec...
Minho to taki kochany dryblas, który martwi się o Taemina w każdej chwili i jest jak taki jego prywatny anioł stróż na zawołanie. Taka piękna relacja, że nic tylko zakwiczeć z rozczulenia ;;;
Taemin pękł i się wygadał, a dryblas tak pięknie go tulił. Adshjvhd, co to za scena, wymiękam. ;; Tae tak bardzo tego potrzebował. Chwili, gdzie może się wypłakać, a także ciepłych ramion, które go będą tuliły, gdy będzie przechodził ciężki czas. ;;; Cudowne.
Ten całus, jejkuuu Q.Q Coś mną miota i uśmiecham się jak głupia, a łezki czają się w kącikach oczu. Dlaczego mi to robisz, hm? ;;; Uwielbiam opis tego pocałunku, przysięgam. Jak można to tak genialnie opisać? Nie wiem... i chyba nigdy nie zrozumiem. Szacuneczek~
Scena z oddaniem Satana do schroniska. Z czystym sercem się przyznam, że ryczałam. Po prostu siedziałam, a łzy kapały sobie na mapkę z geografii, która ciągle czeka na moją uwagę. Co tam, TM ważniejsze~ Strasznie nie lubię, gdy zwierzątka cierpią i tak naiwnie idą za właścicielem, który ma zamiar je porzucić. Może przez własne zdarzenia z przeszłości jestem bardzo wyczulona, ale przy tym fragmencie musiałam się zatrzymać i wyryczeć, bo łzy wszystko zamazywały.
Tak bardzo mnie zaskoczyłaś, że Satan jednak wrócił! Jezuniu, znów zacieszałam jak wariatka do ekranu, przepraszam... Tak milutko się zrobiło mi na serduszku, jak to przeczytałam. dbfdsvdhd.
I znów pocałunek. Pocałunek i coś więcej. ;;;; Takie piękne, Alice, piękne. Nie wiem, czego się złapać żeby oddać moje uczucia, więc pewnie nic nie zrozumiesz, ale liczą się dobre chęci, prawda?...
"Nie mogę tego robić, kiedy pies się gapi!" Padłam i nie wstaję. xDDD Ale w sumie prawda, niekiedy wzrok zwierząt jest przerażający, a co dopiero w takiej scenie... Mnie mój pies przy jedzeniu dekoncentruje, więc nie dziwię się Taeminowi xDD
UsuńI znowu sytuacja z listem.. i ta końcówka, i to wszystko... Mama, pismo mamy, nie pismo taty... Jezu, co ja mam myśleć? NO CO?... Naprawdę nie wiem, co mam tu jeszcze dodać, uh.
Chciałam Ci jeszcze powiedzieć, że pomimo tego, że ostatnio ze sobą nie rozmawiamy, to ja zawsze gdzieś tam jestem. Nie zapominaj o tym, dobrze?
I nie poddawaj się, Alice. Zawsze jest taki okres czasu, przez który musimy po prostu przejść, nie zważając na wszystkie przeszkody, które nas atakują.
Hwaiting!,
Hikari.
Daj z siebie wszystko ♥
Taemin jaki wstydliwy "nie mogę tego zrobić, jak pies się gapi". Kilka minut wpatrywałam się w to zdanie, by na sam koniec wybuchnąć śmiechem. 2min <3
OdpowiedzUsuńTak samo z Jonginem, mąż Taemina w przedszkolu... spodziewałam się wytrzeszczenia gał, a tylko wspomniano o Minho.
Wiesz, każdy autor potrzebuje przerwy, ale szczerze mówiąc, warto było czekać na to. Jeden z moich ulubionych rozdziałów, tyle się działo <3 Myślę tak samo jak Minho, oni są podróbką SHINee, do tego taką mocno przesadzoną :/
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3 ... Znaczy... tak, żeby nie wyłowywać presji, czy coś...? Ja mogę poczekać, na takie cuda zawsze ;p
Hwaiting!
Alice... Wiesz co mi zrobiłaś? WIESZ? XDDD Jak zobaczyłam, ze nowy rozdział, to miałam rozkminy - pisać na wykładzie, wynieść się stamtąd, olać życie, cisnąć kompem w ławkę, umrzeć i zmartwychwstać.
OdpowiedzUsuńOlałam życie, olałam wykład, olałam "obyczaje i moralność", Marię Ossowską, czy o kim tam ta starucha gadała i dsjkfhsdfjkdsh. JEZU.
Czułam jak mi twarz płonie i nie słyszałam co się wokół dzieje... Moje notatki urwane w pewnym momencie, kij z tym, ktoś mi da później xD Wiedziałam, że ten tydzień będzie dobry ;-;
Po przeczytaniu wybiegłam z sali i wykręciłam Twój numer, chciałam wykrzyczeć Ci jak bardzo nienawidzę Cię za to, co zrobiłaś z moimi emocjami i wszystkim, a potem powiedzieć jak bardzo Cię uwielbiam, kocham i w ogóle i chciałabym Ci podarować cały świat, odebrać to, co złe i wziąć na siebie Twoje zmartwienia, bo jesteś jedną z niewielu osób, która dając te kilkanaście-kilkadziesiąt stron potrafi podarować mi siłę napędową do życia i uczyć cierpliwości. Tak bardzo dziękuję, chciałam Ci to wszystko powiedzieć, ale nie odebrałaś ;_; Mam taką ochotę Cię odwiedzić i wytulić i w ogóle, bo za pierwszym razem, gdy się spotkałyśmy byłam ciotą i się nie odważyłam, bo mimo wszystko jestem tylko nędzarzem, który nawet nie umie dobrze skomentować takiego arcydzieła.
Przechodząc do samej treści...
...Na samym początku Taemin i jego czarne myśli. Bardzo mnie zmartwiło jego zachowanie. Spodziewałam się, że będzie przeżywał, ale i tak patrzeć na czyjeś cierpienie, nawet jeżeli to tylko (lub aż) postać fikcyjna nie jest łatwo. I te próby ze strony SHINee Cafe'owej ekipy. Ech. Sulli, która zwykle pojawia się mniej lub bardziej, teraz całkiem zagubiona. Jeju, to wszystko jest takie przerażająco przygnębiające, że umierałam w szkolnej ławie. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach i Sulli trochę odetchnie i Amber pomoże jej wyjść z dołka.
Jongin w sukience. What. Nie, moja psychika chyba tego nie przetworzyła, bo zobaczyłam tak straszną karykaturę kobiety, nawet gorszą od Taemina, który występował z Key z "My first kiss" i ponętnie wymachiwał tyłeczkiem w różowej miniówce.... AAAAAA ;_;
Cała sytuacja w kawiarni. Dlaczego to się sypie, nie. Dla mnie po TM kawa już nigdy nie będzie taka sama, ani wyjście do kawiarni nie obejdzie się bez lukania za ladę i wyobrażania sobie, ze moje latte robi Żabol ;-;
Nawet nie wiesz jak hamowałam się na wykładzie od płaczu w momencie, gdy Satan miał zostać oddany. Musiałam dyskretnie wytrzeć mokre oczy i przy okazji się nie rozmazać, bo był jeszcze kawałeczek wykładu i musiałam jakoś wyglądać. Nie spodziewałam się zupełnie, że tomoże się tak potoczyć i że Taemin wpadnie na to.
Może powinnam teraz przejść do moich ULUBIONYCH SEROWYCH SCEN W TWOIM WYKONANIU, PO KTÓRYCH NIE MAM JUŻ OCHOTY NA RADAMERA, BO EJKHFEJCKEHELIJKH.
