ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY
Nie miałem
łatwego dzieciństwa. W ciągu tych krótkich, siedemnastu lat zdążyłem przejść
więcej, niż niejeden przeciętny człowiek przez całe swoje życie. Większość z
tego była prawdziwym koszmarem, a szczęśliwe chwile mogłem policzyć na palcach
jednej ręki. Kiedy byłem dwunastoletnim dzieciakiem i moja matka padła ofiarą
strasznego morderstwa z rąk niebezpiecznego kryminalisty, po raz pierwszy mój
świat się zawalił. Nie sądziłem, że coś, co już raz zostało doszczętnie
zdruzgotane, można zrujnować jeszcze niejednokrotnie, ale niedługo po tym
wydarzeniu uświadomiłem sobie, jak bardzo się myliłem.
Byłem
wewnętrznie zniszczony, a los szykował mi jeszcze więcej niespodzianek, z
których prawie każda, zamiast pomóc zabliźniać się głębokim ranom, rozdrapywała
świeże strupy na moim sercu. Choroba taty w jakiś sposób sprawiła, że się
uodporniłem, a przynajmniej nauczyłem się przyjmować wszystkie ciosy na klatę i
użalać się nad sobą tylko we własnej głowie. Sprawiła też, że przestałem ufać
ludziom i zacząłem polegać wyłącznie na sobie. Stałem się gruboskórnym, zimnym
draniem o niewinnej, delikatnej twarzy, którą zacząłem traktować raczej jak
przekleństwo niż powód do dumy. Gdybym posiadał wygląd typowego twardziela,
ludzie baliby się ze mną zadzierać. Sami usuwaliby mi się z drogi, a ja nie
musiałbym się martwić o to, że jakiemuś niereformowalnemu masochiście zachce
się nagle wgłębiać w moje problemy. Niestety, bezlitosne przeznaczenie chciało
inaczej. Ludzie na mój widok całkiem tracili rozum. Wszyscy na wyścigi rzucali
się, żeby mi pomagać, chociaż ja gardziłem pomocą i ich fałszywym współczuciem.
Tak właśnie wtedy myślałem. Wszyscy są fałszywymi gnojkami, których tak
naprawdę obchodził tylko własny interes.
Nienawidziłem
swojego podejścia do życia, ale wydawało mi się ona jedyną bezpieczną drogą.
Sądziłem, że w ten sposób da się funkcjonować. Moim największym błędem było
jednak to, że mimo bycia twardo stąpającym po ziemi realistą wciąż wierzyłem w
to, że nic nie dzieje się z przypadku. Przeznaczenie.
Wydawało mi się, że skoro moje cierpienie było od dawna zapisane w gwiazdach,
to muszą tam być również z góry ustalone mechanizmy kierujące moim losem. Więc
prędzej czy później liczyłem na to, że uruchomią się dla mnie trybiki
odpowiedzialne za szczęście. Czułem to podświadomie, chociaż nie byłem w stanie
przyznać nawet sam przed sobą, że liczę na cokolwiek dobrego. Chciałem, żeby to
mnie dopadło z zaskoczenia.
I tak się
stało. Moment spotkania Minho był dla mnie przełomowym zdarzeniem. Potem
wszystko zaczęło się poprawiać, los zaczął mi sprzyjać. Nowa praca, napływ
gotówki, ludzie, przy których po raz pierwszy poczułem się swobodnie, a przede
wszystkim miejsce, do którego biegłem
zaraz po skończeniu lekcji, wiedząc, że ktoś tam na mnie czekał.
Słodki zapach świeżo wyjętych z piekarnika,
czekoladowych muffinek Dary, jej irytujące, ale zarazem uspokajające nucenie i
uwalany mąką fartuch. Odgłos przesypywanych ziarenek i dźwięk wprawionej w ruch
maszynki do mielenia kawy, przebrzmiewający wyraźnie w gwarze rozmów klientów. Śmieszne,
kelnerskie uniformy, częściowo składające się z białej koszuli, która zawsze
pod koniec dnia miała przynajmniej jedną plamkę od nieostrożnego przenoszenia wypełnionej
po brzegi filiżanki cappuccino. Codzienne sprzeczki z Amber. Beznadziejne żarty
Jonghyuna. Ciepłe spojrzenie błyszczących, jasnobrązowych oczu, które czułem na
sobie za każdym razem, kiedy sam odwracałem wzrok.
Wydawało mi
się, że coś takie po prostu nie może
nagle przestać istnieć. Po raz pierwszy w życiu nie myślałem o przyszłości,
popisując się cholerną naiwnością, która doprowadziła mnie do tego, że zacząłem
żyć w bajce pełnej wróżek, latających dinozaurów i mrocznych kucyków pony.
I wszystko
wydawało się utopijnie idealne, dopóki cała ta tęczowa rzeczywistość nie poszła
z dymem, dosłownie i w przenośni, zabierając ze sobą całą moją nowo nabytą i
jeszcze kruchą wiarę, że może, może
tym razem przeznaczenie mnie nie oszukało. Może dla odmiany to ja oszukałem
przeznaczenie. Może teraz już będzie
lepiej.
Tym czasem
skończyliśmy wszyscy w wielkim salonie rezydencji należącej do obrzydliwie
bogatego księstwa Choi, a ja nie potrafiłem wykrzesać z siebie nawet żadnego
złośliwego komentarza na temat lśniących, skórzanych obić foteli, złotych ram
na zdjęcia czy kryształowego żyrandolu. Cała ta jasność mnie przytłaczała i tak
bardzo kontrastowała z moim nastrojem, że po prostu postanowiłem ją
przemilczeć.
Czy
kiedykolwiek czuliście się po prostu puści w środku, jakbyście nagle zamienili
się w halloweenową dynię z której ktoś wydrążył cały miąższ? Być może to nie
jest moja najkreatywniejsza metafora w życiu, ale stan, w jakim się obecnie
znajdowałem najbardziej przypominał właśnie to. Miałem wrażenie, że ktoś wyciął
tępym nożem kuchennym bolesne dziury w moim wnętrzu, wytargał ze mnie całą
duszę i serce, a także mózg i kilka innych znaczących narządów wewnętrznych.
Chciało mi się wrzeszczeć, wyć, kopać i gryźć ściany, ale nie umiałem wydać z
siebie głosu, a moje mięśnie były jak zamrożone.
Nie mogąc
dłużej tego znieść, oparłem brodę na podwiniętych kolanach i pozwoliłem, żeby
okryła mnie bezpieczna zasłona z włosów. Nie chciałem, by widzieli mnie takiego. Ale oni też nie wyglądali
najlepiej. Kibum, w przeciwieństwie do mnie, nie potrafił wysiedzieć. Co jakiś
czas podrywał się ze swojego fotela, robił po pomieszczeniu kilka nerwowych
rundek, po czym siadał z powrotem w zupełnie innym miejscu, by po chwili
powtórzyć wszystko od nowa. Błądził przy tym rozbieganym wzrokiem dookoła, jak
schwytane w klatkę zwierzę. Jonghyun z kolei siedział obok mnie ze splecionymi
palcami i gapił się w chińskie wzorki zdobiące zapewne super drogi, miękki
dywan. Dara i Onew przytulili się do siebie na sofie, a Amber przycupnęła na
obszernych schodach prowadzących na piętro, gdzie co jakiś czas ciężko wzdychała.
Nasza sytuacja
przedstawiała się, nie owijając w bawełnę, gównianie.
- Zapchlone
szczury – warknął w końcu Kibum, przerywając ciszę. Jego głos zabrzmiał tak
złowieszczo w porównaniu z pobladłą twarzą i sztyletującymi najbliższe
otoczenie, zaczerwienionymi oczami, że aż poczułem dreszcz na karku. –
Pieprzone skurwysyny. Nie ma sensu się oszukiwać, że to był jakiś cholerny przypadek!
– Bo przypadków nie ma. Tu musiałem
się z nim zgodzić. – Dość tego, bo za moment szlag mnie trafi! Dzwonię do ojca,
wnoszę pozew do sądu i cała ekipa spedalonych drani ląduje w pierdlu jeszcze
dzisiaj.
- Poczekaj! –
Jonghyun zerwał się z kanapy, wyszarpując mu telefon. Po raz pierwszy od
dłuższego czasu widziałem go takiego poważnego. W innej sytuacji wydałoby mi
się to nawet zabawne, ale teraz nie miałem nastroju do śmiechu. – Nie mamy na
nich żadnych dowodów, Key. Bez dowodów możemy co najwyżej pocałować klamkę
sądu, a oni będą mieli z nas niezłą zwałę.
- Jakby już
nie mieli! – odparował blondyn, ciskając w niego swoim firmowym spojrzeniem
bazyliszka, pod którego wpływem nawet Jonghyunowi zabrakło pewności siebie i
skurczył się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Key przeniósł swój
przeszywający wzrok na nas, zaciskając usta w wąską linijkę. Nawet z daleka
widziałem, jak trzęsie się ze złości. – Jinki, tobie też kot odgryzł język?!
Przysięgam, że po tym wszystkim znienawidzę koty. A może ty też uważasz, że te
pizdeczki z Exotic Flowers są niewinne i czyste jak łza, a kawiarnia
eksplodowała, bo Dara zostawiła włączony piekarnik?!
- Po pierwsze
Jonghyun nie powiedział, że uważa, że to nie ich wina – zaczął Onew trzęsącym
się głosem, na do Dino przytaknął energicznie. Jinki odchrząknął, próbując
wcielić się w rolę respektowanego autorytetu, ale tym razem wyszło mu to jeszcze
gorzej, niż zwykle. – On ma rację, Kibum. Nie mamy na nich żadnego jawnego
dowodu, więc nie możemy ich pozwać. To co zrobili… Jeśli to rzeczywiście oni to zrobili… Jest poważnym
wykroczeniem prawnym, ale dopóki nie mamy stuprocentowej pewności…
- Może
powinniśmy w takim razie zawołać tu Minho?! – przerwał mu Key, coraz bardziej
rozdrażniony. – To on ma studiować to cholerne prawo, nie ty, hyung. Niech
znajdzie jakieś pieprzone dowody i jazda do pana Choi. Niech wreszcie ten stary
piernik na coś się przyda i pozamyka wszystkie fałszywe koteczki w jakichś
kanałach bez wyjścia, tam gdzie ich miejsce!
- Zanim się
napalisz, pozwól, że cię zgaszę – odezwałem się schrypniętym głosem. Wszyscy na
mnie spojrzeli, bo to było pierwsze zdanie, jakie wypowiedziałem odkąd znaleźliśmy
się w willi. Zaskoczyłem tym nawet samego siebie, bo już na początku
postanowiłem sobie, że nie będę się mieszał głębiej w to bagno, mimo że i tak
siedziałem w nim po uszy. Ale teraz słowa same ze mnie wylatywały, dając upust
całemu nawałowi emocji, który przeze mnie przepływał w ciągu ostatnich paru
godzin. Chyba trzymanie wszystkiego w sobie rzeczywiście mi nie służyło. – Nie
możemy zwrócić się o pomoc do Choi seniora i bardzo dobrze wiem, że Bambi też
by wzgardził tym pomysłem.
- A co wy
nagle, bliźniaki syjamskie połączone mózgami…? - żachnął się Kibum, ale
zgromiłem go wzrokiem, żeby się przymknął.
- Nie
rozumiecie, że to w zasadzie tylko ułatwiło mu całą robotę? Już od dawna
chciał, żeby Minho stąd wyjechał. W zasadzie zaczął szantażować go, odkąd
odmówił sponsorowania kawiarni, a my z dnia na dzień byliśmy coraz bliżej
bankructwa. To była kwestia czasu, Jinki hyung wie o tym lepiej niż ja. –
Menadżer zwiesił smętnie głowę, nie chcąc nawiązywać z kimkolwiek kontaktu
wzrokowego. Nabrałem powietrza, czując, że głos zaczyna mi się łamać, chociaż
miałem przecież brzmieć stanowczo. – Wiecie, co mam na myśli. On chciał, żeby
kawiarnia przestała istnieć. Teraz już przecież nic nie trzyma Minho w SM Town.
Może sobie jechać do tych całych Stanów bez żalu, że zostawia za sobą coś, co
kochał. I jego stary jest zadowolony.
- I tak będzie
miał świadomość, że zostawia coś, co kochał. To nieprawda, że nic go tutaj nie
trzyma – mruknęła Dara, podnosząc na mnie wzrok. Wytrzymałem spojrzenie,
czując, jak na moje policzki występuje blady rumieniec.
- Dobra, czyli
sugerujesz, że to stary Choi przysmażył SHINee Cafe – podsumowała Amber ponuro,
zerkając na nas zza marmurowej poręczy schodów, gdzie wciąż siedziała.
Popatrzyłem z
niedowierzaniem na tę idiotkę.
- Nie, zwariowałaś?!
Niby po co miałby niszczyć coś, co sam stworzył? Nie jest chyba aż tak
nienormalny… Tym bardziej, że jako właściciel teraz będzie musiał pokryć
przynajmniej część kosztów, więc sam na tym sporo straci.
- Ale przecież
zrzekł się własności kiedy przestał nam spłacać…
- Nie, on
tylko przestał nas sponsorować. To dalej była jego inwestycja, dlatego teraz to
on za nią odpowiada. I mogę się założyć, że będzie wściekły jak diabli, kiedy
dowie się o tym, co się stało, ale jak tylko dotrze do niego, że to również
niepowtarzalna szansa by wywlec Minho z kraju, nawet przez myśl mu nie
przejdzie, żeby odbudować SHINee Cafe. Bądź co bądź to nadal twardy egoista, z
tego co zdążyłem się o nim dowiedzieć…
Przerwałem
swój inteligentny wywód, bo na chwilę stanęła mi przed oczami zacięta, pełna
wzgardy i wyższości twarz ojca Minho, a potem tak bardzo niepasujący do tego
obrazu opis jego osoby w liście mojej matki. Przecież on też musiał mieć gdzieś
głęboko serce. Może i był zgorzkniałym starym prykiem, którego życie naznaczyło
niezmazywalnym piętnem, ale czy tak bardzo różnił się ode mnie…? Zrobiło mi się
głupio, że znowu zacząłem na niego najeżdżać i zapragnąłem cofnąć wszystko, co
powiedziałem, ale było już za późno.
-
Podsumowując, jesteśmy udupieni! – Kibum agresywnie kopnął Bogu ducha winny
stolik do kawy, który podskoczył z głośnym stukotem, tym samym budząc
drzemiącego pod nim Satana. Pies zawył boleśnie i w mgnieniu oka wskoczył na
kanapę, gnieżdżąc się między oparciem a moim biodrem, skąd łypał z wyrzutem na
wściekłego Kibuma.
Nie wiedziałem
już, co mu odpowiedzieć na to jakże trafne stwierdzenie. Znowu zapadła
dzwoniąca w uszach cisza, podczas której siedzieliśmy jak banda wyfrajerzonych
bałwanów, jakimi się zresztą czuliśmy.
- Prawda jest
taka, że nie ma co tego roztrząsać. Stało się i nic na to nie poradzimy. Musimy
się z tym pogodzić i ty też, Key – odezwała się cicho Sandara, po czym jakby
zebrała się w sobie i wstała gwałtownie, krzywiąc się przy tym lekko. Mój wzrok
mimowolnie zahaczył o jej sporych rozmiarów brzuch. Który to już miesiąc? Przez
to wszystko co się ostatnio działo, zupełnie zapomniałem o tym, że spodziewała
się dziecka. – Może ktoś powinien zajrzeć do Minho? – dodała już mniej pewnie,
zerkając w kierunku schodów. – Nie chciałam nic mówić, bo wszyscy jesteśmy
przybici, ale… martwię się o niego. Siedzi zamknięty w pokoju odkąd
przyszliśmy, a to do niego zupełnie niepodobne.
- Och, zostaw
go – mruknął lekceważąco nadal rozdrażniony Key. – Jak się nad sobą poużala, to
przyjdzie. Wbrew pozorom Minho to nie jest zaprogramowany na wieczne szczęście
i optymizm robot, on też musi od czasu do czasu się wyciszyć. I wcale mu się
nie dziwię. Chociaż na jego miejscu wolałbym dać jakiś upust tym emocjom,
porozwalać coś, zamordować jakiegoś fałszywego kociaczka albo wyżyć się w
jakikolwiek inny sposób…
- To chyba
znak, że powinniśmy już iść – przerwała mu Amber, zrywając się nagle ze swojego
depresyjnego kącika na schodach. Rzuciła Jonghyunowi ciężkie spojrzenie i bez
wahania zaczęła ciągnąć Kibuma za kołnierz w kierunku drzwi.
- Och. Och, tak, dokładnie, nie ma co
płakać nad rozlanym piwem, czy jak to tam mówią… - Dino odchrząknął, patrząc za
nią szeroko otwartymi oczami. Uniosłem brwi, przenosząc podejrzliwy wzrok z
jednego na drugie. Cokolwiek chodziło im po głowie, nie mogło być to nic
dobrego, a fakt, że nawet Key nie brał w tym udziału był już co najmniej
przerażający. Kolaboracja Jonghyun – Amber nie zapowiadała niczego dobrego,
tego byłem pewien. Ale z drugiej strony czy po tym, co się wydarzyło, mogło się
wydarzyć coś jeszcze gorszego…?
- Naprawdę
zostawimy Minho samego? – jęknęła Dara, patrząc na Jjonga z niedowierzaniem. –
Jego matka wróci dopiero jutro. Wiem, że on… że umie o siebie zadbać, ale tej
nocy nie powinniśmy się rozdzielać.
Dino wyglądał
na lekko spanikowanego. Dzikie wrzaski Kibuma na szczęście ucichły już na
zewnątrz, ale ja nie miałem zamiaru się stąd ruszyć. Nie było sensu udawać, że
nic mnie nie obchodzi. Dara miała rację, wszystko było jeszcze zbyt świeże i
mimo że ja już zdążyłem otrząsnąć się z pierwszego szoku, wiedziałem, że Minho
nie pójdzie z tym tak łatwo. Ten nadwrażliwy Żabol potrzebował teraz wsparcia
przyjaciół, więc gdzie oni się niby wybierali?!
- Nie macie
dokąd iść – powiedziałem twardo i na tę myśl aż ścisnęło mnie w gardle. – To
znaczy… Kawiarnia była waszym domem.
Chcecie o tej porze wracać do Seulu? To bez sensu.
- Właściwie
zrobiłem rezerwację w motelu – odparł szybko Jonghyun. – Dla nas wszystkich,
potem jakoś podzielimy się… kasą. Pomyślałem… No wiesz… To wszystko dlatego,
że… - Odetchnął głęboko i niemal widziałem, jak się poci, wysilając swoje szare
komórki. Założyłem ręce na piersi, kiedy jego zagubiony wzrok spoczął na mnie.
Ta sytuacja zaczynała przybierać charakter tragi-komiczny. – Dobra, po prostu
doszliśmy z Amber do wniosku, że Minho trzeba dać przestrzeń. Ale nie za dużą!
Taką… średnią. Średniej wielkości…
- Jjong, nie
przyjmujesz teraz zamówienia, wiesz o tym? – odezwał się łagodnie Jinki. Dino
popatrzył na niego z miną kopniętego szczeniaka. – Uh, no dobra, chyba
rozumiem. Rzeczywiście nie ma sensu, żebyśmy tutaj wszyscy na kupie siedzieli
całą noc i smęcili. Jutro pomyślimy trzeźwiej. Teraz musimy się chyba z tym
przespać…
Jonghyun
odetchnął z ulgą, jakby ktoś zdjął mu z karku jakiś ciężar i uśmiechnął się szeroko.
- Dzięki,
hyung, lepiej bym tego nie ujął, poważnie.
- Chwila,
Dubu! – zdenerwowała się Sandara. – Mówisz serio? Nie ma mowy, nie zostawię
Minho samego!
- Ja też nie!
– wtrąciłem, ciesząc się, że ktoś wreszcie mówił do rzeczy. – To znaczy… Eee… W
innych okolicznościach nie wahałbym się zostawić tego frajera na pewną śmierć,
nie myślcie sobie, że nagle nabawiłem się jakichś… ludzkich odruchów czy innych
świństw, ale…
- W takim
razie Minho nie zostanie sam. Ma teraz kogoś, kogo obecności potrzebuje o wiele
bardziej, niż naszej. – Jinki uśmiechnął się do mnie krzywo. Chwycił swoją żonę
za rękę i mimo jej niewielkiego oporu zaczął kierować się do drzwi, za którymi
dopiero co zniknęli Kibum i Amber. W progu zatrzymał się jeszcze na chwilę i
spojrzał na mnie przez ramię. – Zostań z nim, dobrze?
- Ja?!
Dlaczego ja?! – Teraz już kompletnie nic nie rozumiałem i cholernie mnie to
drażniło. Perspektywa pozostania w tym wielkim domu z przybitym do granic
możliwości Minho, który najwyraźniej nie chciał widzieć nikogo na oczy, budziła
we mnie jakiś potworny, niewytłumaczalny lęk. – Hyung, czekaj! Ja nie umiem
pocieszać ludzi, jestem w tym beznadziejny, a on i tak nie chce teraz mojego…
- Jeśli z kimś
teraz będzie chciał porozmawiać, to chyba tylko z tobą, Taemin. Nie rozumiesz?
To z naszego powodu zamknął się na górze. Nie chce, żebyśmy zobaczyli jego
słabości. Minho… On zawsze uważał się za Supermana, który może uratować cały
świat. A teraz ten jego idealny świat zwalił mu się na głowę.
- Chyba cię
pogięło, jeśli myślisz, że ja mu teraz jakoś pomogę. – Moja złość
nieoczekiwanie przerodziła się w bezradność. Przecież to nie miało
najmniejszego sensu. Być może jakaś część mnie rzeczywiście się zmieniła, ale
umiejętność doszczętnego spierdolenia każdej rzeczy, jakiej się tknąłem mnie
nie opuściła. Zacząłem nerwowo przestępować z nogi na nogę, czując się jak
jakaś kompletna sierota. Nie było mowy, że pójdę do niego i nie dobiję go
jeszcze bardziej. Bałem się, że palnę jakąś głupotę w najgorszym momencie.
Lee Taemin i
pocieszanie po prostu nie szło ze sobą w parze. Trzeba by mi najpierw zaszyć
usta, a najlepiej wymienić całą osobowość. Nie, po prostu… nie.
- Nie zrobię
tego, nie umiem. Tylko wszystko pogorszę, więc nie ma mowy, żebym…
- Trzymaj –
burknął Jonghyun, wciskając mi siłą papierową torbę z logo SHINee Cafe, jedną z
tych, w których klienci zazwyczaj zabierali wypieki Dary na wynos. Patrzyłem na
pakunek z dezorientacją, a ręce tak mi się trzęsły, że nie mogłem się zdobyć na
jego odpakowanie.
- Co to za
gówno?!
- Prezent
ślubny, o którym ci mówiłem. – Dino miał zbolałą minę, jakby czuł się jeszcze
bardziej niekomfortowo. – Prawdę mówiąc to było pierwsze, co ratowałem z
płonącej kawiarni, więc postaraj się nie zepsuć…
Onew i Dara
wyszli, Jonghyun przeszywał mnie niepokojąco poważnym jak na niego spojrzeniem,
a ja wpatrywałem się tępo w papierową torebkę, która okazała się zadziwiająco
lekka. O co tutaj chodziło? Czy nawet po tym wszystkim głupie żarty trzymały
się tego niedorozwiniętego dinozaura?
- Kochasz go,
prawda? – spytał cicho, ale jego stłumiony głos i tak rozbrzmiał echem po
obszernym wnętrzu willi.
Teraz to ja
poczułem się niekomfortowo.
- Dlaczego
pytasz mnie o takie rzeczy?! – wybuchłem. – Nie chcę twoich prezentów i nie
interesuj się nie swoimi sprawami!
Odsunął się
gwałtownie, kiedy próbowałem z powrotem wepchnąć mu zmiętą torbę.
- Wiem, że go kochasz, wszyscy to wiedzą.
Ty też to wiesz, tylko nie chcesz się przyznać. Ale gdybym nie miał pewności w
tej kwestii, nie dawałbym ci tego. – Machnął ręką w kierunku pakunku. – Nie
myślałem, że to wszystko tak się potoczy… Chciałem, żeby było śmiesznie, ale…
Wynikły komplikacje i wyszło mniej śmiesznie, niż zakładałem. Mimo wszystko
daję ci to, bo chyba tak samo jak ja
masz wrażenie, że niedługo wszystko się skończy. – Głos Jonghyuna załamał się
na chwilę, a on sam spuścił wzrok. – To tylko taka sugestia. Nie musisz tego
wykorzystać, ale z doświadczenia wiem, że ciebie czasem zwyczajnie trzeba
popchnąć we właściwym kierunku, bo nie obraź się, ale jesteś niesamowicie tępy.
Prychnąłem,
rozdrażniony.
- I kto to
mówi! Największy osioł w całej Korei, poważnie…
- Też będę się
już zbierał, czekają na mnie! – Wyminął mnie szybko, jakby bał się, że zaraz
zacznę go gonić. Na odchodnym wyszczerzył jeszcze raz zęby w tym swoim lekko durnowatym
uśmieszku, ale tym razem wydał mi się on lekko wymuszony. – To tego… Zajmij się
nim. On też cię kocha, kochacie się tak cholernie, że to aż boli i… i… i sam
też się trzymaj.
Wciąż stałem
jak wbity w ziemię kołek, kiedy za ostatnim gościem wieczora zatrzasnęły się
drzwi. Miałem mętlik w głowie. Mechanicznym krokiem poszedłem przekręcić klucz
w zamku, po czym wróciłem z powrotem do salonu, gdzie Satan siedział na kanapie
sztywno wyprostowany i wpatrywał się we mnie z napięciem, jakby on też na coś czekał.
Nagle cała ta wyfroterowana podłoga, błyszczący marmur i śnieżnobiałe ściany
sprawiły, że poczułem się bardzo nieswojo. Równomierne tykanie zegara
przypominało odliczanie do wybuchu bomby.
Czułem, że
dłużej nie zniosę tego kołatania myśli we własnej głowie. Zacisnąłem zęby i
rozerwałem agresywnie brązowy papier, zaglądając do torebki z narastającą
frustracją.
W następnej
chwili osunąłem się na fotel, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
~*~
Chyba pierwszy
raz w życiu nie marnowałem czasu na filozoficzne rozmyślanie, zastanawianie
się, rozważanie wszystkich za i przeciw. Nie przeprowadziłem też żadnych
głębokich dyskusji z Nowym Lee Taeminem, który siedział zadziwiająco cicho
nawet w momencie, kiedy podejmowałem decyzję. Nie wiedziałem, co mi się stało, że
po trwającym może z dziesięć sekund nawale myśli i emocji, które uderzyły we
mnie niczym spadający meteoryt, nagle poczułem się całkowicie spokojny. Jakby
zrobiło mi się lżej, bo wiedziałem już, co muszę zrobić.
Nie, to nie
tak, że nie byłem przerażony, spanikowany, wściekły na Jonghyuna i całą jego
bandę konspirujących za moimi plecami spiskowców, bo tak naprawdę miałem ochotę
rwać sobie włosy z głowy i zacząć modlić się do szatanów, żeby ziemia mnie
pochłonęła i wyrzuciła mi z głowy tak durny
pomysł.
Ale potem cała
ta dzika fala paniki spłynęła po mnie, przywracając trzeźwe myślenie.
Przecież ja go kocham. Jonghyun miał
rację we wszystkim co powiedział i nawet mój przekorny temperament nie był w
stanie zaprzeczyć jego słowom. Mogłem mieć wiele wad i nieznośnych cech, ale
największym moim grzechem było to, że zakochałem się w tym wielkookim,
dziecinnym, nadpobudliwym dziwaku. Pozwoliłem mu na zniszczenie muru, który
otaczał mnie ciasno ze wszystkich stron, dzięki niemu znalazłem siłę, żeby się
otrząsnąć i zacząć czuć. A teraz on
mnie potrzebował. Mnie, tylko mnie.
I właśnie
dlatego stojąc przed zamkniętymi drzwiami do jego pokoju zupełnie się poddałem,
zahipnotyzowany przez wydobywające się zza nich ciche, nieukładające się w
żadną konkretną melodię brzękanie gitarowych strun. Nie pamiętałem nawet, jak
się tam znalazłem, ale czując narastającą panikę i niepewność, które powoli
zaczynały wkradać się z powrotem do mojej odrętwiałej świadomości, ostatni raz
przełknąłem ślinę i zapukałem, może nawet nieco zbyt gwałtownie.
Dźwięk gitary
ucichł natychmiast i przez jakiś czas panowała martwa cisza. Czekałem
cierpliwie, próbując zignorować gęsią skórkę i to, jak bardzo się trząsłem.
Jeśli miał zamiar udawać, że go tam nie było, to teraz już chyba trochę za
późno…
- Nie mam
ochoty na nic do jedzenia. – Rozległ się w końcu stłumiony głos po drugiej
stronie, a ja zagryzłem dolną wargę tak mocno, że musiałem wstrzymać oddech, by
nie zawyć z bólu. – I nie mam ochoty z nikim gadać, Key. Może… może jutro.
- To nie Kibum
– powiedziałem schrypniętym głosem, obejmując się ramionami. – To ja. Mogę
wejść?
Jak do tej
pory szło mi całkiem nieźle, Jonghyun mógł być ze mnie dumny. Papierowa torebka
szeleściła w mojej spoconej dłoni, mnąc się jeszcze bardziej.
Drzwi
otworzyły się tak gwałtownie, że odskoczyłem w popłochu, wpadając na
przeciwległą ścianę. Minho patrzył na mnie z zaskoczeniem i dezorientacją, ale
też jakimś rodzajem ulgi. Miał zaczerwienione oczy. Płakał? On? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, ale na widok jego
zbolałej miny całe zdenerwowanie ze mnie wyparowało.
- Taemin? Co
ty tu jeszcze robisz? Myślałem, że wszyscy już poszli…
- Oni tak, ale
ja zostaję, chyba, że mnie wyrzucisz. – Zrobiłem zdecydowany krok do przodu,
prześlizgując się pod jego ramieniem do wnętrza pokoju. Byłem tu kilkakrotnie i
za każdym razem nie chciałem już stąd wychodzić. Czułem się w tym pomieszczeniu
tak przytulnie, swojsko. Wszystko przypominało mi Minho, nawet powietrze
pachniało nim.
