Coffee on the rooftop #1


„COLORFUL”



typ: oneshot, dodatek do TM (akcja rozgrywa się po epilogu)
gatunek: fluff, jeden, wielki, słodki, cheesy fluff
ostrzeżenia: dużo... nagości ??
narrator: Taemin

uwagi: pod każdym "♥" znajduje się link z muzyką; wystarczy kliknąć~



Zawsze byłem rannym ptaszkiem, wiecznie cierpiącym na insomnię szaleńcem, który zrywał się pięć minut przed nastawionym na czwartą trzydzieści budzikiem. To było jeszcze jedno z mojej dosyć obszernej kolekcji dziwactw, które z czasem nauczyłem się akceptować. Kiedy mieszkałem w SM Town, tak właśnie zaczynał się mój naturalny schemat dnia - pobudka o nieludzkiej godzinie, otrząśnięcie się z koszmaru, który nieustannie mnie nawiedzał, potem szybkie doprowadzenie się do porządku, spacer z psem, a dalej to już wiadomo. Szkoła, kawiarnia, po jakimś czasie już tylko szkoła. I cały czas nauka, rysowanie w wolnych chwilach, usilne zapychanie myśli czymkolwiek, byleby tylko jakoś wytrzymać w tym wielkim, rozpadającym się, pustym domu, który stał się dla mnie obcy wraz z odejściem mamy, taty i wyjazdem Sulli.
Dobra, nie czas teraz na użalanie się nad sobą i sentymentalne wspomnienia. Bądź co bądź nadal jestem Lee Taemin, mam dziewiętnaście lat, krótkie, rudawe włosy (które stoją każdy w inną stronę, bo za cholerę nie da się ich ułożyć) i bardzo wybuchowy temperament. Nie, wbrew pozorom mieszkanie w stolicy i uczęszczanie do najbardziej prestiżowej akademii artystycznej nie sprawiło, że sodówka uderzyła mi do głowy, tego możecie być pewni. Nadal trzymałem się ściśle swoich popieprzonych zasad, plułem jadem na ludzi, których nie lubiłem i wciąż uważałem, że zostałem bardzo pokrzywdzony przez los, będąc skazanym na życie w tym okrutnym świecie. Ot, po prostu, wieczne narzekanie wkurzającego pesymisty. A jednak sporo rzeczy uległo zmianie i jedyną z nich zdecydowanie było to, że nie miewałem już żadnych koszmarów. Spałem jak dziecko, a jak już padłem, to trudno mnie było dobudzić. Ta zaskakująca odmiana mogła wynikać z nadmiaru pracy, bo teraz moje życie kręciło się głównie wokół wykładów, zajęć, projektów i całej reszty innych, studenckich bzdetów, którymi musiałem się przejmować. Cóż, przynajmniej nie miałem problemu z zapychaniem myśli. Wręcz przeciwnie, moje myśli były już tak zapchane, że czasami zastanawiałem się, kiedy mózg zacznie mi parować albo wyprowadzi się, stwierdzając, że jego miejsce w mojej głowie zajęły ważniejsze sprawy.
Przekręciłem się na drugi bok, prychając pod nosem, kiedy przed oczami zaczęły mi skakać miniaturowe, ludzkie mózgi i każdy z nich krzyczał mi do ucha „Coś ładnie pachnie, coś ładnie pachnie, coś ładnie paaachnieee!”.
Doszedłem do wniosku, że za wiele tego dobrego i niechętnie usiadłem na łóżku, mrugając pod wpływem oślepiającego słońca. Wszystkie dni w Seulu były słoneczne. Serio, tutaj chyba nikt nie znał deszczu. To w ogóle normalne?  Od tego całego przytłaczającego mnie ze wszystkich stron optymizmu i pastelowej, radosnej scenerii sam robiłem się wręcz niepokojąco spokojny. Machinalnie zerknąłem na zegarek i aż podskoczyłem z wrażenia. Było wpół do siódmej. Kto to widział, żeby wstawać o takiej godzinie?! Mógłbym zrobić w tym czasie tyle przydatnych rzeczy, dlaczego nikt mnie jeszcze nie obudził…? Zirytowany, wyskoczyłem z łóżka, rozglądając się w panice za ubraniem, bo to było wbrew wszelkim prawom, żebym pozwolił sobie na cholerne spanie o tej godzinie, bo sen jest dla słabych, leniwych mięczaków, bo to rozbój w biały dzień, seulskie powietrze źle na mnie działa i gdzie do diabła jest moja droga skarpetka…
Coś ładnie pachnie.
Racja, to była moja pierwsza myśl po przebudzeniu i dziękowałem za nią bogom, bo gdyby nie ona, zapewne wylegiwałbym się jeszcze dłużej. Uspokoiłem się trochę i wyciągnąłem spod łóżka puchate, różowe kapcie z króliczymi uszami. Były okropne, ale ciepłe, okej? Chociaż publicznie oczywiście nigdy nie przyznałbym się do ich posiadania i co gorsza używania, ponieważ to byłby kolejny dowód na to, że po pierwsze - moją twardą osobowość trafił szlag, a po drugie, że miałem zamiar zamieszkać z idiotą.
Z ociąganiem powlokłem się w kierunku kuchni, skąd dochodziły te kuszące i nieco podejrzane zapachy. Ewidentnie ktoś smażył jajecznicę i nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że mój chłopak nigdy nie dotykał się kuchenki, patelni czy wszelkich innych narzędzi potrzebnych do smażenia. Nie chodziło o to, że nie umiał, a przynajmniej tak twierdził. W rzeczywistości po prostu nigdy nie miał czasu, by zajmować się tak przyziemnymi sprawami, jak gotowanie sobie jedzenia. Przewracałem oczami, kiedy z dumą odgrzewał gotową pizzę czy kupował na wynos chińszczyznę, chociaż szczytem zdrowego odżywiania to nie było, szczególnie gdy popijał te wszystkie sztuczne chemikalia dwoma litrami mocnej kawy. Cóż, pewne rzeczy naprawdę ciężko było zmienić i po kilku nieudolnych próbach doszedłem do wniosku, że skoro już chcąc nie chcąc udało mi się zaakceptować wszystkie inne wariactwa mojego chłopaka, to musiałem też przyzwyczaić się do jego niezdrowego i ryzykanckiego stylu życia wraz z całym pakietem w postaci dziwactw, takich jak na przykład…
…Krzątanie się po kuchni w samym fartuszku i wesołe nucenie pod nosem jakichś beznadziejnych, popowych kawałków?
Zatrzymałem się w progu, mrugając intensywnie na widok tego niecodziennego obrazka. Przez chwilę sądziłem, że nadal śnię, ale potem szybko uświadomiłem sobie, że to byłby bardzo nieprzyzwoity sen, którego zdecydowanie nie powinienem śnić i z ulgą zaakceptowałem fakt, że to jednak rzeczywistość.
Odchrząknąłem nerwowo, szczelniej opatulając się bluzą i zacząłem błądzić wzrokiem wszędzie, byle tylko przypadkowo nie spojrzeć na jego nagie pośladki, którymi kręcił na prawo i lewo, wciąż nie przestając wesoło podśpiewywać.
Boże. Naprawdę miałem zamiar zamieszkać z kimś takim?!
- Aaach, Taemin! – zauważył mnie i wreszcie odwrócił się do mnie przodem, gdzie na szczęście wszystkie strategiczne części ciała zasłaniał mu cienki materiał fartuszka, dzięki czemu mogłem z czystym sumieniem na niego spojrzeć. Założył ręce na piersi, marszcząc komicznie brwi i oparł się o kuchenkę, patrząc na mnie z dezaprobatą. – Dlaczego już wstałeś? Miałeś spać! Jak mam ci przynieść śniadanie do łóżka, skoro nie jesteś w łóżku…?
- Bardziej mnie martwi to, że w ogóle przyszedł ci do głowy tak durny pomysł – odparowałem, podciągając się, by usiąść na blacie stołu. Minho nie miał krzeseł w swoim niewielkim mieszkanku. Twierdził, że nie były mu potrzebne, bo i tak jadł wszędzie, tylko nie przy stole. Powiedziałem mu kategorycznie, że jeśli niedługo mamy zamieszkać razem, życzę sobie porządnych krzeseł i koniec.
Westchnął ciężko i popatrzył na mnie z żalem, kiedy zacząłem wymachiwać nogami w powietrzu, próbując zajrzeć mu przez ramię, by sprawdzić postępy na skwierczącej patelni.
- Nie wiem, o której musiałbym wstawać, żeby zdążyć przed tobą. Zawsze, kiedy się budzę, ciebie już nie ma, a zaczynasz zajęcia później niż ja.
- Zegar biologiczny. Wybacz, to silniejsze ode mnie. Ale co cię nagle naszło? Myślałem, że w dalszym ciągu uskuteczniasz odżywianie się samym powietrzem, bo jesteś zbyt zapracowany, żeby w ogóle zaszczycać kuchnię swoją obecnością. – Byłem autentycznie zaciekawiony. O jego skąpy ubiór postanowiłem jednak nawet nie pytać, bo znając Minho, nie doprowadziłoby to do niczego dobrego. Czasem próbowałem przestać się dziwić, ale nawet po tych wszystkich latach wciąż zaskakiwał mnie na najróżniejsze sposoby.
Uśmiechnął się tajemniczo na widok mojej zdezorientowanej miny i z powrotem skierował się przodem do kuchenki, zmuszając mnie do ponownego odwrócenia wzroku.
- Zdecydowałem, że skoro już niedługo przestanę mieszkać sam, powinienem większą wagę przykładać do domowych obowiązków. Wiesz, nie chciałbym, by mój przyszły współlokator umarł z głodu albo uznał, że jestem niewychowanym leniem i chciał się wyprowadzić… Nie, żebym miał mu to z łatwością umożliwić. Przywiązałbym go do kaloryfera, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Nie uwolniłby się już ode mnie.
Poczułem, że na moje policzki wypłynął powoli blady rumieniec i tym razem byłem wdzięczny, że on nie mógł tego zauważyć. Nadal miewałem te swoje idiotyczne reakcje, które uaktywniały się natychmiast pod wpływem jakiegoś jego słowa, dotyku czy spojrzenia. Co prawda praktyka czyni mistrza i teraz już umiałem nad tym względnie panować, ale musiałem pogodzić się z faktem, że prawdopodobnie nigdy nie zdołam się przy nim całkowicie kontrolować. Robił ze mnie przecier uczuciowo-emocjonalny kiedy tylko miał na to ochotę i lubił to, podstępny drań.
Chyba nadszedł czas na wyjaśnienia tego zaskakującego zjawiska, jakim była zaistniała sytuacja, czyli prawie całkiem nagi Minho i ja siedzący jak gdyby nigdy nic na stole w jego mieszkaniu w Seulu, podczas gdy z zewnątrz dochodziły odgłosy budzącego się miasta i mknących po ulicach samochodów, a piętro niżej słychać było dźwięki uderzających o siebie filiżanek oraz nieustannie odzywającego się dzwonka nad drzwiami kawiarni, który informował o nadejściu nowych klientów. Westchnąłem, wciągając intensywny zapach kawy pomieszany z robioną przez Żabola jajecznicą. Czułem się tutaj tak dobrze, że najchętniej nie ruszałbym się stąd przenigdy, chociaż oczywiście nie przyznałbym tego na głos.
Wszystko zaczęło się trzy miesiące temu, kiedy to po mojej spontanicznej wizycie w studiu fryzjerskim Chaerin jechałem autobusem wraz z moimi znajomymi na lunch. Wtedy właśnie stał się cud - pośród mnóstwa małych kawiarenek i budynków sklepowych wypatrzyłem znajomy szyld SHINee Cafe, i całe życie przeleciało mi przed oczami. Z początku nie mogłem w to uwierzyć, ale kiedy wszedłem do środka, zamówiłem swoją ulubioną kawę i spotkałem najprawdziwszego w świecie Żabola, wreszcie dotarło do mnie, że wcale nie śniłem. Czułem się tak, jakby w głowie eksplodowało mi tysiąc fajerwerków, a całe moje ciało stanęło w ogniu, nad którym poderwał się rój motyli. Byłem tak szczęśliwy, że nie docierało do mnie nic oprócz silnych ramion, które mnie obejmowały i ciepłych, miękkich ust całujących mnie tak, jakby to był koniec świata. Chciało mi się płakać i śmiać jednocześnie, cały się trząsłem.
A potem pierwszy szok ustąpił i boleśnie uderzyła mnie rzeczywistość. Wtedy już nie było tak kolorowo, a wszechogarniające szczęście zaczęło topnieć we mnie powoli, ustępując miejsca dziesiątkom pytań i buzującej złości.
Dlaczego? Zostawił mnie, bo nie miał wyboru i zdawałem sobie z tego sprawę, ale dlaczego tak długo się nie odzywał? Kiedy jeszcze się ze sobą kontaktowaliśmy, wyczekiwałem nawet najmniejszej aluzji do treści liściku, jaki wsunąłem mu do plecaka na lotnisku, ale nigdy słowem się o tym nie zająknął. Bałem się, że zgubił go gdzieś po drodze, zapomniał albo uznał za zwykły śmieć i wyrzucił moje jedyne wyznanie miłości, coś, do czego zbierałem odwagę miesiącami. Zawsze powtarzał, że mnie kocha, że się jeszcze zobaczymy, że kiedy wróci, wszystko będzie w porządku. A potem po prostu przestał do mnie pisać i dzwonić. Ja też byłem zbyt głupi i dumny, by wciąż upominać się o jego uwagę. Nieważne, musiałem mu to wybaczyć, chociaż nie było dnia, żebym o nim nie myślał. Nikt z moich dawnych przyjaciół nie utrzymywał z nim już bliższego kontaktu, albo przynajmniej nie wspominali mi o tym. Kibum twierdził, że Minho rzucił się w wir nauki i studiów w USA, dlatego nie miał na nic czasu. To go bynajmniej nie usprawiedliwiało. Jakim prawem zachowywał się, jak gdyby nigdy nic się nie stało, przyciskał mnie do siebie i dotykał w taki sposób…? Należały mi się chociaż drobne wyjaśnienia. Z niejakim trudem zdołałem się więc od niego uwolnić. Wpatrując się z niedowierzaniem i coraz gwałtowniej kipiącą wściekłością w jego rozpromienioną twarz, po raz pierwszy w życiu zrobiłem to, o czym już nie raz myślałem, ale zawsze potrafiłem się jakoś powstrzymać. Z całej siły go uderzyłem.
Potem nadeszły typowe ciche dni, które były o tyle dziwne, że tak naprawdę nie różniły się niczym od tych przed spotkaniem. Na szczęście przywykłem już do tego, że w nas nic nigdy nie było całkiem normalne. Czułem się tak, jakbym był oderwany od rzeczywistości, a reinkarnacja SHINee Cafe i pocałunek wydawały mi się jakimś absurdem i czasem zastanawiałem się, czy w ogóle miały miejsce naprawdę. Spokojnie czekałem na dalszy rozwój wypadków, który nie wiadomo czy kiedykolwiek miał zamiar nastąpić i robiłem wszystko, by nigdy nie znaleźć się w pobliżu dzielnicy Yongsan, chociaż wychodziłem ze skóry, nie mogąc wytrzymać. W końcu nawet Jiyong i Jia zauważyli, że coś się ze mną dzieje i zaczęli zadawać niewygodne pytania. Kiedy już traciłem resztki cierpliwości i pragnąłem tylko jak najszybciej wybrać się do tej przeklętej kawiarni, żeby porozmawiać sobie z Minho twarzą w twarz i wyjaśnić wszystkie kwestie, on mnie ubiegł. Wychodziłem właśnie z budynku uczelni, kiedy go zobaczyłem. Stał przed schodami z zagubioną miną i rozglądał się niepewnie dookoła, nerwowo bębniąc palcami w futerał z gitarą, który miał przewieszony przez ramię. Cała jego zwykła pewność siebie gdzieś wyparowała, aż przystanąłem u szczytu schodów, nie mogąc się zdecydować, czy większą ochotę mam rzucić się na niego i zatłuc na śmierć, czy wtulić się w jego tors i ponownie wciągnąć znajomy zapach kawy i cynamonu, za którym tęskniłem jak narkoman na odwyku.