Trzęsąc się przewijałam dalej, bardzo zaciekawiona tym, co uczyni Taemin po swoim wybuchu po polerowaniu stolika. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że da upust swojemu cierpieniu i da się tak ułaskawić Minho. Żabol też się ładnie zachował, niemal widziałam i słyszałam jak go uspokaja. Bosz, piękna scena, kocham Cię, że to tak rozegrałaś, jesteś najlepsza, tu już chciałam płakać ze wzruszenia, ale czekałam do końca wykładu ;-; Nieprzewidywalny Taemin, omomoommoomo i ten słodki pocałunek i uśmiech Minho w trakcie. Wiesz jak jeszcze bardziej rozchwiać moje serceee.
To chyba trochę niebezpieczne i mówiłam o tym już dawno, ale chyba za bardzo utożsamiam się z Taeminem i znalazłam sobie kolejny powód do nakręcenia się do płaczu – Taemin w końcu znajduje swojego Żabola i się otwiera, a ja nadal nie potrafię i nie mam Żabola
To urocze, jak Taemin nadal trochę broni się i nie może się oswoić z nową sytuacją, samo nazywanie ich związku „byciem bliżej” (kolejne ukłony dla Ciebie-geniusza) ;-; a potem nagle rzucanie się w objęcia i całowanie. Jezu, chłopaku, ogarnij się xD Wiem, że to nowa sytuacja… ALE I TAK TO KOCHAM I KRZYCZĘ ZA KAŻDYM RAZEM. (ps. Przeczytałam już trzy razy, tak.)
Taemin mówiący, ze jest trochę szczęśliwy. Aż byłam szczęśliwa razem z nim. Uśmiechnął się. UŚMIECHNĄŁ SIĘ. NIE BAŁ SIĘ UŚMIECHNĄĆ I CHCIAŁ DAĆ SIĘ ZGWAŁCIĆ. CAŁA SIĘ TRZĘSŁAM. Nadal się trzęsę, dlatego mój komentarz jest taki gówniany i chaotyczny, ale nie mogę zebrać myśli.
UsuńGest ze strony Minho i wzięcie Satana mnie wzruszyło. Ja nie wiem. Alice, jesteś tak zajebista, że nie umiem tego bardziej kulturalnie wyrazić. Tylko dlaczego Satan przerwał taką uroczą scenę, a może dlaczego Taemin musiał się speszyć psem xDDD Mój kot też robi durne miny, ale jakoś mnie to nie rusza już XD
Chyba na koniec swojego wstrząśniętego i niezmieszanego wywodu chciałam Ci jeszcze raz podziękować za ciężką pracę. Wiesz, jak bardzo chciałam roznieść każdego, kto Cię popędzał ;_; a w sumie sama czuję się takim pasożytem ;_; przepraszam ;_;
Hwaiting Alisałkę ;_; <3 tyle miłości Ci ślę w tej chwili, ze powinnaś poczuć mnie nawet te 300km dalej ;_; jeżeli będzie nam dane się spotkać to chyba Cię uduszę z miłości, jaką odczuwam ;_; a której nie umiem dobrze przelać na klawiaturę, bo pisarka ze mnie marna ;_;
OdpowiedzUsuń;__________________________________________;
*topi się we własnych łzach, kwicząc*
Przepraszam, że piszę komentarz dopiero teraz, ale najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam co pisać. W głowie miałam czarną dziurę, a jednocześnie natłok myśli, które nijak nie chciały się ułożyć w całość. To dziwne, bo przecież po tak wielkiej dawce emocji powinnam cisnąć kilometrowy komentarz, bez zastanawiania. A z drugiej strony może bałam się, że nie dam rady napisać czegoś, co i mnie zadowoli. Nadal mam takie wrażenie, ale kiedyś w końcu muszę coś napisać, bo jak nie napiszę od razu, to potem mam wyrzuty sumienia (jakkolwiek to brzmi XD). Ale no nic, koniec tego użalania się nad sobą, bo znowu bredzę.
No to może na początek małe DZIĘKUJĘ♥. Nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi tym rozdziałem. Dedykacją tak cudownego parta, jak i życzeniami na samym końcu. To takie kochane z twojej strony ;; Cieszę się, że zależy Ci na mojej opinii (mimo, że marnej), to naprawdę niesamowite uczucie. Popłakałam się przy tym, poważnie. Musimy się kiedyś spotkać. MUSIMY. Bo chciałabym ci ogromnie podziękować, przytulić, (wziąć autograf XD), bo wiem, że jesteś naprawdę kochaną i dobrą osobą, jakich naprawdę mało na tym wrednym świecie. (Tak na zwierzenia mnie wzięło, chyba przez te emocje). Mam nadzieję, że wybaczysz ^^;;
To tak… chciałabym też pogratulować, że udało Ci się napisać ten rozdział. Wiem, że łatwo nie było, bo wena, inne obowiązki, szkoła, a wyszło FANTASTYCZNIE *Q* Ale miszczowie tak mają XD
Tak bardzo się za tym stęskniłam: twoje poczucie humoru (w niektórych momentach śmiałam się jak debilka, co pomieszane ze stanem w jakim się znajdowałam, w dźwięku przypominało jęki zdychającego walenia, ale nic XD), cała ta atmosfera SHINee Cafe, aż mi się udzieliła *-*
Tak w ogóle, to jak zobaczyłam Osiemnastkę to najpierw takie „WTFCO?”, potem pisk, taniec radości, zrzuciłam książki do chemii z biurka, wpis na tt, (jakby ktoś jeszcze nie wiedział XD), złapałam telefon, zakopałam się w kołderce, potem przeczytałam wraz ze spazmami *moja specjalność*, a przy końcówce aż zapłakałam ;; ♥
Czo ty z nami robisz Aliss…. XD Koczi podobno była na wykładzie, wybiegła z sali i się zasmarkała wracając do domu XD A ja nie zdziwię się, jeśli dzisiaj wetrę sobie we włosy żel do ryja :”)))
To teraz rozdział. Szkoda mi Taemina taki bez życia po tym co się stało ;; To kochane, jak reszta się nim przejmuje i traktuje łagodniej (nawet Kibum XD) No ale wszystko pewnie będzie wracać do normy, bo powoli wraca jego charakterek XD Nie sądziłam, że Taemin, a w szczególności Sulli, tak po prostu zostawią tą kopertę i jej nie otworzą. Może faktycznie nie chcą tak „na serio” poznać prawdy. Ale… Minho już otwiera XD
Hahahaha Kai jako kobieta. Jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić XD Nie no, myślałam, że się zajdę, jak Key zaczął wyklinać jego i całą konkurencję. Niestety jego plan ze śmiertelną kawą nie zadziałał :C (ps. biedny Jinki XD). Hehehe mąż Taemina z przedszkola. No nieźle. Tylko czekać na reakcje Minhosza. Już widzę tę zazdrość xD
Dobra, następnie akcja 2min i aż mi ciśnienie podskoczyło przy tym pocałunku *ashdgkagdkhasgfh* czekałam na to. I to jeszcze podwójnie w jednym rozdziale. Tyle emocji, jezu. Rozpaćkałam się.
Kochany Minho, zaadoptował Satana *^* No i dziad jeden przeszkodził. *Taemin, kierwa, co ci przeszkadzało, że się patrzył…* ehhh
Taemin w końcu przyznał sam sobie, że kocha Minho *ahsdgahgdj* Teraz już, myślę, będzie łatwiej okazywać mu swoje uczucia. W zasadzie już to zrobił *-*
Znów pod koniec akcja z kopertą. Jestem strasznie ciekawa ich reakcji.