- Uh… - Nie
wiedział, co powiedzieć. Ostrożnie przymknął drzwi, opierając się o framugę. –
Sulli nie będzie się o ciebie martwić?
Przewróciłem
oczami.
- Jest moją
smarkatą siostrą, nie ma nic do gadania. – Twoją
też, przeszło mi przez myśl, ale przemilczałem to. – Mogę tu usiąść?
Nie czekając
na odpowiedź rzuciłem się na miękkie łóżko, wcześniej ostrożnie stawiając
paczkę od Jonghyuna na stoliku nocnym. Bambi obrzucił ją obojętnym wzrokiem,
myśląc zapewne, że w środku jest coś do jedzenia. Nagle poczułem ogromną chęć
wybuchnięcia śmiechem. Wszystkie negatywne emocje uszły ze mnie jak z
przebitego balonu. Nie powinienem był tak bardzo komplikować sobie życia.
Okazało się, że wszystko jest o wiele łatwiejsze, kiedy podchodzi się do tego z
perspektywy Minho. Teraz odniosłem wrażenie, jakbyśmy zamienili się rolami. On
był przybity i ponury, mnie rozsadzała ekscytacja. Żyłem chwilą, nie myśląc o
tym, co przyniesie jutro. Musiałem działać szybko i zdecydowanie, bez żadnych głupich
pytań, niedopowiedzeń czy zbędnego wahania.
Dlatego kiedy
przysiadł na skraju łóżka, gotowy pogrążyć się znów w przygnębieniu, nie
zastanawiając się nad konsekwencjami chwyciłem go za przód swetra i zmusiłem do
tego, by się położył, w następnej chwili siadając mu okrakiem na biodrach i
unieruchamiając ręce nad głową.
Wpatrywał się
we mnie z szokiem wypisanym na twarzy wielkimi literami.
- Taemin-ah,
co…
- Przymknij
się i słuchaj mnie teraz – warknąłem mu wprost do ucha, co sądząc po jego minie
wyszło bardziej groźnie niż seksownie, bo zamiast się rozluźnić, spiął się
jeszcze wyraźniej, ale mimo to mnie nie zrzucił. – Wiem, że jesteś zły. Wściekły. Sfrustrowany. Nie wiesz co teraz
będzie i boisz się przyszłości. Akurat ja rozumiem to bardzo dobrze, bo
przeżywam to samo permanentnie od kilku lat. Dlatego właśnie zostałem, kiedy
inni poszli. Nie możesz teraz być sam, nie możesz popełnić tego samego błędu co
ja. Musisz przełknąć to, co się stało jak najszybciej i przestać popadać w
coraz głębszy dół. Pomogę ci w tym. Odwrócę twoją uwagę tak, że zapomnisz o
wszystkim, co cię dręczy i niszczy od środka. Pozwól mi wreszcie coś ci z
siebie dać…
- Chwila – przerwał mi stanowczo,
wyplątując jedną rękę z mojego uścisku i przyciskając ją do moich ust.
Zmarszczyłem brwi, wkurzony, że zepsuł mi tak dobrą przemowę. – Nie bardzo
rozumiem, co masz na myśli, ale cieszę się, że tu jesteś. Samo to, że zostałeś
jest dla mnie bardzo ważne bo nie wiem, czy potrafiłbym znosić to samotnie.
Ale… Ale Taemin, trochę dziwnie się teraz zachowujesz… Co to znaczy „dać coś z
siebie”?
- To znaczy,
że mogę dać ci siebie – odparłem prosto z mostu, patrząc mu w oczy. – Nic
innego i tak nie mam. To cholernie frustrujące, kiedy nie potrafię nawet
odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla mnie zrobiłeś… - Zamilkłem na moment,
nie bardzo wiedząc, co dalej. Nadal przyglądał mi się kompletnie zbity z tropu,
a ja nie byłem przyzwyczajony do tego typu rozmów. Niemożliwość rozładowania
atmosfery jakimś ciętym komentarzem znacznie ograniczała mi pole manewru. –
Chodzi o to, że tyle razy mówiłeś mi, co do mnie czujesz, a mnie wciąż nie może
to przejść przez gardło.
- Taeminnie… -
Przeniósł dłoń na mój policzek, dotykając go lekko opuszkami palców. –
Powiedziałem ci przecież, że nie zmuszę cię do powiedzenia tego. Wiem, jakie
trudne są dla ciebie słowa, ale tak się składa, że ja mam oczy. I to całkiem duże.
– Uśmiechnął się łagodnie. – Widzę,
że już dawno dałeś mi siebie.
Zacząłem się
nerwowo wiercić, otwierając i zamykając usta, bo nie miałem pojęcia, jak
uświadomić temu naiwnemu Żabolowi, o co mi tak naprawdę w tym momencie
chodziło. W końcu zacisnąłem palce na materiale jego swetra i wziąłem głęboki
wdech.
- Mówiąc, że
chcę dać ci siebie, miałem na myśli, całkowicie.
- W sensie
duchowym? – Wyglądał na rozbawionego. – Czyli oświadczasz mi się…?
- Um, nie, w
sensie fizycznym. – Już nie byłem w
stanie pohamować sarkazmu. – Czyli mówiąc dobitnie, proponuję ci seks.
Spodziewałem
się wszystkiego, tylko nie tego, że usiądzie gwałtownie jak rażony prądem,
zrzucając mnie z siebie jakbym nic nie ważył. Jęknąłem cicho, lądując na
porozrzucanych poduszkach. Minho zerwał się z łóżka i nagle jakimś cudem
znalazł się po drugiej stronie pokoju, patrząc na mnie z takim przerażeniem,
jakbym nagle oświadczył, że to ja podpaliłem SHINee Cafe. A potem zaczął
nerwowo przemierzać pokój wzdłuż i wszerz, nie wydając przy tym z siebie
żadnego dźwięku.
Hm, to było
dziwne. Usiadłem prosto, śledząc wzrokiem każdy jego ruch.
- Myślałem, że
wykażesz więcej entuzjazmu…
- Co ci w
ogóle strzeliło do głowy?! – Nie patrzył na mnie, ale jego twarz dosłownie
płonęła. – Czemu… czemu tak nagle?! To najgorszy moment na to,
żeby… myśleć o… Taemin, za kogo ty mnie masz?! Nie jestem niewyżytym seksualnie
wariatem…!
Uniosłem brwi.
- Nie myślałeś
o tym nigdy wcześniej?
- Nie, to nie…
To nie tak, że nie myślałem, ale…
Tae, w takim stanie nie jestem zdolny trzeźwo myśleć, kilka godzin temu miało
miejsce coś, co nie śniło mi się w najgorszych koszmarach, a ty nagle…
- Twój taniec
godowy mnie nie podnieca – syknąłem z narastającą irytacją i bezradnością.
Byłem zły, że obudził we mnie te paskudne uczucia, bo jeszcze minutę temu
myślałem, że zdołałem się ich pozbyć na rzecz zdecydowania. – Choi Minho,
zechciałbyś usiąść?! Robisz z siebie ofiarę losu. Oczywiście, że wszyscy
jesteśmy wściekli i przygnębieni z powodu kawiarni, ale właśnie dlatego to jest
najlepszy moment! Może nawet innej szansy nie będzie! – Zacząłem niemal
agresywnie rozpinać guziki swojej koszuli mocno trzęsącymi się rękami. Dlaczego
on musiał wszystko tak komplikować?!
W dwóch susach
znalazł się z powrotem przy mnie i zamknął moje dłonie z stalowym uścisku,
zanim zdążyłem dotrzeć choćby do połowy.
- Taemin… -
Odetchnął, próbując się uspokoić. Rumieńce nie schodziły z jego policzków i
choćby nie wiem jak próbował, jego oczy błyszczały w nieco zbytnim ożywieniu,
ale usta zacisnął w wąską linijkę. – Rozumiem twoją chęć… pocieszenia mnie, czy czymkolwiek to dla ciebie jest, ale ja
naprawdę nic od ciebie w tej chwili nie chcę! Po prostu bądź przy mnie i to
wystarczy. Może… może kiedyś, kiedy będziemy gotowi... Przygotowani, będziemy
mieć to wszystko chociaż zaplanowane…
- Co, może przeprowadzimy
jeszcze ankietę wśród przypadkowych przechodniów? – wymamrotałem histerycznie,
próbując wyrwać ręce w jego dłoni. – Minho, to nie jest szkolny projekt! I nie
robię tego po to, żeby poprawić ci humor, Jezu! Skoro zdajesz sobie sprawę co…
co czuję do ciebie, to dlaczego mnie
teraz odrzucasz?!
- Nie odrzucam
cię! – Podniósł głos, sprawiając, że się wzdrygnąłem. Puścił mnie i wyprostował
się, pocierając pulsujące skronie, jak zawsze, kiedy koszmarnie się denerwował.
– My… Jesteśmy razem od niedawna. Cały rok zajęło mi docieranie do ciebie. W
dodatku wszystko, co zdarzyło się w ostatnim czasie to dla nas całkiem nowa,
świeża sytuacja! Nie uważasz, że to trzeba najpierw przemyśleć, zanim
zdecydujesz się na coś takiego…?
Zmarszczyłem
brwi, nie spuszczając z niego wzroku. Zaskakujące, jak pewnie się czułem,
podczas gdy on zupełnie tracił głowę.
- Nie jesteś
gotowy? Przecież mnie kochasz.
- Kocham cię i
to wszystko, czego potrzebuję!
- Więc pewnie
się mną brzydzisz. – Uderzyłem w najgorszy punkt z możliwych, aż sam się
skuliłem na myśl o tej ewentualności. – Może masz rację. Może gdybym był
ładniejszy, albo…
- Proszę cię,
nie mów już nic więcej – wydusił z siebie słabym głosem, opadając obok mnie na
zmiętą pościel. – Ugh, jak możesz w ogóle wysnuwać takie przypuszczenia?!
Jesteś prześliczny. Po prostu…
Zagryzłem
dolną wargę, wsłuchując się w dzikie tempo mojego walącego serca, w dalszym
ciągu na niego nie patrząc.
- Po prostu co? Jaką jeszcze znajdziesz super
ambitną wymówkę, żeby tego nie zrobić? A może ty zwyczajnie się boisz…?
- Nie! Ja… My…
- Czyżby skończyły mu się argumenty? Uniosłem niepewnie głowę, kiedy chwycił
poduszkę i przycisnął ją sobie mocno do twarzy, wydając z siebie przytłumiony
materiałem dźwięk frustracji, coś pomiędzy jękiem a skowytem. Delikatnie
wysunąłem mu ją z rąk i pochyliłem się nad nim, spoglądając w jego zarumienioną
twarz i błyszczące oczy. Wyglądał, jakby miał gorączkę, ale tym razem nie
odrywał ode mnie wzroku. - …Nie mam nic – wydusił słabo. – Żadnych… Potrzebnych
rzeczy. Nie chcę cię skrzywdzić. – Głos zupełnie mu się załamał.
Przez chwilę
walczyłem z chęcią wybuchnięcia płaczem. Moje skoki nastrojów zaczynały mnie
lekko przerażać.
- Jonghyun –
wyszeptałem. Machnąłem ręką w kierunku spoczywającej niewinnie na stoliku,
papierowej torebki. – Jonghyun ma bardzo oryginalne poczucie humoru, ale nawet
on czasem wykazuje przebłyski geniuszu.
~*~
Nie było
idealnie, ale nawet przez chwilę nie liczyłem na to, że będzie. Wszystko działo
się krępująco wolno i tak cholernie niezręcznie, że w pewnym momencie miałem
ochotę zwiać jak najszybciej i udawać, że nic w ogóle nie miało miejsca,
włączając w to naszą wcześniejszą rozmowę. Zdusiłem tą chęć głęboko w sobie,
zmniejszając myślenie do minimum i skoncentrowałem się na czuciu. Było cicho, jak dla mnie zbyt cicho, a jedynym dźwiękiem
stał się przyprawiający o dreszcze szelest ubrań i odgłos delikatnych
pocałunków, które Minho składał na mojej szyi, ledwo dotykając ustami skóry.
Mimo to oddychałem szybko i nierównomiernie, chociaż tak naprawdę jeszcze nic
poważnego się nie zaczęło. Odchyliłem głowę nieco do tyłu, dając mu większe
pole manewru i zacisnąłem mocno powieki, wplątując palce w jego miękkie loki.
Właściwie nie
wiedziałem, czego się spodziewać. Nie byłem żadnym ekspertem w tej dziedzinie i
gdy tylko sobie to uświadomiłem, naszły mnie poważne wątpliwości, ale było już
trochę za późno, żeby się wycofać. Nie chciałem już nigdy więcej tchórzyć, tym
bardziej nie przy nim. Dlatego też dałem mu całkiem wolną rękę, zgadzając się
absolutnie na wszystko.
Zważając na
to, jak bardzo trzęsły się jego ramiona, na których opierał całą wagę ciała,
był nawet bardziej zestresowany niż ja. To dodało mi otuchy i pociągnąłem go
lekko za zwijające się za uszami kosmyki włosów, chcąc przygarnąć go do siebie jeszcze
bliżej.
Zawisł nisko
nade mną, sprawiając, że niemal stykaliśmy się nosami. Na jego twarzy malował
się strach, pragnienie i konsternacja. Dosyć dziwna mieszanka, ale chyba czułem
się tak samo.
- Jak chcesz…?
- zająknął się, nie wiedząc, w jaki sposób to ująć. Położyłem dłoń na jego
karku i zmusiłem do tego, by pochylił się jeszcze niżej. Pocałowałem go szybko,
przelotnie, ale mocno i pewnie. Chciałem w ten sposób utwierdzić go w
przekonaniu, że całkowicie mu ufałem.
- Nie wiem.
Improwizuj.
W milczeniu
patrzyłem, jak rozpinał kilka ostatnich guzików mojej koszuli, tych, z którymi
ja sam nie zdążyłem się uporać. Zsunął materiał z moich ramion, zahaczając przy
tym dłońmi o wrażliwą skórę w okolicy obojczyków, przez co oblał mnie zimny
pot. Było mi na przemian chłodno i gorąco, jakby temperatura mojego ciała nie
mogła się zdecydować, w którą stronę poszybować. Pomogłem ściągnąć mu przez
głowę niebieski sweter i podkoszulek, by w następnej chwili bezwiednie
skierować wzrok na jego umięśnioną klatkę piersiową.
Nigdy
wcześniej nie widziałem go tak obnażonego i mimo że zdawałem sobie sprawę, jak
dobrze jest zbudowany, teraz i tak zaschło mi w ustach. Nie mogłem się z nim
równać. Ta myśl znacznie obniżyła poziom mojej pewności siebie.
Bez słowa
opadłem z powrotem na poduszki, sunąc dłonią po jego ramionach, umięśnionym
brzuchu i klatce piersiowej, skrzętnie omijając przy tym jego wzrok.
Wiedziałem, że obserwował mnie z niepokojem, nadal był spięty i wciąż się
wahał. Naszła mnie ochota, by coś wypróbować. Mocniej nacisnąłem na jedną z
jego twardych brodawek, szczypiąc ją dwoma palcami. Zdesperowany, gardłowy
dźwięk, jaki wydał z siebie Minho uświadomił mi, że idę w bardzo dobrym
kierunku. Podparłem się na łokciach, przechylając głowę by móc pocałować
wrażliwe miejsce, w tym samym czasie wsuwając dłoń za pasek jego spodni w
poszukiwaniu zamka.
Zanim zdążyłem
na dobre przejąć inicjatywę i z satysfakcją odnotować swoją przewagę, zaszła w
nim nagła zmiana. Przyszpilił mnie z powrotem do twardego materaca, wpijając
się łapczywie w moje usta, a jego język zaczął błądzić po moich dziąsłach,
zębach i podniebieniu, sprawiając, że zawirowało mi w głowie. Jęknąłem, ledwo
zdając sobie z tego sprawę. Ja, Lee Taemin, najzwyczajniej w świecie zacząłem
wydawać z siebie nieprzyzwoite, kompromitujące dźwięki, poddając się jego
dłoniom badającym każdy odkryty fragment mojego ciała i wyginając plecy w łuk,
kiedy nieoczekiwanie otarł się kroczem o przód moich zdecydowanie zbyt ciasnych
już spodni.
Nikt jeszcze
nigdy nie dotykał mnie w taki sposób. Miałem wrażenie, że zaraz oszaleję i
prawie topiłem się w nawale chaotycznych myśli.
Na szczęście
moje ciało zaczęło myśleć za mnie. Położyłem dłonie na jego biodrach, wkładając
całą siłę mięśni w to, by przytrzymać go w bezruchu. Uniósł się, ani na chwilę
nie przestając mnie całować. Trochę czasu zajęło mi odszukanie zapięcia paska,
bo nie potrafiłem powstrzymać dłoni od niekontrolowanego drżenia. Westchnął w
moje usta, wolną ręką pomagając mi zsunąć z siebie dżinsowy materiał. Nie
miałem pojęcia co robię, ale moje palce gładko wślizgnęły się za gumkę jego
bokserek, sunąc niżej już bardziej zdecydowanie.
W końcu musiał
oderwać się ode mnie i schował twarz w zagłębieniu między moją szyją a
obojczykiem, dysząc ciężko. Pierwszy raz miałem szansę usłyszeć jak cudownie
schrypnięty stawał się jego głos, kiedy jęczał, nie mogąc się dłużej
powstrzymać.
- Tae…
Taemin…!
- Coś nie w
porządku? – zapytałem niewinnie, przyspieszając swoje ruchy. To było takie niesamowite. Jego reakcje były
niesamowite, a fakt, że to ja byłem ich sprawcą wywołał u mnie dziki dreszcz
podniecenia.
- Nie, uhhh, nie, cz-czekaj chwilę…
Zatrzymałem
swoją dłoń, kierując na niego pytający wzrok. Był rozpalony, patrzył na mnie
szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uspokoić oddechu.
- Zwol… nijmy
– zdecydowałem wspaniałomyślnie, lekko zadyszany.
Skinął głową,
podnosząc się do pozycji siedzącej, a jego delikatne ręce powędrowały do mojego
rozporka, z którym zaczął się mocować. Patrzyłem na to z zadziwiającym
spokojem, unosząc lekko biodra, żeby mógł zsunąć ze mnie wąskie spodnie wraz z
bielizną i tym samym nie pozostawiając już żadnych dzielących mnie od niego
barier.
Zarumieniłem
się wściekle, klnąc w duchu swoje niespożyte hormony i ich błyskawiczne
działanie. Skrzyżowałem nogi, z sekundy na sekundę coraz bardziej zażenowany.
- Nie gap się…
tak!
- Uhh.
Taeminnie… – westchnął, uśmiechając się delikatnie i ostrożnie acz stanowczo
rozchylił z powrotem moje uda. – Jak bardzo perfekcyjny potrafisz jeszcze być?
Miałem
wrażenie, że moje serce za moment eksploduje przez nadmiar pompowanej krwi. Czy
dało się umrzeć z nawału emocji?
- Nie jestem
perfekcyjny – mruknąłem, odwracając wzrok. – Ale staram się, chociaż tobie
pewnie i tak nigdy nie dorównam.
To była
najbardziej tandetna i kiczowata rzecz jaką mogłem powiedzieć, ale mój umysł
przypominał konstrukcją wyciśniętą gąbkę i nie panowałem nad głupotami, które
wypływały mi z ust. Minho wypuścił ze świstem powietrze, pochylając się , by
złożyć pocałunek na wewnętrznej stronie mojego uda. Wbiłem paznokcie w
poduszkę, trzęsąc się jak galareta, co on opacznie zrozumiał, szybko się
prostując.
- Zimno ci?
Powinienem pójść po koce…
- Przestań
gadać, błagam! – wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Mój wzrok powędrował w
stronę szafki nocnej. – Torba…
- Och. Och.
Tak, torba, już, jasne – wymamrotał, sięgając po wciąż leżący tam pakunek.
Starałem się chociaż połowicznie nie wyglądać na tak zdenerwowanego, jak się
czułem, ale krew dudniła mi w uszach, kiedy wyciągnął stamtąd paczkę
prezerwatyw i butelkę z żelem.
Nawet sobie
nie wyobrażałem, że to będzie takie żenujące. Z drugiej strony właśnie dzięki
temu wszystko wydawało się takie realne.
Zaczerpnąłem
głęboko powietrza, układając głowę na poduszkach i wczepiając paznokcie w
materiał prześcieradła. Wyobraźnia podsuwała mi wcześniej najróżniejsze wizje
tego, co miało mnie czekać, spodziewałem się między innymi potwornego bólu,
męki i cierpienia, ale i tym razem moje skłonności do przesady mnie zawiodły.
Było to… dziwne uczucie. Nie
nieprzyjemne, ale też nie jakieś specjalnie komfortowe. Minho przygotowywał
mnie w morderczo powolnym tempie, za co w pewnym sensie byłem mu wdzięczny.
Kiedy już zaczynałem się przyzwyczajać, dodał drugi palec, rozchylając je lekko
wewnątrz mnie.
Wtedy dopiero
zrobiło się niekomfortowo, ale zacisnąłem zęby jeszcze mocniej i wbiłem wzrok w
sufit nad nami, próbując policzyć poprzyklejane do niego dziecinne, plastikowe
gwiazdki.
Przy jakiejś
szóstej krzyknąłem przeszywająco, odchylając głowę do tyłu i wyginając plecy,
zszokowany nagłą sensacją.
- O Boże. –
Minho się przeraził, natychmiast ode mnie odskakując. – Bolało? Wszystko w
porządku? Nie chciałem, przepraszam, to… Jeśli chcesz, możemy…
- Zrób to – wszedłem mu w słowo. Niekontrolowanie
szarpnąłem biodrami, rozczarowany brakiem dotyku.
- Ale…
- Już jestem
gotowy. Zrób to.
Milczenie.
- Kocham cię.
Ja ciebie też, nie masz pojęcia, jak bardzo.
I któregoś dnia ci to powiem, ale dzisiaj ci to udowodnię.
Przegapiłem
moment, w którym się przygotowywał, ogłuszony przez szaleńcze kołatanie swojego
własnego serca. Potem ostrożnie pochylił się nade mną, po raz ostatni
spoglądając z wahaniem w moje wilgotne, lekko zamglone oczy, a kiedy znalazł w
nich to, czego szukał, wsunął się we mnie płynnie, sprawiając, że zobaczyłem
nad sobą tysiące gwiazd i tym razem nie próbowałem ich nawet liczyć.
~*~
Mój zegar
biologiczny od zawsze był nastawiony na czwartą rano, co dla większości
normalnych osób jest jeszcze środkiem nocy. Jaka szkoda, że normalność nigdy
nie była moją mocną stroną. Znajdowałem się właśnie w połowie jakiegoś
przyjemnego, lekkiego snu o pastelowych barwach i niczym konkretniejszym, kiedy
moja zwariowana psychika wydała z siebie przeszywający dźwięk, spełniając
funkcję budzika lepiej niż niejeden szpanerski zegarek. Natychmiast otworzyłem
szeroko oczy, czując się tak, jakby ktoś oblał mnie kubłem lodowatej wody i
przez chwilę tylko wpatrywałem się w sufit, próbując przyzwyczaić oczy do
panującej w pokoju ciemności.
Nie miałem
ochoty wstawać. Nie często zdarzał mi się tak spokojny sen, bez żadnych
koszmarów i niepokojących wizji. Poza tym było mi ciepło, wygodnie i jedyne,
czego pragnąłem, to zakopać się z powrotem w miękkiej pościeli pachnącej
świeżością i jakimś lawendowym, pewnie drogim jak diabli proszkiem do prania,
którego nazwy prawdopodobnie nigdy w życiu nie słyszałem.
Właśnie ten
nieznajomy zapach, w niczym nieprzypominający zapachu wykrochmalonej, nieco
szorstkiej pościeli w moim własnym łóżku, obudził moją uśpioną podejrzliwość.
Sekundę zajęło mi uświadomienie sobie, że na mojej talii znajduje się coś
ciężkiego, gorącego, przypominającego kształtem ludzką rękę.
Dwie sekundy
później poderwałem się jak oparzony do pozycji siedzącej, wydając z siebie
mrożący krew w żyłach wrzask przerażenia. Po mojej głowie natychmiast zaczęły
krążyć makabryczne obrazy morderców, gwałcicieli, psychopatów z nożami i
potworów spod łóżka. Rozejrzałem się w panice, na oślep starając się wymacać
dłonią coś ciężkiego, czym mógłbym przywalić intruzowi w łeb i unieszkodliwić go,
w ten sposób zyskując trochę czasu na szaleńczą ucieczkę. Zanim jednak zdążyłem
przypomnieć sobie numer na policję, do egzorcysty lub gdziekolwiek indziej,
ciało leżące bezwładnie obok mnie poruszyło się i zaczęło mruczeć coś
niewyraźnie, odkleiło ode mnie wreszcie swoją łapę i przekręciło się na drugi
bok.
Kiedy dotarło
do mnie, gdzie jestem i z kim jestem, a fala wspomnień z zeszłej
nocy zalała mnie niczym tsunami, wydałem z siebie jeszcze jeden zszokowany
okrzyk, po czym spadłem z łóżka.
Cholera jasna!
Podłoga okazała się o wiele twardsza, niż zawsze zakładałem, że jest. Uderzyłem
w nią z całej siły swoją zacną tylną częścią ciała i przed oczami przeleciało
mi całe moje siedemnaście lat wraz z drogą mleczną i życiem pośmiertnym.
- Kur… aaaa…!
- Było jedynym, co zdołało wydostać się z mojego gardła poza stekiem
wymyślonych na poczekaniu przekleństw, przepełnionych cierpieniem jęków i
wyzwisk nie skierowanych do nikogo konkretnego.
Chwilę leżałem
jak sparaliżowany, próbując dojść do siebie i nie wykonywać żadnych gwałtownych
ruchów. Byłem tak obolały, jak jeszcze nigdy w życiu. Mordercze lekcje wf-u w
szkole to była przy tym przyjemna rozgrzewka. Teraz nie byłem w stanie poruszyć
żadną częścią ciała, a szczególnie
dolną, żeby nie zawyć w agonii. Choi Minho i jego pieprzone, niespożytkowane
pokłady energii oraz buzujących hormonów zrobiły ze mnie czołgającą się po
ziemi, na wpół rozdeptaną dżdżownicę i to dosłownie, bo w dodatku byłem tak
zaplątany w kołdrę, która spadła razem ze mną, że przypominałem zwinięty kokon.
Właściwie
równie dobrze mógłbym nigdy nie wychodzić z tego kokonu i umrzeć tu teraz jak
stoję. Albo raczej jak leżę.
- Spłoń w
piekle, niewyżyty Żabolu – syknąłem jadowicie pod nosem, nasłuchując, czy jakoś
na to zareaguje. Gdzie tam! Ciche posapywanie dochodzące z ciepłego łóżka
utwierdziło mnie w przekonaniu, że odpowiedzialny za moją poranną agonię idiota
nadal spał jak zabity. Nie obudziły go nawet moje dzikie wrzaski ani huk, jaki
spowodowałem, uderzając w twardą powierzchnię. To mnie ostatecznie dobiło.
Zagryzłem
zęby, podnosząc się na łokciach najdelikatniej jak potrafiłem. Jakimś cudem
udało mi się stanąć chwiejnie na drżących nogach, ale już zrobienie kroku
sprawiło, że moje pole widzenia zalała krwista czerwień i omal z powrotem nie
padłem jak długi.
Choi Minho,
zapłacisz mi za to.
Spojrzałem na
niego z góry, zastanawiając się, czy szybkie i bezbolesne zamordowanie go we
śnie nie byłoby najlepszą zemstą. Ale nie. Skoro mnie bolało, jego też powinno.
Już miałem zacząć nim brutalnie potrząsać, żeby się ocknął i błagał mnie o
wybaczenie, ale nagle całą moją złość i irytację zastąpiło coś zupełnie innego,
coś tak nieoczekiwanego, że aż cofnąłem się do tyłu, mrugając z dezorientacją.
Jasne
promienie słońca wdarły się przez szpary w zasuniętych roletach, rzucając blade
światło na jego spokojną twarz, lekko uchylone, pełne usta i długie rzęsy
rzucające cienie na wydatne kości policzkowe. Splątane, brązowe loki były
rozsypane na poduszce, gładkie i miękkie, aż zapragnąłem wsunąć w nie palce,
sprawdzając, czy rzeczywiście są takie puszyste, jak zeszłej nocy. Jego klatka
piersiowa unosiła się równomiernie z każdym oddechem, a na ramionach i rękach
zaczęła tworzyć się widoczna gęsia skórka, spowodowana nagłym uderzeniem
chłodu. We śnie wydawał się taki delikatny i bezbronny, jakby był kimś zupełnie
innym niż ten żywiołowy, w gorącej wodzie kąpany Minho, którego znałem.
Zaczerwieniłem
się po korzonki włosów i zarzuciłem na niego kołdrę, przykrywając go nią po
szyję, po czym wyleciałem z pokoju jakby mnie ktoś gonił, po drodze chwytając
pierwszą rzecz jaka wpadła mi w ręce, bo paradowanie nago po czyimś domu nie
zaliczało się do moich największych marzeń.
Dopiero
znalazłszy się bezpiecznie na ciemnym korytarzu pozwoliłem sobie na jęk bólu,
który wzmógł się z powodu gwałtowniejszych ruchów. Dlaczego po tym wszystkim co
się stało, nadal zachowywałem się jak zażenowana dziewica?! Biorąc pod uwagę
okoliczności, to nie było już zbyt aktualne porównanie.
- Jezu –
mruknąłem słabo, podpierając się ściany. Zakręciło mi się w głowie. – Cholera,
właśnie przespałem się z Minho.
Nie, właściwie
nie. Kochałem się z Minho.
Pod wpływem
tej konkluzji moja twarz zaczęła palić żywym ogniem i doszedłem do wniosku, że
chyba naprawdę zacznę mieć awersję do ognia pod każdą postacią. Pozwoliłem
sobie na kilka głębszych wdechów i wydechów, po czym wciągnąłem przez głowę za
duży i za długi, niebieski sweter z golfem, ten sam, który zeszłego wieczora
zdejmowałem z chłopaka. O wiele wygodniej i pewniej czułbym się w swoim własnym
ubraniu, albo jakiejkolwiek koszulce mojego rozmiaru, spodniach albo chociaż
bokserkach, ale luźny materiał był miękki, ciepły i pachniał wszystkim, co
kochałem. Pal licho zwisające rękawy i fakt, że powyciągana wełna sięgała mi do
połowy ud. Przynajmniej zasłaniała to, co miała zasłonić.