Biorąc pod uwagę fakt, że obecnie siedziałem w jego bluzie, na jego stole i podziwiałem jego goły tyłek, chyba nie muszę dokładnie opisywać, którą opcję wówczas wybrałem. Żeby nie było, że zrobiłem się łatwy - zajęło mu trochę czasu, by mnie całkowicie udobruchać. Tygodnie moich ostrych komentarzy i zdystansowanych odpowiedzi były ciężkie, ale były niczym w porównaniu do prawie dwuletniej rozłąki. Poza tym dzięki temu mógł przypomnieć sobie początki naszej znajomości. Jak przystało na masochistycznego gnojka, nawet się nie skrzywił.
Jego przeciągłe, głośne ziewnięcie wyrwało mnie z zamyślenia i zaoszczędziło mi przyjemności rozdrapywania ledwo zabliźnionych ran w najmniej odpowiednim momencie, jak to miałem w zwyczaju. Uśmiechnął się do mnie szeroko, z łobuzerskim błyskiem w oku stawiając obok mnie talerz z własnoręcznie zrobionym śniadaniem. O dziwo, jajecznica wyglądała nawet zjadliwie i postanowiłem zaryzykować jej skonsumowanie, mając cichą nadzieję, że się jednak nie zatruję.
- Wyglądasz na zmęczonego – zauważyłem, przyglądając mu się badawczo, kiedy zaczęliśmy jeść. – Aż tak się nie wyspałeś? Co ty w ogóle robiłeś  w nocy…?
Spojrzał na mnie znad swojego szybko pustoszejącego talerza i uniósł wymownie brwi. Zarumieniłem się wściekle, kiedy dotarło do mnie, jaką głupotę strzeliłem.
- Yyy, no dobra… Poprzedniej nocy.
- Poprzednią noc spędziłem z fascynującym kodeksem karnym – odparł, przewracając oczami. Dopiero teraz widziałem wyraźnie sińce pod jego oczami i poczułem ukłucie wyrzutów sumienia, że tyle czasu mu ostatnio zajmowałem. – A na następną mam już zaplanowaną randkę z akordami i półnutami. Nigdy bym nie pomyślał, że będę jechał na trzy fronty. Niedługo możesz zacząć czuć się zazdrosny o bezużyteczne pliki papierów.
- Nie uważasz, że za dużo na siebie bierzesz? – mruknąłem cicho, nie odrywając wzroku od swojego talerza, żeby nie pomyślał, że za bardzo mnie to obchodzi. Prawdopodobnie nadal dokładnie nie widział, co do niego czułem przez te wszystkie lata, skoro nawet nie dostał mojego listu. Irytowało mnie to, ale nigdy nie zaczynałem tego tematu, chociaż on niejednokrotnie powtarzał mi, że mnie kocha. W dalszym ciągu nie mogłem uwierzyć, że przestał się do mnie odzywać z powodu obietnicy danej przeze mnie jego ojcu. Dowiedział się o niej i przyrzekł sobie, że nie narazi mnie na jej złamanie, dopóki pan Choi nie wywiąże się ze swojej części umowy i nie pomoże mi dostać się na studia.
Mimo wszystko nadal krew gotowała mi się w żyłach, kiedy o tym myślałem. Gdybym chociaż wiedział… Nie, dość. Teraz byliśmy tutaj, byliśmy razem i wszystko miało być w porządku.
- Jest ciężko, ale wiesz, że to dla mnie absolutne minimum – odpowiedział zdawkowo na moje wcześniejsze pytanie. Zdążył już wszystko zjeść i zapewne przetrawić, podczas gdy ja ledwo zacząłem. – Prawo to coś, co muszę studiować, bo taki był warunek mojego drogiego ojca. Udało mi się skończyć drugi rok prawa w Waszyngtonie, więc mogłem wrócić i wybrać sobie inny kierunek, ale nadal nie pozwolił mi rzucić tamtego, chociaż miałem na to ogromną ochotę. Muzyka to mój wybór, robię to dla siebie, bo to moje marzenie. No a praca w kawiarni to już mój obowiązek, poza tym nie mam zamiaru dłużej polegać na kasie ojca. W ogóle nie chcę już na nim polegać, w żadnej dziedzinie mojego życia. Jestem wolny i szczęśliwy. Świetne uczucie, no nie? – Pomimo wyraźnego zmęczenia, wyszczerzył zęby w porażającym uśmiechu i zmrużył oczy, przyglądając mi się z czułością. Odchrząknąłem, jeszcze bardziej zażenowany.
- Nic mi do tego, ale jeśli umrzesz wcześniej z przepracowania, to nie miej do mnie pretensji, że cię nie ostrzegałem.
- Aw, to urocze, że się tak bardzo o mnie martwisz… – Oparł dłonie na moich udach i zanim zdążyłem się odsunąć, pochylił się, by szybko cmoknąć mnie w nos. Omal nie spadłem z wrażenia ze stołu, ale oplótł mnie ramionami w pasie, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę, łącznie z tą nieplanowaną. – W każdym razie mam teraz ciebie i motywację, by pracować jeszcze ciężej. Nie masz pojęcia, jak tęskniłem, Taemin-ah…
Prychnąłem w jego włosy, czując, że robi mi się nienaturalnie gorąco. Przełknąłem głośno ślinę i wiedziałem, że to usłyszał, bo parsknął cicho.
- Codziennie to powtarzasz. Nie zestarzałem się aż tak, nie mam sklerozy. Wiem o tym.
- Przepraszam. Mam wrażenie, że wciąż nie rozumiesz, ile dla mnie znaczysz. Będąc tak daleko od ciebie, czasami nie dawałem rady utrzymać silnej woli. Wydawało mi się, że zwariuję, jeśli nie usłyszę twojego głosu. Przepraszam.
Nie wiedziałem, za co konkretnie przepraszał, ale nie byłem w stanie znaleźć odpowiedniej riposty. Z cierpiętniczym westchnięciem położyłem podbródek na czubku jego głowy, wdychając zapach brzoskwiniowego szamponu do włosów. Ostatnio mieliśmy sporo takich momentów. On uderzał w podniosły ton, ja się peszyłem i końcowo brakło mi słów, a potem po prostu rezygnowałem z dalszej walki. Chciałem być jak najbliżej niego, żeby nadrobić stracony czas.
- Słyszałem, że w kawiarni też dają ci niezły wycisk – odezwałem się po upływie kilku minut, bo kończyny zaczynały drętwieć mi od ciągłego siedzenia w jednej pozycji.
- Taaak. Tutaj konkurencja jest dużo większa, ale na brak klientów też nie możemy narzekać… - Odkleił się ode mnie, ale nadal nie zabrał dłoni z moich ud, opierając swoje czoło o moje. – Zresztą nie mam wyznaczonych konkretnych godzin. Dzięki znajomościom z szefową mogę manipulować moim harmonogramem jak tylko chcę.
Mrugnął porozumiewawczo, a ja się skrzywiłem.
- Szefowa SHINee Cafe. Brr, nadal brzmi przerażająco. Kto by pomyślał, że taka z niej czasem despotyczna baba?
- Zawsze była trochę despotyczna, tylko nikt nie zwracał na to uwagi, bo wszyscy uważali, żeby tobie nie podpaść. – Zmierzwił delikatnie moje włosy, na co przeszedł mnie lekki dreszcz. Nigdy nie lubiłem, kiedy ktoś dotykał mojej fryzury, ale o dziwo kiedy on to robił, nie było tak źle. Wypuściłem ze świstem powietrze.
- Cóż, przynajmniej już wiem, dlaczego Soo Ha jest takim rozpuszczonym bachorem. Onew hyung skacze koło niego jak idiota, a Szefowa wychowuje go na małego terrorystę.
Bambi pokręcił głową, chichocząc cicho.
- Uważasz tak, bo cię nie lubi.
- Racja, możliwe. Sporo osób mnie w końcu nie lubi. W sumie to nikt mnie nie lubi.
- Ja cię lubię.
- Haha, wow, dzięki, pocieszyłeś mnie…
Moglibyśmy się tak droczyć jeszcze długo, gdyby nie to, że Żabol zawsze był nieprzewidywalny i cholernie niecierpliwy. Pisnąłem z zaskoczeniem, kiedy przewrócił mnie na plecy, tak, że wylądowałem płasko na blacie stołu, a on sam pochylił się nade mną, by z zadowolonym mruknięciem przycisnąć swoje usta do moich uchylonych w niemym okrzyku warg. Złapałem go za ramiona, czując zawroty głowy. Smakował pastą do zębów, jajecznicą i oczywiście mocną kawą. To było najdziwniejsze połączenie na świecie, ale nawet gdybym miał wybór, nie potrafiłbym się od niego oderwać. Odgarnął mi z twarzy rozczochrane kosmyki i pogłębił pocałunek, sprawiając, że przechyliłem głowę do tyłu, chwytając go za włosy. Serce biło mi teraz tak szybko, że szum krwi w uszach zagłuszył nawet hałas za oknem, a Minho nie przestawał mnie całować, wolną ręką podnosząc moją za dużą bluzę nieco wyżej.
- Czekaj. – Resztkami silnej woli odsunąłem go od siebie na wyciągnięcie ramienia. Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem, nie do końca przytomny.
- Co?
Chętnie powiedziałbym mu co, ale obiecałem sobie, że ograniczę przeklinanie do minimum. Skoro już mam stawać się miękką gąbeczką, to na całego. Zignorowałem go więc i zacząłem odliczać.
- Dziesięć, dziewięć, osiem…
- Taemin, co ty wyprawiasz? – Wreszcie ocknął się całkowicie i zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Ponieważ w dziewięciu przypadkach na dziesięć zawsze ktoś włazi i nam przeszkadza, to właśnie doznałem dziwnego przeczucia, że tradycji musi się stać zadość i teraz – wytłumaczyłem cierpliwie. – Pięć, cztery…
Minho z wahaniem zdjął dłonie z moich ud. Jego mina wyrażała tyle co „Mój Boże, umawiam się z wariatem”. Znałem ją aż za dobrze, bo gościła na mojej twarzy przez większość czasu i szczerze mówiąc, mnie bardziej pasowała, bo nie wyglądałem z nią tak idiotycznie.
- Taemin, jest siódma rano, nikt oprócz nas nie jest tak nienormalny, żeby być o tej porze na nogach, a…
Westchnąłem cierpiętniczo, kiedy na jego czole pojawiła się pionowa bruzda.
- …Jeden.
- Widzisz?! Nic nie wybuchło, nadal jesteśmy sami i właśnie straciliśmy cenne dziesięć sekund życia, dlatego teraz musisz mi je wynagrodzić, dziękuję bardzo! – Omal nie spadłem z blatu, kiedy znowu mocno mnie pocałował, praktycznie siłą zmuszając mnie do całkowitego położenia się na stole. Nasze zęby stukały o siebie w nierównym rytmie. Na moment straciłem oddech i z mojego gardła wyrwał się tylko kompromitujący, stłumiony jęk, kiedy nieco brutalniej szarpnął końcówki moich potarganych włosów. Cholerny, napalony Bambi. Oto, z czym przyszło mi się borykać!
Może rzeczywiście za bardzo panikowałem? Moja intuicja najwyraźniej zawiodła, a do tego tylko rozjuszyłem Ropuchę w okresie godowym, niedobrze.
I w chwili, gdy już całkiem się poddawałem, a on napierał na mnie całym ciałem coraz natarczywiej, praktycznie przygniatając mnie pod sobą, aż czułem, jak krew kipi w moich żyłach i temperatura podskakuje o kilka stopni w górę… Wtedy bomba postanowiła łaskawie wybuchnąć.
BUM BUM BUM.
Podskoczyliśmy jak oparzeni, tym razem naprawdę spadając ze stołu. Zanim zdążyliśmy się pozbierać i doprowadzić do porządku, w panice rozglądając się za czymś, co sprawiłoby, że nasze położenie wydawałoby się mniej podejrzane, drzwi wejściowe otwarły się szeroko i do środka wpadła trójka najbardziej przeze mnie znienawidzonych ludzi na świecie. W duchu przeklinałem nieostrożność Żabola, który beztrosko twierdził, że nie ma sensu zamykać drzwi mieszkania na klucz, bo przecież kawiarnia na dole była na noc zamykana, a nie dało się tutaj dostać żadną inną drogą. Cóż, gdyby miał chociaż trochę oleju w głowie, przypomniałby sobie, że Jonghyuna, Amber i Kibuma nie obchodziła niczyja prywatność i po prostu nigdy nie bawili się w subtelności.
- Co wy tu robicie?! – jęknął Minho, błyskawicznie poprawiając swój skąpy fartuszek, jakby nagle zdał sobie sprawę, że pod nim nic nie miał. – Mieliście przyjść później...
- Później nie mamy czasu – oznajmiła kategorycznie Amber, obrzucając nas niewzruszonym spojrzeniem. – Zawsze chodzicie na wpół nago po mieszkaniu…?
- Nie, zwykle chodzimy całkiem nago – odparowałem, piorunując ją wzrokiem. – Ubraliśmy się tylko dlatego, że tak nakazuje gościnność.
Prychnęła pogardliwie. Nadal była tak samo nieznośna, jak zawsze.
- Powinniście się cieszyć, że w ogóle mamy zamiar pomóc wam z tą przeprowadzką – powiedział Key, opierając się o framugę drzwi. Przyglądał nam się z irytująco złośliwym uśmieszkiem, jakby mentalnie dopisywał do swojej listy osiągnięć kolejny punkt za przeszkodzenie nam w jednoznacznej sytuacji. Sam nie potrafiłem już zliczyć, ile razy udało mu się przerwać nam w takim momencie, ale mógł być z siebie dumny i na takiego też wyglądał.
Zgrzytnąłem zębami, z niedowierzaniem obserwując, jak cała trójka zaczyna rządzić się w malutkim mieszkanku Minho, podczas gdy gospodarz chował się za mną, zażenowany do granic możliwości. Byłem zły, ale jednocześnie cieszyłem się, widząc ich znowu wszystkich razem, tak samo zwariowanych i bezpośrednich, jak zawsze. Banda wariatów, która kiedyś mnie do siebie przygarnęła…
Popadałem w beznadziejne sentymenty.
- Ej, Choi, co ty masz na sobie? – Jonghyun ryknął tubalnym śmiechem, dopiero teraz dostrzegając skulonego Żabola. – Albo raczej czego nie masz?! To jakiś nowy koncept kawiarni? Ho ho, nie znałem Dary od tej strony…
- Przynajmniej jest mi przewiewnie – burknął Minho, prostując się dumnie. Nie mogłem powstrzymać złośliwego chichotu, przez co uwaga Dinozaura skierowała się na mnie. Posłał mi szeroki uśmiech, co w jego wykonaniu nigdy nie zapowiadało niczego dobrego.
- Nieważne, i tak nic nie jest gorsze niż kapcie Taemina.
Cholera.