Piszę komentarz w Wordzie, bo wkurza mnie to małe okienko na blogspocie, i tak właśnie zaczynam drugą stronę, Chryste… przepraszam, że musisz to czytać i za ogólny chaos. Na początku nie mogłam wystukać słowa, a teraz przestać nie mogę XD I tak uważam, że komentarz niegodny. Plz, bo znowu będzie powtórka XD
Dziękuję jeszcze raz za piękne życzenia, rozdział i w ogóle za wszystko. Saranghejoł Aliss ♥♥
I pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Layla
OMO! Nareszcie! ^_^ Myślałam, że się nie doczekam kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńJak zwykle jest świetnie! :) Nie wiem już jak dobrać słowa żeby pochwalić Cię za twój trud, ciężką pracę, przesiedziany przed komputerem czas etc., nie wiem co napisać żeby zrobiło Ci się ciepło na serduszku i żebyś wiedziała, że jesteś genialna i powinnaś zagłębiać się w tą pasję jak tylko możesz. Czytając ten ff czuję się jakbym czytała książkę znanej, sławnej pisarki i mam nadzieję, że kiedyś zobaczę Twoją książkę w księgarni. Nie wiem, może ponosi mnie wyobraźnia, możliwe, że wcale byś tego nie chciała, a ja piszę tutaj jakieś głupoty, ale naprawdę myślę, że zrobiłabyś karierę! ^_^
A co do samego ff. Taemin czasami tak bardzo przypomina mi mnie... o.O Fajnie byłoby jeszcze mieć takiego Bambi, który chciały mnie otworzyć :P. Ta para jest tu tak genialna, że... znowu brak mi słów >.<. A Kai w przebraniu kobiety... W moim wyobrażeniu wygląda to TAK komicznie! xD Wiedziałam, że jak zwykle skończysz w zagadkowym momencie, no, ale żeby aż tak?! Alice... -.-
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :) Mam nadzieję, że poczekam sobie tym razem trochę krócej ;>.
Hwaiting! ^^ <3
~~ affection-shock.blogspot.com
ASSFFGHD[...]EBWYUTEBRKY! No niby się spodziewałam, że rozdział będzie dzisiaj, bo mi wcześniej powiedziałaś, ale jak weszłam sobie kulturalnie na bloggera siedząc w parku, to naprawdę krzyknęłam i aż na tej ławce skoczyłam kiedy zauważyłam tę magiczną liczbę "18.". Jak dobrze, że moja przyjaciółka wie o tym, że czytam sobie w domu po cichu (no dobra, może niekoniecznie po cichu i nie zawsze w domu -.-) pewne opowiadania. Ale mniejsza o to!
OdpowiedzUsuńTe przemyślenia Taemina, jego użalanie się nad sobą, popadanie w coraz głębszą depresję... o ja. Doskonale go rozumiem. Jak już będzie jeden powód od którego się zacznie to zagłębiając się, dostrzega się kolejne problemy, kolejne rzeczy, które uprzykrzają Ci życie i po prostu chcesz zniknąć, rzucić się z okna, umrzeć. I to nie jest tak, że się wysilasz wymyślając te rzeczy, to przychodzi samo, nieoczekiwanie i nawet nie wiesz kiedy. I nie dziwią mnie nawet reakcje Taemina, chęć odepchnięcia wszystkich od siebie a jednocześnie nieme błaganie o pomoc i zainteresowanie. Tak mi żal Taemina ; ; I zazdroszczę mu Minho. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym ja spotkała takiego Żabola u siebie. No chyba bym nawet nie zdążyła cokolwiek zrobić, bo bym umarła z cudowności ; ;
Kim Jongin... really?! Nie wierze, po prostu nie wierzę XD Co to było, hahahahahaha. Jesteś mistrzynią! "mocno zarysowane bicepsy, które praktycznie rozrywały rękawy zwiewnej sukienki, nie całkiem ogolone nogi" SERIO? Bicepsy jeszcze ujdą, ale te "nie całkiem ogolone nogi"... Myślałam, że spadnę z krzesła, a jak sobie to wyobraziłam to masakra XD Ahahahaha, nigdy więcej XD I ta akcja ze środkiem przeczyszczającym. Nie żeby coś ale Onew pijący ten specjał mnie rozwalił, głuptas jeden <3
Późniejsza scena w kawiarni była cudowna. Odczuwałam bardzo mocno emocje Taemina, muzyka z bloga w tle jeszcze je podsyciła. Po raz tysięczny: brawo za dobranie muzyki. Dobrze, że Minho sprowokował Taemina do tego wybuchu. Wyrzucił te gromadzące w sobie uczucia, chociaż trochę "oczyścił się" wewnętrznie. I bardzo dobrze, że Taemin w końcu uświadomił sobie, że kocha Minho. A jak on sobie w końcu to uświadomił, razem ze zdaniem "Cholernie go kochałem." poczułam ucisk w żołądku, w ustach mi zaschło. Naprawdę. Nie wiem czemu, ale zdania opisujące uczucia, gdzie emocje są wzmocnione słowem "cholernie" bardzo do mnie trafiają. Ale być może dlatego, że podobne zdanie użyłam w ważnej chwili mojego życia :) No, ale bez kitu. Czuję się tak cholernie zakochana w Minho jak Taemin. To straszne.
"- Jesteś najobrzydliwszym psem, jakiego w życiu widziałem." Nie żeby coś, ale mój tata mówi tak o mojej śwince morskiej, którą zresztą sam mi kupił XD Monolog Taemina do Satana mnie rozczulił i naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, że on go oddaje. I jedno mnie tylko zastanowiło. Skąd u Taemina telefon? Być może przeoczyłam moment, w którym Taemin wcześniej używał go, może miał go od samego początku. Bo o tym, że ojciec Taemina jest w szpitalu powiadomiła go Sulli, która zadzwoniła do Amber.
W momencie kiedy pojechali do schroniska miałam łzy w oczach, tak bardzo mi było szkoda tego psiaka ; ;
Kiedy Taemin przyszedł do domu Minho, kiedy pojawił się Satang, poczułam, że kocham Żabola jeszcze bardziej, o ile jest to w ogóle możliwe! No jaaaa... nuign rjonvuhbwnek. Znowu będę miała złamane serce przez Bambiego jak się TM zakończy <3
Ej, w życiu bym się nie spodziewała, że ten list może być napisany przez mamę Taemina. Nie żeby coś, podejrzewam coś, że Sulli jest córką swojej matki i ojca Minho, ale... Teraz już nie jestem niczego pewna znając Ciebie. Pewne wyskoczysz nam z jakimś jeszcze większym pokręceniem, który wprawi mnie w taki szok, że przez dwa dni nie będę spała!
No jaaaa, nie zmieściło mi się w jednej wiadomości ; ;
UsuńJa się nie gniewam, że tak długo nie było rozdziału na Troubles Maker. Mówiłam Ci już, że ja mogę długo poczekać, bo chcę, żeby pisanie było przyjemnością dla Ciebie~ <3 Podziwiam Cię za osiąganie tak długich rozdziałów, które nie są żadnym laniem wody, tylko w pełni są wypchane wszystkim, czym tylko mogą być. Zaskakujesz, szokujesz, sprawiasz, że się śmieję, płaczę, tarzam po podłodze i mam chęć eksplodować miłością do Minho, Taemina, opowiadania i Ciebie ; ; Dziękuję i hwaiting! <3
Dalej mam fangirling mode on wiec ...eh kurwa o Boże nie mogę hiperwentyluję na samo wspomnienie tego co się działo w tym parcie...Gomili oddychaj...oddychaj...ODDYCHAJ KURWA SŁYSZYSZ?!
OdpowiedzUsuńLHSDVFIGUDTSK!
LUUUUUCEEEEEEEE~!