Krzywiąc się
pod wpływem każdego kroku, dałem radę zejść po schodach na dół. Satan przywitał
mnie głośnym szczekaniem i chyba próbował stanąć na dwóch łapach z radości, ale
był tak spasiony, że coś mu nie wyszło. Doprawdy, mama Minho rzeczywiście
wzięła sobie za punkt honory zrobienie z niego rozpieszczonego kanapowca z
nadwagą. Po wychudzonym chucherku, które przygarnęliśmy z Sulli rok temu nie
pozostało nic.
- Kto by
pomyślał, że taki brzydki kundel jak ty, bez nadziei i bez szans tak szybko
wyjdzie na prostą – skomentowałem kwaśno, kierując się do kuchni. Nawet gdybym
łaskawie postanowił go pogłaskać, schylenie się do jego poziomu byłoby dla mnie
fizyczną męką. Jak dobrze, że miałem wymówkę. - …Ale skoro ty tak dobrze
skończyłeś, to może dla mnie też jest jakaś nadzieja. Nie, zignoruj mnie, bo
znowu wyjdę na wariata, który gada do psa. I zamknij się, bo obudzisz śpiącą
księżniczkę – dodałem ostro, ale za chwilę przypomniałem sobie, że przecież
kamiennego snu Minho nie poruszyłoby nawet trzęsienie ziemi.
Wymieniłem
filtr w ekspresie i naszykowałem filiżanki do espresso. Czułem, że jeśli zaraz
nie dostarczę sobie porządnej dawki kofeiny, to chyba zwariuję.
Byłem w
trakcie walki z przeklętym młynkiem do kawy, który mimo praktyki nadal się
buntował ilekroć trafiał w moje ręce, kiedy gdzieś w głębi domu rozległ się
donośny dzwonek telefonu. Omal nie wyskoczyłem z własnej skóry, odliczając
nerwowo ilość sygnałów. Przecież nie było mowy, żebym odebrał telefon państwa
Choi! Kto w ogóle dzwonił o tak nienormlanej porze?!
Kiedy
nieznośny dźwięk ucichł, prawie natychmiast zabrzęczała poczta głosowa.
- Minho, kochanie! Dopiero teraz się
dowiedziałam! – spanikowany głos pani Choi wypełnił całe mieszkanie. – Dlaczego mnie nie zawiadomiłeś?! Tak mi
przykro, że nie ma mnie teraz przy tobie… Gdybym wiedziała mogłabym odwołać
dzisiejszą konferencję! Kiedy Jinki zadzwonił, nie mogłam uwierzyć, że…
kawiarnia…! Mój Boże, wyobrażam sobie jak bardzo musisz to przeżywać… -
przerwała na moment, biorąc głębszy wdech, a ja poczułem się jak intruz,
słuchając tej prywatnej wiadomości. Martwiła się o niego. No tak, to przecież
normalne, była jego matką. Matka jest po to, by martwić się o swoje dziecko.
Spuściłem głowę, wbijając wzrok w spienione mleko, które pokryło powierzchnię
filiżanki białą pianką. Czy moja mama też gdzieś… gdziekolwiek teraz jest, czy
martwi się o mnie…? – Uhh, w każdym razie
trzymaj się do moje powrotu. Wiem, że sobie poradzisz. Postaram się przyjechać
jak najwcześniej, chociaż pewnie nie jesteś teraz sam… Jak dobrze, że masz takich
cudownych przyjaciół! Cóż, nie martw się o nic, zostawiłam już wiadomość
twojemu ojcu, on się wszystkim zajmie. Idź do szkoły, dobrze? I zjedz porządne
śniadanie. W lodówce są świeże jajka i… Zresztą znajdziesz. Odzwoń proszę,
kiedy się obudzisz i nie denerwuj się. Wiesz, że cię kocham, prawda…? Uhh, no
dobrze. To wszystko. Czekaj na mnie. Pozdrów Taeyeon!
Energiczne
kliknięcie zawiadomiło mnie, że odłożyła słuchawkę.
Przez moment
nie bardzo wiedziałem, co zrobić. Taeyeon?
Więc jego matka nadal była święcie przekonana, że jestem jego dziewczyną. Hm. Może to i lepiej. Do
mnie samego nadal nie docierały zmiany w naszej relacji, chociaż prawdopodobnie
po ostatnich zdarzeniach powinienem wreszcie przyjąć je do wiadomości. Ale to
nie było teraz najważniejsze. Bardziej niepokoiła mnie ta część, w której mama
Minho wspomniała o jego ojcu. Jeśli moje najgorsze przypuszczenia co do niego miały
okazać się prawdą, to nie było co liczyć na jakiekolwiek wsparcie z jego
strony. Tylko co w takim razie zamierzał zrobić…?
Prychnąłem z
frustracji, związując irytujące kosmyki rozczochranych włosów w kucyk, a potem
otworzyłem lodówkę, wzrokiem poszukując jajek. W skali tandetności od jeden do
sztucznych rzęs Sulli – jaki poziom osiągnęłoby z mojej strony zaniesienie mu
śniadania do łóżka?
Odrzuciłem ten
durny pomysł zanim zdążył nabrać sensu i zatrzasnąłem lodówkę, napotykając w
jej przeszklonych drzwiach swoje własne odbicie, na którego widok odskoczyłem
jak oparzony.
- Wyglądam jak
ruina – wymamrotałem pod nosem, przyglądając się z przerażeniem swoim
odstającym we wszystkie strony włosom, podkrążonym oczom i pogryzionym do krwi
wargom. - …Wyglądam tragicznie, a czuję się jeszcze gorzej. Co seks robi z
ludźmi?! Cholera, przypominam teraz rozdziewiczoną zombie surykatkę którą
trzasnął piorun podczas aktu kopulacji. Uhh, dlaczego zawsze mnie to spotyka…
- Nigdy nie
rozumiałem twoich metafor, ale brzmiało kreatywnie. – Wydałem z siebie żałosny,
wysoki pisk zaskoczenia, odwracając się napięcie w kierunku schodów. Minho
patrzył na mnie nieprzytomnie, przecierając oczy i ziewając tak szeroko, że z
tej odległości byłem w stanie zobaczyć jego migdałki. Zszedł w samych dżinsach,
w dodatku chyba założonych na lewą stronę i mimo że też był rozczochrany, to
jakimś cudem nadal wyglądał… dobrze.
Gapiłem się na
niego przez kilka sekund z lekko uchylonymi ustami, mając nadzieję, że nie
zacznę ślinić się jak Satan.
A potem
realizm sytuacji uderzył mnie z całej siły i oblałem się przeklętym rumieńcem,
natychmiast przenosząc całą uwagę z powrotem na nieszczęsne drzwi lodówki i
udając, że wcale nie zauważyłem czerwonych pręg na jego biodrach i bokach,
które były niczym innym, tylko śladami paznokci. Mieszanina zażenowania i
fascynacji wyglądała jeszcze bardziej idiotycznie na mojej praktycznie
parującej twarzy. Naprawdę ja je tam
zostawiłem…?
- Okropne –
burknąłem, bojąc się nawiązać z nim kontakt wzrokowy. – Ale mam jeszcze lepsze
metafory, gdybyś chciał posłuchać. Na przykład czuję się przez ciebie tak,
jakby staranowało mnie stado wściekłych antylop. Antylopy to takie trochę
jelenie. Albo sarenki. Nadal nie jestem pewien, jakiej płci jest Bambi.
- Myślałem, że
po tej nocy masz już dowód – zaśmiał się z czystym okrucieństwem. Kiedy chwilę
potem prawie spadł ze schodów, uniosłem kąciki ust w mściwej satysfakcji.
- Aaa,
wszystkie mięśnie mnie bolą… - wyjęczał, chwiejąc się lekko. – Chyba mam
zakwasy. Nigdy nie sądziłem, że to tak… Że… To
za każdym razem tak boli?
Przełknąłem
nerwowo ślinę, czując, że pocą mi się dłonie.
- Haha. Kto by
pomyślał, co? Mam genialny pomysł – nie róbmy tego więcej!
- No wiesz! –
obruszył się, jawnie urażony. Potrząsnął głową, wprawiając w ruch niesforne
loki. Kątem oka widziałem, jak się do mnie zbliża i zaczynało robić mi się już
podejrzanie duszno w tym jego diabelskim swetrze. – Odrobina bólu jeszcze
nikomu nie zaszkodziła, Tae, nie rób z siebie takiego męczennika…
- Hipokryta! –
Chciałem szybko odskoczyć na drugi koniec kuchni, ale złapał mnie w pasie,
splatając ramiona na mojej talii. Ułożył podbródek na moim ramieniu,
sprawiając, że nasze oczy spotkały się w lustrzanych drzwiach lodówki. Patrzył
na mnie z czułością i cieniem czystej zaborczości. Tak, jakbym należał tylko do
niego.
Nagle poczułem
się bardzo niekomfortowo w tej pozycji i zacząłem nerwowo obciągać rąbek
przydługiego swetra, który okazał się trochę mniej przydługi, niż zakładałem.
- Nie idźmy
dzisiaj do szkoły – wymruczał z ustami tuż przy mojej szyi, wysyłając dreszcz
wzdłuż mojego kręgosłupa. – Ten, kto wymyślił szkołę, musiał bardzo nienawidzić
tego, kto wymyślił spanie.
- Um… Twoja
mama dzwoniła. Kazała ci iść do szkoły – wypaliłem szybko.
Nie ruszyło go
to.
- Nie chce mi
się. Mam depresję. Wciąż nie mogę otrząsnąć się z szoku. Musisz mnie pocieszyć.
- Już cię
pocieszyłem!
- To nadal za
mało. Wiesz ile pocieszania
potrzebuję w tym stanie? Całe mnóstwo! Poza tym ja… Nie chcę jeszcze myśleć o
tym wszystkim. Możemy jeszcze przez jakiś czas udawać, że świat nie istnieje,
jesteśmy tyko ja i ty na jakiejś odległej planecie? Proszę, Taemin-ah…
Z zaciętą miną
wyswobodziłem się z jego uścisku, pilnując, by nie skrzyżować z nim niechcący
wzroku, bo miało to na mnie iście bazyliszkowy wpływ. Widząc te szczenięce, pełne
ufności i miłości oczy nie byłem w stanie już się oprzeć, a przecież powinienem
być jak zawsze stanowczy. Prawda była taka, że nadal było mi go żal i
rozumiałem go całkowicie, ale związek z Minho przypominał trochę opiekę nad
rozpieszczonym dzieckiem. Słowo „nie” należało powtórzyć mu dobitnie kilka
razy, żeby do niego dotarło. Poza tym nie sądziłem, żebym w obecnym stanie
fizycznym mógł zdobyć się na jakiekolwiek pocieszanie
w przeciągu co najmniej tygodnia.
- Teraz nie –
odezwałem się głośno i wyraźnie, wyobrażając sobie, że rzeczywiście przemawiam
do rozpuszczonego smarkacza. – Teraz zadzwonimy do Jonghyuna, porozmawiasz z
nim i powiesz mu, jak świetnie się czujesz, bo gdyby nie przebłysk jego
niespotykanego geniuszu, prawdopodobnie cała wczorajsza noc nie miałaby
miejsca.
- Ale czemu
ja…? – marudził, chwytając mnie za długi rękaw swetra. – Nie spożyłem jeszcze
mojej porannej porcji kofeiny, a bez tego nie jestem w stanie sklecić
sensownego zdania złożonego, poza tym jest piąta rano…
- Zrobimy mu
cudowną pobudkę – zadecydowałem, uśmiechając się szatańsko. – No już nie rób z
siebie takiego męczennika, Żabciu. Odrobina bólu jeszcze nikomu nie
zaszkodziła, tak chyba brzmiało twoje motto, prawda…?
~*~
Kilka
następnych dni upłynęło w miarę spokojnie i sielankowo, ale kiedy nadszedł
moment konfrontacji z rzeczywistością, nie byłem na to przygotowany nawet w
najmniejszym stopniu.
Nie sądziłem,
że po tym wszystkim, po ciągłym maglowaniu tego, co się stało i rozbieraniem
tego na czynniki pierwsze, widok gruzu, zawalających się, sczerniałych
fragmentów ściany i głęboka, wypalona w ziemi dziura mogły zrobić na mnie
jeszcze jakiekolwiek wrażenie. Kiedy jednak moim oczom ukazało się koszmarne
pobojowisko otoczone ze wszystkich stron żółto czarną taśmą policyjną, przez
sekundę nie potrafiłem złapać tchu. Tylko tyle zostało z całej kawiarni. W
miejscu, gdzie jeszcze kilka dni temu znajdował się niewielki, ale przytulny i
jasno rozświetlony budynek, teraz ziała całkowita pustka, nie licząc tych paru
kruszących się powoli kawałków czegoś, co kiedyś było otynkowaną ścianą.
Przyglądałem
się temu z mieszaniną niedowierzania, bólu i narastającej złości, nie mogąc
wykrztusić słowa, dopóki Minho nie wziął mnie za rękę i nie odwrócił przodem do
siebie, zmuszając mnie do oderwania wzroku od tej żywcem wyciągniętej z horroru
ruiny.
- Mój ojciec
tutaj jest – powiedział poważnie, chcąc sprawiać wrażenie, że widok jaki
zastaliśmy wcale go nie poruszył, ale był naprawdę kiepskim aktorem. Głos drżał
mu tak bardzo, że przywodził na myśl zacinającą się taśmę, w ogóle nie
przypominając jego zwykłego, pogodnego tonu. Bruzda na czole i lekko uniesione
brwi też świadczyły o jego zdenerwowaniu i kompletnym rozstrojeniu
emocjonalnym.
- Wiem,
mówiłeś, że miał przyjechać i ocenić straty – rzuciłem, przełykając ślinę. Jego
stres zaczynał mi się udzielać. Czasami żałowałem, że znam go tak dobrze. – Mam
nadzieję, że powsadzał już nasze egzotyczne kotki do klatek?
Tak jak
przypuszczałem, żart mi się nie udał. Bambi spiął się jeszcze bardziej,
zaciskając palce na moich ramionach i byłem pewien, że pozostawi mi tam
fioletowe siniaki. Być może moje zapędy masochistyczne zaczęły przy nim
wchodzić na całkiem nowy poziom, bo zignorowałem ból bez drgnięcia powieki.
- Jego ekipa
potwierdziła, że to podpalenie. Znaleziono ślady świadczące o obecności benzyny
albo jakiejś innej łatwopalnej substancji rozlanej zarówno na zewnątrz, jak i w
środku kk-kaawiarni… - przerwał, żeby wziąć głębszy wdech, bo głos zaczynał mu coraz
bardziej drżeć. – Prawdopodobnie zrobili to podczas pikniku, kiedy zgromadził
się taki tłum, że nie było szans, by ktokolwiek coś zauważył. – Zamilkł na
moment, jakby nad czymś się intensywnie zastanawiał. – K… kurwa.
Uniosłem brwi,
odnotowując, że oto byłem świadkiem wypowiedzenia przez mojego super
kulturalnego, cnotliwego chłopaka najprawdziwszego przekleństwa. Wiedziałem
jednak, że to nie moment i miejsce, żeby zacząć się z niego bezkarnie nabijać.
- Skoro już
wiedzą, jaka była przyczyna pożaru, to po co chcą nas przesłuchiwać? Powiemy im
to samo co cała reszta. Exotic Flowers są temu winni i tyle. Już od dawna
chcieli nas zniszczyć.
- Ale nadal
nie zostały znalezione żadne dowody! – jęknął Minho, garbiąc się jeszcze
bardziej. Bez przesady, aż taki niski nie byłem. Z zaciętą miną podniosłem ręce
i ująłem jego twarz w dłonie, zmuszając jego rozbiegany wzrok do skupienia się
na mnie.
- Nie panikuj,
okej?! Teraz już nie ma co popadać w paranoję. Wiem, że to wciąż świeża sprawa
i możesz mi nie wierzyć, ale mnie też dusi żal, wściekłość i chęć zemsty, ale
przecież nie polecę z kanistrem benzyny, żeby podpalić tą ich żałosną, kocią
stodołę. I ty też nie, bo nie będziemy się zniżać do ich poziomu. Teraz trzeba
po prostu przyjąć do wiadomości to, co się wydarzyło i znaleźć jakieś
racjonalne wyjście z sytuacji. Na spokojnie.
Patrzył na
mnie nieco sceptycznie, ale przynajmniej przestał już nerwowo hiperwentylować.
- Od kiedy
zrobiłeś się racjonalny, Taemin…? Myślałem, że kto jak kto, ale ty nie będziesz
tracił czasu na rozważanie moralnych za i przeciw. Kibum już szykuje plan
zemsty.
- Nie wątpię –
prychnąłem ponuro, zdejmując dłonie z jego policzków. Zacząłem się odsuwać,
zniechęcony jego wojowniczym tonem, ale złapał mnie za nadgarstki ze skruszoną
miną. Westchnąłem cierpiętniczo. – Słuchaj, cokolwiek byśmy nie zrobili,
wyjdziemy tylko na totalne ofiary losu, za jakie zresztą już nas mają. Jasne,
możemy obrać moją starą, sprawdzoną metodę użalania się nad życiem i wyrażania
całej naszej frustracji i nienawiści do całego świata, możemy nawet
zorganizować strajk albo doprowadzić do wybuchu trzeciej wojny światowej. Nie
krępuj się, działaj. Ale to i tak nic ci nie da. Też boli mnie uświadomienie
sobie tego faktu, ale SHINee Cafe nie powstanie jak feniks z popiołów.
- Założymy
się?
Minho puścił
moje dłonie, patrząc mi buntowniczo w oczy i ściągnął brwi. Założyłem ręce na
piersi, nie przerywając kontaktu wzrokowego i starałem się nie mrugnąć nawet
kiedy poczułem pieczenie pod powiekami. Wyglądało na to, że nie miał zamiaru
ustąpić, uparty osioł. W końcu poddałem się, przewracając pogardliwie oczami.
Nieważne, na jakiej stopie zażyłości akurat się znajdowaliśmy, wkurzał mnie
nadal tak samo jak zawsze, a może nawet i ciut bardziej.
- Zgoda, niech
ci będzie. Powodzenia we wskrzeszaniu feniksa, o czcigodny Merlinho.
- Jeszcze
zobaczysz – syknął przez zęby, aż wzdrygnąłem się mimo woli, bo syczący Żabol
nie był zjawiskiem powszechnie mi znanym. Niedobrze, naprawdę wyglądał, jakby
wypowiadał mi wojnę i aż zacząłem się zastanawiać, czy prowokowanie go było
dobrym pomysłem. Obaj byliśmy źli i rozżaleni, a z naszymi charakterami stąd
było już niedaleko do poważnej kłótni. – Zobaczysz,
że SHINee Cafe przetrwa wszystko. Osobiście się tym zajmę i kiedyś będziesz
musiał ze skruchą przyznać mi rację, Taemin.
Chciałem coś
powiedzieć, załagodzić jakoś sytuację, albo znając mnie, jeszcze bardziej ją
skomplikować, ale zanim zdążyłem otworzyć usta, ktoś nam przerwał.
- Minho! –
Drgnęliśmy obaj na dźwięk znajomego, szorstkiego głosu i odwróciliśmy się w
stronę, z której dochodził. Pan Choi szedł ku nam szybkim, wyważonym krokiem,
zręcznie wymijając kupki gruzu i poczerniałe dachówki. Nie rozglądał się nawet
na boki, jakby zupełnie nie obchodził go stan jego własnej inwestycji.
Marszczył poorane zmarszczkami czoło i zaciskał usta w wąską linijkę, czyli
wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałem z naszego ostatniego spotkania na
pogrzebie taty. Zacisnąłem ręce w pięści, wbijając paznokcie w skórę wewnątrz
dłoni. Przed oczami stanął mi tak nieznajomy portret człowieka, którego
opisywała w liście moja matka jako dobrego, troskliwego mężczyzny, w którym się
zakochała. Naburmuszony facet zmierzający w moim kierunku w niczym go nie
przypominał.
To też ojciec Sulli, przeszło mi przez
myśl i spuściłem wzrok na nadpaloną trawę, nagle czując się jeszcze bardziej
zażenowany. Bądź co bądź chciał dla niej dobrze. Miał zamiar wysłać ją do
elitarnej szkoły i zadbać o jej wykształcenie, bo była jego córką, tak samo jak
chciał zapewnić dobrą przyszłość Minho. A ja i moje uprzedzenia nie mieliśmy
tutaj nic do gadania.
- Witaj, ojcze
– zwrócił się do niego Żabol tak formalnym i wypranym z emocji tonem, jakim nie
zwraca się nawet pracownik do swojego rygorystycznego szefa. – Chciałeś nas
widzieć, więc jesteśmy.
Pan Choi
skinął sztywno głową, poprawiając pedantycznie zawiązany krawat, przez który
jego kark wyglądał jak ściśnięta szyja wielkiego żółwia. On jest dobry. Jest w
porządku. Po prostu ma problemy z socjalizacją, podobnie zresztą jak ja. Sporo
przeszedł, ale teraz chce się poprawić. No i w końcu moja matka go kochała.
- Właściwie,
chciałem porozmawiać z Taeminem. – Poderwałem głowę, wbijając w niego
zaskoczone spojrzenie. Ze mną? O czym on chciał rozmawiać ze mną? Już sam fakt, że zapamiętał moje imię był nad wyraz
szokujący. Minho też wyglądał na zdezorientowanego, bo zamrugał kilkakrotnie,
przetwarzając tę informację.
- Z Taeminem –
powtórzył powoli mój chłopak, patrząc na swojego ojca, jakby ten postradał
zmysły. – A o czym niby eee… Chcesz z nim rozmawiać, tato? To znaczy ojcze.
- Och, mam do
przedyskutowania parę ważnych spraw dotyczących papierów Jinri, z których część
pozwoliłem sobie już złożyć w jej nowej szkole – odparł spokojnie. – Nadal mam
pewne braki w informacjach, a Taemin był za nią odpowiedzialny przez ostatnie
kilka lat, więc tylko on może mi pomóc w zapełnieniu tych luk.
Taemin. Nie żeby coś, ale ja nadal tam
stałem i to centralnie przed nim. Nie cierpiałem, kiedy ktoś mówił o mnie w mojej
obecności tak, jakby mnie nie było.
- Okeeej. – Minho odchrząknął,
bezwiednie kładąc mi dłoń na ramieniu, co jednak nie uszło uwadze jego ojca.
Bruzda na jego czole pogłębiła się, a ja powstrzymałem nieprzemożoną chęć
strącenia ręki Żabola jak najszybciej się dało. – Um, to znaczy, tak, rozumiem,
ojcze. Możesz zaczynać.
Wzrok
mężczyzny ponownie spoczął na spiętej twarzy syna.
- Miałem na
myśli, na osobności. Więc jeśli to nie byłby dla ciebie problem, prosiłbym cię,
żebyś poszedł teraz do moich ludzi, którzy wciąż przeszukują zdewastowany teren
w celu znalezienia śladów działalności podpalacza i odpowiedział na kilka ich
pytań. To nie potrwa długo.
Minho wahał
się. Widziałem, jak przenosi zagubiony wzrok ze swojego stoicko spokojnego ojca
na mnie i z powrotem, jakby zastanawiał się, czy zostawienie mnie samego w
towarzystwie tego tyrana to dobry pomysł. Szczerze mówiąc na myśl o tym ja też
poczułem gęsią skórkę i przez chwilę miałem nadzieję, że Żabol kategorycznie
odmówi. Perspektywa bycia sam na sam z człowiekiem, który z jednej strony był
mi tak bliski, a z drugiej tak obcy wydawała mi się trochę przerażająca. Jednak
mimo wszystko byłem ciekawy, co miał do powiedzenia. Bo przecież błagam, tylko Minho mógł być na tyle
naiwny, by nabrać się na jego gadkę-szmatkę o dokumentach Sulli.
- W porządku,
idź – wydusiłem w końcu, popychając wciąż nieprzekonanego chłopaka w stronę
samochodu policyjnego. – Może na coś się im przydasz.
Posłał mi
ostrzegawcze spojrzenie.
- Dobra… Jak
coś to będę tam. Niedaleko.
Jasne, jeśli
twój stary nagle zechce zamordować mnie tępą siekierą, będę wiedział, w którą
stronę uciekać, żebyśmy mogli zginąć razem. Przewróciłem oczami, czekając, aż
odejdzie i przestanie się oglądać, po czym zwróciłem się z powrotem w stronę
pana Choi. Przyglądał mi się z zagadkową miną, niby niczym nie różniącą się od
tej czysto urzędniczej ekspresji, którą zawsze prezentował, a jednak zauważyłem
w jego spojrzeniu cień zainteresowania i czegoś na kształt żalu. Odetchnął,
kiedy Minho już nie mógł go usłyszeć i nagle jakby zapadł się w sobie, robiąc
krok w tył. Już nie wyglądał na tak pewnego siebie jak sekundę wcześniej. Ta
niespodziewana zmiana nieco zbiła mnie z tropu.
- Jesteś
bardzo podobny do matki – stwierdził niemal łagodnie. – Masz jej oczy. I rysy.
Ona też się tak czesała. Tylko usta…
- Tak, usta
mam po ojcu – przerwałem mu, zirytowany tą sentymentalną bzdurą, której się nie
spodziewałem i która wywołała we mnie ukłucie bólu. – Może przejdźmy do rzeczy.
Czego pan ode mnie tak naprawdę chce? Tylko bez owijania w bawełnę i niech mi
pan nie wyjedzie teraz z tekstem, że „ona też była realistką”, bo przysięgam,
że zacznę wrzeszczeć.
Zamknął na
moment oczy, pocierając czoło, jakby się gorączkowo nad czymś zastanawiał. Nie
przypominał już w niczym surowego biznesmana, a bardziej zmęczonego życiem
staruszka. Czy on naprawdę był z rocznika mojego ojca? Wydawał się dwa razy
starszy od niego.
- Jak zapewne
już wiesz, Minho wyjeżdża do Stanów, by studiować prawo – powiedział poważnie,
w dalszym ciągu na mnie nie patrząc. – To od zawsze było zaplanowane i on zdaje
sobie z tego sprawę.
- Mhmm… -
Ponagliłem go, myśląc, że gdyby było mnie stać na zegarek, w tym momencie
zacząłbym sugestywnie zerkać na nadgarstek.
- Teoretycznie
miał wyjechać dopiero po uroczystym zakończeniu liceum, ale tamtejsza prywatna
uczelnia, dzięki moim… wpływom i pewnym znajomościom wyraziła zgodę na
przyjęcie go zaraz po egzaminach, by mógł się zaaklimatyzować.
Szczęka
bezwiednie mi opadła i potrzebowałem chwili, żeby dojść do siebie. Jak to
„zaraz po egzaminach”?! Przecież egzaminy końcowe zaczynały się za niecały
miesiąc, do cholery! Poza tym co niby miały znaczyć te jego specjalne wpływy i
znajomości? Podarował im kupę hajsu, żeby się podlizać? Przespał się z
dyrektorką tej całej uczelni…? A może z dyrektorem?!
Fu, ta
ostatnia wizja zniszczyła mi psychikę. W każdym razie, to znaczyło, że Minho
wyjedzie szybciej, niż się spodziewałem. Do Stanów. Za niecały miesiąc.
Boleśnie uderzyło mnie nagle, jak mało czasu nam pozostało. Oczywiście,
wcześniej wiedziałem, że to prędzej czy
później nastąpi, między innymi dlatego tak się spieszyłem, by nadrobić
stracony czas z nim, ale sądziłem, że przynajmniej do zakończenia roku…
Cóż, teraz
wszystko uległo zmianie. Odwróciłem wzrok, by jeszcze raz spojrzeć na
bezkształtne szczątki kawiarni. Już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś.
- Dlaczego mi
pan to mówi? – Zdecydowałem się przerwać ciszę, jaka nagle między nami zapadła.
– Myślałem, że nie obchodzi pana moje zdanie, czy w ogóle moja osoba. Więc po
co?
Odchrząknął,
wbijając we mnie uważne spojrzenie.
- Stany, Taemin. USA. To bardzo daleko. To
nie Seul, do którego możesz dostać się stąd w ciągu niecałej godziny. USA to
całkiem inny kontynent, kilka godzin samolotem, a do tego dochodzi jeszcze…
- Wiem, gdzie
leży USA – warknąłem agresywnie, w jednej chwili tracąc nad sobą kontrolę. –
Nie jestem wieśniakiem, za którego mnie pan najwidoczniej ma. Moja znajomość
mapy świata jest na całkiem zaawansowanym poziomie. Niewiarygodne, co?!
- Nie unoś
się. – Jego spokój działał mi na nerwy. Byłem pewien, że w środku szydzi ze
mnie i kpi. Byłem niczym w jego
oczach. – …Ale widzę, że jesteś całkiem spostrzegawczy. Chyba już domyślasz
się, do czego dążę.
- Oj chyba
jednak nie. Niech mnie pan lepiej oświeci, moje IQ składa się przecież z
dwucyfrowej liczby…
- Chcę, żebyś
zerwał z nim wszelkie stosunki i nie kontaktował się z nim, kiedy będzie w
Stanach.
Okej, to
zszokowało mnie nawet bardziej niż informacja o wcześniejszym wyjeździe Minho.
Prawdę mówiąc aż zamarłem na dłuższą chwilę, mając kompletną pustkę w głowie.
Spodziewałem się, że właśnie dla czegoś takiego zrobił cały ten cyrk, ale i tak
wryło mnie w ziemię. Miałem tylko jedno pytanie. Dlaczego? Co niby miał do mnie, że tak bardzo chciał się mnie
pozbyć?
- To proste –
dodał od niechcenia, jakby czytał mi w myślach. – Chcę, żeby mój syn skupił się
wyłącznie na nauce. Studia prawnicze to nie jest coś, co można zbagatelizować
tak, jak on to robi. A ty niestety nie pomożesz mu w koncentracji na ważnych
rzeczach, jeśli nadal będziesz się koło niego kręcił, Lee Taemin.