Nie będę popadać w głupie, mało oryginalne, kiczowate bzdury i nie powiem, że dzień, w którym Minho zaproponował mi wspólne mieszkanie, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu, bo tak naprawdę niczym specjalnym się nie wyróżniał. Niemniej jednak propozycja ta była dla mnie niezłym zaskoczeniem i dłuższy czas zajęło mi rozważanie wszystkich za i przeciw, zgrywanie niedostępnego, zastanawianie się oraz drażnienie go na wszelkie możliwe sposoby. Dopiero potem łaskawie się zgodziłem, w środku aż trzęsąc się z ekscytacji, bo wyprowadzka oznaczała również opuszczenie akademika i zamieszkanie z daleka od kampusu,  do tego jeszcze razem z nim. Cóż, nie musiał wiedzieć, jak wiele emocji wzbudził we mnie tym pomysłem, bo moja wyćwiczona przez lata pokerowa twarz idealnie maskowała ten niezdrowy entuzjazm. Nie można było powiedzieć tego natomiast o Jiyongu, który przez tydzień łaził za mną i marudził, jakim to jestem beznadziejnym przyjacielem, chociaż nie przypominałem sobie, bym kiedykolwiek wyrażał zgodę na odgrywanie zaszczytnej roli jego BFF. Ale Jiyong był po prostu… Jiyongiem.
- Nie wierzę, że mi to robisz! – jęczał, wisząc mi na ramieniu nawet wtedy, kiedy usiłowałem skupić się na wykładzie. – Prooszę cię, przemyśl to jeszcze… Nie możesz tak po prostu się wyprowadzić! Jesteś bezduszny, Taemin. Co, jeśli przydzielą mi do pokoju tego świra, Daesunga?! Uduszę się przez jego końskie perfumy, a poza tym on chrapie tak, że cały budynek się trzęsie!
- Ty też chrapiesz – zauważyłem bezlitośnie. – Może w duecie stworzycie symfonię i wszystkie okna popękają.
Fuknął pod nosem, mamrotając jakieś mało pochwalne epitety pod moim adresem. Najwyraźniej wreszcie dotarło do niego, że błagalne jęki mężczyzn o tej porze dnia mnie nie interesują, bo zmienił taktykę i tym razem uderzył w moje zatwardziałe sumienie.
 - Zostawiasz mnie samego z bandą pokręconych psychopatów, super. Wiedziałem, że nie wolno ci ufać! Jesteś najgorszym przyjacielem ever. Wydaje ci się, że skoro masz faceta, to automatycznie dostajesz plus dziesięć punktów do lansu?! Mylisz się, Lee Taemin! Wcale nie jesteś przez to fajny! Ughh! – Odczepił się w końcu, zjeżdżając na swoim krześle pod ławkę. – Nienawidzę cię, dupku.
Zasłoniłem usta dłonią, udając że ziewam ze znudzenia, ale tak naprawdę ukryłem mimowolny uśmiech. Współczułem Jiyongowi - w ciągu tych dwóch lat zdążyliśmy się naprawdę zaprzyjaźnić i można powiedzieć, że był pierwszą osobą, która nie musiała mnie zmuszać, bym się przed nią otworzył. Nasza relacja może nie była bardzo głęboka i na pewno nie taka, jaka łączyła mnie kiedyś z Jonghyunem czy Kibumem, bo nie przeżył ze mną tyle smutnych i wesołych wydarzeń, co oni, ale jako kumpel był dla mnie niesamowicie ważny. Akceptował mnie całkowicie. Podobnie Jia, która tylko za bardzo chciała mnie czasem kontrolować.
Był jeszcze jeden pozytywny, dość niezwykły aspekt akademii artystycznej, który zawsze nieco mnie bawił i dzięki któremu tak szybko zdołałem się tu zaaklimatyzować. Mianowicie fakt, że tutaj tolerowane i akceptowane było wszystko. To znaczy, bez przesady - jeśli ktoś postanawiał nagle zostać seryjnym zabójcą chomików i zaczynał odprawiać czarne msze w łazience, dla jego własnego dobra wysyłano go do pedagoga (wierzcie mi, bywały i takie przypadki).  Niesamowite było to, że w akademii mogło się być w stu procentach sobą i nikogo to nie obchodziło. Wolno było manifestować swój charakter ubiorem i wyglądem, albo w jakikolwiek inny, nie obrażający nikogo sposób. W rezultacie wychodząc podczas przerwy między zajęciami na dziedziniec uczelni, ciężko było znaleźć w tłumie kogoś, kto przykładowo miałby jeszcze swój naturalny kolor włosów. Ekscentryczne stroje, kolczyki w dziwnych miejscach, fryzury i tatuaże były na porządku dziennym. Podczas, gdy chłopaka idącego za rękę z innym facetem na ulicy zapewne rozstrzelano by wzrokiem, na terenie akademii wszyscy mieli to gdzieś. Cholernie mi się to podobało. Mimo woli przypominałem sobie rozmowę, którą prowadziłem z Minho lata temu, na naszej pierwszej, jeszcze nieoficjalnej randce w Seulu. „Lubię myśleć, że jestem sobą, bez żadnych specjalnych podpisów.”
Wracając jednak do sprawy przeprowadzki, bo to ona była głównym tematem ostatnich tygodni. Z początku sądziłem, że mówiąc „wspólne mieszkanie”, Żabol myślał o tym, bym to ja wprowadził się do jego malutkiego mieszkanka nad kawiarnią, które Sandara zgodziła się mu wynająć, chociaż wcześniej miała zamiar przeznaczyć je na składzik. Było naprawdę tycie - jeden pokój z łóżkiem, kuchnia i łazienka. Mnie by to wystarczyło, ale on uparł się, że potrzebujemy mieszkania, w którym będę miał wygodne miejsce do malowania, a on do nauki, grania na gitarze, parzenia kawy i stu-pięćdziesięciu-innych-rzeczy, które robił w wolnym czasie. No i oczywiście najważniejszym punktem musiał być odpowiedni dach, czyli taki, na którym dałoby się godzinami siedzieć i snuć refleksje filozoficzne, a nie taki, z którego można by zjechać po stromych dachówkach i skręcić sobie kark.
Kiedy wreszcie jakimś cudem udało nam się znaleźć odpowiedni dom i wynająć mieszkanie, co poprzedzone było tysiącami formalności i umów, nadszedł dzień właściwej przeprowadzki. Naszych rzeczy nie było dużo, a z pomocą Jonghyuna, Amber i Kibuma udało nam się wszystko zawieźć w ekspresowym tempie. Problem pojawił się, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że w środku nie ma żadnych mebli, a ściany są odrapane i wymagają natychmiastowego malowania. Na tę ostatnią myśl moja nieśmiała, optymistyczna strona podskoczyła ze szczęścia aż pod sufit, bo zawsze chciałem własnoręcznie pomalować mieszkanie. Z kolei Minho o dziwo trochę oklapł. No tak, w końcu był przyzwyczajonym do luksusów, kąpiącym się w złocie księciem.
- Nie jest tak źle – oznajmiłem wesoło, zaglądając po kolei do wszystkich obszernych pomieszczeń. Nie było źle. Był fantastycznie. Ale gdy Bambi spojrzał na mnie podejrzliwie, szybko się zreflektowałem i na powrót przybrałem grobową minę. – To znaczy, żyłem w gorszych warunkach. Kiedyś, w SM Town, z kranu przez tydzień leciała tylko lodowata, brązowa woda. Trzy dni umieraliśmy z Sull z pragnienia, bo była zima i nie mogliśmy nawet wyjść do sklepu. Dom był zasypany. Doszło do tego, że jedliśmy śnieg, żeby przetrwać…
Minho zbladł i wbił we mnie przerażony wzrok.
- Boże, Taemin… Nie wiedziałem. To straszne. Tak cierpieliście…
- Taaak i prawdopodobnie cierpielibyśmy jeszcze bardziej, gdyby to była prawda. – Myślałem, że popłaczę się ze śmiechu na widok jego miny.
- Arrgh! – prychnął z niedowierzaniem, dochodząc do siebie. – Masz beznadziejne poczucie humoru! Kto cię tego nauczył?! Jiyong?!
I rzucił się w pogoń za mną, kiedy śmiejąc się diabelsko, wpadłem do kolejnego, pustego pokoju. Wiedziałem dobrze, że nie mam z nim szans, więc po krótkim czasie bezowocnego uciekania poddałem się, pozwalając złapać mu się wpół i wrzasnąłem cicho, kiedy moje stopy oderwały się od podłogi. Minho zakręcił mną kilka razy w powietrzu, żeby końcowo położyć mnie płasko na ziemi. Zamknąłem oczy, chcąc przeczekać zawroty głowy i nawet nie miałem siły, by odwdzięczyć mu się za nie w jakiś równie przyjemny sposób. Usłyszałem, jak osunął się na kolana i położył obok mnie, wzdychając z zadowoleniem. Na chwilę zapadła komfortowa cisza, podczas której promienie zachodzącego słońca, przebijające się między wysokimi budynkami wieżowców, oblały cały pokój i nas. Błądziłem wzrokiem po szarej ścianie, czując rozsadzające mnie od środka podniecenie. Miałem „wizję”, jak nazywali to profesjonalni artyści. Ja profesjonalistą na pewno jeszcze nie byłem, ale w głowie wirowały mi setki barw i odcieni, wzorów i pędzli różnej grubości. Obiecałem sobie, że przerobię to mieszkanie na pałac, tak, żeby Minho czuł się w nim jak w swoim rodzinnym domu.
- …A tak wracając do Jiyonga… - wyrwał mnie z zamyślenia jego poważny głos. Chwilę zajęło mi przetworzenie tego urwanego zdania i wydałem z siebie przeciągły jęk, zakrywając uszy dłońmi.
- Nieee! Nawet nie próbuj! Zabraniam ci o tym gadać, słyszysz?! Dziesiątki razy zapewniałem cię, że to tylko mój najlepszy przyjaciel, a ty po prostu nie możesz…
- Kiedyś to ja byłem twoim najlepszym przyjacielem – przerwał mi, krzyżując ręce na piersi. Jego ton był lekko urażony i nie musiałem nawet na niego patrzeć, by wiedzieć, że marszczy brwi z dezaprobatą.
Na początku nieuzasadniona zazdrość Minho o moje relacje z Jiyongiem była nawet zabawna. Potem zrobiła się po prostu irytująca. Niestety biedny Jiyong niewiele miał wspólnego ze słodką do zrzygania, piętnastoletnią IU i wyeliminowanie go za pomocą sprawdzonych sposobów nie wchodziło w grę, czego nie omieszkałem już sfrustrowanemu Żabolowi wytknąć. Wiedziałem jednak, że nie odpuści tak łatwo.
- Skoro zdecydowałem się zamieszkać z tobą, a nie z Jiyongiem, to chyba znaczy, że jesteś moim bardziej specjalnym przyjacielem – wyrzuciłem z siebie, odwracając się do niego plecami.
- Okej, taki dobór słów mnie nie satysfakcjonuje. Może inaczej, kogo uratowałbyś przed stadem krwiożerczych piranii, mnie czy jego…?
- Co to za głupota, jasne, że jego. Piranie nie jedzą wyrośniętych kijanek, więc byłbyś bezpieczny i bez mojej pomocy.
Chwycił mnie za ramię i ostrożnie przewrócił na plecy, żeby móc spojrzeć mi w twarz. Przełknąłem ślinę, kiedy nasze oczy się spotkały i z zaskoczeniem odnotowałem, że jego tęczówki lśnią na złoto. Dopiero po sekundzie zorientowałem się, że to był tylko blask odbitego w nich słońca, ale jasna poświata nad jego głową nadal przypominała aureolę. Zrobiłem coś kompletnie sprzecznego z wszelkimi prawami natury i podniosłem się na łokciach, żeby pocałować go w usta.
Trwało to może z trzy sekundy, ale kiedy się odsunąłem, wyglądał na całkowicie zaszokowanego i gapił się na mnie szeroko otwartymi oczami. Zarumieniłem się wściekle, odpychając go od siebie i gwałtownie poderwałem się do pozycji siedzącej.
- Widzisz? Z Jiyongiem bym czegoś takiego nawet nie próbował, bleh. Masz swoją odpowiedź i więcej mnie nawet nie denerwuj. Jeszcze mogę się wyprowadzić!