Bierzesz odpowiedzialność za czyny jakie popełniłam podczas czytania tego ff i tego co działo się później (czyli musisz opatrzyć moje siniaki i zjeść ciasteczka i babkę którą upiekłam dla Donghae XD)
Ja...mimo iż nie było na początku mega wesoło szczerzyłam się jak pojebany debil którym jestem! Bo Taeś mój sarkastyczny, ironią ociekający powrócił! No może już nie taki sarkastyczny i nie tak zmoczony tą ARONIĄ co na samym początku ale jednak. Tak...twarz mnie boli od uśmiechu ale było mi tak smutno bo dalej pamiętałam tamten part i jak zaspojlerowałam...trololo już w tedy Chen we mnie wchodził!
...
...
...
Przemilczmy to poprzednie zdanie dobrze...? XD
I później mojego szczęścia było zadość. Przyznam ci się z ręką na sercu czy też sercem na twarzy, że nie czytałam dokładnie tego co napisałaś o "kobiecie" nowej w kawiarni. Bo ja...bo ja nie mogłam.
Ja autentycznie JEBŁAM kiedy dowiedziałam się kim jest ta...ekhm...kobieta. Ja jebłam uderzyłam ręką i twarzą w stół a następie i w parapet i dzięki Bogu że już miałam stabilne krzesło bez kółek i ruchomego oparcia bo bym jebła tyłem głowy o komodę i plecami o zaśmieconą podłogę. A wolałbym jej nie dotykać żadną częścią ciała...bo ja latam nad podłoga no nie? XD Okey ale wracając. Na serio...jak tylko przeczytałam "Kim Jongin' jebałam i mówię NIE! ja nie wytrzymam! Nawet teraz mam taki wyszczerz na mordzie że ja się śmieje czaisz to? Oni są nienormalni to tylko EXO wybiera Kim Jongina który z żadnej strony kobiety nie przypomina by właśnie za tą płeć go przebrać...jakby można było go przebrać za inną...brawo Gomili ty i twoje...nieważne...
Ja nie wiem, ja to tak urywkami czytałam a kiedy przeczytałam o tym, że był MĘŻEM Taemina w przedszkolu to najpierw śmiech a później lekkie odpłynięcie do czasów przedszkolnych gdy to się miało męża po podzieleniu się ciasteczkiem. Takim cudem miałam trzech mężów i cztery żony...dobra byłam nie? XD Jak dobrze pamiętam moje dwie żony są teraz razem ale mniejsza! Ja tam lałam perfidnie, siurałam w spodnie i mówię "O nie Luce! Nie ma tak! Ja tu jebie śmiechem ,obijam się jak pstrąg w wiśniowym sorbecie ... musisz mi to wynagrodzić!" No i żeś wynagrodziła. W postaci niby-pary 2Min...okdyhfjskrvgescdtxzaxhgcfhv!!
TAAK!
YESS
FUKK YESS!
GOMILI LUBIĆ
GOMILI CHWALIĆ!
GOMILI WIELBIĆ!
Nie wiem co tam jeszcze Gomili ale pewnie dużo! Te całuski omnomnomnom! Kawusia i przytulaski i o Boże "paskudny' Satan Taemin ty bachorze bez serca ;___; ale fakt dobrze że pomyślał o piesku bo pewnie w tym całym azylu byłby mu lepiej...gdyby nie głupi Żabol co go stamtąd zabrał! No co za debil! Też bym pocałowała takiego debila ale wole moja małpy! Bo jestem zoofilem! FUCK YEAH!
*Gomili odchodzi na bok by uspokoić swój fangirling*
Okey...okey...Boże głupi Satan musiał im przerwać w mejkautowaniu!? Jak chciałam jakieś macanko no głupi kundel no >.< (jaka ze mnie hipokrytka w tym momencie XD) ale no weeeź...taka HOT scena a ty jakimś zaślinionym bydlakiem przerywasz ;;
UsuńA jak Minhoł zapytał co to jest łapiąc Taemina za tyłek to maiłam ochotę takiego facepalma strzelić. NO TAK! Bo Czoi Minhoł ma niby "płaski" tyłek...on nie widział takiego jędrnego co ma Litemin to się zdziwił! XD Ale właśnie ten list...Jezu jak ja cie nienawidzę za te momenty na końcach ;___; Niby już się domyślam, może i wiem o co chodzi ale i tak foch >.<
Trzęsą mi się ręce od fangirlingu i krzyczę na psa bo mi przeszkadza (te psy, te bydlaki tylko by przeszkadzały ;___;)
Zobaczysz...ja ci groziałam już wcześniej ze przyjadę i kopnę...raz już byłam, nie kopnęłam bo byłam zbyt zafascynowana nowym otoczeniem i twa nieskormną osobą ale teraz jak przyjadę, to jak kopne w tą chudą dupę i piękna mordeczkę to cie twój pies rodzony nie pozna! ZOBACZYSZ! XD
Jakie gunwno? Jak to nie zasługuję na mój marnej jakości komentarz? JAK TO?! CO TY MI NA TYM TT WMAWIASZ DZIECKO DROGIE?! ;___;. Aż zapłakałam XD
Słuchaj no mnie...ja wiem jak to wkurza jak ludzie pospieszają, ja raczej nie należę do ludzi którzy pospieszają innych (nie licząc ludzi którzy się spóźniają na spotkania i ogólnie spóźnialskich ale mniejsza!) dlatego ja mimo iż do cierpliwych osób w cale nie należę, czekałam cierpliwie bo wiedziałam że nie chcesz oddawać byle czego, byle jak zrobionego zwyczajnego GÓWNA...którym ten part na pewno nie jest. Nawet jeśli patrze przez pryzmat mojego niewyobrażalnego uwielbienia do tego opowiadania, do stylu jakim tu piszesz, do twojej twórczości i do samej twojej osoby uważam że to na serio bardzo, bardzo BARDZO dobry part...taki...jakby wyciszający...pozwala nam odetchnąć od zawrotnych akcji i przygód jakie pozawierałaś w poprzednich partach...pozwala nam sobie wszystko poukładać i nie mówię że jest nudny, bo akcja tutaj też się toczy ale może nie jest tak dynamiczna jak w tamtych...jest spokojny...bardzo ładny...bardzo Luce.
Boli mnie głowa od tego fangirlingu, od tych wszystkich uczuć, od tęsknoty nawet! I nie wiem czy od tęsknoty za tym ff czy też za Tobą może za obiema rzeczami? Oj Luce moja Luce...weny...weny bo wiemy że ona ważna jest tak samo jak czas którego życie ci jak najwięcej. Nie trać wiary w NIC w co teraz wierzysz!