- A niby
dlaczego miałbym zgodzić się na twoje chore warunki? – wycedziłem, czując
bulgoczącą w głowie, zbierającą się powoli dziką furię. Spojrzał na mnie z
wyższością, widocznie urażony moim nagłym odrzuceniem formy grzecznościowej w
stosunku do jego nadętej osoby. Dobrze mu tak. Okazało się, że jednak nie
myliłem się co do niego. Nieważne, co moja mama w nim widziała i że był biologicznym
ojcem Sulli. To nie on ją wychował i dzięki temu ustrzegła się od stania się
takim samym fałszywym krętaczem jak on.
- Co, jeśli
zaproponuję ci uczciwy układ? Pamiętam, z jakim entuzjazmem twoja matka zawsze
opowiadała mi o twoich niesamowitych zdolnościach artystycznych, mimo że miałeś
wtedy tylko dwanaście lat.
- Już nie
rysuję.
- Talentu nie
traci się przez krótką przerwę, o ile mi wiadomo. Przykro byłoby zmarnować taki
potencjał, tym bardziej, że jesteś bardzo ambitny, należysz do czołówki najlepszych
uczniów w swoim liceum i jesteś o krok od tego, by szkoła przyznała ci w
przyszłym roku stypendium.
Zrobiłem się
naprawdę podejrzliwy. Skąd on to wszystko wiedział? Był jakimś wariatem-prześladowcą?
Nie podobało mi się, że ktoś bez mojej wiedzy grzebał w moich prywatnych
sprawach i tym bardziej obawiałem się tego, co chciał mi zaproponować w zamian
za zerwanie z Minho. To wszystko było już i tak popieprzone do granic
możliwości.
- Wiesz, że
nawet z wzorowymi wynikami w nauce bardzo ciężko jest się dostać na Akademię Artystyczną
w Seulu, prawda? – Kontynuował, jakby w ogóle nie zauważał mojej kipiącej
nienawiścią i wściekłością miny. Zaczął przechadzać się z rękami założonymi za
plecami, a ja zerknąłem w stronę wozu policyjnego, gdzie Minho ustawił się w
taki sposób, żeby nie spuszczać nas z oczu. Teraz też przyglądał się
podejrzliwie swojemu ojcu i chyba zupełnie nie słuchał tego, co mówił do niego
jeden z glin.
- Nie mam
pojęcia, dlaczego pana w ogóle obchodzi moja przyszłość – zwróciłem się do pana
Choi, odwracając się od skupionego, w każdej chwili gotowego do ataku Żabola.
Nie mogłem teraz na niego patrzeć.
- A co, jeśli
właśnie to ci zaproponuję? Kiedy za rok skończysz szkołę, będzie na ciebie
czekało świeżutkie miejsce w najbardziej elitarnej placówce z wydziałem rysunku
w całej Korei Południowej. – Jego małe, wąskie oczka były chytre i wodniste, w
niczym nie przypominały dużych, jasnobrązowych oczu sarenki Bambi. Wzdrygnąłem
się mimo woli.
- I niby mam
ci wierzyć…? Przez całe życie kłamałeś i oszukiwałeś. Nawet swojej własnej
rodzinie nie powiedziałeś o Sulli i romansie z moją mamą!
- Czy mam ci
przypomnieć, że twoja mama też nie był święta? Ona postąpiła nawet gorzej, niż
ja. Nie powiedziała nawet swojej własnej córce, kto jest jej prawdziwym ojcem.
Nie potrafię
opisać, jak wielką ochotę miałem go w tamtym momencie uderzyć. Powstrzymałem
się resztkami silnej woli, dając mu w ten sposób przewagę. Na jego twarzy
pojawił się źle maskowany wyraz triumfu.
- Więc jak będzie?
Dogadamy się? Wiem, że ci na tym zależy. Chcesz się stąd wyrwać bardziej, niż
cokolwiek innego. A ja ci to zapewnię. Zatroszczę się o ciebie tak, jak o moje
własne dzieci. Teraz nie masz już nikogo, Taemin, kto mógłby się zainteresować
twoją przyszłością. Ja robię to za darmo, chociaż właściwie wcale cię nie znam.
No, prawie za darmo. Proszę cię tylko o jedną, małą przysługę – zostaw Minho w
spokoju. To nie takie duże wyrzeczenie, biorąc pod uwagę, że związek na
odległość i tak nie przetrwałby długo, zwłaszcza z waszymi wybuchowymi
charakterami. Chcesz poświęcić sukces i marzenia dla czegoś takiego…? W dzisiejszych czasach nawet
łatwiej żyje się bez zobowiązań i sądzę, że zawsze zdawałeś sobie z tego
sprawę.
Czułem się
tak, jakby ktoś wyrwał mi serce i kopnął je w sam środek wypalonej w ziemi
dziury, by zostało pogrzebane wraz ze szczątkami kawiarni. Targało mną
jednocześnie tyle emocji, że z natłoku myśli aż rozbolała mnie głowa. Miałem
tego dość, dlaczego mówił mi te wszystkie rzeczy?! Według niego jeszcze nie
dosyć paskudnych sytuacji przeszedłem w swoim życiu? Co niby miałem mu
odpowiedzieć? Podać mu rękę, przyznać, że spoko, zgadzam się, zostawię kogoś,
kogo kocham i rzucę się w pogoń za karierą jak jakiś pokręcony wariat jego
pokroju? Czy też lepiej było odmówić i poczekać, aż wszystko samo się posypie,
a ja utknę na zawsze w tej znienawidzonej przeze mnie dziurze, bez nadziei i zupełnie
samotny?
- Niech mi pan
da czas do zastanowienia. – Mój głos brzmiał jak głos zaprogramowanego
specjalnie robota, był kompletnie wyprany z emocji. Kąciki ust mężczyzny
uniosły się ku górze ledwo zauważalnie.
- Wiedziałem,
że nie będziesz mógł tak po prostu odrzucić tej propozycji. Masz czas do jutra.
Och i jeszcze jedno – dodał na odchodnym, wpatrując się we mnie intensywnie. –
Wolałbym, żebyś nie wspominał o tej rozmowie Minho. Chyba obaj wiemy, jaki on
jest porywczy, a ja i tak mam już wystarczająco dużo na głowie.
I odszedł, nie
oglądając się za siebie, pozostawiając mnie w stanie całkowitej rozsypki. Bambi
znalazł się obok mnie w ciągu dwóch sekund i objął mnie ostrożnie ramieniem,
jakby sprawdzał, czy aby na pewno jestem cały.
- Co on ci
nagadał? Cokolwiek ci powiedział, nie wierz w nic, ani na nic się zgadzaj!
- To nic – wykrztusiłem z trudem, nie mogąc
spojrzeć mu w oczy. – Tylko jakieś pierdoły o nowej szkole Sulli. Już nawet nie
pamiętam.
Stanowczy głos
mężczyzny nadal brzęczał mi w głowie jak stado natrętnych much niedających się
w żaden sposób odgonić.
~*~
Następne dni
przeleciały tak szybko, że miałem wrażenie jakby ktoś złośliwie przyśpieszył
czas. Zanim się obejrzałem, zamieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiąc. Z
każdą kolejną upływającą godziną robiłem się coraz bardziej roztrzęsiony i
zdenerwowany. Mimo że praktycznie każdą chwilę spędzałem z Minho, mój czas
składał się głównie z obsesyjnego odliczania minut, jakie pozostały do jego
wyjazdu. Przerwy między lekcjami, wspólne popołudnia i noce – mało, mało, wciąż
za mało w obliczu tego, że po tym pożegnaniu mieliśmy się już przecież nigdy
nie spotkać.
Nigdy. Nigdy to cholernie wkurwiające
słowo. W swoim życiu nienawidziłem naprawdę wielu rzeczy, ale słowo „nigdy”
stało się nieoczekiwanie moją największą zmorą. Ponieważ nigdy to strasznie długo. A ja nie potrafiłem się na niczym skupić,
wciąż powtarzając sobie w myślach ten wyraz, katując się nim praktycznie bez
przerwy. Czyżby moje masochistyczne zapędy się powiększały? Bałem się tego.
Bałem się, co ze mnie zostanie, kiedy wszyscy wyjadą i kiedy Minho mnie opuści.
Nie chciałem znowu zamknąć się w tej ciasnej skorupie, z której dopiero co
udało mi się wydostać, ale do tego to się właśnie nieubłaganie sprowadzało.
Myśl, że to
wszystko będzie mi na powrót brutalnie odebrane, mroziła mi krew w żyłach. Ale
przecież obiecał. Obiecał, że nigdy
mnie nie zostawi, wciąż to powtarzał.
Tyle, że teraz
nie miał na to wpływu.
Być może
zaczynałem brzmieć jak jakiś patetyczny palant, ale to mnie pogrążało, mimo że
starałem się nie dawać niczego po sobie poznać. Szkoda, że znał mnie tak
dobrze, bo byłem pewien, że się domyśla, chociaż sam ani słowem nie wspomniał o
tym, że wyjeżdżał wcześniej. To Dara mi o tym powiedziała, nie wiedząc, że już
od dawna zdawałem sobie sprawę z tego, co miało nadejść. Zdawałem sobie sprawę
z tego, że kiedy Bambi wyjedzie do USA, oni też tu nie zostaną. Dlaczego
mieliby? Przecież to nie był ich prawdziwy dom, to nie był ich świat. Mieli
swoje życie w Seulu, Kibum musiał wracać do szkoły po rocznej przerwie, a
według woli pana Choi Sulli miała zostać odesłana do swojego nowego liceum tego
samego dnia, co Minho na inny kontynent.
Wszyscy
musieli odejść. Ta świadomość bolała mnie chyba najbardziej. Gdybym tylko był
rok starszy, mógłbym pojechać razem z nimi i tak jak Jonghyun poszukać jakiejś
pracy w wielkim mieście. Ale musiałem zostać. Wszyscy odchodzili, tylko ja cały
czas stałem w miejscu.
- Hej, dobrze
się czujesz? – Amber podeszła do mnie na lekcji wf-u, jednej z tych uciążliwie
ciągnących się w nieskończoność godzin, których nie mogłem spędzić z Minho.
Spojrzałem na nią ponuro, zastanawiając się, jakim cudem udało jej się odkryć
mój tajny schron w schowku na materace. – Posuń się, to nie tylko twoja
świątynia rozpaczy – burknęła, wskakując na miejsce obok mnie.
Dłuższą chwilę
spędziliśmy w całkowitym milczeniu, słuchając dochodzących z sali gimnastycznej
odgłosów odbijanych piłek do siatkówki i bojowych okrzyków ludzi z klasy.
- Choi żalił
mi się, że łazisz ostatnio przybity jak gwóźdź do ściany. On myśli, że to przez
niego i kto wie, może ma rację. Jest aż tak beznadziejny w łóżku?
Nieopodal mnie
leżała poobijana piłka lekarska. Nagle zacząłem zastanawiać się co by było,
gdybym trafił nią Amber w łeb.
- Ej, nie
spinaj się tak, tylko żartowałam… Twoje poczucie humoru zawsze było
beznadziejne, ale przynajmniej jakieś było, a teraz całkiem wyparowało –
mruknęła, nadymając policzki. Kiedy zrozumiała, że przyjąłem taktykę
ignorowania, wydała z siebie rozdrażnione prychnięcie, a potem westchnęła. –
Widzisz, nawet nie umiem już się z tobą kłócić, to straszne. Zamiast tego mam
ochotę cię przytulić.
- To jest
dopiero straszne – odparowałem, niszcząc tym samym swoją strategię. – Ehh, więc
przylazłaś tu tylko po to, żeby mi podokuczać? Mogłem się tego w sumie
domyślić, niektóre rzeczy się po prostu nie zmieniają.
- Przecież
właśnie ci powiedziałam, że to wcale nie jest mój cel! Przyszłam z tobą pogadać
bo… martwię się o ciebie.
- Aaa to
akurat coś nowego.
Posłała mi
mordercze spojrzenie.
- Nie,
nieprawda. Zawsze się o ciebie martwiłam, tylko byłam zbyt uparta, żeby to
przyznać, a ty z kolei byłeś tak nieznośny, że gdybym ci to powiedziała, tylko
byś mnie wyśmiał! A teraz… teraz już bez sensu owijać w bawełnę. Ja… - zawahała
się na moment, nerwowo szarpiąc rąbek swojej sportowej koszulki. – …Proszę cię
Taemin, nie rób tego znowu. Nie zamykaj się. Proszę. I tak już wszystko stoi na głowie, a skoro zaufałeś Minho,
to możesz zaufać i mnie.
- Ja po prostu
tak bardzo, kurwa, nie chcę znowu zostać sam – wyrzuciłem z siebie, nie myśląc
o tym, co mówię. Jakby coś siedziało mi w środku i wypychało te słowa wbrew
mojej woli. – To jest, kurwa, najgorsze. Oni wszyscy… Nie umiem się pogodzić z
tym, że wszyscy mnie zostawiają, bo, kurwa, uwierzyłem w te pierdoły o
szczęśliwym zakończeniu. Byłem tak naiwny… tak…
Zanim się
zorientowałem, woda wylewała się ze mnie hektolitrami, a ja stałem się żywą
fontanną w silnym objęciu drobnych ramion Amber.
Totalny
absurd. Ale z drugiej strony co w moim siedemnastoletnim życiu nie było
absurdem…?
- Nie
zostaniesz sam. – Jej głos drżał, kiedy ściskała mnie kurczowo, jak gdyby to
była najbardziej naturalna rzecz na świecie. – Nie zostaniesz sam, Taeminnie.
Masz jeszcze mnie.
- Mam już
tylko ciebie.
~*~
Nigdy
wcześniej nie widziałem seulskiego lotniska i w ogóle żadnego lotniska na żywo,
więc mimo iż miałem jako takie pojęcie, jak to wygląda, nie spodziewałem się,
że będzie aż tak ogromne. Czułem się klaustrofobicznie, ze wszystkich stron
otaczany przez tłumy ludzi z bagażami, mówiących w najróżniejszych językach i
różnie wyglądających. Gdyby Minho nie trzymał mnie za rękę, chyba nie miałbym
wyboru jak tylko stanąć w miejscu i spokojnie poczekać, aż któreś z tych
tłoczących się goryli zadepcze mnie na śmierć. W dodatku panowała straszna
duchota a jednocześnie wszędzie czułem przeciągi i coś okropnie śmierdziało
zgniłym serem.
Być może
zwyczajnie wszystko mnie wkurzało. Nie miałem nawet zamiaru pocieszać się
ulubioną optymistyczną sentencją Żabola „zawsze może być gorzej”, bo po czymś
takim zwykle właśnie robiło się gorzej. Lada chwila mogła pojawić mi się nad
głową gradowa chmurka z kreskówki i zacząć ciskać błyskawicami.
Mniej więcej
tak przedstawiało się moje samopoczucie tego uroczego, majowego poranka. Po
prostu cudownie, wracamy do punktu wyjścia.
- Do
bezpośredniego lotu Seul – Waszyngton w klasie A pozostało trzydzieści pięć
minut. Prosimy pasażerów o przygotowanie się do oddania bagaży przy stanowisku
dwunastym. – Mechaniczny głos w głośnikach sprawił, że omal nie wyskoczyłem ze
skóry, a nogi zaczęły trząść mi się jakby były z galarety. Trzydzieści. Pięć.
Minut. Półtora miesiąca bolesnego odliczania doprowadziło w końcu do tego, że
oto stałem na lotnisku w Seulu, sztyletując wzrokiem wielki zegar, którego
wskazówki przesuwały się do przodu, pozostawiając mi coraz mnie sekund.
Miałem
wrażenie, że za moment umrę na zawał.
- Um,
Taemin-ah, chyba odciąłeś mi krążenie krwi w lewej dłoni – jęknął Żabol, a ja
dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że praktycznie miażdżyłem jego palce w swoim
uścisku. Odskoczyłem jak oparzony, wpadając przy okazji na jakiegoś tłustego
gościa z naręczem walizek.
- Przepraszam!
- Nie, w
porządku, wracaj. – Przyciągnął mnie z powrotem, ustawiając przodem do siebie i
pochylił się, by spojrzeć mi w oczy. Przełknąłem ślinę, spuszczając wzrok i
pozwoliłem, by włosy opadły mi na twarz, ale odgarnął je gwałtownie do tyłu,
unosząc palcem moją brodę. Jego wzrok wyrażał niepokój. – Jesteś strasznie blady.
Jadłeś coś, zanim wyszliśmy?
- Tak, ale
chyba zaraz to wszystko zwrócę. – Nigdy nie sądziłem, że mój głos może osiągnąć
ultradźwiękową piskliwość, ale to właśnie się chyba stało. – Niedobrze mi.
Dotknął mojego
spoconego czoła swoją ciepłą dłonią, ani na chwilę nie odrywając ode mnie
wzroku. Chwilę tak staliśmy, a potem nie wytrzymał i przytulił mnie mocno,
chowając twarz w moich włosach.
- Nie denerwuj
się – szepnął mi do ucha łagodnym tonem, a ja mimo woli przypomniałem sobie jak
jeszcze niedawno sam skierowałem do niego te słowa, tylko że wtedy
znajdowaliśmy się w zupełnie innych okolicznościach. Okazało się, że te trzy
uspokajające słowa miały zupełnie odwrotny efekt. – Przecież USA nie jest tak
daleko od Korei…
- Nie mam
pojęcia, jakim cudem zdałeś te cholerne egzaminy, bo twoja znajomość geografii
zasługuje na pałę – mruknąłem niewyraźnie w jego koszulę. Zamknąłem oczy,
wciągając głęboko do płuc kojącą woń cappuccino i drażniący lekko zapach
cynamonu. Ta mieszanka już zawsze będzie przywoływać we mnie wspomnienia.
- Przecież
zobaczymy się niedługo – obiecywał tym czasem Minho, nieświadomy tego, że tymi
słowami wbijał mi gwoździe do trumny. – Przyjadę jak tylko się rozpakuję.
- No to w
ogóle nie wyjeżdżaj, idioto.
Wyrwał mu się
zduszony śmiech.
- W najbliższy
weekend… Jak tylko zorientuję się w uczelni i w mieście. A na święta to ty
przyjedziesz do mnie. Kupię ci bilet w klasie dla vipów. Będziemy ubierać
waszyngtońską choinkę i lepić waszyngtońskie bałwany z waszyngtońskiego śniegu,
a potem całować się pod waszyngtońską jemiołą i kochać się w wielkim, waszyngtońskim…
- Jeszcze
nawet czerwiec się nie zaczął.
- Czy ty
zawsze musisz mnie zgasić…?
Zachciało mi
się ryczeć, ale przecież obiecałem sobie, że od tego żenującego incydentu z
Amber już nikt publicznie nie zobaczy moich łez, a tym bardziej on.
- Tae… Nie
będzie tak źle, nawet nie zdążysz za mną zatęsknić. Mój ojciec obiecał, że do
czasu ukończenia liceum nikt nie zabierze ci domu, on osobiście się o to
postara. Nie musisz też martwić się czynszem i pieniędzmi, poza tym na pewno
masz jeszcze sporo oszczędności z pracy w kawiarni, a jeśli tylko będziesz miał
jakieś problemy, wiesz gdzie mnie szukać.
- Tak. Na
drugim końcu świata – podsumowałem niechętnie. – Nie musisz się o mnie tak
martwić, nie jestem taką ciotą, poradzę sobie.
- Wiem. –
Odchrząknął, pociągając nosem. O nie, jeśli jeszcze on nagle zacznie się mazać,
to wydrapię mu te przeklęte, sarnie oczy i nikt oprócz mnie nie będzie mógł na
nie patrzeć. – Taemin… Kocham cię, pamiętaj o tym.
- Mhm… -
zagryzłem dolną wargę aż do krwi, nienawidząc siebie za to, że nawet teraz,
wiedząc, że widzę go po raz ostatni w życiu, te dwa słowa nie chciały przejść
mi przez gardło. Przez tłum zaczęła przedzierać się gorączkowo reszta ekipy.
Jonghyun i Kibum torowali sobie drogę, taranując biednych ludzi wózkami do przewozu
bagaży. W jednym z nich siedziała wściekła Sulli w mundurku prosto z kiczowatej
dramy, które nałogowo oglądała i chyba po raz pierwszy w życiu związała swoje
wiecznie rozczochrane włosy w dwa kucyki z kokardkami. Stłumiłem parsknięcie w
kołnierzu koszuli Minho, bo ten zabawny widok podziałał na mnie rozluźniająco.
- Chciałeś
wyjechać bez pożegnania! – Key wycelował w niego oskarżycielsko palcem. –
Obściskiwać się z Taeminem zawsze masz czas, ale swoich najlepszych przyjaciół
zwyczajnie olewasz! Uhh właśnie
dlatego nie cierpię ludzi w związkach! Są potwornie irytującymi, egoistycznymi
dupkami!
- Mała
przekąska na drogę. – Dara przepchnęła się między Kibumem a Jonghyunem,
wręczając Minho plecak wielkości jego własnej walizki. Jeśli to miała byś ta
„mała” przekąska, to chyba nie powinienem się martwić, że Żabol umrze z głodu w
tej Ameryce, bo miał zapas przynajmniej na następne pół roku.
Wyswobodziłem
się ostrożnie z jego uścisku i stanąłem z boku, przyglądając się, jak żegnał
się z każdym po kolei. Im też będzie go brakowało. Mnie będzie brakowało ich
wszystkich.
- Co,
braciszku? – Sulli wychyliła się niebezpiecznie z pozostawionego na pastwę losu
metalowego wózka i spojrzała na mnie z uśmieszkiem. – Faceci podobno nie beczą,
chyba, że faktycznie jesteś babą.
- Och spadaj –
odparowałem. – Masz się zacząć dobrze uczyć w tej swojej nowej elitarnej
akademii, rozumiesz?! Bo inaczej każą ci klęczeć na grochu przez pięć godzin.
Albo gorzej. Odłączą ci tam Internet!
Zachichotała,
po czym pokazała mi język. Cieszyłem się, że wreszcie jest wolna. Mimo wszystko
będę za nią tęsknił, ale może mieszkanie z dala od domu sprawi, że stanie się
dojrzalsza. I tak była bardzo samodzielna jak na swój wiek, więc o nią najmniej
się martwiłem.
Zaschło mi w
ustach, kiedy automatyczny głos oznajmił, że pozostał już tylko kwadrans do
odlotu, a potem zacznie się moje wieczne nigdy.
Pasażerowie w ślimaczym tempie zaczęli ustawiać się w kolejce do oddania
bagaży. Minho spojrzał na mnie błyszczącymi oczami ponad ramieniem Jonghyuna, a
mnie znowu coś przewróciło się w żołądku. Bezwiednie wymacałem w kieszeni
spodni pomiętą kopertę. Była w opłakanym stanie od ciągłego sprawdzania, czy
aby na pewno nie wypadła, gdzieniegdzie miała małe, brązowe plamki od
obrzydliwej kawy z lotniskowego automatu. Miałem nadzieję, że atrament się nie
zatarł i to, co miałem do przekazania mojemu Żabolowi, zachowało się w całości.
Zbliżyłem się
do niego i zarzuciłem mu ręce na szyję, stając na palcach, by móc pocałować go
długo i powoli, czując jak łagodne ciepło rozchodzi się po całym moim
rozedrganym ciele, przez wszystkie nerwy, do wszystkich kończyn. Przestałem
słyszeć to, co się działo dookoła nas, istniał tylko on.
Wolną ręką
zdołałem rozsunąć do połowy kieszeń jego plecaka i włożyć tam kopertę. Kiedy
się ode niego oderwałem, kręciło mi się w głowie i przez chwilę nie mogłem
złapać powietrza.
- Chyba musimy
częściej się żegnać – uśmiechnął się szeroko, ale jego oczy zrobiły się nieco
wilgotne. Oblizałem usta, jeszcze raz przełykając kawowy posmak.
- Uważaj na
siebie, dobrze?
- To chyba
moja kwestia.
- Minho,
musisz już iść, bo odleci bez ciebie! – Spanikował Key, popychając go w
kierunku odprawy. Pobiegłem za nim, bo wciąż nie puszczał mojej dłoni.
- Jesteś
najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
- Idź już!
Moment, w
którym w końcu wypuścił moją rękę jakoś mi umknął. Pamiętam tylko, że stawałem
na palcach, starając się dostrzec jego kasztanowe loki wśród tysiąca innych
głów, ale udało mi się to dopiero kiedy Jonghyun kucnął przede mną, proponując,
bym wskoczył mu na plecy. Nawet przez chwilę nie zastanawiałem się nad idiotycznym
brzmieniem tej propozycji.
Był tam.
Machał jak wariat i śmiał się, podczas gdy dwóch ochroniarzy próbowało
przemówić mu do rozumu, bo tarasował drogę innym pasażerom. Wysiliłem się na najszczęśliwszy
uśmiech, na jaki było mnie stać i miałem gdzieś, jak idiotycznie musiałem
wyglądać.
- Co było w
liście, który mu podrzuciłeś? – zapytał Jjong, nie mogąc się powstrzymać.
Zacząłem
mrugać intensywnie oczami i nie przestawałem machać, chociaż już dawno
straciłem Minho z oczu.
- Nic takiego.
Tylko takie tam dwa słowa.
Sama nie wiem, czy jestem zadowolona z tego ostatniego rozdziału, ale musicie mi uwierzyć, że starałam się bardzo, bardzo mocno. Każde słowo musiałam dokładnie przemyśleć, pootwierałam tysiąc możliwych słowników i bardzo przepraszam za błędy interpunkcyjne, których pewnie jest tu w cholerę i więcej. To moja pięta achillesowa.
Po epilogu mam zamiar napisać porządną notkę pożegnalną wraz z indywidualnymi podziękowaniami dla tych, bez których to opowiadanie by nie powstało. Tym czasem dziękuję tutaj wszystkim Wam za to, że byliście, jesteście i - mam nadzieję - będziecie wspierać głupiutką Alice dalej w jej przygodzie z pisaniem.
Chciałabym też (uh, zaczyna się żebranie, nie lubię tego ^^") żeby każdy, kto przeczyta ten rozdział, nawet jeśli nie robił tego wcześniej, by ten jeden raz zrobił wyjątek i skomentował. Dlaczego mi na tym zależy? Chcę sprawdzić, ile tak naprawdę osób związało się z tym opowiadaniem tak bardzo, jak ja. Liczba 174 obserwatorów to prawdziwy zaszczyt, dlatego chciałabym wiedzieć, dlaczego właściwie spodobał Wam się ten mój twór. Nie musi to być bardzo długa epopeja narodowa. Zwyczajny komentarz, kilka zdań na wagę złota. Mogę na Was liczyć...? <3
A to dla was. Przepraszam, za fatalną jakość, co jak co, ale na reżysera to ja się nie nadaję x'D
>>>VIDEO<<<
No. Więc to chyba tyle ode mnie. Jeśli jeszcze o czymś sobie przypomnę, będziecie wiedzieć pierwsi. Dziękuję! ♥
Alice.
P.S. Z racji tego, że ostatnio blogger mnie hejtuje, przepraszam bardzo, jeśli ktoś nie dostanie informacji o pojawieniu się rozdziału ;_; To nie ode mnie zależy i jestem bardzo zła :<
P.S. Z racji tego, że ostatnio blogger mnie hejtuje, przepraszam bardzo, jeśli ktoś nie dostanie informacji o pojawieniu się rozdziału ;_; To nie ode mnie zależy i jestem bardzo zła :<
omgomgomg.
OdpowiedzUsuńZa dużo. Za dużo. Znajdę Cię, upadnę na kolana i zacznę ryczeć, bo do tego doprowadził mnie ten rozdział. Po prostu... za dużo.
Świetny opis uczuć, muszę to przyznać. Czytając, siedziałam znieruchomiała, a oczy latały mi po ekranie jak szalone ;_; Dlaczego to jest takie perfekcyjne? omg ;___;
Bardzo spodobała mi się "łóżkowa scena". Omg *q* Taki pewny siebie Taemin i Minho, który nie wie, co robić... omg ;_;
Rozmowa z panem Choi - nienawidzę go, nienawidzę *tupie nogami jak małe dziecko*!
Miałam cichą, wyrywającą się z serca nadzieję, że Minho w ostatniej chwili wciśnie Taeminowi na lotnisku bilet, i że polecą razem, ale nic takiego się nie stało *przerwa na spokojne wypłakanie się*.
Przepraszam, że ten komentarz jest tak mało ambitny, ale naprawdę jestem pod wrażeniem Twojego talentu i w całkowitym szoku, bo ten rozdział zrobił ze mnie jakąś papkę, która cały czas płacze.
Nie będzie to dziwne, jeżeli podziękuję Ci za te 20 rozdziałów? Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję. Dziękuję T_T
siedze przed kompem i becze. Błagam CIę. pisz to dalej. błagam, błagam, błagam.... to jest... to jest... jsndcjdfjcs ;______;
OdpowiedzUsuńPIĘKNE to za mało powiedziane. CUDOWNE. IDEALNE.
kochane.
te 20 rozdziałów to za mało. moje serce pragnie więcej ;____;
Kocham Cię kobieto,za to jak piszesz i bije Ci pokłony <3333333333
czekam na e...e..e.. ep. nie potrafię nawet napisać :<
na nastepny rozdział! bo epilogu nie przeżyję ;_;
Piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuje. To wspaniałe opowiadanie. Nie potrafię opisać tego jak mocno się w nie wciągnęłam. Pisząc ten komentarz łkam sobie cicho że to już koniec. hehehe...
OdpowiedzUsuńAliss, teraz się Tobie wyżalę. Zużyłam już całą rolkę papieru toaletowego i zapowiada się, że jeszcze co najmniej dwie zostaną zużyte na mój płacz. Przysięgam, nie mam pojęcia, kiedy w ciągu 17 lat mojego życia tak płakałam. Nie wiem czy kiedykolwiek.
OdpowiedzUsuńKońcówka mnie wykończyła psychicznie. Po prostu wysiadłam. Nie wiem jak w ogóle doczytałam ostatnie zdanie mając oczy tak zamglone od łez, ale w następnej sekundzie desperacko rzuciłam się na łóżko i przyciskając twarz do kołdry nie zaczęłam płakać, nie. Zaczęłam BECZEĆ, WYĆ, nie wiem jak to możliwe że się nie udusiłam. Teraz ręce mi się trzęsą i nie wiem w ogóle jak jestem zdolna pisać ten komentarz, ale ciągle panicznie ryczę i nie wiem ja długo jeszcze wytrzymam pisania tego komentarza zanim nie pójdę znowu do łóżka, żeby nie obudzić babci czy taty, którzy pewnie by od razu przybiegli przerażeni, czy ktoś mnie obdziera ze skóry.