Następne kilka dni spędziłem na malowaniu. Malowałem bez przerwy i sądzę, że gdyby Jia, Sulli i Amber nie wpadały trzy razy dziennie, każda akurat na inną porę karmienia, to nawet nie poczułbym głodu. Pochłaniały mnie kolory, spreje, pędzle i szablony. Wziąłem sobie za punkt honoru stworzyć z naszego nowego mieszkania coś niezwykłego i dlatego właśnie nudna jednolitość nie wchodziła w rachubę. Na każdą ścianę z osobna miałem inną wizję i aż rozsadzało mnie od środka, kiedy nowe pomysły rodziły się niespodziewanie w mojej głowie. Przez to wszystko postanowiłem zrobić sobie nawet kilkudniową przerwę od uczelni, mówiąc profesorom, że mam skomplikowany projekt do ukończenia przed weekendem. Nieważne, że mój arcy-ważny projekt obejmował bieganie po domu w bokserkach i za dużym podkoszulku (nie byłem stuprocentowo pewien, czy któraś z tych rzeczy w ogóle do mnie należała), z włosami spiętymi w idiotyczną kitkę na czubku głowy i rozbieganym spojrzeniem szaleńca zjaranego chemicznymi właściwościami farb i barwników, które zewsząd mnie otaczały. Byłem jakby w transie i nie myślałem o niczym innym. Nawet zmęczenia całkowicie nie czułem, dopóki wieczorem nie padałem wyczerpany na duży, dmuchany materac z górą poduszek, który Minho przyniósł w roli prymitywnego łóżka. Spałem jak zabity aż do rana, a zaraz po przebudzeniu leciałem z powrotem do roboty.
Minho z początku całkowicie akceptował i popierał moje zaangażowanie, uśmiechał się i dopingował mnie, ale kiedy spytał, czy może mi pomóc, zacząłem wygrażać mu największym pędzlem, jaki znalazłem. Jeszcze tego było trzeba, żeby ten niechlujny wariat spaprał mi całą robotę. Tego zdecydowanie bym nie przeżył.
- Radzę ci dobrze, nie tykaj go teraz – poradziła mu Jia teatralnym szeptem, myśląc chyba, że jej nie usłyszę. Przyszła w porze obiadowej spełnić swoją dzienną powinność utrzymania mnie przy życiu za pomocą dostarczania mojemu ciężko pracującemu organizmowi potrzebnych soli mineralnych. Przyniosła kimchi. – To się nazywa syndrom artysty – tłumaczyła cierpliwie mojemu chłopakowi, podczas gdy ja balansowałem na drabinie z kawałkiem ostrej kapusty w zębach. – Straszna przypadłość. Coś jak okres u dziewczyny, tylko gorsze, bo nie wiesz, kiedy się zacznie i ile będzie trwać.
- Brzmi groźnie – skomentował Minho, wciąż jeszcze rozbawiony całą tą sytuacją. To był w końcu dopiero początek i pierwsza ściana. Dopiero gdzieś przy dziewiątej zaczął trafiać go szlag.
- To jest groźne. Ale pociesz się tym, że kiedyś przejdzie. Prawdopodobnie jak całe mieszkanie będzie pomalowane, albo jak farba się skończy.
Prychnąłem pod nosem, przewracając oczami. Nie rozumieli mnie zupełnie. Po Żabolu mogłem się tego spodziewać, ale sądziłem, że przynajmniej Jia będzie mnie wspierać. Niemal stęskniłem się za Jiyongiem i jego ogłuszającym chrapaniem, ale dla własnego bezpieczeństwa wolałem nie wspominać o tym głośno. Jeszcze Minho w akcie zazdrości postanowi się zemścić i pomazać moje piękne ściany.
Akurat byłem w trakcie tworzenia miniaturowej galaktyki w naszej przyszłej sypialni, kiedy wpadła Sulli. Aż pofatygowałem się i zszedłem z drabiny, żeby się z nią przywitać, bo ostatnich czasy nasze kontakty zdecydowanie się rozluźniły i widywaliśmy się nawet rzadziej, niż kiedy ona już chodziła do liceum w Seulu, a ja wciąż byłem przykuty do SM Town. Teraz oboje mieliśmy za wiele zajęć - ja studia, a ona ostatni rok w prywatnej szkole średniej. Kiedy stanąłem obok niej, zamurowało mnie. Albo wzrok popsuł mi się od ślęczenia do późna z pędzlem w dłoni, albo moja mała siostra jakimś cudem stała się wyższa niż ja i nie miała na nogach szpilek!
- Jak wyglądam? – wypaliła, zanim zdążyłem wykrztusić chociaż słowo komentarza. Potrząsnęła głową, wprawiając w ruch krótkie do ramion, brązowe loki i uśmiechnęła się szeroko. – Byłam u Chaerin. Jest świetna! Teraz wyglądam o wiele poważniej, prawda?!
- Wizualnie może i tak, ale mentalnie cofasz się w rozwoju – odparłem, na co skrzywiła się, niezadowolona i obciągnęła spódniczkę zdecydowanie za małego już mundurka.
- Jak zwykle jesteś niezawodny, Taemin-ah. Właściwie to się cieszę, że armia tęczowych motylków hodowanych przez Minho nie wyżarła ci całkiem resztek twojej złośliwości, chociaż chyba zdajesz sobie sprawę, że przez niego stałeś się miękką gąbeczką…?
- Miękka gąbeczka zawsze może nasiąknąć jadem, dlatego mnie nie denerwuj – uciąłem, wspinając się z powrotem na drabinę. Sulli zachichotała cicho i rzuciła się na miękki materac z westchnieniem ulgi. Zerknąłem na nią kątem oka. Wydawała się szczęśliwa i w niczym nie przypominała już wychudzonej szesnastolatki z doklejonymi sztucznymi rzęsami, która zapierała się rękami i nogami, kiedy jej nowo odnaleziony, biologiczny ojciec wysyłał ją do prywatnej szkoły dla dziewcząt. Ale z drugiej strony, ja zmieniłem się nawet bardziej. Oboje byliśmy zupełnie innymi ludźmi, a mimo to nadal traktowaliśmy się po staremu. Nie było między nami żadnych niezręczności, nawet kiedy nie widzieliśmy się przez dłuższy czas. Miałem nadzieję, że już zawsze tak zostanie.
Sulli chyba myślała o tym samym co ja, bo nagle spojrzała na mnie z dołu i uśmiechnęła się łagodnie.
- Uwaga, teraz powiem coś żałośnie sentymentalnego, więc pozwalam ci wylać mi na głowę kubeł farby! – ostrzegła. – Możesz mi nie wierzyć, ale stęskniłam się za tobą. Wszyscy ci ludzie, których tutaj poznałam… Są świetni, ale wciąż przypominają mi się te bezsenne noce w SM Town, kiedy siedzieliśmy w kuchni, słuchając chrapliwego oddechu taty dochodzącego z jego sypialni. – Westchnęła ciężko, na moment zamykając oczy, a ja zastygłem z uniesioną ręką. Przed oczami stanęła mi dokładnie ta scena i była tak wyraźna, jakby miała miejsce wczoraj, a nie kilka długich lat temu. – Wiesz, mieliśmy szczęście, co? Nawet ty musisz to przyznać. Gdzie byśmy byli, jeśli to wszystko inaczej by się potoczyło?
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nie rozmawialibyśmy teraz tak swobodnie – mruknąłem cicho.
- Właśnie. Patrząc z perspektywy czasu, to jest nawet trochę zabawne, co? Czasem czuję się jak Kopciuszek, który wygrał życie na loterii. Ale nie o to mi teraz chodzi. Chciałam ci tylko powiedzieć, że nadal ciężko mi traktować Minho jako brata, natomiast ty zawsze nim będziesz. Głupie, co?
- Głupie – zgodziłem się, z trudem przełykając dziwną gulę, która utworzyła mi się w gardle. Odetchnąłem kilka razy dla rozluźnienia i przywołałem na twarz krzywy uśmiech. – Brrr, serio za dużo sentymentów. Zaraz wyleję na ciebie tę farbę, chociaż to moja ostatnia puszka.
Śmialiśmy się przez moment i to przypomniało mi jeszcze bardziej odległe czasy, kiedy żyli oboje nasi rodzice. Potem nie mieliśmy za wiele okazji, by zwyczajnie śmiać się razem z takich pierdół. Miło było do tego wrócić.
- Jeśli nie chcesz sentymentów, to mam genialny pomysł! – Sulli skoczyła nagle na równe nogi. Jej mina niestety nie wróżyła niczego genialnego. – Chodźmy na podwójną randkę! Ja, ty, Minho i Soojung! Co ty na to?!
Jęknąłem cierpiętniczo i od wymownego uderzenia głową w świeżo pomalowaną ścianę powstrzymała mnie tylko racjonalna myśl, że nie bardzo chciałbym mieć na czole odbitą małą mapę nieba.
- Rany, ty się naprawdę cofasz w rozwoju. Nie ma mowy, oto moja odpowiedź! Ja i Minho jesteśmy zbyt zapracowanymi ludźmi, żeby chodzić na coś tak przyziemnego, jak randki!
- Nie, bo jesteście jak stare małżeństwo, które daje sobie buzi w czółko na dobranoc i z powodu reumatyzmu nie ma siły się nawet zabawić!
- Sulli, a czy ty w ogóle powiedziałaś Amber o Soojung? – spytałem podstępnie, obserwując z dziką satysfakcją, jak jej rozentuzjazmowana mina nieco rzednie. Zmiana tematu przeszła nadzwyczaj sprawnie, bo wiedziałem, w jaki punkt celować.
Moja siostra odchrząknęła z zażenowaniem.
- Nie. Ale to nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu… Nie widziałam w tym sensu. Jesteśmy z Soo od niedawna, a moje kontakty z Amber znacznie się poluźniły.
- Um, nie zrozum mnie źle, ale tak naprawdę nigdy do końca nie rozumiałem, co was łączy, czy tam łączyło.
- Szczerze mówiąc, ja też nie! Dlatego właśnie mój i Soo związek kompletnie jej nie dotyczy. Ja nawet nigdy na sto procent nie wiedziałam, czy ją interesują dziewczyny!
Rzuciłem Sulli spojrzenie pełne niedowierzania i potępienia, i przez moment naprawdę miałem ochotę prysnąć na nią z góry resztką błękitnego barwnika.
- Chyba rzeczywiście jesteś bardziej tępa, niż mi się wydawało.
- Wybacz, nie wszyscy są tak pewni siebie w swoich uczuciach jak ty i Choi! – Zdenerwowała się. – Ja sama nigdy nie miałam takiego szczęścia. Parę lat temu byłam jeszcze zwykłą smarkulą i nie rozumiałam do końca mechanizmów tego świata, ale teraz już wiem, czego chcę. Zapomnij o tej randce. Poradzę sobie sama.
Zawsze była przeraźliwie uparta i nie dawała sobie w żaden sposób pomóc. Dziwnym trafem kogoś mi bardzo przypominała. Z tego też powodu nie było szans, bym odpuścił. Minho nigdy nie odpuścił, nawet kiedy odpychałem go od siebie wszelkimi sposobami, a teraz proszę, jak wiele mu zawdzięczałem.
- Uważam, że powinnaś powiedzieć Amber i to nie prawda, że to jej już nie dotyczy. Nie będę się mieszał w twoje prywatne sprawy, bo tak jak sama zaznaczyłaś, jesteś już dorosła. Ale Amber wciąż jest twoją przyjaciółką i choćby dlatego musisz się z nią spotkać.
Po jakimś czasie Sulli wyszła, posyłając mi na odchodnym całusa i wymuszony uśmiech. Wiedziałem, że będzie się tym gryzła, ale byłem też pewien, że skorzysta z mojej rady. W końcu była cholernie do mnie podobna. Oboje nienawidziliśmy się przyznawać, że potrzebowaliśmy u boku kogoś innego, kto mógłby popchnąłby nas w odpowiednim kierunku. Sami po prostu nie zawsze wiedzieliśmy, jak ruszyć z miejsca. Niemniej jednak byłem z niej dumny i miała rację. Całkiem wyrosła z bycia irytującą gówniarą i zamieniła się w irytującą kobietę. Cóż, z dwojga złego to było troszeczkę lepsze.
Kiedy Minho wrócił wieczorem - odnotowałem, że był wieczór, ponieważ słońce zaszło za chmurami i zaczęły świecić uliczne latarnie - nadal byłem pochłonięty malowaniem. Widocznie nie miał tego dnia za dużo do roboty, bo o dziwo nie wyciągnął od razu papierów i podręczników, tylko zaczął łazić po pokoju, gadać o jakichś głupotach i koszmarnie mnie wkurzać. Ze świętą cierpliwością znosiłem jego idiotyczne żarty i zażalenia, że ponoć pod jego nieobecność ożeniłem się z biedną, wymaltretowaną ścianą i zaciskając zęby, pracowałem dalej. Czekałem, aż mu się znudzi i wreszcie się zamknie, ale nic się na to nie zanosiło.
W pewnym momencie ze zgrozą poczułem, że coś mokrego ląduje na moim ramieniu, a potem sunie zamaszyście wzdłuż ręki. Zachwiałem się w panice i gdyby Minho nie złapał mnie w pasie, zaliczyłbym kolejne bliskie spotkanie z podłogą. Zdezorientowany, spojrzałem na swoje prawe ramię. Całe było umazane szafirową farbą, a Żabol stał nade mną i zanosił się bezczelnym śmiechem.
Wszystko we mnie zawrzało.
- Czy ty nie możesz, choć raz, być POWAŻNY?! – krzyknąłem na niego, ale nic to nie dało. Nadal był kompletnie nieprzewidywalny i kiedy wydawało mi się, że już na nic głupszego nie zdoła wpaść, on sięgnął po puszkę ze świeżo napoczętą, jasnoczerwoną farbą i - wciąż cholernie z siebie zadowolony - przytknął umoczony w niej pędzel do mojego policzka. Pisnąłem z niedowierzaniem, odskakując gwałtownie do tyłu. – ZWARIOWAŁEŚ! Po prostu… jesteś kompletnym świrem, Choi Minho!
- Nie wierzę, że dopiero teraz to zauważyłeś! – Kolejna porcja kolorowego barwnika wylądowała na mojej szyi, a jej zimne stróżki błyskawicznie spłynęły mi za koszulkę. Zacząłem się cofać, aż w końcu moje plecy napotkały opór w postaci ściany (świeżo pomalowanej, oczywiście) i zrozumiałem, że po pierwsze: ten szaleniec zapędził mnie w pułapkę i po drugie: przy okazji zrujnował całą moją robotę.
Wtedy ostatecznie trafił mnie szlag.
- ARGGHH! ZAPŁACISZ MI ZA TO! – Sięgnąłem po najlepszą w tym wypadku broń i prysnąłem mu niebieską farbą prosto w twarz. Niestety w porę zareagował i mój pocisk wylądował na jego wyciągniętych w obronnym geście dłoniach. Powoli opuścił ręce, spoglądając na mnie z triumfalnym uśmieszkiem i już otwierał usta, ale ja nie miałem zamiaru tak tego zostawić. – TO JESZCZE NIE KONIEC! CHODŹ TUTAJ, ZARAZ ZAMALUJĘ CI TEN FAŁSZYWY RYJ, NIECH TYLKO…!
No i się zaczęło. Nie wiem, ile farby zmarnowaliśmy w tej durnej i bezsensownej bitwie, ale kompletnie wtedy o tym nie myślałem. Moim celem było wykończyć tego niefrasobliwego żartownisia i nie zwracałem uwagi na to, że w ten sposób sprawiałem mu tylko niewysłowioną radość. Byłem zły, zirytował mnie. Zawsze denerwowało mnie, że potrafił zdobyć nade mną przewagę w tak prosty i dziecinny sposób.
Dopiero kiedy przyszpilił mnie do podłogi i zawisł nade mną, cały w farbie i z błyszczącymi ze szczęścia oczami, zdałem sobie sprawę, że może wcale nie byłem aż tak zły. Nie spierałem się nawet o to, kto wygrał, po części dlatego, że nie miałem siły, a po części ponieważ szczerze mnie to nie obchodziło. Patrzyliśmy na siebie praktycznie bez drgnięcia powiek, dysząc ciężko i co jakiś czas wybuchając niekontrolowanym śmiechem. Dziwne uczucie formowało się w mojej klatce piersiowej, ale tym razem nie kwestionowałem go. Nie wiem, co się ze mną działo, że nagle stałem się taki bezbronny i bezsilny pod wpływem jego czułego spojrzenia.
Chociaż właściwie, może i wiedziałem. Może po prostu byłem beznadziejnie zakochany.
- Kocham cię – wypaliłem, zanim zdążyłem się dwa razy zastanowić. Wielkie oczy Minho otworzyły się jeszcze szerzej z zaskoczenia, a ja z przerażeniem ukryłem rozpaloną twarz w dłoniach. Super. Właśnie tego mi było trzeba. Idiotycznych wyznań miłosnych i spalenia się ze wstydu, w dodatku w takim momencie. Zacząłem jęczeć jakieś nieskładne półsłówka i próbowałem się spod niego niezwłocznie wydostać, ale umięśnione ramiona nie pozwoliły mi się ruszyć. Miałem wrażenie, że się zaraz najzwyczajniej w świecie rozryczę.
- Ej… Taeminnie. Spokojnie… – Siłą oderwał moje palce od twarzy i przycisnął je do podłogi po obu stronach mojej głowy. Pochylił się nade mną jeszcze niżej, aż jego usta musnęły płatek mojego ucha. – Przecież wiem.
- W… wiesz? – Czułem się okropnie, nie mogąc ułożyć logicznego zdania, ale cały aż drżałem z emocji. Pierwszy raz powiedziałem mu to głośno. Prawdopodobnie pierwszy raz w ogóle mu to powiedziałem.
- Wiem. Wiedziałem już dwa lata temu. Czytałem twój list jeszcze w samolocie.
Szarpnąłem się gwałtownie, ale był silniejszy.
- Czytałeś ten list?! – wysapałem słabo i w jednej chwili zrobiło mi się przeraźliwie gorąco. Tak gorąco, że nie byłem w stanie tego wytrzymać, a jego ciepły oddech na moim policzku i przyjemny ciężar ciała wcale nie pomagały mi się uspokoić. Denerwowało mnie, że podczas gdy ja przeżywałem katusze kompletnego zażenowania, jego głos brzmiał tak łagodnie.
- Oczywiście. Nie wspominałem ci o tym, bo wciąż chciałem, żebyś pewnego dnia powiedział mi to wprost. Poza tym kiedy się ponowne spotkaliśmy… Bałem się. Nie wiedziałem, czy twoje uczucia nie zmieniły się po tak długim czasie i nie chciałem na ciebie naciskać.
Teraz oddychałem dwa razy szybciej, chociaż już nie z wysiłku. Minho znowu podparł się na ramionach, żeby spojrzeć mi głęboko w oczy. Wytrzymałem dzielnie jego gorące spojrzenie, chociaż czułem, jak wszystko we mnie topniało pod jego wpływem.
- Ja też cię kocham, Taemin-ah. Wiesz o tym, prawda? Postaram się, żebyś nigdy nie zapomniał. Kocham cię cholernie mocno.
A potem pochylił się i przycisnął swoje miękkie usta do moich, sprawiając, że rozpadłem się na tysiąc kawałków i nic już nie było w stanie posklejać mnie z powrotem w twardą bryłę lodu. Zdałem sobie sprawę z tego, że płaczę dopiero kiedy jego ciepła dłoń ujęła mój policzek i zaczęła ścierać skapujące łzy. Byłem totalnie rozbity. Nie chciało mi się wierzyć, że właśnie on dokonał tego cudu i zdołał wycisnąć ze mnie najprawdziwsze łzy szczęścia, i postanowiłem sobie w duchu, że jutro będę temu energicznie zaprzeczać. Jutro.
Przegapiłem moment, w którym nasze ubrania zostały niedbale rozrzucone dookoła. Spieszyliśmy się bardziej niż zazwyczaj. Pochłaniałem go wszystkimi zmysłami, nie zwracając uwagi na przeklejające mi się do skóry, wilgotne kosmyki włosów i mieszające się ze łzami, lepkie kropelki potu na mojej twarzy. Minho jednym zręcznym ruchem rozplątał kitkę na mojej głowie i wplótł mi palce we włosy, drugą ręką pieszcząc powoli całe moje rozedrgane ciało. Serce biło mi tak mocno, że w pewnym momencie musiałem chwycić się za klatkę piersiową, z obawy aby nie eksplodowało. Pragnąłem go każdą częścią siebie. Nasze ruchy były szybkie, chaotyczne i gwałtowne, żadnej przesadnej delikatności, po prostu jedna, wielka, buchająca miłość.
Nie sądzę zresztą, żeby miłość kiedykolwiek była delikatna, wbrew wszystkiemu, co się o niej mówi. Wydaje mi się, że zawsze jest trochę szalona. Tylko wtedy można ją naprawdę poczuć.