Hwaiting~! ♥
G.G
Piękne. Boże. Tak bardzo mnie zatkało, nie wiem, co powiedzieć. Ryczałam ze śmiechu, siedziałam spięta na krześle, piszcząc przy większości momentów. Bezapelacyjnie jesteś w TOP 3 moich ulubionych autorek. Cudowne, cudowne, cudowne. A twoje opowiadania o EXO znam i równiez je uwielbiam. :D
OdpowiedzUsuńW końcu nowy rozdział!!! Hura~~!!! Nie wyobrażasz sobie jak się ucieszyłam T.T Niech wena nie opuszcza cię nigdy abyś mogła dodać kolejne rozdziały, których już niestety dużo nie zostało ;< Kocham te opowiadanie <3 ;3 Mój komentarz nie jest niewiarygodnie długi, bo nie umiem się tak rozpisywać. No więc czekam na dalsze rozdziały!!! Hwaiting!! <333
OdpowiedzUsuńWitaj Miss.Alice! ^^
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i aż głupio mi, że ich nie komentowałam i dopiero teraz się ujawniam, ale robiłam to na komórce, a tam nie bardzo lubię komentować i nigdy tego nie robiłam, bo przeważnie lubię się rozpisywać, o czym wiedzą ci u których komentuje. XD Ciągle dodawanie do słownika nowych słówek jest czasami męczące i irytujące , więc stanowczo wolę klawiaturę od komputera. <3
Ale nim skomentuję owy rozdział to chociaż wypowiem się co sądzę na temat owego opowiadania, bo sumienie trochę dręczy, bowiem nie lubię eis ukrywać i zawsze komentuje. XD A więc... uwielbiam TM, a zwłaszcza zachowanie Taemina. Uwielbiam go takiego, bowiem przesłodzony Tae jest dla mnie szczerze powiedziawszy - nudny i zbytnio przesłodzony. xD Taa... powtarzam się. xD Nawet w prawdziwym życiu irytuje mnie, jak czasami próbują robić z niego słodkiego. No ludzie, przecież na nasza licznik urodzin czy, jak to się tam mówi, to już dwudziestoletni mężczyzna, a nie ciągły piętnastoletni czy tam siedemnastoletni uroczy dzieciak! ;/ serio, nie rozumiem osób, które piszą, że teraz Tae jest strasznie poważny i tak dalej, no ale nie będę odbiegała coraz bardziej od tematu.. wybacz. xD
Czytając niektóre dialogi i przemyślenia Lee, myślałam, że jeszcze chwila i się zapowietrzę od śmiechu. Twoje teksty są genialne i bardzo poprawiały mi humor, kiedy miałam gorszy dzień! W ogóle każde wydarzenie przeżywałam w napięciu, Nie ważne czy to był ciągłe kłótnie 2Min, które były naprawdę urocze czy też inne wydarzenia które się tutaj przewinęły. A no i, jak mogłam nie wspomnieć o, jakże przepięknych i interesujących dialogach pomiędzy Suli i jej bratem. <3 Do tego ich świrnięty ojczulek. Serio, jego poczynania to już chyba przyprawiały mnie o brak głosu podczas śmiechu. XD Jednak czytając 17 rozdział, nawet nie wiesz, jak ryczałam! Co jest już w ogóle fenomenem, bo strasznie trudno doprowadzić mnie do wzruszenia w opowiadania, a co dopiero do płaczu. A ja wręcz łkałam, jakby to mój ojciec zmarł i strasznie współczuje Taeminowi i Suli i podziwiałam ich za to wszystko. Opiekę nad ojcem, którego musieli pilnować i do tego by nikt nie dowiedział się o tym, że mieszkają z psychicznie chorym człowiekiem. Przecież, jaka to musiała być hmm... presja i życie w ciągłym strachu, że gdyby ktoś to odkrył to zwinęli by ich do sierocińca. :(
W ogóle co do ślubu Onew i Sandary, to musiało być takie urocze, no pomijając fakt ucieczki Taemina, którą nastraszył wszystkich. Potem, gdy choi go odnalazł i się pocałowali, ludzie... miałam motyle w brzuchu i chyba mój mózg oszalał. XD
To takie fajne, że Sandara bądź, jak kto woli ,,Dara'' jest w ciąży. ;D Mam nadzieję, że Jinki nie będzie się bał ich dziecka niczym w Hello Baby Yoogeuna i będzie świetnym ojcem. ^^
Ojciec Minho mnie przeraża i w ogóle ta cała akcja z Ludźmi ojca Donghae. oO Kiedy Minho i Taemin byli w Seulu i ich spotkali to aż bałam się i modliłam, aby nic im się nie stało. ;O
Ok... no to chyba wszystko, czas na rozdział osiemnasty! XD
Buahhaa Jongin przebrany za kobietę. Rozwaliłaś tym system w mojej głowie i leżę teraz i wręcz kwiczę ze śmiechu. XD To musiało wyglądać komicznie! W ogóle podejście Taemina do życia mnie rozwala. Wieczny optymista haha. <3 Każdy teraz taki ostrożny i w ogóle, że aż miałam niezły ubaw kiedy to rozmawiał najpierw z Amber, a potem z Jonghyunem, a reszta oczywiście stał i wpatrywała
się tak, jakby właśnie wysyłała swojego członka na pole minowe. XD Jedno niepoprawne słowo i Taemin może wybuchnąć, bum! ;D
UsuńTak coś czułam, że to Onew wypił tą feralną filiżankę! hahha . Biedny. XD Ach, chcieli dobrze i wyszło na odwrót. Zirytowany Key z wałkiem do ciasta... hmm, ja na ich miejscu uciekałabym gdzie pieprz rośnie przed obruszoną faktem divą, szpiegostwa przez Jongina..
Jakie to rozczulające, że dryblas i Makane są razem. <3 W ogóle to juz myślałam, że tu jakaś dzika akcja z seksem będzie, ale jak widać jesteś wredną autorką i tylko dałaś nam skrawek, jakże zachłannych pocałunków. ;P Mam jednak cichą nadzieję, że owa scena kiedyś tu zawita. To miałoby być bardzo ciekawe. W ogóle ciekawa jestem co jest napisane w tym liście. Dodatkowo zaadresowane do jakiejś Choi Jinrin... oO i w ogóle dlaczego dali ten list Sulli w poprzednim rozdziale? Czyżby nagle dziwnym trafem okazało się, że list nadany do Jinrin, jest tak naprawdę do niej którą hmm... miała być, bądź jest przyrodnią siostrą Minho? oO Matko, ależ jestem ciekawa i proszę nie zostawiaj nas znowu tak długo. ;.;
Pozdrawiam i kiedyś zapraszam do siebie na bloga. :)
Nominowałam cię do Versatile Blogger! ^^
UsuńJuhu... nowy rozdział ;) Ale się ucieszyłam kiedy tylko wyszłam tutaj i zobaczyłam nowy rozdział, aż zaczęłam skakać po łóżku :P Kocham Trouble Maker'a i bardzo sie cieszę że go nie porzuciłaś. Rozdział cudny. Szkoda mi Taemin'a tylko sądzę że robi z siebie straaaaaszną ofiarę losu. Ja rozumiem że stracił oboje rodziców ale nie powinien się aż tak zachowywać, powinien pomyśleć chociaż o siostrze :/ JEZU... podziwiam Minho za cierpliwość. Ja już dawno przełożyła bym Taemin'owi albo zignorowała bym go. Jak przeczytałam o Jonginie przebranym za laskę to myślałam że z łóżka spadne. Najlepsze jest to że on chyba myślał że oni się nie zorientowali hihi ;D Jeszcze raz dziękuję że coś dodałaś i życzę weny na dalsze pisanie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJEZU KOCHAM CIĘ. Weszłam tak z nudów z niewielką nadzieją, że pojawił się osiemnasty rozdział, a tu BUM, 18! Już biorę się do czytania, jak tylko to zrobię to napiszę normalny komentarz. xD
OdpowiedzUsuńiutbngrosnfpbjvrgnwieu9fvsn9u ten rozdział strasznie mnie zachwycił. To już drugi raz kiedy prawie popłakałam się czytając jakieś opowiadanie. Łał, nie wiem jak ty to robisz, ale jesteś wielka <3 To upuszczenie emocji Taemina przy Minho najbardziej mi się spodobało. Na prawdę, łzy cisnęły mi się do oczu! A, w moim przypadku to rzadkość przy czytaniu.
UsuńKai jako laska. Nie, tego nie mogłam przeżyć xD Jak tylko go sobie wyobraziłam, wybuchnęłam śmiechem. Definitywnie jeden z najlepszych rozdziałów <3 I końcówka. Jak zwykle zakończasz w takich momentach, że ifhnbobiewvoaboz! Ale wybaczam ci to :)
Życzę ci duuuuuuuuuuuuuużo weny~!