Jak mogłaś? Jak mogłaś to tak skończyć, Boże, tak bardzo się wczułam w Taemina, a Ty jego miłość wysyłasz na drugi koniec świata... Jak ja nie lubię czegoś takiego! Sorry, too much.
~~
Połowa drugiej rolki papieru toaletowego zużyta. Wyglądam jak wrak człowieka, jestem cała czerwona na twarzy, oddycham tylko przez usta bo przez nos nie ma jak, a oczy chyba będą mnie piec przez najbliższy tydzień. Brawo Aliss, brawo, jak to zrobiłaś, doprowadziłaś mnie do tego stanu nawet mnie nie znając. Czy ja kiedykolwiek tak wyglądałam?
~~
Jestem osobą lubiącą słodkie, puchate zakończenia, bez żadnej rozłąki czy czegoś. Przysięgam, że jak mnie nie zadowolisz epilogiem, jak przyjadę do Ciebie tego 13 czy kiedy, najzwyczajniej na świecie Cię uduszę. Strzeż się, czy coś, ugh. Ała, mój brzuch. Tak, on też boli przez Ciebie.
Aliss, jeszcze napiszę komentarz podsumowujący opowiadanie, ale pozwolisz, że pod prologiem? Tu nie jestem w stanie. Po prostu wysiadam psychicznie i chyba przepłaczę całą noc.
Wybacz, idę zużywać kolejną rolkę papieru.
Powiem tak...Nie wiem co wyjdzie z tego komentarza...Nie wiem co napisac nic nie wiem.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu rozdziału i dowiedzeniu się że to koniec... chciałem cię zabić, udusić, poćwiartować, utopić, zakopać, odkopać ii zrobić wo wszystko raz jeszcze...Szczerze? Nadal mi po częsci to zsotało. Na szczęście przeczytałem info że będzie EPILOG. A już miałem hejtować i napisac ci hejta na 31 stron...masz szczęćie. Mam nadzieje że epilog bądzie tak samo długi. I wyjaśni to i owo. I jeszcze jedno... nie cchcesz napisać kontunuacji TM? Dlaczego? Takie np 5 lat później czy coś... albo TM o Keyu i Dino...Pomyśl nad tym bp czytelników byś miałą sporo xDD
Ech co mogę powiedzieć jeszcze? Dziękuję. Naprawdę bardzo ci DZIĘKUJĘ. To opowiadanie bardzo wiele dla mnie znaczyło i znaczy. Jest jednym z najlepszych jakie czytałem. Czytałem je w różnych okresach mojego życia i....bardzo się z nim zżyłem wiec to boli, że to koniec....Nie wiem co napisać ale...Jest mi smutno że to koniec. Dziękuję.
Zero_
OdpowiedzUsuńNo hej, Aliss, witam. W tej chwili staram się zachować spokój, nie pogryźć klawiatury i nie pozjadać klawiszy, a przede wszystkim napisać coś na kształt komentarza, bo w końcu muszę się wziąć za siebie i naskrobać coś sensownego, z sensem, z czymkolwiek, bo to końcówka, cnie? W sumie to mam teraz ochotę wrzeszczeć, skakać, wetrzeć się w podłogę, zawinąć w dywan i już jako naleśnik odśpiewać marsz żałobny samej sobie. No ale na szczęście zdołałam doczołgać się do komputera i teraz tak sobie na wpół leżę, na wpół siedzę, trzęsąc się jak pstrąg w galarecie i próbując nie zetrzeć literek z klawiszy, bo chyba za mocno naciskam…
Ale do rzeczy, bo już zaczynam pisać bzdury. Także tego...
Wiesz chyba, że mnie zniszczyłaś, ponownie, kolejnym rozdziałem, który znów jest tak cholernie zajebisty, że gdybyś teraz była w pobliżu to oddawałabym Ci pokłony, całowałam bym Ci stopy, śpiewała psalmy i nosiła na rękach. Jezu. Tak w ogóle to kiedy dodałaś rozdział, malowałam sobie paznokcie. Zdążyłam pomalować jedną rękę, a drugiej już pewnie nie będę w stanie. Nie wspomnę o tym, że lakier nie zdążył wyschnąć i teraz mam na nim jakie kreski, freski i odciski palców, bo jak czytałam to byłam w hipnozie i nie wiedziałam co robię… chyba wbijałam sobie paznokcie w paznokcie, niczym Taemin paznokcie w Minho asdasddsfasdf
Jeny, w ogóle, wciąż nie wierzę, że to 20 rozdział… że ostatni… że to koniec… ;;;
Taktaktaktak, ostatni rozdział i wstrząsnął mną najbardziej ze wszystkich, poważnie. Wszystkie dostępne emocje zmieszały się w jedno i powstała mieszanka wybuchowa, która zmiotła mnie z powierzchni ziemi. Pozdrawiam z kosmosu, tak w ogóle~! ;___;
Zaczęło się przygnębiająco. Cała ekipa w domu państwa Choi, klimat rozpaczy. Musieli naprawdę to przeżyć, bo przecież cały ich dobytek poszedł z dymem. Najbardziej było mi żal Jinkiego i Dary, bo to przecież nie było tylko ich miejsce pracy i mieszkanie, ale także ważna część ich życia, z której się utrzymywali, wszystkie wspomnienia: te lepsze i te gorsze. Boże, to takie smutne, że miałam ochotę ich wszystkich przytulić i pocieszyć *lajluś, uspokój się, to fikcja, lajluś* ;__;
Kibum i jego histeria mnie rozwaliła. ON MA RACJĘ! TO PODPALACZE! DO PIERDLA Z NIMI! ARGH! Serio, muszą znaleźć jakieś dowody i wsadzić te zapchlone kotki, bo wszyscy wiedzą, że to ich wina.
Mam nadzieję, że udowodnią im przestępstwo, prawda Aliss?! Ja tego tak nie zostawię. Załatwię im rozprawę i sędzia Choi Minho Wesołowska wsadzi ich na 25 lat w zawieszeniu na dożywocie, bo zniszczyli moje marzenia. Miałam tam kiedyś pojechać i zamówić sobie kawkę, a potem wgapiać się w Minho, który mieli ziarenka kawy w młynku, którym również jestem! Ahdgahdaffsda halp x.x
Noo, ale w końcu zostawili ich samych, dzięki naszemu dinozaurowi. Chryste, prezent ślubny, który Jonghyun uratował z płomieni asdgahsd W ogóle ten prezent taki dżołk, a taki przydatny w tamtym momencie he he he. Trzeba jakoś pocieszyć przybitego Minho, co nie Taemin? :))))))))))))))) Wiedziałam, że będą papryczki chili, wiedziałam, a i tak miotało mną jak szatan niewinną owieczkę. Nie liczę tego, że parę razy dałam dobie w twarz, skopałam prześcieradło i rozszarpałam kołdrę, pod którą leżałam… mówiłam już kiedyś, że nie potrafię nad sobą panować? No i nie dość, że piszesz super-hiper-extra-zajebiście to piszesz też super-hiper-extra-zajebiste smuty! Przewyższyłaś moje oczekiwania. Wszystko nie działo się szybko, wszystko było dokładnie opisane, nic chaotycznie, dopracowane, cud, miód i motylki normalnie. A mówiłaś, że nie umiesz pisać smutów…. pff, pff, pff pliss. TO DOPIERO JEST SMUT! Bo choć nie czytam ich za dużo, to zdecydowanie trafiłaś w mój gust.
UsuńNa początku Minhuś taki speszony, tak niespodziewanie. Ja tym bardziej się nie spodziewałam, że to Taemin w ramach pocieszenia zrozpaczonego Żabola (i z małą wielką pomocą Jonghyuna i jego prezentu) zaproponuje mu seks. Normalnie szczena mi opadła jak on z takim entuzjazmem napada na biednego Minho i nagle rzuca takim pomysłem. Kekekekeke. Takie jakieś miałam przeczucie, że Minho się nie zgodzi i że mnie strollowałaś mówiąc, że jednak będą papryczki, ale potem sama się przekonałam, bo przecież Taemin i jego wielki dar przekonywania. No kto by mu się nie oparł? XDDD
Taniec godowy Minho, ankieta wśród przypadkowych osób! Hahhahahaha, myślałam, że wypluje płuca, bo aż zachodziłam się ze śmiechu XDD KOCHAM TWOJE/TAEMINA TEKSTY! ZAKŁADAMI IM FANKLUB!
I już nawet nie wspominam Taemina w przydługim swetrze Minho, który zasłaniał to, co miał zasłaniać, bo wybuchnę i będzie trzeba mnie zeskrobywać ze ścian.
Ok.
Następnie nadszedł czas na cebulkę, bo jakże to tak bez cebulki, trzeba przecież wykończyć doszczętnie biednego lajlusia, który ledwo zipie po pierwszej połowie rozdziału. MIAŁAM OCHOTĘ ZAJEBAĆ TEGO WREDNEGO DZIADA, OJCA MINHO TĄ TĘPĄ SIEKIERĄ. Jak mówił, że Taemin ma się nie zbliżać do Żabola i że musi wyjechać do Ameryki to już miałam łzy w oczach i zaczynało mną trząść, bo spodziewałam się najgorszego i co gorsza, moja intuicja mnie nie zawiodła ;;;; Najgorsze jest to, że Minho nic nie wie, boże, co on zrobi jak się dowie…. Na pewno tego tak nie zostawi, pewnie zrobi wszystko, żeby ponownie zobaczyć się z Taeminem i już nigdy więcej go nie opuścić, no nie? NO NIE? ;;;_____;;;
Na lotnisku już ryczałam tak, że nie widziałam tekstu. Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się takiego zakończenia. To tak się nie może skończyć. Przecież jest jeszcze epilog i wszystko się wyjaśni, jeszcze będzie czas na szczęśliwe zakończenie, na którym będę płakać ze szczęścia, a nie z histerii, bo moi ukochani bohaterowie rozstają się w taki sposób. Matulu, co musiał czuć wtedy Taemin… żegna się z Minho ze świadomością, że już nigdy go nie zobaczy. Okropne okropne. Aż brak mi słów, bo tak mi go było szkoda. I najbardziej ten list, Jezu, znowu płaczę, nawet teraz jak o tym pisze. „This is the end?” Jak zaczęłam wyć, to myślałam, że się ulfy do mnie zlecą. Potem siedziałam jak zombie i gapiłam się w ścianę, zrobiłam bezsensowne kółko po całym domu i usiadłam do komputera. Przeżywam to tak bardzo, jak jeszcze nigdy nie przeżywałam żadnego ff. Aliss, ty tak potrafisz związać czytelnika z bohaterami, że teraz czuję się jakby oni wszyscy byli moją rodziną. To takie cudowne uczucie, że nie masz pojęcia.
Dobra, koniec płaczu, bo sobie podtopię klawiaturę :<
To był jeden z najcudowniejszych, o ile nie najcudowniejszy rozdział ze wszystkich. Nie wiem w którym miejscu Ty tu miałaś wątpliwości, bo to jedna wielka czysta perfekcja i tyle. Nawet nie wiem jak długo czytałam, bo straciłam rachubę czasu. Rozkoszowałam się każdym wyrazem, zdaniem, literką jak zahipnotyzowana, boże… nawet mój brat wpełzł mi do pokoju jak czytałam i się na niego wydarłam, bo mi niszczy klimat heuhuehue
Do tego przez cały czas słuchałam „Perfect”, bo to taka piosenka przewodnia, która już zawsze będzie mi się kojarzyć z TM *dreszcz dreszcz dreszcz*.
To ten… i mam nadzieję, że tak tego nie skończysz, bo przecież jeszcze epilog, no nie? I czekam na happy end~
Dobra, troszeczkę się rozpisałam, bo widzę na liczniku już ponad 1100 słów i aż mi głupio, że musisz to czytać ( _ _) W dodatku zaczęłam czytać jakoś w pół do dziesiątej, a teraz jest w pół do pierwszej i ciągle jeszcze piszę komentarz… Jezu, pisanie komentarzy schodzi mi milion lat świetlnych….. to mnie kiedyś zgubi x.x
UsuńA pod epilogiem postaram się więcej z siebie dać, obiecuję! I mam nadzieję, że każdy kto czyta to opowiadanie, a jeszcze nigdy nie komentował, chociaż raz się wykaże i wysili na tyle, żeby przynajmniej ujawnić się i napisać chociaż kilka słów opinii. Bo te prawie 200 obserwujących nie wzięło się nikąd, no nie? Ja sama nie jestem święta i na początku też nie komentowałam, ale teraz już wiem jakie to potrzebne autorkom. To tyle ode mnie.
Aliss, szacun wielki! Dziękuję Ci za te 20 cudownych rozdziałów i za twoją ciężką pracę włożoną w każde zdanie, w każde słowo tego cudu, które mogłam przeczytać ;___;
I chyba wiesz, że Cię kocham, bo jesteś naprawdę wspaniałą osobą, a dzięki TM miałam okazję Cię poznać. Jeszcze kiedyś Cię osobiście wyściskam, obiecuję!
Jezus Maria, ryczę jak głupia T.T
OdpowiedzUsuńTo nie może się tak skończyć T.T Niby wiem że jeszcze epilog ale no kurde to już ostatni rozdział T.T Tak bardzo nie chcę żeby to się skończyło, tak bardzo się przywiązałam. Jest to zdecydowanie moje ulubione opowiadanie. Każdy rozdział wywoływał u mnie bardzo wiele emocji i płakałam na prawie wszystkich. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciała powiedzieć, że nie jesteś dobrą autorką albo że rozdział Ci za bardzo nie wyszedł to ugryź się w język i najlepiej nic nie mów xd Matko nie mam pojęcia co mam pisać. Tak bardzo targają mną emocje i tak bardzo płaczę że ledwo widzę nawet co piszę xd Jejku podziwiam Cię, zawsze byłaś moją ulubioną autorką i to się nie zmieni i chociaż nie przeczytałam jeszcze Twoich opowiadań o EXO to zamierzam to kiedyś zrobić xd Ale to może już po epilogu TM, nie wiem. Ale wiem na pewno, że jeszcze nie raz przeczytam TM i będę pewnie płakać jak za pierwszym razem. I jeszcze to video i ta piosenka w tle sprawia że jeszcze bardziej chce mi się płakać bo coraz bardziej uświadamiam sobie, że to już jednak koniec T.T Mam tylko nadzieję że na epilog nie będziemy musieli zbyt długo czekać :3 /Minnie, albo jak wolisz uciążliwy, męczący Cię na asku anonimek :3
Przeczytałam parta dawno temu, chyba minęło milion godzin, ale nie mogłam się otrząsnąć i NADAL NIE MOGĘ, PLIS. Ostatnio szastało mną tak, jak czytałam SB u Kei, serio. Z SB i TM jestem najbardziej związana, Ty i Kei forever moje pierwsze i najlepsze autoreczki, które poznałam i miałam okazję tak poskinshipować i w ogóle T_T i why mieszkacie tak daleko.
OdpowiedzUsuńPlis, ostatnio wycisnął ze mnie łzy ostatni part SB, teraz historia się powtarza, chyba za mocno się związałam z fickiem (znowu), bo zwykle to czytam, są jakieś emocje i w ogóle, ale nie aż tak, bo jestem osobą, która nie płacze na filmach/książkach/itd. OSMARKAŁAM KOŁDRĘ, NADAL JEST LEKKO WILGOTNA. Why jesteś mistrzem opisu emocji i metafor i w ogóle wszystkiego? Why byłaś małym, ślicznym pączuszkiem na gałązce, potem kwiatkiem, a teraz już kiełkujesz w dorodny owoc? Why tak utalentowana, why taka super, Aliss, why jesteś Aliss? Tyle pytań bez odpowiedzi. Nie jestem nawet w stanie wyrazić uwielbienia do Ciebie, bo nie znajdę takich określeń, jestem za głupim człowiekiem TT_TT nawet nie umiem napisać komentarza, jest mi tak głupio za każdym razem, gdy komentuję, bo nie umiem zrobić tego tak, jakbym chciała. Chciałabym potrafić poruszyć Ciebie w takim stopniu, jak Ty poruszasz mnie, gdy czytam Twoje dzieła, ale niestety ktoś mi postąpił mózgu i talentu ;---) (ps. Trzęsą mi się ręce, gdy piszę i kołacze mi serce, normalnie przeczytałabym part jeszcze milion razy, nim skleciłabym marną wypowiedź, ale teraz jakoś nie mogę, na samą myśl przechodzi przeze mnie dreszcz i obawa przed ponownym osmarkaniem pościeli). Słucham muzyki z bloga, która leci w tle. Playlista też zawsze tyle emocji, gdy słyszę którąkolwiek piosenkę, to od razu umieram, miałam kiedyś całą na telefonie, ale nie umiem słuchać tych piosenek bez czytania TM. To się nie trzyma kupy. W ogóle, zdziwiło mnie to, że udało mi się być w domu w momencie, gdy wstawiłaś part, bo zwykle trafiałaś nimi w momencie, gdy tłukłam się gdzieś poza domem i nagle odpływałam od znajomych ewjkhjksfhds.
Błagam, TO BYŁY CHYBA JEDYNE „TE” SCENY, PRZY KTÓRYCH TAK MOCNO SIĘ PESZYŁAM W MOMENCIE CZYTANIA. SERIO. Spinałam się cała. Nie napisałaś tam nic zbyt mocno zbereźnego, a i tak się wiłam. To jest największa sztuka, by bez wgłębiania się w szczegóły, wywoływać takie reakcje, serio. I BYŁA SCENA Z LĄDOWANIEM NA TYŁKU I SWETREM I KLATĄ, SKONAŁAM. Coś czułam, ze to właśnie takie prezenty ślubne szykował Jjong, ale chyba nie chciałam dopuścić tego do wiadomości. Emergency Jjong, zawsze na straży. W OGÓLE TEN ODWAŻNY TAEMIN. GINĘŁAM. WIŁAM SIĘ JAK WĘGORZ, PSTRĄG I CAŁA RESZTA STAWU.
Wiłam się w ogóle przy każdej 2minowej scenie, zawsze się wiję. JESTEŚ NAJGORSZA, ŻE SOBIE TAK MNĄ WIJESZ BEZ ŻALU. CAŁA SIĘ TRZĘSĘ, NADAL. Mam aż lodowate palce z żalu nad tym, co piszę.
A idąc bardziej chronologicznie – plis, scena w salonie, tyle przygnębienia i ja zszokowana, bo padło tyle bluźnierstw, ale nastrój i sytuacja to usprawiedliwia ^^” i to wygrażanie się z pierdlem.. PIERDL TO NAJLEPSZE SŁOWO ŚWIATA XD Mam nadzieję, że w epilogu wyjaśni się to, co stało się z kawiarnią i wytropią kotki, nie-kotki, czy innych podpalaczy ^^” (aż mi się przypomniało, gdy sprzedałaś mi spoiler, że kawiarnia spłonie… Chyba pamiętam każdy moment, który mi zaspoilerowałaś, bo to ważny element mojej egzystencji, która równa się part-życie między partem-kolejny part-spazzm-życie między partem itd.). Taemin godny pocieszacz, taki nappeun namja wszedł w niego, aż porwał Żabola w tany XD Jezu, bałam się, że Minho w końcu spierdzieli i schowa się za ekspresem do kawy, a Taemin, gorący niczym espresso, będzie musiał inaczej zgasić swój ognisty temperament XDD Co do samej sceny, to widziałam ją oczami wyobraźni i już wcześniej napisałam trochę na jej temat, bo mi się wymknęło i w sumie mogłabym to przekleić w tę część komentarza, ale po co XDDD
ZACZEPIANIE SUTÓW OMOECDWJHNEdsfdsfsdfsfsewfwe3455242^&%&^#@%&JKWDHKJ… JUŻ SAM GIF Z POCZĄTKU ZACZĄŁ MNIE NAKRĘCAĆ. Myślałam, że totalnie przelecisz nad tą sceną, a tutaj taka miła niespodzianka, gratka dla zwyrola XDDDD MOTYW ANKIETY UGODZIŁ MNIE W SERCE, UKŁADAŁAM ICH NA STUDIACH TYLE, MOGŁABYM IM UŁOŻYĆ POPRAWNIE ZBUDOWANĄ ANKIETKĘ ANINOMOWĄ I POTEM ZLICZYĆ DANE I SPORZĄDZIĆ RAPORT Z DOKŁADNYMI WYKRESAMI, GDYBY TYLKO CHCIELI, ale poradzili sobie bez tego xD
UsuńChoi senior. W tym momencie zaczęłam moczyć pościel. To już za wiele dla mnie było, a jeszcze tyle czytania przede mną. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem rodziców, którzy w ten sposób „dbają” o swoje dzieci. Dla mnie to bestialstwo, po prostu. W pewnym sensie ruszył mnie tez tekst o podobieństwie Taemina do matki… Meh. Nie wiem, za wiele. Taemin też wybrał opcję, której się obawiałam. Najgorzej, poszarpałaś moje emocje jak kartkę papieru, chociaż się tego spodziewałam, bo „poznałam” się trochę Taemina. Chociaż do końca miałam nadzieję, że jednak nie. Już moczyłam pościel czytając, że chwyta każdy dzień i każdą chwilę z nim i powtarza, ze to już zaraz koniec i w ogóle, że odlicza te dni… Jezu, znów drżę. NAJGORZEJ.
Scena z Amber taka piękna. Spodziewałam się przygnębionego Taemina w szafce, spodziewałam się nawet płaczu, ale obecność Amber i Taemin płaczący w nią, to za wiele. Utuliłabym ich wszystkich na raz i płakała razem z nimi. Tak mnie przygnębiło to, że w sumie chłopak uświadomił mi, ze będzie taki samotny, bo każdy wyjedzie… Wynurzenia Amber zawsze najlepsze. Amber jest taka super. Jezu, Amber, love ;-; Cieszę się, że chociaż ona mu zostanie. Chociaż cały czas byli wredni dla siebie, to serio, to bardzo ładna relacja ;-; bo nie liczy się to, czy się komuś słodzi ciągle i wszystko jest cukierkowo, bo wtedy jest tak sztucznie, prawdziwa przyjaźń jest wtedy, gdy ludzie potrafią sobie cisnąć ile wlezie i i tak nic ich nie poróżni ;-; przynajmniej widać szczerość~ (wcisnęłam tutaj tyle płaczących emot, ze chyba utoniesz)
SCENA LOTNISKOWA – NAJGORSZA. JUŻ TAK BUCZAŁAM I DRŻAŁAM, ŻE MUSIAŁAM ODŁOŻYĆ KOMPUTER I WYJŚĆ DO ŁAZIENKI SIĘ OGARNĄĆ I OCHLAPAĆ TWARZ ZIMNĄ WODĄ, BO BYM NIE DOTRWAŁA. Nie chciałam czytać, bo wiedziałam, że to już koniec. Bałam się tego, jak się pożegnają. Bałam się pożegnania, odejścia Żabola. Bałam się reakcji Taemina. Boję się tego listu. Tak bardzo, bardzo. Obietnice Minho mnie tak rozczuliły, buczałam już tak mocno, że aż mi głupio. I ten pożegnalny pocałunek… Mam drgawy i łzy w oczach znowu.
Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam, bo mam taki natłok myśli, a nie mam siły przeczytać tego drugi raz, bo mi ciężko tak strasznie.
Teraz mały apel – serio, fajnie by było, gdyby każdy obserwujący zostawił chociaż jedno słowo pod rozdziałem ;-; Aliss serio na to zasługuje, po tym, co robi dla każdego z nas, jak miota emocjami, ile trudu i czasu wkłada w pisanie, bo nie robi tego tylko dla siebie, ale dla wszystkich i dla każdego czytelnika z osobna i każdy przejaw Waszej aktywności tutaj cieszy ;-; Aliss nie tylko jest świetną autorką, ale też super osobą w realu i każdemu polecam odwiedziny w Krakowie i poznanie jej na żywo ;-; i wytulenie, aż się udusi… (ps. Nie polecam wycieczki na Wawel :(((( xDDDD). Skoro ona daje tyle z siebie, to niech każdy da o sobie znać ;-; ZRÓBMY FALĘ~~~XDDD
Dziękuję za wgniecenie mnie w łóżko i oficjalnie ogłaszam, że dotrzymam obietnicy, iż po 20 rozdziale TM biorę się za pisanie licencjatu, chociaż teraz to ja nie wiem, jak to wyjdzie, bo jestem kupką porozrywanych emocji zmieszanych z błotem aka moim mózgiem na podłodze.
Dzięki za to, że to napisałaś, dziękuję za wszystko i hwaiting~ Czekam na epilog i dodatki, bo pragnę wyjaśnienia paru kwestii ^^” Przepraszam za lamerski komentarz, ale znów chyba pobiłam długość swojego poprzedniego komentarza. Najlepsze 31 stron ever, dziękuję, chcę umrzeć z rozkoszy i smutku, że to koniec.
UsuńPozdrawiam i dziękujędziękujędziękuję.
Okej, Już chyba domyślam się, co jest w tym liście O_o głupia ja dsjfhsdjkfh
UsuńNa wszelki wypadek sprawdziłam TM, bo oczywiście blogger ignoruje wszystkie blogi, które obserwuję...
OdpowiedzUsuńTo było piękne.
Uważam, że był to jeden z najlepszych rozdziałów TM, na końcowej scenie miałam łzy w oczach patrząc, jak Taemin się stara przywołać uśmiech, jak Minho jednak leci. Moja optymistyczna dusza miała wielką nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Ale dzięki temu, opowiadanie było jeszcze bardziej realistyczne.
Podobała mi się Amber, gdy mówiła, że Minnie ma jeszcze ją. Jonghyun, kiedy go podsadzał, Dara, która w rozdziale (chyba) piętnastym tłumaczyła mu, żeby żył chwilą. Key który robił mu śniadania do szkoły, Sulli, jego niby wredna, ale jednak bardzo troskliwa, przynajmniej według mnie, siostra, Onew, który dał mu pracę, otworzył drzwi do czegoś nowego. i Minho. Chyba jeszcze w żadnym opowiadaniu tak bardzo nie polubiłam Żabci, jak w twoim. Poniekąd dzięki tobie przekonałam się do niego, tak samo jak do Taemina w SHINee. Dziękuje ci za to, że stworzyłaś to niesamowite opowiadanie, które czytam w wolnym czasie, rozdział po rozdziale. Uśmiechając się z powodu ironicznych odpowiedzi Taemina, niekiedy czując ukłucie w sercu, czytając jego osobówkę i to, jak prawdziwie była ona oddana. Nie przeszedł jasnej metamorfozy z dnia na dzień, jak to jest w niektórych opowiadaniach - przechodził ją, o ile dobrze przeczytałam - w rok.
Nie mogę się doczekać epilogu, także, Aliss - Hwaiting~
♥
Czuję się beznadziejnie, zupełnie jak Taemin, gdy siedział na tej sofie w salonie państwa Choi - jak Halloweenowa dynia, z której ktoś wykroił cały miąższ. Tak, to doskonale opisuje stan, w którym teraz się znajduję. Inaczej chyba nie mogłam tego opisać. Nie wiem, to takie dziwne uczucie, gdy coś, z czym byłaś w jakimś sposób związana, po prostu się kończy, dobiega nieuniknionego końca. I właściwie sama nie mogę w to uwierzyć, trochę dziwnie się czuję, cholernie pusto w tym momencie.
OdpowiedzUsuńAle może zacznę od początku, od momentu, w którym znalazłam TM. Cholera, pamiętam, że to były moje początki z kpoppowymi yaoi. Koreańskiego popu słuchałam już od roku, ale nadal było mi ciężko cokolwiek z nimi przeczytać. Ale zaczęłam od Shinee, od 2mina, w którego wkręciłam się bardzo, co aż dziwne, bo Shinee nigdy nie było moim ulubionym zespołem, ale tak jakoś wyszło. Długo szukałam opowiadania, które naprawdę by mi się spodobało. Wszystkie były takie same, fabuła mnie nudziła (ile można czytać o Taeminie tancerzu?), a bohaterowie wkurzali swoim zachowaniem. Czasem miałam ochotę zamordować ich w swojej głowie, co niejednokrotnie robiłam. I wreszcie przypadkowo weszłam na ten blog i cholera, wreszcie znalazłam to, czego tak naprawdę szukałam, o co mi chodziło. I nawet nie wiesz, jak bardzo byłam zachwycona, jak go odkryłam. Można powiedzieć, że od razu się zakochałam. Bezpowrotnie. Ja jestem człowiekiem, który fanfiction ceni sobie wysoko, bez czego prawdopodobnie ciężko byłoby mi funkcjonować. Nie wyobrażam sobie pójścia spać, nie czytając czegoś przed snem... Może dlatego tak bardzo zżyłam się z Troubles Makerem? Choć wpływały na to też inne czynniki, których było naprawdę wiele i tak, wszystkie je wymienię.
To opowiadanie zawsze poprawiało mi humor. Mówiłam ci już kiedyś, że było takim fajnym oderwaniem matematyki XD. Czasem jeździłam do szkoły w soboty i rano czytałam nowy rozdział w autobusie. Zawsze było mi niedobrze, ale nie przerywałam czytania, bo po prostu nie dałam rady. Każde słowo niesamowicie mnie wciągało, a ja nie potrafiłam odciągnąć wzroku od tekstu. To było niemożliwe. Przerywałam dopiero czytanie, gdy orientowałam się, że jestem prawie na miejscu i mało brakowało, że przejechałabym przystanek, na którym miałam wysiąść. Czasem czytałam też wieczorami, chwilkę po tym, jak dodałaś nowy rozdział. Pamiętam, że prawie piszczałam, widząc nową notkę na tablicy na bloggerze. Głupie, nie? Tak bardzo ekscytować się przez opowiadanie, ale taka była prawda, już od samego początku pokochałam tę historię pod każdym względem.
Nie wiem nawet, kiedy minął ten rok. Zleciał tak cholernie szybko, a zdążyło się tyle wydarzyć, więcej niż mogłabym pomyśleć. Nigdy nie sądziłam, że poznam swoją ulubioną autorkę opowiadania, na które trafiłam naprawdę przypadkowo, bo kliknęłam w jakiś link. I w tym momencie nie słodzę, a mówię prawdę. Pamiętam, że cholernie cieszyłam się na to spotkanie i potwornie trzęsłam się ze zdenerwowania. Aliss, jesteś fejmem. Inni mogą mi tylko zazdrościć, że znam osobiście autorkę "Troubles Makera". Sama sobie zazdroszczę, rlly.