Rano jak zwykle obudziłem się pierwszy. Usiadłem z trudem, rozmasowując obolałe mięśnie, bo spanie na twardej powierzchni nie było najlepszym pomysłem, nie wspominając już o tym, że nasze pseudo łóżko znajdowało się ledwo kilka metrów dalej. Ziewnąłem przeciągle i przetarłem oczy, zerkając na Minho, który wciąż spał, rozwalony na środku pokoju i do tego nagi jak go pan Bóg stworzył. Westchnąłem ciężko, dochodząc do wniosku, że w naszym związku było ostatnio zdecydowanie za dużo ekshibicjonizmu i sięgnąłem po koc, żeby go nim przykryć.
Zamarłem, rozglądając się dookoła w niemym przerażeniu.
- Minho... Minho. – Spotkałem się niestety z całkowitym brakiem reakcji. – Żabolu przebrzydły, Choi Minho, wielki, okropny zboczeńcu, OBUDŹ SIĘ WRESZCIE!
Poruszył się, unosząc głowę tylko o milimetr.
- Huh?!... Uhh, co jest? Któraaaa godzina…?
- …WYSTARCZAJĄCO PÓŹNA! Ughh… Czy ty… Czy ty widzisz to, co ja?! OTWÓRZ OCZY, DO DIABŁA!
Zacząłem nerwowo szarpać go za ramię, ale poskutkowało to tylko tym, że skrzywił się nieco.
- Ufff, zostaw… Nie mamy zajęć do wieczora… O co ci znowu chodzi, Taemin-aaaah?
- PODŁOGA! – Skoczyłem na równe nogi, gapiąc się z niedowierzaniem na zdewastowaną powierzchnię dokoła nas. Nigdy w życiu nie widziałem tylu kolorów w jednym miejscu. Wyglądało to jak jeden wielki obraz Pablo Picasso, z tą różnicą, że z całą pewnością nie nadawał się do galerii sztuki. Ze zgrozą uświadomiłem sobie, że moje ręce, nogi, twarz i włosy również jakimś cudem były całe w farbie. – To niemożliwe. PIEPRZONA PODŁOGA…! Och, rusz się wreszcie i spójrz, co tutaj narobiłeś! Kompletna masakra… Wszędzie jest farba. WSZĘDZIE. Nie ma szans, żeby to wszystko zeszło. Ja cię normalnie zabiję, Choi Minho!
Wreszcie łaskawie usiadł i pobieżnie ocenił straty.
- Uspokój się, nie jest tak źle… Położymy tutaj dywan, albo…
- DYWAN?! Jak ja mam niby mieszkać tutaj ze świadomością, że pod dywanem są plamy z farby, będące wynikiem tylko i wyłącznie twojej nieostrożności?!
- Hm… Cóż. Ujmijmy to w ten sposób… Gdybyś miał możliwość cofnięcia czasu, wybrałbyś dzisiejszą noc, czy brak plam na podłodze…? – Był rozbawiony. Aż zatrząsłem się z oburzenia, nie mogąc uwierzyć, że w tak dramatycznym momencie miał czelność jeszcze sobie żartować.
- PRZEDE WSZYSTKIM WYBRAŁBYM ZABEZPIECZENIE PODŁOGI FOLIĄ I GAZETAMI!
Wybuchnął śmiechem.