JEZUBORZE sdlghdfskiygfdcajdsdydfkaehefg
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie wyrazić słowami co się działo kiedy kolejny raz, z przyzwyczajenia weszłam tutaj o zobaczyłam magiczne słowo "OSEMNASTY"... Przez 10 minut mój tata starał się mnie bezskutecznie uspokoić widząc jak chodzę?/biegam?/skaczę?/potykam się? po całym domu z czymś na pograniczu płaczu i panicznego śmiechu. Dopiero wtedy mogłam pójść do komputera nareszcie cokolwiek widząc i zacząć czytać.
JEZU.
dkfsjyhgaoftfdjfgackjdsf
Nie mogę się nawet wyrazić, po prostu nic mi nie chce przejść przez gardło.
To... tak bardzo... nie czytałam w życiu nic lepszego. To jest tak wspaniałe, cudowne, niesamowite, po prostu brak mi słów. Czytając Twoje słowa jestem tylko kłębkiem szalejącym emocji, który chłonie każde słowo i przejmuje się każdym z osobna jak niczym innym.
Nie rozumiem, przysięgam NIE ROZUMIEM jak to opowiadanie może ze mną robić coś takiego.
To... ja... nadal nie mogę się otrząsnąć po przeczytaniu tego a do głowy nie może mi przyjść żadne racjonalne podsumowanie. Nadal czuję ucisk w brzuchu, który towarzyszył mi przez całe magiczne 15 minut czytania tego arcydzieła. Łzy jeszcze nie do końca mi wyschły, a, muszę jeszcze wytrzeć ekran bo niechcący go oplułam.
Dziękuję, dziękuję, nawet nie wiem jak Ci dziękować. Przekaż również podziękowania dla Twojego kapryśnego zwierzaczka, za to że nareszcie wrócił, będąc - jak zawsze - w fantastycznej, nieporównywalnej do niczego, formie.
Przepraszam że nie mogę nic wydukać a propos rozdziału, ale ja po prostu nie potrafię powiedzieć na ten temat nic innego jak: dskgfkajgfkds IDEALNIE sldfgkasjdgyfcisasdft. Nie potrafiłabym się nawet skupić na opisaniu rozdziału, bo przy czytaniu jakiegokolwiek zdania od razu uruchamiają się we mnie takie emocje, że nie jestem w stanie niczego pomyśleć, co dopiero napisać.
Kufa.
Postawię Ci ołtarz.
Modlitwy 5 razy dziennie wystarczą, żeby mnie jak najszybciej zabić 19? :))))
Jej! W pierwszej chwili nie uwierzyłam w twój powrót, ale widzę, że mnie wzrok jeszcze nie zwodzi... czy zawodzi.. nie wiem jak to się mówi ><
OdpowiedzUsuńJejku, nie będę ci już mówić, że długo cię nie było i czekałam, bo jestem pewna, że pełno tego w poprzednich komentarzach x3
Dziękuję za rozdział i za twój powrót, mam nadzieję, że niedobra istotka jaką jest wena, nie opuści cię ponownie i wszyscy będziemy mogli podziwiać twoje twory nieco częściej ;3
Jej, do epilogu jeszcze trochę, a ja już tęsknie za postaciami :c
W ogóle... Minho i Taemiś się zeszli? serio? O_o
Nie mogłam uwierzyć, w końcu misiek się przekonał! :3
bardzo się cieszę <3
(ps: z innej beczki: czasami nie mogę uwierzyć jak ludzie przywiązują się do fikcyjnych postaci, (sama do tych ludzi należę) naprawdę, dosłownie teraz tworzę myśl na temat tego, jak ludzie przeżywają z nimi smutki, dramaty i kibicują im szczęścia O_O Jesteśmy na prawdę dziwnymi istotami O_O)
Czytałam to zaraz w dniu opublikowania, ale na telefonie to nie jest komentowanie. ;D
OdpowiedzUsuńZnalazłam chwilę między nauką a szkołą, żeby w końcu móc skomentować moje ulubione opowiadanie. ^^
Od razu mówię, że mój komentarz pewnie będzie krótki, ze względu na to, że dawno to czytałam. ;c
Jak ja tak nie lubię... Lepiej od razu komentować, no ale nie miałam za bardzo jak... Ale teraz mam.
O kurcze... Muszę się pośpieszyć z pisaniem...
No cóż. Początek nie zapowiadał tak wielu wydarzeń. Ale to dobrze, bo jesteś nieprzewidywalna. ;D
Zapowiada się tak .. normalnie. Jest Taemin z deprechą i inni, który robią wszystko, by deprecha zniknęła. No spoko. a tu nagle Kai w kiecce. Ja myślałam, że zejdę ja z tego świata ze śmiechu. Nie mogę go sobie jakoś tak wyobrazić w kiecce. ale boję się nawet to robić, bo jeszcze mi się uda i wtedy w ogóle padnę i ze spotkania kiedykolwiek - nici.
Ale reakcja Key'a była już dosłownie zabójcza. Ja się bałam, że on zaraz tym wałkiem komuś przyfasoli, bo wyobrażałam go sobie jako tak wymachującego tym wałkiem chłopaka, że strach o głowę i ... o cokolwiek. xd
Ja tu już paczajam i oczekuję jakiejś akcji. Co oni z ta kawą itd. I tak myślę i myślę, że to pewnie jakaś okropna, którą Taemin pił, a mu nie smakowała. A tui nagle bum! Takie coś. Ale że biednemu Owenowi się to przytrafiło... xd
Okej. I znowu spokój. Taemin stosuje przemoc na stolikach, myśli o domu - spoko. I tu bum! Minho się pojawia i tu taka scena... W końcu razem!
Czekałam na ten moment.. od samego początku opowiadania. I w końcu się doczekałam. xd
I'm very happy. ;D
I tu się zaczyna super.
Ale mi smutno jak oddawali psiaka. :( Słodziak, tak go bardzo lubiłam. Kocham psy, jakiekolwiek one będą.
I taka deprecha u mnie nagle, czytam dalej smutna. A jak tamten mu zawiązał te oczy - milion myśli na sekundę: " zgwałci" " da buziaka" "da bouble tea" "da mu coś fajnego". I TU NAGLE PSIAK
I znowu wróciło szczęście. ;D
I tu nagle scena ... gorąca. Czytam i czytam, a ten komentarz Taemina mnie rozwalił. Pies mu przeszkadza. xd
Teraz czekam na przebieg akcji związany z listem. Skoro od mamy... są emocje. I to wielkie!
Czekam na dalsze części, ale nie poganiam, bo jak o tym wspomniałaś, to mi się smutno zrobiło, bo ja taka upierdliwa jestem. :( Przepraszam!
Czekam na okazję, kiedy będziemy mogły pogadać, bo dawno nie gadałyśmy, a ja tęsknić! Ty nie. ;D Ja wiem.. ;P
xd
Hwaiting kochana. <3
Trzymam kciuki. Jak masz jakieś problemy to pisaj, ja chętnie odp. Np. na niedzielne rozumowania. Porozumujemy razem. xd
Ale polish No po prostu szał ciał... xd
Powodzenia i sorki, za błędy, ale ja tu na sprinta piszę komentarz. xd
Praktycznie dzień w dzień zaglądałam tu, sprawdzając czy jest nowy rozdział i niecierpliwiąc się, ale ostatnimi czasy straciłam już nadzieję, że jeszcze coś napiszesz w tym opowiadaniu, które kocham. Nowy rozdział podesłała mi przyjaciółka, a ja rzuciłam wszystko i zaczęłam czytać. Jest jak zwykle świetny...