Z Toubles Makerem wiąże się wiele wspomnień i właściwie są to same te dobre. Nie ma tych złych, przykrych, o których chciałam zapomnieć. Ja chcę cały czas je pamiętać i nie zapominać, bo to było by błędem. Poza tym gdybym zapomniała, utraciłabym kolejną cząstkę siebie i po tej dyni nie pozostałoby nic :x Smutne, prawda? Okazało się, że jedno opowiadanie jest dla mnie tak ważne, mimo że 2minem dawno przestałam się 'jarać'. Przestali mnie obchodzić, zaślepiła mnie miłość do Hunhana, ale mimo to wracając do Troubles Makera, czuje to samo, co na początku. Nadal moje serce bije tak szalenie mocno, jak widzę kolejną notkę tego opowiadania. To jest niekontrolowane i chyba nieuleczalne. Ale w sumie to dobrze, mimo że te wszystkie feelsy prawie mnie zabijają, a nadal cieszę się jak głupia.
Ale to boli mnie to, że już w sumie koniec. Ostatni rozdział mojego ukochanego opowiadania... Został tylko epilog, ale tak, wody do wypłakanie też mi trochę zostało, więc nie krępuj się dodać epilogu :")
Usuńholera. Kiedy dodałaś ankietę na ten blog, co chcielibyśmy przeczytać, bez wahania kliknęłam na opcję dotyczącą nowego opowiadania o Exo. Nadal chcę je przeczytać (zwłaszcza Hunhana, którego mam nadzieję napiszesz), ale teraz jak sobie pomyślę, żałuję, że nie kliknęłam na sequel do tego opowiadania. Naprawdę chciałabym przeczytać drugą część i cholernie cieszyłabym się, gdybyś ją napisała. Umierałabym ze szczęścia? Prawdopodobnie tak. Proszę, zafunduj mi kolejny rok ekscytacji nad tak cholernie dobrym dziełem. Czy ja proszę o tak wiele? Poza tym, ja się nie zgadzam, żeby to tak się skończyło! Nie, nie i jeszcze raz NIE. Ja wewnętrznie przygotowałam się na szczęśliwe zakończenie. Od roku myślałam, że to opowiadanie zakończy się tak fluffiasto, ale najzwyczajniej w świecie mocno się przejechałam, bo zakończyło się potwornie. Sama nie wiem, czy Taemin przyjął propozycję Choi seniora (choć mam nadzieję, że nie był na tyle głupi), ale w sercu mnie ściska na myśl, że Minho odszedł (w duchu mam nadzieję, że jeszcze nie zdążył pójść tak daleko i epilog skończy się tak, że Minho po prostu wróci, bo nie będzie sobie wyobrażał życia bez Taemina. Bo na Taemina nie ma co liczyć, on za Minho nie poleci.) Ale wiem, że raczej nie mam co na to liczyć. W epilogu prawdopodobnie pociśniesz jeszcze większym dramatem, a ja wykończę się, płacząc sobie w kącie, gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. A wszystko będzie twoją winą, zgiń, Lucy :c
Ja teraz sama nie wiem, co napisać. Mam wrażenie, że to co piszę w tym komentarzu to tylko streszczenie wszystkich innych, które zostawiłam pod notkami na tym blogu i o czym ci mówiłam, kiedy widziałyśmy się. A ja nie chcę się powtarzać, ale naprawdę nic innego nie potrafię powiedzieć, nie umiem skrytykować, bo się nie da... wszystko jest niesamowicie dobrze dopracowane... twój styl pisania, bohaterowie i ich charaktery, miejsce, w którym mieszkali, akcja opowiadania... wszystko. I nie mogę nic zarzucić TM, bo wszystko jest idealne, perfekcyjne. I się nie zaprzeczaj, bo i tak twardo będę trzymała się swojego i ani mi się śni zmieniać zdania. Ogólnie Troubles Maker kocham za coś jeszcze, mianowicie za realizm. Wiele opowiadań jest wyidealizowanych, w tym moje. Ja chyba nie potrafię pisać... U mnie wszystko w opowiadaniu jest aż nazbyt sztuczne, delikatne, a przez to mdłe. Tutaj jest realne. I właśnie to słowo 'realne' idealnie tu pasuje. Mam na myśli przebieg zdarzeń - nic nie działo się zbyt szybko. Bo to właściwie 20 rozdział, a Taemin nie potrafił Minho powiedzieć "kocham cię", gdzie w innych rozdziałach jest to już w piątym rozdziale... Tutaj Taemin był odwzorowaniem zwykłego człowieka, który przez cholernie długi czas zmaga się z przeciwnościami losu i wiesz, idealnie go wykreowałaś. Lee Taemin w tym opowiadaniu NIGDY nie był sztuczny, zawsze był realny i uwierz, że to chyba jedna z najlepszych 'pochwał(?)' jakie mogłaś ode mnie dostać. Czytając Troubles Maker, miałam wrażenie, że znam Taemina naprawdę, że on żyje, jest zwyczajnym nastolatkiem i mógłby po prostu chodzić ze mną do szkoły. Bo miał i zalety i wady, a przede wszystkim był prawdziwy, przynajmniej w moim odczuciu. Minho też, ale nie tam samo jak Taemin.
Ogólnie pokochałam każdą postać z tego opowiadania, może poza wyjątkiem Choi seniora, który nadal gra mi na nerwach. Mimo to rozumiem go, dlaczego jest tak zgorzkniały... Przecież stracił osobę, którą tak potwornie kochał, bezpowrotnie... Współczuję mu całym sercem, ale jeżeli już doświadczył tego rozstania i wiedział jak strasznie ono bolało, powinien pozwolić Minho zostać z Taeminem, a nie knuć jakieś spiski przeciwko nim. Więc trochę mi go żal. Mam nadzieję, że zdąży się jeszcze opamiętać.
UsuńJeśli chodzi o sam rozdział, to mimo że kilka razy wybuchłam śmiechem i wiedziałam, co mniej więcej w nim będzie, to i tak prawie umarłam przy smutowym momencie z 2minem. Haha, takie dwa głupki w łóżku, którzy denerwowali się samym dotknięciem. I reakcja Minho, kiedy poczuł, że Taemin drży. Myślałam, że padnę. Tak, Minho. Taemin drży z zimna, to nic nie ma wspólnego z twoimi zwinnymi paluszkami i pełnymi ustami, nic, wcale :"). Ale fakt, tę scenę też opisałaś tak realnie, niezdarnie (to nie jest obelga), ale prawdziwie. I pobudka po seksie. Już opowiadałaś kawałek, jak się widziałyśmy i już wtedy wewnętrznie tak to przeżywałam, ale jak już to przeczytałam - umarłam. I prawie spadłam z łóżka jak Taemin, bo uświadomiłam sobie, co oni tak naprawdę zrobili. Taemin, ten wieczny pesymista, który zarzekał się, że nic od Żabola nie chce, kochał się z nim, a co więcej, SAM MU TO ZAPROPONOWAŁ. Oczywiście pomógł Jonghyun (mogłam się tego po nim spodziewać), ale jednak. Teraz cieszę się jak głupek. I wiesz, ten fragment dawał mi jakąś nadzieję, że skończy się jednak dobrze. Że Taemin w końcu wyzna Bambiemu swoją miłość, ten mu się oświadczy, pobiorą się, zaadoptują małe 2minki, kupią psa i kota, kupią sobie domek na wybrzeżu i będą żyli długo i szczęśliwie jak w przesłodzonej bajce Disney'a, gdzie wszystko kończy się szczęśliwie. Ale czytając to opowiadanie, zrozumiałam coś ważnego, co dało mi do myślenia - Mimo że jest beznadziejnie i wszystko się pieprzy i tak będzie jeszcze gorzej, nawet jeśli pojawiają się te przebłyski szczęścia. Oddałaś po prostu realizm życia, które jest cholernie niesprawiedliwe dla każdego człowieka. I chyba wreszcie muszę się z tym pogodzić, choć wcale nie chcę. Ciężko mi z tą myślą, bo nie lubię nieszczęśliwych zakończeń. To znaczy, sama kocham je pisać, w końcu dramat to gatunek, w którym czuję się świetnie, ale nie lubię takowych czytać. Jednak wolę te szczęśliwe zakończenia, dlatego zrób coś, żeby Taemin więcej nie cierpiał, proszę! Tak bardzo polubiłam tego bohatera, że teraz mi ciężko z myślą, że jego życie może jeszcze się jeszcze pogorszyć. I gdy siedział w schowku na materace z Amber, naprawdę się rozryczałam. Bo dotarło do mnie, że faktycznie, każdy teraz pójdzie w swoją stronę, a on zostanie w tym samym miejscu, z Amber, która właściwie też kogoś straciła - Sulli, która z kolei poleciła do tej swojej elitarnej szkoły. Oczywiście nie mówiąc o tym, jak ryczałam na samym pożegnaniu Taemina i Minho. I myślę, że wiem co jest w tej kopercie. Szkoda, że Taemin nie potrafił przyznać się wcześniej.
Na sam koniec chciałam ci podziękować za to, że stworzyłaś coś tak świetnego, że włożyłaś w Troubles Makera tyle czasu, chęci i weny. Postarałaś się i wyszło coś świetnego, coś, do czego będę wracać niejednokrotnie. Prawdopodobnie zdążę przeczytać to opowiadanie tyle razy, że każde słówko wyuczę się na pamięć, ale mimo to, nie znudzi mi się :3.
To opowiadanie było, jest i będzie jednym z moich ulubionych. I czekam na kolejne twoje dzieła i epilog, w którym mam nadzieję rozjaśni się sprawa dotycząca spalonej kawiarni i samego 2mina.
Ps. Dzięki za dobicie mnie filmikiem :")))
Ps 2. Chcę przeczytać "Troubles Maker" w formie prawdziwej książki *^*
Sama nie bardzo wiem od czego zacząć. TM znalazłam dość późno, szkoda, bo przez to miałam mniej czasu na zżycie się z bohaterami. Na szczęście to mi aż tak sprawy nie utrudniło, bo Twoje opisy uczuć, przemyśleń sprawiają, że bardzo dobrze rozumiem co nimi kieruje w większości przypadków. Normalnie jakbym naprawdę ich znała, może własnie przez to musiałam bardzo mocno zacisnąć zęby, żeby się totalnie nie rozryczeć przy słowach this is the end. Jakoś nie potrafię tego pojąć, że został już tylko epilog. Uch, nawiasem mówiąc, to jak napisałaś, że wszystko się może zdarzyć, to mi serce mocniej zabiło. Bo to, że Taemin zgodził się na wszystkie warunki ojca Minho... Uh, to zabolało. Chociaż z drugiej strony nie dziwię się, że Tae podjął taką decyzję. No cóż, przykre było to, że Minho nie miał bladego pojęcia, że żegna się z nim na zawsze. Szkoda, że Tae nie był w stanie na głos powiedzieć Choi, co czuje, ale i tak jestem z niego normalnie dumna, że wetknął mu tę kartkę. Cóż, od środka aż do końca było jakoś tak smutno, ale początek dużo wynagrodził. To znaczy, 2min w Twoim wykonaniu jest epicki. Są uroczy i dość zabawni, cóż, parring po prostu magiczny. Tak, jeszcze ta sprawa kawiarni. (Wybacz moją chaotyczność, ciężko zebrać myśli po wszystkim, co tu się działo.) Przyznam szczerze, że wypadło mi z głowy komentowanie poprzedniego rozdziału, za co przepraszam, ale tak już mi się przyjęło, że TM czytałam na telefonie, a tam nie bardzo miałam możliwość wyrażenia opinii. Cóż, tak czy siak, to pamiętam, że prawie wypuściłam swój telefonik z ręki, jak dowiedziałam się o pożarze kawiarni. To, że kawiarnię ktoś podpalił zszokowało mnie jeszcze bardziej. Osobiście, tak samo jak Key, stawiałabym na kociaki z Exo, ale kto wie. Tyle razy nas zaskakiwałaś, że aż głupio jest teraz snuć jakieś przypuszczenia, bo może się okazać coś kompletnie przeciwnego. Tak czy inaczej, martwię się o Taemina, bo po tym, jak powiedział, że ma już tylko Amber... uh, to smutne, że jeszcze przez cały rok będzie musiał tam siedzieć, kiedy inni ruszają do przodu. W ogóle, to, że się przyznał, że ma tylko Amber - no zatkało mnie. Naprawdę musi być z nim źle, skoro potrafił wypłakać się w jej ramionach. Dobrze, że nie zostanie kompletnie sam, może nie marzył akurat o jej towarzystwie, ale mimo relacji widocznych na zewnątrz jakaś tam więź ich łączy, być może nawet trwalsza niż się wydaje. Cóż tu więcej mówić. Troubles Maker to zdecydowanie jeden z najlepszych ficków jakie czytałam do tej pory. Chylę czoła, bo jak już Ci pisałam na tt, zawsze imponowałaś mi opisami uczuć, charakterem Taemina, zmianami, z którymi tak gładko ci szło, no i długością rozdziałów. Nie przeszkadzałoby mi gdybyś dobijała i do 40 stron i jestem prawie pewna, że nie tylko ja tak myślę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję za tak cudowną historię i życzę dużo weny, żeby to, co planujesz po TM było równie fenomenalne ;3
Trzymaj się, xx!
Jeejku... Shinee coffie się odnowi wierzę w to co mówi Minho, stanie na równe nogi i dalej będzie działać! To znaczy mam taką nadzieję.
OdpowiedzUsuńCo do prezentu Jonghyuna, yyy, tego no, strzał w dziesiątkę! Nic lepszego nie mógł im podarować xD Całą scenę tak cudownie opisałaś. Pierwszy raz czytam coś takiego, że Minho aż tak bardzo się stresuje i rumienia ale no, rozumiem go nie chciał skrzywdzić Minnie'go, nie ma co on jest bardzo delikatny po tym co przeżył nie ma co się oszukiwać. Ale do brzegu, do brzegu. Nierozgarnięcie Tae po obudzeniu się... Jeezu jak ja targałam, bojuu, zdeptana glizda stanowczo źle na mnie wpłynęła xDD Opisałaś to wszystko tak dobrze, że moja wizualizacja padła. No ja po prostu umierałam z każdym wypowiedzianym słowem przez Taemina, na serio, do końca życia będę wielbić jego teksty c: "Co seks robi z ludźmi?! Cholera, przypominam teraz rozdziewiczoną zombie surykatkę którą trzasnął piorun podczas aktu kopulacji. Uhh, dlaczego zawsze mnie to spotyka…" - mózg rozwalony doszczętnie xDDD Kocham go!
Myślałam, że rozwalę ekran jak czytałam tą rozmowę Tae z ojcem Minho. Czy on siebie słyszał? Jak można tak manipulować ludźmi, przekupywać, nagadywać, szantażować, ehh bark mi słów na tego człowieka, Rozumiem, że stracił ukochaną osobę i jest mi bardzo przykro z tego powodu, ale niech się nie wyżywa na innych. Po za tym Minho to jego syn a Tae, to syn, kobiety którą, kochał i stracił, więc dlaczego nie może chociaż raz pomyśleć o czymś innym niż pieniądze czy kariera i zadbać o coś co jest bardziej wartościowe.
W momencie, kiedy Minnie uświadomił sobie, że tak na prawdę zostanie sam, łezki zaczęły czaić mi się w kącikach oczu, ale byłam dzielna, nie płakałam, ale już nie mogłam, na prawdę nie mogłam znieść momentu, w którym Taemin się rozpłakał przy Amber. To było okropne, dobrze, że byłam sama w domu (chociaż potem rodzice wrócili i od razu chcieli, żebym zeszła na dół, nie mogli przyjść dziesięć minut później? akurat bym się ogarnęła a tak to .. pff >////< ) Przecież ja się tu prawie dławiłam a jeszcze to ich pożegnanie? No serio, aż mi okulary zaparowały. Bo on go tak mocno kocha a musi go zostawić, to jest okropne. Ciekawa jestem tylko co on napisał w tym liście... "Kocham Cię" ? Pewnie dowiem się w epilogu :)
Weny życzę! Duuuużo weny! I dziękuję za rozdział, bardzo!
Nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńNajchętniej przyjechałabym do ciebie i pobiła cię, wycałowała, wuhugała i kopnęła żebyś wiedziała jak się czuje.
Ty pewnie czujesz się podobnie w końcu ...to jest COŚ.
Naprawdę bardzo nie chciałam płakać. Pomyślałam sobie „Przecież jeszcze epilog, zostawię na niego łzy." Ale polegałam. Może nie sama treść rozdziału wprawiła mnie w łzy, chodź nie powiem że nie, ale sam fakt że ten koniec juz jest tak blisko, że mogę dotknąć go opuszkami placów niedługo schwytać tak strasznie boli. Bardzo przyzwyczaiłam się do tego opowiadania. jejku.... to takie dziwne.
Rozdział cudny jak każdy. Sam początek był taki refleksyjny aż się zaczęłam uśmiechać i jeszcze TEN GIF LGKFEVBHWBFE ;_; I później oni wszyscy poszli, ten pożar tak naprawdę i jeśli to na serio te ich egzotyczne kotki to ja...ja nie wiem co ja im zrobię, zabije wyrwę uszy, ogony, wykastruje i Bóg wie co mi jeszcze przyjdzie do głowy. Dam mojemu psu do pożarcia. To takie straszne co się im wszystkim przytrafiło tak mi się chciało krzyczeć że...no na serio. I Jonghyun jest miszczem. Mocarz. Toż ja go kocham na serio on mój jedyny laehfjdkj GENIUSZ ZŁA! swatka na poziomie i stwórca momentów the best no ♥ Ten smut...omo. To było takie awkward ale w koncu zazwyczaj początki są awakward a jeszcze przed ta ich 'kłótnią' to w ogóle i zew godowy Minho mnie rozwalił zapłakałam ze śmiechu i z żalu że tego nie widzę hvkqacdgs xD Pewnie wyglądał jak wkurwiona żaba ♥ Taka AWWW~! Opis ten sceny był taki perfekcyjny że miałam ochotę zacząć rwać sobie moją chałkę z głowy bo CZEMU JA TAK NIE UMIE?! :___________; To smutne tyle zazdrości >.<'' Ale przejdźmy dalej. Poranek "tuż po" najlepszy na świecie. To chyba najbardziej epicka scena w tym opowiadaniu no normalnie...ja jak to sobie wyobrażałam w głowie to prawie leżałam na biurku ze śmiechu. Taemin dżdżownica i skojarzył mi się z uwięziony Eungyulem z Beutiful You w śpiworze. Taemin mógł się tak czołgać ♥ Oczywiście jego kreatywne porównania sa najlepsze Minhoł nigdy tego nie zrozumie ;-; I on jeszcze w tym swetrze o nie moje feelsy umarły chyba w tamtym momencie co za szkoda że nie znalazł jedwabnej białej koszuli bo to by było juz za wiele I BYM UMARLA. Od tak. Bo mogę. xD
Ta rozmowa z seniorem Choi wydawała mi się taka absurdalna. Że...jak on w ogóle mógł o to prosić? Ja się chyba wpakowałam w mózg Taemina bo zaczęłam mamrotać "Rysowanie i ucieczka z tej dziury nie są dla mnie tak ważne jak Minho wypierdalaj dziadu" i miałam nadzieję że Taemin tak mu powie i że mu tak powiedział na następny dzień no błagam on mu tak powiedział prawda? PRAWDA?! czuje się tak dziwnie...uhh.
Nienawidzę pożegnań. Żegnałam sie tyle razy z wieloma ważnymi dla mnie osobami w moim całym życiu że chyba zrobiłam to więcej razy niż jakakolwiek inna osiemnastolatka w moim mieście. Takie mam wrażenie. Nie było tych osób w momentach dla mnie bardzo ważnych nie mogłam z nimi rozmawiać przez długi czas, kiedy wracali czasem jak byłam mała nie potrafiłam ich rozpoznać a później było mi przykro. W końcu to tata, wujek, ciocia, dziadek, itd jak ja mogłam zapomnieć? I bałam się i w sumie nadal się boje że czasem nie wrócą, i zapomnę do końca. I boje się że tak będzie z Taeminem. Bo Minho nie będzie w ważnych chwilach, kiedy wróci będzie się dla niego wydawał kimś innym a pewnego razu juz nie wróci. A Taemin będzie pamiętał i tęsknił i to jest takie straszne, takie smutne że...że no płacze bo to nie fair. Jeszcze do tego opuszczają go dosłownie prawie że wszyscy. Nawet jego siostra, zostaje z nim tylko Amber i mentalnie błagam ją by się nim opiekowała i żeby też sama sobie dała radę bo to wszystko jest takie nie fair czemu mi to robisz? ;-;
UsuńJezu tak strasznie ciężko mi się to pisze, mam wrażenie że im dłużej będę pisała tym dłużej będziesz myślała by pisać dalsze party a ten epilog pieprznąć gdzieś daleko by dodać go na uczczenie końca świata. Wyobrażasz to sobie? Ja, siedząca przy biurku czytająca ostatnie zdania epilogu TM gdy dookoła padają meteoryty, zapada się ziemia, pisze ostatniego komentarza by umrzeć spełniona. Piękna śmierć naprawdę. Mam nadzieje że Minho zauważy list od Taemina. Takie listy są najlepsze. Pogniecione, poplamione ale widać ile znaczą skoro tak bardzo ktoś się bał o jego zgubienie.
Boże ten komentarz to dno.
Dobra.
Ja nie chce tego końca. Naprawdę. To opowiadanie jest dla mnie całkiem jak Harry Potter. Nie chodzi o popularność, fabułę czy coś tam bo w końcu to dwa różne światy ale o to jak ja czekałam. Zawsze czekałam na nowy film z Harrym Potterem. To był taki rytuał że chodziłam co najmniej dwa razy i wyczekiwałam z niecierpliwością najpierw książki (której nawet nie czytałam w tedy, patrzyłam z podziwem na okładkę) a później czekałam na film. I kiedy Harry Potter się skończył nie mam na co czekać. Nie byłam w kinie od tak dawna bo...nic mnie nie interesuje. A teraz jak kończysz TM na co będę czekała? (Prócz DA oczywiście XD) Juz nic nie będzie mnie wprawiało w taka euforie niż zobaczenie na tt czy na blogspocie (który mnie wkurwia bo nie pokazuje nowo dodanych notek >.<) informacji że dodałaś parta. Będę cholernie tęsknić za randomowymi smsami żebym ci wysłała siłę bo nie możesz sobie poradzić z tą sceną, na serio będę za tym strasznie cholernie tęsknić. Boje się epilogu bo tak naprawdę nie wiem czego mogę się spodziewać. Czy będzie happy end? Czy nie? Czy o sobie zapomną czy wciąż będą pamiętać? Jak to się skończy...?
Chciałabym juz to wiedzieć ale z drugiej strony...nie chciałabym. Pamiętam jak kiedyś mi mówiłaś że ktoś zaproponował wydanie TM w formie książki. I błagam cię zgódź się bo nic nie będzie piękniejszym widokiem niż TM w formie książki z najpiękniejszą okładką świata (na grafika proponuje Uszati albo Bere ;-;) To byłby najpiękniejszy widok zawsze byłabym cholernie dumna patrząc na to.
Bo kurwa jestem mega strasznie z ciebie dumna. Nie wiem czemu, nie pytaj ale tak strasznie dumna. Bo to jest na serio perfekcyjne opowiadanie, takie o którym pewnie większość autorek zawistnie myśli że też chciałoby tak napisać. Ja sama też tak czasem myślę ale nie jestem dobra w partówkach więc sobie to daruje XD
Uh Luce.
Luce kocham Cię bardzo jestem dumna jak pewnie niejedna matka ze swojego dziecka (chociaż moim nie jesteś ale chciałabym takie ;-;) i gratuluje Ci tego pięknego opowiadania i hwaiting z epilogiem. Pisz kiedy będziesz maiła jakiś problem jak zawszę ♥
Kocham cię ~!
G.G
No więc tak... zacznę może od przeprosin. Przepraszam że wcześniej nie komentowałam ale jak raz chciałam skomentować i napisałam chyba najdłuższy komentarz w moim zyciu to telefon mi się wyłączył i na innych blogach miałam podobnie ;/ Jeśli chodzi o opowiadanie to bardzo mi się podobało. W szczególności postać Taemina. Jego charakterek często wywoływał uśmiech na twarzy ale także łzy. Natomiast Minho był dla mnie trudną postacią ponieważ nie spotkałam nigdy osoby wiecznie szczęśliwej o tak łagodnym charakterze. Kibum jak to Kibum od razu podbił moje serce, jego odzywki bezbłędne. Jonghyun tomoja ulubiona postać. Z lekka głupiutki ale bardzo pozytywny. Onew i Dara tworzą parę idealną. A Sulli i Amber również są bardzo pozytywne ;) Opowiadanie podobało mi się dlatego że ukazałaś wiele problemów ale że mimo nim każdy znajdzie szczęście jeśli na to pozwoli. Historia nie była banalna i przewidywalna. Połączyłaś wątki szczęśliwe i smutne w taki sposób, zże czytając opowiadanie nie męczyłam się. ;) Wybacz że komentarz jest nieskładny i jest w nim wiele błędów ale ja nie mam talentu do pisania :) Pozdrawiam i życzę weny na dalsze pisanie.
OdpowiedzUsuńCześć.
OdpowiedzUsuńNie mam bladego pojęcia od czego zacząć, wiesz? Pamiętam naszą rozmowę na twitterze i to, jak pisałaś, że niesamowicie trudno jest rozstać się z bohaterami, których sama wykreowałaś pisząc jakieś partowe opowiadanie. Powiem Ci szczerze, że nareszcie zrozumiałam, co miałaś na myśli. Dziękuję. Opowiem o tym może troszkę niżej, dobra? Czułe słówka i wzruszające chwile zostawię na koniec, żeby dobić Cię tak samo, jak Ty mnie teraz.
Początkowy gif sprawił, że na moje usta wypłynął uśmiech. Jezusku, on jest taki wspaniały *.* Patrzyłam na niego dobre pięć minut, zanim poszłam dalej. Nie wspomnę, że brałam się za ten rozdział już wczoraj, ale miałam gości i mi troszkę nie wyszło. Dziś z pewnym.. zawahaniem weszłam na blog, którego adres wrył mi się do pamięci jako pierwszy, gdy zaczynałam czytać opowiadania yaoi. Bałam się, że to zwyczajny koniec. Dwadzieścia rozdziałów, w tym ten końcowy. Nie lubię pożegnań, wiesz? Nienawidzę wręcz. Strasznie bolą i zawsze mi jest smutno.
Zawsze chwaliłaś mnie za moje opisy i to, co potrafią zrobić z czytelnikiem, teraz nie mam pojęcia, dlaczego. Czytając ten rozdział widziałam wszystko idealnie. Jakby.. przed sobą? To cudowne uczucie, gdy czytasz i nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że Ty to po prostu widzisz. Nie trzeba mieć wspaniałej wyobraźni, by zobrazować sobie to, co chciałaś przekazać ludziom. Kłaniam się, Alice. Nieważne, ile razy byś chwaliła moje opisy - Twoje zawsze będą dla mnie czymś, co wgniata mnie w fotel i nie mam siły nic z siebie wydusić. Jedynie szloch.
Biedny Taemin. To jedna z wielu myśli, która obija mi się o czaszkę, wybijając jakieś głupie rytmu doprowadzające mnie do szału. Przywiązał się do SHINee Cafe, dla innych to był dom, a teraz... teraz tego nie ma. Został sam popiół. To tak, jak ktoś spaliłby Twój album ze zdjęciami. Wszystkie wspomnienia, które tam były. W jednej chwili czujesz, że cały Twój świat się chwieje, nie potrafisz ustać na nogach i wiesz, że to nie wróci. Nigdy nie będzie takie samo. Jak musiał czuć się Taemin? Minho? Dara? Jinki? Nie mam słów, żeby to opisać, ale wydaje mi się, że jestem w stanie to zrozumieć. Wszechobecna pustka, strach, gniew i przerażenie.
Kibum jest wspaniałą postacią, która w sam raz obrazuje, jak ktoś czuje się po stracie jednej z najważniejszych dla siebie rzeczy. Ścisnęło mi się serce, gdy czytałam o jego gwałtownej reakcji i szczerze powiedziawszy nawet się nie zdziwiłam. Każdy byłby piekielnie zdenerwowany na jego miejscu, choć mnie pewnie przepełniałby żal, smutek i łzy.
Dopiero wtedy, gdy odezwał się Taemin, zupełnie wszystko do mnie dotarło. Ojciec Minho tylko czekał, aż kawiarnia zbankrutuje, a jego syn nie będzie miał praktycznie nic, co trzyma go w mieście. Zupełnie nic oprócz Taemina, którego kocha bezgranicznie. Ta myśl tak strasznie mną wstrząsnęła, że tutaj, właśnie w tym momencie, po raz pierwszy pozwoliłam sobie na łzy. Kapały z policzków na biurko, a ja przewijałam stronę, wzrokiem śledząc tekst, choć obraz mi się zamazywał. Przyzwyczaiłaś mnie przez dwadzieścia rozdziałów do sielanki, choć nie zawsze było wspaniale, niekiedy również płakałam, a teraz zabierasz mi to za jednym zamachem, w dodatku w ostatnim rozdziale. Jak możesz, Alice? Czuję się, jakbyś zabrała mi kawałek duszy czy coś w tym stylu. Nie wyobrażam sobie, jak musisz czuć się Ty teraz, skoro opublikowałaś ten rozdział, a czeka Cię jeszcze tylko epilog i notka pożegnalna. Najchętniej przytuliłabym się do Ciebie, o ile byś chciała, i płakała, chwaląc TM pod niebiosa, bo ten Fick na to zasługuje. Przysięgam.
Byłam zdziwiona, co też oni wszyscy planują, że nagle wynoszą się z domu, ambitnie wkopując Taemina w zaopiekowanie się dryblasem. Nie miałam bladego pojęcia, o co im wszystkim chodzi i przez chwilę byłam ostro zdezorientowana. Przeoczyłam coś? A może nie zrozumiałam aluzji? Mimo wszystko nie, wydawało mi się, że mój mózg działa trzy razy wolniej i nie jestem w stanie nadążyć za akcją. Jakaś paczka, która rzekomo wygląda na jedzenie.