Dzień na uczelni minął przyjemnie szybko. Wszyscy wydawali się być zadowoleni z faktu, że wróciłem, kilka osób zapytało mnie nawet, jak wyszedł projekt. Przywoływałem wówczas na usta sztuczny uśmiech i odpowiadałem, że fantastycznie, na co Jia i Jiyong zwijali się ze śmiechu. Nie chciałem wiedzieć, skąd dowiedzieli się o zwieńczeniu całego mojego malowania, ale przynajmniej żadne z nich nie skomentowało moich kolorowych włosów. Być może myśleli, że to taki modowy trend i miałem zamiar utrzymać ich w tym przekonaniu, dopóki przeklęta farba całkiem nie zejdzie.
Na zajęciach z rysunku dostaliśmy całkiem nowe zadanie, które miało wpłynąć na naszą ocenę końcową i do którego kazano nam się szczególnie przyłożyć. Wchodziliśmy na wyższy poziom wizualizowania ludzkiej sylwetki, tym razem z naciskiem na szczegółowe odwzorowywanie skomplikowanej anatomii człowieka. Jako ćwiczenie mieliśmy stworzyć rysunek kobiety, a za modelkę posłużyła nam dziewczyna o dość bujnych kształtach, która nie drgnęła ani na sekundę, podczas gdy skrupulatnie przenosiliśmy jej sylwetkę na papier. Byłem pod wrażeniem, ale Jiyong jak zwykle musiał wytknąć coś, co mu się nie podobało. Gdzieś w połowie lekcji pochylił się nad moją sztalugą, krzywiąc z niesmakiem usta.
- Poważnie? Czy chociaż raz nie mogliby się postarać i dać nam jakiejś super modelki z Victoria’s Secret?! Nie mogę się skupić, kiedy patrzę na tę wielką babę…
Jia zdzieliła go w tył głowy swoją paletą i byłem jej za to dozgonnie wdzięczny, bo sam już przymierzałem się do tego nie raz.
- Jesteś obrzydliwy, Kwon Jiyong! – syknęła przez zęby. – Piękno to nie jest jakieś durne wyobrażenie niewyżytych seksualnie kreatorów tego, co ty nazywasz modą. Piękno ma o wiele głębszą definicję. Jeśli uważasz, że cycate lale przerobione w Photoshopie są piękne, to żal mi cię. Ona jest piękna – Jia machnęła ręką w stronę modelki – bo jest sobą. Jestem przekonana, że spotka ją w życiu dużo więcej szczęścia, niż ciebie.
Jiyong odburknął coś niewyraźnie, ale potem na szczęście się zamknął i przez resztę zajęć malował w skupieniu. Na koniec podszedł do naszej modelki i poprosił ją o numer telefonu.
Jia wyglądała na zaskoczoną i nie sądziłem, żeby dokładnie to miała na myśli, ale napotykając mój pytający wzrok tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko. Kiedy zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy, profesor na chwilę zatrzymał nas w sali, żeby ogłosić temat naszego zadania semestralnego. Spodziewałem się wszystkiego, tylko nie czegoś takiego. Szczęka dosłownie mi opadła, ale nie było już czasu na jakiekolwiek protesty.
Nagi model.
Uhh, co?!
- To było ciekawe doświadczenie, ale chyba nie poproszę jej, żeby mi pozowała – stwierdził rozbawiony Jiyong, energicznie zeskakując ze schodów, kiedy wyszliśmy na zewnątrz. – Zostanę przy moich drogich paniach z Victoria’s Secret, sorry. Ty już wiesz, kogo będziesz malować? – zwrócił się z zaciekawieniem do Jii.
Różowowłosa zawahała się.
- Właściwie myślałam o moim dziadku.
- Łeee, dlaczego akurat o nim?! Chcesz malować obwisłe brzuchy i wyłysiałe klaty? Fuuuj!
W ten sposób po raz kolejny tego dnia dostał w łeb.
- To się nazywa naturalizm, idioto! Uhh, jesteś czasem niemożliwy! Nie mam pojęcia, jakim cudem dostałeś się do tej akademii ze swoim IQ muszki owocówki!
Wiedziałem, dlaczego żadne z nich nie spytało mnie, kogo mam zamiar poprosić o współpracę w ramach tego projektu, bo obydwoje byli przekonani co do mojego wyboru. Tymczasem ja nadal nie potrafiłem sobie tego wyobrazić i na samą myśl robiło mi się dziwnie nieswojo. Nie chodziło o to, że wstydziłem się go poprosić, tylko o to, że nigdy nie byłem zbyt pewny siebie w tej kwestii, w przeciwieństwie do niego. Jak niby miałem poprosić go o coś takiego?! Praktycznie widziałem jego powoli unoszące się w triumfalnym uśmieszku kąciki ust i uniesione brwi, a co jak co, ale triumfujący Bambi był nie do zniesienia i na pewno nie miałem zamiaru dawać mu takiej satysfakcji. Prawdopodobnie zacząłbym się żałośnie rumienić, mamrotać jakieś nietrzymające się kupy głupoty i zachowywać się jak kompletna ciota, czyli praktycznie jak zawsze w jego obecności.
Z wielkim mętlikiem w głowie poszedłem prosto do kawiarni, żeby mimo wszystko mieć to za sobą. Myślałem, że wykombinuję coś po drodze, albo jeśli zrobię to spontanicznie, wyjdzie chociaż trochę mniej żałośnie. Coś czułem, że przedtem będę potrzebował porządnej dawki kofeiny, albo najlepiej czegoś mocniejszego.
SHINee Cafe jak zwykle o tej porze było wypełnione klientami. Ciężko było znaleźć pusty stolik, a gwar zagłuszał nawet grającą w tle muzykę i cichy dźwięk ekspresu do kawy. Na ścianach wisiały nasze zdjęcia oprawione w ramki, ponieważ Dara uparła się, żeby je tam zostawić. Niektóre wyglądały głupio, na większości byłem jeszcze ponurym nastolatkiem z długimi włosami, ale nie było mowy o tym, żeby je stamtąd ściągnąć. Sandara Lee w roli szefowej SHINee Cafe naprawdę okazała się strasznie despotyczną zołzą, do czego ciągle trudno było się przyzwyczaić.
Jak tylko przekroczyłem próg, przywitał mnie rozentuzjazmowany pisk Victorii Song. Lubiłem ją, o dziwo, ale podobnie jak wszyscy tutaj, miała parę swoich niepokojących dziwactw i zdecydowanie za dużo piszczała.
- Taeminnie! – Kilku najbliżej stojących klientów wzdrygnęło się na dźwięk jej cieniutkiego głosiku. – To co zwykle?! Twój chłopak jest na zapleczu, zaraz przyjdzie!
Jasne, że przyjdzie. Pewnie słyszał jej wrzaski doskonale, gdziekolwiek był. Przewróciłem z rezygnacją oczami i wdrapałem się na wysokie krzesło przy barku, rzucając pod nogi teczkę ze sztalugami. Victoria w żadnym wypadku nie nadawała się do roli doradcy, ponieważ na mój i Minho związek od zawsze reagowała niepokojąco entuzjastycznie. Można powiedzieć, że za każdym razem, kiedy staliśmy w odległości dwóch metrów od siebie, podskakiwała jak szalona i upuszczała wszystko, co akurat miała w rękach. Nie powiem, żebym czuł się z tego powodu komfortowo i nie było mowy o głębszym wtajemniczaniu jej w nasze relacje.
Ku mojemu rozczarowaniu, tego dnia na zmianie nie było ani Kibuma, ani Amber, ani nawet Jonghyuna, czyli musiałem ze wszystkim radzić sobie sam. Potarłem spocone dłonie o materiał spodni i odetchnąłem nerwowo. Wreszcie Żabol wyszedł, rozradowany i promieniejący jak zawsze. Pomagał Eunhyukowi ustawiać jego wypieki na wystawie, ale jak tylko mnie zobaczył, rzucił wszystkim i z roziskrzonymi oczami przyskoczył, żeby się ze mną przywitać. Biedny Eunhyuk nie wyglądał na zachwyconego takim obrotem spraw.
- Nie wiedziałem, że dzisiaj po mnie przyjdziesz! – Minho uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę, żeby zmierzwić mi włosy, a ja poczułem, jak moje serce znowu gwałtownie przyspiesza. – Ale będziesz musiał poczekać, kończę dopiero za godzinę.
Spuściłem głowę, gryząc dolną wargę aż do krwi. Jak niby miałem go o to poprosić? Jak jak jak?!
- Umm… Wiesz. Dostaliśmy dziś pewne zadanie. Rysujemy, eee… naturę – wykrztusiłem, czerwieniąc się jak papryczka chili prosto z ulubionego cappuccino Jonghyuna. Cholera, co się ze mną działo?! Na tym etapie związku już nie powinienem zachowywać się przy nim jak jakaś niewydarzona dziewica!
- To chyba dobrze, prawda? – Choi oparł łokcie na blacie, zniżając się do mojego poziomu. – Lubisz rysować martwą naturę. Jesteś w tym świetny!
- Ehh, tak… - Odchrząknąłem z zażenowaniem. – Właściwie lepiej, żeby nie była martwa.
- Och… Okej? – Wyglądał na zdezorientowanego i wcale mu się nie dziwiłem. – Więc co chcesz narysować?
- Właśnie do tego potrzebuję… twojej pomocy. To znaczy, niekoniecznie twojej, ale zakładam, że nie byłbyś zachwycony, gdybym poprosił o to Jiyonga, więc… Nie masz za bardzo wyboru. Uff. Chodzi o to, że musimy wybrać sobie jakiś obiekt o dobrej aparycji anatomicznej i go zwizualizować.
Minho zamrugał kilkakrotnie, nie spuszczając ze mnie coraz bardziej zaintrygowanego spojrzenia.
- Wybacz, Taemin-ah, ale nie mam pojęcia, o czym mówisz. Wciąż jestem kompletnie zielony, jeśli chodzi o ten cały artystyczny slang…
Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko, stwierdzając, że przechodziłem już gorsze upokorzenia. A potem wbiłem w niego ponury wzrok i wypaliłem z prędkością światła:
- Potrzebujęnagiegomodela.