OdpowiedzUsuńBiedny Taemin, nie radzi sobie ze swoimi uczuciami, dobrze, że ma Minho, ten pocałunek w kawiarni sprawił, że nagle na moich ustach zawitał uśmiecha, potem jak oddali Satana zrobiło mi się bardzo przykro, dobrze, że Minho go adoptował <33. Jongin w sukience... nie nie mogłam sobie tego wyobrazić, nawet pomimo tego, że moi znajomi nieustannie skrzywiają mi jego wizję, ale to może i nawet dobrze, że tego nie widzę? Końcowa scena z listem sprawiła, że znów nie będę miała jak skupić się na nauce i zamiast czytać lekturę, będę rozmyślać o historii rodziny Taemina...
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i będę czekać z niecierpliwością~ <3
Kobieto kocham Cię.
OdpowiedzUsuńdawno nie czytałam tak GENIALNEGO i BOSKIEGO i CUDOWNEGO dopiętego na ostatni guzik i przemyslanego w każdym szczególe opowiadania.
' przeczytam z nudów jeden rozdział przed snem...' skończyłam o 7 rano po przeczytaniu całości. ♥
dzisiaj wchodzę, żeby na spokojnie skomentować a tu nowy rozdział ♥
nie mogę doczekać się następnych zarówno tutaj jak i na pozostąłych blogach!
pozdrawiam!!
Jeju jak tak patrzę na powyższe komentarze, to aż boję się, że za mało napiszę ;__; Mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńOd zawsze mam ogromny sentyment do tego opowiadania. Zaczęłam je czytać jeszcze za czasów wielbienia SHINee, jednak z czasem chłopcy zmienili się i pojawił się mój aktualnie ulubiony band Exo, więc miłość do Shinee zmalała, a opowiadania o nich przestały mnie interesować... Jednak wyjątkiem było to opowiadanie. Jest w nim coś, co skłania mnie do myślenia nad niektórymi sytuacjami.
Uwielbiam twój styl pisania. Jest czytelny, słowa są rozsądnie dobrane, a treść trafia do odbiorcy bez przeszkód.
To opowiadanie zawiera w sobie wiele historii, które wplatane są w odpowiednich momentach. Każdy pairing, każda sytuacja... Boże kobieto nie ważne ile piszesz jeden rozdział, pisz go nawet rok, ja poczekam, tylko masz być z niego zadowolona! <3
Uwielbiam twoje opowiadania i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Życzę duużo duużo weny! :3
N~
Przeczytałam te 18 odcinków niemal bez wytchnienia. Kobieto piszesz genialnie! Jestem zachwycona, oczarowana, rozemocjonowana i w ogóle wszystko inne co można do tego dodać! Uwielbiam to opowiadanie! Jest takie... takie... oh, nie mam nawet na niego jakiegoś dobrego określenia. Wiem tylko, że teraz czekam na kolejne odcinki, z wielkim zniecierpliwieniem! Aż mi się płakać chciało jak doszłam do końca 18 odcinka, bo pokochałam to opowiadanie całą sobą i każdy odcinek przeżywałam jakbym sama tam była! W dodatku piszesz o moich ukochanych paringach (choć nie ukrywam, że jakby się trafiła jakaś większa scena z JonKey to byłabym niezmiernie szczęśliwa ;p). Ta historia i to wszystko co piszesz jest niesamowite. Fakt, jakie emocje we mnie wzbudza każdy odcinek jest po prostu aż przerażający! Ale dlatego chyba wielbię to opowiadanie. I Ciebie za to jak je piszesz!
OdpowiedzUsuńTakże CZEKAM na kolejne odcinki z wielkim zniecierpliwieniem. I życzę Ci bardzo dużo weny, żebyś je napisała! :)
BuŹka! ;*
Witaj!
OdpowiedzUsuńW imieniu całego Magazynu Asia on Wave chciałabym zwrócić się o pomoc w promocji. Jesteśmy pierwszym polskim pismem o tematyce Azjatyckiej! Muzyka, kultura, podróże, jedzenie - to wszystko u nas. Zależy nam na naszych czytelnikach, dlatego w najbliższym czasie artykuły zaczną pojawiać się online. W przyszłości chcielibyśmy jednak powrócić do formy papierowej, ale nie ukrywajmy, jest to dosyć kosztowne. Niestety bez funduszy nie jesteśmy w stanie tego dokonać, ale na pewno się nie poddamy!
Żeby utrzymać się w dotychczasowej formie do grudnia musimy sprzedać 350 egzemplarzy i wtedy będziemy mogli powrócić do Fanów z nowym, świeżutkim numerem~
Jeśli możesz, wspomnij o nas na swojej stronie czy facebooku, daj odnośnik, logo - cokolwiek. Niewielki wysiłek, a może akurat przekonasz kogoś do kupna i przyczynisz się do naszego przetrwania na rynku?
Z góry dziękuję za pomoc.
Dziennikarz AoW
Maknae Star
Cześć Alice :) Dawno cię tu nie było, ale cieszę się iż wreszcie do nas wróciłaś <3 Tak dopiero dzisiaj przypomniałam sobie, że dawno nie wpadałam na twojego bloga i może został on już dawno odwieszony ;3 Wcale się nie pomyliłam, ładuje się i gdy widzę już tylko osiemnastkę skaczę z radości na fotelu i czekam aby zagłębić się w nowym rozdzialiku, nie zawodzisz nas nigdy <3 To co tworzysz jest tak dobre, że warto czekać za kolejną częścią ! Gdy tylko przeczytałam notkę rozpłynęłam się niczym gorąca czekolada xd Zapomniałam o tym, że długo nic nie dodawałaś, cieszyłam się chwilą iż rozdział jest :D Każdy kto pisze miewa czasami zastój i nie ma się co rozczulać, nic się wtedy logicznego nie napisze i koniec, jedyne wyjście tymczasowo zawiesić swoją działalność blogową :) Rozumiem cię bardzo dobrze i życzę powodzenia aby wredna wena, która zawsze robi na złość nie opuściła cię nawet na krok <3 A co do tekstu : BOSKO !! ♥_♥ Taemin nareszcie ogarnął sytuacje i cieszy się obecnością Minho !! Jestem ciekawa czy stanie się jeszcze coś złego czy do końca już będzie szczęśliwie :D Jestem z ciebie dumna i trzymam kciuki za następny rozdział ! <3 <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam HaKi ♥♥
Och, jestem pod tak ogromnym wrażeniem Twojej historii! Ogólnie mówiąc, to wciągnęła mnie jak jakaś dobra książka z półki bestselerów, dosłownie! Kiedy zaczynałam czytać, jak na tygodniu wróciłam ze szkoły tak nie mogłam się oderwać i trwałam z telefonem w ręce do samej nocy. Ale broń Boże nie żałuję, chociaż, może lepiej było dozować sobie dawki tego szczęścia i czytać po rozdziale, bo teraz jest mi mega smutno, że doszłam do osiemnastki i zostało tylko parę do końca :( Ale, co tam, zawsze mogę wszystko zacząć od początku. Ojej, kocham jak piszesz, naprawdę, szczerze, prosto z serca to mówię. (I zdecydowanie uwielbiam to jak długie rozdziały dodajesz!). Kilka razy udało Ci się doprowadzić mnie do łez, nie tylko łez smutku, jak np. w momencie śmierci ojca Tae, ale ze szczęścia, np. przy scenach 2mina (albo przy dodatku z JongKey, cały czas miałam nadzieję, że uraczysz nas jeszcze jednym). Cieszę się, że poznałam Taemina (jakkolwiek śmiesznie to brzmi). Mam na myśli to, że mogłam dokładnie zaobserwować każdą drobną zmianę w jego spojrzeniu na świat, w zachowaniu. Z takiego zamkniętego