Szczerze powiedziawszy w pierwszej chwili byłam skłonna uwierzyć, że zrobili mu jakiś… ciekawy tort, ale z drugiej strony na cholerę?
Usuń„Mimo wszystko daję ci to, bo chyba tak samo jak ja masz wrażenie, że niedługo wszystko się skończy” drugi moment, gdzie płakałam jak głupia, a przecież dopiero otarłam łzy i mokre oczy, a te znów zaczęły się bawić w jakieś pieprzone wyścigi łódek na oceanie i ochlapywanie plażowiczów. Dlaczego mi to robisz, Alice? Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo wezmę do siebie wszystkie emocje bohaterów, te mnie przepełnią i wraz z zakończeniem pewnego działu w ich życiu, będę się czuła jak wypompowana z uczuć lalka. Tak się teraz właśnie czuję.
Taemin, do którego doszło, że to właśnie Minho zburzył jego mur niesamowicie mnie wzruszył. W zasadzie sama buduję dookoła siebie jakąś fortecę, przepuszczając przez nią tylko najbliższych ludzi. Czyżbym podświadomie czekała na osobę, która przyjedzie z czołgiem i za jednym zamachem zburzy coś, co budowałam przez kilka lat? To bardzo możliwe, zważając na przypadek Tae, ale mimo wszystko.. cóż, mogę powiedzieć, że to właśnie z Taeminem zżyłam się najbardziej. Niekiedy ma jakieś moje cechy, choć pewnie tylko mi się wydaje. Brawa, Alice, za wspaniałą robotę. Najchętniej zwołałabym jakąś ekipę, żebyśmy poszli wszyscy pod Twój dom i zaczęli bić Ci brawo, za całe poświęcenie, które włożyłaś w TM. Za wszystkie gorsze dni spowodowane brakiem komentarzy. Za chwile zwątpienia w całe Troubles Maker i też za uśmiech, z którym pisałaś to opowiadanie i stało się dla Ciebie niczym drugie życie. Bo tak było, prawda? I cholernie trudno to kończyć, wiem. Dla mnie TM nigdy się nie skończy. Będzie żyło w moim sercu, odnawiane co chwilę, gdy urządzę sobie seans z najlepszymi opowiadaniami ever. I wiem, że w Twoim sercu TM też będzie jedną z lepszych rzeczy, które Cię spotkały. Pomimo tego, że czasem czujesz się niedoceniania, iż ludzie zwracają uwagę tylko na tę parówkę, i tak je kochasz. Jestem o tym święcie przekonana.
Zupełnie nie spodziewałam się, że z chwilowej refleksji nad moim życiem przejdę do wstrząsu spowodowanego takim dzikim Taeminem wskakującym na pana Choi. Szczerze się uśmiechnęłam, choć pewnie wyglądałam jak zasmarkany i zapłakany dzikus, wpatrujący się w monitor. Czy nareszcie do Ciebie dociera, co robisz z sercami wszystkich ludzi tutaj? Jestem pewna, że nie tylko z moim i należałby Ci się porządny opierdziel. Albo lepiej. Statuetka z podpisami wszystkich wiernych czytelników, nawet tych ukrytych. Mimo wszystko byli zawsze, z każdym rozdziałem, choć z komentowaniem było różnie. Coś w moim typie. Czytałam każdy rozdział, choć nie komentowałam i niesamowicie mi przykro. Nie będę się tłumaczyła szkołą, bo leń też mną zawładnął, przepraszam. Mam jedynie nadzieję, że postarasz się mnie zrozumieć i uświadomisz sobie, że z TM byłam zawsze, odkąd tylko trafiłam do Ciebie na bloga. Więc jak, statuetka to dobry pomysł? Bo jeszcze lepszym byłoby wydanie Troubles Maker jako książki, wiesz? Niesamowicie dobrym pomysłem, na który z chęcią bym się skusiła. Przemyśl to, co? Bo warto.
Taemin tutaj jest jedną z najlepszych postaci, w których rolę miałam szansę się wcielić. Jest niesforny, peszący się, z ostrym językiem i też niesamowicie uczuciowy i rozważny. Podoba mi się fakt, że nie rzuca „Kocham Cię” na wiatr, nawet jeśli jest z Minho. Po prostu nie może mu to przejść przez gardło. I nie, nie jestem o to zła, choć chciałabym „usłyszeć” takie słowa z jego ust. Jestem zadowolona, wiesz? Bo dokładnie zdaję sobie sprawę, że jeśli Taemin już się przełamie i wypowie te dwa słowa, będą ode stuprocentowo szczere, prosto z serca. I wiem, że Minho na pewno opłaca się na nie czekać. Bo kiedyś je usłyszy, prawda? A wtedy to będzie jeden z najlepszych dni w jego życiu.
Bardzo szybko zmieniam dziś zdanie, to przerażające. Przechodzę od „Nienawidzę Cię, Alice” do „Kocham Cię tak bardzo, że sobie tego nie wyobrażasz” za jednym zamachem. Jak to robisz, że z dołka wzlatuję do góry, a potem znów spadam na dół, roztrzaskując się o skały zwane rzeczywistością? Naucz mnie tego, proszę.
„Twój taniec godowy mnie nie podnieca” zabawne, jak w takiej sytuacji potrafię się uśmiechnąć, choć serce mi się kraje i odpływa na łódce żalu do krainy bólu. Uświadomiłam sobie, że Troubles Maker nie zawsze było opowiadaniem, które można przytulić do serca i powiedzieć, że kochasz takie szczęśliwe chwile, skamląc do jego słodkości. Nie. Troubles Maker opowiada o życiu zwykłego nastolatka, takiego jak każdy inny, który z praktycznego wraka staje się kochającym człowiekiem, bardziej otwartym na ludzi niż wcześniej. I myślę sobie wtedy „Niesamowite, jak bardzo prawdziwe to jest”, bo wiesz co? TM nie jest naładowane fluffem, gwiazdeczkami i różowymi zasłonkami. Jest prawdziwe. Potrafi kopnąć Cię w żołądek i sprawić, że przez resztę dnia nie wyjdziesz z łóżka, a innym razem masz genialny humor, cały czas się uśmiechasz i bez przeszkód mogłabyś zdobywać szczyty. Niesamowite.
UsuńZaświeciły mi się oczy, gdy doszłam do sceny stosunku. Pamiętam, jak chwaliłaś mnie, że w moim BaekYeolu nie opisałam całego aktu i nie używałam obcesowych słów na męskiego członka, nareszcie zrozumiałam. Z Twoim stylem tę scenę czytało się tak lekko, że to aż niemożliwe. Zazwyczaj sceny seksu opisane są jako buchający testosteron, nieudolne próbowanie i wszystko naraz, a tu… tutaj czułam, że to jest prawdziwe, zupełnie takie, jak być powinno. Nie było żadnego określenie, które mogłoby mnie odrzucić ani nic powiedziane niestosowanie. Było idealnie. Tak, jak ja zawsze wyobrażałam sobie pięknie opisaną scenę współżycia. Kłaniam się do stóp, Alice. Najniżej, jak mogę.
„Nie jestem perfekcyjny, ale staram się”. I’m not perfect, but I keep trying, hum? Kolejny raz, gdzie uśmiechałam się przez łzy i dochodziła do mnie cała tematyka tego opowiadania. Dlaczego pomimo tego, że nie jestem z Tobą wybitnie blisko, poczułam ogromną chęć przytulenia się do Ciebie i powiedzenia „Dobra robota, Alice”? Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć i czuję się jak jakiś niedorosły psychicznie gówniarz, ale musisz mi wybaczyć. Mimo wszystko rocznik robi swoje, huh. Naprawdę wspaniała robota, unnie. Jestem dumna.
Minho… jak mogłeś się nie obudzić, gdy Tae zleciał z łóżka, krzycząc głośne przekleństwo? Ja rozumiem, jestem okropnym śpiochem, tak jak Ty, ale serio? Jak Ty w ogóle… choć cóż, ja dziś prostując nogi kopnęłam psa, który zleciał z łóżka, zarył dupą o podłogę i zaczął na mnie warczeć, a ja tego nie słyszałam.. Może lepiej się nie odzywam, hum? Minho, przestań kręcić głową z tym swoim żabim uśmiechem, wszystko widzę. WSZYSTKO.
Poczułam nieuzasadniony smutek, gdy Tae tak sobie konwersował z Satanem. Przywiązałam się do tego psa tak niesamowicie bardzo, że to aż przykre. Naprawdę nie wiem, dlaczego nagle opanował mnie smutek, ale znów się popłakałam, ocierając łzy rękawem mojego ulubionego swetra. Taemin rozmawia z psem, zupełnie jak ja. I Ty, z tego co wiem po naszej rozmowie. Widzę, że nadałaś mu kilka swoich cech, co Ci się chwali. Chyba każda autorka przelewa swoje problemy, usposobienie do świata i aktualny humor na to, co w danej chwili pisze. Udało Ci się, Aliss. Wiedz to, że niekontrolowanie chlipię w rękaw, rusz po rusz wycierając oczy, z których jak na złość wylewa się woda i nie chce przestać. Brawo.
Nagrana wiadomość na sekretarce… poczułam się tak niesamowicie smutna, że zapragnęłam przytulić Taemina (nie zważając na to, że dziś tulę wszystko, co mi wpadnie pod rękę). Sam stracił swoją mamę i słysząc tak wspierające słowa, musiał poczuć się.. pusty? I na pewno smutny, wiem z własnego doświadczenia, gdy ktoś opowiada o wspaniałych kontaktach ze swoim tatą. Cóż, Taemin. Nikt nie jest idealny prawda? Ale będziemy się starać, by być jak najlepszymi.
Minho taki niedoświadczony, pytający czy za każdym razem tak boli i wybuchający protestem, gdy młodszy mówi, że w takim razie mogą już tego nigdy nie robić.. To było takie urocze, że zaczęłam się uśmiechać do monitora. Gdyby ktoś mnie teraz obserwował, to doszedłby do wniosku, że jestem walnięta albo, co gorsza, pod wpływem narkotyków. Przechodzę od skrajnego załamania do wielkiego uśmiechu i co rusz wycieram sobie oczy i nos. Czy to tak działa chory psychicznie człowiek?
UsuńNie byłabym w stanie iść na miejsce podpalenia, jestem tego pewna. Szanuję chłopaków za to, że mimo wszystko się odważyli i zawitali w miejsce dawnego SHINee Cafe. Cóż, ja najprawdopodobniej podleciałabym do gruzów i zaczęła wyć jak nieokiełznany dzik na głodzie narkotykowym. Za dużo wspomnień widziałabym, patrząc w miejsce, gdzie teraz jest tylko popiół, cegły i czarne, spalone elementy. Widziałabym pół swojego życia, w którym spędziłam jedne z najlepszych chwil i nie byłabym w stanie ustać na nogach. Naprawdę wielki szacunek za to, że oni byli na tyle odważni, iż tam zawitali. Zapewne musieli, to fakt.
„Zobaczysz, że SHINee Cafe przetrwa wszystko. Osobiście się tym zajmę i kiedyś będziesz musiał ze skruchą przyznać mi rację, Taemin” Wow. Niby taki prosty tekst, a chwycił mnie za serce swoją prawdziwością. Naprawdę chciałabym, żeby SHINee Cafe powstało z popiołu i wszystko było tak, jak dawniej. To niesamowite, jak bardzo jestem przywiązana do tego opowiadania. Boję się tego, że jak już napiszę ten komentarz, to przepłaczę cały Dzień i jutro będę wyglądała jak poturbowany wieloryb.
Tata Minho chce rozmawiać z Taeminem na osobności. Ja… wiedziałam, że coś tu nie jest w porządku i krzyczałam „MINHO! Nie idź! Nie pozwalaj im na rozmowę w cztery oczy” i rzuciłam w niego na odchodne cegłą, gdy jednak się zgodził i odszedł. Mam nadzieję, że walnęła go w ten żabi łeb i czegoś się na przyszłość nauczy.
Moja szczęka rozjechała się jak ta taeminowa, gdy ojciec Minho oznajmił, że jego syn wyjeżdża do Ameryki już za miesiąc. Automatycznie zebrały mi się łzy w oczach i nie mogłam myśleć niczym więcej, jak tylko „Nie, nie, to niemożliwe, do cholery!”, dusząc się własnymi łzami. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale tak jak Taemin miałam nadzieję, że będzie to trochę później! Miesiąc? Przecież to niemożliwe, po prostu nie… Zamurowało mnie, gdy przeczytałam, że Lee ma zerwać kontakty z Choi. Moja ręka zatrzęsła się ma myszce, ściskając ją tak, że prawie się rozwaliła. Nieważne. Jak to Taemin ma zerwać z nim kontakty? TO.NIE.MIEŚCI.MI.SIĘ.W.GŁOWIE!
Czy ja właśnie przeczytałam coś na kształt… szantażu? Oferowanie dogodnego życia, w zamian za zerwanie kontaktów. Przepraszam, panie ojczulku, ale ktoś chyba Cię pierdolnął w głowę wersalką, bo to po prostu przechodzi ludzkie pojęcie. Naprawdę chcesz aż tak źle dla własnego syna? Nie wierzę…
Kolejna scena, a ja ryczę jak idiotka. Bycie samym nie jest czymś, co polecam i płakałam, bardzo. Przez chwilę po prostu się skuliłam i ryczałam jak małe dziecko, głęboko oddychając i powracając do lektury rozdziału. Niesamowicie prawdziwie opisałaś jego uczucia i poczułam się taka.. malutka z moimi opisami, które chwalisz. Nie rozumiem kompletnie za co. Piszesz takie cudeńka, więc jakim sposobem podobają Ci się moje amatorskie dzieła? Kręcę głową z niedowierzaniem.
Wyobraziłam sobie takiego samotnego Taemina, ścisnęło mi się serce i znów się popłakałam. Płaczę też teraz, pisząc ten komentarz i czytając cały rozdział po raz drugi, żeby nic nie pomieszać, choć i tak pewnie piszę strasznie chaotycznie, za co przepraszam.
„- Nie zostaniesz sam. – Jej głos drżał, kiedy ściskała mnie kurczowo, jak gdyby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. – Nie zostaniesz sam, Taeminnie. Masz jeszcze mnie.
- Mam już tylko ciebie.” To, pomimo swojej prostości, jest genialne. Szczere, proste i jak najbardziej cudowne. Smutne, to fakt, ale wspaniale kończące jedną ze scen w tym rozdziale, za co jestem skłonna Ci zacząć budować tę statuetkę, o której mówiłam wcześniej.
Lotnisko. Miałam świadomość, że taka scenka na pewno winszuje ostatni rozdział TM, ale wciąż nie byłam gotowa, by to sobie uświadomić. Nienawidzę lotnisk, pożegnań i łez, a także ostatnich pocałunków. Czy to nie jest tak, jak napisałam w moim JongKey? Lotnisko jest świadkiem najbardziej szczerych pocałunków, wyznań i łez, które wylewamy, gdy żegnamy jakąś osobę. Samoloty są śladami na niebie, ale ludzie, którzy nimi lecą są śladami w naszym sercu.
UsuńTrzydzieści pięć minut. Moje serce niekontrolowanie zabiło, gdy uświadomiłam sobie, że za chwilę wszystko się skończy. Odejdzie. Tak po prostu, po dwudziestu rozdziałach się skończy… ogromnie boli mnie ta myśl i całą scenkę czytałam ze łzami w oczach. Boże, pewnie wyglądam jak jakiś potwór z czerwonym ryjem, ale co mam poradzić? Nic. Właśnie żegnam się z jednym z najważniejszych dla mnie opowiadań i czuję się, jakby wraz z Minho miało do Ameryki polecieć też moje serce.
Plany Choi wydają się tak niesamowicie realne, że aż bolą. Bolą dlatego, że idiota zupełnie nie wie, co powiedział jego ojciec Taeminowi i przy okazji nam, czytelnikom. Zaszlochałam głośno, otulając się ramionami i chowając twarz w rękawy. Dlaczego zawsze rozdziela się stworzonych dla siebie ludzi, co? Jakby los nie mógł pogodzić się z tym, że oto są – kochają się, walczą za siebie i są dla siebie jednymi z najważniejszych. I co? Mają tak po prostu się rozstać? Niewiarygodne.
Ostatni pocałunek wywołał we mnie takie emocje, jak chyba żaden tutaj, co nie oznacza, że to źle. To bardzo dobrze, wiesz? Był taki szczery, przepełniony emocjami i bólem Taemina, że aż złapałam się za serce. Ciągle nie mogę sobie uświadomić, że to koniec. Nie przerwa, zawieszenie, a po prostu koniec. Bezapelacyjny koniec.
„Takie tam dwa słowa” Ostatnia myśl rozdziału, a ja siedzę i uśmiecham się przez łzy. Tae, mimo że nie na żywo, wyznał swoje uczucia. Jestem dumna, wzruszona i przepełniona bólem w tym samym czasie. Przepraszam Alice, jestem galaretą.
Niesamowicie mi przykro, że to bezapelacyjny koniec. Czuję się, jakby coś we mnie umarło. TM było moim pierwszym opowiadaniem, które zaczęłam czytać i przywiązałam się niesamowicie. Poznałam Cię na żywo i miałam szansę przekonać się, że jesteś cudowną autorką i osobą, z którą da się porozmawiać. Jesteś szczera, tak samo jak to opowiadanie. Namówiłaś mnie do założenia bloga, a teraz ściska mi się gardło na myśl, że tyle razy mnie chwaliłaś, byłaś przy moim „rozwoju”, który trwa już pół roku. Tak, pół roku temu się widziałyśmy, a ja przekonana przez Ciebie założyłam blog. Od zawsze byłaś osobą, którą.. podziwiałam? To chyba właściwe słowo. Cholernie trudno jest mi się pożegnać z tym opowiadaniem, naprawdę. Siedzę zaryczana, boli mnie gardło i jedyną moją myślą teraz jest "Dziękuję Ci, Alice". Dziękuję Ci, że przez Ciebie skłoniłam się na założenie własnego bloga, że poszłam na spotkanie i miałam szansę poznać wspaniałe osoby, a przede wszystkim Ci dziękuję, że zaczęłaś pisać TM. Dał mi niesamowitą siłę, gdy chciałam się poddać i po prostu był, gdy miałam zły czas. Dziękuję Ci, Alice. Za wszystko.
Trzymaj się,
Hikari.
AAA piękne *.* czekam na Epilog ale te 20 rozdziałów to za mało ! ;C
OdpowiedzUsuń<33333
AAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita !!
ubóstwiam, ubóstwiam, ubóstwiam !!!
naprawdę fantastyczny rozdział.. biorąc pod uwagę moje szczęście byłam pewna, że nie natrafię i tym razem na nowy rozdział.. a tu proszę !!
JEST !!!
nawet nie wyobrażasz sobie jaka jestem z tego powodu szczęśliwa i jednocześnie hmm.. smutna.. tak, chyba tak.. ponieważ wiem, że już coraz mniej czasu zostało do zakończenia tego fantastycznego opowiadania..
ale, ale.. nie moje przeżycia związane z bliskim końcem są tu najważniejsze tylko to że jestem Ci naprawdę wdzięczna za tak fantastyczną historię ^^ wiem.. może to trochę dziwnie brzmi ale naprawdę dziękuję ^^
i jeszcze to video... no sprawiłaś, że z moich oczu wypłynęły łzy a to jest naprawdę trudno..
PIĘKNEEE !!!
dziękuję bardzo i gratuluję jeszcze raz tak fantastycznego rozdziału, opowiadania i wgl wszystkiego ^^
1) Lie down
OdpowiedzUsuń2) Try not to cry
3) Cry a lot
Wybacz, że mój komentarz nie będzie taki długi, piękny i wylewny jak pozostałe.
Po prostu... Tak mam. Po nawale emocji, począwszy od śmiechu, skończywszy na płaczu niczym dziecko, nie umiem z siebie wiele wydobyć.
Jezu... To było piękne 20 długich rozdziałów. I jedyne, co moge napisać, to:
TO NIE MOŻE SIĘ TAK SKOŃCZYĆ!
(oczywiście, że może, bo jesteś autorką, ale no... D: )
Nie po tym wszystkim. Pamiętam wszystkie problemy Tae. Jego nienawiść do świata, ludzi i zbyt szczęśliwego. Pamiętam wszystkie jego zmiany, ogólnie wszystko. Nie pozwól, żeby tyle wysiłku, łez i TAKIE uczucie przepadło po takim czasie. Żabol przecież obiecał odbudować SHINee Cafe! Te wszystkie starania, trudne chwile, pomoc, humorki Tae... To nie możliwe, żeby skończyło się w taki sposób.
Nieważne. Mimo wszystko, uszanuję Twoją wolę i tak czy siak będę kochała TM, z którym jestem od prawie od początk, choć rzadko komentowałam.
Poza tym, opowiadanie musi być naprawdę dobre, bym je śledziła ze zniecierpliwieniem, by wywołało u mnie takie skrajne emocje i płacz o 4 nad ranem.
W pewien sposób postać Tae była mi.bliska. Jego czarny humor, jego spojrzenie na świat, on cały.
Cóż... Teraz pozostaje mi czekać na epilog, a potem na kolejne i kolejne opowiadania. Powodzenia! :)
i zbyt szczęśliwego Minho, grającego na dachu jakiegoś budynku*
UsuńWybacz, pora i emocje robią swoje :)
To było piękne <3 boże boże nie mogę uwierzyć że to koniec T.T płakałam przez cały rozdział naprawdę i gdy jeszcze zobaczyłam ten filmik to rozbeczałam się do końca . To opowiadanie jest najlepszym jakie czytałam również trochę mnie czegoś nauczyło . Mam ogromną że niedługo będzie jakiś kolejny 2min :) . I gdy tylko sobie przypomnę ostatni rozdział to mam łzy w oczach wiem wiem może teraz mnie weźmiesz za głupią ale po prostu taka jestem nic na to nie poradzę :) . Więc jeszcze raz chce powiedzieć że był piękny . <333
OdpowiedzUsuńtak bardzo uwielbiam tego ff... tyle łez, śmiechu i przeżywania razem z nimi... no pewnie już to wiesz ale to cudo... wciąga, przykleja do ściany i zamyka na klucz XDD tak bardzo chciałabym żeby to się nie skończyło... a ten ostatni rozdział czytałam we wszystkich możliwych pozach...na łóżku.. podłodze i mało brakowało a na żyrandol bym weszła z podekscytowania <3 a przez końcówkę nadal mam łzy w oczach (a czytałam go zeszłej nocy) chyba jeszcze tak nie płakałam jak przy tym ff ;____; <333 wielkie dzięki za wszystkie rozdziały ! <3
OdpowiedzUsuńOk, komentowałam już kiedyś, ale ostatnio to zaniedbałam i w sumie czytałam poprzednie rozdziały wyrywkowo. W sumie nie wiedziałabym, że coś dodałaś, gdyby nie znajoma. Miałam się już zabierac do pisania własnego opowiadania, ale wtedy dostałam od niej wiadomość, że dodałaś rozdział. Wspomniała, ze ostatni i coś o chusteczkach, więc w sumie rzuciłam wszystko. Co prawda kilka razy mi przerywano, ale olałam po częsci nawet przyjaciółkę, która zaczęła mi marudzić, że nie zda matury. Po prostu tak się wciągnęłam, tym bardziej że znajoma mi zaspoilerowała, że będzie w końcu scena na którę obie tak długo czekałysmy. Czyli scena seksu Tae i Minho *-* Normalnie się rozpływałam i chyba się nieco dłużej rozpiszę nad nią i w sumie od niej zacznę ( wybacz mi ten przydługi wstęp, ale mam taki nawyk, że zwykle zaczynam od gadania od rzeczy xD ) Od poczatku rozdziału był taki dość ciężki klimat, ale co sie dziwić, skoro wszyscy stracili swój "dom", miejsce które było dla nich ważne? Podczas momentu, kiedy Tae poszedł do Minho uśmiałam się, głównie z reakcji Choi. Był tak zabawnie zestresowany, onieśmielony, że aż mi go było żal. A Taemin taki pewny siebie się stał... No ale mniejsza. Sama scena stosunku zaczeła się dość... nieśmiało. W sumie bałam się, że utrzyma się między nimi taka ciężka atmosfera aż do końca. Jednak jak zwykle mnie nie zawiodłaś i Tae ładnie rozładował ta cieżką atmosferę, budzac w Minho niejako bestię *-* Odchodził się z Taeminem z wielką czułością, ale jednak czuł było tą pasję w nim. No i Tae. och słonko ty moje nieświadome jak wygląda seks między mężczyznami... Znowu w sumie się uśmiałam, kiedy zapewne Choi natrafił podczas rozciągania na prostatę Taemina, ten poczuł dreszcz podniecenia, a Minho jak zwykle opacznie to zrozumiał. W sumie to urocze na swój sposób xD
OdpowiedzUsuńCzułam lekki niedosyt, bo w sumie ( ok, to pewnie źle zabrzmi ) ale smut to mój konik i za razem ulubiony gatunek. Dlatego brakowało mi tego momentu uniesienia, kiedy wspólnie przeżywali spazmy orgazmu. No ale rozumiem, że nie zawsze wszystko musi być dopowiedziane, a scena stosunku nie musi zajmować 10 stron xD Czasem lepiej nawet urwac w pewnym momencie. Zapewne miało to swój urok, pozwoliłaś nam sobie dopowiedziec jak to było dalej, ale no, niedosyt lekki jest ;<
Kolejny moment który mnie rozczulił to poranek. Pomimo wielu bluzg Tae na Choi to i tak sie uśmiałam. Widac pomimo wbudowanego budzika na czwartą nad ranem, Tae nie budzi sie w pełni świadomy xD Trochę mi go w sumie szkoda, bo mogę sie tylko domyślać jaki to bóle przezywał, tym bardziej jak spadł na twardą podłogę... Jednak wtedy było widac jak bardzo kocha Minho, w momencie kiedy sie zapatrzył na jego pogrążoną w śnie twarzyczkę i tak opiekuńczo go przykrył pościelą. <3
Kurcze, musiałam podzielić komentarz na części. Jak jeszcze nigdy w życiu... xD Ok, część druga :
UsuńWiesz, że uwielbiam to jak opisujesz uczucia Tae? Robisz to w taki sposób, że człowiek może się doskonale odnaleźć w jego sytuacji, zupełnie jakby było się nim. W sumie bez żadnego żalu w sercu, ze mogę kogoś okłamac, moge powiedziec, że jesteś moją ulubioną autorką i jesteś na pierwszym miejscu wśród ulubionych FF. Co prawda wiele razy mówiłam, ze uwielbiam jakiegoś autora, ale ty jestes moim guru. Chciałabym umieć kiedyś pisać o uczuciach w taki sposób jak ty to robisz. Wiem, ze aby osiągnąć taki poziom potrzebuję wiele czasu i praktyki. D: No ale wracajac do fabuły - na bieżąco pisałam znajome swoje odczucia. normalnie krew mnie zalała kiedy Taemin zaczął rozmawiać z ojcem Minho. Tak jak wcześniej Tae miałam wątpliwości co do niego. Liczyłam, że jednak ma dobre serce i jest niczym stary Taemin. Zamknięty w sobie, ukrywa przed światem cały swój ból, ale w sumie ( przepraszam za wyrażenie jakiego użyję ) jest z niego zwykły skurwiel. Dla niego liczy sie tylko kariera syna i nie obchodza go jego uczucia. Przecież kiedy Minho przeczyta ten list, nie będzie w stanie sie skupic na nauce. Boże, błagam o szczęsliwe zakończenie w epilogu. Jesli walniesz nam jakiegoś angsta, to jak boga kocha, zamknę się na miesiąc w pokoju, zaszyję pod kołdrą i będę ryczała. Naprawdę liczyła, że Tae sie nie zgodzi, bo w sumie nie było napisane czy w końcu sie zdecydował. Ale kiedy byli już na lotnisku, wszelkie moje nadzieje prysnęły .__. I naprawdę starałam sie być silna i nie rozryczec. W sumie szło mi to dobrze, do czasu. Bałam się tego co było w tej kopercie i w sumie to ona wycisnęła ze mnie głośny szloch. Do tej pory pociągam nosem, bo chusteczki mi się skończyły... Az nawet pies przybiegł kiedy usłyszał, ze płaczę! Jeszcze ten pocałunek... jezu, kobieto, co ty ze mna robisz? Ostatni raz tak płakałam, kiedy zabito kibuma w jednym z opowiadań które czytam. A ty nawet nikogo nie zabiłaś i patrz co się ze mną dzieje! Nienawidze płakać, bo zawsze wtedy mnie głowa boli...
Licze, że jednak nie pozwolisz nam cierpieć i zgotujesz dla nas happy end. Wtedy normalnie bym cię wyściskała i napisała kolejną homilię na temat tego jak cie ubóstwiam! W sumie to chyba będzie mój najdłuzszy komentarz w życiu. Przepraszam jeśli będzie nieskładny, ale nadal targa mną zbyt wiele emocji... Pozostaje mi czekać na epilog i twoja łaskę nad mą marną duszyczką... Weny i dziękuję ci za to wszystko co napisałaś, za pracę którą włożyłaś w to opowiadanie. Jesteś wielka i niech nawet nikt nie próbuje tego podważać!
Nie mogę uwierzyć, że skończyłaś w ten sposób! Cały czas Taemin miał pod górkę, jeszcze z jego ciężkim charakterem, który tak świetnie opisałaś ^-^, a Ty robisz mu takie coś.. Popłakałam się przez tą końcówkę ;-; To było takie smutne, że już W KOŃCU pokazał, że go kocha a tu nagle boom i wyjazd do USA.. Mam nadzieję, że Tae nie zgodził się na propozycję starego Choi i Minho wróci do niego niebawem, albo niech zabierze go do siebie D:<
OdpowiedzUsuńCałe opowiadanie jest świetne i aż szkoda, że się kończy ;-;
Ten filmik na końcu tak idealnie pasuje, lubię oglądać takie rzeczy, bo wtedy mam wrażenie jakby to działo się naprawdę :D
Z niecierpliwością czekam na epilog i mam nadzieję, że będzie happy end ^-^
Miyako :3
Siedzę i ryczę.... dosłownie! T^T Tak bardzo mi przykro, że to już koniec...że Minho musiał wyjechać, a Tae da mu 'spokój'... Nawet pisząc ten komentarz ryczę... ja pierdzielę... tyle emocji...