________________________________________

Unff. Nie wiem co powiedzieć ^^" To, co właśnie przeczytaliście, nie miało jak widać zbyt ambitnej fabuły, ale chyba potrzebowałam napisać jakiś lekki, super słodki, letni fluff na dobry początek wakacji. Zatęskniłam i to cholernie, a przy okazji wyjaśniłam kilka kwestii dotyczących epilogu TM. Smutom nadal stanowczo mówię NIE, przynajmniej jeśli chodzi o to opowiadanie. Jeśli chcecie przeczytać jakieś ostrzejsze kawałki mojego autorstwa, zapraszam TUTAJ (gwarantuję, że już od pierwszego rozdziału nie brakuje wrażeń XD).
No i cóż... Wszystko wskazuje na to, że po tych wakacjach nie będę już pisać, albo przynajmniej zrobię dłuższą przerwę. Sama sobie tego nie wyobrażam, bo pisanie jest dla mnie bardzo ważne, ale idzie matura, szykuje się ciężki rok x.x Dlatego przez dwa nadchodzące miesiące mam zamiar dać z siebie wszystko i wykorzystać tę szansę na maksa, realizując swoje najważniejsze pomysły. Nie wiem tylko co z Our Outer Space, bo wena i pomysł odfrunęły i nie mam pojęcia, kiedy wrócą ;-;
Ale dam radę! :D A Wam życzę udanych wakacji, bo wszyscy na nie zasłużyliśmy <3 Wypoczywajcie, nabierajcie energii przed wrześniem i trzymajcie się ciepło! ♥

Aliss~ 

P.S. O czym chcielibyście kolejny dodatek do TM? Pytam wstępnie, bo nie wiem jeszcze, kiedy go napiszę. Myślałam o perspektywie Amber, żeby przy okazji wyjaśnić tę małą dramę Sulber x Jungli (które jest notabene moim yuri OTP, ale teraz mam wyrzuty sumienia z powodu Amber *wzdycha ciężko*). Na JongKey póki co nie mam pomysłu :<

31 komentarzy:

  1. QRWJIHFOUESHGJKLFDSHKJFSDGJLFHAKDJAKSDJFLKASDJFLKASDJ;LKADJGLKADJFKL;GJDAFLKGJDFLKJGSLKDFJGDLKFSJ TYLE WYGRAĆ TYLE CZEKAĆ TYLE SZCZĘŚCIA O MÓJ PANIE HKJFDHSKJFSHKFH;SDKJFHSDKJFLHSD


    Pisałam Ci na tt, że poczekam ile będzie trzeba i jak już przyszło co do czego to omona fjlksdfjksdhfkjdshfkjsd. Nie umiem nawet skleić jakiegokolwiek zdania bo mnie roznosi no ;; Ze szczęścia oczywiście! Z pewnością napiszę Ci na tt trochę więcej, ale no...jak na razie może być ciężko.
    Kolejny dodatek? Um...ja chcę....może....jakiegoś smucika coś? No i JongKey no i wgl radość, tęcza nie wiem fjsdkjfskdhfsdk.
    To tyle bo no nie wiem no ;___;

    OdpowiedzUsuń
  2. JSHGFVBERFVG!!
    RYCZE PO PROSTU ;O;
    Znów warga mnie boli od uśmiechania się ale WARTO!
    Jejku jakie to było słodkie kocham takie hjgsdvkjbdwh WIECEJ
    Taemin...omg w sumie w ogóle sie nie zmienił tylko przy Minho jest taka puchata kuleczką do tulenie O BOŻE MINHO W FARTUSZKU TAK JAK KIEDYS PISAŁA SGAGSAGASGAGSGAGS!!
    Zabrakło tylko mycie łyżeczki i MOKREGO Minho w fartuszku XD
    Strasznie podobała mi sie ogólnie akcja w nowym mieszkaniu ze Taemin dostał natchnienia i chciał w sumie żeby ich mieszkanie było wyjątkowe i to było kochane i oczywiście nieodłączna bitwa na farbę afsdaga najlepiej :C XD I BOZE MÓJ HYUKKIE PICZE ToT Zrobiłaś to specjalnie prawda...? ;-; Jestem za tym by następny dodatek byl z Sulber bo mnie strasznie ciekawie jaka była ta ich relacja w TM.... wiec sulber!
    Hwaoting nie zamęcz sie pisząc tak intensywnie...XD
    G.G <3

    OdpowiedzUsuń
  3. [*]
    Umaruam, dzięki.
    5 minut tępego wpatrywania się w dwa słowa, skończone wybuchem płaczu.
    Dzięki.
    Wybacz że nic więcej nie powiem, ale mam absolutną pustkę w głowie, jakby ktoś zmiksował zawartość, wstrząsnął i wylał.
    Tylko jedno. Boję się. Cholernie się boję że znowu będę czekać wieki na kolejny dodatek... mam nadzieję że to tylko niczym nie uzasadniony strach, bo nawyk wchodzenia tutaj po kilka razy dziennie został a nic nie daje takiego zawodu jak zobaczenie że nic nie ma.
    Chciałabym smuta, o czym pewnie wiesz... Naprawdę, strasznie, okropnie chciałabym smuta, bo ja WIEM, JESTEM PEWNA, że to będzie najbardziej magiczny smut jakiego będę miała możliwość w życiu przeczytać.