w sobie uparciucha, który nic tylko obrażałby cały świat i wściekał się na Minho za samą egzystencję, w milszego, przyjacielskiego, przywiązanego do przyjaciół, wciąż sarkastycznego za co tak go wielbię, chłopaka, w dodatku zakochanego w Choi. Awww. Osobiście uwielbiam sceny 2min, zawsze czymś zaskakujesz, dosłownie zawsze! Nie wiem nawet o czym jeszcze powinnam wspomnieć, bo mam straszliwy natłok myśli w tym momencie. Wiem, o najważniejszym bym zapomniała. Śmierć matki Tae, zamieszanie ojca jednego z kumpli Minho w całą sprawę, ojciec Minho i list dla Sulli. Boże, Ty to jesteś dopiero pomysłową, oryginalną osobą! Jak już myślałam, że rozwiązałam zagadkę w trakcie któregośtam z kolei rozdziału, tak nagle rozwiązanie mi się wymykało, bo dodawałaś kolejny ważny szczegół, który zbijał mnie z tropu. Sprytnie :D Po tym rozdziale, kiedy już nafangirlowałam się z powodu 2mina i ostatniej sceny (btw, to takie kochane ze strony Minho, że przygarnął Satana!), opadła mi szczęka po ostatnich słowach. Nie wiedzieć czemu, obawiam się najgorszego. Ciekawa jestem czy tym razem udało mi się rozwiązać zagadkę, z chęcią to sprawdzę przy następnym rozdziale. Pewnie znowu mnie czymś zaskoczysz, ale to dobrze, nawet lepiej. Uwielbiam cały Twój pomysł na SHINee cafe, na wplecenie wątku Exo, na konkurencje między kawiarniami, tak, świetnie to rozegrałaś. Kolejna ważna (przynajmniej dla mnie) rzecz, a raczej postać... Kibum aka mroczny książę - kolejna oryginalna postać. Zawsze jak gdzieś z boku się pojawiał chciało mi się śmiać. Nigdy nie wiadomo z czym taki wyskoczy. Aż zastanawiałam się jakby to wszystko wyglądało opisywane z jego perspektywy. Taki to dopiero ma w głowie pomysły :3 Jong trzymany przez Key pod pantoflem, moja pierwsza reakcja to było "no, nie wierzę!". Ta dwójka wariatów pięknie mi się razem zgrywała <3 Mogłabym tak jeszcze pisać i pisać, gadając po kolei o każdym bohaterze, o tym jak bardzo każdego z osobna lubię, bo dałaś im takie oryginalne charaktery, że czuję się jakbym się z nimi normalnie zakumplowała czy coś :D Ale i tak już za bardzo się rozpisałam, za co przepraszam! Się naczytasz moich nieskładnych myśli. Wybacz, próbowałam to jakoś poukładać, ale ciężko szło.
OdpowiedzUsuńKocham tę historię (ckliwie brzmi, ale prawdziwie) <3
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
(Jeszcze jedno! Soundtrack jest idealny, podoba mi się.)
Pozdrawiam serdecznie i życzę całego kubła weny i tak świetnych pomysłów jak dotychczas!
Ekhm... No to może od początku xD
OdpowiedzUsuńAnnyeong hasseo, Chizuru jestem :D Dużo o Tobie słyszałam, więc w końcu musiałam tu wylądować ^^ I nie żałuję, ale o tym zaraz.
Twojego bloga poleciły mi Hikari i Gomili.Giza, obydwie z niemałym entuzjazmem, więc miałam nieco wyższe oczekiwania niż zwykle ^^' Tego fanficka zaczęłam czytać wczoraj, mniej więcej o tej samej porze, a odkleiłam się na chwilę przed dziesiątą, w celu nauki na kartkówkę z angielskiego, żeby nieco ponad godzinę później wrócić do czytania. W efekcie jestem teraz dość niewyspana- położyłam się o 01.30, a kiedy wstałam, to czytałam dalej i do szkoły poszłam ze stanem podgorączkowym xD (co jest akurat moją winą, bo wczoraj było bardzo zimno, a ja ubrałam się za lekko xd Ave mojej inteligencji). Jedyne, co możesz mieć na sumieniu, to to, że nawet nie tknęłam rozszerzonej biologii xD
Ale wracając do opowiadania.
Muszę przyznać, że na początku nie bardzo rozumiałam, o co tyle szumu xd Pozornie prosta fabuła, tak samo styl pisania, nieco latające przecinki ("mimo że" nie oddziela się przecinkiem, to wyjątek ;__; i wybacz, musiałam xD). Niby nic specjalnego, prawda? Ale szybko przekonałam się, że fabuła jest dobrze przemyślana, styl pisania doskonale do tematyki dobrany, postaci opracowane i udoskonalone w każdym calu... Zaskoczyłaś mnie, Alice, i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu :3 Ostatnio zrobiłam się dość wymagająca, jeśli chodzi o ficki, a w stosunku do moich własnych jestem o wiele więcej niż surowa (może dlatego, że nic mi nigdy nie wychodzi, tak jak tego chcę?). Także wiesz, sukces z Twojej strony xD
Opowiadanie jest naprawdę ciekawe, fabuła z rozdziału na rozdział coraz bardziej interesująca, długość to balsam na me oczy. Właśnie- czemu czepiasz się długości? Przeszkadza Ci 13 stron, podczas gdy ja walczę o 3 xd Frustrujące.
Cóż, po przeczytaniu wszystkich opublikowanych rozdziałów, już nie dziwię się ilością komentarzy. Zasłużyłaś <3
A teraz przepraszam, muszę pozwolić sobie na odrobinę fangirlizmu...
Dlaczego ten pies tam siedział?! Ugh, Minho powinien go chociaż w łazience zamknąć i zająć się Tae, tak jak powinien (i jak my, yaoistki, lubimy najbardziej... *w*). Nie, ja nic nie sugeruję xD
Ciekawe, co matka Taemina napisała. Kto jest w końcu ojcem Sulli? Xd
Ah, no i mój fetysz na pocałunki właśnie leży w ekstazie, cierpiąc jednocześnie na głód narkotyczny. Nie pytaj xD
Kończąc fangirlowanie...
Doskonale rozumiem, co to znaczy brak czasu czy weny. Ja sama zawiesiłam bloga z miesiąc temu :c Aż się niektóre osoby pytają o następny rozdział mojego KyuMina na Twitterze. Co jest nieco dziwne, bo mam mało czytelników (młody blog+rok szkolny=mało ffów xd) Także Cię rozumiem, Alice :3
Nie zamierzam Cię popędzać, choć, oczywiście, chciałabym przeczytać kolejną część jak najszybciej xD
Zamiast tego powiem/napiszę/niepotrzebne skreślić, żebyś dała sobie czas i się nie spieszyła :3
Weny Ci życzę.
Twoja kolejna stała czytelniczka, Chizuru~
Nominuję cię do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńWięcej na http://fumidoll.blogspot.co.uk/
Wiesz co ci powiem. Zlituj się !!!! Ja ten rozdział już siódmy raz przeczytałam, siódmy raz rozumiesz!!!! Najgorsze jest to że za każdym razem tak samo rycze i się śmieje, co nie zmienia faktu że nooooooo ja tu na głodzie jestem i jeszcze przerwać w takim momencie. Wchodze na twojego bloga co 2/3 dzień żeby zobaczyć czy cóś jest a tu dupaaaaaa.
OdpowiedzUsuńWybacz ja rozumiem że brak weny, czasu i wszystkie składniowe życia codziennego, poprostu aishhhh to pierwszy fanfiction 2min który tak bardzo mnie wciągnoł. Ogólnie nie przepadam wogóle za SM nie mówiąc o Shinee, ale piszesz to w taki sposób, że poprostu chce się czytać, człowiek umiera z ciekawości co będzie dalej i przeżywa jak najbardziej wciągającą drame.
Dziękuje, za to jak piszesz i prosze o więcej
Gomawo ;)