OdpowiedzUsuńOdcinek genialny! <3 Ten ich seks... A później rozzłoszczony i obolały Tae <3 Coś pięknego. haha xD Na pewno będę wracała do tego opowiadania nie raz. Jest już częścią mnie i to się nie zmieni... Cudowne <3
Jezu... jestem tak zaryczana i rozemocjonowana, że nie wiem, co mogę jeszcze napisać! Nie chcę żeby to się skonczyło! Wolałabym żebyś napisała jakąś drugą część tego! TROUBLES MAKER 2 <3 Jezu chyba byłabym najszczęśliwsza na świecie ^^
Filmik genialny, z resztą zostawiłam komentarz pod nim również ^.^
CZEKAM więc na epilog <3
BuŹka! ;*
Na początek chciałabym cię przeprosić za to, że wcześniej nie komentowałam. Już od pierwszego rozdziału pokochałam to opowiadanie. Ono na zawsze pozostanie częścią mnie i będę do niego wracać najczęściej jak się da. Siedzę i ryczę, a moja rodzina patrzy na mnie jak na chorą. Po prostu tak mi smutno, że ta historia poruszająca tyle problemów ludzkich się kończy. Liczę na to, że napiszesz drugą część Troubles Makera ♥ Muszę ci przyznać, że teksty jakie używał Taemin są boskie, a nawet kilku z nich używam na co dzień. Więc, z niecierpliwością czekam na epilog. Trzymaj się Alice ;*
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo temu, bo bodajże w połowie TM napisałam ci pewien komentarz. Pamiętam, że już wtedy pokochałam to opowiadanie całym moim sercem. Później regularnie śledziłam każdy rozdział, który się tutaj pojawiał. Obiecałam sobie, że skomentuję ostatni rozdział, ponieważ nie widziałam sensu, aby komentować każdy z osobna. Za każdym razem miałam przygotowane długie przemówienie, a teraz po prostu odebrało mi mowę. Każdy rozdział czytałam kilkukrotnie, a powodem tego jest chociażby wydrukowanie każdej kartki, która już teraz tworzy naprawdę pokaźny stosik. Swoją drogą, byłaś jedyną autorką, która powiedzmy, że podtrzymywała mnie przy ficzkach z Shinee, bo okropnie zaniedbałam ich na rzecz EXO. Teraz jednak stwierdzam, że warto sobie na nowo o nich przypomnieć, więc włączyłam na zapętleniu "Better" i definitywnie, już od tej chwili zabieram się za komentowanie TM, zamiast zajmowaniu się nieistotnymi duperelami.
OdpowiedzUsuńNajtrafniejszym stwierdzeniem będzie, że od pierwszego rozdziału wszystko zmieniło się o 180 stopni. Fabuła była poprowadzona w tak realistyczny sposób, że można było się do niej naprawdę przywiązać. Zmiana Taemina i zapoznawanie Minho nie wyglądałoby prawdziwie, gdyby Tae po ujrzeniu Żabola nagle zdał sobie sprawę, że jest on jego miłością życia i za pomocą magicznej mocy stałby się otwartym, kochającym ludzi chłopakiem. Co to, to nie. Jego zmiany przecież na początku były tak subtelne i niewidoczne, że teoretycznie mogłoby się ich nie docenić. Bo czym jest uśmiechnięcie lub jakikolwiek miły gest względem siebie? Pokazałaś jednak, że opowiadania powinny odzwierciedlać coś, czego my także możemy zaznać. Prawdziwa miłość kwitnie powolutku, prawda? Każdy ich pocałunek był inny, a wszystko dzięki temu, że w każdym z nich zawierałaś wszystkie emocje, które wypełniały Taemina. Lubiłam jeszcze jedną rzecz, która może niekoniecznie była czymś najważniejszym, ale bardzo często podkreślałaś, że byli oni zażenowani i onieśmieleni. Właśnie przez takie opisy bohaterowie byli po prostu ludzcy. Gdybyś poprowadziła to nieco inaczej ten świetny pomysł nie wypaliłby, ale jednak wszystko jest perfekcyjne. Niektóre porównania tak wbiły mi się w pamięć, że kojarzą mi się już tylko z Taeminem.
Skupiając się już wyłącznie na głównym bohaterze - jego tok myślenia w bardzo szybki sposób sprawiał, że można było się w niego wczuć. Naprawdę, czasami odnosiłam wrażenie, że przeżywałam wszystkie wydarzenia tysiąc razy bardziej, niż on. Doceniam także to, że Tae nie stał się różową kluchą, która dzięki swojemu ukochanemu stała się całkowicie inną osobą. Oczywiście prawdą jest, że jego charakter uległ zmianie, ale jednak nie do przesady. Trochę inaczej patrzy na świat, trochę inaczej zachowuje się w stosunku do innych, ale jednak Taemin nadal pozostał Taeminem. Jego kreację kocham całym sercem i dziękuję niebiosom, że w jakimkolwiek fikcyjnym świecie występuje on w takiej postaci - sarkastyczny, chłodny, ale jednak w niewiadomy sposób nie irytujący. Cieszę się jeszcze, że nie zmieniałaś narracji, co w wielu przypadkach doprowadza mnie do furii. Konsekwentnie opisywałaś zdarzenia z perspektywy jednej postaci i naprawdę dziękuję ci za to. Nie liczę oczywiście jakiś dodatków, które w żadnym stopniu mi nie przeszkadzały, bo dodawały wyłącznie pewne smaczki do fabuły, które były ważne, ale jednak nie, aż tak. Widać było jednak wówczas, że potrafisz wcielić się w innego bohatera i jego myślenie pokazać w nieco innym sposób. Pomyślałam tutaj o Luhanie w DA, ale aktualnie nie jest to moim obiektem oceny, więc przemilczę to. Chociaż DA także wielbię całym serduchem i kiedyś również mam zamiar napisać, co o nim myślę. Dobra, teraz już naprawdę się zamykam.
Minho w dalszym ciągu tak bardzo przypomina mi mnie, wciąż nie wiem dlaczego. A może po prostu chciałabym taka być, bo tak bardzo kocham taki typ ludzi, że sobie wmawiam wiele rzeczy? Kto wie. Chociaż będąc nim nie wiem czy wytrzymałabym tyle prób i wyczekiwanie na (bo przecież takie znaki otrzymywał, choć wiadomo to jest skomplikowana sprawa, więc może lepszym określeniem byłoby niedoczekanie na odwzajemnienie miłości, którą podawał, jak na tacy, a zdawał sobie sprawę, że mimo, że druga strona ją kocha, to nigdy jej nie otrzyma. Jeju, kręcę, więc zostańmy przy tym nietrafionym stwierdzeniu obok.) nieodwzajemnioną miłość. Powiedział jednak, że kocha Taemina i dziękuję mu za to, bo przecież równie dobrze mógłby w dalszym ciągu nie mówić tego na głos i możliwe, że nic więcej by się później nie zdarzyło. Jest wiele scenariuszy, które mogłyby się potoczyć, ale w moim umyśle większość jest negatywnych, ponieważ wszystko co zawarłaś w tych dwudziestu rozdziałach było perfekcyjne. Zdaję sobie sprawę, że moje opinie mogą sprawić, że wydaje Ci się, iż jestem nieobiektywna, ale teraz jesteś zdecydowanie moją ulubioną autorką. Nie znam Cię w życiu prywatnym, jednak kocham twoją twórczość, kocham twój talent i kocham wszystko, co tworzysz. Odwołam się tutaj do wcześniej wspomnianego DA, genialnego oneshota Intimate Montion, który nie dość, że kocham za jeden z moich trzech otp, to na dodatek jest genialny. Tak samo reszta perełek, które tworzysz. Cholera, naprawdę kocham cię jako wspaniałą autorkę. I nie tylko jako autorkę opowiadania zamieszczonego na internecie, ale jako najprawdziwszą autorkę, równającą się z pisarkami moich ukochanych książek, które znajdują się na mojej półce. Pewnie brzmi to głupio, ale to najszczersza prawda, które napisana przeze mnie prawdopodobnie brzmi okropnie tandetnie.
UsuńWracając jednak do samej fabuły, a konkretnie to części zamieszczonej w tym rozdziale, a jeszcze konkretnie chodzi mi o smuta. Nie będę pisała, że wywołał we mnie rumieńce czy fale nieopanowanego pisku (chociaż poniekąd jest to prawdą), bo nie było to prawdą. Fragment ten wywołał we mnie po prostu uśmiech, bo ta niezdarność była taka kochana i niewinna. Taka w ich stylu i to mi naprawdę odpowiadało.
Końcówka natomiast wywołała we mnie pewną radość. Cieszę się z całej długiej, wyboistej drogi, którą oboje przeżyli w wędrówce o miłość. Jestem pewna, że epilog mnie nie zawiedzie i że o tym opowiadaniu dowie się jeszcze więcej osób, i że spodoba im się ono tak samo, jak mi. Cóż, już za moment kończą się moje nużące wypociny, które zajęły ponad stronę w wordzie.
Dziękuję Ci za tą ogromną dawkę szczęścia, którą dałaś mi przez zapoznanie się z tymi dwudziestoma rozdziałami. Życzę Ci także weny do wielu innych opowiadań, które będą przynosiły Ci satysfakcję i zadowolenie.
Boże, koniec Troubles maker?!
OdpowiedzUsuńNajbardziej płakałam na słowach " Definitywny koniec" Jak to!?
Przecież liczyłam na drugą serię i jestem gotowa błagać o to na kolanach!
Niemal codziennie sprawdzałam, czy aby na pewno nie ma dwudziestego rozdziału, mimo , że chciałam odpędzić Go jak najdalej! Świadomość, że to koniec... Jest naprawdę beznadziejna...
Wiesz dobrze, że kocham to opowiadanie :3 Przecież niejednokrotnie to pisałam! :)
Za co?
Piszesz po prostu wspaniale! Twoje opisy uczuć Taemina i przedstawiony sposób w jaki postrzega świat ... Nic dodać, nic ująć.
Wiele bym dała, by ta historia trwała i trwała...
Nie spodziewałam się takiego zakończenia... Minho wyjechał. Niemal wszyscy zostawili Taemin'a... Chciałabym poznać jego dalsze losy... :c
Wiem dobrze, że sam Epilog mnie nie zadowoli XD
Bardzo dziękuję Ci za to, że miałam szansę przeczytać Troubles Maker.
Kocham Cię :*
Alice.Nie wiem co napisać. To było mistrzowskie. Kocham cię za poświęcenie czasu na pisanie tego pięknego opowiadania. Podziwiam cię, twój styl pisania wszystkich czaruje. Jak ty to robisz utalentowana istoto?♥ xD.
OdpowiedzUsuńNadal do mnie nie dochodzi,że to koniec... czemu to musiało być tak smutne zakończenie? Moje oczy już łez nie nadążają produkować. Eh to nie zmienia faktu,iż oficjalnie zostajesz moją ulubioną autorką opowiadań.Wiedz, że również regularnie odwiedzam twoje inne blogi będące równie epickie jak ten. Kocham twoją twórczość ♥♥♥♥♥
Jest to najlepszy blog z 2minem jaki czytałam masz talent! Życzę ci duzo weny na następne blogi (mam nadzieje ze jakies jeszcze beda) w tej części ryczalam jak głupia a jak pomyśle ze to juz bedze koniec to jeszcze bardziej płakać sie chce.
OdpowiedzUsuńAliss ;__________; <3
OdpowiedzUsuńTak bardzo Cię przepraszam, że będzie krótko i z błędami, ale piszę z komórki, ugh.
Jesteś najlepsza, Aliss. Wiesz o tym, prawda? Masz tak wielki talent, ogromną wyobraźnię! Tworzysz takie cudeńka - TM, DA i masz w planach kolejne cudowne opowiadania. Kocham tak bardzo to, co robisz. W ogóle to jestem zwidziwiona, że chcesz jeszcze pisać po rozszerzonym polskim X"D
Dobra, kończę przedmowę o niczym, haha. Przechodzimy do rzeczy! A nie, zacznę od końca. XDDD
Taemin, ajjzucbdxhjskaoaksnxhjxnd. Nie zostawiaj Żabeńki! A już myślałam, że pan Choi to dobry facet. Nie, to jednak dupek jest (nie nazwę go gorzej, bo nie będę tu przeklinać, haha). Jak to możliwe, że Sulli i Minho to takie dobre dzieciaki, mając takiego ojca?!
teraz przejdźmy do tego, co zboczone yaoistki lubią najbardziej - smuuuuuuuuuuuuuuuuuut. Tyle na to czekałam, haha. Obolały Taemin po pierwszym razie. Jeszcze taki zestresowany biedaczek. No i nasz kochany Dino. Uśmiałam się. X'D W ogóle nie przeszło mi przez głowę, że to jednak TO było w tej torebc Głupia jestem. :D
Naprawdę to napisałam o dwóch najważniejszych dla mnie momentach rozdziale. Ale jestem emocjonalną papką. D: 2min... najpiękniejszy 2min ever. Dzięki temu ff zaczęłam shippować 2mina, aww <3
Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że nieregularnie komentowałam TM. Przykro mi~ Obiecuję sobie, że DA skomentuję. Ale nie teraz, przepraszam.
Ten komentarz jest beznadziejny... Ale nie stać mnie na więcej. Z komórki, wieczorem... Ech, poprawię się. :c
Dziękuję Ci za to, że podzieliłaś się ze mną, z nami swoim dziełem. Dziękuję za wszystko. ;-; <3
Hwaiting~ *^*
Panda. :3
Alice... Przepraszam, że nie napiszę pięknego, twórczego komentarza pełnego emotek i wykrzykników, ale po prostu nie jestem w stanie, bo wciąż płaczę... I przepraszam też, że nie komentowałam każdego rozdziału, tylko dopiero teraz mi się zebrało. Dziękuję. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Dziękuję tysiącokrotnie. To było... piękne, cudowne, wzruszające, zabawne, smutne, fantastyczne, boskie, wspaniałe, odlotowe, bombowe, epickie, zajebiste super, hiper, extra i nie wiem jeszcze jakie... Na przemian chichrałam się jak idiotka i wybuchałam płaczem. Jeszcze nigdy nie wczułam się tak w bohaterów. Jak dobrze nieraz rozumiałam Taemina... Nie chcę tu robić spamu i opisywać każdego po kolei... Powiem tylko, że Jjong bardzo mi się spodobał. Taki beztroski, wiecznie zjarany, debilny Dinozaur, ale mimo to jednak nie taki głupi jak by się zdawało. Z SHINee Café polubiłam wszystkich, a jakże by inaczej. OJCA Minho po prostu nienawidzę! Grr... Jak tylko była o nim jakaś wzmianka, zaciskałam pięści. Smutno mi troszkę, że z mojego kochanego EXO, które jest u mnie zaraz po SHINee, zrobiłaś złych, ale nie będę Ci tu marudzić, bo nie rozpaczam aż tak bardzo... Mniejsza z tym... Niemal cały czas, czytając, miałam łzy w oczach. Nawet jak się śmiałam z Jjonga, albo z sarkastycznych ripost Taemina. Wywołałaś we mnie takie emocje, że brakuje mi słów... Już nie wiem co pisać... Płaczę... Cały czas... Rozklejałam się przy poprzednich rozdziałach: śmierć taty Taemina, pogrzeb, opisy koszmarów, list mamy Taemina, jak był w sam lesie, to jak był taki zamknięty i bał się otworzyć, jak powoli, powoli zaprzyjaźniał się z innymi, spłonięcie kawiarni... I pewnie wiele innych ale rozryczałam się tak bardzo na wspomnienie tamtego, że nie mam siły pisać więcej... Przy poprzednich rozdziałach płakałam jak nie wiem co, ale teraz... Po prostu umarłam. Pod koniec już nie widziałam tekstu przez łzy... Zamieniłam się w zasmarkaną, mokrą, słoną papkę i czuję się conajmniej jak po ataku dementorów... Tak jakby wszyscy umarli... Po zasmarkaniu i załzawieniu koca, bluzy, klawiatury i wszystkiego w okolicy oraz mniej więcej 3 rolek papieru , zabrałam się za pisanie komentarza... Żebyś wiedziała, co ze mną zrobiłaś (patrz wcześniej: zamieniłam się w zasmarkaną papkę) i żeby Ci podziękować. To opowiadanie wzruszyło mnie jak żadne inne, a przeczytałam ich sporo... Płaczę, ciągle płaczę i czuję, że popadam w depresję... Mam takie dziwne uczucie w środku, którego nie potrafię w żaden sposób opisać... Całkiem możliwe, że pękło mi serducho... Alice, kocham Cię po prostu... Nie wiem skąd się biorą ludzie z tak ogromnym talentem. Ja nigdy nie napisałabym czegoś tak pięknego choćby w jednej milionowej części...Pisz, pisz, pisz więcej... I wykańczaj mnie dalej, aż zamienię się w totalnie rozmemłanego flaka, zasmarkanego i odwodnionego od płaczu. Czuję, że jeszcze nie raz wrócę do tego opowiadania i będę płakać tak samo jak za pierszym razem... Nie wiem co jeszcze mam napisać... Padam przed Tobą na twarz i tonę we łzach. Błagam pisz więcej, i oczywiście jak najszybciej napisz epilog, skoro to już niestety koniec... Życzę mnóstwo weny i mam nadzieję, że przeczytałaś mój beznadziejny komentarz... Jeżeli Alice to nie tylko nick, ale i Twoje imię, to pozdrawiam, moja Imienniczko :)
OdpowiedzUsuńTak Alice, masz oficjalne pozwolenie na zastrzelenie mnie. Osobiście jest mi wstyd, ponieważ piszę naprawdę późno. Już od dawna jest epilog, a ja zatrzymałam się na 20, bo… no właśnie, bo co? Bo stałam się rozmemłaną papką emocji, bo łzy lały mi się strumieniami, bo cała się trzęsłam, a na samą myśl o TM czułam dziwny ucisk w klatce piersiowej i nie mogłam oddychać? Ale nie bój się, to jest jak najbardziej pozytywna reakcja. Co prawda doprowadziłaś mnie do stanu rozwalenia emocjonalnego, ale to nie jest złe... Jedyny minus jaki tego jest, to to, że piszę komentarz do tego rozdziału zdecydowanie za późno. Ale mam nadzieję, że mi przebaczysz. W końcu lepiej późno niż wcale, nie?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę co przeżywałam jak kawiarnia spłonęła. Sama odczuwałam, że część mojego życia znika w płomieniach, a resztki po nim rozprzestrzeniały się razem z dymem. Tak sobie myślę, że w tym dymie mógłby być magiczny pył, który zanosił by informacje o TM do wszystkich ludzi, aby jakimś cudem trafili na tego bloga i mogli przeczytać to wspaniałe dzieło.
Czytam sobie po kolei rozdział od początku i wiesz co? Nie wiem co napisać. Nie wiem jak powinnam odpowiednio wyrazić to, co czuję.
Kiedy tak wszyscy siedzieli w salonie, kompletnie bezradni, nie wiedząc co zrobić, bardzo chciałam im pomóc, ale po chwili zdawałam sobie sprawę, że nie potrafię i w rezultacie wszystkie negatywne emocje, ta bezsilność, smutek wlewały się masowo do mojego ciała, umysłu, serca. Dodatkowo stan Minho, którego z nimi nie było te emocje pogłębiał. Doskonale rozumiałam wtedy Kibuma, który chciał działać, a nawet porządnie tego nie przemyślał. Ech, skąd ja to znam… W sumie troszkę, ale to troszeńkę zdziwiła mnie postawa Taemina, chociaż po ostatnim rozdziale, po jego wewnętrznej przemianie nie powinno to w ogóle nastąpić. Jednak „nowego Taemina” pokochałam tak samo jak „starego Taemina”. I jeżeli on teraz ma taką czystość umysłu, wszelki ból istnienia, Weltschmerz itp. Z niego uleciały, również poczułam pewnego rodzaju ulgę. No bo przecież nikt nie lubi jak bliska mu osoba jest nieszczęśliwa, prawda?
Przykro mi się robi na samą myśl tego, że cała reszta będzie musiała opuścić SM TOWN i wrócić do Seulu. Wraz ze spaleniem kawiarni skończył się pewien ważny rozdział w ich życiu… Jakby nie patrzeć, jestem w podobnej sytuacji, ponieważ oni wrócą do Seulu, do tego co zostawili, a ja… wrócę do swojej rzeczywistości.
EJ, BEZ KITU, NIE POWIEDZIAŁABYM, ŻE PREZENT ŚLUBNY TO BĘDZIE TO CO TAM BYŁO. BRAWO DLA MISTRZA JONGA, PROSIMY O WIĘCEJ TAKICH PREZENTÓW. A tak na serio, to wiem, że bardzo bałaś się „tej” sceny, ale nie było czego, ponieważ wyszła Ci naprawdę świetnie. Osobiście nie przepadam za takimi dokładnymi opisami seksu. W Twoim było to zrównoważone. Takie delikatne, niepewne, przepełnione strachem, ale ociekające miłością. Jedyne do czego mogę się przyczepić to… dlaczego Minho trafił za pierwszym razem? XDDDD Miał nie trafić, czego skutkiem byłby piękny face palm Taemina XD. Liczę na jakiś bonus „Ich pierwszy raz: historia prawdziwa” :> Podobało mi się to, że Żabol był taki zesrany i w ogóle, że jeszcze mu Taemin pęknie, złamie się albo coś XD Ten ich pierwszy raz był magiczny. Idealny w swojej nieidealności. Serio, uwielbiam to, że tego tak nie wyidealizowałaś, że pokazałaś, że ten pierwszy raz nie zawsze jest taki perfekcyjny. Ale LICZĘ NA TO, że pewnego dnia dojdą do perfekcji po licznych treningach, o! Hihihihih ;>
Skręcam się na wspomnienie poranka po „tym” asfnjiengreghbejgehuai TEN ROZTRZEPANY, NIEOGARNIETY, ZASPANY, SŁDOKI CHOI MINHO nfuigneirgenirnr. Mogę takiego poprosić u siebie w kuchni w każde poranki? TT TT Taeminnie, plis, nie bądź taki niedobry, pociesz Minhusia, utul go do swej płaskiej piersi, pogłaskaj po główce, ucałuj w czółko i zrób mu dobrze (ale nie w takim sensie, w jakim pomyśleliście, ZBOCZUSZKI!). Jak zwykle zachwycam się tymi ich złośliwościami i cieszę się bardzo, że nie rzucają na lewo i prawo tekstami typu „oooo słodziaku jak mi dobrze, tak bardzo cie kocham”, „dziękuję, że dałem mi taką przyjemność. Przysięgam, że bym wyszła XD
UsuńPoproszę o jakiś tasak czy coś. NO JAK MOŻNA COŚ TAKIEGO ZAPROPONOWAĆ? Ja rozumiem, że Choi Senior martwi się o swojego syna, jego edukację i w ogóle, ale jak można zabronić mu widywać się ze swoją miłością?! SANNFIUBGS
*idzie do kuchni zrobić sobie mleko bananowe na uspokojenie (wcale, ale to wcale nie wkraja banana do kosza), wraca z miłością swego życia w ręce*
No plis, w moim przypadku odniosłoby to odwrotny skutek, ponieważ bym tym bardziej się nie uczyła, bo usychałabym z tęsknoty. I nawet mleko bananowe by mi nie pomogło. A to był okrutny szantaż, bo Choi Senior chciał spełnić marzenie Taemina. AFNDIOGE, OSIOŁ JEDEN ><
Kiedy czytałam o tym, że Taemin czuje się źle, bo zostanie sam, boi się samotności, nie chce tego i nie może sobie z tym poradzić, to czułam to samo? W ogóle przez cały czas czułam się jakby Taemin przesyłam mi z dużą intensywnością to, co czuje. Płakałam jak głupia, bo to straszne uczucie. Twoje życie było złe, samotne, potem powoli zaczynało się wszystko układać, zyskałeś wielu przyjaciół i nagle boom!, niczego nie ma. Na powrót zostajesz sam i jedyne co pozostaje to zapuścić korzenie gdzieś z boku i czekać, a się uschnie, ponieważ nie ma nikogo kto by się nami zaopiekował. Okrutne :<
Awwwww *leci po kolejną paczkę chusteczek* Why Minho jedzie, why nas zostawia? ;; Nie jedź Żabolu, będę tęsknić! :<<<<<
Ta scena była taka smutna, świadomość, że rozstajesz się z kimś na długo jest straszna. Niech oni się spotykają w tym Waszyngtonie, niech robią wszystko po waszyngtońsku, ale niech będą razem!
I ta koperta. Dwa słowa, ale za to jakie. Dwa najpiękniejsze słowa świata. I nie ważne, że Taemin to napisał, ważne, że mu przekazał…
Nie mogę uwierzyć, że to koniec. Że po takim czasie coś super się kończy. Że powoli muszę na zawsze pożegnać się z wszystkimi bohaterami, chociaż dla mnie będą nieśmiertelni. Ale może więcej takch refleksji zostawię sobie na epilog. Tak, chcę chwilę pożegnania przeciągnąć jak najdłużej…
Dziękuję Alice… I przepraszam, że tak późno, przepraszam, że tak źle i w ogóle… Hwaiting! ❤️
Cóż....nie za bardzo wiem co napisać, w głowie mam jedną wielką pustkę, a w gardle wciąż czuję wielką gulę. Opowiadanie skończyłam jakąś godzinę temu, do tej pory cały czas płakałam, wręcz nie mogłam powstrzymać łez. Z tego co widzę nie byłam jedyną osobą, która aż tak to odczuła. Ostatnie zdanie siedziało i wciąż siedzi w mojej głowie, odbijając się echem o moje uszy. To właśnie te słowa wywołały u mnie wręcz histeryczny ryk. Zwyczajnie nie mogłam uwierzyć w to co przeczytałam. Nie komentowałam do tej pory, ponieważ czekałam na ostatni rozdział. Cóż ja mogę powiedzieć? Całe opowiadanie przeczytałam w ciągu kilku dni, i nawet nie wiesz jak w ciągu tych dni zżyłam się z bohaterami, z tą całą historią. Do tej pory zadaję sobie pytanie: "Jak?". Twój niewyobrażalny talent....trzymanie w napięciu...Wszystko odczuwałam dokładnie jak Taemin. Każde zdenerwowanie, każdą radość, dosłownie każdą sytuację. Jestem wręcz pewna, że nie jeden raz wrócę do tego opowiadania, i tak samo pewna, że będę odczuwać dokładnie to samo. Jestem Ci bardzo wdzięczna, za to, że stworzyłaś coś tak pięknego. Nie jestem dobra w komentowaniu, nigdy nie byłam. Jednak nie ukrywajmy - zasłużyłaś chociaż na kilka zdań. W tym wszystkim cieszę się, że został mi jeszcze epilog, za którego zabiorę się jeśli tylko nabiorę sił. Moja psychika trochę podupadła....Nie wiem co jeszcze mogę Ci napisać w tej chwili. Chcę, żebyś wiedziała, że bardzo Ci dziękuję. Naprawdę. Mam nadzieję, że kiedyś będąc w księgarni zobaczę na półce książkę Twojego autorstwa i z radością zmieszaną z ciekawością, kupię ją i pobiegnę do domu, żeby móc ją przeczytać. Do tej chwili, która z pewnością nadejdzie, będę śledzić Twoje prace - bo mam nadzieję, że napiszesz w życiu jeszcze wiele tak wspaniałych opowiadań. Dziękuję Ci jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Chciałam jeszcze tylko zaznaczyć...przeczytałam w życiu wiele opowiadań/książek, i jeszcze nigdy żaden tekst nie wywołał u mnie łez, w szczególności takich.
UsuńDziękuje Ci. Dziękuje że jesteś taka genialna. Dziękuje że jesteś taka wytrwała. Dziękuje że masz taką wyobraźnie. Dziękuje za każdy rozdział, który sprawił, że śmiałam się do łez. Dziękuje za każdy rozdział, który sprawił, że wyłam w poduszkę. Dziękuje za każde zdanie, wyraz, literę tego opowiadania. Dziękuję że rodzą się tacy ludzie jak Ty. Dziękuje nawet za to że zaraz prawdopodobnie udławie się własnymi łzami (co za człowiek tworzy takie zakończenie). Dziękuje Ci za wszystko! No i przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów chociaż każdy z nich był dla mnie jak takie "małe słońce". Odkryłam to opowiadanie dopiero kilka dni temu więc przepraszam że nie mogłam Cię wspierać w tworzeniu tego dzieła. T^T Ale obiecuję że przy następnych będę Cię motywować jak nikt inny (
OdpowiedzUsuńa spróbuj tylko czegoś nie pisać -,-). Jak już pewnie zauważyłaś kocham to opowiadanie i uwarzam za jedną z lepszych rzeczy w moim życiu <3 No i Ciebie też kocham ^^ (wysyłam do Ciebie teraz takiego wielkiego mentalnego przytulasa jakby co) <3 P.S. Czy maj pasuje Ci na date naszego ślubu? (*3*)/
Leżę. Leżę na podłodze i ryczę.
OdpowiedzUsuńPewnie to opowiadanie jest stare, ale ja mam takie tempo, że na cudeńka trafiam z opóźnieniem. Ale mam nadzieję, że komentarz przeczytasz :")
Odjebałaś coś takiego, że grzech nie zostawić po sobie chociaż kilku słów... Boże, no. Tylko dwa słowa.
Odwodnię się zaraz. Przysięgam.
Boli mnie głowa.
Przez resztę rozdziałów nie ryczałam, jakoś dusiłam wszystko w sobie. A teraz nie mogę się uspokoić.
Nawet nie mam określeń na to wszystko. Ja już nie myślę trzeźwo. Mam przeciążony mózg.
Onie. Puściłam sobie SHINee.
Coraz mocniej ryczę.
Już prawie nic nie widzę, nie wiem czy trafiam w odpowiednie klawissze..,
Mam nadzieję, że w ten głupi i dziwny sposób przekazałam ci wielkie pokłony i podziękowania za to wszystko.
Tylko dwa słowa.
To ja mam tylko jedno słowo - dziękuję.
UsuńAkurat dzisiaj postanowiłam zajrzeć tutaj i zobaczyć, co tam słychać na starych śmieciach, i na pewno nie spodziewałam się czegoś takiego. Dziękuję, nawet nie wiesz jak się cieszę, że po tylu latach to opowiadanie nadal potrafi wzbudzać emocje. ♥♥
Wow to było super
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całość i bardzo mi się podoba