    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już odzwyczaiłam się od tego opowiadania, ale dzięki temu wróciło wszystko co czułam kiedy to kiedyś czytałam. Fajnie, że piszesz ciąg dalszy...zapowiada się tak miło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto było czekać <3 Cudnie jak zawsze! ^ ^ Tak cukierkowo, że aż się zdziwiłam XD
    Jestem na TAK z one shotem z perspektywy Amber :3 Om nom nom >.< I <3 Sulber ;-; Mam nadzieję, że Sulli spikniesz z tym cudnym babochłopem, a nie XD <3 No... że tego... XD Uwielbiam Krystal, ale Sulli bardziej mi pasuje do Amber! XD Proszę~~~ >.< *robi niedorobione aegyo* XD
    Szkoda, że nie masz dalszych pomysłów na OOS ;_; Zdążyłam się już zakochać w tym opowiadaniu >.<
    Tobie Unni również życzę udanych wakacji, no i aby wena na dalsze pisanie OOS powróciła, bo przyznam się, że Twoich opowiadań o Exo nie czytałam, jakoś nie lubię, ale z nimi również życzę powodzenia ^ ^
    Dopiero w przyszłym roku masz matury? o.o Myślałam, że jesteś starsza... XDD No dobra... xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero miesiąc temu skończyłam 18 lat! :D I tak się czuję stara ;;

      Usuń
  6. asrdygfuihopkjl *q*
    Takienotakieotakieno!
    nie moge, to jest genialne, ta seria jest moja biblią! <3 Geniusz
    A jeśli chodzi o one-shota to z Amber bo jestem strasznie ciekawa...
    waitnig.... <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjemne uczucie znowu przeczytać coś na tym blogu i ponownie poczuć klimat TM. ♥
    Cieszę się, że jest to taki słodki fluff i nawet dobrze, że nie zdecydowałaś się na smuta. Jakoś wydaje mi się, że by nie pasował, a tak jest idealnie. :D
    Co do następnego dodatku to nie mam pojęcia. To co wybierzesz będzie dobre. Ale pomysł na oneshota z perspektywy Amber jest dobry. Zwłaszcza, że teraz relacja pomiędzy nią a Sulli jest niewyjaśniona.
    Muszę jeszcze skomentować muzykę. Muszę. Twój gust muzyczny od zawsze mi imponował i Twoja zdolność znajdowania jakichś cudownych piosenek. Ale jak znalazłaś ten zespół(?) Dostana to już naprawdę nie wiem. Chociaż pomimo wszystko pasuje do opowiadania, także i tak wychodzi to na plus. XD
    Po wakacjach jeśli faktycznie zrobisz sobie przerwę od pisania to oczywiście zrozumiem, bo matura jest ważna, ale będę cholernie tęsknić. T^T
    Życzę Ci wspaniałych wakacji i żeby wena Cię nie opuszczała! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, wiedziałam, że ktoś się w końcu zapyta o "Dostanę"! XD Aż na to czekałam, szczerze mówiąc :D Wiec hmm, to nie jest zespół, to piosenka z bollywoodzkiego filmu, którego oglądałam niedawno z koleżankami i tak mi to wpadło w ucho, że potem przez tydzień non stop jej słuchałam! No i musiałam ją gdzieś wykorzystać, a że tak się ładnie wkomponowała wraz z teledyskiem w ogólną tematykę tego oneshota to, cóż... Nie mogłam się powstrzymać xD
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz, jak zawsze cudownie mnie motywujesz ;-; ♥

      Usuń
  8. OMO! To jest takie urocze. :3 Ja na miejscu Taemina też bym się bała. Ja się wstydzę nawet poprosić kogoś, żeby mi pozwolił swoją twarz namalować, a co dopiero... No! Ja chcę kontynuację. *-* Kocham osobowość Tae w tym opowiadaniu. <3 A co do yuri... Rób co uważasz Unnie! We twoim wykonaniu przeczytam prawie wszystko. Tylko nie krzywdź za bardzo Amber, dobzie? ;-; Lubię ją! XD Weny i chęci wiele! Miłych wakacji! ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. To było cudowne, urocze, przepiękne. Chcę więcej fluffów Twojego autorstwa, jejuuu... rozpływałam się podczas czytania. Brakowało mi tylko czegoś "więcej" na tym blacie stołu... och, Aliss, ranisz mnie ;c
    Ucieszył mnie fakt, że Taemin spokojnie używa zwrotu "mój chłopak", wreszcie obudziły się w nim uczucia ;;
    Co do następnego dodatku - nie będę wybrzydzać, chociaż nie kryję, że oneshot yuri niezbyt by mnie zadowolił, wolałabym kolejnego 2min fluffa ;c
    I wybacz, Aliss, ale muszę o to zapytać, bo mnie dręczy - gdzie podziewa się Satan...? Być może coś przeoczyłam albo nie doczytałam, a przynajmniej żadna wzmianka o nim mi się w oczy nie rzuciła ;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha o kurczę, prawdę mówiąc to totalnie zapomniałam o nim wspomnieć, ale dobrze, że mi przypomniałaś, poświęcę mu porządnie następny dodatek xD Ale od kiedy Minho wziął go pod swoje skrzydła, jego matka zaczęła się nim opiekować, więc prawdopodobnie nadal z nią mieszka i na pewno nie może na nic narzekać :D

      Usuń
  10. Boże... To jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaak piękne <3 czytałam z serduszkami w oczach normalnie! <3 jak ja kocham ich razem... ten pyskaty Tae, który mięknie jak tylko pojawia się Minho... ksndjaksndkand <3 brak mi słów normalnie! To jest aż za piękne no! *o* Oni razem... ach <3
    mam nadzieję, że przyjdzie Ci też wena na JongKey, bo to mój drugi ukochany paring ^^

    Miłych Wakacji życzę! i dużo, dużo, dużo weny <3

    BuŹka ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem tak co do twoje przerwy związanej z matura. Zdawałem zeszłoroczną maturę. Nauczyciele mówli nam jakie to straszne i trdne. Jednak matura nie jest taka straszna jak to sie mówi. Wiem ze sądzisz ze będziesz sie ciezko na nią uczyc ale...nie będzie tak źle. Zaufaj swojemu Oppie hahahahah xD Co do dodatku to fantastyczny!
    Z

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha mówisz, że nie będzie tak źle? xD Uff, stresuję się tym rokiem, ale ja zawsze panikuję na zapas, więc może rzeczywiście nie powinnam się tak przejmować ^^ Dziękuję za słowa otuchy i za komentarz ♥

      Usuń
  12. OMOMOMOMOMOMOMOMOMOMOMOMOMO Jak zawsze, boskie <3 Cieszę się, że nie zostawiłaś TM, bo to moje najnajnajukochańsze opowiadanie, chociaż kocham wszystkie Twojego autorstwa <3
    Matura to bardzo ważna sprawa, więc masz rację - do nauki! ;) Ale nie musisz nas całkiem opuszczać TT.TT Wystarczy jakiś oneshocik od święta, bylebyś całkiem nie porzucała pisania, bo dobrze wiemy, że ani Ty, ani my na dłuższą metę tego nie zniesiemy xD
    Hwaiting, Aliss! Obyś skończyła te dłuższe opowiadania, bardzo bardzo BARDZO czekam na Deflowered Angel <3 Cierpliwie czekam, ale nie każ mi cierpieć ;P The Devil Wears Gucci też jest genialne <3
    HWAITING ALISS!!! Jesteśmy z Tobą i zawsze czekamy na Twoje dzieła ;*
    P.S Nadrabiam zaległości w komentowaniu, przeczytałam oczywiście już dawno xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawzajem, miłego wakacyjnego odpoczynku ^^

      Usuń
  13. Szczerze nie myślałam że bedziesz jeszcze dodawać ciąg dalszy Troublemaker...ale miło mnie zaskoczyłaś
    życzę weny :)))
    Mam do ciebie pytanie....czy wyrażasz zgodę na skopiowanie twego opowiadania otórz bardzo chciałabym zrobić z niego plik w formie pdf abym mogła go czytać kiedy zechcę
    jeśli wyrażasz zgodę to po zrobieniu z tego ebooka
    podesłabym ci go i mogłabyś go udostępnić gdzie byś chciała
    proszę o jak najszybszą odpowiedź
    ~KUUKI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko uwzględnisz w tym, kto jest autorem, to oczywiście, nie mam nic przeciwko. ^^

      Usuń
    2. Oczywiście że napisze :)))
      Dziękuje bardzo

      Usuń
  14. Witaj.
    Dodałam tego bloga do listy blogów o SHINee u mnie na its-just-shinee.blogspot.com
    Ten komentarz ma Cię tylko o tym poinformować, więc śmiało możesz go usunąć, jeśli uznasz go za spam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetne świetne świetne :) kocham to opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć!
    Nominowałam Cię do Liebster Award. Więcej informacji na: http://timefliesfaster.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  17. Alis, przepraszam, że tutaj, niestety nie mam Twojego aska... Co z moim ukochanym opowiadaniem o Panu Gucci? Wytrwale czekam na kontynuację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zamiar kontynuować je w czerwcu, na razie moim życiem zawładnęła maturka. xD

      Usuń
  18. czytam te opowiadanie juz w 2015 roku i jesli o mnie chodzi naprawde jestem zachwycona. ovzywiscie nie bylabym soba gdybym nie zwrocila uwagi na pewne bledy rzeczowe ale co tam... nie pisze tego po to by hejtowac, wiec stlamsze w sobi caly moj nienawidzacy wszystko i wszystkich temperament i powiem: laska nie porzucaj tak amber... llamcia nie moze tak zostac sama widac ze zalezy jej na sulli wiec wszegmogaca panno aliss ktora pelni tu funkcje boga! blagam zrob cos... pozatym powodzenia na maturze mysle ze wypracowanie napiszesz spiewajaco!

    OdpowiedzUsuń
  19. Czytam to po raz kolejny i znów zakochałam się w TM aż mam ochotę przeczytać od zera. Od początku ♡
    I chyba to zrobię. Czekam ciągle z niecierpliwością na dalsze losy.
    hwaiting ♡

    OdpowiedzUsuń
  20. Czytam to po raz kolejny i znów zakochałam się w TM aż mam ochotę przeczytać od zera. Od początku ♡
    I chyba to zrobię. Czekam ciągle z niecierpliwością na dalsze losy.
    hwaiting ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww *^* Powiem tyle, że pracuję nad dodatkiem numer 2, bo też mnie tak naszło ostatnio. xD Nic chyba specjalnego, bo kontynuacji jako takiej nadal nie przewiduję, ale myślę że czerwiec/lipiec można się czegoś spodziewać~ :3

      Usuń
  21. Naprawdę długo zbierałam się, żeby przeczytać to opowiadanie, bo szczerze to za 2minem niespecjalnie przeszkadzam i prawdę mówiąc wzięłam się za nie, bo odczuwał nałogowy niedosyt JongKey (którego było mi za mało trochę i przyznam, chciałabym się dowiedzieć co tam u nich słychać) i żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Z automatu zawędrowało na szczyt listy moich ulubionych opowiadań i cieszę się strasznie z serii dodatków, której wyczekiwać będę niecierpliwie. Lepiej późno niż wcale. :D

    OdpowiedzUsuń